Za nami już 2/3 listopada. Zapowiadałem jakiś czas temu, że będzie to okres dominacji jesiennej muzyki. Czy miałem dobre przeczucie? I tak i nie. Na pewno sporo czasu poświęcam na nastrojową, refleksyjną, smętną muzykę, jednak obok tego, jakby dla przeciwwagi utrzymuje się bardziej ekspresywne, energiczne brzmienie. Idąc tym tropem, dzisiejsze podsumowanie podzielę na 2 części.
Zacznę od sekcji poświęconej doom metalowi i rockowi progresywnemu, jako tym bardziej nastrojowym dźwiękom. Ma to też związek z tym, że zarówno doomowy Green Lung jak i neo-progowy Galahad były najczęściej słuchanymi przeze mnie w zeszłym tygodniiu zespołami.
Brytyjski Green Lung jest dla mnie jednym z najmocniejszych kandydatów do tytułu doom metalowej płyty roku. Na This Heathen Land spotykamy się z okultystycznym połączeniem stoner i doom metalu ubranym w wciągające, nieraz przebojowe melodie. Zespołowi nie brak pomysłowości przy komponowaniu utworów, czego przykładem jest choćby wyliczanka wpleciona w One for Sorrow (chyba najlepszy utwór na płycie) czy bardziej ambientowy Song of the Stones. Od otwierającego (po instrumentalnym prologu) album The Forest Church po zamykający Oceans of Time mamy momentami epicką, momentami refleksyjną muzyczną ucztę. Młócę ten album od kilku tygodni i poki co, nie zamierzam przestać.
Ogólnie można powiedzieć, że stoner/doom jest aktualnie najmodniejszą odmianą doom metalu. W comiesięcznych zestawieniach Doom Charts stanowią co najmniej połowę, spychając na dalsze miejsca epic, traditional czy tak popularny jeszcze 10-15 lat temu death/doom. Kolejne dwa zespoły, o których chce napisać jak najbardziej wpisują się w taką estetykę. Howling Giant wylądował w ogóle, całkiem zresztą zasłużenie na 1 miejscu październikowej listy Doom Charts. Ich unikalny styl, czerpiący również z psychodelii czy rocka progresywnego najlepiej prezentuje się w majestatyczny Tempest, and the Liar's Gateway czy melancholijnym Aluminium Crown ale i bardziej dynamiczne Sunken City ma w sobie coś, co wciąga bez końca. Drugim wspomnianym zespołem jest The Heavy Minds, który potrafi dodać do stoner/doomowego rdzenia iście heavymetalowy ciężar i melodykę. Zresztą, sprawdźcie utwór Names jeśli nie wierzycie.
Neo-progowcy z Galahad również przygotowali dla nas na najnowszej płycie The Long Goodbye dużo emocji, refleksji i zadumy. Muzycznie jest więcej elektroniki niż na poprzednim albumie, ale nie wychodzi to na złe. Kompozycje momentami bywają naprawdę przejmujące, jak w utworze tytułowym czy otwierającym płytę Behind of the Veil of a Smile. Gitary czasem są tylko tłem do przedstawionej historii, innym razem przejmują pierwszeństwo, malując opowieści swoimi dźwiękami. Jest cudnie i nastrojowo. Z siedmiu utworów na płycie aż pięć znalazło się dziś na mojej playliście. To o czymś świadczy.
W zeszłym tygodniu postanowiłem sobie trochę odświeżyć dyskografię amerykańskiego IZZ. Jest to zespół grający symfoniczną odmianę rocka progresywnego. Ja jednak na playlistę wybrał chyba najbardziej kompaktowy i rytmiczny utwór, jaki w ostatnim czasie popełnili. Tytułowy utwór z ich ostatniej płyty długogrającej, Don't Panic! można uznać za typowy rockowy kawałek, gdyby nie momenty wyciszenia i symfonii przed ostatnim refrenem. Fajnie to wszystko razem się łączy więc zachęcam do zapoznania się z nim jak i innymi dziełami kapeli.
Na pograniczu prog i power metalu, czyli też na pograniczy refleksyjności i ekspresyjności obraca się fiński Anthriel. Przez niespełna 20 lat istnienia Finowie wydali tylko dwa albumy ale wyraźnie celowali w jakość a nie ilość. Odkryłem ich w sumie przez przypadek, szukając zespołów na playlistę do poprzedniego artykułu (tu ) i już po pierwszym odsłuchu My Dark Morning Star poczułem, że to będzie dłuższa przygoda. Cała płyta Transcendence to zbiór ambitnych ale i melodyjnych kompozycji. Na uwagę zasługuje też (między innymi przez sam tytuł) bardziej refleksyjne Rhapsody of Fire. Jeżeli szukacie czegoś "nowego" to ten już nie taki nowy zespół może Wam się spodobać.
W zeszły piątek premierę miała także nowa płyta włoskiego prog-powerowego zespolu DGM. Ich poprzednie albumy charakteryzowały się wysokim poziomem, misternymi kompozycjami i odpowiednim ciężarem. Nie inaczej jest na Life. Utwory zapadają w pamięć na dłużej a prawdziwą przyjemnością jest poznawanie ich warstwa po warstwie. Na dzień dzisiejszy na playlistę załapał się co prawda tylko pierwszy na płycie Unravel the Sorrow ale bądźcie pewni, że za tydzień będzie tego więcej.
Elementy progresywne czy symfoniczne ale przy znacznej przewadze tych power metalowych to cecha charakterystyczna dwóch uznanych zespołów - Angry i Serenity. O ich najnowszych albumach pisałem już ostatnio i cóż, podtrzymuję swoją opinię. Kawał dobrego, szybkiego i melodyjnego grania. Podobnie również szwedzki Palantir. Pochodzący z nowej EP-ki zespołu Distant Place to typowa power metalowa galopada. Taka muzyka chyba nigdy mi się nie znudzi.
Warto jeszcze wspomnieć o nowym krążku AOR-owego Care of Night. Płyta Reconnected ma w sobie to, co dobry hard-rock powinien mieć. Są dynamiczne gitary, ciężka, soczysta perkusja i zaraźliwe melodie. Czy to balladowe No One Saves the World Alone czy dynamiczne Melanie, Street Runner czy Tonight. Jest to muzyka, której nie powstydziłyby się takie tuzy gatunku jak choćby Survivor. Muzyka dobra i do jazdy autem i do słuchania w pracy a i na romantyczny wieczór też się nada.
Na koniec, dla odmiany coś dużo mocniejszego. Wieści o tym, że Testament zaczyna pracę nad nowym albumem zainspirowały mnie do sięgnięcia po chyba mój ulubiony krażek thrashowców z Bay Arena - The Brotherhood of the Snake. Ciężki, dynamiczny, bezkompromisowy. Na playlistę wrzucam utwór tytułowy, który siecze ostro i nie bierze jeńców.
Tym jakże dosadnym numerem kończę dzisiejsze podsumowanie. Jestem ciekaw jak u Was wyglądają jesienne playlisty. Moja dostępna jest pod linkiem poniżej. Zapraszam do odsłuchu i komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz