Jak co poniedziałek czas na muzyczne podsumowanie tygodnia. Na dzisiejszej playliście znajdziecie zarówno znane od dłuższego czasu utwory jak i sporo nowości. Liczę, że uda mi się Was zaciekawić a może i nawet zaskoczyć. Zaczynajmy.
Na początek może w skrócie, to co mi w duszy gra nieprzerwanie od paru tygodni, czyli power metalowe Rhapsody of Fire i niezwykła, psychodeliczna, trudna do sklasyfikowania TOŃ, tradycyjny heavy w wykonaniu projektu Elle Tea i symfoniczny rock progresywny od Amerykanów z IZZ. Myślę, że o tych artystach napisałem już wszystkie dobre słowa jakie miałem w arsenale, natomiast chyba najlepszą rekomendacją jest to, że mimo upływającego czasu (i wielu świetnych premier po drodze), nadal bardzo chętnie do nich wracam.
No dobrze, padło już stwierdzenie wiele świetnych premier, co więc konkretnie mam na myśli? Zacznijmy od epickiego doom metalu i duńskiego Altar of Oblivion. Panowie już w zeszłym roku na EP-ce Burning Memories pokazali, że mimo kilkuletniej przerwy wydawniczej nie zapomnieli jak się pisze podniosłe, pełne patosu i zadumy dźwięki. W tym roku na pełnoprawnym longplayu, zatytułowanym In the Cesspit of Divine Decay pokazują, że tradycyjny doom metal w najlepszym wydaniu można grać po obu stronach "cieśnin duńskich". Fani Candlemass i powolnych galopad (kradnę to określenie pani redaktor z Epoki Żelaza) będą zadowoleni. Na playliście macie aż 4 utwory kwintetu, więc będziecie mogli wyrobić sobie swoje własne zdanie na ten temat.
Ci, którzy wolą szybsze galopady powinni zaciekawić się nowym krążkiem polskiego Crystal Viper. The Silver Key to głównie szybkie, balansujące na granicy heavy i power metalu kompozycje, osadzone w świecie opowiadań Lovercrafta. Takie połączenia lubię, co potwierdza fakt, że najczęściej słuchanym przeze mnie utworem w zeszłym tygodniu było Heading Kaddath, inspirowane moim ulubione dziełem samotnika z Providence.
Power metal to też Visions of Atlantis, grupa na czele której stoi dwójka wokalistów - Clementine Delauney i Michele Guaiatoli po raz drugi zabiera nas w świat pirackich opowieści. Przyznam, że pierwsze single zapowiadające Pirates II - Armada nie były jakoś mocno przekonywujące, ale gdy niedawno ukazała się bardziej balladowa Tonight I'm Alive odzyskałem wiarę w tej projekt. Dziś, gdy jestem już po kilku odsłuchach całego albumu mogę powiedzieć, że jest to bardzo solidne wydawnictwo i powinno spodobać się każdemu fanowi czy to power czy pirate metalu.
Z drugiej strony mamy też trochę eterycznej, psychodelicznej muzyki, tak polskiej jak i zagranicznej. Z tej pierwszej grupy w dalszym ciągu namawiam Was na zapoznanie się z twórczością Traces to Nowhere, gdzie znajdziecie ponure, dźwiękowe pasaże, przejmujące saksofonowe wstawki czy ocierające się nieraz o szept wokale. Podobnie rzecz ma się na nowej EP-ce Reminy. Side-projekt znanej choćby z współpracy z szwedzką ikoną doom metalu Draconian, Heike Langhans to ciężka, przytłaczająca swoją melancholią muzyka, w której wisienką na torcie jest niezwykły, można by rzec magiczny wokal Heike, okazjonalnie wspierany tłustym, męskim growlingiem. Z trzech dostępnych na Erebus utworów szczególnie do serca trafiły mi Cinderfall i Siren's Sleep, dostępne na dzisiejszej playliście.
Jak już wspomniałem tu i ówdzie na Facebooku, stosunkowo sporo w dzisiejszym podsumowaniu jest elementów folkowych, przetwarzanych i interpretowanych na różne sposoby. Po pierwsze szwedzka Kaipa, inkorporująca elementy ludowe i symfoniczne do swojego prog-rockowego rdzenia. Pod koniec czerwca zespół wydał swój nowy, piętnasty już album Sommargryningsljus, na którym kontynuuje obraną lata temu strategię. Zawarte na płycie utwory, nieraz długie, ponad dziesięcio-minutowe malują piękne, północne pejzaże co w połączeniu z tekstami, nieraz bajkowymi lub nieco surrealistycznymi sprawia, że odsłuch tego albumu to uczta dla wielu zmysłów. Nic dziwnego, że odkąd poznałem ich muzykę, Kaipa jest jedną z moich ulubionych prog-rockowych ekip.
Następnie mamy legendę viking metalu Bathory i utwory z pierwszej części Nordland i niemiecki country metal (jak to brzmi) Dezperadoz (nowy album Moonshiner) a także coś zupełnie z innej beczki - Damh the Bard. Muszę przyznać, że dawno nie słuchałem tego brytyjskiego, nomen omen barda, snującego swoje prastare opowieści przy akompaniamencie gitary akustycznej. Tak dawno, że umknęła mi wiadomość, że w maju tego roku ukazała się jego nowa płyta. W tym tygodniu więc na pewno zasiądę do odsłuchu Raise the Flag of Green, zanim jednak to polecam Wam starszy utwór, pochodzący z 2008 roku Pagan Ways, dobrze ilustrujący tak filozofię samego Damha jak i stan współczesnego społeczeństwa i budzącą się w nas tęsknotę za czymś prastarym, autentycznym.
Na koniec zaś zostawiłem sobie moje najciekawsze, od czasów Toni, muzyczne odkrycie. Chodzi o Kruczy Sen, zespół, który podobnie jak wspomniana wcześniej Toń, łączy elementy folkowe z chociażby stonerowymi. Co prawda, ten pierwszy zespół obraca się bardziej w doomowych, psychodelicznych rejonach, natomiast największy atut Kruczego Snu to jego melodie, chwytliwe, zapadające na długo w pamięć. Poza tym duży szacunek dla wokalistki, która bardzo dobrze operuje głosem, czasem lirycznym a czasem, jak choćby w Odrodzeniu, nadając mu drapieżnego, szalonego wręcz klimatu. Odkrycie, jak to większość odkryć, dokonane przez przypadek ale już od pierwszego odsłuchu ich debiutanckiego albumu - Pierwszy lot, nie mogłem oderwać się od tej muzyki. Tego życzę też i Wam, umieszczając na liście aż 4 utwory zespołu.
Ok, chyba nikogo nie pominąłem. Mam nadzieję, że wybrane przeze mnie utwory Wam się spodobają i przez kolejny tydzień będziecie się zasłuchiwać, czy to w folkowych czy psychodelicznych dźwiękach. Poniżej link do playlisty, czekam na Wasze komentarze i polecajki. Bywajcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz