Moja Muzyczna Cyklotymia - czasami myślę, że ta nazwa byłaby bardziej adekwatna dla nazwania mojej publicystycznej aktywności. Jak inaczej bowiem określić sytuację, gdy czyjeś gusta muzyczne naprzemiennie kierują się z ponurych i refleksyjnych dźwięków w stronę dynamicznej, melodyjnej i bardzo pozytywnej muzyki? Z drugiej strony jest to też pewne odbicie moich emocji i nastrojów i czuję, że dobrze jednak mieć w swojej biblitoece coś na, parafrazując pewną reklamę, na każdą pogodę. Zobaczmy więc teraz, jak te wszystkie wyże i niże kształtowały się przez ostatni tydzień.
Zacznijmy od jasnej strony mocy i przenieśmy się na chwilę na Półwysep Iberyjski. Tam, a konkretnie w Hiszpanii działają dwie ciekawe power metalowe grupy. Pierwsza z nich, katalońska Kilmara wydała niedawno swój piąty album studyjny, zatytułowany Journey to the Sun. Pełny jest on szybkiego i melodyjnego grania w starym, dobrym, europejskim stylu. Jak mozemy przeczytać w opisie grupy, ich muzyka opowiada o sile i mocy jakie jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie gdy łączą nas wspólne cele. Dokładnie takie emocje towarzyszą mi w trakcie odsłuchu tego albumu, a zwłaszcza gdy z głośników leci utwór tytułowy, będący w ostatnich dniach najczęściej słuchaną przeze mnie piosenką.
Nieco inna wizja przyświeca Cain's Dinasty. Ten pochodzący z Alicante jest od lat piewcą wampiryzmu i innych związanych z horrorami tematów. Nie brak jednak w ich tekstach elementów romantycznych. W ostatnim tygodniu przypomniałem sobie debiutancki materiał kapeli, wydany w 2008 roku Legacy of Blood. Zawarty na nim power metal nie jest może tak pogodny jak w przypadku Kilmary ale odrobina mrocznego klimatu dodaje tej muzyce nuty pikanterii. Co ciekawe, ostatnio ukazały się trzy single będące hiszpańskojęzycznymi wersjami zawartych na debiucie kompozycji. Może zainteresuje to Strefę rokendrola wolną od angola?
Pozostajemy w rejonie Morza Śródziemnego, tylko słoneczną Hiszpanię zamieniamy na mglistą i deszczową (wg Google'a) Lombardię. Pochodzący z Mediolanu Derdian początkowo był jednym z grona młodych (u progu XXI wieku!) zespołów power metalowych, które zainspirowane dokonaniami ich krajanów z Rhapsody postanowili stworzyć swoje własne, power metalowe sagi fantasy. Po trzech albumach z serii New Era przyszedł jednak czas na zmiany, zarówno na stanowisku wokalisty jak i całej koncepcji. Dzięki temu otrzymaliśmy m.in. płyty Limbo i Human Reset, w których słyszymy mocny wokal Ivana Gianiniego a teksty stały się bardziej filozoficzne i osobiste ale i podejmujące aktualnie istotne, zangażowane społecznie tematy. Muzycznie jednak to nadal był świetnie zagrany, dynamiczny i pełen symfonicznych aranżów power metal. Na dzisiejszej liście znajdziecie po jednym utworze z obu tych płyt i liczę, że przypadną Wam do gustu.
Przejdźmy teraz do skutej lodem (w Wieliczce w nocy -10) krainy Wiślan. Enchanted Steel to bardzo fajny dowód na to, że Polacy potrafią grać naprawdę dobry power metal. Jest tu wszystko to, co kocham w tym gatunku - szybkość, melodie, klawisze i fantastyczny setting. A przede wszsytkim autentyczność, którą czuć tu na każdym kroku. Arion Galadriel stworzył album pełen pasji i miłości do grania i ta pozytywna energia udziela się w trakcie odsłuchu debiutanckiego krażka Might and Magic.
Nowy album wydała w piątek dowodzona przez Tommy'ego Johanssona Majestica. Mimo, że de facto jest ona nowym wcieleniem działającego od 2000 roku ReinXeed to jednak do muzyki tego drugiego nie potrafiłem się jakoś przekonać. Dopiero, gdy po rebrandingu ukazała się płyta Above the Sky dałem się ponieść tej epickiej i dynamicznej muzyce. Nie inaczej sprawa ma się z najnowszym dziełem Szwedów - Power Train aż kipi od szybkości, melodii i podniosłego nastroju. Szczególnie polecam kompozycję My Epic Dragon, która korzysta chyba z wszystkich archetypów power metalu - jest smok i jest epickość. Mam mówić coś więcej?
Mówiąc o muzyce pełnej pozytywnego vibe'u nie można zapomnieć o scenie AOR, której reprezentantem był szwajcarski Transit, o którym pisałem w zeszłym tygodniu. Na dzisiejszej playliście pojawi się też utwór Here I Go Again, jeden z największych hitów hard rockowego Whitesnake. Lata mijają a to się nadal świetnie słucha a refren cóż, wyśpiewuje się sam. Klasyka!
Klasyką i jednym z najważniejszych krążków w historii niejednego podgatunku metalu jest album Black Metal brytyjskiego Venom. Osadzony w szeroko pojętym nurcie NWOBHM był znacznie bardziej surowy i plugawy niż dzieła innych zespołów, wprowadzając elementy estetyki wykorzystanej później w thrash czy nomen omen black metalu. Dwa moje ulubione kawałki z tego krążka, które wrzucam dziś na playlistę to, oprócz tytułowego również wwiercająca sie w ucho swoją melodią Countess Bathory.
Do klasyki rocka, zwłaszcza tego z lat 70-ych odwołuje się również założona w 2011 roku szwedzka Gin Lady. W piątek premierę miała płyta Before the Dawn of Time, siódma w ich karierze ale pierwsza, która trafiła do moich słuchawek. I jak czuję zostanie w nich na dłużej, bo to kawał solidnego retro hard rocka.
Czas teraz na moje drugie muzyczne oblicze. Tu, w krainie doomu i psychodelii nadal pierwsze skrzypce gra szwedzkie Avatarium, którego najnowszy krążek Between You, God, the Devil and the Dead to prawdziwa uczta dla zmysłów, raz ciężka i przygniatająca, raz bardziej melodyjna i rytmiczna. W przeciwieństwie jednak do 2-3 ostatnich wydawnictw zespołu, z których najczęściej słuchałem jednak tych przebojowo-hard rockowych kawałków, tu na pierwsze miejsce wysforowało się Lovers Give a Kingdom to Each Other, nastrojowa i pięknie rozkręcająca się i nabierająca ciężaru z każdą kolejną minutą.
Przebojowa jest natomiast na pewno nowa TOŃ. Sami muzycy zresztą ostrzegali, że Dziennik. Dzień Pierwszy - druga kompozycja nagrana na split z Weedcraftem, to koncertowy banger, Mieli rację bo utwór, choć nie mający takiej mocy do wgniatania w fotel jak Wszyscy Toniemy również wchodzi do głowy na długi, długi czas.
Co powiecie teraz na amphibious stoner/doom metal z solo na harmonijce? Tak w skrócie można opisać nowy singiel coraz bardziej popularnego w naszym kraju Froglorda. Herman zapowiada nowy krażek brytyjskiego zespołu a my go słuchamy i cieszymy się, że nasz bagienny kult rośnie w siłę!
Dzięki największemu popularyztorowi żabiego lorda, Gruz Culture Propaganda trafiła do mnie płyta Excursion amerykańskiego trio CLEEN. Muszę przyznać, że te kosmiczno-stonerowe dźwięki potrafią człowieka zahipnotyzować.
Jeżeli w doom metalu bardziej niż gruz, cenicie sobie tradycyjne i epickie klimaty to sprawdźcie sobie nasz własny, rodzimy CrossRoad. Nawiązując do komentarzy pod moim ostatnim podsumowaniem tygodnia, posypałem głowę popiołem i teraz "CrossRoad supremacy wariaty". Jest czego słuchać, bo ich debiut Funeral Path to potężna i ciężka muzyka, kojarząca mi się nieco z Candlemass z czasów "pierwszego Messiaha". A to raczej dobra rekomendacja.
My Polacy mamy swoją "new wave of polish doom metal" a czy istnieje coś takiego w Czarnogórze? Szczerze nie wiem ale znam zespół, który w tym kraju potrafi stworzyć naprawdę dobry doom metal, przywodzący na myśl dokonania Paradise Lost z okresu Icon czy Draconian Times. Tą ekipą jest Dvoeverie, które już kilka razy pojawiło się na łamach Muzycznej Kroniki. Dziś proponuję Wam zapoznać się z najnowszą EP-ką kapeli, Of Togetherness, która pełna jest surowego ale niepozbawionego melodii, staroszkolnego doom metalu.
Mroczna i nastrojowa muzyka to nie tylko domena doom metalu. Już w zeszłym tygodniu wspominałem Wam o polskim duecie inside her i ich debiutanckiej płycie Shame of Hearts. Cóż mogę dziś więcej powiedzieć? Jestem pod wielkim wrażeniem tego połączenia synthwave'u z industrialnym metalem. Jest odpowiedni ciężar, jest umiejętnie użyta do budowania klimatu elektronika a całość urozmaicają gościnne występy utalentowanych wokalistek, takich jak Marta Leśniewska czy Justyna Gryka. Na dzisiejszą playlistę trafiły trzy kompozycje tego projektu, z których każda na swój sposób wyjątkowa.
Efekt jaki wywarła na mnie muzyka inside her sprawił, że zapragnąłem posłuchać jeszcze więcej tego typu muzyki. Pogrzebałem więc w swojej bibliotece i odświeżyłem sobie twórczość niemieckiego Auger, który również łączy w sobie dark- i synth-wave ale jednak z lżejszą, rockową muzyką. Z głośników ponownie popłynęły dźwięki mojego ulubionego Oxygen ale i znalazłem też czas na najnowszy singiel zespołu, wydany na jesieni Fascinate Me. Oba utwory niezwykle klimatyczne a przy tym łatwo wpadające w ucho, elektroniczne ale i wzbogacone o aksamitną gitarę. Jeśli kręcą Was takie klimaty to warto dać szansę muzykom zza naszej zachodniej granicy.
Od power metalu po darkwave, od słońca Hiszpanii po fiordy Szwecji. Artykuł pełen kontrastów ale połączony w całość wspaniałą i wciągającą na długo muzyką. Mam nadzieję, że po jego lekturze i odsłuchu poniższej playlisty będziecie mieć podobne zdanie. Czekam też na Wasze podsumowania i polecenia. Niech gra muzyka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz