poniedziałek, 31 lipca 2023

24.07-30.07.2023

 


Słowo progresywny można najłatwiej wyjaśnić jako stale rozwijający się, ulegający postępowi, ewolucji. Jednocześnie można też zauważyć, ta zmiana powinna być stopniowa i płynna. Rewolucyjne zmiany bardziej kojarzą się już z awangardą. Tak też mój dzisiejszy post w stosunku do zeszłotygodniowego będzie raczej progresywny, bo i muzyka jakiej słuchalem była w dużej mierze prog-rockiem, jak i nie było w tym czasie jakichś gwałtownych wahań mojego gustu muzycznego. 

W związku z tym też, żeby się nie powtarzać w poniższym artykule odniosę się głównie do nowych pozycji na mojej cotygodniowej playliście.

Ponownie dominuje na niej rock progresywny, dla dociekliwych nazywany neo-progresywnym dla odróżnienia od muzyki tworzonej w latach 60-ych i 70-ych. Do królującego w poprzednim tygodniu kanadyjskiego Mystery (świetna, klasyczna już płyta The World is a Game) dołączyła silna reprezentacja innego klasyka gatunku - zespołu Galahad. Na dzisiejszej playliście będziecie mogli zapoznać się z utworami z ich płyty Following Ghosts, nazywanej pierwszym prawdziwie progresywnym albumem lat 90-tych. Na szczególną uwagę zasługują refleksyne Imago Easier Said than Done jak i bardzo gitarowa i rytmiczna Myopia. 

W kategorii power metal mam dla Was kilka utworów Iron Savior,  m.in. zapowiadający nowy album Firestrar jak i power metalowe killery z poprzedniej płyty - Our Time Has Come i tytułowy Skycrest. Wisienką na torcie jest bodajże najbardziej znany i lubiany kawałek Heavy Metal Never Dies, będący apoteozą gatunku. Poza tym standardowo jak już od miesiąca i dłużej mamy utwory z nowego krążka Bloodbound, które co tu dużo mówić, nie potrafią mi się znudzić. Trochę niespodziewanie na playliście pojawił się też The Voyage zespołu Sacred Outcry, utwór który początkowo jakoś bardzo nie przypadł mi do gustu a aktualnie dość często gości w moich głośnikach.

Z bardziej mrocznych i melancholijnych gatunków polecam Wam gothic-rockowy Inkubus Sukkubus, klasykę death/doom metalu Swallow the Sun (choć oba obecne na playliście utwory są raczej kompozycjami akustycznymi) czy stoner doomowe Slow Wake i Froglord (dla fanów odpowiednio dłuższych i krótszych kompozycji). Nie mogę też nie wspomnieć o kapeli, którą śmiało można nazwać proto-doomem - debiutujący w 1972r Bang wydał niedawno pierwszą od prawie 20u lat płytę z premierowym materiałem, stając się z miejsca dość ważnym wydarzeniem na scenie muzycznej. Zachęcam do zapoznania się zarówno z najnowsza jak i klasyczną twórczością zespołu, która przypadnie do gustu zwłaszcza fanom tak stoner rocka jak i wczesnego Black Sabbath.

Fuzję stoner rocka i doom metalu, określają zbiorczo (i chyba słusznie) mianem heavy psych tworzy amerykańska Kadabra. Po bardzo dobrze przyjętym przez krytykę debiucie Ultra kapela szykuje nowy album. Pierwszym, pochodzącym z niego singlem jest wypuszczony w piątek The Devil, w którym wszystkie muzyczne inspiracje zespołu łączą się w jeden psychodelicznie rytmiczny utwór. Czekam na więcej z niecierpliwością.

Zmieniając trochę klimat, nowy singiel wypuściło w świat równiez szwedzkie Eclipse. Zespół będący szandarowym przedstawicielem skandynawskiej sceny AOR w utworze Got It! również umieszcza wszystkie te elementy, za które go tak wielbimy. Soczyste gitary, dynamiczna perkusja a przede wszystkim mocno wpadająca w ucho melodia - jednym słowem uczta dla uszu.

W tym roku nowe albumy wydały również dwa inne, ciekawe aor-owe zespoły. O Pride of Lions pisałem już nie raz. Jeżeli ktoś lubi muzykę w stylu Survivor, z mądrymi, inspirującymi tekstami to Dream Higher powinno mu przypaść do gustu. Jeżeli natomiast preferujecie nieco cięższe gitary i bardziej nowoczesne podejście do tematu to zapoznajcie się z płytą Public Address szwedzkiego Degreed. Oba zespoły na dzisiejszej liście mają po jednej piosence, która może stać się punktem wyjścia do dalszej eksploracji ich bogatych dyskografii.

Na koniec zostawiłem bardzo szczególne, muzyczne odkrycie. Zespół a w zasadzie projekt muzyczny Elle Tea zasugerował mi Instagram, w formie reklamy między oglądaniem storisków innych użytkowników. Zaintrygowała mnie niezwykle tajemnicza, utrzymana w bliskowschodnim klimacie okładka i odszukałem ten zespoł na Spotify. Odpaliłem pierwszy utwór i przepadłem. Elle Tea to projekt włoskiego multiinstrumentalisty Leonardo Trevisana, grający niezwykle subtelną wersję klasycznego heavy metalu. Jeżeli miałbym porównać muzykę zawartą na debiutanckim Fate Is At My Side do jakiejs innej kapeli byłaby to na pewno Tanith. Jeżeli zaintrygował Was mój opis, gorąco namawiam do przesłuchania całego albumu, bo choć określenia uroczy i subtelny średnio pasują do metalu, w tym przypadku sa jak najbardziej na miejscu i stanowią jedną z największych zalet tej muzyki. 

Liczę, że zaproponowane przeze mnie utwory przypadną Wam do gustu a odsłuch playlisty będzie przyjemnym akcentem na początek tygodnia. Tradycyjnie link do playlisty poniżej a ja czekam na informację zwrotną z Waszej strony - czy trafiliście na coś wyjątkowego, czym chcielibyście się ze mną i innymi czytelnikami podzielić?

Playlista: 30.07.2023

piątek, 28 lipca 2023

Albumy, Które Ukształtowały Mój Muzyczny Gust - Top Lista

 




Dzisiejszy artykuł w założeniu ma być krótki, prosty ale treściwy. Chciałbym podzielić się z Wami albumami, które w największym stopniu wpłynęły na ukształtowanie się mojego, dość zróżnicowanego gustu muzycznego.

Muszę przyznać, że selekcja tych najważniejszych krążków była dość żmudnym i czasochłonnym procesem. Po wielu poważnych rozkminach wybrałem dwadzieścia płyt, które absolutnie zmieniły moje postrzeganie i podejście do muzyki, tak tej cięższej gatunkowo jak i w ogóle.

Wśród wybranych albumów są takie, które wprowadzały mnie w świat konkretnego gatunku muzcznego jak i pozwalały w znanym już stylu odnaleźć coś całkiem nowego i świeżego. Dla wielu z Was mogą to być też dość nieoczywiste wybory. Zdaję sobie sprawę, że część z tych płyt ortodoksyjni fani mogą uznać za słabsze pozycje w dyskografii ich ulubionego zespołu. Niemniej jednak nie mogę im odmówić wpływu jaki na mnie wywarły. 

A oto one, ułożone mniej więcej w porządku chronologicznym (wg kolejności odkrycia przeze mnie, a nie daty premiery):


1. Budka Suflera - Przechodniem Byłem Między Wami - rock (wtedy jeszcze) progresywny

2. Rhapsody - Symphony of Enchanted Lands - epic/symphonic power metal

3. Edguy - Hellfire Club - power metal

4. Mago de Oz - Finisterra - folk/power metal

5. Therion - Lemuria - symphonic metal

6. Warrant - The Best of Warrant - hair metal

7. Darkthrone - The Cult is Alive - punk/black metal

8. Lacuna Coil - Comalies - gothic metal

9. My Dying Bride - Like Gods of the Sun - doom metal

10. Radogost - W Cieniu Wielkiego Dębu - folk metal

11. Kreator - Endorama - thrash metal

12. Inkubus Sukkubus - Wytches - gothic rock

13. Overkill - The Electric Age - thrash metal

14. Katatonia - Viva Emptiness - doom metal/depressive rock

15. Avatarium - The Girl with the Raven Mask - doom metal

16. Bonsai Kitten - Occupy Yourself - psychobilly

17. Pride of Lions - The Destiny Stone - aor/melodic hard rock

18. Arena - The Visitor - rock/metal progresywny

19. Big Big Train - The Grand Tour - rock progresywny 

20. Sleepwulf - Sunbeams Curl - psychedelic stoner rock


Do dzisiejszego artykułu dołączam również playlistę, na której znalazły się po 4 najlepsze, moim zdaniem, utwory z każdej z wymienionych powyżej płyt. Mam nadzieję, że moje propozycje Was zaciekawią i sam również czekam na komentarze, które albumy ukształtowały Wasz gust muzyczny.

Playlist: 20 Albums That Changed My Music Taste


poniedziałek, 24 lipca 2023

17.07-23.07.2023

 

Zapraszam na kolejne tygodniowe podsumowanie. Tym razem, chyba po raz pierwszy odkąd istnieje ten blog, playlista zdominowana jest przez rock progresywny. Wszystko za sprawą kanadyjskiego Mystery, ale nie tylko. Zapraszam do lektury i słuchania.

Wspomniany wyżej zespół Mystery moi czytelnicy powinni kojarzyć z wydanego w połowie maja albumu Redemption. Pochodząca z niego kompozycja The Beauty and the Least z miejsca stała się jednym z najczęściej odsłuchiwanych przeze mnie utworów. W zeszłym tygodniu postanowiłem pogrzebać trochę głębiej w dyskografii Kanadyjczyków i tak natrafiłem na dwie płyty, nagrane z poprzednim wokalistą Benoit Davidem. Mimo, że przyzwyczaiłem się już do brzmienia głosu Jeana Pageau, muszę przyznać, że jego poprzednik też wykonywał dobrą robotę. Sama muzyka zawarta na The World is a Game i Beneath the Veil of Winter's Face jest jak zawsze na wysokim poziomie. Na uwagę zasługują zwłaszcza refleksyjne Superstar czy absolutnie przejmujące dear Someone jak również nieco bardziej baśniowe Snowhite. Jeśli ktoś nie zna tego zespołu a szuka spokojniejszych ale złożonych i zmuszających do myślenia brzmień to powinien się nim zainteresować. 

Przedstawicielem rocka neo-progresywnego jest również angielski Galahad. Istniejąca od 1985r kapela ma w swojej dyskografii wiele świetnych albumów, m.in. wydany w zeszłym roku The Last Great Adventurer czy klasyczne już Sleepers i bardziej metalowe Empires Never Last. Ja w ostatnim czasie natomiast sięgnąłem po pochodzące z 1998r Following Ghosts, na którym znajduje się urocza, refleksyjna kompozycja Imago. Mam przeczucie, że na tym nie poprzestanę bo po dłuższej przerwie odkryłem w sobie rosnący apetyt na progresywne granie.

 Przechodząc z progresywnego rocka do melodyjnego aor-u nie ma niespodzianki. W dalszym ciągu w głośnikach często gości Pride of Lions, nawiązujące w swoim brzmieniu do takich legend gatunku jak choćby Survivor. Ich najnowsza płyta Dream Higher jest właśnie bardzo bliska stylistycznie do autorów Eye of the Tiger. Nie ma co się jednak dziwić, skoro jednym z filarów Pride of Lions jest sam Jim Peterik (były gitarzysta, zgadnijcie - Survivor). Warto jednak nadmienić, że panowie z PoL potrafią także zagrać mocniej, bardziej hard rockowo co udowadniają choćby w mega przebojowym Carry Me Back z ich poprzedniego albumu, Lion Heart.

Swoje przedstawicielstwo na dzisiejszej playliście ma również rock gotycki. Jest nim oczywiście Inkubus Sukkubus i utwory z 27 (!) albumu zespołu. Jak już wspominałem wcześniej, She of a Thousand Names nie jest rewolucją w brzmieniu kapeli, jednak pokazuje, że nadal można w obranej przez siebie stylistyce przygotować coś świeżego i absorbujacego. Dziś mam dla Was dwa dynamiczne, rockowe utwory - Queen Satrina i Starfire.

Teraz czas na nowość, przyznam się mocno niespodziewaną. Bang to amerykański zespół, którego początki sięgają przełomu lat 60-ych i 70-ych. Wydany w 1972r album Bang narobił na ówczesnej scenie dużo zamieszania, przez wielu uważany za amerykańską odpowiedź na Black Sabbath. Taka też była muzyka zespołu - psychodeliczny, ciężki rock po latach zaliczony do proto-metalu czy proto-doomu. Dalsza historia zespołu była mocno burzliwa, co jakiś czas pojawiały się nowe płyty ale nie bylo ich jakoś dużo. Tymczasem w 2023 roku po ponad 50-latach od debiutu panowie wydają płytę Another Me, która ponownie może narobić dużo zamieszania. Muzyka na niej zawarta jest zbliżona do klasyki - psychodeliczny hard-rock momentami wchodzący w klimaty tradycyjnego doomu. Wszystko brzmi naprawdę super i liczę, że kapela zasługuje na wysokie miejsce w lipcowych rankingach Doom Charts. Zresztą posłuchajcie Clouds, Broken Toys czy utworu tytułowego by się sami przekonać. Nie będziecie zawiedzeni.

Dla fanów doom metalu ważną informacją będzie pewnie premiera nowego, podwójnego singla od szwedzkiego Monolord. Na It's all the Same znajdują się dwie kompozycje, zaskakująco melodyjne ale nie tracące stoner/doomowego charakteru. Sceptyków od razu uspokajam, nie jest to taka melodyjność jak na ostatnim albumie Ghost, utwory są nadal melancholijne ale jednak jakoś tak mocno wpadają w ucho. Zresztą oceńcie sami, oba single są dostępne na playliście.

Pozostali reprezentaci doom metalu to akustyczne Pray for the Winds to Come z monumentalnego tryptyku Songs from the North od Swallow the Sun a także bardziej stonerowe Swamp of My Own brytyjskiego Froglord i Dirty Lungs greckiego Green Yeti. Wszystkie trzy utwory warte uwagi, choć każdy nieco inaczej interpetuje pojęcie "doom"

Jak mówią Anglosasi, at last but not least, czas na power metal. Tu swoją dominację utrzymują Szwedzi z Bloodbound. Ich najnowsza płyta Tales from the North to prawdziwa uczta dla fanów podwójnej stopy, szybkich gitar i wpadających w ucho melodii. Praktycznie wszystkie 5 obecnyc na playliście utworów to powermetalowe galopady i tylko Sail Among the Death zwalnia w refrenie, robiąc miejsca epickiemu chórowi. Niezaprzeczalnie jedna z najlepszych płyt roku w tej kategorii. 

Drugą płytą, która może powalczyć o laur pierwszeństwa jest Back to Attack, łabędzi śpiew niemieckiego Majesty. Na tej płycie znajduje się m.in. totalny killer o nazwie Never Kneel, który również znajdziecie na liście podlinkowanej pod postem.

Do tego tytułu aspiruje również inna power metalowa legenda - Iron Savior. Dowodzona przez Pieta Sielcka ekipa jesienią wydaje swój nowy album i niedawno wypuściła drugi, promujący go singiel. Through the Fires of Hell jest nieco wolniejszy niż poprzedni, tytułowy Firestar ale również zostaje na dłużej w pamięci. Premiera nowego utworu była też dla mnie okazją by przypomnieć sobie porzedni album zespołu, co poskutkowało m.in. obecnością na dzisiejszej playliście pochodzącego właśnie ze Skycrest utworu Our Time Has Come - również szybkiego i melodyjnego. Ot power metal.

Nieco mniej oczywistą muzykę, na pograniczu epic i power metalu tworzy od lat Virgin Steele. Utwory z ich najnowszej płyty The Passion of Dionysus gościły juz kilkukrotnie w cotygodniowych podsumowaniach, natomiast zamykający płytę I Will Fear No Man for I Am a God znalazł się w nim po raz pierwszy. Jest to epicka kompozycja z refrenem będącym pewną formą manifestu. Naprawdę uczta dla ucha. Zachęcam do odsłuchu jak i zapoznania się z resztą płyty.

Myślę, że mimo bogactwa stylistycznego, dzisiejsza playlista zachowuje balans pomiędzy refleksyjnością i melancholią a energią i optymizmem. A jak Wam minął ten muzyczny tydzień? Zachęcam do czytania, komentowania i odsłuchu playlisty:

Playlista: 23.07.2023


piątek, 21 lipca 2023

Daniel Heiman - Playlista Tematyczna

 


Kiedy myślimy o najwybitniejszych power metalowych wokalistach przed oczami stają nam zapewne Michael Kiske, Fabio Lione, Tobias Sammet czy Timo Kotipelto. Nie możemy jednak zapomnieć o, może mniej obecnie rozpoznawalnym ale równie charakterystycznym artyście, jakim bez wątpienia jest Daniel Heiman. 

Urodzony 11 czerwca 1974r w Goteborgu wokalista po raz pierwszy dał się poznać szerszej publiczności jako frontman power metalowego Lost Horizon. Była to grupa muzyczna, która pomimo swojego krótkiego żywota zapisała się złotymi głoskami w historii power metalu. Ich dwa albumy, Awakening the World i A Flame to the Ground Beneath wprowadziły tematykę filozoficzną do zdominowanego przez magię i miecz gatunku a Daniel Heiman z miejsca stał się jednym z najbardziej szanowanych piosenkarzy. 

Po zawieszeniu działalności Lost Horizon, Daniel uczestniczył w nagrywaniu jednego albumu innego szwedzkiego power metalowego zespołu - Crystal Eyes. Niestety jego przygoda z kapelą zakończyła się na 1 krążku i 1 wspólnym koncercie.

W 2008 roku wystąpił gościnnie na drugiej płycie power metalowego Harmony. Współpraca układała im się na tyle dobrze, że na kolejnym albumie, świetnym Theatre of Redemption był juz podstawowym wokalistą.

W latach 2008-15 był frontmanem zespołu Lavett, grającego rocka alternatywnego, nagrywając z nimi album Find Your Purpose.

Rok 2019 zwiastował powrót Daniela do bardziej powerowego grania. Sformował wtedy trzyosobowy zespół Dimhav, grający połączenie metalu progresywnego z powerem. Panowie mają na razie na koncie jeden, dość ciekawy album The Boreal Flame, w którym przynajmniej ja odnajduję ducha Lost Horizon. 

W kolejnych latach Daniel Heiman dwukrotnie obsadzał wakat po innym uznanym piosenkarzu, Yannisie Papadopoulosie. Najpierw miało to miejsce w 2021 roku w greckim Warrior Path a dwa lata później w kolejnym helleńskim zespole - Sacred Outcry.

Poza regularnymi występami, Daniel Heiman był również gościem na wielu albumach innych wykonawców. Dla mnie najwazniejszy jest jego udział w metal operze Legend of Valley Doom Mariusa Danielsena, gdzie śpiewał w duetach m.in. z wspomnianym na wstępnie Michaelem Kiske. Swoją drogą wszystkich fanów chociażby starej Avantasii zachęcam do zapoznania się z tą absolutnie fantastyczną muzyczną trylogią.

Po dość obszernym zapoznaniu z sylwetką wokalisty zapraszam do odsłuchu playlisty, na której zawarłem zarówno gościnne występy Daniela Heimana jak i najciekawsze utwory z płyt, na których był wiodącym wokalistą. Gorąco polecam, gdyż w kategorii power metal jest to na pewno postać pierwszoligowa.

Playlista: The Best of Daniel Heiman 

niedziela, 16 lipca 2023

10.07-16.07.2023

 


Witajcie! Pora na kolejne cotygodniowe podsumowanie. Ostatni tydzień był naturalnym rozwinięciem tematów rozpoczętych na poprzednim podsumowaniu, stąd playlista jest na pewno bardziej kompaktowa z mniejszą liczbą nowości. Te, natomiast, jeśli już są to na pewno powinny zwrócić Waszą uwagę.

Jak poprzednio palma pierwszeństwa przysługuje szwedzkiemu Bloodboud za swój nowy, niezwykle wciągający album Tales From the North. Utwory z tego krążka po raz kolejny zdominowały playlistę. Wystarczy jednak posłuchać takich killerów jak choćby 1066, Land of Heroes czy Sail Among the Dead by w pełni zrozumieć dlaczego. Przyznam się, że ostatni raz taką jazdę bez trzymanki szwedzcy power metalowcy zaserwowali nam na wydanej w 2017 War of Dragons. Tegoroczna płyta to dla fanów powera pozycja obowiązkowa i, obok Back to Attack Majesty, mój kandydat do płyty roku w tej kategorii.

W klimatach power metalowych mam dla Was również trzy utwory Virgin Steele, prezentujące bardziej epickie podejście do tematu i bardzo udany To Rule them All z najnowszej płyty Mariusa Danielsena. Są to kawałki, o których wspominałem już tydzień temu więc tym razem nie będę się nad nimi rozwodził.

Dużo czasu w zeszłym tygodniu poświęciłem również mojemu absolutnie ulubionemu zespołowi gothic rockowemu. Mowa o brytyjskim Inkubus Sukkubus, który pod koniec czerwca wydał naprawdę udaną płytę She of a Thousand Names. Nie ma co prawda na niej zbyt wielu innowacji (od dłuższego czasu styl zespołu jest mocno ustabilizowany), jednak jeśli chodzi o warsztat muzyczny i kompozycje to nie ma się do czego przyczepić. Zarówno wolniejsze utwory, jak tytułowy czy bardziej rockowe w stylu Starfire, Queen Satrina czy Angelus Fame z hipnotyzującym, chóralnym refrenem trzymają wysoki poziom. Wszystkim fanom muzyki gotyckiej gorąco polecam zapoznanie się z, bardzo obszerną zresztą, dyskografią zespołu.

Sporo naprawdę wysokiej jakości muzyki mam dla Was w kategorii doom metal. W dalszym ciągu mierzę się z monumentalnym, trójpłytowym wydawnictwem Songs from the North, death/doomowego Swallow the Sun. Aktualnie najbardziej przemawia do mnie pierwsza część tego tryptyku, mniej death metalowa a bardziej melancholijna. Wszystkie umieszczone na playliście kawałki, w tym moi absolutni faworyci Rooms and Shadows i Lost & Catatonic, pochodzą właśnie z tej części albumu. 

W mojej muzycznej bibliotece pojawiły się także dwie doom metalowe nowości. Pierwsza to bardzo specyficzny zespół o wiele mówiącej nazwie Froglord. W zeszłym tygodniu premierę miała ich czwarta płyta Sons of Froglord. Ich pierwsze wydawnictwa obracały się bardziej w stylistyce sludge/doomowej, natomiast na najnowszym krążku poszli bardziej w stronę stonerowego grania. Przyznam się, że wyszło im to na dobre. Redukcja ciężaru i dodanie odrobiny transowych melodii sprawia, że takie kawałki jak A Swamp on My Own, Froglady czy najbardziej stonerowy w tym zestawieniu Road Raisin mocno wchodzą do głowy. 

Drugi zespół, Slow Wake, odkryłem dzięki czerwcowemu zestawieniu Doom Charts. Ich muzyke mozna określić jako połączenie doom metalu z elementami progresywnymi i post-rockowymi. Na debiutanckim krążku, Falling Fathoms mamy pięć długich (trzy utwory ponad dziesięciominutowe) kompozycji utrzymanych w refleksyjnym klimacie. Na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza utwór tytułowy, nieco bardziej skompresowany bo 8-minuotwy i zamykający płytę majestatyczny Black Stars.

Przejdźmy teraz do nieco bardziej energicznej i pogodnej muzyki. W kategorii AOR od kilku tygodni rządzi u mnie Pride of Lions, dowodzone przez znanego z Survivor Jima Peterika i utalentowanego wokalistę młodszego pokolenia - Toby'ego Hitchcocka. Najnowszy krążek duetu, Dream Higher zebrał w prasie muzycznej dużo ciepłych recenzji a i w moich rankingach plasuje się bardzo wysoko, choć przyznam, że ich poprzednie wydawnictwo, Lion Heart zrobiło na mnie nieco większe wrażenie. Na dzisiejszej playliście możecie porównać obie płyty, gdyż mam dla Was bardzo przebojowe, hair metalowe wręcz Carry Me Back z 2020 roku i tegoroczne, Find Somebody to Love, nawiązujące brzmieniem właśnie do wspomnianego wyżej Survivora.

Drugim zespołem towarzącym w tej stylistyce jest szwedzkie Degreed. Ich najnowszy krążek Public Address to kawał melodyjnego, gitarowego grania. Co prawda brak na niej takiego killera jak Higher z poprzedniego albumu, jednak wszystkim fanom aor polecam m.in. Big Plans, No One czy This Is Love. Skandynawowie po raz kolejny pokazują nam, że nikt tak jak oni nie potrafi kultywować ducha hair metalowego szaleństwa z lat 80-tych.

Na koniec został mi progresywny rodzynek - nowy singiel szwedzkiego Soen. Utwór Memorial poświęcony jest tematyce związanej ze stresem pourazowym, coraz częściej rozpoznawanym w dzisiejszych czasach zaburzeniem psychicznym. Poza ważnym przesłaniem, kompozycja broni się także muzyką, mocno melancholijną, przywodzącą na myśl późniejsze dokonania Katatonii. Przyznam, że oba wypuszczone do tej pory single pozwalają mieć nadzieję na kolejny, bardzo dobry album szwedzkich prog-metalowców.

Gdy zaczynałem pisać ten post, towarzyszyła mi myśl, że w sumie nie ma zbyt wielu nowości, o wielu utworach wspominałem już ostatnio więc dzisiejsze podsumowanie będzie raczej mocno kompaktowe. Nie wyszło, rozpisałem się ale mam nadzieję, że udało mi się Was zaciekawić. A teraz niech przemówi muzyka, link do playlisty poniżej. Do miłego!

wtorek, 11 lipca 2023

03.07-09.07.2023

 


Witam wszystkich w ten letni, upalny dzień. Za oknem gorąc i skwar a w moich głośnikach w zeszłym tygodniu również rządził ogień. Wszystko za sprawą power metalowych ekip, które swoją żywiołową energią zawładnęły moim sercem i duszą. Wiem, zabrzmiało pompatycznie ale czy taki ton nie pasuje właśnie do power metalu? Przekonajmy się.

Najważnieszją premierą mijającego tygodnia był album, na który czekałem od stycznia. Mowa oczywiście o Tales from the North szwedzkiego Bloodbound. Zespół, którego historia była pełna zarówno wyśmienitych płyt jak i mniej udanych eksperymentów (nowocześnie brzmiąca Tabula Rasa czy nadmiernie bombastyczna, stadionowa In the Name of Metal) tym razem zaprezentował album należący do tej pierwszej kategorii. Jest szybko, mocno gitarowo i bardzo melodyjnie. Już single promujące album napawały optymizmem, natomiast dopiero jako całość możemy w pełni docenić zawartą na niej muzykę. Spośród jedenastu zawartych na krążku utworów co najmniej połowa to absolutne killery, których można słuchać bez końca. Czuję, że najbliższy miesiąc upłynie mi właśnie pod dyktando Bloodbound. 

Jedyną w swoim rodzaju fuzję epic, heavy i power metalu gra amerykański Virgin Steel. O ich najnowszym albumie The Passion of Dionysus pisałem już w kilku ostatnich podsumowaniach ale dopiero teraz udało mi się poświęcić mu więcej czasu. Był to czas bardzo dobrze wykorzystany, ponieważ muzyka zawarta na tym krążku jest bardzo bogata, pełna zmian tempa, różnych linii melodycznych a przede wszystkim utrzymana w podniosłym klimacie. Nie bez kozery sami muzycy określają się mianem barbarzyńsko-romantycznego metalu. Na dzisiejszej playliście możecie zapoznać się zarówno z dłuższymi, epickimi utworami jak You'll Never See the Sun Again jak i bardziej power metalowymi, choć i tak oscylującymi w okolicach siedmiu minut The Gethsemane Effect i Spiritual Warfare. 

Z tygodnia na tydzień coraz więcej ciepłych słów znajduję dla nowej płyty prog-powermetalowego Pyramaze. Duńska załoga na Bloodlines łączy ze sobą to, co w ich twórczości najlepsze. Są szybkie, power metalowe galopady (The Mystery) jak i bardziej progresywne utwory w rodzaju The Midnight Sun. Polecam ten album zarówno osobom szukającym przyjemnej i melodyjnej metalowej muzyki jak i tym, którzy od powera oczekują czegoś więcej. 

Jak wspominałem ostatnio, mam trochę problemu z płytą The Hallowed amerykańskich weteranów z Jag Panzer. Nadal nie znalazłem na niej utworu, który by mnie na dłużej oczarował. W tym tygodniu w ucho wpadł mi utrzymany w dość szybki tempie, melodyjny Dark Descent, któremu jednak daleko do klasyków z płyt Ample Destruction czy Mechanized Warfare. Tym bardziej zachęcam więc do zapoznania się z wyżej wymienionymi albumami, choć dużą niesprawiedliwością byłoby nazywanie The Hallowed słabym wydawnictwem. Po prostu brakuje tej "bożej iskry".

W podobnej sytuacji jest płyta War of the World norweskiego kompozytora i multiinstrumentalisty Mariusa Danielsena. Jest na niej sporo naprawdę udanych kawałków (szczególnie To Rule Them All nagrany z gościnnym udziałem byłej wokalistki Dark Moor, Elisy C. Martin), niestety, w porównaniu z epicką trylogią Legend of Valley Doom wypada jako całość dość blado.

Kończąc power metalową litanię, w formie cody występuje dziś Gloryhammer i epicki marsz z ich najnowszej plyty, Sword Lord of the Goblin Horde. Jest to kompozycja utrzymana w średnim tempie, która stanowi pewien rodzaj wytchnienia od typowo powerowych kawałków.

Był ogień i energia, teraz czas na bardziej refleksyjną stronę dzisiejszego podsumowania. Tu pierwsze skrzypce gra Swallow the Sun i monumentalne, trójpłytowe wydawnictwo Songs from the North I, II & III. Choć album ten wydany został w 2015r dopiero teraz poczułem w sobie odpowiednio dużo samozaparcia, by się z nim zmierzyć. I powiem Wam, że nie żałuję, gdyż jest to naprawdę solidna porcja melancholijnej i refleksyjnej muzyki utrzymanej w konwencji melodyjnego death/doomu. Na playliście znajdziecie dziś aż pięć kompozycji z tego albumu a wśród nich m.in. refleksyjne Rooms and Shadows i Lost & Catatonic, bardziej agresywne From Happines to Dust czy instrumentalną perełkę 66,50'N, 28,40'E. 

Bardziej rytmiczną wersję doom metalu, na pograniczu ze stoner rockiem gra natomaist Royal Thunder. O ich najnowszym krążku Rebuilding the Mountain pisałem już wielokrotnie. Tym razem do stałego zestawu ulubionych utworów, obok The Knife i Twice, dołączyło otwierające album Drag Me. 

Nie zapomniałem również o kolejnym stoner/doomowym zespole w mojej bibliotece. Formula 400 dziś reprezentowana jest również przez utwór, który do tej pory nie gościł w podsumowaniach. Spellbound utrzymany jest w nieco wolniejszym tempie niż chociażby Kickstands Up, nie brakuje mu jednak pewnego rock'n'rollowego vibe'u i dusznego, pustynnego klimatu. 

Z pozostałym gatunków muzycznych mamy też trochę aor-u. Obok notorycznie w ostatnich tygodniach okupującego moje listy odtwarzania Pride of Lions, w tym tygodniu pojawił się także inny tworzący w tym nurcie zespół. Jest nim Degreed, który wydał niedawno swój najnowszy album Public Address. Na dzisiejszej playliście macie co prawda tylko jedną piosenkę z tego krążka, No One, natomiast myślę, że przyszłotygodniowe podsumowanie będzie ich miało więcej. Jest to bardzo przyjemna, melodyjna, gitarowa muzyka nadająca się w sam raz na równie przyjemne, lipcowe popołodunia.

Na koniec jeszcze wzmianka o naszym rodzimym folk metalu i zespole Likho, który obraca się klimatach bliskich choćby szwajcarskiemu Eluveitie. Mamy więc tu do czynienia z pogańskim folkiem wymieszanym z melodeathowymi wstawkami. Wypada to wszystko bardzo zgrabnie, czego przykładem może być choćby obecny na playliście utwór Echoes. Myślę, że warto śledzić dalszy rozwój tego zespołu, bo już po debiucie widać w nich wielki potencjał.

Tak więc minął kolejny tydzień, za nami również dzisiejsze podsumowanie. Co przyniesie przyszłość ciężko wyrokować, choć jedno jest pewne - dobrej muzyki nie zabraknie. Żeby umilić Wam czas podrzucam link do playlisty - bawcie się dobrze. Pozdrawiam!

Playlista: 09.07.2023

piątek, 7 lipca 2023

Czerwiec 2023 - Podsumowanie Miesiąca

 

Zapraszam na podsumowanie kolejnego miesiąca, już piątego odkąd istnieje ten blog. Wzorem majowego podsumowania piszę pokrótce, o zespołach, które w kontekście ostatnich 30 dni chciałbym wyróżnić.

POWER METAL:

1. Mystic Prophecy - za wysokiej klasy (jak zwykle) połączenie heavy metalu z powerem. Nowa płyta zespołu - Hellriot ma w sobie to wszystko, za co kochamy Mystic Prophecy. Dobra robota panowie!

2. Gloryhammer - za pozostanie wiernym swojej wizji muzyki po odejściu Thomasa Winklera, a nawet powrót do bardziej power metalowego grania. Mikaels Sozos w roli nowego Angusa sprawdza się bardzo dobrze a kompozycje na długo zapadają w pamięć. 

3. Iron Savior - za pierwszy singiel promujący nadchodzącą płytę. Firestar to kolejny power metalowy killer w długiej historii tego zespołu. Można powiedzieć, że ekipa Pieta Sielcka jak wino, im starsza tym lepsza

4. Majesty - za to samo, co miesiąc temu - za Never Kneel, jeden z moich ulubionych utworów 2023 roku

DOOM METAL:

1. Blood Ceremony - za album Powers of Darkness, gdzie bez oporów łączą doom metal z folkiem a prog-rock rodem z lat 70-tych z elementami okultystycznymi. Nad tym wszystkim unosi się nieziemski wokal Alii O'Brien, który wraz z jej partiami fletu zapewniają niespotykany klimat. Płyta obowiązkowa dla każdego fana doom metalu.

2. Royal Thunder - za pierwszą płytę od 6 lat, która wynagradza nam to całe czekanie z nawiązką. Energiczny stoner/doom z charyzmatycznym żeńskim wokalem to najlepszy opis muzyki zawartej na Rebuilding the Mountains

3. Altar of Oblivion - za powrót, nieco krótszy (4 lata przerwy) ale równie udany co w przypadku poprzednio wzmiankowanej kapeli. Na Burning Memories znaleźć możemy kilka klimatycznych, utrzymanych w konwencji tradycyjnego doom metalu kompozycji, z których najbardziej w pamięć zapada utwór tytułowy z refrenem, który "śpiewa się sam"

4. Swallow the Sun - ogólnie za całokształt twórczości, szczególnie za przejmującą i melancholijną płytę When A Shadow Is Forced Into the Light, z której na dzisiejszej playliście macie do odsłuchu utwór Firelights

5. Formula 400 - za połączenie stonera z rock'n'rollowym vibem, co najlepiej widać w utworze Stardust z wydanej niedawno płyty Divination

POZOSTAŁE:

1. Sirenia - za jedną z najlepszych w tym roku płyt z gatunku gothic/symphonic metal. 1977 wciąga mocno i na długi czas, elementy symfoniczne podkreślają urodę kompozycji a wokal Emmanuel Zoldan wyciąga z nich jeszcze więcej piękna

2. Pride of Lions - za to, że mój ulubiony zespół aor-owy nie zawiódł, tylko wysoko powiesił poprzeczkę konkurencji. Za te gitary, za te klawisze, za pełne mądrości teksty a przede wszystkim za duet wokalny Toby'ego Hitchcocka i Jima Peterika. I za Find Somebody to Love.

3. Mystery - za pełną pięknych, refleksyjnych melodii i instrumentalnego kunsztu płytę Redemption, której perłą w koronie jest absolutnie wybitna kompozycja The Beauty and the Least, będąca najczęściej słuchanym przeze mnie utworem zeszłego miesiąca

4. The Ocean - za brak oporów i odwagę by dalej eksperymentować ze swoim brzmieniem, co widać dobrze na wydanej w czerwcu płycie Holocene. Niemiecki kolektyw coraz bardziej odchodzi od swoich sludge'owych korzeni w stronę post-metalu, choć muszę przyznać, że kiedy trzeba to nadal potrafią wycisnąć z gitar agresywne i ciężkie riffy

5. Banchee - za psychodelicznego rocka z lat 70-tych, który może i przepadł w odmętach historii, ale gdy ktoś dokopie się do ich muzyki na pewno nie pożałuje

6. ZZ Top - za Gimme All Your Lovin' i mnóstwo klasycznego, melodyjnego hard rocka oblanego południowym sosem. I za te brody...

I to już wszystkie 15 wyróżnionych artystów. Mam nadzieję, że moje wybory zaciekawią Was i zmotywują do zagłębienia się w twórczość wyżej wymienionych artystów. Jestem też ciekaw, jak Wam minął ostatni miesiąc i jak wygląda Wasze podsumowanie czerwca. Czekam na komentarze a poniżej, jak zwykle, wrzucam link do playlisty:

Playlista: Czerwiec 2023

wtorek, 4 lipca 2023

26.06-02.07.2023

 


Playlista tygodniowa, która przypada na przełom dwóch miesięcy zawsze jest pewnym amalgamatem tego, co stare i nowe. Prócz piosenek z premierowych albumów przewijają się też te najczęściej słuchane w ciągu ostatniego miesiąca. Nie inaczej wygląda również dzisiejsze podsumowanie.

Na pierwszym miejscu, jak zresztą na poprzedniej tygodniówce plasuje się Pride of Lions z utworami z ich najnowszego wydawnictwa - Dream Higher. Ten wysokiej klasy AOR, z mocną gitarą i subtelnymi partiami klawiszowymi od kilku lat jest moim ulubionym przedstawicielem melodyjnego a niemetalowego grania. Prócz absulutnie wciągającego i hitowego Finde Somebody to Love polecam również utwór tytułowy czy najostrzejszy na płycie Renegade Heart, choć i singlowe Blind to Reason po kilku przesłuchaniach zaczęło mnie do siebie przekonywać.

Drugim przedstawicielem takiego melodyjnego hardrocka jest zespół Seventh Crystal, o którym pisałem już jakiś czas temu. Tym razem w moje ucho wpadł rockowy manifest w postaci My Own Way. Jeżeli spodoba się Wam ten kawałek zachęcam do zapoznania się z resztą płyty, na pewno jest to zespół którego rozwój warto śledzić na bieżąco. 

Zespołem, który może pochwalić się największą liczbą utworów na dzisiejszej playliście jest death-doomowe Swallow the Sun. Pisałem ostatnio, że sięgnąłem po rzadziej słuchane przeze mnie pozycje w dyskografii zespołu, w tym tygodniu jednak z miłą chęcią powróciłem też do jednej z ich najlepszych albumów - When Shadow is Forced into the Light. Z tego krążka pochodzą przejmujące Firelights i przede wszystkim Stone Wings, będące formą poradzenia sobie z żałobą - przypomnijmy, że gitarzysta i główny kompozytor zespoło Juha Raivio musiał zmierzyć się z przedwczesną śmiercią swojej ukochanej Aleah (współtworzyli razem Trees of Eternity, warto posłuchać). Dwie bardzo ciekawe kompozycje pochodzą też z majestatycznego, trzyczęściowego albumu Songs from the North a przebojowe (jak na doom metal) Falling World reprezentuje nieco starsza płytę New Moon. 

Dość stałym gościem moich playlist w ostatnich tygodniach jest inny reprezentant doom metalu - Blood Ceremony. W przeciwieństwie do poprzednika tu czuć więcej inspiracji stonerem i progresywnym rockiem, nieobce są również wycieczki w stronę folku czy pewnych swingowych melodii jak w absolutnie moim ulubionym The Bonfires at the Belloc Coombe. Polecam ten zespół wszystkim szukającym czegoś zgoła odmiennego, nie zawiedziecie się.

O stoner rockowym Royal Thunder również pisałem już tydzień czy dwa temu. Tym razem słuchałem ich może nieco rzadziej ale hipnotyzujący Twice nadal gości często w mych głośnikach. 

Pozostając w mroczniejszych klimatach nie mogę nie wspomnieć o łączącej elementy metalu symfonicznego z gotykiem Sirenii. Jest to zespół, który śledzę w miarę regularnie od dobrych czternastu lat. W tym czasie brzmienie zespołu dość często się zmieniało ale czuję, że od czterech płyt wszystko się ustabilizowało. Wydane w tym roku 1977 kontynuuje trend zapoczątkowany na Dim Days of Dolor i który, jak widać nadal się sprawdza. Dobrymi przykładami są takie utwory jak The Setting Darkness czy A Thousand Scars. Chętnych zapraszam również do zapoznania się z innymi utworami z tej płyty jak i całą bogatą dyskografią zespołu,

W klimatach gotyckich tworzy również zasłużony dla gatunku zespół Inkubus Sukkubus. W przeciwieństwie do Sirenii jest to jednak rock gotycki a nie metal. Nowa płyta brytyjskiej ekipy She of a Thousand Names jest płytą dość bezpieczną, gdyż nie oferuje jakiejś rewolucji w brzmieniu zespołu, jednakże przyznać trzeba, że to co znajdziemy na krążku jest nadal solidnie skomponowane i nagrane. Po kilku odsłuchaniach mogę Wam polecić przede wszystkim epicki utwór tytułowy jak i nieco szybsze, bardziej rockowe Starfire czy charakteryzujący się chóralnym refrenem Angelus Fame.

Dla słuchaczy prog-rocka nie mam niestety nic nowego. Nadal najwięcej czasu poświęcam w tym gatunku kanadyjskiemu Mystery. Ich najnowszy krążek Redemption jest przepiękną muzyczną podróżą, pełną emocji, gitarowej wirtuozerii, syntezatorowych wstawek. Całości dopełniają refleksyjne teksty, tak dotyczące miłości do rodzeństwa jak w Beauty and the Least czy dorastania i dowodzenia swojej wartości (Pearls and Fire). 

Na koniec bogata i różnorodna reprezentacja power metalu. Szukając jakiegoś kryterium, według którego uszereguje znajdujące się na playliście zespoły, wybrałem w końcu datę premiery - od najnowszych do najstarszych albumów.

Zacznijmy od zespołu, którego muzyka plasuje się na pograniczu power, tradycyjnego heavy i epic metalu. Mowa o Virgin Steele, weteranach metalowej sceny. W tym roku światło dzienne ujrzało ich nowe dzieło, The Passion of Dionysus i naprawdę trzyma poziom godny "klasycznych albumów". Jest to muzyka z jednej strony agresywna, z drugiej delikatna, momentami ostrzejsza, innym razem subtelna. Nad wszystkim unosi się niepodrabialny wokal Davida DeFeis dodający kompozycjom dodatkowego smaczku. Cechą charakterystyczną większość płyt tej formacji są długie, ponad sześciominutowe utwory. Nie inaczej jest na najnowszym krążku. Jeśli chodzi o mnie to po dwóch-trzech odsłuchach zakochałem się w długim i epickim You'll Never See the Sun Again, mającym w sobie te wszystkie cechy, o których pisałem powyżej. 

Tydzień wcześniej światło dzienne ujrzały The Hallowed amerykańskiego Jag Panzer i Bloodlines duńskiego Pyramaze. W przypadku tego pierwszego zespołu, mającego za sobą z górą 40 lat kariery można mówić o albumie dobrym, solidnym ale jednak nie wybitnym. Niby wszystko jest na miejscu, mocne gitary, wokal Harry'ego Conklina starzejący się jak wino ale jednak brak jakiejś iskry, piosenki aż tak nie zapadają w pamięć. Tym razem na playliście zameldował się utwór otwierający płytę, Bound as One, jeden z bardziej wyróżniających się. Jeśli chodzi o Pyramaze to tu sytuacja jest nieco inna. Zespół od zawsze łączył elementy power metalowe z progresywnymi, przez co muzyka nie jest aż tak przystępna od pierwszego odsłuchu. Jednak jeżeli poświęcimy trochę czasu na odkrywanie tej złożoności to zaczyna wciągać. Mnie osobiście nadal najbardziej rajcuje szybki i melodyjny The Mystery ale cała płyta jest warta uwagi.

W podobnym czasie nowy krążek wydał również multiinstrumetalista Marius Danielsen, najbardziej znany ze swojej metal opery Legends of Valley Doom. Tym razem mamy do czynienia z mniej rozbudowaną płytą, z krótszą listą zaproszonych gości. To, co się nie zmieniło to natomiast łatwość komponowania epickich, power metalowych hymnów. Jednym z nich jest niewątpliwie To Rule Them All, z gościnnym występem byłem wokalistki Dark Moor, Elisy C. Martin. Power metal pełną gębą.

Następnie mamy na playliście dwa utwory z najnowszego wydawnictwa Gloryhammer, na którym w roli wokalisty zadebiutował Michael Sozos i sprawdza się znakomicie. Obok przebojowego Wasteland Warrior Hoots Patrol w zeszłym tygodniu wpadła mi ucho epicka, marszowa kompozycja Sword Lord of the Goblin Horde. Wiadomo, że zespół gra raczej pastiszową odmianę power metalu ale jego muzyka powinna spodobać się fanom chociażby Rhapsody czy Stratovariusa.

Dwie piosenki reprezentują też heavy/power metalowe Mystic Prophecy. Mamy też dwa zespoły, które ostatnie płyty wydały pod koniec kwietnia ale chętnie do nich wracam. Mowa o Elvenking i Majesty. Każdy z nich prezentuje nieco inne podejście do gatunku, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że mimo wielu nieprzychylnych komentarzy tzw. trvue metalowców, power metal ma duży potencjał i możliwości rozwojowe.

Tym optymistycznym (jak zresztą 80% power metalu) akcentem pozwolę sobie zakończyć dzisiejszy post. Mam nadzieję, że odnajdziecie na playliście coś dla siebie. Link tradycyjnie poniżej a my widzimy się w piątek na podsumowaniu miesiąca. 

Playlista: 02.07.2023

Najpopularniejsze