Mijający tydzień spędziłem głównie w domu, nieco wymuszony urlop, potem zwolnienie lekarskie - nie wszystko działo się po mojej myśli. W tym całym zamieszaniu na szczęście nie zawiodła mnie muzyka. Korzystając z pobytu w domu słuchałem do oporu, a było, oj było czego słuchać. A więc po kolei...
Bezapelacyjnie najczęściej w moim odtwarzaczu gościł stoner/doomowy Green Lung. Brudne gitary, ponure ale uwodząca przebojowe melodie, charakterystyczny wokal to znaki rozpoznawcze brytyjskiego zespołu. Dodajmy do tego teksty traktujące o okultyzmie i legendach z angielskich ostępów i mamy przepis na doom metalową płytę roku. Na dzisiejszej playliście gości aż 5 utworów z This Heathen Land ale nie mogłem inaczej uhonorować tak znakomitego wydawnictwa. Co ważne, zespół utrzymuje wysoki poziom na każdej z trzech wydanych dotychczas płyt długogrających. Jako dowód dorzucam mój absolutnie ulubiony Let The Devil In, pochodzący z debiutanckiej Woodlands Rites.
W kategorii doom metal to jednak nie wszystko. Następne dwa zespoły to moje kolejne (nie zliczę już które) odkrycia dokonane dzięki rankingom Doom Charts. Amerykański Howling Giants i jego najnowsze dzieło Glass Future zostali sklasyfikowani na pierwszym miejscu w październikowym zestawieniu. Absolutnie się temu nie dziwię. Ich połączenie stoner/doomu z progresją to prawdziwa uczta dla uszu. Zarówno w bardziej rytmicznych utworach jak tytułowy czy stonowanych (melancholijny Aluminium Crown czy toczący się jak walec, majestatyczny Tempest, and the Liar's Gateway) Amerykanie czują się jak ryba w wodzie. Polecam każdemu szukającemu nowych, nieoczywistych brzmień.
Drugim zespołem, który również uwzględniono w październikowych Doom Charts jest psychodeliczny The Heavy Minds. Pochodząca z Austrii kapela ujęła mnie przede wszystkim niepokojącym aczkolwiek ultra przebojowym kawałkiem Names, normalnie nie mogłem się od niego oderwać. Pozostałe utwory na Beyond Gloom są już bardziej heavy psychowe i żeby je odpowiednio docenić. Ale, tak po prawdzie, czy słuchamy metalu dla samej przebojowości czy jednak chcemy czegoś więcej?
Na zakończenie tej tematyki dorzucam jeszcze polską Tortugę, która udowadnia, że aktualnie Polska stoner/doomem stoi. Iterations to bardzo udana płyta a zamykający ją Epitaph uwodzi aurą tajemniczości. Kolejny zespół, na który warto zwrócić uwagę.
Kolej na power metal. Tu zacznę od EP-ki Nightmare Opus wydanej przez zespół Palantir. Nie jest to co prawda kapela znana na całym świat, ja jednak śledzę jej rozwój już od debiutanckiego albumu z 2018 roku i uważam, że zasługuje na większe uznanie. Na nowym wydawnictwie mamy kilka premierowych utworów, w tym rozpędzone Distant Place, Sailing On i epicki, ponad 10 minutowy utwór tytułowy jak i alternatywne wersję wcześniejszych kompozycji. Płyta jest jak to na elektroniczną pocztówkę przystało krótka ale słucha się tego dobrze i melodie na długo zostają w pamięci. Myślę, że każdy fan power metalu powinien się zapoznać z twórczością tej szwedzkiej grupy.
Pozostałe utwory, które wrzuciłem na dzisiejszą playlistę to już, można powiedzieć, grube ryby.
Zarówno brazylijska Angra jak i austriackie Serenity wracają z nowymi albumami po kilku latach przerwy i są to powroty udane. Oba zespoły w swojej muzyce nie unikają bardziej progresywnych wycieczek ale przyznam się bez bicia, że moim zdaniem najlepiej wypadają w niczym nieskrępowanych power metalowych galopadach. Wszystkie obecne na playliście utwory tych bandów należą do kategorii tych szybszych. Nie wiem, czy ze mną jest coś nie tak ale łączenie progresji z powerem nie zawsze dobrze mi wchodzi. Wolę jak jest bardziej zerojedynkowo, albo power albo prog.
Właśnie, skoro już napomknąłem o progu. W ten weekend wreszcue wpadła mi w ręce najnowsza płyta neo-progrockowego Galahad - The Long Goodbye. Nagrana w tym samym czasie co jej poprzedniczka, The Last Great Adventurer wyróżnia się nieco innym brzmieniem. Nie jest tak epicka, większy nacisk położono na warstwę emocjonalną i elektronikę, której w takim natężeniu na płytach Galahad nie było od czasu świetnej bądź co bądź Battle Scars. Na playlistę wybrałem otwierający płytę Behind the Veil of a Smile, który wbija w ziemię od pierwszych dźwięków i melancholijny Darker Days - aż dziw bierze, że tak znakomita piosenka ma tylko status bonus tracku.
Pozostając w temacie progresywnego rocka, nadal mocno ogrywam Spooky Action at a Distance, supergrupy Pattern-Seeking Animals. To płyta, którą można odsłuchiwać na wiele różnych sposobów, wieloteksturowa, bogata instrumentalnie a przy tym bardzo uwodząca swą specyficzną melodyką. W kategorii prog-rocka to na pewno jedna z lepszych płyt tego roku.
Nie mogę nie wspomnieć jeszcze o innym zespole z długim stażem. Unitopia powraca w tym roku z nowym materiałem po naprawdę długiej przerwie (ich ostatni album wydany w 2012 roku był zbiorem coverów). Ich muzyka określana bywa mianem crossover prog i utwór Bittersweet jest dobrym przykładem tego, jak różne gatunki wplątane są do progresywnego rdzenia zespołu. Mamy tu początkowo standardowy, refleksyjny neo-prog gdy nagle, zupełnie niespodziewanie wchodzi bardziej elektroniczna wstawka z rapującym [sic!] wokalistą. Przy pierwszym odsłuchu byłem zdrowo zaskoczony ale naprawdę, uwierzcie, ten fragment hipnotyzuje i aktualnie dość często sięgam po ten numer. Muszę jesczze nadrobić resztę najnowszej płyty ale "to trzeba usiąść na spokojnie".
Po doom i power metalu, po prog rocku pora na jeszcze jeden gatunek, przy którym serce mocniej bije. Mowa oczywiście o rodzimym folk metalu. Tu aktualnie dominuje Runika ze swoją drugą płytą Między Światami. Podtrzymuję, to co pisałem w zeszłym tygodniu, że jest to krążek bardziej melancholijny od poprzedniego ale to nie wada. Bardzo spodobało mi się W Świętym Gaju, właśnie za ten melancholijny tekst. Poza tym oba zapowiadające album single dalej mocno trzymają się w moich rankingach. Jako ciekawostkę dodam, że Czarownica bardzo spodobała się mojemu 4,5 rocznemu synkowi i teraz, zawsze gdy puszczam muzykę w aucie on wola: tato, włącz mi Czarownicę. Cóż, muzyka łączy pokolenia.
Na zakończenie artykułu jeszcze krótka wzmianka o nowym albumie Dokken, który jest i melodyjny i trochę blues-rockowy. Ogólnie muzyka na poziomie choć już nie tak bombastyczne jak w latach 80-tych. Over the Mountain ma w sobie coś pociągającego i ten utwór umieściłem na playliście.
I tak minął tydzień a my dobrnęliśmy do miejsca, gdzie zwykle wrzucam link z playlistą. A więc o to i ona, życzę miłego dnia spędzonego z tylko dobrą i bardzo dobrą muzyką. Trzymajcie się zdrowo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz