poniedziałek, 29 maja 2023

22.05-28.05.2023


 Za nami kolejny tydzień, w którym nie ograniczałem się w swoich muzycznych podróżach, czego efektem jest dość zróżnicowana stylistycznie playlista. Niemniej jednak jest kilka zespołów, które mógłbym określić jako te "naj, naj".

Absolutnym numerem jeden było kanadyjskie, prog-rockowe Mystery. Ich najnowszy album Redemption to pełna emocji i kunsztu artystycznego gitarowa podróż. I choć Kanadyjczycy najlepiej czuli się zawsze w refleksyjnych suitach i balladach (tu Every Note, The Beauty and the Least, My Inspiration) są na tej płycie momenty, gdy potrafią zagrać bardziej agresywnie. Dobrym przykładem jest niespokojny Pearls and Fire, opowiadający o dojrzewaniu do bycia "prawdziwym mężczyzną". Ogólnie tematyka albumu jest dość depresyjna, jednak po przesłuchaniu pojawia się uczucie pewnego odprężenie, pewnego "redemption". Gorąco polecam, bo obok Crime Scene od RPWL to jak dla mnie najlepsza tegoroczna prog-rockowa płyta.

Z Kanady pochodzi również doom-rockowe Blood Ceremony, o którym pisałem w ostatnim tygodniu. Muzyka, jaką zaprezentowali na wydanym z początkiem maja The Old Ways Remain wymyka się prostym klasyfikacjom. Zarówno fani rocka gotyckiego, progresji w stylu Jethro Tull czy klasycznego doom metalu znajdą tu coś dla siebie. Oprócz wspominanych ostatnio utworów, w tym tygodniu mam dla Was również Lolly Willows - szybki utwór ze wspaniałą partią fletu i bardziej stonowane, mroczne Mossy Wood. Jest to naprawdę muzyka jedyna w swoim rodzaju i jeżeli szukacie czegoś "innego" to jesteście w domu.

Z klimatów doomowych mam dla Was jeszcze jeden utwór projektu Iroh, o którym również mogliście już kilka razy przeczytać. I tym razem nie jest to typowy doom metal - dużo tutaj elementów horror rocka i stonera. 

Tydzień temu też pisałem o nowym albumie kolektywu The Ocean. Ta grupa od dawna łączyła w sobie elementy hardcore'a sludge metalu i post-rocka. Tym razem przeważa głównie ta ostatnia inspiracja, a także coraz śmielsze użycie elektroniki choć zespół nie stroni nadal od ciężkich gitar i mocnego screamu na wokalu. Dobrze ilustruje to utwór Subboreal, gdzie skreczowe zwrotki łączą się z hardcorowym refrenem. Wszystko w dość niepokojącym klimacie. Kolejna płyta warta uwagi ze względu na swoją nieszablonowość.

Na początku maja swoją premierę miał też album Seven amerykańskiego zespołu Winger. Dawne gwiazdy hair metalu dziś grają bardziej dojrzale, momentami bluesowo, refleksyjnie choć kiedy chcą nadal umieją dołożyć do pieca. Widać to zwłaszcza w dynamicznym utworze Stick the Knife in and Twist. Poza tym za najlepszą piosenką na płycie uważam jednak wolniejsze, choć niepozbawione pewnej dynamiki i bluesowego klimatu Tears of Blood. Do kompletu na dzisiejszej playliście macie jeszcze balladowe Do or Die. Po raz kolejny miło mi napisać, że Winger pokazuje, że zespoły hair metalowe jeśli tylko mają pomysł na siebie, mogą z powodzeniem działać w latach dwudziestych nowego wieku.

Zespołem, który muzycznie trochę nawiązuje do stylistyki przedostatniej dekady XX wieku jest szwedzki Seventh Crystal. Ich muzykę można określić mianem melodyjnego metalu, ewentualnie AOR-a - widać jednak, że glam metal jest dla nich też ważną inspiracją. Swoją drogą ciekawe jest to, że aktualnie centrum takiego melodyjnego metalowego grania jest nie USA a Skandynawia. Wracając do meritum - zachęcam do zapoznania się z twórczością tego zespołu. Na playliście macie dwa utwory - Wonderland momentami bardzo kojarzy się z Jesus He Knows Me a Higher Ground z pojedynkiem Obi-Wana z Anakinem (dobra, żart). Obie piosenki to żywe, energetyczne kawałki, które na długo zostają w głowie.

Jak zwykle w ostatnich miesiącach dużą reprezentację ma power metal. Głównie za sprawą nowego albumu Greków z Mystic Prophecy. Jak pisałem ostatnio, jest to cięższa, bardziej agresywna odmiana powera, tak więc spodoba się również tym, którzy nie potrafią strawić symfonicznych elementów czy falsetowego śpiewu wokalistów. R.D. Liapakis, wokalista zespołu dysponuje mocnym, zachrypniętym głosem, który również dodaje utworom pazura. Na playliście macie do odsłuchu aż 5 utworów kapeli, jeśli jednak miałbym wskazać najlepsze to na pewno będą to Cross the Line, Road to Babylon czy tytułowy Hellfire. 

Inni reprezentanci power metalu w dzisiejszym artykule to również grający bardziej heavy Majesty (szybki Never Kneel), czerpiący ze skandynawskiego folku Falconer (rozpędzone Pale Light of Silver Moon i For Life and Liberty), włoska formacja Elvenking (The Autumn Reverie) czy marynistyczny Saint Deamon (rytmiczny The Final Fight). Nie mogło zabraknąć również nowego singla mojego ukochanego power metalowego zespołu - Rhapsody of Fire (pół-balladowe cudo Kreel's Magic Staff).

W przeciwieństwie do powera, gothic metal pojawia się u nie dość rzadko. W tym tygodniu za sprawą Sirenii sytuacja trochę się zmieniła. Norweska kapela, dowodzona przez charyzmatycznego Mortena Velanda i mająca za mikrofonem tak utalentowaną śpiewaczkę jak Francuzka Emmanuelle Zoldan wydała niedawno nową płytę 1977. Warto wspomnieć, że to już czwarty krążek nagrany z Emmanuelle jako główną wokalistką (wcześniej pomagała w nagrywaniu chórków), czym wyrównuje rekord należący do swojej poprzedniczki Ailyn. 1977 to płyta będąca naturalnym rozwinięciem motywów znanych z poprzedniego albumu. Jest dużo elementów symfonicznych, operowych śpiewów ale nie brak też ciężkich gitar i dynamiki. Brakuje tylko chyba częstszej obecności growlingów Mortena (takich jak choćby w Seven Widows Weep z płyty Perils of the Deep Blue) ale może to już jest zwykłe czepialstwo. Posłuchajcie sobie A Thousand Scars i Wintry Heart obecnych na playliście i zdecydujcie sami.

Na koniec jeszcze swojski element - piosenka Morowa Dziewica Łysej Góry, o której też pisałem już tydzień temu. W ostatnich dniach trochę zaniedbałem ten zespół ale tyle się działo na muzycznej mapie świata, że nie dało się każdemu dobremu zespołowi poświęcić po równo uwagi. Mam nadzieję, że teraz to nadrobię, bo zespół ten to kawał naprawdę dobrego, rodzimego folk metalu.

Ok, to chyba tyle na dziś. Mam nadzieję, że nie będziecie znudzeni. Przy okazji chcę jeszcze podziękować za duży odzew na mój ostatni post (Muzyczny Alfabet). Jeżeli ktoś z Was chciałby jeszcze przygotować swoją playlistę, piszcie śmiało. Czekam z niecierpliwością a tymczasem poniżej link do dzisiejszej listy:

Playlista: 28.05.2023

czwartek, 25 maja 2023

Mój Muzyczny Alfabet - Top Lista

 

 
Dzisiejszy artykuł to pewnego rodzaju wyzwanie dla mnie ale i możliwość bardziej przekrojowego spojrzenia na mój gust muzyczny. Od pierwszego postu na blogu, w którym umieściłem playlistę z moimi ulubionymi zespołami minęło już kilka miesięcy, myślę więc, że warto znów przypomnieć o sobie najważniejszym dla mnie kapelom.
 
Tym razem postanowiłem zmienić konwencję Top Listy. Zasada była prosta - każda litera alfabetu to jeden zespół, który jako całokształt twórczości lub konkretna piosenka jest dla mnie ważny - albo wiąże się z jakimś szczególnym wydarzeniem albo wpłynął na moje postrzeganie świata albo po prostu trafił prosto do mojego muzycznego serca. Postanowiłem też nie rozpisywać się na temat każdej piosenki, kryteria wyboru tej a nie innej chcę zachować dla siebie.
 
Przyznam, że nie było łatwo wybrać utwory na playlistę, zwłaszcza, że niektóre litery alfabetu aż kipią od wielu świetnych zespołów. Jedynie w przypadku litery B odszedłem trochę od zasad i wybrałem dwa równie bliskie memu sercu zespoły. 

Jeżeli spodoba się Wam taki sposób przedstawienia mojej muzycznej biblioteki, zapraszam do tworzenia własnego "muzycznego alfabetu" i podsyłanie mi w komentarzu pod postem lub w mediach społecznościowych. Postaram się każdą playlistę sumiennie przesłuchać a najciekawsze z nich podlinkuję w którymś z kolejnych postów.

Tyle tytułem wstępu. A o to przed Wami mój muzyczny alfabet:

A - Axxis - Little Look Back
B - Budka Suflera - Kolęda Rozterek  Big Big Train - Dandelion Clock
C - Candlemass - Scandinavian Gods
D - Draconian - Deadlight
E - Edguy - Rise of the Morning Glory 
F - Frayle - Darker Than Black
G - Gamma Ray - Real World
H - HammerFall - Hector's Hymn
I - Inkubus Sukkubus - Soul Inside
J - Judicator - God's Failure
K - Katatonia - Will I Arrive
L - Lake of Tears - Lady Rosenred
Ł - Łysa Góra - Morowa Dziewica
M - My Dying Bride - And My Father Left Forever
N - Novembers Doom - Apostasy
O - Overkill - Electric Rattlesnake
P - Paradise Lost - Forever Failure
Q - Qantice - Slayer's Jig
R - Rhapsody of Fire - Rising From Tragic Flames
S - Sonata Arctica - Cloud Factory
T - Therion - Lemuria
U - Universe - Daj Mi Wreszcie Święty Spokój
V - Velesar - Przegrana Sprawa (Dumka Słowiańska)
W - Winger - Madalaine
X - XIII. Stoleti - Transylvanian Werewolf
Y - Year of the Cobra - At the Edge
Z - Zdrowa Woda - Piwo
 
 I oczywiście link do playlisty: My Musical Alphabet

poniedziałek, 22 maja 2023

15.05-21.05.2023

 

Po kilku tygodniach zdominowanych przez jeden gatunek muzyczny (raz power, raz doom metal) dziś czas na naprawdę zróżnicowaną playlistę. Praktycznie w każdym z interesujących mnie gatunków muzycznych pojawiły się ciekawe nowości a i zdarzało mi się wracać do nieco starszych albumów. Postaram się to wszystko podsumować w jak najbardziej czytelny sposób.

Zacznijmy może od glam metalowego (kiedyś) Wingera i ich najnowszej płyty Seven. Jest to w ostatnim czasie jeden z najczęściej odtwarzanych przeze mnie krążków. Muzyka na nim zawarta jest przede wszystkim dojrzała, czasami wpada w blues, czasem ma więcej heavy metalowego ciężaru. Kompozycje są przemyślane i ciężko znaleźć utwór, który odstaje poziomem od pozostałych. Na playliście umieściłem cztery zróżnicowane utwory, które dość dobrze reprezentują album jako całość. Korzystając z okazji pozwolę sobie także na małą dygresję. Nie wiem, czy ktoś z Was zauważył ale w teledysku do utworu Nothing Else Matters wiadomego zespołu widzimy jak Lars Ulrich wyciąga lotki z tarczy do której przyczepiono plakat innego muzyka. Tą osobą jest Kip Winger, śpiewający basista i lider Winger. Jak widać Metallica nie darzyła glam metalu zbyt wielkim szacunkiem. Ironią losu jest to, że po ponad 30 latach od tego wydarzenia to Winger stale rozwija się i wydaje bardzo wciągającą płytę a legenda thrash metalu od płyty ReLoad gra raczej to samo - raz lepiej raz gorzej. Potwierdzeniem tego jest fakt, że to Winger w moich postach jest zwykle "gwoździem programu" a Metallica pojawia się gościnnie. 

Kolejnym zespołem, który ostatnio zajmował dużo mojego muzycznego czasu jest greckie Mystic Prophecy. Weterani heavy/power metalu wydali w piątek swój 12 album zatytułowany Hellriot. Mamy na nim do czynienia z muzyką ciężką, dynamiczną ale i ekstremalnie melodyjną. Zespół nie rezygnuje ze sprawdzonej formuły co po tylu latach sprawdza się nadal znakomicie. Podczas gdy inne zespoły power metalowe gnają "jak konie w galopie", Mystic Prophecy rozpędza się jak walec i nie bierze jeńców. Jako dobry przykład podałbym m.in. utwór tytułowy, Demons of the Night czy Road to Babylon, choć i w wolniejszych lecz nadal ciężkich kawałkach zespół radzi sobie bardzo dobrze. 

Pozostając przy power metalu nie sposób nie wspomnieć o nowym singlu Rhapsody of Fire - Kreel's Magic Staff. Ta urocza, majestatyczna pół ballada była absolutnie najczęściej słuchanym przeze mnie utworem w ostatnim tygodniu. Z niecierpliwością czekam na jakieś informacje na temat nowej płyty.

Inne zespoły power metalowe, które możecie znaleźć na playliście to kończące karierę Majesty (utwory Never Kneel i Back to Attack), fiński Excalion (pochodzący z nowego albumu Soulbound) a także nowa nazwa na scenie, choć już umacniająca swoją pozycję dwoma świetnymi albumami - Evermore (Call of the Wild z debiutu). 

Wspominałem powyżej "byłych" thrashowców z Metallici. Czas więc może napisać kilka słów o zespole, który nadal mocno siedzi w thrash metalu, nie rezygnując jednak ze stałego rozwoju. Czytając regularnie bloga pewnie już domyślacie się, że chodzi o Overkill. Moją ulubioną piosenką z wydanego w kwietniu Scorched jest bez wątpienia mający ciekawy rock'n'rolloy vibe Bag O'Bones. Zachęcam do zapoznania się z nim jak i całą, bardzo bogatą i zróżnicowaną dyskografią zespołu.

Drugim po powerze moim ulubionym podgatunkiem metalu jest doom (wiem, że brzmi to dziwnie gdyż można je postawić po dwóch różnych stronach sceny). Już w zeszłym tygodniu (po pewnej przerwie) miał dość mocną reprezentację na cotygodniowej playliście, zwłaszcza dzięki odkryciom ze strony Doom Charts. Ostatni zamieszczony tam miesięczny ranking krył w sobie jeszcze jedną perełkę - doomgazowy zespół Spotlights. Ich muzyka - ciężka ale i na swój sposób eteryczna pochłonęła mnie bez reszty i zdominowała moją doomową część osobowości. Na dzisiejszej liście proponuję Wam kilka utworów z ich najnowszej płyty Alchemy For The Dead. Zwłaszcza Sunset Burial i False Gods zasługują na uwagę. Jeżeli lubicie połączenie doom metalu i shoegaze'a w stylu chociażby SOM czu Jesu - ta muzyka jest dla Was stworzona. 

Jeśli natomiast w doomowej sferze bliżej Wam do rocka niż do metalu to polecam zapoznać się z najnowszym krążkiem Blood Ceremony. Na The Old Ways Remain udało się Kanadyjczykom zmieścić zarówno elementy klasycznego doom metalu, progresji z lat 70-tych (ten flet!) czy trochę folkowych klimatów. Ciężko na tym albumie znaleźć dwie podobne piosenki. Mój numer jeden to hipnotyzujące The Bonfire at Belloc Coombe ale i rockowy Ipsisimuss łatwo wpada w ucho. Szczęściarze, którzy byli na tegorocznej edycji Soulstone Gathering mieli okazję posłuchać tej kapeli na żywo - ja niestety siedziałem na dyżurze kilka ulic dalej...

Pozostałe doom metalowe propozycje na ten tydzień to znane z poprzednich postów brudny stoner/doom Green Yeti z utworem Witch Dive, który przyciągnął mnie do tego zespołu, horror-rockowy projekt Iroh czy szybki, bardziej nawet heavy niż doom metalowy Thrones of Gold od Mount Atlas.

Pewne elementy doom metalu można odnaleźć też w twórczości post-metalowego The Ocean, który w zeszłym tygodniu wydał nową płytę Holocene, zamykającą cykl albumów inspirowanych dziejami geograficznymi ziemi. Wraz z kolejnymi krążkami można zauważyć stopniowe odchodzenie od muzyki post-hardcore w stronę alternatywnego post i prog-rocka, jednak nadal można znaleźć momenty, w których zespół nie zapomina o swoich korzeniach. Tak jest chociażby w rozbudowanym Unconformities, który zaczyna się od delikatnych, akustycznych pasaży z gościnnym wokalem Karin Park by około 6-ej minuty wypełnić się ścianą gitar i hard-corowym screamem Loica Rosettiego. Utwór ten oczywiście macie do przesłuchania na playliście.

Bardzo ważną dla mnie premierą jest też nowy krążek neo-progrockowców z kanadyjskiego Mystery. Zespół ten ma na swoim koncie kilka utworów, które mogę postawić w pierwszej dziesiątce mych ulubionych prog-rockowym kawałków. Na Redemption po pierwszym odsłuchu znalazłem chyba kolejną perełkę. Jest to 9-minutowy, melancholijny ale niepozbawiony pewnej mocy The Beauty and the Least. Linia melodyczna na długo zapada w pamięć a instrumentalne pasaże tylko potwierdzają kunszt muzyków. Mam również nadzieję (graniczącą z pewnością), że gdy spotkamy się za tydzień na kolejnym podsumowaniu, Mystery będzie reprezentowane przez więcej niż jedną piosenkę. 

Prócz bardziej tradycyjnych odmian metalu mam też dla Was kilka utworów zespołu łączącego industrial z gothic metalem. Mowa oczywiście o nowym albumie szwedzkiego Deathstars. Wydany po 9-letniej przerwie Everything Destroys You ma w sobie wszystko to, za co lubimy tych artystów - elektroniczne rytmy, zimne, surowe brzmienie i mroczny klimat. Z trzech umieszczonych na playliście utworów zdecydowanie wybija się Midnight Party, który sprawia że noga sama zaczyna stukać do rytmu. Gdyby tylko takie utwory grano w klubach, ehh...

Na koniec moje wielkie muzyczne odkrycie. Kiedy przygotowywałem playlistę poświęconą polskiemu folk metalowi miałem gdzieś z tyłu głowy kilka zespołów, którym nie dałem jeszcze szansy. Jednym z nich była Łysa Góra, która jakoś zawsze kojarzyła mi się z muzyką akustyczną. Kilka dni temu na Artrock.pl przeczytałem artykuł nt premiery ich nowego krążka, w którym podkreślano cytuję "mocne, głębokie metalowe brzmienia, białe wielogłosy, podwójna stopa, zakręcone gitarowe riffy, energetyzujące skrzypce i transowy bass". Od razu wyszukałem album na Spotify i... odpłynąłem. Nie wiem jak mogłem przegapić zespół o takim potencjale. Wszystko to co napisano w wyżej wymienionym albumie to prawda, nic dodać nic ująć - to trzeba przesłuchać. Na playliście macie dziś trzy absolutnie wciągające utwory - Morowa Dziewica, W Ogniu Świat i Wiedźma Bimbrownica. Zachęcam do odsłuchu a ja czym prędzej biegnę zedytować playlistę do artykułu o polskim folk rock/metalu.

Uff, dużo zespołów, dużo nurtów muzyki rockowej i metalowej. Mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem. Jeśli jednak po odsłuchu playlisty poczujecie niedosyt, że o kimś napisałem mniej - dajcie proszę znać! Poniżej jak zwykle link do listy:

21.05.2023

piątek, 19 maja 2023

Polecam: MelodicRock.com

 

Witam wszystkich fanów metalu i rocka, a zwłaszcza ich bardziej melodyjnych podgatunków. W dzisiejszym poście pragnę przedstawić Wam kolejny, dość ważny dla mnie jeśli chodzi o muzyczne odkrycia portal muzyczny. Po Doom Charts, jak sama nazwa wskazuje, stojących po tej bardziej ponurej stronie sceny metalowej przyszedł czas na coś zdecydowanie jaśniejszego i bardziej pozytywnego.

MelodicRock.com i związana z portalem wytwórnia muzyczna MRR (MelodicRock Records) prowadzone są przez zamieszkałego na Tasmanii miłośnika i propagatora muzyki gitarowej - Andrew McNeice'a. Nikt inny jak on dzielnie niesie pochodnię tradycyjnego glam metalu, AOR-a, sleaze czy nomen omen melodyjnego rocka. Prócz zespołów zasłużonych w dziejach gatunku, choć aktualnie często zapomnianych na portalu znaleźć można również młodych wykonawców, nie bojących się czerpać pełnymi garściami ze spuścizny kolorowych lat 80-tych. 

Przez kilka lat regularnie na stronie MelodicRock.com pojawiał się też coroczny ranking najlepszych albumów (w postaci nagród Melrock Awards), który był dla mnie dobrą wskazówką w poszukiwaniach nowych ciekawych zespołów. Niestety ostatnie takie zestawienie pochodzi z 2021 roku i dotyczy roku poprzedniego, swoją drogą obfitującego w dużo ciekawych glamowo/aor/sleaze rockowych płyt. Niemniej jednak, nadal obecne na tym portalu recenzje albumów przykuwają moją uwagę i zawsze mogę odnaleźć coś nowego.

Dzięki tytanicznej pracy pana McNeice mogłem poznać kilka naprawdę porządnych zespołów, które śledzę regularnie a także takich, do których chętnie wracam. Najważniejszym odkrycie jest na pewno fiński Brother Firetribe, którego muzyka w niczym nie ustępuje klasykom hair metalu takim jak Poison czy Motley Crue. Nie mogę również nie wspomnieć o Brytyjce Chez Kane, której mocny głos i zamiłowanie do mocnego, melodyjnego grania sprawia, że rośnie nam godna następczyni Lity Ford czy Lee Aaron. Następnym wartym uwagi zespołem jest First Signal, o którym moi czytelnicy mogli usłyszeć choćby w lutym, gdy wychwalałem pod niebiosa ich najnowszy krążek. Poza tym strona MelodicRock.com pozwoliła mi odkryć takie kapele jak heavy metalowy Black Swan, sleaze rockowy Crazy Lixx, hard rockowe One Desire czy Degreed, aorową perełkę Creye i melodic rockowe Vega i Seventh Crystal. Podobnie jak w przypadku DoomCharts, moje muzyczne odkrycia związane z opisywaną dziś stroną zebrałem razem w jednej playliście, do której link umieszczam pod postem.

Mam nadzieję, że zaprezentowane na playliście piosenki przypadną Wam do gustu, może zaczniecie też częściej odwiedzać MelodicRock.com i w przyszłości polecicie mi jakieś swoje odkrycie. Gorąco do tego zachęcam. Trzymajcie się i udanego weekendu.

Playlista: My MelodicRock.com Discoveries 

poniedziałek, 15 maja 2023

08.05-14.05.2023

 

W porównaniu do bardzo power metalowego podsumowania z zeszłego tygodnia, dziś mam dla Was bardziej urozmaiconą playlistę. Bogatą reprezentację ma tu zwłaszcza doom metal, który ostatnio w mojej bibliotece był nieco usunięty w cień. Oprócz niego i nadal dominującego power metalu znajdziecie też trochę hard rockowego i industrialnego grania. Liczę, że każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie.

Na początek zespół niezmiernie dla mnie ważny - Rhapsody of Fire. To od tej włoskiej kapeli zaczęła się moja niesłabnąca miłość do metalu, a zwłaszcza power metalu. Obecna na muzycznej scenie od prawie 30 lat ekipa zaprezentowała w piątek nowy singiel - Kreel's Magic Staff. Jest to nomen omen magiczna pół-ballada łącząca w sobie zarówno epicki klimat, uroczą melodię, krystaliczny wokal Giacomo Voli'ego i elementy folkowe - czyli wszystko to, za co pokochaliśmy Rhapsody (w każdej możliwej wariacji). Mimo, że oficjalnie nie jest to jeszcze ogłoszone, to utwór ten prawdopodobnie zapowiadać będzie kolejną płytę zespołu, będącą trzecią już częścią Nephilim's Empire Saga, przyznam, że nie mogę się doczekać aż poznam dalsze losy jej bohaterów.

Jeśli już zaczęliśmy post od power metalu to wypada coś napisać o innych przedstawicielach tego gatunku. O nowym albumie Majesty pisałem już ostatnio i podtrzymuję swoje zdanie - kawał solidnego heavy/power metalu, może nie wybitne ale godne pożegnanie ze słuchaczami po trochę rozczarowujących Legends z 2019 roku. Mimo, że niemiecko-węgierski zespół ma w swojej dyskografii wiele świetnych, utrzymanych w marszowych tempach metalowych hymnów, to z nowej płyty najbardziej przemawiają jednak do mnie typowe powerowe galopady. Cztery najlepsze z najlepszych możecie odnaleźć na playliście. 

Dość często słucham również najnowszej płyty Saint Deamon, która również wysoki poziom prezentuje zwłaszcza w tych szybkich numerach. Kawałki takie jak Gates of Paradise, Heaven to Heart czy The Call us Deamons mają w sobie coś zaraźliwego, co sprawia że na długo zostają w pamięci. 

Troszkę mniej czasu w zeszłym tygodniu otrzymał ode mnie Elvenking. Mimo to udało mi się na Reader of the Runes - Rapture wygrzebać mały diament, który początkowo zwyczajnie przeoczyłem. Mowa o utworze The Autumn Reverie, który ujął mnie uroczymi zwrotkami i rozpędzonym refrenem, będącym chyba najbliższym klasycznemu powerowi elementem na tym, dość zróżnicowanym albumie. Oprócz tego utworu, niepodzielnie moim faworytem z tej płyty jest To the North, który również obfituje szybszymi tempami. Jak widać, w ostatnim czasie najbardziej przemawia do mnie power metal w najbardziej klasycznym z klasycznych wydaniu.

Tej tezie przeczy co prawda obecność utworu The Key to Eternity autorstwa Angusa McSIX, gdyż jest to utwór raczej utrzymany w średnim tempie, melodyjny i przebojowy, można by rzec nawet "radiowy". Jest to jednak tylko wyjątek potwierdzający regułę.

Jeśli chodzi o heavy/hard rockowy Tanith to moja sympatia do albumu Voyage nie słabnie mimo kilku tygodni od premiery. Co jakiś czas odkrywam na tym albumie coś nowego, jednak palmę pierwszeństwa nadal dzierżą pełne mocy i przebojowości Flame i Falling Wizard. Mam nadzieję, że zespołowi uda się osiągnąć popularność na jaką niewątpliwie zasługują. 

Ok, czas już na wspominany na początku doom. Tydzień temu wspominałem już o nowej płycie łaczącej doom metal z hard rockiem i rockiem progresywnym kapeli Blood Ceremony. Mocnym punktem kanadyjskiego zespołu jest dźwięk fletu przywodzący na myśl od razu Jethro Tull a także charakterystyczny wokal Alii O'Brien. Nie można zapominać też, ze zespół nie boi się eksperymentować brzmieniem, zabarwiając swoją muzykę elementami innych gatunków. Oprócz wpsomnianych w zeszłym tygodniu utworów na uwagę zasługuje hipnotyzująco swingujące The Bonfires at Belloc Coombe, którego mógłbym słuchać na okrągło.

Kolejne dwa doom metalowe (mniej więcej) zespoły odkryłem dzięki stronie Doom Charts, co w sumie nie powinno nikogo dziwić. Pierwszy z nich to majestatyczny stoner/doom spod szyldu Green Yeti. Duszna, brudna muzyka z dość obskurnym wokalem, nie pozbawiona jednak pewnej wyjątkowej melodyki, którą jednak docenić można dopiero po kilku odsłuchach. Dla przykładu - Dirty Lung początkowo pominąłem a do samej kapeli przekonał mnie inny utwór Witch Dive. Minął tydzień i to jednak pierwsza z tych dwóch piosenek trafiła na dzisiejszą playlistę. Liczę, że na tym to "odkrywanie" się nie skończy. 

Drugi wykonawca to projekt Iroh, będący w brzmieniu nawet bardziej stonerowy niż doomowy. Płyta They Ride to swego rodzaju concept album - stylizowany na audycje radiowe, odbierane przez dwóch przyjaciół podróżujących starym autem przez południowe tereny Stanów Zjednoczonych opanowane przez zombie apokalipsę. Brzmi creepy ale muzycznie broni się znakomicie. Polecam nie tylko fanom horrorów klasy B i "głębokiego stonera". 

W zeszłym tygodniu wspomniałem pokrótce o gotycko-industrialnym metalu jaki serwują nam Szwedzi z Deathstars. Ostatnie kilka dni poświęciłem na głębsze zapoznanie się z ich nowy krążkiem Everything Destroys You i w dzisiejszym poście mogę z czystym sumieniem zarekomendować Wam to wydawnictwo. Jest to pewna odskocznia od tego, czego zwykle słucham i jako taka sprawdza się bardzo dobrze. Czuć tu wpływy zarówno Sisters of Mercy jak i Rammsteina, co nie oznacza jednak wcale braku pomysłów i wtórności. Warto posłuchać takich utworów jak An Atomic Prayer, singlowy Midnight Party czy piosenka tytułowa by się przekonać.

Na koniec został zespół, który od lat darzę sympatią i uważam za jeden z najlepszych przedstawicieli fali glam/hair metalu jaka w drugiej połowie lat 80-tych opanowała USA. Co ważne, dowodzony przez śpiewającego basistę Winger potrafił utrzymać się na scenie pomimo dość niekorzystnych dla tego typu metalu zmian w branży, jakie przyniosły lata 90e. Na nowym albumie zatytułowanym po prostu Seven zespół proponuje muzykę dojrzałą i zróżnicowaną - od balladowych Do or Die i It All Comes Back Around, przez przesycony bluesem Tears of Blood aż po krwisty, szybki heavy metal w utworze Stick the Knife in and Twist. Naprawdę jest na czym zawiesić ucho.

Podsumowując, myślę, że zawarte na dzisiejszej playliście utwory zadowolą nawet bardzo wysublimowanych metalowców. Jeżeli macie ochotę na polemikę z moimi wyborami zapraszam do komentowania. Link poniżej, miłego słuchania:

Playlista: 14.05.2023

piątek, 12 maja 2023

Polski Folk Rock & Folk Metal - Playlista Tematyczna

 



Inspiracją do napisania tego postu był tegoroczny plebiscyt Wirtualne Gęśle, w którym wybierano najlepszą folkową płytę 2022 roku. Wśród nominowanych znalazło się kilka ciekawych płyt zespołów folk rockowych i folk metalowych. Ostatecznie zwycięzcą została płyta Dekonstrukcja Historyczna folkowego Żywiołaka, aczkolwiek w pierwszej dziesiątce uplasowali się metalowcy z Cronici. W związku z tym pomyślałem, by przedstawić Wam sylwetki kilkunastu zespołów łączących ludowe melodie z gitarowym graniem.

Od razu zastrzegam, że dzisiejsza playlista będzie stylistycznie zróżnicowana, folkowe elementy bowiem można implementować do wielu różnych gatunków muzycznych. Niektóre z wymienionych zespołów nie ograniczają się też do naszej rodzimej tradycji ale sięgają po wątki nordyckie czy żeglarskie.

Pierwszym zespołem, od którego zaczęło się moje zainteresowanie folk metalem był Radogost, który początkowo był dla mnie polską wersją Korpiklaani. Było to widoczne np na płycie Dwa Hektary Żywego Lasu, która była jednym z prezentów, jakie dostałem na 18-tkę (więc dość dawno). Stopniowo okazało się jednak, że panowie grają mocniejszą odmianę metalu a z czasem elementy ludowe zaczęły stopniowo ustępować miejsca w tekstach katastrofizmowi i dekadentyzmowi. Mimo wszystko sama muzyka nie straciła swojego ludowego pierwiastka, co fajnie słychać zwłaszcza na ostatnich dwóch płytach zespołu. 

Przez dobrych kilka lat moje zainteresowanie tą odmianą metalu ustało. Swoisty renesans nastąpił dopiero na przełomie 2019 i 2020roku, gdy trafiłem na debiutancką płytę Cronici. Jest to zespół, który potrafi zmetalizować zarówno tak ograne ludowe piosenki jak Idzie Dysc, przełożyć na polski monumentalną, norweską pieśń Herr Mannelig jak i zaproponować własną, mocno osadzoną w metalu twórczość. Atutem zespołu jest na pewno damsko-męski duet wokalny, okazjonalnie wspomagany growlingiem. 

Kolejne zespoły - Runika i Leśne Licho to rasowy folk/heavy metal z mocnym damskim wokalem. Ich teksty dotyczą rodzimych podań, legend ale też z przymrużeniem oka opowiadają o codziennych troskach i przyjemnościach. Podobną muzykę, lecz mniej metalową a bardziej rockową gra Zdrawica, której płyta Tak o Rzece również znalazła się wśród nominowanych do nagrody Wirtualnych Gęśli. Dość zróżnicowany stylistycznie jest krążek Widziadło, autorstwa Agnieszki Anny Suchy, ukrywającej się pod pseudonimem artystycznym Dziewanna. Znajdziemy na nim zarówno szybkie folk metalowe utwory (Czarci Pakt) jak i bardziej rockowe (piosenka tytułowa) czy typowo ludowe zaśpiewy (nomen omen Zaśpiew). Warte uwagi są też utwory inspirowane stworzonymi przez Andrzeja Sapkowskiego opowiadaniami o Wiedźminie. Nie mogę też nie wspomnieć, że do tego wydawnictwa należy też zdobycie Wirtualnych Gęśli w 2019r.

Męskimi odpowiednikami powyższych kapel są na pewno Velesar, Diaboł Boruta i Black Velvet Band. Jest to mocny heavy metal wzbogacony ludowym instrumentarium, osadzony w rodzimej kulturze i nawiązujący do religii przodków. Dwa pierwsze wymienione zespoły nadal aktywnie działają na scenie i tworzą premierowy materiał, i to z dużymi sukcesami - Szczodre Gody Velesara zostały zwycięzcą zeszłorocznej edycji Gęśli. 

Cięższą odmianę folk metalu gra krakowska Jerna, której zeszłoroczny debiut Ćmy narobił dużego zamieszania w środowisku metalowym. Ciężkie gitary, soczysta perkusja i death metalowy growling przeplatany z ludowym zaśpiewem tworzą niepowtarzalny klimat. Zespół naprawdę wart zainteresowania.

Oryginalne podejście do folk metalu ma świętokrzyski Czarny Bez, który elementy ludowe połączył z surowym, industrialnym metalem. Wyszło świetnie a takie utwory jak Marzanna były jednymi z chętniej przeze mnie słuchanych w zeszłym roku. Jeżeli dodamy do tego mroczne sceniczne stylizacje otrzymamy nie tylko zespół ale muzyczne zjawisko.

O pagan metalowym Stworzu czytelnicy tego bloga słyszeli już nie raz. Jest to jedno z moich tegorocznych muzycznych odkryć. Osadzony w black metalowej stylistyce, charakteryzujący się poetyckimi tekstami i przesiąknięty ludową, naturalistyczną filozofią zespół na długo zostaje w pamięci. 

Miks folku, rocka i jeszcze kilku innych stylów muzycznych charakteryzuje podlaską Szeptuchę, o której też już tu kiedyś pisałem. Zespół świetnie radzi sobie zarówno w przebojowych kawałkach (taka Szeptanica spokojnie mogłaby być puszczana w mainstreamowych rozgłośniach), jak i monumentalnych muzycznych opowieściach (Las), nie boi się też sięgać po elementy country (jak w przyjemnie swingującym Kruku dla którego niestety brakło już miejsca na tej playliście). Warto obserwować dalszy rozwój tej kapeli, bo czuję, że może namieszać nie tylko na folkowej ale i ogólnopolskiej scenie muzycznej.

Na koniec zespół, który może trochę odbiega stylistycznie i tematycznie od reszty. Orkiestrę Samanta pierwszy raz słyszałem na koncercie Rozszalałe Morze, zorganizowanym w ramach festiwalu Shanties 2011. Ich muzyka, łącząca szanty z elementami rockowymi i celtyckimi już wtedy wpadła mi w ucho, ale przełom nastąpił w trakcie wakacji nad polskim morzem w 2020r, gdy trafiłem na ich ostatni album Arktyka, który bardzo polubiłem i do którego często chętnie wracam. Liczę, że wydany w 2019r krążek będzie miał następce, bo tak jak w przypadku pozostałych bohaterów dzisiejszego postu - jest to muzyka naprawdę warta uwagi.

Nasz rodzimy folk metal reprezentuje jeszcze niejedna, niewymieniona tu kapela - jak choćby Percival Shuttenbach, Varmia czy Helroth, jest to jednak dość subiektywny wybór, czego nie mam zamiaru ukrywać. Jeżeli uważacie, że warto obczaić jakieś inne ciekawe kapele to piszcie w komentarzach. Na koniec jeszcze wspomnę tylko o nieistniejącym już zespole Vecordia, którego utwór Wyobraźnia dobre 10 lat temu wywarł na mnie duży wpływ. Niestety muzyka Vecordii nie jest dostępna na Spotify, pozostaje więc próba odszukania ich nagrań na YouTube. Pozostałe wspominane przeze mnie zespoły odnaleźć możecie na playliście, dostępnej pod tym oto linkiem:

Playlista: Polish Folk Rock & Metal

poniedziałek, 8 maja 2023

01.05-07.05.2023

 

W czwartek na blogu pojawiło się podsumowanie kwietnia, dziś czas na pierwszą majową "tygodniówkę". Jak przypuszczałem w poprzednim poście, maj póki co ubiera się w powermetalowe barwy - z 30 utworów obecnych na playliście niemal dwadzieścia można w jakiś sposób powiązać z power metalem. Ale po kolei.

Zacznijmy od Majesty, które może poszczycić się aż pięcioma utworami na playliście. Ich najnowszy (i finalny zarazem) album Back to Attack to kawał dobrze zagranego heavy/power metalu. Terek Maghary i jego ekipa prezentują radość z gry i bezkompromisowe podejście do muzyki. Dobrze radzą sobie zarówno, gdy trzeba się rozpędzić (Never Kneel, Saviours In the Dark i jeszcze kilka innych kawałków) i gdy czas na bardziej majestatyczny, metalowy hymn jak w Our Time Has Come. Nie jest to co prawda poziom znany z moim zdaniem najlepszej ich płyty Hellforces ale można Back to Attack ustawić w gronie "tych lepszych albumów". Naprawdę szkoda, że to już koniec zespołu, choć jak historia zdążyła nam pokazać, w przypadku Majesty nie można być niczego na 100% pewien. 

Podobnie jak Majesty, kilka lat temu inny zasłużony power metalowy band ogłosił zarówno premierę nowego, wyczekiwanego albumu jak i zakończenie kariery. Mowa o szwedzkim Falconer, który do power metalowego rdzenia dopasowywał elementy folkowe i wokal Mathiasa Blada, który charakteryzował się bardzo ciepłą i dość delikatną barwą głosu. Jako, że nawiązanie do historii Majesty nasuwało się samo, zacząłem trochę odświeżać dyskografię tego zespołu. Zaowocowało to obecnością na dzisiejszej playliście dwóch utworów - Pale Light of Silver Moon i For Life And Liberty, które osobiście uważam za jedne z najlepszych w dyskografii Falconer. Mam nadzieję, że Wam też się spodobają te dwie zaraźliwie melodyjne powerowe galopady.

Drugim zespołem, który również reprezentuje dziś pięć kompozycji jest folk/power metalowa drużyna z Włoch - Elvenking. Na nowym krążku Reader of the Runes - Rapture panowie trochę modyfikują swój styl, większy nacisk kładąc na aspekty melodyjne i folk metalowe niż na power metalową energię, choć nie brakuje też ukłonów w stronę melodic death metalu. Na pewno też samo brzmienie instrumentów jest bardziej organiczne, co przekłada się na mniejsze odczuwanie "ciężaru", natomiast buduje ciekawy klimat. Ostatecznie, pomimo początkowych wątpliwości, wychodzi to naprawdę dobrze, choć w mojej prywatnej klasyfikacji Rapture nie jest w stanie pobić dwóch poprzednich płyt. Zresztą sprawdźcie sami - To the North i The Hanging Tree to ta bardziej powerowa strona Elvenkinga, natomiast Bride of Night i Red Mist reprezentują melodyjne podejście do metalu. A The Cursed Cavalier? - ktoś zapyta - szczerze mówiąc nie wiem - posłuchajcie sami.

Pozostałe czysto power metalowe utwory w dzisiejszym podsumowaniu to dzieła niemieckiego Powerwolfa (Wolves of War, Stronger than the Sacrament), szwedzkiego Evermore (In Memoriam) i międzynarodowej ekipy skupionej wokół Thomasa Winklera aka Angus McSix (Amazons of Caledonia). Każdy z tych utworów ma coś w sobie i powinien przekonać do siebie każdego fana melodyjnej strony metalu.

Tanith może być przez niektórych klasyfikowana jako power metal, zwłaszcza w wersji amerykańskiej, choć ich nowa płyta Voyage znalazła się też na kwietniowej liście Doom Charts. Jeżeli chcielibyśmy jakoś zaklasyfikować ich muzykę, najlepiej jest określić ją mianem nowej fali tradycyjnego heavy metalu, choć poza wyżej wymienionymi inspiracjami możemy też w niej znaleźć elementy choćby proto-metalu czy hard-rocka z lat 70ych. Może jednak zamiast skupiać się na nomenklaturze, warto dać szansę muzyce. Dziś, prócz znanych z poprzednich podsumować utworów, chcę się z Wami podzielić przebojowym Falling Wizard - to też świadczy o jakości danej płyty, gdy po iluś tam przesłuchaniach nadal jesteśmy w stanie odnaleźć coś nowego i interesującego. Choć to dotychczas mało znana w naszym kraju kapela, dajcie jej szansę a nie zawiedziecie się.

W kategorii thrash metal, z jednej strony bez niespodzianek a z drugiej jest niewielkie pozytywne zaskoczenie. W tej pierwszej grupie nadal mocno eksploatowany przeze mnie najnowszy krążek Overkill - Scorched. Co ja jednak zrobię, skoro takie utwory jak chociażby Bag O' Bones i Won't Be Coming Back cały czas mi grają pod czaszką. Zresztą, na Scorched jest jeszcze więcej dobrych kompozycji, które znajdziecie na playliście. Pojawiła się też na niej Metallica, której wydany w kwietniu album 72 Seasons jest dla mnie dość problematyczny. Są na nim utwory dobre i bardzo dobre, jednak trafiają się też takie, których nie jestem w stanie przesłuchać do końca. Skutkuje to tym, że zbyt często po ten album nie sięgam i trochę odchodzi on w zapomnienie. Niemniej jednak do tych jasnych punktów mogę zaliczyć chociażby If Darkness Had a Son, który zwrócił moją uwagę już jako jeden z singli i do dziś lubię go sobie zapodać. 

Nadal chętnie wracam też do nowej płyty węgierskich The Hellfreaks, które na dzisiejszej playliście reprezentuje utwór Old Tomorrow, który nomen omen łączy w sobie psychobilly'owe korzenie zespołu z aktualną fascynacją alternatywnym metalem i hardcore'm.

Jak co piątek, swoją premierę miało kilka ciekawych albumów, z których trzy zwróciły moją szczególną uwagę. Pierwszym z nim jest niewątpliwie The Old Way Remains doom metalowców z Blood Ceremony. Zespół, którego muzykę można określić połączeniem Black Sabbathu (doomowo-okultystyczne tematy) z Jethro Tull (nieziemsko brzmiący flet) przygotował bardzo dobrą, wciągającą i nastrojową płytę. Kompozycje są zróżnicowane, od cięższych i powolnych po melodyjne, niebezpiecznie ocierające się nawet o muzykę pop. Wszystko to tworzy jednak spójną całość i aktualnie bardzo często okupuje moje głośniki. Jeżeli sam opis Was zaintrygował, to zapoznajcie się z Power of Darkness, Ipsissimus czy The Hellfire Club - powinno Was wciągnąć, jak i mnie wciągnęło.

Drugą ważną premierą jest Everything Destroys You gothic-industrialnych metalowców z Deathstars. Jest to pierwsza płyta z premierowym materiałem od 2014r i pomimo mieszanych recenzji w prasie dość dobrze wpasowuje się w moje gusta muzyczne. Na playliście możecie zapoznać się tylko z utworem tytułowym ale myślę, że w następny poniedziałek będę Wam mógł polecić więcej wartych uwagi kompozycji.

Podobnie rzecz się ma z Wingerem i jego płytą Seven. Kapela wywodząca się z glam metalu lat 80-tych z czasem do swojej muzyki zaczęła wplatać coraz więcej progresywnych elementów. Widać to też na nowym krążku, choć myślę, że tym razem (w przeciwieństwie choćby do IV z 2006 roku) wszystkie inspiracje są odpowiednio wyważone. Skutkuje to płytą dojrzałą, momentami melodyjną, momentami bardziej wirtuozerską, słowem - solidną. Album dziś reprezentowany jest przez rytmiczny, pełen dramaturgii Tears of Blood. 

Z tego co sprawdzałem, w tym tygodniu szykuje się mniej premier, więc będę mógł odpowiednią ilość czasu przeznaczyć na wspomniane wyżej zespoły. Co jednak przyniosą najbliższe dni - ciężko wyrokować. Najlepiej iść w przyszłość z dobrą muzyką w głośnikach, czego sobie i Wam gorąco życzę. A jeżeli pomoże w tym playlista, do której link umieszczam poniżej będzie mi tym bardziej miło:

Playlista: 07.05.2023 

czwartek, 4 maja 2023

Kwiecień 2023 - Podsumowanie Miesiąca

 

Kwiecień plecień, bo przeplata... W moim przypadku przede wszystkim power i thrash metal z progresywnym rockiem. Te trzy gatunki muzyczne, przy minimalnym tylko udziale pozostałych, zdominowały ostatni miesiąc na moich listach odtwarzania. Przejdźmy zatem do szczegółowego podsumowania. 

Absolutnym numerem jeden, jeśli chodzi zarówno o zespół, płytę i piosenkę miesiąca okazał się niemiecki Powerwolf. Weterani power metalu, których karierę śledzę od ponad 15 lat zaproponowali nam płytę nietypową, bo złożoną zarówno z premierowych utworów, jak i niepublikowanych szerzej bonus tracków z poprzednich wydawnictw. Mimo to otrzymujemy płytę zaskakująco spójną stylistycznie. Złośliwi mogliby powiedzieć, że Powerwolf gra mniej więcej cały czas to samo, nie można jednak odmówić mu swojego niepodrabialnego stylu. Do najjaśniejszych punktów płyty Interludium należą przede wszystkim premierowe Wolves of War, My Will Be Done, Wolfborn jak i stworzony w 2015r Stronger Than the Sacrament. Jest klimat, jest melodia, jest moc - wszystkie warunki solidnego power metalowego albumu zostały tu spełnione. 

Powermetalowym odkryciem miesiące jest dla mnie niewątpliwie młoda szwedzka kapela Evermore, której wydany w 2021r album Court of the Tyrant King bardzo często gościł w moich głośnikach. Jest to bardziej oldschoolowe granie, w stylu Edguy, Gamma Ray czy Helloween, ciężko jednak zarzucać muzykom wtórność. Muzyka jest szybka, melodyjna, wokalista zna się na swojej robocie a takie utwory jak tytułowy czy choćby See No Evil na długo zostają w pamięci. Co ważne, zespół nie zasypia gruszek w popiele - kilkanaście dni temu premierę miał ich drugi krążek In Memoriam, o którym pisałem już przy okazji podsumowania zeszłego tygodnia. Druga płyta Szwedów trzyma wysoki poziom, więc coś czuje, że maj również upłynie mi pod znakiem Evermore. 

Upłynęło już trochę czasu od premiery albumu The Awakening legendarnej grupy Kamelot. Zaraz po premierze byłem bardzo pozytywnie zaskoczony nowym wydawnictwem kapeli i ta opinia wcale z czasem się nie pogorszyła. Nadal lubię powracać do utworów z tego albumu, zwłaszcza bardziej power metalowych NightSky i The Great Divide. Ogólnie lubię, gdy zespół się rozwija i próbuje nowych brzmień i nowych pomysłów, jednak power metalowe galopady nadal mają w sobie to coś, co mnie najbardziej ujmuje. Oby więcej takich albumów, ekipę Thomasa Youngblooda na pewno na to stać.

Dwa pozostałe power metalowe zespoły, które uszczknęły trochę mojego czasu w zeszłym miesiącu to zasłużony, choć mniej popularny od swoich krajanów z Sonaty Arctici i Stratovariusa, fiński Excalion, którego utwór I Am I pochodzący z najnowszego albumu Once Upon A Time można stawiać w jednym szeregu z kompozycjami wymienionych wcześniej klasyków. Drugim zespołem, o którym wypada też wspomnieć to projekt AngusMcSIX, sformowany przez Thomasa Winklera, po jego dość zagadkowym rozstaniu z Gloryhammer. Płyta Angus McSIX and the Sword of Power to muzyka, jakiej moglibyśmy się spodziewać - trochę elektroniczny, mega przebojowy power metal z przymrużeniem oka. Mówi się, że wieloktronie powtarzany żart przestaje bawić - tu jednak ta reguła nie znajduje zastosowania. Smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że w tym roku nowy album planuje również Gloryhammer, więc będziemy mieć do czynienia z epickim starciem dwóch Angusów (dla niewtajemniczonych - wokalista Gloryhammer przyjmuje na scenie przydomek Angus McFife). Póki co, to - pan McSIX zawiesił wysoko poprzeczkę.

Na wstępie wspomniałem, że prócz powera słuchałem również sporo thrashu. Może to jest pewna przesada, gdyż to zasługa głównie jednego zespołu (ale za to jakiego). Mowa oczywiście o nowym albumie amerykańskich weteranów z Overkill. Płyta Scorched to w dalszym ciągu wysokiej jakości nowoczesny thrash metal, momentami romansujący z bardziej ponurymi, sabbathowskimi rytmami, innym razem z rock'n'rollowym feelingiem. Dla pełnego oglądu sytuacji warto zapoznać się z takimi utworami jak Bag O'Bones, Harder They Fall, The Surgeon czy Won't Be Comin Back. Pomimo dwudziestu albumów na karku, Amerykanie po raz kolejny nie rozczarowali wiernych fanów a coś mi mówi, że dzięki Scorched ich fanbase jescze się powiększy. Polecam wszystkim, którzy słysząc nazwę thrash metal mają w głowie coś więcej niż The Unforgiven wiadomego zespołu. 

Trzecim z głównych gatunków, które rządziły kwietniem jest prog-rock, a uściślając neo-prog. O płycie Crime Scenes niemieckiego RPWL piszę chyba od lutego w każdym cotygodniowym podsumowaniu. Nic dziwnego jednak, skoro takie hity jak Red Rose czy A Cold Spring Day in '22 nie mogą mi wyjść z głowy. Jest to prog-rock wysokiej klasy, momentami melancholijny, czasem pełen niepokoju - ogólnie wzbudzający bardzo dużo emocji. Jak widać nie musi być ciężko, by wgnieść słuchacza w fotel. 

Innym albumem prog-rockowym, który bardzo często osłuchiwałem jest Theory of Molecular Inheritance brytyjskiej Areny. Płyta nagrana z uznanym i doświadczonym wokalistą Damianem Wilsonem to również prog wysokiej klasy. Nieszablonowe kompozycje i zmuszające do myślenia teksty to kwintesencja progresywnego grania. Jako potwierdzenie moich słów puśćcie sobie chociażby Pure of Heart, Life Goes On czy The Heiligenstadt Legacy. Więcej pisać nie trzeba - muzyka broni się sama. 

Przejdźmy do pozostałych gatunków. Kilka słów chcę poświęcić dwóm zespołom z Ameryki Północnej, które można zakwalifikować do nurtu zwanego "new wave of traditional heavy metal", choć każdy z nich na swój sposób interpretuje ten termin. Kanadyjski Smoulder idzie bardziej w stronę epic doom metalu, natomiast amerykańska Tanith prezentuje bardziej subtelne brzmienie, inspirowane hard rockiem rodem z lat 70-tych. Warto zapoznać się z ich twórczością, zwłaszcza ta druga kapela zdecydowanie będzie jeszcze gościć w cotygodniowych podsumowaniach. Póki co na dzisiejszej playliście macie po jednym przedstawicielu każdej z ekip.

Doom metal był w kwietniu przeze mnie dość mocno zaniedbany. Dość powiedzieć, że reprezentują go dziś tylko dwa zespoły. Pierwszy to stoner doomowy REZN, o którego nowej płycie pisałem już nieraz. Pochodzący z niej utwór Reversal był nadal jedną z częściej słuchanych piosenek w kwietniu. Drugi zespół to odkryty dzięki Doom Charts (jakże by inaczej) bardziej tradycyjny Mount Atlas. Już za samo wykorzystanie organów Hammonda niemieckiej kapeli należą się słowa uznania - tworzy to unikalny klimat, nawiązujący nieco do proto-doomu lat 70-tych.

Polski Kres odkryłem przez przypadek, przeglądając zespoły podobne do Stworza. To co łączy te dwie kapele to black metalowy fundament i piękne, poetyckie teksty. W przeciwieństwie jednak do pogańskich rodaków, Kres prezentuje bardziej depresyjne brzmienie a w tekstach dominuje katastrofizm i dekadentyzm. Posłuchajcie Miraży lub Pokruszonych Filarów Nieba i przekonajcie się sami. Ja wsiąknąłem na maksa i nie ukrywam, Kres to moje największe kwietniowe odkrycie.

Na koniec jeszcze wspomnienie o The Hellfreaks, zespole psychobilly z Węgier. W kwietniu kwartet wydał nowy album Pitch Black Sunset, którego reprezentantem na playliście jest kawałek Old Tomorrow, w którym możecie zaobserwować jak brzmienie zespołu wyewoluowało - zamiast psychobilly mamy tutaj mocny alternatywny metal z elementami hardcore'a. Słowem - dużo się dzieje.

Podsumowując, miesiąc bardziej power/thrash metalowy z dużym udziałem rocka progresywnego. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że maj będzie podobny - wśród zapowiedzi nowych albumów nadal króluje najszybsza i najbardziej melodyjna odmiana metalu. Niemniej np. doom metal też nie odpuszcza, więc będzie o czym pisać, tak co tydzień jak i na podsumowanie kolejnego miesiąca. A tymczasem nie zostaje mi nic innego niż wkleić link do playlisty i zachęcić Was do przesłuchania. Trzymajcie się!

Playlista: Kwiecień 2023


poniedziałek, 1 maja 2023

23.04-30.04.2023

 

Za nami kolejny tydzień zdominowany przez power metal. Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że innym gatunkom nie poświęcałem zbyt wiele uwagi. Myślę, że każdy czytelnik znajdzie dziś coś dla siebie.

Giganci power metalu w ostatnich tygodniach naprawdę rozpieszczają swoich fanów, choć tak jak w przypadku Majesty ma to trochę słodko-gorzki smak. Z jednej strony najnowszy album Back To Attack to zdecydowanie lepsza pozycja od epatującego elektroniką i trochę mechanicznym brzmieniem Legends, z drugiej zespół zapowiedział zakończenie działalności (a w zasadzie już zakończył, gdyż zagrany 28 kwietnia koncert ma być ich ostatnim występem). Wracając do samej muzyki - płyty słucha się dobrze, jest melodyjnie i z odpowiednią dozą ciężkości. Po kilku odsłuchach na pierwsze miejsce wysuwa mi się typowo power metalowe Never Kneel, które umieściłem na playliście. 

Kolejna wielka nazwa na scenie power metalowej to włoski Elvenking. Panowie znani są ze swojego łączenia folk i power metalu, okazjonalnie zahaczając nawet o melodic death metal. Na nowym krażku Reader of the Runes - Rapture, zaplanowanym jako druga część muzycznej trylogii odchodzą jednak nieco od powerowych korzeni. To co rzuca się w oczy, a w zasadzie w uszy w trakcie słuchania to pewien niedobór energii. Nie brak na tej płycie utworów nagranych w szybszym tempie, takich jak prezentowane przeze mnie w dzisiejszym podsumowaniu To the North i The Cursed Cavalier, jednak czuć, że w niektórych miejscach aż prosi się o przejście w znaną i lubianą przez wszystkich fanów powera galopadę. Niemniej jednak myślę, że z każdym kolejnym odsłuchem będę odkrywał kolejne muzyczne perełki.

Następny album, o którym chcę napisać miał premierę w poprzedni piątek, niestety nie załapał się na zeszłotygodniowe podsumowanie. Powód był prozaiczny - równolegle wydano wtedy kilka naprawdę dobrych albumów i nie dla każdego znalazłem odpowiednią ilość czasu. W tym tygodniu naprawiam ten błąd, i to z nawiązką, ponieważ The League of the Serpent szwedzkiego Saint Deamon, to power metal naprawdę wysokich lotów. Dość ciekawa jest zresztą historia tego zespołu, który pod koniec pierwszej dekady XXI wieku narobił na metalowej scenie sporego zamieszania, wydając dwie bardzo dobre płyty, będące wówczas powiewem świeżości w kostniejącym pomału gatunku. Niestety prace nad trzecim albumem przedłużyły się aż do 2019r, co zaowocowało albumem dobrym ale nie wybitnym. W ten rok kapela dowodzona przez charyzmatycznego wokalistę Jana Thore Grefstada wchodzi z hukiem, mocą i przebojowością. Ciężko na ich czwartym albumie znaleźć słaby punkt, natomiast te mocne można by długo wymieniać. Jeśli już muszę wskazać kilku swoich faworytów to są to Gates of Paradise, Heaven to Heart, They Call Us Deamons i utwór tytułowy. Wszystkie to utwory rozpędzone, które raz usłyszawszy ma się w głowie przez długi czas. Naprawdę gorąco polecam!

Z innych power metalowych zespołów nadal namiętnie słucham Powerwolfa i Evermore. Ten drugi zespół wydał niedawno nowy album In Memoriam, który z każdym kolejnym odsłuchem coraz bardziej u mnie zyskuje. Cieszy, że w tym gatunku nie brak młodych zespołów, które dość odważnie zgłaszają akces do czołówki. W tym tygodniu mam dla Was trzy utwory Evermore - In Memoriam i Forevermore z drugiego krążka i Court of the Tyrant King z debiutu - oceńcie sami, myślę, że warto będzie śledzić dalszy rozwój kapeli.

Nie można zapomnieć również o nowym projekcie Thomasa Winklera - Angus McSIX. To akurat power metal z przymrużeniem oka, naładowany elektroniką i przebojowymi melodiami. Niektórych purystów taka stylistyka mogła by oburzać, jednak czy znamy inny gatunek metalu, który na takie "happeningi" pozwala? Przyznam szczerze, od Angus McSIX and the Sword of Power nie oczekiwałem wirtuozerii, częstych zmian metrum czy filozoficznych dysput w tekstach. Mamy tu muzykę bezpośrednią, która ma przede wszystkim bawić i z tego zadania wywiązuje się bardzo dobrze. Poza wymienionymi w zeszłym tygodniu dwoma utworami, dziś mam dla Was dodatkowo jeden typowy power metalowy hymn - The Key to Eternity.

Przejdźmy do nieco innej odmiany metalu, bardziej tradycyjnej. Już kilka tygodni temu pisałem o amerykańskiej Tanith, która łączy w sobie hard-rocka lat 70-ych z tradycyjnym heavy metalem. Ich drugi album Voyage, to ciekawa propozycja dla każdego wielbiciela klasycznego, nieco nostalgicznego grania. W tym tygodniu na mojej playliście do muzycznego manifestu jakim niewątpliwie jest przebojowy Flame, dołączył bardziej stonowany Architects of Time. 

W kategorii rocka progresywnego nadal lubię wracać do Areny i jej dziesiątego już krążka Theory of Molecular Inheritance. Kiedy potrzebuję wytchnienia od power metalowych galopad czy doomowych smutków zanurzam się w ambitnych, choć nie za szybkich kompozycjach i wsłuchuję w zmuszające do myślenia, filozoficzne teksty. Obok takich utworów jak Fields of Sinner, Pure of Heart czy Life Goes On ciężko przejść obojętnie. 

Nie słabnie również moja fascynacja nowym albumem niemieckiego RPWL, a zwłaszcza uroczą, choć pełną niepokoju balladką The Cold Spring Day in '22, która jest aktualnie (wierząc statystykom z last.fm) najczęściej słuchaną przeze mnie piosenką w tym roku. Kto jeszcze jej nie przesłuchał powinien szybko nadrobić braki. Naprawdę warto.

Nie mogę nie wspomnieć o bohaterach ostatniej playlisty tematycznej - węgierskim The Hellfreaks. Ich nową, bardzo metalową płytę reprezentuje dziś piosenka Rootles Soul Riot, w której nie brak mocnych gitar, hardcorowych screamów a przede wszystkim zaraźliwej melodii. Kawałek powinien spodobać się zarówno fanom punk rocka, psychobilly jak i metalowym purystom. 

Czas przenieść się w bardziej agresywne rejony muzyki - zacznijmy od thrashu. Tu niepodzielnie króluje Overkill z kapitalną płytą Scorched. Jak już pisałem ostatnio - czy panowie prezentują nam typowy, nowoczesny thrash metal, czy schodzą bardziej w rock'n'rollowe rytmy - robią to z wielkim kunsztem. Ta muzyka nie nudzi się mimo wielu odsłuchań, co jest chyba najważniejszym probierzem jej jakości. Overkill po raz kolejny udowodnił, że pomimo zmieniających się mód i mniejszej lub większej popularności thrashu, ich płyty nie schodzą poniżej pewnego ściśle ustalonego poziomu. Szkoda, że nie wszystkim ta sztuka się udaje (patrz Metallica).

Doom metal ma dziś tylko jednego reprezentanta - szwedzki Draconian, którego dyskografię sobie w ostatnich tygodniach przypominałem. Utwór Pale Tortured Blue pochodzi z wydanej w 2015r płyty Sovran, będącej pierwszą nagraną z obdarzoną eterycznym głosem Heike Langhans (tak, tą od Reminy). Jak przystało na Draconian jest to typowa melancholijna, death/doomowa kompozycja z zaskakująco melodyjnym refrenem.

Ponurą muzykę gra też polski Kres, nie jest to jednak doom a depresyjny black metal. Kompozycje łączą w sobie blackmetalowe blasty, ściany dźwięku jak i bardziej melancholijne, akustyczne pasaże. Tak samo czysty wokal przeplata się z typowym skrzekliwym growlingiem. Całość brzmi niespokojnie, mrocznie i melancholijnie, czyli tak jak depressive black metal powinien.

Ok, na dziś to już wszystko, Jak widać wiosna daje się mi mocno we znaki, bo jednak optymistyczna, przyjemna muzyka przeważa nad tą smutniejszą. Ale chyba ciężko z ponurym nastrojem wchodzić w długi weekend majowy. Miłego słuchania i miłej majówki - link poniżej:

Playlista: 30.04.2023

Najpopularniejsze