Witajcie! Pora na kolejne cotygodniowe podsumowanie. Ostatni tydzień był naturalnym rozwinięciem tematów rozpoczętych na poprzednim podsumowaniu, stąd playlista jest na pewno bardziej kompaktowa z mniejszą liczbą nowości. Te, natomiast, jeśli już są to na pewno powinny zwrócić Waszą uwagę.
Jak poprzednio palma pierwszeństwa przysługuje szwedzkiemu Bloodboud za swój nowy, niezwykle wciągający album Tales From the North. Utwory z tego krążka po raz kolejny zdominowały playlistę. Wystarczy jednak posłuchać takich killerów jak choćby 1066, Land of Heroes czy Sail Among the Dead by w pełni zrozumieć dlaczego. Przyznam się, że ostatni raz taką jazdę bez trzymanki szwedzcy power metalowcy zaserwowali nam na wydanej w 2017 War of Dragons. Tegoroczna płyta to dla fanów powera pozycja obowiązkowa i, obok Back to Attack Majesty, mój kandydat do płyty roku w tej kategorii.
W klimatach power metalowych mam dla Was również trzy utwory Virgin Steele, prezentujące bardziej epickie podejście do tematu i bardzo udany To Rule them All z najnowszej płyty Mariusa Danielsena. Są to kawałki, o których wspominałem już tydzień temu więc tym razem nie będę się nad nimi rozwodził.
Dużo czasu w zeszłym tygodniu poświęciłem również mojemu absolutnie ulubionemu zespołowi gothic rockowemu. Mowa o brytyjskim Inkubus Sukkubus, który pod koniec czerwca wydał naprawdę udaną płytę She of a Thousand Names. Nie ma co prawda na niej zbyt wielu innowacji (od dłuższego czasu styl zespołu jest mocno ustabilizowany), jednak jeśli chodzi o warsztat muzyczny i kompozycje to nie ma się do czego przyczepić. Zarówno wolniejsze utwory, jak tytułowy czy bardziej rockowe w stylu Starfire, Queen Satrina czy Angelus Fame z hipnotyzującym, chóralnym refrenem trzymają wysoki poziom. Wszystkim fanom muzyki gotyckiej gorąco polecam zapoznanie się z, bardzo obszerną zresztą, dyskografią zespołu.
Sporo naprawdę wysokiej jakości muzyki mam dla Was w kategorii doom metal. W dalszym ciągu mierzę się z monumentalnym, trójpłytowym wydawnictwem Songs from the North, death/doomowego Swallow the Sun. Aktualnie najbardziej przemawia do mnie pierwsza część tego tryptyku, mniej death metalowa a bardziej melancholijna. Wszystkie umieszczone na playliście kawałki, w tym moi absolutni faworyci Rooms and Shadows i Lost & Catatonic, pochodzą właśnie z tej części albumu.
W mojej muzycznej bibliotece pojawiły się także dwie doom metalowe nowości. Pierwsza to bardzo specyficzny zespół o wiele mówiącej nazwie Froglord. W zeszłym tygodniu premierę miała ich czwarta płyta Sons of Froglord. Ich pierwsze wydawnictwa obracały się bardziej w stylistyce sludge/doomowej, natomiast na najnowszym krążku poszli bardziej w stronę stonerowego grania. Przyznam się, że wyszło im to na dobre. Redukcja ciężaru i dodanie odrobiny transowych melodii sprawia, że takie kawałki jak A Swamp on My Own, Froglady czy najbardziej stonerowy w tym zestawieniu Road Raisin mocno wchodzą do głowy.
Drugi zespół, Slow Wake, odkryłem dzięki czerwcowemu zestawieniu Doom Charts. Ich muzyke mozna określić jako połączenie doom metalu z elementami progresywnymi i post-rockowymi. Na debiutanckim krążku, Falling Fathoms mamy pięć długich (trzy utwory ponad dziesięciominutowe) kompozycji utrzymanych w refleksyjnym klimacie. Na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza utwór tytułowy, nieco bardziej skompresowany bo 8-minuotwy i zamykający płytę majestatyczny Black Stars.
Przejdźmy teraz do nieco bardziej energicznej i pogodnej muzyki. W kategorii AOR od kilku tygodni rządzi u mnie Pride of Lions, dowodzone przez znanego z Survivor Jima Peterika i utalentowanego wokalistę młodszego pokolenia - Toby'ego Hitchcocka. Najnowszy krążek duetu, Dream Higher zebrał w prasie muzycznej dużo ciepłych recenzji a i w moich rankingach plasuje się bardzo wysoko, choć przyznam, że ich poprzednie wydawnictwo, Lion Heart zrobiło na mnie nieco większe wrażenie. Na dzisiejszej playliście możecie porównać obie płyty, gdyż mam dla Was bardzo przebojowe, hair metalowe wręcz Carry Me Back z 2020 roku i tegoroczne, Find Somebody to Love, nawiązujące brzmieniem właśnie do wspomnianego wyżej Survivora.
Drugim zespołem towarzącym w tej stylistyce jest szwedzkie Degreed. Ich najnowszy krążek Public Address to kawał melodyjnego, gitarowego grania. Co prawda brak na niej takiego killera jak Higher z poprzedniego albumu, jednak wszystkim fanom aor polecam m.in. Big Plans, No One czy This Is Love. Skandynawowie po raz kolejny pokazują nam, że nikt tak jak oni nie potrafi kultywować ducha hair metalowego szaleństwa z lat 80-tych.
Na koniec został mi progresywny rodzynek - nowy singiel szwedzkiego Soen. Utwór Memorial poświęcony jest tematyce związanej ze stresem pourazowym, coraz częściej rozpoznawanym w dzisiejszych czasach zaburzeniem psychicznym. Poza ważnym przesłaniem, kompozycja broni się także muzyką, mocno melancholijną, przywodzącą na myśl późniejsze dokonania Katatonii. Przyznam, że oba wypuszczone do tej pory single pozwalają mieć nadzieję na kolejny, bardzo dobry album szwedzkich prog-metalowców.
Gdy zaczynałem pisać ten post, towarzyszyła mi myśl, że w sumie nie ma zbyt wielu nowości, o wielu utworach wspominałem już ostatnio więc dzisiejsze podsumowanie będzie raczej mocno kompaktowe. Nie wyszło, rozpisałem się ale mam nadzieję, że udało mi się Was zaciekawić. A teraz niech przemówi muzyka, link do playlisty poniżej. Do miłego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz