Mijający tydzień był dość szczególny z jednego podstawowego powodu. Chyba po raz pierwszy odkąd prowadzę ten blog na podsumowującej tydzień playliście pojawiło się więcej rocka niż metalu. Mamy oczywiście silną reprezentację power, doomu czy (co nie często się zdarza) thrash metalu ale jednak to prog-rock, AOR i stoner skardły mi najwięcej czasu. I serca.
Wielkim odkryciem zeszłego tygodnia był projekt polskiego multiinstrumentalisty Ryszarda Kramarskiego, w skrócie znany jako tRKproject. W tym roku światło dzienne ujrzała jego nowa płyta pt Odyssey 9999, na której rolą wokalistów dzieli się kilku uznanych w świecie muzyki rockowej wokalistów. Muzycznie jest to kwintesencja rocka neo-progresywnego - rozbudowane ale i melodyjne, ambitne stylistycznie utwory, romansujące miejscami z elektroniką, ze wstawkami saksofonu. Jest w co się wsłuchiwać. Do tego historia inspirowana mniej lub bardziej losami Odyseusza, przesuniętymi w czasie do tytułowego 9999 roku. Dla fanów s-f prawdziwa gratka.
W dwóch utworach na wspomnianej powyżej płycie (w tym w moim ulubiony Twelve Spaceships) rolę wokalisty pełni Stuart Nicholson, na co dzień znany z brytyjskiego Galahad. I w tym właśnie miejscu czas napisać kilka słów o nowej płycie tej zasłużonego dla rozwoju gatunku formacji. Od kilku tygodni nieprzerwanie zachwycam się kompozycjami zawartymi na The Long Goodbye. Jest w nich poukrywanych naprawdę dużo muzycznych smaczków jak i prawdziwie silnych emocji. Posłuchajcie chociaż utworu tytułowego a zobaczycie o co mi chodzi. Dużo na tym krążku melancholii, złości i żalu. Przejście przez niego od otwierającego Beyond the Veil of a Smile aż po dwa bonusowe utwory (z których Darker Days to mój ulubiony numer na płycie) pozostawia człowieka z wieloma pytaniami w głowie. I chyba o to też w muzyce chodzi.
Pozostając przy rocku progresywnym na dzisiejszej playliscie znalazło się też miejsce dla dwóch utworów innego weterana sceny neo-progresywnej. Ta brytyjska (choć posiadająca bardzo międzynarodowe korzenie) grupa słynie z długich, rozbudowanych kompozycji, pełnych nawiązań do różnych gatunków, elementów symfonicznych, funkowych czy soulowych. Mnie w zeszłym tygodniu ujęły za serce jednak bardziej kompaktowe numery - jazzująca The Tower of Babel z 2020r i o dwa lata starsze A Case of Misplaced Optimism.
Po prog-rocku pora na akapit poświęcony AOR-owi. Tu przedstawicielem jest szwedzki Care of Night, powracający z nowym albumem po blisko 5 latach przerwy. Jaką muzykę znajdziemy na Reconnected? Typowy skandynawski melodyjny hard rock, zagrany jednak tak sprawnie, że ciężko odnieść wrażenie, że słucha się po raz kolejny tego samego. Zespół dobrze radzi sobie zarówno z balladami jak i bardziej gitarowymi numerami. Utwory, z którymi warto się zapoznać to przede wszystkim Street Runner, Melanie czy Half Of My Heart. Jest to kolejna w tym roku płyta, która udowadnia, że centrum melodyjnego, gitarowego grania przesunęło się z Ameryki właśnie na Półwysep Skandynawski.
Na pograniczu rocka i metalu umieściłbym dwie stonerowe kapele - Howling Giant (bardziej progresywne i metalowe) oraz The Heavy Minds (bardziej melodyjne i psychodeliczne). Pisałem o nich szeroko w poprzednim tygodniu. Tu zaznaczam tylko i zachęcam do zapoznania się z ich najnowszymi albumami.
Pierwsze kilka akapitów poświęciłem prog-rockowi. Teraz przechodząc do metalu również zacznę od jego progresywnej wersji. Tu na uwagę zasługuje nowy album prog-power metalowego DGM. Life ukazało się po trzech latach przerwy od wydania poprzedniego krążka i od razu widać, że panowie nie zmarnowali tego czasu. Jest to płyta dopracowana, pełna ambitnych riffów ale nie tracąca nic ze swojej powerowej melodyjności. Może mało tutaj typowych galopad ale jest więcej zmian tempa, perkusyjnych przejść czy gitarowych zagrywek. Fajnie, że każdy z muzyków może się wykazać. Styl zespołu fajnie widać m.in. w openerze i pierwszym singlu Unravel the Sorrow, szybkim Find Your Way czy melodyjny Leave All Behind.
Anthriel, zespół pochodzący z Finlandii, również określany jest jako power-prog, jednak tutaj element prog-metalowy zdecydowanie przeważa. Jest nieco bardziej surowo niż melodyjnie, jednak takie utwory jak choćby świetny My Dark Morning Star potrafią na dłużej zagościć w pamięci. Na plyliście macie łącznie aż 4 utwory tej formacji, będziecie więc mieli okazję wyrobić sobie własne zdanie na ten temat.
Fani doom metalu w tym tygodniu mogą być nieco zawiedzeni, bo poza utworami stonerowych kapel wspomnianych powyżej (balansujących na granicy stonera, rocka, doomu i metalu) mam tylko jeden utwór - Devil's Snare, naszego rodzimego krakowskiego Narbo Dacal. Przyznam, że jest to kawał naprawdę ciężkiego, psychodelicznego grania, zahaczającego o estetykę sludge metalową. Nad tym wszystkim unosi się mocny, charakterny głos Elizy Ratusznik. Wszystkich fanów takich kapel jak Windhand, Fralye, Year of the Cobra czy MWWB zachęcam do zapoznania się z nowym albumem krakowian. Myślę, że juz za tydzień krążek Elysium Now będzie miał znacznie bogatszą reprezentację.
Polskim akcentem jest również utwór pt Głaz warszawskiej formacji Aterra. Jest to mój pierwszy kontakt z twórczością tego zespołu, mimo, że wydana niedawno Simulacra to już ich trzeci krażek. Poleciła mi go jedna z czytelniczek bloga, co już na starcie sprawia, że wyjątkowo mi o tym pisać. Encyclopedia Metallum muzykę kapeli określa jako groove metal i ciężko mi się z tym nie zgodzić - mamy tu charakterystyczną melodykę, poruszające osobiste tematy teksty, growl przeplatający się z czystym wokalem. Życzę chłopakom jak najlepiej bo potencjał mają duży i tak jak w przypadku Krakusów z Narbo Dacal, myślę, że będę jeszcze pisał o nich nieraz.
Na koniec mocne uderzenie - thrash metalowy Testament. |Zespół, ktorego przedstawiać nie trzeba, kwintesencja sceny z Bay Area, aktywny muzycznie od lat 80-tych do dziś (niedawno zapowiedzieli pracę nad kolejnym albumem). Zespół ten nie ustrzegł się co prawda wszystkich pułapek, w jakie wpadły inne zespoły pierwszej fali thrashu ale jak historia pokazała, potrafil wyjść z tego obronną ręką. Na playlistę wrzuciłem dziś 4 utwory, pochodzące z różnych etapów kariery - dwa z Practice What You Preach (albumu, który aktualnie odkrywam na nowo), tytułowy z Souls of Black i mój absolutny numer jeden jeśli chodzi o Testament - Brotherhood of the Snake z 2016 roku. Myślę, że odsłuch tych utworów fajnie pokazuje ewolucję jaka zachodziła w brzmieniu kapeli na przestrzeni lat (choć do pełni szczęścia przydałoby się coś z The Ritual ale o tym może innym razem).
Kilkakrotnie wspominałem w trakcie tego artykułu o playliście. Jak zwykle poniżej macie link, słuchajcie i dajcie mi znać, jakie są Wasze refleksje. Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz