poniedziałek, 12 czerwca 2023

05.06-11.06.2023

 

Zapraszam na kolejne cotygodniowe spotkanie. Przed nami tradycyjnie 30 najczęściej słuchanych przeze mnie w zeszłym tygodniu utworów, co daje nam ok 2,5h interesującej (mam nadzieję) muzyki. Tym razem, z racji braku ciekawych (przynajmniej dla mnie) premier skupiłem się na zespołach, które dawno temu dodałem do zakładki "do odsłuchania" i na długi czas o nich zapomniałem. 

Pierwszym z tych zespołów jest absolutna klasyka i legenda hard rocka - brodate trio z Ameryki - ZZ Top. Tradycyjnie w przypadku kapel z wieloletnią karierą rozpocząłem eksplorację ich dyskografii od albumu Greatest Hits i oczywiście od razu w ucho wpadło mi kilka kawałków. Ich muzyka łącząca w sobie blues, boogie i hard rocka to super opcja na odstresowanie się czy na dłuższą podróż samochodem. Takie hity jak Gimme All Your Lovin, Sharp Dressed Man czy Viva Las Vegas szybko się nie nudzą, a soczysta perkusja i mocne gitary sprawiają że aż chce się tupać nóżką i machać głową w rytm muzyki. Jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się z twórczością ZZ Top polecam właśnie tę kompilację.

Drugim zespołem, którego korzenie również sięgają przełomu lat 60-ych i 70-ych jest, zdecydowanie mniej znane Banchee. Tu jednak mamy do czynienia z muzyką będącą połączeniem psychodelii i raczkującego wtedy proto-metalu. Muzyka mniej przebojowa i przystępna niż ZZ Top nie zapewniła zespołowi międzynarodowej sławy, choć myślę że zasłużyli na ważne miejsce w historii metalu. Zespół który istniał może 3-4 lata wydał w tym czasie dwie płyty długogrające, z których po latach stworzono jedną kompilację - Psychedelic Essentials, którą polecam osobom zainteresowanym rozwojem ciężkiego grania. Jako przykłady twórczości zespołu przedstawiam na playliście dwa utwory, z czego zwłaszcza Train of Life ma w sobie coś zaraźliwego.

W tym tygodniu po raz pierwszy na playliście goszczą utwory z nowego albumu Project Roenwolfe, wydanego 2 czerwca. Mimo, że zespół, w którym grają m.in. byli członkowie Judicator określany jest jako power metalowy to jest to jego bardzo amerykańska wersja - cięższa, mniej melodyjna, bardziej skupiona na instrumentalnych aspektach. To wszystko sprawia, że album zatytułowany po prostu Project Roenwolfe potrzebuje czasu, by dotrzeć do słuchacza. Przyznam, że początkowo ten brak melodii trochę mnie odrzucał ale po kilku odsłuchaniach dostrzegłem jednak to "coś" i dziś mogę Wam polecić szczególnie otwierający płytę Boundless czy bardziej epicki Theater of Sorrow.

Na pewno bardziej dojrzałą muzykę niż na poprzednich albumach zaprezentował szkocki Gloryhammer. Na Return to the Kingdom of Fife mniej jest dyskotekowych i elektronicznych wstawek a więcej power metalu (nota bene nadal mocno melodyjnego). Myślę, że wyszło to zespołowi na dobre i w pewien sposób odseparowało od byłego wokalisty, Thomasa Winklera, który jak wiadomo założył własny zespół Angus McSix i w kwietniu wydał bardzo przyjemną ale właśnie mocno elektroniczną płytę. Nowy frontman Michael Sozos ze swoich zadań wywiązuje się bardzo dobrze i nie czuć aż tak bardzo braku poprzedniego, mocno charyzmatycznego jednak wokalu. Na dzisiejszej playliście Królestwo Fife reprezentują cztery piosenki, więc jest to dość dobry materiał by wyrobić sobie własną opinię na ten temat. 

Pozostając w tematyce power metalowej muszę przyznać, że nowy singiel Iron Savior zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Firestar, zapowiadający płytę o tym samym tytule, to kwintesencja twórczości zespoły - szybkie tempo, potężna melodia, mocne gitary i charyzmatyczny wokal Pieta Sielcka dają nam razem prawdziwy hit. Każdy, kto choć trochę identyfikuje się jako fan power metalu powinien tego posłuchać. Świetna robota panowie!

Inni przedstawiciele power metalu w dzisiejszym artykule to wspominany już tydzień temu Sacred Outcry, którego wokalistą jest aktualnie sam wielki Daniel Heiman (tym razem z utworem The City of Stone) i dwa zespoły określane jako heavy/power metal - Majesty (Never Kneel chyba nigdy mi się nie znudzi) i Mystic Prophecy (ciężkie aczkolwiek mocno melodyjne Metal Attack i Road to Babylon).

Dużą reprezentację ma również najnowsza płyta gothic/symphonic metalowej Sirenii. Zawdzięcza to na pewno bardzo melodyjnym i klimatycznym kompozycjom. Jak co tydzień mogę narzekać na zredukowanie roli growlingów Mortema niemal do zera, jednak nie wydaje mi się, żeby wkładanie ich na siłę tam gdzie się da mogło jakoś podnieść jakość albumu. A ta jakość jest naprawdę porządna i 1977 powinien zadowolić wszystkich fanów female fronted metalu (jak ja nie lubię tego określenia). Posłuchajcie chociażby The Setting Darkness czy Wintry Heart i przekonajcie się sami.

Kolejnym gatunkiem, który dość często gościł w moich głośnikach był post-metal. Kilka tygodni temu premierę miała płyta Holocene niemieckiego kolektywu The Ocean. Jest to fajny przykład połączenia ze sobą elementów sludge-metalu z hardcorem i post-rockiem. Utwory na albumie są zróżnicowane - od nasyconych elektroniką po pełnych gitarowego ciężaru. Przedstawicielem pierwszej grupy jest na pewno klimatyczne Parabiosis, natomiast w Subboreal ścierają się elektroniczne pasaże z mocno hardcorowymi refrenami. The Ocean pokazuje, że jest zespołem stale ewoluującym a każda jego odsłona jest warta uwagi. Podobną muzykę gra również Ohhms, choć ta brytyjska kapela mocniej jednak osadzona jest w sludge-metalowych korzeniach. Co jakiś czas wracam do ich albumów, co m.in. skutkuje obecnością na dzisiejszej playliście krótkiej aczkolwiek treściwej kompozycji Asylum.

Jeśli chodzi o doom metal to w dalszym ciągu jestem pod wielkim wrażeniem nowej płyty Blood Ceremony. To połączenie tradycyjnego doomu z progresją a la Jethro Tull bardo wyraźnie wybija się ponad inne premierowe wydawnictwa z tego gatunku a utwór The Bonfires at the Belloc Coombe to kolejny przykład nieszablonowego podejścia do swojej twórczości. Obyśmy nie musieli na kolejny album czekać ponownie siedmiu lat, bo zespół ma potencjał i warto, a nawet trzeba go wykorzystywać.

Przejdźmy do spokojniejszych form muzyki. W kategorii progresywnego rocka nadal dominuje u mnie Mystery z najnowszym albumem Redemption. Kompozycje zawarte na tym krążku mimo swojej złożoności nie tracą w żaden sposób na sile przekazu i swoistej przebojowości. Gitarowe i klawiszowe popisy uzupełniają się z bardzo charakterystycznym wokalem Jeana Pageau, dając w efekcie magiczną i wyjątkową muzykę. 

Pozostało mi jeszcze wspomnieć o reprezentantach tzw aor, czyli nie mniej nie więcej melodyjnej odmiany hard rocka. Niedawno premierę miał nowy singiel absoutnej gwiazdy gatunku - szwedzkiego Eclipse. The Hardest Part is Losing You ma w sobie wszystko za co kochamy ten zespół - przebojową melodię, ciężkie gitary i wiecznie młody głos Erika Martenssona. Ze Szwecji pochodzi również kapela Seventh Crystal, której album Wonderland dość często odtwarzam w ostatnich tygodniach. Tak jak w przypadku Eclipse jest to muzyka mocno gitarowa, melodyjna i przebojowa. Dziś prezentuję Wam tylko utwór tytułowy ale na poprzednich podsumowaniach możecie znaleźć więcej ich kompozycji. Tak Eclipse jak i Seventh Crystal to świetny przykład tego, że aktualnie dziedzictwo hair metalu najpiękniej kultywowane jest w Skandynawii.

Podsumowując, nadal kontynuuję trend znany z poprzednich 2-3 tygodni, gdzie nie koncentruje się na jednym gatunku tylko eksploruję mniej więcej po równo wszystkie moje muzyczne zainteresowania. Skutkuje to zróżnicowanymi playlistami i myślę, że Wy jako czytelnicy docenicie tę różnorodność - In Variete Unitas. Trzymajcie się mocno i łapcie link do playlisty:

Playlista: 11.06.2023

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze