poniedziałek, 4 marca 2024

26.02-03.03.2024

 


Już za kilka dni Międzynarodowy Dzień Kobiet. W Mojej Muzycznej Kronice zespoły z żeńskim wokalem obecne są od dawna ale ich reprezentacja nigdy nie była tak duża jak w poprzednim tygodniu. Nie oznacza to oczywiście, że panowie wokaliści nie stanęli na wysokości zadania - o wszystkim opowie Wam dzisiejszy artykuł. 

Zacznijmy najchętniej słuchanego przeze mnie w ostatnim tygodniu utworu. Origin of Dream pochodzi z debiutanckiej płyty Elettra Storm, zatytułowanej Powerlords. Muzyka na niej zawarta jest przyjemna w odbiorze, dynamiczna i melodyjna. Dobrze uzupełniają się nawzajem zarówno damskie i męskie wokale jak i gitary z klawiszami. Wszystkiego jest "w sam raz". Prócz wspomnianego powyżej numeru, na playliście możecie odnaleźć trzy kolejne, również trzymające solidny poziom. 

Bardzo ciekawie słucha mi się zespołów doom metalowych z wokalistką za mikrofonem. Messa, MWWB, Orbiter czy Frayle to tylko wierzchołek długiej listy wartych uwagi kapel. Nie inaczej jest również z grająca epicką wersję doomu Stygian Crown. Jak można się domyślić pełno tutaj ciężkich gitar i podniosłego, powolnego tempa w stylu klasycznego Candlemass. Szczególnie widoczne są one w takich utworach jak Strait of Messina czy Beauty and Terror, gdzie Melissa Pinion prezentuje pełnię swojego mocnego głosu. 

Kolejny interesujący zespół to symfoniczno metalowe Whiteabbey. Przyznam się, że w ostatnich latach (poza chyba tylko Chaos Magic) nie pojawił się w mojej bibliotece żaden nowy przedstawiciel tego nurtu. Owszem, często zaśłuchiwałem się w klasykach, typu Xandria, Delain czy Sirenia ale uważałem, że taka klasyczna odmiana tego stylu najlepsze lata ma już za sobą. Na szczęście są jeszcze tacy twórcy jak wspomniany powyżej zespół. Co ciekawe Brytyjczycy mają już na swoim koncie trzy albumy ale gdyby nie pewien przypadek nie poznałbym pewnie żadnego z nich. Stało się jak się stało i cieszę się, że do moich uszu trafiły dźwięki zawarte na Words That Form a Key. Jest to płyta pełna melodii, symfonicznych aranżacji i pięknego, czasem operowego a czasem bardziej metalowego śpiewu Tamary Bowhuis. Jestem już po kilku odsłuchach tego krążka i na dzisiejszą playlistę wybrałem dwa utwory - szybki i dynamiczny You Should Be Running i bardziej przebojowy, rytmiczny Dragonfire. 

Czwartą damą w naszej muzycznej talii kart jest Ania Tru, gardłowa rodzimego, black metalowego projektu Dom Zły. Jest to mroczna, depresyjna muzyka opatrzona melancholijnymi tekstami. Już same tytuły utworów, typu Dla świata umierać czy Czarny ptak informują nas, że na ich drugim albumie, Ku pogrzebaniu serc będziemy mieć do czynienia z konkretną dawką mizantropii. Ja to kupuję, gdyż do tego typu narracji zimny i surowy black metal nadaje się idealnie.

A co na to panowie? Nie odpuszczają, zwłaszcza w kategorii rocka progresywnego. Największym wydarzeniem ostatnich dni była na pewno premiera płyty The Likes of Us brytyjskich weteranów z Big Big Train - pierwszej nagranej bez tragicznie zmarłego Davida Longdona. Czuć na niej na pewno melancholię i nostalgię a w tekstach pojawia się m.in. motyw przemijania. Jednocześnie jest to płyta pełna pięknych muzycznych pejzaży, która nie uderza od pierwszych chwil swoją przebojowością ale daje się poznawać pomału, gama po gamie. Na dzisiejszej playliście znajdziecie aż cztery utwory z The Likes of Us ale szczególnie pragnę wyróżnić kompaktowy, czterominutowy Skates On z najbardziej chyba wymownym refrenem - It's time to put your skates on, we're here and then gone.

Of Silent Mammalia Part II to płyta niemieckiego zespołu The Ancestry Program. Trafiłem na nich przygotowując artykuł o nieznanych i niedocenianych zespołach neo-progowych. Ich kompozycje są rozbudowane, nie dłużą się jednak. Zespół wie, kiedy przejść z jednego motywu do drugiego, kiedy wprowadzić partię instrumentów dętych a kiedy syntezatory. Ciężko wskazać tu dwa podobne utwory a to chyba najlepsza ocena dla każdej płyty. Na tle innych wyróżniłbym przede wszystkim bardziej rytmiczny Ancestors, piękny i stonowany Maria's Smile czy pełny instrumentalnych popisów Pangreta's Box. Odsłuch tego albumu dla wszystkich fanów gatunku (i nie tylko) powinien być niezmiernie przyjemnym artystycznie doznaniem.

W przeciwieństwie do progresywnych poprzedników amerykański Mega Colossus gra ostry i bezpośredni heavy metal w starym, tradycyjnym stylu. Nie brak tu też nawiązań do amerykańskiego powera ale nie są one tutaj głównym daniem. Piosenki takie jak Wicked Road, Fortune and Glory czy Outrun Infinity wprost kipią metalową energią i o to w tym wszystkim chodzi.

Mago de Oz czytelnicy moje bloga już znają. O najnowszym wydawnictwie Hiszpanów, Alicia en el Metalverso pisałem już nie raz. Tu nadmienię tylko, że nadal namiętnie odtwarzam kilka z pochodzących z niego numerów - trzy z nich są na playliście. 

W dalszym ciągu namawiam też na wspieranie austriackiego Dragony w serwisie Indiegogo - pomóżmy im wydać ich piąta z kolei płytę długogrającą. Żeby przybliżyć Wam twórczość powermetalowców przedstawiam Wam jedne z moich ulubionych utworów z ich dyskografii - Wings of the Night z debiutanckiego Legends i Angel on Neon Wings z Masters of the Multiverse.

Spośród singli, jakie miały premierę w zeszłym tygodniu najważniejszym dla mnie była nowa piosenka Rhapsody of Fire. Legenda power metalu zapowiedziała wydanie swojego kolejnego albumu a do odsłuchu dostaliśmy Challenge the Wind - utwór tytułowy. Po raz kolejny muszę przyznać, że kapela dowodzona przez Alexa Staropoli (jedynego z pierwotnego składu) pokazuje jak się tworzy epicki, symfoniczny power. Mamy bogate symfoniczne aranżacje, ostrą gitarę a także, chyba po raz pierwszy, tak dużą partię agresywnego wokalu w wykonaniu Giacomo Voliego. W ogóle panowie zastosowali ciekawy zabieg nakładając czysty głos wokalisty na wspomniene wyżej harshe. W efekcie mamy drapieżny, rozpędzony killer, który siłą wdziera się do głowy i usadawia w niej na naprawdę długo. 

Na zakończenie artykułu jeszcze coś z całkiem innej parafii - dwa utwory australijskiego Buffalo z ich southern rockowej płyty Mother's Choice. Honey Babe i Long Time Gone charakteryzują się bardziej melodyjnym, zahaczającym o country klimatem a sam wokal Dave'a Tice'a nie jest już tak szorstki i agresywny jak na pierwszych, proto-metalowych albumach. Jest to na pewno ciekawostka muzyczna, która pokazuje też jak część zespołów, którym zawdzięczamy ewolucję i rozwój ciężkich brzmień przechodziła powoli w bardziej mainstreamowe granie a pochodnia heavy metalu i hard rocka przechodziła w ręce "młodych, gniewnych". 

Tą, można by rzec, historiozoficzną zamykam dzisiejszy artykuł. Tradycyjnie poniżej macie link do playlisty. Miłego wieczoru i odsłuchu.

Playlista: 03.03.2024

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze