sobota, 29 kwietnia 2023

Psychobilly Girls - Playlista Tematyczna

 


Długo myślałem nad motywem przewodnim kolejnej playlisty tematycznej. Odpowiedź przyszła niejako sama - po premierze nowego albumu węgierskiej kapeli The Hellfreaks. Jak wspominałem w ostatnim podsumowaniu tygodnia, jest to zespół, którego korzenie wywodzą się z nurtu muzycznego określanego mianem psychobilly. Swego czasu miałem dość mocną fazę na ten gatunek. Wszystko zaczęło się pod koniec 2015r, gdy trafiłem na płytę Life After Sundown teksaskiego Ghoultown. Był to mój pierwszy kontakt z psychobilly, w tym wydaniu mocno nasiąkniętego muzyką country. Mimo, że wokalista zespołu wykonuje naprawdę dobrą robotę a jego zachrypnięty głos ciężko podrobić, praktycznie wszystkie kolejne odkrycia w tym gatunku dotyczyły zespołów z kobietami za mikrofonem. W pewnym momencie ciężko mi już było sobie wyobrazić psychobilly bez żeńskiego wokalu. I to właśnie im - psychobilly girls, chciałem poświęcić dzisiejszy post. 

Na początku kilka słów o samym gatunku. Jest to muzyka łącząca w sobie elementy rockabilly, punku i rocka gotyckiego. Charakterystyczne dla niej jest częste wykorzystywanie kontrabasu w miejsce gitary basowej, punkowe rytmy i nieskomplikowane, szybkie melodie. W warstwie tekstowej poruszane są głównie wątki seksualne, nadprzyrodzone, przemoc czy tematy zaczerpnięte z filmowych horrorów. Charakterystyczne są też stylizacje muzyków na różnego rodzaju wampirzyce, zombie, ghoule itp. Muzyka psychobilly powstała w latach 80-ych w Wielkiej Brytanii a do jej pionierów zaliczamy takie zespoły jak The Meteors, The Cramps i The Stray Cats. Na początku lat 90-tych gatunek stracił na popularności, by na pewien czas rozkwitnąć ponownie w okolicach 2010r - głównie w "żeńskiej postaci". Niestety w ostatnich kilku latach pojawia się coraz mniej ciekawych premier a czołowe zespoły (które jeszcze są aktywne) zmieniają swoje brzmienie w kierunku bardziej tradycyjnego punk rocka czy metalu. 

W dzisiejszym poście chciałbym przedstawić Wam pokrótce sylwetki ośmiu zespołów z kobiecym wokalem, które można zaliczyć do nurtu psychobilly. Mam nadzieję, że któryś z nich Was zaciekawi, tak jak mnie zaciekawili w dawno już zapomnianym 2016 roku. 

1) The Hellfreaks - jeden z nadal aktywnych i święcących sukcesy zespołów. Co prawda aktualnie ich muzykę można opisać jako mieszankę alternatywnego metalu, punku i hardcore'a, jednak nadal jest to kawał dobrego grania. Wokal Shakey Sue na każdej kolejnej płycie osiąga kolejne granice, zahaczając na Pitch Black Sunset o core'owy wrzask. Na dzisiejszej playliście możecie zapoznać się zarówno z typowo psychobilly'owym Circus of Shame jak i późniejszymi, bardziej metalowymi kawałkami. Najnowszy krążek reprezentuje Old Tomorrows, który dobrze łączy stare z nowym

2) Bonsai Kitten - drugi z moich ulubionych zespołów psychobilly, choć ta niemiecka ekipa również nie ustrzegła się zmian stylistycznych, aktualnie określając się mianem "heavy metal blues". Wydana w 2014r Occupy Yourself to dla mnie kwintesencja psychobilly, natomiast kolejne albumy - Mindcraft i Love and Let Die pokazują przejście w bardziej cięższe granie. Ostatnie wydawnictwa zespołu to dwa covery klasyków rocka, w tym monumentalne War Pigs samego Black Sabbath.

3) Kitty in a Casket - austriacka ekipa prosto z Wiednia swego czasu również była mocno ogrywana przeze mnie, zwłaszcza za sprawą albumu Horror Express z 2009. Żałuję bardzo, że płyta ta nie jest już dostępna do odsłuchu na Spotify. Na dzisiejszej playliście zamieściłem więc utwory z ostatniego albumu zespołu - Rise, który reprezentuje już bardziej punkową muzykę. Aktualnie działalność grupy jest zawieszona, gdyż wokalistka Kitty Casket po urodzeniu dziecka postanowiła poświęcić się w całości rodzinie. 

4) The Wolfgangs - drugi po Ghoultown zespół psychobilly, na jaki trafiłem i pierwszy z damskim wokalem. Mam więc do francuskiej kapeli niejaki sentyment. Warte wzmianki jest też to, że na obu dotychczas wydanych albumach starali się wiernie trzymać estetyce gatunku, stroniąc od ześlizgów w punk, metal czy rock'n'roll. Na Spotify dostępny jest tylko ich debiutancka płyta, na szczęście jednak moim zdaniem lepsza od swej następczyni. Smuci natomiast brak informacji o przygotowaniach do nagrania kolejnej.

5) Night Nurse - ta pochodząca z Finlandii kapela wydała jak dotąd dwa długogrające albumy. Oba trzymają wysoki poziom i podobnie jak w przypadku części wcześniej wspomnianych zespołów - na pierwszym jest więcej psychobilly a na drugim punk rocka. W internecie brak informacji o pracy nad nowym materiałem, zespół natomiast aktywnie koncertuje. Jeśli będziecie kiedyś w Finlandii postarajcie się wstąpić - dostępne w sieci materiały wyglądają obiecująco.

6) As Diabatz - powiew egzotyki, ponieważ to żeńskie trio pochodzi z Brazylii, która (jak cała Ameryka Południowa) w ostatnich latach mocno podkreśla swoją obecność na scenie psychobilly. Na dwóch wydanych przez dziewczyny albumach nie uświadczycie udziwnień, jest za to dużo klasycznego psychobilly

7) The Creepshow - zespół ten przez ponad 12 lat swojej działalności trzykrotnie zmieniał wokalistkę, co zawsze wiązało się z drobną modyfikacją brzmienia. Nadal była to jednak mieszanina psychobilly, country, punku i rock'n'rolla. Mnie osobiście najbardziej do gustu przypadła aktualna wokalistka i wydany w 2017r album Death at My Door, z którego szczególnie polecam rozpędzony Tomorrow May Never Comes

8) Relax Trio - długo wahałem się, czy dodawać ten zespół do dzisiejszego postu, ponieważ Finowie grają raczej klasyczne rockabilly, sporadycznie poruszając w warstwie tekstowej tematy charakterystyczne dla psychobilly. Niemniej jednak jest to wykonawca warty polecenia, zarówno ze względu na mocny głos śpiewającej kontrabasistki jak i kompozycje, czerpiące inspiracje m.in. z muzyki country (Folsom Cuff Jeans) czy rock'n'rolla (Roxanne), choć nie brak im także utworów szybszych i agresywniejszych (Freakshow)

Mam świadomość, że te 8 pozycji nie wyczerpuje dostatecznie tematu. Na przestrzeni lat psychobilly tworzyły wszak setki zespołów, tak z damskim (m.in. Horrorpops, Mad Marge & The Stonecutters) jak i męskim wokalem (wspomniany wcześniej Ghoultown, legenda gatunku Nekromantix, absolutnie obrazoburczy Banane Metalik czy okazjonalnie wspomagany śpiewem kontrabasistki The Silver Shine). Ogólnie długo by wymieniać, Zachęcam Was do eksploracji tematu, gdyż jest to gatunek, o którym duża większość fanów rocka i metalu nie ma pojęcia. A szkoda. 

Tradycyjnie link do playlisty poniżej. Miłego słuchania. Ostrzegam - psychobilly strasznie wciąga.

Playlista: Psychobilly Girls

poniedziałek, 24 kwietnia 2023

17.04-23.04.2023

 

Za nami kolejny tydzień i kolejne muzyczne podsumowanie. Siedem dni słuchania muzyki i trzydzieści wartych uwagi utworów na dzisiejszej playliście. Za tymi wszystkimi utworami stoi jedenaście wyjątkowych zespołów, o których po kolei Wam opowiem.

Powerwolf wydał jakiś czas temu album składankowy pt. Interludium. Jest to zbiór kilku premierowych piosenek i kilku bonus tracków z poprzednich płyt. Przyznam, że pomimo tego, że jest to wydawnictwo specjalne utwory trzymają wysoki poziom. Na pierwszy plan wysuwają się przede wszystkim rozpędzone Wolves of War, My Will Be Done, Stronger Than the Sacrament jak i bardziej marszowe, hymniczne Altars on Fire i Wolfborn. 

Overkill to kolejny zwycięzca zeszłego tygodnia. Pisałem ostatnio że nowy album Scorched kontynuuje trend nowoczesnego, szybkiego thrashu, zapoczątkowany na Ironbound. Po dłuższym kontakcie z tą płytą czuję tu jednak dużo więcej rock'n'rollowego ducha, zwłaszcza w kapitalnym Bag of Bones czy Won't Be Coming Back. Nie brakuje co prawda mocnych, agresywnych tonów (Harder They Fall, The Surgeon). Mało w tym wszystkim dostrzegam jednak inspiracji Black Sabbath, o których wspominali przed premierą muzycy. Może potrzebuję trochę więcej czasu.

Kres natomiast to absolutne odkrycie ostatnich dwóch tygodni. Depresyjny black metal z Polski na wybitnie wysokim poziomie. Bardzo duży plus to poetyckie teksty, zwłaszcza w utworach Burza Przed Ciszą, Miraże czy Pokruszone Filary Nieba. Dużo czystych wokali, które idealnie pasują do klimatu płyty. Czuć ducha legendarnego Lifelovera. Polecam wszystkim fanom bardziej nietuzinkowego podejścia do black metalu.

The Hellfreaks jest węgierskim zespołem, mającym korzenie w trochę zapomnianym dziś gatunku psychobilly. W ostatnich latach ze świeczką szukać nowych, ciekawych wydawnictw z tego nurtu. The Hellfreaks natomiast regularnie wypuszczają kolejne, dobrze przyjmowane przez krytykę albumy. Myślę, że zawdzięczają to swoistemu rebrandingowi i stałej ewolucji muzycznej. Najnowszy krążek Pitch Black Sunset to silny zwrot w stronę metalu a nawet muzyki hardcore. Jest agresywnie, są hardocorowe screamy ale nie brak przebojowych melodii. Jako dobry przykład aktualnych możliwości zespołu podaję utwór tytułowy, Old Tomorrows i Rootless Soul Riot.

Evermore reprezentowany jest w dzisiejszym poście przez aż dwa albumy. O debiutanckim Court of the Tyrant King rozpisywałem się już w poprzednich tygodniach, natomiast w ten piątek premierę miał drugi album szwedzkich power metalowców - In Memoriam. Widać, że jest to album już bardziej doświadczonych artystów, czuć większą dojrzałość kompozycji jednak przy tym muzyka nie traci na dynamice i przebojowości. Na dzisiejszej playliście póki co możecie zapoznać się z piosenką tytułową ale zakładam, że za tydzień będę mógł Wam już więcej wartych wzmianki kawałków polecić.

Angus McSIX to drugi przedstawiciel power metalu w dzisiejszym podsumowaniu. Wielbiciele gatunku kojarzą pewnie Thomasa Winklera z występów w Gloryhammer, gdzie jego muzycznym alter ego był "Angus McFife". Po odejściu wokalisty z wyżej wymienionego zespołu postanowił on kontynuować historię Angusa, przewrotnie zmieniając jego "nazwisko". Jak można się było spodziewać nasiliło to tylko spór z macierzystą kapelą, która również szykuje się do wydania nowej płyty z nowym frontmanem w składzie (nota bene również podającym się za Angusa McFife). Ale dość już "trudnych spraw", czas napisać o muzyce. Niby nic nowego, dyskotekowy power metal z przymrużeniem oka, podany jednak w sposób umiejętny i trzymający poziom, o czym możecie przekonać się odsłuchując Laser-Shooting Dinosaur i Fireflies of Doom, umieszczone na dzisiejszej playliście.

Tanith jest zespołem, o którym też już kilka razy wspominałem. Zespół identyfikujący się jako "nowa fala tradycyjnego heavy metalu" wydał niedawno swój drugi album Voyage, nagrany w całkowicie analogowej technologii. Dzięki temu słuchacz może skupić się przede wszystkim na "czystej muzyce" a nie efekcie pracy dźwiękowców w studiu. A jaka jest ta "czysta muzyka"? Myślę, że określenia urocza, urzekająca i wciągająca są tu jak najbardziej na miejscu. Na dowód mam dla Was zilustrowany wydanym kilka dni temu interesującym teledyskiem Flame i będący jednym z promocyjnych singłów Olympus by Dawn -uczta dla ucha.

Mount Atlas opisywałem w zeszłym tygodniu, skupiając się głównie na elementach tradycyjnego heavy metalu, mimo, że jest to zespół umieszczony w marcowym rankingu Doom Charts. Po dłuższym czasie spędzonym z albumem Poseidon coraz więcej widzę w nim inspiracji choćby wczesnym Ghost. Bardzo fajnie widać to w przebojowym Alien Sunrise, natomiast utwór tytułowy to bardziej czysty heavy metal. Oba utwory zasługują by dać im szansę.

Z pozostałych zespołów kilka słów należy się wracającej z nowym krążkiem Metallice. Jest to zespół, który na muzycznej scenie już nic nie musi - wpływ jaki wywarli na rozwój metalu jest nieoceniony. Jednak w przeciwieństwie do innych trashowców (choć czy Metę można tak jeszcze nazywać?) z Overkill, którzy na nowym albumie udowadniają, że nadal mają dużo do powiedzienia, to na 72 Seasons Metallica nie prezentuje nic odkrywczego. Jest to mniej więcej ta sama muzyka, którą grają od premiery "czarnego albumu". Nie jest to może drugie ReLoad, ale jednak poziom niżej niż lubiany przeze mnie poprzedni krążek. Niemniej jednak jest na tej płycie utwór, który z miejsca polubiłem - Too Far Gone? - mający w sobie coś ze speed metalu z lat 80-tych. Jest to jednak za mało by uznać całą płytę za dzieło sztuki. A szkoda.

Co nam jeszcze zostało? Kolejny tydzień z rzędu urzeka mnie melancholijna Red Rose od progresywnego RPWL, który powoli staje się jednym z moich ulubionych zespołów w tym podgatunku rocka. Na koniec jeszcze dorzucę tytułowy utwór z nowej płyty epic metalowego Smoulder - cały album jest dość solidny, jednak brakuje mi na nim choć jednego rozpędzonego killera w postac Bastard Steel z debiutu.

I to już wszystko na dziś. A jak Wam minął ostatni tydzień? Czekacie z niecierpliwością na premiery jakichś albumów? Jak zwykle jestem chętny do dyskusji. Link do playlisty wrzucam poniżej i pozdrawiam!

Playlista: 23.04.2023

czwartek, 20 kwietnia 2023

Polecam: The Sounds of Spotify

 

Dzisiejszy post jest na swój sposób wyjątkowy, ponieważ nie będzie zilustrowany moją własną listą piosenek. Dziś oddaję palmę pierwszeństwa profilowi "The Sounds of Spotify" i najciekawszym moim zdaniem playlistom z niego.

Na początek kilka słów o tym profilu. Pod nazwą "The Sounds of Spotify" kryją się tysiące playlist, dedykowanym wielu różnym muzycznym stylom (lista wyróżnionych przez nich gatunkom znajduje się pod adresem everynoise.com). Mamy tu więc bardzo dużo różnych gatunków, podgatunków, nurtów i prądów muzycznych, o niektórych nawet prawdziwi muzyczni wyjadacze mogli nie słyszeć. Każda playlista nosi nazwę "The Sound of [gatunek]" i można na niej znaleźć po 2-3 piosenki wykonawców tworzących w danym stylu. Jest to więc bardzo fajna sprawa, jeśli szukamy przekroju przez konkretny styl, zastanawiamy się czy wnikać w niego głębiej lub gdy po prostu chcemy czegoś nowego. Oprócz klasycznych playlist "The Sound of..." do części gatunków mamy też playlisty "Intro to..." (czyli wprowadzenie do danego stylu), "Pulse of..." (aktualnie najczęściej słuchane utwory) czy "Edge of..." (najnowsze choć mniej znane kompozycje).

W dzisiejszym poście chciałbym Wam zaprezentować pięć najważniejszych dla mnie z różnych przyczyn playlist z tego profilu. Pod każdym opisem macie odpowiedni link

1) The Sound of Gaian Doom - gdy pierwszy raz natrafiłem na tę playlistę, zaciekawiła mnie nazwa, do tej pory mi nieznana. Jak się okazało (jeśli oczywiście dobrze wnioskuję) pod tą poetycką nazwą kryje się muzyka z pogranicza doom i stoner metalu z damskim wokalem. Swego czasu (przełom 2020/21 roku) była dla mnie źródłem wielu muzycznych inspiracji. Wszystko zaczęło się od Mammoth Weed Wizard Bastards i Ruby the Hatchet, ale najważniejszym odkryciem z tej playlisty jest niewątpliwie eteryczne, ciężkie i powolne Frayle. Dla miłośników bardziej stonerowego grania warto wspomnieć takie nazwy jak Windhand, Year of the Cobra czy Alunah a fanów lżejszych, rockowych dźwięków powinny zaciekawić m.in. Blood Ceremony, Lucifer i Royal Thunder.

Playlista: The Sound of Gaian Doom

2) The Sound of Doomgaze - gatunek ten, jak sama nazwa wskazuje jest połączeniem doom metalu i shoegaze. Mamy więc tu ponure, grobowe klimaty i charakterystyczną dla shoegazu ścianę dźwięku przesterowanych gitar. Wokal często jest delikatny, w formie eterycznych zaśpiewów czy szeptu, choć zdarzają się też wstawki growlingowe. Pionierem gatunku jest brytyjski Jesu, od którego też u mnie zaczęła się fascynacja tym stylem muzycznym. Poza tym ciekawe nazwy na doomgaze'owej scenie muzycznej to przede wszystkim Mountaineer, SOM czy mający korzenie w black metalu (DOLCH). Jest to muzyka intrygująca, będąca trochę innym spojrzeniem na doomowe granie.

Playlista: The Sound of Doomgaze

3) The Sound of Epic Doom - tego gatunku nikomu przedstawiać chyba nie trzeba. Candlemass, Isole, Atlantean Kodex - te nazwy mówią same za siebie. Poza klasykami gatunku, dzięki tej liście mogłem poznać takie ciekawe zespoły, jak wspominany przeze mnie w lutym Iron Void czy wracający aktualnie po kilku latach ciszy Altar of Oblivion. Na playliście możecie znaleźć również absolutnie obrazoburczy a jednocześnie mega wciągający Fvneral Fvkk - utwory pokroju Alone with the Cross aż ociekają plugawym erotyzmem.

Playlista: The Sound of Epic Doom

4) The Sound of Neo-Progressive - jest to pierwsza z playlist "The Sound of...", na którą trafiłem i z miejsca stała się jedną z moich ulubionych. Rock neo-progresywny to nurt muzyczny, którego korzenie sięgają do Wielkiej Brytanii lat 80-tych i początków działalności Marillon. Przedrostek neo ma tutaj za zadanie odróżnić nowe zespoły od pierwszej fali progresywnego rocka, reprezentowanej przez m.in. Yes, Genesis czy Pink Floyd. Dzięki tej playliście na stałe do mojej biblioteki weszły takie zespoły jak Izz, Kaipa, Karmakanik, Karnataka, Mystery, Magic Pie czy RPWL - mógłbym wymieniać w nieskończoność. Dla każdego fana progresywnego rocka jest to smaczny kąsek.

Playlista: The Sound of Neo-Progressive

5) The Sound of Glam Rock -  tu mamy do czynienia głównie z muzyką lat 70-tych, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. Glam rock charakteryzował się łagodnym, melodyjnym brzemieniem i teatralnością. Muzycy występowali w świecących kostiumach, często w mocnym, kontrowersyjnym makijażu. Część z tych zespołów w dzisiejszych czasach określić można by mianem pop-rocka, jednak wpływ jaki wywarli na rozwój szeroko pojętej muzyki rockowej jest nie do przecenienia. Z glam rocka wywodzili się między innymi Alice Cooper, David Bowie, Slade czy Queen. Na tej playliście z ważniejszych wykonawców mógłbym wymienić przede wszystkim Mud, T. Rex, Sailor, Supernaut czy legendę gatunku (i jednego z pionierów hard-rocka) - Sweet. Dla części z tych twórców utwory tworzył duet Chapman-Chinn, o którym pisałem tydzień temu.

Playlista: The Sound of Glam Rock

Jak już pisałem na początku postu, tego typu playlist jest mnóstwo (ostatnio widziałem gdzieś informację, że mniej więcej 5tys). Dzięki temu każdy, nawet o diametralnie różnym guście ode mnie, może tu znaleźć coś dla siebie. Zachęcam serdecznie do eksploracji tematu i nieustających muzycznych poszukiwań. W końcu też taki jest cel tego bloga - stałe poszukiwanie czegoś nowego. 

Miłego słuchania, pozdrawiam!

poniedziałek, 17 kwietnia 2023

10.04-16.04.2023

 

Dzisiejsze podsumowanie nie będzie zbyt długie. Mając w domu 5-dniowego noworodka ciężko na dłużej oderwać się od pieluch/kolek/smoczków (niepotrzebne skreślić). Dlatego też, korzystając z chwilowej drzemki córeczki opowiem Wam przede wszystkim co nowego na moich playlistach.

Zacznę może od odkryć. Największym z nich jest niewątpliwie polski zespół Kres i jego płyta Alchemia Smutku. W tym roku to już w sumie moja druga wycieczka w rejony rodzimego black metalu. W przeciwieństwie do pogańskiego Stworza, olsztyńska kapela prezentuje depresyjne oblicze tego podgatunku muzyki metalowej. To co ujmuje w takich utworach jak choćby Pokruszone Filary Nieba czy Otruty Skonał Czas to melancholijna poetyckość ich tekstów a wokalista prezentuje zarówno wysoki poziom w blackmetalowym growlu jak i bardziej gotyckim czystym śpiewie. 

Drugie odkrycie, jak już niejedno odkąd prowadzę ten blog, zawdzięczam marcowemu rankingowi Doom Charts, choć zespołowi Mount Atlas zdecydowanie bliżej do klasycznego heavy metalu z lat 70-tych, z silnie zaakcentowanymi organami Hammonda niż do tradycyjnego doom metalu. Jest w ich muzyce oczywiście pewien pierwiastek tajemniczości, niemniej jednak nie wysuwa się na pierwszy plan. W mojej opinii nie jest to wada a nawet zaleta, gdyż ta naprawdę ciekawa muzyka może trafić do szerszego grona odbiorców.

Po odkryciach przyszedł czas na premiery nowych albumów. Tu przoduje oczywiście Overkill ze swoim dwudziestym już albumem studyjnym Scorched. Jest to płyta utrzymana w stylu nowoczesnego thrashu, jaki Amerykanie serwują nam od czasu wydanego w 2010r Ironbound. Nie brakuje tu jednak utworów wyłamujących się ze sztywnych ram gatunkowych. Dobrym przykładem jest Bag O' Bones, który można najlepiej określić mianem thrash'n'rolla. Na dzisiejszej playliście obok tego utworu umieszczam również singlowy The Surgeon, który jest już typowym thrasherem.

O tym, że Kanadyjczycy ze Smoulder szykują nowy album pisałem już jakiś czas temu. Ostatecznie Violent Creed of Vengeance ujrzał światło dzienne w ostatni piątek. Jest to charakterystyczny dla zespołu miks epic doom z tradycyjnym heavy metalem. Jak to brzmi? Możecie się przekonać odszukując na mojej dzisiejszej playliście utwór tytułowy z tego wydawnictwa. Jest moc! 

Nowy singiel w piątek zaprezentował również zespół Pride of Lions, będący moim absolutnym numerem 1 jeśli chodzi o gatunek określany jako AOR. Nie powinno to jednak dziwić, w końcu za sterami kapeli stoi Jim Peterik, będący jednym z filarów legendarnej grupy Survivor (której największe przeboje znamy z filmów o Rocky'm Balboa). Nowa piosenka zespołu - Blind To Reason to solidna kompozycja, nie dorównuje jednak przebojowością pierwszemu singlowi z poprzedniej płyty - Carry Me Back, która pochłonęła mnie bez reszty od pierwszego odsłuchu i do dziś jest ulubioną piosenką Pride of Lions

Poza wyżej wymienionymi nowościami, w zeszłym tygodniu nadal namiętnie słuchałem zarówno power (Powerwolf, Kamelot, Evermore, Excalion) jak i doom metalu (Hanging Garden) a także rocka progresywnego (RPWL, Arena). Z powodów wymienionych na wstępie, tym razem odpuszczę sobie dłuższe dywagacje na ich temat. Niech muzyka obroni się sama.

Tradycyjnie na koniec postu link do związanej z nim playlisty. Życzę Wam miłego słuchania i liczę, że gdy moje relacje domowe osiągną jakąś nową homeostazę będę mógł przygotowywać Wam dłuższe i bardziej treściwe podsumowania. 

Playlista: 16.04.2023

środa, 12 kwietnia 2023

Chapman & Chinn - Playlista Tematyczna


 Po dłuższej przerwie pora na nową playlistę tematyczną. Pierwsza z nich adresowana była głównie do fanów power metalu a druga do wielbicieli stoner/doom metalu. Tym razem cofamy się w czasie do początku lat 70-ych i najsłynniejszego w tym czasie duetu producenckiego. Mowa oczywiście o Mike'u Chapmanie i Nicky'm Chinnie. Dwunastoletnia współpraca tych panów zmonopolizowała na długi czas ówczesną scenę soft i glam rockową, owocując ponad 40-oma hitowymi piosenkami.

Z ich pomocy korzystały takie muzyczne tuzy jak choćby legendy klasycznego soft-rocka Smokie i Suzie Quatro, pionierzy hard rockowego grania Sweet czy inne popularne w tym czasie zespoły jak choćby Mud, Racey, Bay City Rollers i Exile. Warto w tym miejscu wspomnieć o australijskiej grupie wokalnej New World, która była pierwszym wykonawcą tak ponadczasowego hitu jak Livin' Next Door to Alice, dopiero później spopularyzowanego przez Smokie. Autorami tej piosenki są również nasi dzisiejsi bohaterowie.

Każdy może pisać piosenki ale pisanie hitów nie jest już takie proste. Mike i Nicky mieli prosty przepis na sukces - najpierw wymyślali tytuł piosenki, dopisując do niego tekst a na końcu muzykę. Przeboje tworzyli w ekspresowym tempie, nieraz potrzebowali na to jednej nocy intensywnej pracy. Ich melodie były zazwyczaj bardzo przebojowe, rytmiczne a teksty nieskomplikowane - skupione głównie na wątkach miłosnych. Bardzo często w tytułach przewijały się imiona kobiet (Kara Kara, Moonshine Sally, wspomniana wcześniej Alice), będących obiektem westchnień męskiego podmiotu lirycznego. Mimo swojej prostoty, nie przeszkodziło to jednak w zawojowaniu brytyjskiego rynku muzycznego, przeżywającego swoistą pustkę po zakończeniu działalności The Beatles. 

Nie wszystko jednak w tej współpracy układało się po myśli panów. Na przykład Sweet, którzy chcieli grać ostrzejszą muzykę nie byli do końca zadowoleni z zalatujących popem piosenek w stylu Co-Co i zaczęli odrzucać niektóre propozycje duetu. W końcu zdecydowali się na pisanie własnych utworów. Chapman stwierdził później, że po rezygnacji ze współpracy grupa nie wydała już żadnego hitu, co jednak mija się nieco z prawdą. Taka opinia dużo mówi też o charakterze jednego z producentów. W samym duecie również zaczęły pojawiać się zgrzyty, spory o prawa autorskie a także narastające problemy z alkoholem Chinna. Ostatecznie w 1983r współpraca między kompozytorami zakończyła się na dobre.

Po tym wydarzeniu każdy z producentów tworzył piosenki na własny rachunek, w tym m.in. z takimi wielkimi nazwiskami jak Tina Turner (Chapman) ale to już historia na inny artykuł. 

Poniżej mam dla Was playlistę zawierającą największe hity stworzone przez duet Chapman & Chin w latach 1971-83. Jest to nie lada gratka dla każdego fana rocka lat 70-tych - i tego bardziej soft, i tego glam czy nawet raczkującego hard rocka. Miłego słuchania!

Playlista: Chapman & Chinn

poniedziałek, 10 kwietnia 2023

03.04-09.04.2023

 

P jak poniedziałek, P jak power metal, post-metal, progresywny rock, P jak polski folk rock, P jak premierowe single. Gdyby nie, dość mocna zresztą, reprezentacja doom metalu i dwie piosenki In Flames, cała dzisiejsza playlista kręciłaby się wokół tej litery. 

Ostatnie tygodnie są bardzo łaskawe dla fanów power metalu. Obok niezmienie goszczących w moich podsumowaniach Kamelotu i Frozen Crown (na dzisiejszej playliście również reprezentowanych przez kilka utworów) mam dla Was również garść nowości. Najważniejszą z nich jest nowy album powermetalowej gwiazdy pierwszej wielkości - niemieckiego Powerwolf. Jest to dla mnie ważny zespół, ponieważ śledzę jego karierę od 2007r i premiery drugiego albumu Lupus Dei. W swojej muzyce łączą power metal z elementami muzyki liturgicznej, w miejsce elektronicznych klawiszy mając prawdziwe kościelne organy a swoje koncerty nazywając "matalowymi mszami". W tym tygodniu światło dzienne ujrzało nowe wydawnictwo pt Interludium. Jest to po części album kompilacyjny, ponieważ obok 6 nowych utworów mamy na nim też kilka bonusowych piosenek z poprzednich płyt. Mimo to Powerwolf nie zawodzi a na uwagę zasługują szczególnie takie powermetalowe hity jak Wolves of War, My Will Be Done czy nieco wolniejszy, hymniczny Wolfborn.

Nowością w mojej bibliotece, choć niezwiązaną z premierowym materiałem jest też zespoł Evermore. W zeszłym miesiącu Szwedzi zaprezentowali dwa single zapowiadające ich drugą płytę. Zaciekawiły mnie one na tyle, że postanowiłem przesłuchać ich debiutancki krążek Court of the Tyrant King. Powiem szczerze, że dawno nie słuchałem tak przyjemnego, old schoolowego power metalu. Piosenki są szybkie, melodyjne, ubarwione symfonicznymi wstawkami. Niby nic odkrywczego ale posłuchajcie sami - Call of the Wild, Court of the Tyrant King czy See No Evil w niczym nie ustępują klasykom gatunku w stylu Freedom Call, Gamma Ray czy Stratovarius. Z tego samego kraju co ostatni z wymienionych zespołów pochodzi zespół Excalion - ich najnowsza płyta również czerpie dużo z klasyki gatunku, o czym możecie przekonać się odsłuchując utwór I Am I, który umieściłem na dzisiejszej playliście.

Na pograniczu tradycyjnego heavy metalu a amerykańskiego powera znajduje się kanadyjski Gatekeeper. Ich muzyka jest melodyjna ale i ciężka i epicka, pasująca idealnie jako soundtrack do lektury klasycznej fantasy pióra R.E. Howarda i pokrewnych mu artystów. Na dzisiejszej playliście reprezentuje ich szybka Death on Black Wings. 

Drugim często słuchanym przeze mnie w ostatnim tygodniu gatunkiem był rock progresywny. W dalszym ciągu mocno katuję piosenki z nowego albumu RPWL - zwłaszcza A Cold Spring Day in '22 i Red Rose. Mimo, że to już ósma pozycja w dyskografii niemieckich rockersów nie czuć wcale wtórności i zmęczenia. Materiał jest świeży i na długo zapadający w pamięć. Warto zwrócić uwagę również na Arenę i wydaną w zeszłym roku The Theory of Molecular Inheritance. W porównaniu do poprzednich albumów zespołu, mamy tu mniejszy ciężar, więcej inspiracji artrockowych. To co sprawia, że chce się wracać do takich utworów jak The Heiligenstadt Legacy czy Pure of Heart jest tym razem, nie metalowa "przebojowość" a walory czysto artystyczne. Zresztą oceńcie sami. Na koniec moich progresywnych rozważań chciałbym jeszcze wspomnieć o I Already Know zespołu IZZ. Jest to kapela, na którą pierwszy raz trafiłem w 2019r, po wydaniu płyty Don't Panic. Bardzo spodobał mi się utwór tytułowy z tego albumu, jednak jakoś nie wniknąłem głębiej w bogatą, bądź co bądź dyskografię zespołu. W zeszłym tygodniu nieco przypadkiem trafiłem na płytę I Move, sprzed 21 lat, która w tym roku doczekała się reedycji. Myślę, że by ocenić cały album potrzebuję jeszcze trochę czasu ale przyjemna ballada I Already Know ujęła mnie już od pierwszego odsłuchania. 

Pozostając dalej przy literze P przejdźmy do post-metalu. Nie jest to dość często goszczący w moich głośnikach gatunek, jest jednak kilka zespołów które cenię (najlepszy przykład to The Ocean). Na Metal Storm rzuciła mi się w oczy recenzja płyty zespołu o dziwacznej nazwie OHHMS, która była na tyle ciekawa, że postanowiłem dać szansę tej kapeli. Co ciekawe na chwilę obecną bardziej spodobała mi się płyta Close, niż recenzowana przez "musclassia" Rot. Jest to muzyka ciężka, momentami trudna w odbiorze ale bardzo interesująca. Mamy tu i elementy hardcorowe (sam zespół często jest określany również mianem post-hardcore) jak i wstawki progresywne czy sludge/doomowe. Jako przykład umieszczam na playliście dwa utwory - Unplugged i dłuższy, rozbudowany Revenge.

Kilka ciepłych słów należą się również polskiemu folk-rockowemu zespołowi Szeptucha, który wydał niedawno trzy nowe single. Podlaska kapela to moim zdaniem bardzo jasny punkt na współczesnej, rodzimej scenie rockowej. W swojej twórczości łączą lokalną melodykę z bardziej rockowym graniem, w warstwie tekstowej nie opierając się jak większość zespołów folkowych na pieśniach ludowych, raczej piszą o aktualnych sprawach interpretując je przez pryzmat ludowej filozofii. Wokalistka zespołu Katarzyna Antosiewicz dysponuje charakterystyczną barwą głosu i świetnie radzi sobie zarówno w ludowych zaśpiewach jak i bardziej agresywnych momentach. Z trzech nowych piosenek chcę Wam pokazać gitarowy, rytmiczny Polny Kwiat i uroczą balladę Miododajna. Gorąco polecam, gdyż moim skromnym zdaniem przy odpowiedniej promocji zespół ma szansę na ogólnopolską karierę.

Premierowym singlem, który w zeszłym tygodniu zrobił dla mnie duże wrażenie, jest drugi utwór promujący siódmy album, hair metalowych weteranów z Winger. W porównaniu z cięższym, bardziej rytmicznym Proud Desperado, 7-minutowe It All Comes Back Around to hipnotyzująca pół-ballada. Nie jest to może poziom wyśmienitego Witness z wydanej w 2009 Karmy, ale potrafi pozostać na dłużej w głowie. Jako singiel spisuje się prawidłowo - nie mogę się doczekać premiery pełnego albumu.

Wspominałem na wstępie, że prócz utworów związanych w jakiś sposób z literą 'P', w dzisiejszym podsumowaniu znalazło się miejsce zarówno na doom metal jak i zespół In Flames. Jeśli chodzi o szwedzkich melodic deathmetalowców to nadal króluje u mnie ostatni album Foregone, dziś reprezentowany przez brutalny State of Slow Decay i lżejszy, przebojowy Pure Light of Mind. 

W kwestii doom metalu mamy dziś zarówno premiery jak i nostalgiczne (a jakże) powroty do przeszłości. Z tej pierwszej kategorii nadal dość mocno eksploatuję najnowsze wydawnictwa gothic/deathowego Hanging Garden, epickiego Isole i stonerowego REZN - każdy z tych zespołów ma swój charakterystyczny styl, co też pokazuje jak bogatym gatunkiem stał się na przestrzenie ostatnich kilkunastu lat doom metal. W drugiej grupie mamy za to trzy piękne, przepełnione smutkiem ale i buntem utwory klasyka death/doomowego grania z Draconian. Mocnym punktem tego zespołu było zawsze połączenie męskiego growlingu i bardziej klasycznego, damskiego wokalu. To połączenie super sprawdza się zarówno w przypadku bardziej operowej Lisy Johansson (monumentalny Death, Come Near Me czy gotycki Seasons Apart) jak i eterycznej Heike Langhans (absolutnie hipnotyzujący Pale Tortured Blue). Zespół na scenie muzycznej jest aktywny od 1994r i z tego co wiem, nie zamierza składać broni i jeszcze nie raz zaskoczy nas swoimi melancholijnymi kompozycjami.

I to już wszystko na dziś. Mam nadzieję, że Wielkanoc upłynęła Wam w dobrych nastrojach i przy akompaniamencie dobrej muzyki. Liczę, że odsłuch dzisiejszej playlisty również będzie dla Was przyjemną formą spędzenia czasu. Link poniżej, pozdrawiam! 

Playlista: 09.04.2023


czwartek, 6 kwietnia 2023

Marzec 2023 - Podsumowanie Miesiąca

 

Witam wszystkich. W kalendarzu 6 kwietnia, ja jednak zapraszam na podsumowanie poprzedniego miesiąca. Był to dla mnie miesiąc intensywny, tak w życiu zawodowym jak i osobistym. W tych wszystkich trudach nierozłącznie towarzyszyła mi muzyka i o tym chciałbym dziś opowiedzieć.

Najczęściej słuchaną w marcu piosenką był monumetalny Reversal, mistrzów stoner dooma - amerykańskiego REZN. Ten duszny klimat, niepokojący tekst, przeszywająco melodyjny refren - to wszystko sprawia, że utwór śmiało można zaliczyć do klasyki gatunku. Zresztą cała płyta Solace zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie i jest dla mnie najlepszą doom metalową płytą wydaną w tym roku. Inną ważną premierą na scenie doom metalowej była Anesidora szwedzkiego Isole. Bardziej melancholijna, epicka i częściej korzystająca z elementów death metalowych. Takie utwory jak In Abundance czy Monotonic Scream trudno jednak nazwać brutalnymi, growling służy tu głównie jako wzmocnienie przekazu, wyciągnięcie z nas jeszcze większej dozy trudnych emocji. Na dzisiejszej playliście znalazło się też miejsce dla debiutującego w tym roku Lord Mountain. Płyta The Oath to doom bardziej tradycyjny, bliższy heavy metalu niż stonera czy deathu. Otwierający album utwór The Wall of Fates zaczarował mnie już po pierwszym odsłuchu, liczę, że Wam też się spodoba. Nie mógłbym też nie wspomnieć o projekcie Remina, który na Strata ujął mnie kosmiczną atmosferą. Już pierwsze dźwięki Aeon Rains zapowiadają podróż do krainy melancholii, magii i wzruszeń. 

Jednym z moich ulubionych zespołów progrockowych jest niemiecki RPWL. Znawcy gatunku, do których nie roszczę sobie przynależności, określają ich muzykę jako neo-prog, art-rock, crossover prog. Zostawiając na boku szczegółowe nazewnictwo muszę przyznać, że najnowszy concept album kapeli Crime Scene mimo dość niepokojącej atmosfery zawiera sześć uroczych, wciągających kompozycji. Niemcy radzą sobie dobrze zarówno z krótszymi formami w stylu absolutnie fantastycznego A Cold Spring Day in '22 czy romantycznego (na swój sposób) Red Rose jak i z bardziej rozbudowanymi utworami w stylu Victim of Desire, którego powolne tempo przyprawia mnie o ciarki. Jak widać, nie trzeba grać doom metalu by wprowadzić słuchacza w stan niepokoju. Płyta naprawdę warta zainteresowania.

Bardzo dużo działo się też w kategorii power metalu. Tutaj najczęściej słuchałem nowych krążków Kamelotu i Frozen Crown. Szczególnie w przypadku tego pierwszego zespołu mamy do czynienia z płytą wyjątkową. The Awakening oferuje to co w Kamelocie najlepsze, a co było trochę stłumione na poprzednich wydawnictwach. Mamy tu dużo power metalowych galopad, nietuzinkowych melodii, elementów progresywnych czy symfonicznych. Nie jest to może drugie The Black Halo ale w dyskografii zespołu umieściłbym ją na równie z Ghost Opera. Moimi ulubionymi utworami z tej płyty są szybkie NightSky i The Great Divide oraz symfoniczny My Pantheon (Forevermore). Włosi z Frozen Crown nie zawiedli, po raz czwarty już serwując nam szybką, melodyjną muzykę, miejscami tylko zwalniając by słuchacz mógł odetchnąć między jednym a drugim killerem. Mocnymi punktami albumu są w mojej opinii melodyjne Until The End, zahaczający o metalcore utwór tytułowy czy nieco wolniejszy Black Heart, w którym mamy do czynienia z męsko-damskim duetem wokalnym. Jeśli interesuje Was metal z przymrużeniem oka to rzućcie "uchem" na utwór Pasadena 1994 Nanowar of Steel - jest to parodia wojennych piosenek Sabatonu z gościnnym występem samego Joakima Brodena. Dla kogoś kto pamięta finał MŚ 1994 będzie to ciekawy smaczek. 

Ciekawą propozycją jest utwór Snow Tiger kanadyjskiego zespołu Tanith. Jest to epicki utwór, utrzymany w klimatach bardzo tradycyjnego heavy metalu. Dla fanów Manilla Road czy Iron Maiden punkt obowiązkowy. Na uwagę zasługuje fakt, że płyta, którą zapowiada Snow Tiger została nagrana całkowicie bez pomocy cyfrowej aparatury - tylko taśma analogowa - jak w latach 70-tych. Szacunek.

Tanith nawiązywał swoją muzyką do tradycji gatunku, natomiast REO Speedwagon to po prostu klasyka i tradycja sama w sobie. Dla fanów melodyjnego rocka z lat 80-tych utwór Love in the Future będzie jak znalazł. Jeżeli natomiast ten okres w dziejach muzyki kojarzy Wam się głównie z glam metalem, to na playliście możecie zapoznać się z trzema największymi (moim skromnym zdaniem) hitami zespoło Dokken. Są to ballada Alone Again a także nieco cięższe, przebojowe Breaking the Chains i Dream Warriors. Korzenie glam metalowe ma też Harry Hess, wokalista Harem Scarem i lider First Signal. Ten ostatni zespół wydał w lutym nową płytę Face Your Fears, która porwała mnie na całego. Katuję ją już 2 miesiace i "never gonna stop". Poza absolutnie hitowym Rain for Your Roses warto zapoznać się też z bardziej metalowym utworem tytułowym.

Przeciwieństwem klasyki był swego czasu gatunek nazywany (do dziś nie wiadomo czy pogardliwie czy nie) nu metalem. Przełom lat 90 i 2000-ych należał do niego, później jakby wytracił impet i zszedł do podziemia. W tym roku przeżywamy jakiś renesans popularności nu metalu, choć każdy z klasycznych zepsołów poszedł nieco swoją drogą i wypracował własny styl. W marcu dużo czasu poświęciłem dwóm zespołom jakoś związanym z tym gatunkiem - hard rockowemu (dziś) Godsmack i mocno industrialnemu Dope. Zwłaszcza kawałek Dead World tej drugiej kapeli dość często gościł w moich głośnikach. Jeżeli kiedyś fascynował Was Korn, Disturbed czy Avenged Sevenfold warto dać szansę wyżej wymienonym zespołom.

Zbliżamy się już do końca podsumowania - wspomnę więc tylko, że czekam z niecierpliwością na nową płytę Overkill, w międzyczasie odświeżając starsze punkty ich dyskografii. Tak trafiłem na groove metalowy album Bloodletting, którego opener - Thunderhead wszedł mi do głowy błyskawicznie (nomen omen) i za nic w świecie nie chce jej opuścić.

Minął marzec, przyszła wiosna - na razie jeszcze zimna ale liczę, że dobra muzyka potrafi umilić oczekiwanie na prawdziwe przebudzenie przyrody. Skoro Kamelotowi udało się zbudzić z kilkuletniego zimowego snu, to przyroda też powinna dać sobie radę. I z tą metaforą zostawiam Was do następnego poniedziałku. Link poniżej, bierzcie i słuchajcie z tego wszyscy:


Playlista: Marzec 2023


poniedziałek, 3 kwietnia 2023

27.03-02.04.2023

 

Cześć wszystkim w ten zimny, kwietniowy poranek. Pora na kolejne podsumowanie tygodnia.

Patrząc na pogodę za oknem nie mogę nie zacząć tego postu od grupy RPWL i jej nowego albumu Crime Scene. Moim ulubionym utworem z tej płyty jest nota bene A Cold Spring Day in '22 - gdyby nie data to wszystko by się zgadzało. Zresztą cała płyta tej art-rockowej kapeli jest utrzymana w takim dość zimnym, ponurym klimacie - w końcu jej myślą przewodnią są najbardziej tajemnicze sprawy kryminalne. Na tym tle wyróżnia się ballada Red Rose, która opowiada nie o morderstwie a o radiologu, który po śmierci żony przez kilkanaście lat mieszkał z jej zwłokami w domu. Brzmi strasznie ale sama piosenka jest niepokojąco urocza.

Pisząc podsumowanie ostatniego kwartału wspominałem, że na Spotify pojawiła się nowa płyta innego neo-progresywnego zespołu - brytyjskiej Areny. Jest to pierwszy album nagrany z Damianem Wilsonem za mikrofonem. Jest to wokalista znany m.in. ze współpracy z Threshold, z którym nagrał wybitny album For the Journey i jego występ na Theory of Molecular Inheritance jest na pewno wartością dodaną. W przeciwieństwie do poprzednich albumów, romansujących z metalowym graniem, na tym krążku zespół wraca do bardziej rockowych klimatów, w stylu klasycznego The Visitor, Utwory są spokojniejsze, bardziej atmosferyczne ale bogactwo aranżacyjne sprawia, że słucha się ich z przyjemnością. Jeśli miałbym na obecną chwilę wskazać moich faworytów to będą to przede wszystkim The Heiligenstadt Leagcy i Pure of Heart, choć cała płyta trzyma dość równy, wysoki poziom.

Pozostając w tematyce progresywnej ale zmierzając w stronę metalowego grania, nie mogę nie wspomnieć o Redemption i I Am the Storm. Jest to płyta dość zróżnicowana, zawierająca obok dłuższych, skomplikowanych form również krótsze, bardziej wyraziste i przebojowe utwory. Doskonałą pracę wykonuje wokalista Tom Englund, znany pewnie większości jako frontman Evergrey. Na dzisiejszej playliście mam dla Was dwie propozycje, należącej raczej do tej drugiej grupy - Seven Minutes from Sunset i utwór tytułowy.

Pisanie tego postu rozpocząłem od progresywnego rocka/metalu, natomiast niekwestionowanym królem ostatniego tygodnia był power metal. W tym gronie swoją dominację nadal utrzymuje Kamelot, który płytą The Awakening zamknął usta wszystkim, krytykującym ostatnie dokonania zespołu. Przyznam, że sam należałem do tej grupy więc tym bardziej cieszę się, że zespół dowodzony przez Thomasa Youngblooda potrafił mnie tak pozytywnie zaskoczyć. Do wspominanych na poprzednich playlistach utworów w tym tygodniu dołączam ciężki i przyspieszający w refrenach Bloodmoon i szybki, z prowadzoną przez pianino melodią, klasycznie kamelotowy The Looking Glass.

W dalszym ciągu dość często puszczam sobie nową płytę Frozen Crown, zwłaszcza te bardziej rozpędzone kawałki. Analizując cały dotychczasowy dorobek zespołu widać wyraźnie, że Włosi lepiej radzą sobie w takich szybkich numerach jak Call of the North czy Until the End niż w spokojniejszych balladach, które zazwyczaj przechodzą bez echa.

Z Europy Północnej z nową płytą nadciąga zasłużony, choć nie tak rozpoznawalny jak inne fińskie kapele, Excalion. Once Upon A Time jest płytą ciekawą i wpadającą w ucho. Wokalista zespołu Marcu Lang brzmi jak połączenie Jarko Aholi z Marco Hietalą, co w połączeniu z nieco oldschoolowym brzmieniem daje nam kwintesencję fińskiej szkoły power metalu. Obowiązkowo do odsłuchu polecam I Am I i utwór tytułowy. Jeśli lubicie starą Sonatę, Stratovarius czy Terasbetoni, znajdziecie tu coś dla siebie.

Kilka dni temu pisałem o szwedzkim Bloodbound, że szykuje nam się power metalowy album roku. Kolejny singiel z nadchodzącej płyty - 1066 to epicka opowieść o bitwie pod Hastings. Jest szybko, jest głośno i przede wszystkim jest melodia, która na długo zostaje w głowie. Jeżeli reszta kompozycji na Tales From the North utrzyma taki poziom to jestem spokojny - będzie arcydzieło.

Na pograniczu tradycyjnego heavy metalu i amerykańskiej odmiany powera plasuje się kanadyjski Gatekeeper, którego drugi album From Western Shores doczekał się już wzmianki w poprzedni poniedziałek. W ubiegłym tygodniu spędzałem z tą płytą dużo czasu i muszę przyznać, że panowie grają naprawdę epicko. Mamy tu zarówno szybsze utwory takie jak Death on Black Wings jak i bardziej marszowy utwór tytułowy. Z utworów spoza listy warto zapoznać się też z Exiled King i z posiadającym bardzo ciekawą linię melodyczną Twisted Towers.

Po powerze i progresywie czas na doom metal, który w tym tygodniu ponownie reprezentują m.in. REZN i Isole. O albumach tych grup pisałem już kilkukrotnie, więc wolałbym się skupić na trzecim przedstawicielu tego gatunku na playliście. Mowa o zespole Hanging Garden, który na swoim ósmym krążku prezentuje nam mieszankę melodyjnego death/doomu z elementami gotyku. Przyznam, że w ostatnim czasie dość rzadko trafiałem na interesujące płyty death/doomowe, zwłaszcza wśród debiutantów. Hanging Garden debiutami pod żadnych względem nie są, jednak dla mnie to nowy zespół w bibliotece. Muszę ich pochwalić za mroczny klimat, melancholijne melodie, umiejętne operowanie growlingiem i klasycznym śpiewem. Kunszt zespołu możecie podziwiać dziś w takich utworach jak The Four Winds, The Garden czy moim ulubionym The Stolen Fire. Dla fanów Draconian, Red Moon Architect czy Novembers Doom pozycja obowiązkowa.

Na zakończenie coś glam metalowego - dwie, powtarzające się u mnie już regularnie piosenki Dokken - Alone Again i Breaking the Chains

Jak widać, gatunkowo mamy dość zwartą playlistę - żadnych skoków w bok, tylko konkret. Jak to mówią - jeśli dobrze jadasz w domu to nie musisz szukać na mieście. Jeżeli jednak chcielibyście się podzielić ze mną jakimś odkryciem spoza doom/glam/power/progressive metalu to zapraszam - chętnie odsłucham. Póki co, zachęcam Was do odsłuchu poniższej playlisty:

Playlista: 02.04.2023

Najpopularniejsze