poniedziałek, 17 lutego 2025

10.02-16.02.2025

 


Myślę, że każdy odkrywca, czy to muzyczny czy geograficzny raz na jakiś czas czuję potrzebę zawinięcia do lubianego i dobrze znanego portu. Taki los stał się moim udziałem w mijającym tygodniu i stąd na playliście z najczęściej słuchanymi utworami nie znajdziecie artysty, który by choć raz wcześniej nie pojawił się w mojej bibliotece. Nie oznacza to jednak, że nie będzie żadnych nowych utworów. Będzie i to sporo, ponieważ w piątek premierę miało kilka naprawdę dobrych płyt. I może od nich zacznijmy to podsumowanie.

Najwięcej ciepłych słów mam dla klasyka gothic metalu, włoskiej Lacuna Coil. Sleepless Empire to powrót do wysokiej dyspozycji po dość monotonnej moim zdaniem Black Anima. Na nowym albumie mamy wpadające w ucho melodie, odpowiedni ciężar podkreślany głębokim growlingiem czy to Andrei czy występującego gościnnie Randy'ego Blythe z Lamb of God. Dodajmy do tego cudowny jak zawsze głos Cristiny i mamy przepis na jedną z najlepszych wydanych dotychczas w tym roku plyt. Na playliście macie trzy, na tę chwilę moje ulubione utwory, jak już wspomniałem powyżej, ciężkie ale i melodyjne. 

Fanów melodyjnego metalu powinny też ucieszyć dwie kolejne premiery z zeszłego piątku. Crazy Lixx to muzyka mocno inspirowana latami 80-ymi i hair metalem choć zagrana w nowoczesny sposób. Mamy głośne gitary, fajne melodie i taki rock'n'rollowy vibe. Zresztą jedna z najlepszych piosenek na Thrill of a Bite nosi wiele mówiący tytuł Who Said Rock'n'Roll is Dead? Obok znanego już z singli Hunt for Danger ten właśnie utwór melduje się na dzisiejszej playliście.

Dynazty w swojej muzyce balansuje między elementami power metalowymi a hard rockowymi, z przewagą jednak tych drugich. Game of Faces, dziewiąty krążek Szwedów kontynuuje ten trend. Mam wrażenie czasem, że niektórym utworom wyszłoby na dobre zagranie ich w szybszym tempie ale są też utwory, które pokazują że w hard-rockowej konwencji zespół czuję się bardzo dobrze. Jednym z nich jest Phoenix, który dziś Wam polecam. 

Mam też dla Was dwa nowe single i jeden starszy o tydzień. Pierwszy z nich to The Witch z najnowszego, coraz bliższego albumu Avantasii. Tak jak dwa poprzednie single brzmiały bardzo edguyowo, tak najnowszy z gościnnym udziałem Tommy'ego Karevika to już 100% Avantasii - bombastyczne, melodyjny i z takim wodewilowym zacięciem. Jest ciekawie. 

Drugi to 7 Years bardzo interesującego doom metalowego duety Year of the Cobra. Utwór zagrany już tradycyjnie przy akompaniamencie jedynie basu i perkusji ma w sobie ten charakterystyczny psychodeliczny klimat ale i dość łagodną melodię. Razem tworzy to naprawdę dobrze słuchającą się całość.

Z zeszłego tygodnia mamy Froglorda i utwór Herman z intrygującym solo na harmonijce ustnej. Polecam, jeśli jeszcze nie dołączyliście do naszego facebookowego kręgu wyznawców Froglorda.

Po premierach i singlach czas na minialbum Of Togetherness. Czarnogórskie Dvoeverie gra tradycyjny, oldschoolowy doom metal wzorowany na dokonaniach Paradise Lost z okolic 93-95 roku. Próżno jednak posądzać ich o wtórność bo swoją muzykę grają solidnie i z pasją. Czuć te emocje w przepełnionych egzystencjalnym bólem utworach takich jak choćby Mouth Full of Soul, Greyness czy In a Dream of Lovers. Wrzucam wszystkie z nich na playlistę i mam nadzieję, że dzięki temu ten dość mało znany w naszym kraju zespół dotrze do większego grona słuchaczy. Potencjał jest duży.

Dobrze, czas w końcu na resztę wykonawców, którzy umilali mi ostatnie dni. Z tych młodszych polecam vintage rockową Gin Lady, grająca bardzo subtelną i pogodną muzykę. 

Następnie warto zwrócić uwagę, że nową płytę wydała grupa Leaf Hound, będąca swego czasu jedną z tych kapel, które zapowiadały nadejście heavy metalu. Once Bitten jest taka właśnie blues/hard rockowa i w niczym nie ustępuje klasycznym dokonaniom londyńskiego kwartetu.

Hard rockowi weterani z zespołu Ten wplatają do swojej muzyki również pewne progresywne elementy a ich niektóre płyty śmiało można nazwać concept-albumami. Tak jest na przykład z wydaną w 2017 moją ulubioną Gothicą, inspirowana opowieściami grozy. Często do niej wracam a zwłaszca do przebojowej La Luna Dra-Cu-La czy interesującego Jekyll and Hyde. Oba utwory znajdziecie na dzisiejszej playliście.

Do nieśmiertelnej klasyki hard rocka należy na pewno Whitesnake dowodzony przez charyzmatycznego Davida Coverdale'a. Po dłuższej przerwie obudził się we mnie apetyt na ich piosenki a zwłaszcza na najbardziej chyba znaną Here I Go Again.

Poza tym standardowo, sporo doomów i powerów. Z tych pierwszych na liście mamy moje ulubione utwory z dwóch ostatnich płyt Avatarium, dwa metalowe hymny epic doomowego CrossRoad, jest też miejsce dla kosmicznych stonerowców z CLEEN i doomgaze'owych post-metalowców z Mountaineer, w przypadku których sięgnąłem teraz po mniej mi znany album Bloodletting. To na nim znajduje się prawdziwa eteryczna perełka w postaci kompozycji To Those We've Said Goodbye

W starciu power metalowych gladiatorów górą Szwecja nad Hiszpanią. Ze Skandynawii pochodzą bowiem Krilloan i Majestica a z Hiszpanii Kilmara. Każdy z tych zespołów, przynajmniej jeśli chodzi o piosenki, które mnie najbardziej przypadły do gustu, to święto dynamiki i epickości. Grzech nie posłuchać.

Na koniec jeszcze dwa skrajnie różne muzyczne światy. O inside her piszę już od kilku tygodni, wspominałem między innymi że jest to trochę taka metalowa wersja Depeche Mode. W ostatnim tygodniu naszła mnie natomiast ochota by przypomnieć sobie moje ulubione utwory mistrzów muzyki elektronicznej. Wśród nich jest między innymi drapieżna, rockowa momentami nawet piosenka Pain That I'm Used To, w którze zadurzyłem się już w momencie premiery. A było to, uwierzcie, 20 lat temu. Jeszcze przed erą metalu.

W erze namiętnego poznawania wszystkiego co metalowe miałem zaś dość mocną fazę na black metal. Z tym, że dość szybko zacząłem szukać bardziej nieszablonowego podejścia do tematu. W jednym z numerów Metal Hammera przeczytałem recenzję albumu Privilegium, nagranego przez niemiecki, nieistniejący już zespół Secrets of the Moon. Numer 4 na trackliście nalezał do kompozycji I Maldoror, mrocznej, kroczącej majestatycznie raczej niż galopującej na łeb na szyję i absolutnie hipnotyzującej swoją niezwykłą melodyką. I choć po kilku latach black metal zszedł na boczny tor moich muzycznych zainteresowań, to do tego utworu powracałem i powracam nadal dość często. Jestem ciekaw, czy Wam też spodoba się tak jak mnie.

I tak dotarliśmy do końca podsumowania. Mam nadzieję, że lektura i odsłuch playlisty umilą Wam wieczór. Czekam też na Wasze chartsy. Trzymajcie się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze