1. Mago de Oz - legenda hiszpańskiej sceny metalowej. W tym roku foll/powerowa drużyna zaszczyciła nas niezwykle udanym albumem Alicia en el Metalverso, na którym Rafa Bias debiutuje za mikrofonem. Jest dużo szybkich numerów a elementy folkowe idealnie wyważone z metalowymi. Szczególnie polecam zamykający krążek La voz de los valientes, z podniosłym i niosącym ważne przesłanie refrenem
2. Soilwork - jeden z najbardziej zasłużonych w rozwoju melodic-death metalu zespołów. Szwedzi przez kilkadziesiąt już lat swojej kariery zmieniali swoje brzmienie, zachaczając o bardziej komercyjne brzmienie. W tym miesiącu moje zainteresowanie padło na płytę Sworn to a Great Divide, na której po kilku lata przerwy kapela powróciła do agresywniejszego grania
3. Hunter - zespół, którego nie trzeba przedstawiać. Pionierzy soul metalu mają w sobie coś, co pozwala albo ich kochać albo nienawidzić. Ja należę zdecydowanie do tej pierwszej grupy a w lutym mocno ogrywałem sobie album T.E.L.I... społecznie zaangażowany i mocno piętnujący przywary dzisiejszego świata
4. Metalite - napakowany elektroniką power metal ze Szwecji z charyzmatyczną Ericą Olsson na wokalu. Przebojowe kompozycje z mocnym rytmem, nie tracące jednak na, nomen omen, metaliczności. Z utworów z najnowszej płyty serce najmocniej bije do Cyberdome, jednego z najczęściej słuchanych w tym miesiącu
5. Lucifer - połączenie okultystycznego rocka, proto-metalu i psychodelii, zbiorczo określane mianem doom rocka. Na V kapela nie odkrywa Ameryki ale potwierdza dominację w swojej kategorii. Utwory na długo zostają w pamięci a ich grobowy klimat świetnie rezonuje z głosem niesamowitej Johanny Sadonis
6. Arcane Tales - włoska scena power metalowa od lat pozostaje pod dużym wpływem twórczości Rhapsody. Nie inaczej jest w przypadku zespołu sterowanego przez Luigiego Sorrano. Mamy tu wciągającą historię fantasy, dużo elementów symfonicznych a przede wszystkim szybkie i podniosłe utwory, które przywodzą na myśl najlepsze płyty mistrzów gatunku z Triestu. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów tak power jak i symfonicznego metalu
7. Elettra Storm - kolejna kapela z Półwyspu Apenińskiego. Wydany niedawno album Powerlords to jeden z najlepszych debiutów ostatnich miesięcy, przynajmniej w kategorii power metal. Zespół nie stroni od elektroniki i bardzo melodyjnych kompozycji a duet wokalny Crystal i Francisa wypada naprawdę dobrze. Będę koniecznie śledził dalsze losy tego projektu
8. Metal de Facto - tym razem power metal z mroźnej Finlandii, opowiadający na swym drugim albumie o kraju kwitnącej wiśni. Jeśli myślicie, że to dziwne połączenie to wyprowadzę Was z błędu. Jest solidnie, szybko, melodyjnie a przede wszystkim metalowo. Już otwierający krążek Rise Amaterasu robi wrażenie a zespół podobny poziom utrzymuje aż do wieńczącego dzieło, mocarnego 47 Ronin
9. Crocodile - progresywny rock w klimatach country&western? Posłuchajcie The Tale of Otter, Thorn Eater, And the Colored Coyotes of Hidden City i oceńcie sami. Mnie się podoba
10. Konstelacje - ciekawe, gitarowe granie z elementami post-rockowymi. Poetyckie, emocjonalne teksty o przeważnie depresyjnym wydźwięku i mocny, ochrypły wokal tworzą atmosferę, w której aż chce się zanurzyć. Droga, Echo czy Przed świtem to jedne z singli zapowiadających drugi już album studyjny zespołu, na który czekam z niecierpliwością
11. Buffalo - jeden z pionierów metalu z czasem popłynął bardziej w stronę southern rocka. Album Mother's Choice jest często odsądzany od czci i wiary przez "prawdziwych fanów". Dla przekory postanowiłem się z nim zapoznać i cóż, do mnie to trafiło a dzięki południowym akcentom krążek świetnie sprawdza się do jazdy autem
12. The Far Meadow - brytyjski rock neo-progresywny z folkowymi elementami. Na wokalu Marguerita Alexandrou, której głos kojarzy mi się z dokonaniami szwedzkiej Kaipy. Ich ostatnim jak dotąd albumem jest magiczny i tajemniczy Foreign Land, z którego pochodzi mój ulubiony Mud. Możecie zapoznać się z nim na dzisiejszej playliście.
13. Evership - znów neo-prog, tym razem zza oceanu. The Uncrowned King: Part I to jeden z najlepszych albumów Amerykanów, pełen zarówno rozbudowanych suit jak i bardziej piosenkowych numerów. Do mnie najbardziej przemawia zamykający płytę Wait, gdzie urocza melodia uzupełnia instrumentalne bogactwo dźwięków
14. Temporal Driver - amerykański doom metalowy kwartet, który wg informacji z ich biografii, nie umie grać doom metalu. Gdyby wszyscy grali go tak kiepsko jak Temporal Driver, doom by był puszczany nawet w Radiu Pogoda, także kawał dobrej roboty panowie.
Każdy z wymienionych powyżej zespołów ma swoich przedstawicieli na podlinkowanej poniżej playliście. Mam nadzieję, że mój wybór Wam się spodoba. Czekam też na Wasze podsumowania miesiąca. Trzymajcie się i do poniedziałku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz