poniedziałek, 22 stycznia 2024

15.01-21.01.2024

 


Kolejne tygodnie nowego roku upływają mi na spotkaniach z muzyką melodyjną, łatwo wpadającą w ucho, niepozbawioną jednak pazura. Nawet gdy z głośników leci bardziej stonerowa czy doomowa nuta jest to niesamowicie łatwo wpadająca w ucho odmiana gatunku. Czy spodoba się to metalowo/rockowym purystom, ciężko oceniać. De gustubis non disputandum est.

Przejdźmy więc do podsumowania. Zacznę od największego chyba muzycznego zaskoczenia ostatnich dni. O projekcie Jim Peterik and World Stage już kiedyś słyszałem ale wydawało mi się, że to taki cover band oparty o utwory skomponowane przez tego słynnego gitarzystę w toku jego wieloletniej kariery. Nie mogłem bardziej się mylić. Gdy trochę z nudów puściłem sobie ostatni album tego projektu od razu pochłonął mnie bez reszty. Osobiście jestem wielkim fanem Jima, jak sami wiecie moim ulubionym aor-owym albumem zeszłego roku był właśnie krążek Pride of Lions, w którym Peterik łączy siły z Tobym Hitchcockiem. Coś czuję, że album Roots & Shoots może powtórzyć wyczyn Pride of Lions. Na tym albumie mamy duety Jima z różnymi wokalistami, zarówno legendami melodyjnego rocka (jak Kevin Cronin z REO Speedwagon, Don Barnes z 38. Special itd) jak i wschodzącymi gwiazdami gatunku (laureatki Idola - Ashtone Brooke Gill, Leslie Hart). Muzycznie mamy tu zarówno fajny gitarowy aor, melodyjny hard-rocka, epickie power ballady czy elementy country. Płyta zróżnicowana i, moim skromnym zdaniem, bez słabego momentu. Na dzisiejszą playlistę trafia aż 6 kompozycji, z czego absolutny naj to Dangerous Combination, w którym udało się połączyć najlepsze cechy Survivor (którego Peterik był głównym kompozytorem) z REO Speedwagon - utwór petarda.

W kategorii melodyjnego hard rocka nie sposób nie wspomnieć o brytyjskim Magnum, które na swojej 27 płycie udowadnia, że lata aktywności scenicznej w żaden sposób nie stępiły w nich kreatywności. Nic tu nie jest na siłę, płyta "słucha się sama". Biorąc pod uwagę niespodziewaną śmierć Tony'ego Clarkina, głównego kompozytora zespołu trzeba przyznać, że Magnum w sposób godny żegna się z fanami. Moje ulubione utwory z płyty to Run with a Shadow, The Seventh Darkness czy Blue Tango. Wszystkie z nich, a nawet więcej, znajdziecie na playliście.

Jedną z najbardziej melodyjnych odmian metalu jest niewątpliwe power metal. Tu również dużo dobrego się dzieje. O zespole The Grandmaster pisałem już tydzień temu i przyznam, że z dnia na dzień ich najnowszy krążek Black Sun robi na mnie coraz większe wrażenie. Jest szybko, ciężko i melodyjnie. Duża w tym zasługa Pera Johanssona, którego mocny, ochrypły wokal dodaje utworom jeszcze więcej agresji. Jens Lugwig na gitarze kosi jak zwykle, a nawet chyba mocniej gdyż kompozycje są dużo bardziej metalowe niż na ostatnich albumach Edguya. I choć cały czas tęsknię za jednym z moich ulubionych zespołów, to takie płyty jak Black Sun rekompensują to ze znaczną nawiązką. Posłuchajcie zresztą sami - Into the Dark, Watching the End, Heaven's Calling czy utwór tytułowy - każdy z nich ma szansę przejść do absolutnej klasyki power metalu. Naprawdę solidna robota i mocny kandydat do płyty roku (choć przed nami jeszcze ponad 300 dni i mnóstwo premier).

W ostatniej dekadzie w power metalu coraz mocniej zaznacza się trend miksowania standardowych elementów gatunku z muzyką elektroniczną. Niedawno pisałem o Reasons Behind, nie można też nie wspomnieć o Battle Beast i Beast in Black - wszystkie epatują mocnym elektronicznym brzmieniem, wykorzystaniem sampli czy "techniawowym" bratem. Wiem, że to kolejny cios dla gatunkowych purystów ale takie połączenia wychodzą nad wyraz dobrze. Jednym z takich zespołów jest szwedzkie Metalite, które w ten piątek świętowało premierę swojego czwartego albumu, zatytułowanego Expedition One. Przyznam się, że wypuszczane od prawie roku single budziły we mnie pewien niepokój, gdyż nie czułem w nich takiej energii jak choćby w Virtual World z ostatniej płyty. Na szczęście jak się okazało, do promocji krążka wybrano te słabsze kompozycje. Tak więc, mogę powiedzieć, że na swoim czwartym wydawnictwie Metalite daje czadu - znajdziemy tu zarówno power metalowe galopady (z elektronicznym brzmieniem perkusji) jak i bardziej taneczne kawałki (z ostrymi gitarami). Szczególnie ujął mnie rozpędzony Cyberdome ale przebojowe Blazing Skies czy Disciples of the Stars też dają radę (akurat to jedyne single, które od razu do mnie przemówiły). Myślę, że za tydzień będę miał jeszcze więcej do powiedzenia o pozostałych piosenkach, w końcu na Expedition One mamy ich aż 16!

Nowy singiel wypuścił w piątek uznany brytyjski zespół prog-rockowy - Big Big Train. Po dość ciężkim jak na standardy grupy Oblivion, Miramare oferuje więcej refleksyjnej muzyki. Utwór płynie powoli, malujący dźwiękami różnorodne muzyczne pejzaże. Jest to kompozycja mocno działająca na wyobraźnię i budząca dużo emocji, zarówno pozytywnych jak i bardziej stonowanych. Alberto Bravin dobrze radzi sobie wokalnie, godnie zastępując zmarłego tragicznie Davida Longdona. Po tak udanych singlach naprawdę nie mogę się doczekać premiery pełnego albumu.

Na dzisiejszej playliście znajdziecie też zespół Asteroid. Jest to szwedzka kapela grająca stoner/spacer rocka. Swego czasu (początek 2022r) mocno zasłuchiwałem się w ich trzeci krążek. W zeszłym tygodniu po dłuższej przerwie wróciłem do ich twórczości i tym razem w ucho wpadł mi pochodzący z drugiego albumu utwór Garden, charakteryzujący się hipnotycznym rytmem i psychodeliczną atmosferą. Zachęcam do zapoznania się tak z tym kawałkiem jak i całą dyskografią Szwedów.

Psychodeliczną muzę, choć bardziej osadzoną w soft-rocku lat 60 i 70 prezentowało brytyjskie Apple, o którym pisałem już ostatnio. Tym razem na playliście znajdziecie nieco inny zestaw ich kompozycji, obok Buffalo Billycan macie też bardzo rytmiczny Doctor Rock

W kategorii doom metalu na uwagę zasługuje na pewno Sedona Crystal Bitch, łącząca tradycyjną odmianę tego gatunku z dusznymi stonerowymi brzmieniami, odpowiednią dozą przebojowości i charakterystycznym damskim wokalem. Szczególnie fajnie wypada to w takich kawałkach jak Smoke and Mirrors, Lilith czy Worse than Worthless. Serdecznie polecam, zwłaszcza wielbicielom takich kapel jak Alunah czy Besvarjelsen.

Pozostałe utwory na playliście to znane już z poprzednich podsumowań noise rockowy Zespół Sztyletów (aż 3 kompozycje), hiszpański heavy psych Saturna i symfoniczny power metal zza oceanu (ShadowStrike).

Podsumowując, dzisiejsza playlista jest zróżnicowana stylistycznie choć liczba zespole, jakie na niej goszczą jest niższa niż zwykle. Mam nadzieję, że jakość utworów wynagrodzi Wam ten jeden (oby) mankament. Poniżej link, miłego odsłuchu!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze