W jednym z podręczników do psychiatrii można przeczytać, że afekt jest jak pogoda a nastrój jak klimat. Można to chyba także podciągnąć pod gusta muzyczne. Jeszcze dwa tygodnie temu pisałem, że słucham bardziej "słonecznej i pogodnej" muzyki. Minęło 14 dni a moje muzyczne niebo się zachmurzyło, sposępniało i gdzieniegdzie tylko przymglony blask refleksyjnie muska moją twarz. Jak przekłada się to na podsumowanie tygodnia, zaraz się przekonacie.
Za to zachmurzenie odpowiada przede wszystkim Froglord za sprawą swojej nowej płyty pt. Metamorphosis. Jest to krążek, z którym wiązałem duże nadzieje i w żadnym calu się nie zawiodłem. Gęste i duszne dźwięki, pełne ciekawych i odważnych efektów (harmonijka w Herman, odgłosy przyrody na końcu Emergence of the Toad) wciągają w swój świat niczym bagno (również świetny The Swamp) nieostrożnego podróżnika. I choć ten cały "płazi sztafaż" może komuś wydać się cringe'owy, z minuty na minutę pragniesz pogrążyć się w nim jeszcze i jeszcze głębiej. Także moi drodzy, na okładce Metamorphosis (jak i poprzednich krażków zespołu) powinno pojawić się ostrzeżenie - produkt silnie uzależniający!
Doom metal w różnych odcieniach pojawia się na dzisiejszej playliście niejeden raz. Legenda epickiego doom metalu, szwedzki Candlemass swoje 40-e urodziny postanowiła uczcić okolicznościową EP-ką. Na Black Star mamy 4 utwory, z czego dwa to nowe kompozycje a dwa to covery innych mistrzów gatunku. Może trochę i mało ale broni się jakością. Covery coverami ale bardzo spodobały mi się nowe kawałki - znany już z singla utwór tytułowy i instrumentalny Corridors of Chaos. Często goszczą w moich głośnikach i nie ma póki co widoków, by się to miało zmienić. A jakie są Wasze odczucia na temat tego minialbumu?
Ich rodacy z Cavern Deep w ten piątek również opublikowali nowy album. Na Bodiless (Pt. III) mamy jednak bardziej psychodeliczne podejście do doom metalu, momentami zbliżone do tego znanego choćby z płyt Ahab, choć w znacznie bardziej kompaktowej wersji. Po kilku pierwszych odsłuchach szczególnie zapadł mi w pamięć utwór tytułowy ale pozostałe pięć kompozycji to również "gruz prima sort". Polecam!
Teraz dwoje przedstawicieli atmosferycznego doom metalu bo tak chyba najlepiej określić muzykę prezentowaną przez fiński Red Moon Architect i francuskie Angellore. W przypadku pierwszej kapeli po krótkiej przerwie znów nurzam się w ich najnowszym krążku - October Decay, głównie za sprawą majestatycznego, aż 12-minutowego Decay of Emotions, który wbrew swojej nazwie aż kipi od intensywnych, mrocznych emocji. Co ciekawe, przy pierwszym podejściu do albumu, utwór ten jakoś przeszedł mi bokiem i dopiero teraz odkrywam pełnię zawartego w nim piękna. Angellore również opiera się na tzw systemie pięknej i bestii (czysty śpiew kobiecy i męski growling) i mieszance gothic, death i doom metalu i zamiłowaniu do dłuższych form. Na dzisiejsza playlistę trafił 10-minutowy Still Glowing Ashes, w którym te wszystkie elementy współgrają niemal idealnie tworząc melancholijną, romantyczną całość.
Romantyczność i melancholia to też cechy, którymi można określić muzykę projektu Ols, za którym stoi Anna Maria Olchawa. Poświaty to już trzeci album tej utalentowanej artystki, która w swej twórczości łączy ze sobą różne gatunki, od neo i dark-folku po atmosferyczny post-black metal. Bardzo ważną rolę odgrywaja również poetyckie teksty jak choćby ten z neo-folkowego proch kość liść - mojego absolutnie ulubionego utworu z tej płyty.
Pozostając w refleksyjnych klimatach, choć już bardziej rockowych niż metalowych słów kilka o Love, siedemnastym albumie szwedzkich weteranów progresywnego grania z The Flower Kings. Już tydzień temu pisałem, że to muzyka stworzona do kontemplacji i zdania nie zmieniam. Bogato zaaranżowane, miejscami jazzujące, innym razem ostrzejsze utwory, rozbudowane ale nie ponad potrzebę, korzystające również z dość szerokiego isntrumentarium, spuentowane wokalnym duetem Roine Stolta i Hasse Froberga. Takie muzyczne kolaże to ja rozumiem.
Kontynuuję również podróż przez dyskografię kanadyjskiego Huis, trochę niedocenianego a zdolnego zespołu grającego rock neoprogresywny. Po debiutanckim Despire Guardian Angel przeskoczyłem do płyty numer trzy - wydanej w 2019 roku Abandoned. Mamy tu dziewięć leniwie toczących się, refleksyjnych kawałków wśród których wybijają się na pewno pełen optymizmu We Are Not Alone i bardzo gitarowy, dość ostry jak na standardy zespołu The Giant Awakens. Cała płyta trwa ponad 70 minut ale jest tak umiejętnie zbalansowana, że czas ten mija bardzo szybko i niezwykle przyjemnie.
Ostatnie kilka tygodni dość często gościła u mnie symfoniczna odmiana metalu, pewnie pamietacie wzmianki o Katrze, Epice czy Visionatice. Ta tendencja się utrzymała choć zmienili się główni aktorzy. Tym razem byli nimi Therion i Haggard. Pierwsi to absolutni twórcy gatunku mający na koncie kilkanaście dobrze przyjętych albumów. Spośród nich jednak najmocniej uwielbiam i najczęściej wracam do Lemurii, za jej eklektyczność, przebojowość ale i atmosferę tajemnicy. Drugi zespół to już niemalże mini orkiestra, liczy bowiem sobie ponad dwudziestu członków. Muzycznie mamy tu mieszankę stylów i gatunków, dosłuchując się nawet w jednym utworze elementów tak chamber folku jak i death metalu. Moim ulubionym albumem tej niemieckiej orkiestry jest, jak na razie ostatni a minęło już 17(!) lat Tales of Ithiria, z którego pochodzą epicki Chapter I i piękna aranżacja synth popowego przeboju Hijo de la luna, pierwotnie wykonywanego przez hiszpański zespół Mecano.
Trochę słabiej było z power metalem, gdyż tylko włoski Elvenking z otwierającym ich najnowszą płytę utworem Season of the Owl przebił się na dzisiejszą playlistę. Polecam, jeśli lubicie klimaty fantasy i mieszankę folku z powerem.
Coraz bardziej natomiast podoba mi się nowy krążek kanadyjskiego Harem Scarem. Chasing Euphoria to solidna dawka melodyjnego hard rocka, przy ktorej dobrze bawić się będą tak miłośnicy hair metalu jak i koneserzy AOR-a. Na playliście znajdziecie aż 3 utwory, w tym przebojowy Gotta Keep Your Head Up, który dość niespodziewanie wyrasta na mój ulubiony numer z tej płyty.
Inni przedstawiciele tego typu muzyki w dzisiejszym podsumowaniu to bardziej progresywny Ten z niezwykle charakterystycznym, aksamitnym wokalem Gary'ego Hughesa (Albion Born) i mroczny, satanistyczny, plugawy, przebojowy, teatralny (niepotrzebne skreślić) Ghost, którego reprezentuje chyba najbardziej dynamiczny utwór z nowej płyty - De Profundis Borealis.
Następnie ikona goteborskiej sceny - In Flames i ich najbardziej znany (i zarazem chyba najlepszy z tego bardziej komercyjnego okresu) album Reroute to Remain, na którym znajduje się jedna z moich ulubionych kompozycji zespołu, synth-metalowe Cloud Connected.
Był melodeath, może czas na odrobinę thrashu? Metal Boomer w komentarzu do poprzedniego podsumowania przypomniał mi o albumie Reli XIV mojej ulubionej thrash-metalowej kapeli, nowojorskiego Overkill. W moim prywatnym rankingu plasuje się on gdzieś pośrodku, solidny ale jako całość nigdy mnie nie porywał. Zainspirowany odświeżyłem go sobie i uświadomiłem, że jednak ma kilka bardzo jasnych punktów, jak choćby mocno groove'owy Bats in the Belfry czy nomen omen, oldschoolowo hard-rockowy Oldskool.
Kolejny zespół, Propaghandii to znowu odkrycie ze strony Stoner & Co., gdzie ich najnowsza płyta At Peace trafiła do majowej topki. Zaciekawiony i nazwą i okładką wrzuciłem dodałem ten krążek do kolejki i jakie było moje zaskoczenie, gdy zamiast dusznego stonera dostałem lekko przybrudzony ale jednak rasowy, lewicujący punk rock. I to taki mocno zadziorny. Jak widać pozory mylą a ja takie pomyłki wręcz uwielbiam.
I na koniec, jeszcze jeden gatunek z grona tych, które u mnie ostatnio rzadziej się pojawiają. Tym razem jest to psychobilly i podpatrzeni u Nadajnika Coffinshakers. Od lat w tym gatunku jakoś bliżej mi do zespołów z żeńskim wokalem ale panowie ze Szwecji swoją jakże klimatyczną mieszaniną country rocka, rockabilly i gotycko-horrorowej tematyki pomogli mi przełamać moje płciowe uprzedzenia. Tak przy okazji oznaczania kolejnego już dziś fanpeja naszła mnie pewna refleksja. Czuję, że parafrazując jednego z nas, my "mało bądź średnio-poczytni" blogerzy muzyczni tworzymy pewną charakterystyczną subkulturę ale każdy z nas ogarnia nieco inne spektrum muzyczne i dzięki temu możemy stale inspirować się i odkrywać dziesiątki wspaniałych aczkolwiek mało jeszcze znanych artystów. A wszystko z korzyścią dla naszego stale rosnącego grona czytelników.
Dobra, dość złotych myśli. Czas na muzykę. Wiecie gdzie znaleźć playlistę, życzę miłego odsłuchu i oczywiście zachęcam do dzielenia się swoimi podsumowaniami i poleceniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz