Po poprzednim piątku, w którym listy odtwarzania aż uginały się od ciężaru nowych wydawnictw przyszedł czas na piątek znacznie spokojniejszy. I chyba dobrze, bo w końcu miałem możliwość poświęcić więcej czasu zeszłotygodniowym premierom. Nie oznacza to, że na dzisiejszej playliście nie ma żadnych nowości. Otóż są a jedna z nich tę plejką naprawdę zdominowała. Która? Zaraz się przekonacie.
Skoro już zacząłem temat, to odkryję karty. W poniedziałek, 31 marca światło dzienne ujrzał Monolith, drugi album krakowskiego Węża. Data nieprzypadkowa, bo dzień po koncercie, jaki to instrumentalne trio zagrało pełniąc role supoorta przed Weedcraftem i TONią. W mojej relacji z tego gigu dużo miejsca poświęciłlem tej płycie, zwłaszcza, że cała setlista była o nią oparta. Podtrzymuję więc swoje zdanie i uważam, że jest to bardzo ambitne, wciągająca na dłużej połączenie stoner i progressive rocka idealne do wieczornych seansów muzycznych. Utwory są długie i rozbudowane, hipnotyzujące swoimi transowymi tempami jednakże w żadnym momencie nie zaczynają się dłużyć. Na dzisiejszej playliście znajdziecie aż 4 numety z tej płyty, co sprawia, że Monolith jest najliczniej reprezentowanym albumem ze wszystkich, których w ostatnim tygodniu słuchałem.
Jeżeli chodzi natomiast o zespół, to najczęściej słuchałem amerykańskiego Judicatora. Złożyły się na to dwie płyty - klasyk US power metalu At the Expanse of Humanity z łamiącą serce i zmuszającą do refleksji historią oraz najświeższy, wydany właśnie w ten "pełen premier piątek" Concord. Przez te 10 lat, które dzielą od siebie obie wymienione płyty muzyka zespołu ewoluowała od bardzo |blindguardianowego" powera w stronę bardziej zróżnicowanego, wzbogaconego brzmieniem saksofonu prog metalu. Na nowym wydawnictwie mam wrażenie udało się bardzo dobrze połączyć ze sobą oba elementy, wydając w konsekwencji płytę zarówno dynamiczną jak i intrygującą, przy której można wyśpiewywać refereny z uniesioną dumnie głową jak i z detektywistycznym zacięciem wyszukiwać kolejne muzyczne smaczki. W zawartych na niej melodiach jest coś, co sprawia, że nie sposób przestać o nich myśleć. A to jest chyba najlepszą laurką, jaką można wystawić albumowi muzycznemu. Naprawdę, po tych nieco ponad 4 miesiącach roku czuję, że mamy tu mocnego kandydata do tytułu power metalowej płyty roku. Gratulacje Judicator!
Kolejnym bardzo często słuchanym przeze mnie zespołem jest niemieckie trio Daevar, grające jak sami mówią, doom-grunge. Jest to chyba jedyna wariacja, w której mogę oszaleć na punkcie czegokolwiek związanego z grungem ale przy tak magicznej i tajemniczej muzyce po prostu nie da się inaczej. Słuchając utworów z Sub Rosa, trzeciej płyty zespołu nie sposób poczuć się jak w trakcie jakiegoś eterycznego a zarazem przytłaczającego misterium. Jest to muzyka, która porusza każdą komórkę w ciele człowieka i rezonuje jeszcze długo po wyłączeniu odtwarzacza. Szkoda tylko, że to wszystko kończy się już po 31 minutach.
Daevar potrzebował 31 minut by zmieścić na płycie 7 kompozycji. Brytyjskie IQ na swojej najnowszej plycie Dominion zamyka 5 utworów w 53 minutach, z czego dwa najdłuższe trwają łącznie 35 minut. Czego jednak spodziewać się po weteranach rocka neo-progresywnego? Abstrachując już od długości utworów, ważna jest przede wszystkim ich jakość a tu panowie z Southampton nie zawodzą. Po raz kolejny dostajemy ambitną, wartościową muzykę poruszającą poważne tematy, po raz kolejny oscylujące wokół śmierci i przemijania. Ogólnie jednak, idąc kawałek po kawałku zbliżamy się do bardziej pogodnego i uspokajającego finału, jaki serwuje nam moj ulubiony Never Land. Pisałem o dwóch bardzo długich kompozycjach ale warto zwrócić uwagę też na akustyczną miniaturę (bo tak w prog-rocku chyba się mówi na 3-minutową piosenkę) One of Us, pełna refleksji i zadumy nad rządzącym naszym życiem przypadkami.
Muzykę progresywną lecz w nieco innym, bo mocno power metalowym wydaniu prezentuje też jednoosobowy projekt Panthalassan. Jest to dzieło pochodzącego z Kanady Jake Wrighta, który odpowiada za wokal, gitary i bas. Pierwotnie materiał, ktory znalazł się na From the Shallows of the Mantle był przygotowywany do wydania jako trzecia płyta zespołu Viathyn, bardzo ciekawego prog-power metalowego zespołu. Swego czasu zasłuchiwałem się w ich album Cynosure, gdzie prog-power bardzo zręcznie uzupełniały wątki folkowe. Podobnie jest w sumie w przypadku debiutu Panthalassan, który jak się pewnie domyślamy rozwija wątki zawarte na ostatniej płycie Viathyn. Mamy tu sporo długich utworów, pełnych perkusyjnych kanonad, dynamicznych gitar i zadziwiająco subtelnego wokalu, który w zajmujący sposób przekazuje nam swoje opowieści. Ja osobiście od dnia premiery nie mogę oderwać się od zamykajcego krążek, 11-minutowego Embers on Our Shores ale polecam Wam również, dla przeciwwagi, nieco krótszy opener - Lowstand Leviathans. Na playliście macie też jeden utwór z albumu Cynosure, który korzystając z okazji sobie przypomniałem i uwierzcie, mimo upływu lat broni się bardzo dobrze.
W dalszym ciągu często sięgam po Blizny, nową płytę Turbo. W tym tygodniu padło, solidarnie, na oba utwory nagrane z gościnnym udziałem braci Cugowskich. Pierwszy z nich, W.W.W.W., w którym udziela się Piotr to najbardziej hard-rockowa piosenka na płycie, zbudowana na zasadzie dialogu między wokalistami. Duży plus również za świetny tekst, który nawet teraz, gdy piszę ten tekst gdzieś tam mi w duszy gra. Starszego z Braci możemy natomiast usłyszeć w utworze Do domu, który również wyróżnia się fajnym, pełnym metafor tekstem i dynamicznym rytmem. Szkoda tylko, że panowie nie poszli za ciosem i nie zaprosili najstarszego Cugowskiego, chętnie usłyszałbym to atomowe gardło polskiego rocka w metalowym wydaniu.
Rok temu w styczniu miałem fazę na brytyjski zespół Apple, grający typowy dla końca lat 60-ych psychodeliczny soft-rock. Minęło 15 miesięcy a ja, tym razem za sprawą blogu Szafira trafiłem na kolejny "owocowy" zespół. Mowa o również brytyjskim kwartecie Grapefruit, promowanym swego czasu przez samych The Beatles (nawet nazwę grupy zaproponował Lennon). Z innych ciekawostek dodam, że jednym z założycieli grupy był najstarszy z braci Young'ów (tak, tych od AC/DC) Alexander. Muzycznie mamy tu ponownie, sixtiesowy psychodeliczny pop-rock, na który faza, jak widać, co jakiś czas do mnie wraca i sprawia mi dużo muzycznej przyjemności. Może i Was zaciekawi? Obczajcie Another Game z płyty Around Grapefruit i dajcie znać jak wrażenia.
Na dzisiejszej playliście znalazło się miejsce też dla dwóch ciekawych singli. Pierwszy z nich swą premierę miał w tamtym tygodniu ale jakoś teraz dopiero zaczął częściej gościć w moich głośnikach. Mowa o utworze Set us Free szwedzkiego duetu Call the Fraud. Mamy tu fajne połączenie czystego, kobiecego głosu i męskiego harshu, dynamiczny i przebojowy rytm a także zapadający w pamięć refren. Projekt ten znany jest ze swojej eklektyczności i powiem Wam, że jestem ciekaw, co przyniosą nam ich kolejne utwory. Drugi singiel również jest nieco zaskakujący. Nigdy bowiem jeszcze nie słyszałem Froglorda w tak industrialowej wersji. Po klasycznie stonerowym Herman i ciekawym coverze Aerosmith (Sweet Emotion) dostajemy Cryptids, utwór naprawdę nieszablonowy, z mechanicznym rytmem i wypełniającą tło elektroniką. Kurcze, jestem coraz bardziej ciekawy jakie jeszcze niespodzianki ukrywa przed nami zbliżająca sie wielkimi krokami Metamorphosis.
Co my tu mamy jeszcze. Trochę NWOTHM w wersji z damskim (Lady Beast) i męskim wokalem (Elle Tea). Jest i przedstawiciel kolejnej nowej fali, tyle że polskiego doom metalu (mocarny Metallus) jak i coś łagodniejszego - legenda szwedzkiego AOR - zespół Alien oraz mający w swoim składzie wielu utalentowanych i znanych wśród miłośników melodyjnego hard rocka muzyków W.E.T. Następnie dwa zespoły reprezentujące bardzo popularny przed kilkunastu laty symfoniczny metal z kobiecym wokalem - norweska Sirenia i fińska Katra - obie melodyjne, dynamiczne a zarazem melancholijne.
I to już wszystko w pierwszym kwietniowym podsumowaniu tygodnia. Poniżej, jak zwykle, macie link do playlisty. Dajcie znać, jeśli jakiś konkretny zespół czy utwór Wam się spodobał. Czekam też na Wasze podsumowania!