piątek, 6 czerwca 2025

Muzyczna Mapa Krakowa

 


W dniu wczorajszym obchodziliśmy Święto Miasta Krakowa, ustanowione na pamiątek przywileju lokacyjnego, otrzymanego w 1257 roku. Czuję się mocno związany z tym miastem, bo choć nie jestem rodowitym Krakusem to z przerwami spędziłem tu prawie 16 lar życia a i aktualnie bywam niemal codziennie od 7:30 do 15;05, czasem nawet i do samego wieczora. Dziś, 768 lat i jeden dzień od tamtego wydarzenia przychodzę do Was z nowym artykułem z serii Muzyczna Mapa Świata, poświęconym własnie krakowskim muzykom. Jest ich 18 - liczba nieprzypadkowa, bo tyle dzielnic wg obecnego podziału administracyjnego liczy sobie Stołeczne Królewskie Miasto Kraków. Artyści jednak nie są podzieleni wg miejsca zamieszkania, aż takimi dokładnymi danymi nie dysponuję. Ale to tyle tematem wstępu, czas skupić się na konkretach i podróży po najciekawszych moim zdaniem przedstawicielach krakowskiej sceny muzycznej.

18. Crystalis - melodyjny metalcore w sam raz dla miłośników choćby BFMV. Na streamingach od dwóch miesięcy krąży ich pierwszy singiel Till We Are Young i brzmi to naprawdę obiecująco!

17. Skullptor - dynamiczne, gitarowe granie w staroszkolnym stylu. Na koncie póki co pojedyncze single i demówki, pokazujące duży potencjał. Liczę na szybkie rozwiązanie problemów z obsadą wokalu i kolejne solidne nagrania

16. Ariadne's Thread - folk-metalowa kapela dowodzona przez wokalistkę i multiinstrumentalistkę Adriannę Zborowską. Elementy muzyki sredniowiecznej, renensansowej, folkloru tak słowiańskiego jak i skandynawskiego pięknie współgrają z nowoczesnym, nie tylko "ciężkim" brzmieniem

15. Hańba! - jeżeli kiedyś zastanawialiście się jak wyglądałby punk rock, gdyby grały go uliczne zespoły z czasów dwudziestolecia międzywojennego - macie odpowiedź. Niecodzienny koncept, świetnie oddające realia tamtych czasów teksty i adekwatne instrumentarium potrafią zaciekawić na dłużej

14. Albion - jeden z najbardziej znanych polskich zespołó neo-prog-rockowych. Spokojne, refleksyjne i rozbudowane kompozycje ozdobione łagodnym, kobiecym wokalem. W ostatnich tygodniach szczególnie często zanurzam się w ich trzeci album Wabiąc Cienie, który gorąco polecam

13. Żmij - folk-rockowy projekt Jakuba "Żmija" Zieliny, doceniony m.in. w prestiżowym plebiscycie Wirtualne Gęśle, gdzie ich eponimiczny album znalazł się w pierwszej 10-tce najlepszych folkowych albumów 2024 roku. 

12. Cemetery of Scream - legenda polskiego doom metalu. Zespół aktywny nieprzerwanie od 1993 roku. Początkowo klasyczny death/doom, stopniowo ewoluujący (jak chyba cała scena) w stronę bardziej gotyckiego brzmienia. Tak czy siak, w każdej odsłonie wart uwagi

11. YENISEi - instrumentalny (z małymi wyjątkami) post-rock, potrafiący dźwiękami malować tak sugestywne (ale i niepokojące) obrazy, że wokal nie jest tu wcale potrzebny

10. Biesy - black metalowy projekt muzyka o pseudonimie IHS, który w okresie nagrywania epatującego szokującym erotyzmem albumu Transsatanizm występował jako swoje alter ego - drag queen Faustyna IHS Moreau. Każdy szanujący się fan polskiego blacka powinien się z nim zapoznać

9. Wąż - instrumentalne trio, łączące ze sobą stoner rock z rockiem progresywnym a psychodeliczną atmosferę z ambientowym chłodem. Miałem okazję zobaczyć ich na żywo i było to naprawdę ciekawe doświadczenie

8. Śmiertelnik - gotyckie klimaty, dekadenckie liryki i umiejętność pogodzenia death-metalowego growlingu z czystym wokalem i niemalże hard-rockową przebojowością sprawiają, że Wielka Farma, ich drugi długograj wciąga na długo

7. Manaam - pisząc o krakowskich zespołach rockowych nie sposób nie wspomnieć o ekipie Kory i Marka Jackowskich, która była bezpośrednio odpowiedzialna za wielki rockowy boom lat 80-ych a w kolejnej dekadzie potrafiła odnaleźć swoje drugie ja w bardziej lirycznych, osobistych piosenkach

6. Marek Grechuta - kolejna legenda polskiej muzyki, autor nieśmiertelnych przebojów a z zespołem Anawa jeden z pionierów progresywnego rocka nad Wisłą

5. Narbo Dacal - kapela łącząca w sobie elementy doom, sludge i stoner metalu z mocnym, kobiecym wokalem. Misterne kompozycje, pełne melancholijnych pasaży przeplatanych z mocniejszymi momentami, perkusyjnymi blastami czy krzyczanymi fragmentami.

4. Odraza - nowoczesny, "miejski" black metal, pełen opowieści o nocnym życiu Krakowa i jakże typowej dla tego miasta dekadencji. Aktualnie, jeden z moich ulubionych przedstawicieli tego gatunku

3. Lor - czteroosobowy zespół wokalno-instrumentalny, inspirujący się zarówno muzyką folkową jak i alternatywną. Dziewczyny grają może i  zahaczają o mainstream ale nie można ich muzyce odmówić walorów artystycznych i przede wszystkim "duszy"

2. Jerna - krakowski zespół folk-metalowy, w którym ludowe melodie przeplatają się z ciężkimi dźwiękami a liryczny wokal Hanny z głębokim growlingiem Ivana. W 2022 roku wydali świetny krążek pt. Ćmy a ptaszki ćwierkają, że prace nad nowym materiałem idą pełna parą

1. Szlugazer - zespół, który w maju zeszłego roku spadł na mnie niczym grom z jasnego nieba, niszcząc wszelkie (niesprawiedliwe wszak) uprzedzenia jakie żywiłem wobec shoegaze'u. Odkąd usłyszałem po raz pierwszy ich nagraną z Jaśkiem Ostrowskim EP-kę poczułem, że rodzi się tu coś niezwykłego a wydany kilka miesięcy później longplay Domki z Azbestu ugruntował pozycję Szlugazera jako wykonawcy, którego karierę należy śledzić z wielkim zainteresowaniem.

 I tak oto nasza muzyczna podroż po Grodzie Kraka dobiega końca. Jako soundtrack proponuję playlistę, na której umieściłem utwory wszystkich wyżej wymienionych artystów. Zdaję sobie sprawę, że pewnie pominąłem niejednego zdolnego i sławnego muzyka ale cóż, Kronika od zawsze była jak najbardziej subiektywnym zapiskiem. Jestem jednak jak zawsze otwarty na Wasze polecajki. Tymczasem, miłej lektury, odsłuchu a przede wszytkim udanego weekendu!

Playlista: Muzyczna Mapa Krakowa 

poniedziałek, 2 czerwca 2025

26.05-01.06.2025

 


Moi drodzy! Witam Was w ten czerwcowy poniedziałek. Dla jednych słodki, dla innych pełen goryczy. Jakiejkolwiek byśmy nie byli orientacji politycznej, wierzę, że połączyć nas może miłość do dobrej muzyki. A tej było w zeszłym tygodniu naprawdę sporo. Zerknijmy.

Był to niewątpliwie czas dominacji rocka neo-progresywnego. Szczególnie chętnie sięgałem po nowy krążek norweskiego Magic Pie, na którym w mistrzowski (nomen omen tytuł płyty to Maestro) łączą hard rock lat 70-ych z klasycznym, hammondowskim prog-rockiem. W wielu kompozycjach doświadczymy gitarowo-klawiszowych pojedynków ale mojemu sercu najbliższa pozostaje ballada By the smokers pole, gdzie jednak klawisze są tyłko tłem dla rzewnej, zamyślonej gitary. 

W świecie neo-proga ważne miejsce zajmuje Kanada, która jest ojczyzną i dobrze już znanego w tych kręgach Huis jak i dopiero debiutującego bySomethingELSE. Oba zespoły wpisują się mniej więcej w podobny schemat, stawiając na wolnopłynące, refleksyjne kompozycje, w których instrumenty zamiast szaleć w kolejnych łamiących palce popisach starają się raczej oddać jak najwięcej emocji. I to udaje się znakomicie zarówno w The Last Journey (mój ulubiony utwór Huis ever) jak i na Hope, pierwszym krążku drugiego z wymienionych zespołów. 

Polacy nie gęsi lecz swój prog-rock mają, parafrazując klasyka. Dziś mam na myśli szczególnie krakowski Albion, zespół o długim stażu choć ostatnio niestety milczący. Wabiąc Cienie to trzecia płyta w ich dyskografii, pełna rozbudowanych, lirycznych kompozycji. Nastrojowa, nieco melancholijna, taka właśnie jakby zanurzona w tytułowych cieniach. Nowy album wydał też projekt multiinstrumentalisty Wojciecha Pielużka - Glass Island. Rok temu chwaliłem jego album Lost Media, w tym roku również wypada parę dobrych słów poświęcić jego następcy - Shallow Graves for Shallow People. Muzyka przyjemna, łatwo wpadająca w ucho i zmuszająca do refleksji. Po kilku odsłuchach w pamięć szczególnie zapadł mi drugi na trackliście utwór Stupid ale uwierzcie, to tylko jeden z wielu solidnych numerów.

To jeszcze nie koniec polskich artystów na dziś. Polecam Waszej uwadze m.in. nowoczesny hard rock w wykonaniu tarnowskiego Carriona. Płyta Sarita to w mojej opinii opus magnum kapeli, wszystko tu siadło idealnie - od kompozycji po gorzkie teksty po najwyższą jakość wykonania. 

Polecam też nowe wydanie klasyka z lat 80-ych. Pewnie domyślacie się już że chodzi o debiut Bandy i Wandy. Cóż, ten album ma w sobie to coś a jeden z największych przebojów zespołu, Nie będę Julią po latach brzmi zaskakująco drapieżnie.

Na koniec tego polskiego bloku coś nieoczywistego - premiera pierwszej płyty zespołu/projektu? bezIkres, łączącego w sobie tak zimną falę jak i post-punk z black metalem. Surrealistyczne teksty, surowa, zimna atmosfera i wokal wahający się od melorecytacji po growling - kolejna w ostatnich tygodniach pozycja dla wielbicieli nieszablonowej muzyki.

Jedyną w swoim rodzaju muzykę gra też zespół Turtle Skull. Sami siebie określają jako indie psych doom pop i kurcze mogą mieć rację. Na dzisiejszej playliście znajdziecie jeden ich utwór - Into the Sun, w którym mamy właśnie i psychodeliczny klimat, stoner/doomowy fuzz jak i niemalże popową melodię. A to tylko jedna kompozycja. Zachęcam gorąco do sięgnięcia po cały album Being Here.

Doom generalnie był właśnie obok neo-progu drugim najczęściej słuchanym przeze mnie w tym tygodniu gatunkiem. Do znanych Wam już wcześniej Froglorda i Cavern Deep dołączył kolejny stoner/doomowy gracz - amerykańskie Crystal Spiders. Metanoia to mój drugi kontakt z twórczością tej formacji po pochodzącym sprzed czterech lat Morieris. W stosunku do tamtego albumu tym razem mamy więcej rock'n'rollowego vibe'u i naprawdę wychodzi to kapeli na zdrowie. Utwory zyskują więcej przestrzeni a przed wszystkim szybciej wpadają w ucho, jak choćby moje ulubione Ignite czy wydane wcześniej na singlu Torche. Wiem, że ten album kręci się u kilku moich internetowych znajomych, więc ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat.

Mamy też bardziej klasyczny death/gothic/doom, czyli Opia i ich poetycki debiut I Welcome Thee, Eternal Sleep. Jest to naprawdę niezwykłe urocza choć melancholijna muzyka.

Ciekawą propozycją jest Walk the Shadows, najnowszy album epic doom metalowego Lord Vigo. Choć w sumie dużo bardziej adekwatne byłoby określenie synthwave doom metal. Syntezatory bowiem i to w mocno inspirowanym latami 80-ymi stylu grają tu ważną rolę. Brzmi to zaskakująco świeżo i przyjemnie i coś czuję, że jeszcze niejeden tydzień spędzę z tym zespołem.

Syntezatory są też podstawą brzmienia słoweńskiego projektu Neurotech. Wulf, kompozytor i producent od lat tworzy bardzo zaskakujący intrygujący miks metalu i elektroniki. Od dłuższego czasu planowałem poświęcić mu więcej czasu ale dopiero premiera Exo Escapism, trzynastego albumu artysty zmotywowała mnie do tego. Jedyne czego żałuję to tego, że tak długo zwlekałem. Jest to fajna muzyka, czerpiąca to co najlepsze z obu gatunkowych składowych.

Z pozostałych gatunków nadal mocno jara mnie AOR-owy Giant i album Stand and Deliver, pełny przebojowych, gitarowych numerów, z których aż trzy lądują dziś na playliście.

Przebojowo aczkolwiek bardziej rock 'n'rollowo i z przymrużeniem oka grają Eagles of Death Metal. Ekipa Jesse'a Hughesa i Josha Homme'a potrafi dać do pieca i stworzyć takie skoczne bangery jak Cherry Cola czy chyba najbardziej znany I Want You Do Hard.

Wiem, że trochę zaniedbuję ostatnio power metal ale podrzucę Wam, jak to już ostatnio robię regularnie, kolejny fajny utwór Freedom Call. Tym razem jest nim Innocent World z trochę niedocenianej płyty Dimensions. Można wiele o niej jako o całości pisać ale otwarcie (po dwuminutowym intro) w postaci wspomnianego wyżej numeru jest kapitalne. 

Nie sposób nie wspomnieć też o nowym singlu kapeli Grailknights. Necronomicon to typowy dla tych zamaskowanych muzyków miks przebojowego power z melodic death metalem, choć tak jak już od kilku dobrych lat, przeważa jednak ten pierwszy element. 

A skoro już przy melodeathie jestem, to po raz kolejny polecam mój ulubiony utwór jednego z klasyków gatunku, choć w danym okresie czerpiąca już mocno ze stylistyki nu metalowej - In Flames i Cloud Connected z płyty Reroute to Remain.

I tak oto prezentuje się podsumowanie ostatniego tygodnia. Ciekawe co Wam pokaże generator kolaży. Tradycyjnie również polecam podsumowującą playlistę. Liczę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Trzymajcie się!

Playlista: 01.06.2025

piątek, 30 maja 2025

Maj 2025 - Podsumowanie Miesiąca

 


Ani się człowiek obejrzał a już upłynęło 30 dni maja. Jescze tylko jutro ostatni akord i cyk, witamy czerwiec na pokładzie. Myślę, że to odpowiedni moment, by podzielić się z Wami moimi muzyką, której w tym okresie najczęściej i najchętniej słuchałem. Oto ona:

1. Froglord - żabi kult rośnie w siłę z każdym kolejnym wydawnictwem a tegoroczna Metamorphosis to kwintesencja stylu tej brytyjskiej grupy zamknięta w 8 ciekawych i zróżnicowanych kompozycjach. Stoner i slugde, psychodela i doom, harmonijka i elektronika - wszystko to zebrane razem sprawia, że z miejsca wskakuje do grona kandydatów na miano płyty roku

2. Harem Scarem - kanadyjscy weterani melodyjnego hard rocka nie myślą wcale o emeryturze. Przeciwnie, Chasing Euphoria to kolejna solidna przebojowo-gitarowa płyta i potwierdzenie, że od reaktywacji w 2013 roku panowie przeżywają drugą młodość a wydane w tym czasie albumy dorównują klasykom w postaci debiutu czy Mood Swings 

3. Trick or Treat - mimo, że od premiery Ghosted minął już ponad miesiąc do dziś nie udało mi się wyłapać wszystkich pop-kulturowych nawiązań zawartych w tekstach piosenek. Ale to nie tylko dla nich warto sięgnąć po tę płytę. Jest tu też 46 minut wysokiej klasy europejskiego power metalu i od tego bym zaczął :)

4. Wij - czy ktoś spodziewał się, że na nowej EP-ce ekipa Tui Szmaragd skręci w stronę podszytego black metalem hardcore'a? Ja na pewno nie. Niemniej jednak rzucam się na Bluzg jak dzik na żołędzie

5. Flower Kings - dystyngowany i elegancki to nie są przymiotniki, którymi zwykle opisuje się rockowe albumy. Co innego w przypadku rocka progresywnego. Tu są jak najbardziej na miejscu i w przypadku płyty Love szwedzkich weteranów gatunku idealnie podkreślają kunszt i dźwiękowe bogactwo zawartych na niej kompozycji

6. Cavern Deep - w maju światło dzienne ujrzała ostatnia część zaplanowanej przez szwedzkich muzyków trylogii - The Bodiless. Ponownie mamy tu ciężką i powolną muzykę, zanurzoną w smoliście mrocznej, psychodelicznej atmosferze choć nie brak też bardziej melodyjnych fragmentów nadających całości odpowiedniej głębi

7. Magic Pie - norwescy prog-rockowcy wracają po kilku latach z nowym materiałem, dość odważnie zatytułowanym Maestro. Nie ma w tym jednak zbędnej przesady, bo panowie udowadniają, że swoje rzemiosło opanowali na jak najbardziej mistrzowskim poziomie. Jeśli lubicie hammondowo-gitarowe popisy, niebanalne melodie i inspiracje tak progiem jak i hard-rockiem z lat 70-ych zanurzycie się w te dźwięki na długo

8. Ols - niezwykły projekt muzyczny, łączący w sobie folk, dark-wave czy nawet pewne elementy post-bm a wszystko to dzieło jednej osoby, utalentowanej artystki Anny Marii Olchawy. Jej nowy krążek Poświaty to duchowa podróż w krainę emocji, wspomnień i lęków, na końcu której czeka upragnione katharsis

9. Wanda i Banda - najbardziej nieoczekiwana pozycja w dzisiejszym zestawieniu. Wydana niedawno reedycja pierwszej płyty zespołu trafiła mnie jak grom z jasnego nieba. Przebojowe, gitarowe granie, momentami zahaczające o hard rock i wysoki, zadziorny wokal Wandy Kwietniewskiej na długi długi czas wbijają się do głowy

10. GIANT - tylko 3 lata kazał nam czekać na nowy krążek ten amerykański zespół (poprzednia przerwa trwała bagatela 12 lat!). Na Stand and Deliver nie czuć jednak tego [sic!] pośpiechu. Jest za to dopracowana i udana artystycznie płyta, na której prócz ballad czy przebojowych, gitarowych numerów znajdziecie także rozpędzony, wręcz heavy metalowy Beggars Can't Be Choosers. Jest moc!

11. Behölder - epickie połączenie amrykańskiego powera z doom metalem. Podniosłe, utrzymane w średnich tempach utwory, tematyka fantasy i niesamowity John Yelland za mikrofonem. Aż korci, by w końcu przysiąść do tego całego Baldur's Gate

12. Red Moon Architect - melancholijny death/doom metal z klasycznym damsko/męskim duetem wokalnym. October Decay premierę miało w połowie kwietnia ale wówczas nie poświęciłem jej odpowiednio dużo czasu. Cieszę się, że w maju sumiennie to nadrobiłem i dziś mogę Wam wrzucić na playlistę pełen emocji, majestatyczny i monumentalny bo aż 12-minutowy Decay of Emotions.

Wyżej wymieniona dwunastka to oczywiście nie wszyscy artyści, którzy towarzyszyli mi w tym miesiącu. Nadal dość często sięgałem po najnowsze albumy folk/power metalowego Elvenking i symfoniczno metalowej Epici. Zrobiłem sobie też dłuższą wycieczkę przez dyskografię ikony goteborskiego metalu - In Flames, by na koniec utwierdzić się w przekonaniu, że jednak to Reroute to Remain wielbię najmocniej. 

A jak Wam minął ten miesiąc? Jakie były Wasze odkrycia, oczarowania i (oby jak najmniej) rozczarowania. Piszcie śmiało! I oczywiście zachęcam do odsłuchu playlisty!

poniedziałek, 26 maja 2025

19.05-25.05.2025

 


To już czwarte majowe podsumowanie miesiąca i tak się dziwnie składa, że każde z nich jest inne. Tym razem wyszło chyba najdziwniej, gdyż mamy tu zebrane razem tak polski pop/hard rock (a może nawet i hair metal?) jak i francuski epicki black. A pomiędzy nimi jescze więcej zróżnicowanej i nierzadko zaskakującej muzyki. Jesteście gotowi na taką jazdę bez trzymanki? Cyk, uwaga, zaczynamy!

Skoro juz poniekąd wspomnialem o tym w pierwszym akapicie, zacznijmy od zespołu, którego, jak zakładam, niewielu z Was spodziewało się na moich playlistach. Wanda i Banda kilka dni temu wypuściła do serwisów streamingowych swój debiut z 1984 i kurcze, powiem Wam, że między nami zaiskrzyło. Jest to bowiem płyta bardzo udana, zarówno przebojowa (Nie będę Julią), liryczna (Chcę zapomnieć) jak i miejscami niemalże hard rockowa (niepublikowane dotąd Muchołapki). Wysoki, ostry głos Wandy Kwietniewskiej idealnie pasuje do gitarowych kompozycji, których ozdobą są popisy dwóch utalentowanych "wioślarzy" - Marka Raduliego i Jacka Krzaklewskiego. Wierzcie lub nie ale mam poczucie, że gdyby ten album ukazał się na Zachodzie (zwłaszcza okolice Sunset Strip) to Wanda i Banda byłaby dziś wymieniana w jednym rzędzie z Litą Ford, Lee Aaron czy zespołem Vixen.

Zbliżoną stylistycznie muzykę, choć może jednak nieco ostrzejszą grają zespoły zaliczane do dość szerokeigo nurtu AOR. W dzisiejszym podsumowaniu reprezentują go dwa zespoły z Ameryki Północnej - Harem Scarem z Kanady i Giant z USA. O tych pierwszych pisałem już kilka razy w ostatnich artykułach, więc może skupmy się na drugiej kapeli, która przed tygodniem wydała swój nowy album, zatytułowany Stand and Deliver. Mamy tu wysokiej jakości melodyjne, gitarowe granie. Wśród 11 utworów szczególnie wyróżnia się jeden - Beggars Can't Be Choosers - kawał dynamicznego, iście heavy metalowego killera. Cieszy mnie, że grupa dowodzona przez Danna Huffa wróciła do regularnej działalności wydawniczej, bo to już ich drugie solidne wydawnictwo w ciągu ostatnich trzech lat.

Ostatnio wydane single zespołu Lost in You przypomniały mi o zespole, który kiedyś mogłem słuchać na okrągło. To oczywiście poprzednia kapela Kulavika - Carrion. I choć uwielniam zarówno anty-religijny El Meddah jak i nagrany już z Hansem za mikrofonem, bardziej osobiste Dla Idei to jednak zaangażowana społecznie Sarita pozostaje dla mnie numerem jeden w ich dyskografii. W tym tygodniu najczęściej grała u mnie kompozycja, która jak żadna inna idealnie opisuje problem uzależnienia od alkoholu. Mowa oczywiście o utworze Absinth. Polecam, jeżeli lubicie mocne hard-rockowe granie z dużą dawką elektroniki.

Z drugiej strony macie dziś na playliście też trochę "brudnego" rock'n'rolla w wykonaniu kapeli dość przewrotnie nazwanej Eagles of Death Metal. Lata temu, jeszcze w czsach liceum mocno jarałem się ich płytą Death by Sexy a zwłaszcza teledyskiem do I Want You So Hard (Boys Bad News). Postanowiłem więc wskrzesić w sobie trochę tego ognia i cóż, efekt jest taki, że teraz mój 6-letni syn chodzi po domu i powtarza "boys bad news!". 

Trochę amerykańskiego feelingu i "brudu" czuć w muzyce polskiej grupy Yardburn, która miesiąc temu wydała swój debiutancki album pt. Junk. Ja sięgnąłem po niego z pewnym opóźnieniem ale lepiej późno niż wcale. Mamy tu bowiem mieszaninę punku, stonera i americany, co fajnie słychać w takich  kawałkach jak Rodeo czy Yardburn. Jeśli szukacie czegoś nowego a nuty zapożyczone z country&western zamiast razić, rozpalają Wasz apetyt to Yardburn aż prosi się o uwagę.

A co powiecie na połączenie artpopu, psychodelii i doom rocka jakim raczy nas australijski Turtle Skull? Na Being Here, swoim drugim albumie ta pochodząca z Antypodów grupa nie ogranicza niczym swojej kreatywności, gwarantując nam mnóstwo skrajnych nieraz emocji, transowych tripów i przebojowych melodii, z którym najczęściej zdarza mi się nucić tę z refrenu Into the Sun. Ciekaw jestem, czy Wam też się spodoba.

Zupełnie inne oblicze muzyki gitarowej prezentują muzycy spod szandaru rocka progresywnego. Jak już wielokrotnie pisałem, szczególnie bliski jest mi nurt neo-proga, skupiający zespoły debiutujące w latach 80-ych i później, stawiający na rozbudowane ale jednak melodyjne i bardziej refleksyjne kompozycje. Dziś mam dla Was aż trzech wykonawców tworzących w tym stylu. Po pierwsze domknąłem sobie dyskografię kanadyjskiego Huis, sięgając po wydany rok temu In the Face of the Unknown. Jak pewnie pamiętacie trafił on do mojej zeszłorocznej topki i nadal wracam do niego z przyjemnością. Z niecierpliwością czekałem też na nowy album norweskiego Magic Pie. Już zapowiadające Maestro single były bardzo obiecujące ale po premierze najbardziej w pamięc zapadł mi balladowy By the smokers pole, w którym gitary pięknie uzupełniają się z dyskretnymi klawiszami. Kolejny zespół wpadł mi w ucho dość przypadkiem, podlinkowany na grupie RMP z komentarzem "śliczne, nowe neonutki" i flagą Kanady. Cóż, nie mogłem tego przegapić i tak trafiłem w świat malowany dźwiękami przez zespół bySomethingELSE a są to dźwięki naprawdę urocze i nastrojowe. Po prostu idealna muzyka by się wyciszyć i ukoić zszargane nerwy. 

Jeśli mówimy o muzyce refleksyjnej i wyciszającej to nie sposób nie wspomnieć o Poświatach folkowego projektu Ols, choć Matka krew, której najczęściej w tym tygodniu słuchałem zamiast koić budzi raczej pewien niepokój. I w tym kryje się właśnie cała magia tego utworu. Zdecydowanie nie jest to utwór na Dzień Matki (ale na długi wieczór przy świecy i lampce wina już jak najbardziej tak).

Cały czas piszę o rocku, może już czas przejść do metalu? OK, więc zróbmy to z przytupem bo właśnie tak wyglądała premiera nowej EP-ki Wija. Nikt nie spodziewał się tego, co znajdziemy na Bluzgu. Mnie się jednak taka hard-corowo/blackrockowa stylizacja podoba choć trochę tęsknię za czystym śpiewem Tui. Jednak rozp**ol jaki niosą w sobie numery pokroju Cała wstecz czy Śmierć jest nie w humorze pozwala mi tę tęsknotę wsadzić "z powrotem do...".

Dwa tygodnie temu poznaliśmy laureatów tegorocznej edycji plebiscytu Wirtualne Gęśle. Mój faworyt, Pogorzelisko folk-metalowego zespołu Velesar zajął w nim drugie miejsce, ustępując tylko wspólnemu dziełu Kapeli ze Wsi Warszawa i Bassałyków. Z tej okazji postanowiłem odświeżyć sobie Pogorzelisko i stąd na playliście znalazły się moje dwa ulubione utwory z płyty - Kamienny Tron (Vol.2) i Czas Sabatu, łączące elementy folkowe z bardzo maidenowskim heavy metalem. 

Nieco szybciej niż Velesar grają Włosi z Trick or Treat na swojej ósmej płycie. Ghosted pełna jest klasycznych power metalowych galopad takich jak choćby Evil Dead Never Sleep czy wzbogacona o szantowe wstawki i głos kapitana Bowesa Return to the Monkey Island. Polecam każdemu miłośnikowi klasycznego, helloweenowego powera.

Drugi tydzień z rzędu wracam sobie do konkretnej piosenki niemieckiego Freedom Call. W tym padło na Paladin z wydanego w 2014 roku albumu Beyond. Był to krążek, na którym FC wrócił do bardziej symfonicznego fantasy-powera co widać między innymi właśnie w epickim refrenie rzeczonego utworu. Stand tall and believe in the light of the day... aż chce się nucić w kółko.

Jeżeli lubicie natomiast miks powera i metalu progresywnego nie możecie przegapić albumu The Time of the Dragon amerykańskiej kapeli Echosoul. Muzycy od roku przygotowywali nas na premierę swojego drugiego krążka, wypuszczając po drodze kilka ciekawych singli. Jednym z nich było Die Demon Die, które aktualnie uważam za najlepszy numer na płycie. 

Mamy też przedstawiciela sceny goteborskiej melodyjnego death metalu - In Flames i mój ulubiony utwór tej kapeli - Cloud Connected, pochodzący z kontrowersyjnego ale chyba najbardziej znanego albumu Reroute to Remain.

Rok 2025 należy jak dotąd zdecydowanie do Johna Yellanda. Pod koniec marca jego Judicator wydał album Concord, będący jak dotąd najlepszą tegoroczną płytą power metalową (sorry Tobi, nie tym razem) a już miesiąc później zaatakował nas epickim, inspirowanym "lochami i smokami" doom metalem jaki serwuje nam Behölder na swym debiucie zatytułowanym In the Temple of the Tyrant. Utwory z obu tych wydawnict znajdziecie oczywiście na playliście. 

Doom niejedną ma twarz. Ostatnie lata to zdecydowana dominacja stoner/doomu. U mnie też ten podgatunek pojawia się dość regularnie. Tym razem prócz kosmiczno-bagiennego Froglorda (epickie Emergence of the Toad) dużo czasu spędziłem przy nowym albumie Crystal Spiders. Metanoia to już trzecia płyta tego amerykańskiego tria i tak ja pozostałem pełna jest psychodelicznego klimatu, przesterowanych, fuzzujących gitar i jakże sugestywnego głosu Brenny Leath

Nieco inaczej rzecz się ma z klasycznym gothic/death/doomem. Przez lata moje zainteresowania w tym temacie ograniczały sie do kilku "głównych graczy" a ciężko mi było trafić na coś nowego. Ten rok jednak zaowocował już drugim (po Angellore) odkryciem. Jest nim brytyjsko-hiszpańska Opia, która na swoim debiucie - I Welcome Thee, Eternal Sleep łączy gotycką melancholię i doomowe cierpienie z brutalnością typową dla death czy black metalu. Klasyczny podział na czysty damski wokal i męski growl sprawdza się bardzo dobrze i jeszcze bardziej pogłębia tę atmosferę smutku. Podsumowując jest to naprawdę przejmująco piękna muzyka, którą pokochają fani wspomnianego powyżej Angellore czy dość często goszczącego u mnie ostatnio Red Moon Architect. 

Na koniec zostawiłem sobie najbardziej ekstremalnego wykonawcę. Jest to Vehemence, czyli właśnie ten francuski epic black metal, o którym wspomniałem na wstępie. Jak pewnie wiecie po black metal sięgam nieczęsto (ostatnio nasze polskie Zmarłym) ale gdy już się to dzieje to zwykle nie jest to taki zwyczajny bleczur. I tu jest tak samo, gdyż muzykę tej grupy najlepiej opisać jako połączenie melodyjnego blacka z chanson de geste. Zaiste, mamy tu trochę starodawnej muzyki dworskiej, odpowiednie do epoki instrumentarium i teksty (po francusku - czuwaj Strefa rokendrola wolna od angola!) nawiązujące do średniowiecznych sag czy wątków fantastycznych. Jest to muzyka, która wciąga już od pierwszych dźwięków i stąd właśnie na dzisiejszej playliście możecie usłyszeć De feu et d'acier - kawałek otwierający Ordalies, trzecią płytę francuskiego trio. Dzięki Jakubie za polecenie!

Ależ to był ciekawy i różnorodny tydzień. Zwróćcie uwagę, że na playliście (link poniżej) zawierającej 30 utworów jest aż 23 wykonawców! Mam nadzieje, że tym bardziej jej odsłuch będzie dla Was czymś niezwykle przyjemnym i wciągającym. Niezmiennie czekam też na Wasze podsumowania, czy i u Was trafiło się aż tylu artystów? Zaskoczcie mnie!

piątek, 23 maja 2025

Herbie Langhans - Playlista Tematyczna

 


Dwa dni temu swoje 50-e urodziny obchodził niezwykle utalentowany niemiecki wokalista Herbie Langhans. Z tej okazji, a także biorąc pod uwagę, że jego głos słyszymy w wielu bardzo lubianych przeze mnie zespołach, dzisiejszy artykuł postanowiłem właśnie poświęcić jemu. Na początek, już tradycyjnie, krótka notka biograficzna.

Herbie Langhans urodził się 21 maja 1975 roku w mieście Gifhorn w Dolnej Saksonii. Muzyką interesował się już od dziecka. Mając 14 lat dołączył w roli gitarzysty rytmicznego do zespołu The Preachers, działającego w Wolfsburgu. W 1990 roku nagrał z nimi swój pierwszy długogrający album. Dwa lata później zespół zmienił nazwę na Seventh Avenue a Herbie zadebiutował w roli wokalisty. W latach 1995-2012 wydali wspólnie 6 albumów studyjnych, niestety zespół zawiesił działalność. Na szczęście od kilku lat działa złożona z byłych członków wspomnianej wyżej kapeli grupa Radiant obracająca się w klimatach melodyjnego metalu/hard rocka.

W 2005 roku Herbie dołączył do power metalowego zespołu Sinbreed (wtedy jeszcze pod nazwą Neoshine), założonego m.in. przez perkusistę Blind Guardian - Frederika Ehmke. Nagrał z nimi trzy płyty, z czego druga - Shadows - była moim pierwszym spotkaniem z artystą i do dziś pozostaje jednym z ulubionych power metalowych albumów drugiej dekady XXI wieku. 

W 2010 roku został członkiem prog-metalowego Beyond the Bridge, którego debiut, wydany dwa lata później The Old Man and the Spirit zdobył uznanie prasy i słuchaczy. Niestety nagła śmierć klawiszowca Simona Oberendera postawiła przyszłość zespołu pod znakiem zapytania. Mimo deklaracji o chęci dalszego grania grupa aktualnie jest w zawieszeniu.

W 2015 roku Tobias Sammet zaprosił Herbiego do udziału w nagraniach nowego albumu Avantasii, zatytułowanego Ghostlights. Wystąpili razem w utworze Draconian Love, w którym zamiast swojego charakterystycznego zachrypłego falsetu, Herbie śpiewa wręcz aksamitnie. Powiem Wam, że gdybym nie spojrzał w creditsy, nigdy bym nie zgadł że to nasz dzisiejszy bohater. Do współpracy z Sammetem powrócił po kilku latach i dziś jest jednym z etatowych członków koncertowego cyrku Avantasii.

W latach 2017-20 zastępował Davida Readmana w roli wokalisty heavy/power/hard rockowego zespołu Voodoo Circle. Jego głos możemy usłyszeć na pochodzącej z 2018 roku płycie Raised on Rock.

Wszystkich tęskniących za Sinbreedem z Langhansem za mikrofonem na pewno ucieszył jego angaż do szwedzkiego zespołu The Lightbringer of Sweden. Oba wydane do tej pory albumy (a w drodze już trzeci) to wysokiej jakości, szybki i drapieżny power metal.

Dużym wydarzeniem na power metalowej scenie było też ogłoszenie Herbiego Langhansa nowym wokalistą greckiego Firewind. Z ekipą dowodzoną przez znanego gitarzystę Gusa G. wokalista współpracuje po dziś dzień a wspólnie mają na koncie już dwa albumy studyjne - Firewind i Stand United.

Oprócz wspomnianych powyżej kapel, Herbie jest również wokalistą power metalowego Sonic Haven i Ryffhuntr, będącego coverbandem grającym przeboje z lat 80-ych.

Jak to bywa w przypadku większości artystów, którym poświęcam osobne wpisy, także i Herbie Langhans ma na koncie wiele występów gościnnych. Z irańskim Whispers in Crimson nagrał nawet cały album - Suicide in B Minor. Warto zapamiętać tę nazwę (choć grupa prawdopodobnie zawiesiła swoją działalność), gdyż jest to chyba jeden z niewielu, jak nie jedyny, prog/power metalowy zespół z tego kraju.

Bardzo często wokalista angażuje się w power metalowe opery. Poza najbardziej znaną, wspomnianą już wyżej Avantasią, warto wymienić uwielbianą przeze mnie Marius Danielsen's Legend of Valley Doom czy projekt holenderskiego klawiszowca, Gideona Ricardo - Woods of Wonders, gdzie na jednej płycie zebrana jest cała śmietanka europejskiego power metalu (i nie tylko).

Podsumowując, Herbie Langhans to niezwykle utalentowany i ceniony wokalista. Zachęcam do zapoznania się z sylwetką artysty jak i współtworzoną przez niego muzyką. Do artykułu jak zwykle dołączam playlistę, na której znajdziecie wszystkie gościnne występy wokalisty a także subiektywnie wybrane, najlepsze utwory zespołów, z którymi współpracuje lub kiedyś współpracował. Dla fanów hard rocka, power/heavy i symfonicznego metalu powinna to być nie lada gratka. Link poniżej a ja życzę udanego weekendu!

Playlista: The Best of Herbie Langhans


 

poniedziałek, 19 maja 2025

12.05-18.05.2025

 


"On przywróci równowagę Mocy... te słowa, wypowiedziane przez umierającego Qui Gona pochodziły z przepowiedni, którą większość Jedi rozumiała bardzo opacznie. Anakin rzeczywiście przywrócił równowagę, która przez setki lat była mocno przechylona w kierunku Jasnej Strony. Na końcu Zemsty Sithów w Galaktyce pozostało już tylko dwóch Jedi i dwóch Sithów. Równowaga idealna. Czemu nawiązuję do Gwiezdnych Wojen na wstępie do dzisiejszego podsumowania? Ano dlatego, że po tygodniu power/aor-owym i następującym po nim doom/progowym w końcu przyszedł taki czas, gdy te wszystkie inspiracje osiągnęły względną równowagę. Zobaczcie sami.

Znów po krótkiej przerwie najczęście słuchanym zespołem zostało włoskie Trick or Treat. Ghosted, ósma płyta włoskich power metalowców to szybki, melodyjny i bardzo przyjemny kawał muzyki. Alessandro Conti po raz kolejny dodaję sczyptę swojej wokalnej magii do przebojowych melodii poświęconych postaciom z horrorów i gier komputerowych, wspierany przez grono utalentowanych gości jak Christopher Bowes w Return to the Monkey Island czy Adrianne Cowan w Bloodmoon. Najlepszym utworem na płycie jest jednak ten, w którym Ale śpiewa solo, wchodząc w refrenie w naprawdę wysokie rejestry - Evil Dead Never Sleep. Wszystkie trzy znajdziecie na dzisiejszej playliscie.

Po raz kolejny zwracam też Waszą uwagę na inny włoski zespół, grający miks power i folk metalu Elvenking. Otwierający najnowszy album utwór Season of the Owl ma w sobie coś, co sprawia, że nawet przy 30-40 odsłuchu wciąga tak samo mocno.

Pozostając jeszcze na chwilę przy power metalu pozwoliłem sobie ostatnio na krotką podróż w czasie do 2010 roku. W tym roku bowiem Freedom Call nagrał album Legend of the Shadowking, nieco bardziej epicki i mroczny niż klasyczne dzieła niemieckich "happy metalowców". Ten krażek to kopalnia świetnych kompozycji, z których tym razem najbardziej wzięło mnie na nieco apokaliptyczny choć jednocześnie pełen nadziei, rozpędzony Remember!

Często piszę tu zarówno o kapelach power jak i doom metalowych. A czy zdarzają się jakieś hybrydy gatunkowe? Otóż tak, i to nawet niemało, zwłaszcza w amerykańskiej szkole powera. Niecały miesiąc temu swój debiut płytowy zaliczył pochodzący z Philadelphi zespół Beholder, w którym za mikrofonem stanął John Yelland, lider wielokrotnie wspominanego u mnie w tym roku Judicatora. Ich muzyka to epicki doom metal z mocnym powerowym pierwiastkiem. Muzyka jest dość ciężka, utrzymana przeważnie w marszowych tempach z podniosłymi, łatwo wpadającymi w ucho melodiami. Sam John ze swojego gardła wyciąga zdecydowanie bardziej agresywne partie, co tylko dodaje klimatu takim numerom jak  Dungeon Crawl, A Pale Blood Sky czy Into the Underdark

Mariaż z power metalem swego czasu zarzucano szwedzkim weteranom gatunku z Candlemass, którzy w tym roku świętują 40-lecie działalności. Z tej okazji jak już pewnie wiecie wydali ep-kę Black Star, która dość często gości w moich głośnikach, głównie za sprawą dwóch autorskich numerów - tytułowego i instrumentalnego Corridors of Chaos.

Wielbicielom bardziej gruzowo-kamieniarskiej odmiany doom metalu polecam transowy, żabi okultyzm serwowany nam na najnowszym krążku Froglorda i stoner/sludge'owe lamenty potępionych dusz, które znajdziecie na trzecim albumie szwedzkiego Cavern Deep. Ich ciężar i melnacholia naprawdę potrafi przytłoczyć a na zaskakująco deszczowe i ponure majowe dni stanowi najlepszy możliwy soundtrack.

Natomiast w kategorii doom metal ale bardzo nieoczywisty polecam włoską Messę z Void Meridian, kapitalnym otwarciem świetnego albumu jakim jest The Spin oraz kapelę, którą już teraz mogę nazwać twórcą jednego z murowanych kandydatów do tytułu album roku. Mowa oczywiście o Avatarium i Between You, God, the Devil and the Dead, pełny psychodelii, bluesa, starego hard rocka i tradycyjnego doom metalu. A wśród tego wszystkiego Lovers Give a Kingdom to Each Other, aktualnie moja ulubiona tegoroczna piosenka.

Dziwnym tworem na polskiej scenie rocko-metalowej jest bez wątpienia Wij. Trio dowodzone przez charyzmatyczną Tuję Szmaragd przez kilka ostatnich lat wyrobiło sobie swój jakże unikalny styl, łączący hard rocka z proto i doom metalem. Tymczasem, 15 maja bieżącego roku Wij totalnie bez ostrzeżenia wydał nową EP-kę, pełną agresywnego, szalonego hc/black punka. Czy to jednorazowy eksperyment, czy zwiastun nowego otwarcia w dziejach grupy nie mam pojęcia. Ale brzmi to kapitalnie a teksty nie dość, że poetyckie i błyskotliwe jak zawsze to wykrzyczane (wręcz wygrowlowane) biją prosto po mordzie. Jeśli ktoś zapyta mnie kiedyś, jak przetłumaczyć na polski deathcorowe blegh odpowiem mu - Bluzg.

Po tak mocnym akcencie pora na chwilę wyciszenia. Tę zapewnia mi ostatnio trzeci longplay projektu Ols zatytułowany Poświaty. Eteryczna, czerpiąca zarówno z folku jak i darkwave'a muzyka jest jak promień śwaitła prześwitujący przez ciemne liście w samym środku gęstego lasu. Można odetchnąć od tego całego pędu i problemów świata, wyciszyć się ale w tym wszystkim jest też nuta niepokoju i niepewności, przed którą nie ma ucieczki. Można jedynie podzielić się nimi z innymi i właśnie w tym upatruję terapeutycznego aspektu muzyki tworzonej przez artystkę.

Pozostając przy bardziej refleksyjnej muzyce, w dalszym ciągu trwa moja wędrówka przez dyskografię kanadyjskiego Huis. Tym razem sięgnąłem po najsłabiej mi do tej pory znaną płytę numer 2 - Neither in Heaven. Po spędzonym z nią kilku dniach dziwię się, czemu była tak pomijana bo to kolejna neo-progowa perełka, urzekająca tak w warstwie lirycznej jak i muzycznej. Na dzisiejszją playlistę wrzucam najpiękniejszy utwór - Even Angels Sometimes Fall ale zapewniam, że jest to tylko primus inter pares.

W metalu symfonicznym natomiast mamy triumwirat. Najczęściej sięgałem po Therion, Haggard i Epicę. Kilka słów więcej chciałbym napisać o tym pierwszym zespole a w zasadzie o płycie Lemuria, wydanej w 2004 roku wspólnie z Sirius B. Otóż, w kilku utworach możemy na wokalu usłyszeć Piotra Wawrzeniuka, który w latach 92-06 współpracował z zespołem również w roli perkusisty. To on wyśpiewuje epicki refren w utworze tytułowym jak i prowadzi główny wątek w rytmicznym, bardzo hard-rockowym The Dreams of Swedenborg a są to moje absolutnie ulubione utwory z absolutnie ulubionego albumu szwedzkiej "bestii".

And last but not least - drugi z najcześciej słuchanych przeze mnie w tym tygodniu zespołów a zarazem jedyny przedstawiciel AOR - kanadyjski Harem Scarem i płyta Chasing Euphoria. Przyznam się, że po pierwszych odsłuchach promujących album singlii nie czułem w sobie jakiejś wielkiej nomen omen euforii. Ta przyszła jednak z czasem i takimi numerami jak In A Bad Way, Gotta Keep Your Head Up, A Falling Knife czy zamykające tracklistę Wasted Years. To kolejny przykład świetnej płyty, którą promowały solidne ale jednak nie wybitne kompozycje. I przestroga dla nas, by jednak w dobie streamingów, playlist (autoronia) słuchać płyt od deski do deski.

Rzekłem. A teraz pytanie do Was, jaka muzyka najczęściej umilała Wam ten dość deszczowy tydzień i z jakimi zespołami planujecie spędzić kolejne siedem dni? A jeśli lubicie playlisty (jako punkt wyjścia do eksploracji całych płyt czy nawet dyskografii) to pod artykułem znajdziecie odpowiednie łącze. Miłego tygodnia i dużo pogody nie tylko ducha!

piątek, 16 maja 2025

Cobras & Vipers - Playlista Tematyczna

 

Czy ktoś z Was zastanawiał się kto będzie bohaterem kolejnego artykułu z mojej "zwierzęcej" serii? Już spieszę z odpowiedzią. Mieliśmy już przedstawicieli ssaków, płazów i mięczaków, czas więc skupić się na kolejnej gromadzie, tym razem gadach. A jakie inne gady (poza dinozaurami) oczywiście wzbudzają tyle emocji co węże? Quetzalcoatl. Jormungand, Apophis... Długo by wymieniać wszystkich bogów, którzy przyjmowali wężowe postaci. Wśród rockowych i metalowych muzyków zwierzęta te również cieszą się sporą popularnością, nic więc dziwnego że znajdziemy ich w nazwie niejednej kapeli. Dziś skupimy się na dwóch konkretnych gatunkach - kobrach i żmijach. A oto sylwetki ośmiu interesujących zespołów, które w nazwie mają właśnie słowo "cobra" bądź "viper".

1. King Kobra - amerykański zespół heavy/glam metalowy, najbardziej znany z hitu Iron Eagle (Never Say Die) nagranego na potrzeby filmu o tym samym tytule. Przez lata skład zespołu zmieniał się wielokrotnie ale nie miało to większego wpływu na jakość muzyki, która tak w latach 80-ych jak i 20-ych XXI wieku jest zarówno melodyjna i przebojowa jak i soczyście gitarowa

2. Crystal Viper - jeden z naszych hitów eksportowych i aktualnie chyba najlepsza rodzima kapela obracająca się w estetyce heavy/power metalowej. Charakterystyczna chrypa świetnej Marty Gabriel, szybkie i zadziorne numery i osadzone w literaturze sci-fi, horror, fantasy teksty spodobają się każdemu miłośnikowi klasycznego grania w stylu Accept, Helloween czy Running Wild.

3. Year of the Cobra - psychodeliczno/stonerowo doom metalowy duet złożony ze śpiewającej basistki i perkusistki. Niech Was jednak nie zwiedzie ten instrumentalny minimalizm, Państwo Barrysmith potrafią z niego wycisnąć mnóstwo przejmująco pięknej i melancholijnej muzyki, którą znajdziecie m.in. na trzech dotychczas wydanych albumach studyjnych, z czego ostatni, zatytułowany po prostu Year of the Cobra jest jednym z moich ulubionych krążków pierwszej połowy tego roku

4. Deadly Vipers - fuzz/desert rockowy kwartet z południa Francji. W ich muzyce czuć wręcz namacalnie duszne, gorące wiatry smagające suche i piaszczyste zbocza pirenejskich szczytów.

5. Cobra Spell - hard-rockowo/metalowa bestia założona w 2019 roku w Holandii przez byłą gitarzystkę m.in. Burning Witches i Crypta - Sonię Anubis. Aktualnie dziewczyny (i jeden rodzynek w postaci gitarzysty Adriego Funeraillesa) rezydują w Hiszpanii skąd wysyłają w świat drapieżne i przebojowe dźwięki pełne tekstów o miłości, seksie, buncie i pożądaniu. Jest ogień!

6. Viper - legenda brazylijskiego metalu, działająca z przerwami od 1985 roku, jeden z pierwszych w Ameryce Południowej zespołów speed/power metalowych. To właśnie tu swoje pierwsze kroki w muzycznym biznesie stawiał nieodżałowany Andre Matos, znany wszystkim jako pierwszy wokalista Angry. Jego głos możemy usłyszeć na dwóch pierwszych płytach kapeli

7. Kobra and the Lotus - kanadyjski zespół heavy metalowy dowodzony przez utalentowaną wokalistkę i autorkę muzyki Kobrę Paige, ogłoszony w 2012 roku na gali Metal Hammera jednym z najlepszych młodych zespołów heavy metalowych. Na koncie mają sześć dobrze przyjętych przez słuchaczy i krytyków albumów, aktualnie jednak liderka kapeli skupia się na karierze solowej, wydając w 2024 roku swój debiutancki krążek Like No Other

8. Viperwitch - post apokaliptyczny oldschoolowy heavy metal rodem prosto Denver w stanie Colorado. Szybkie, surowe kawałki, dynamiczne wokalne duety Danici "Lynx the Hunter" Minor i Devina Reicha przeplatane instrumentalnymi przerywnikami to znak rozpoznawczy ich debiutanckiego concept albumu pt. Witch Hunt - Road to Vengeance.

Jak patrzę na sylwetki tych ośmiu wykonawców dopiero teraz uderzyła mnie przewaga kobiet za mikrofonem. Cóż, w języku polskim tak kobra jak i żmija są rodzaju żeńskiego, może to jakaś koincydencja? Abstrachując już od płci wokalistów, najważniejsze są i tak emocje, które dana muzyka w nas wzbudza i tu mam nadzieję, że odsłuch przygotowanej przeze mnie playlisty będzie źródłem wielu mocnych i niezapomnianych wrażeń. Dajcie też znać, który z wyżej wymienionych zespołów jest Wam najbliższy i dlaczego?

Z wężowym pozdrowieniem!

Playlista: Cobras&Vipers

Najpopularniejsze