poniedziałek, 11 grudnia 2023

04.12-10.12.2023

 


I close my eyes and imagine the sound of silence... te słowa z utworu Silent Symphony progresywnego Compass mogłyby się stać mottem jakiejś książki czy wiersza. Czy jednak pasują do bloga muzycznego? Przyznam, że w ostatnim tygodniu było u mnie dużo, dużo hałasu, choć nie zabrakło też miejsca na refleksyjne, stonowane dźwięki. O tym wszystkim przeczytacie (i mam nadzieję, że też posłuchacie) w dzisiejszym artykule.

Skoro już przywołałem brytyjski Compass to zacznijmy podsumowanie od muzyki progresywnej. Nowy album zespołu dowodzonego przez Steve'a Newmana to utrzymana na granicy rocka i metalu muzyczna opowieść o katastrofie w elektrowni w Czarnobylu. W utworach czuć pewien dystopijny i postapokaliptyczny klimat, czego uzupełnieniem jest też mroczna okładka. Nie wiem czy to rodzaj jakiejś synestezji ale mam tak czasem, że słuchając jakiegoś utworu dodatkowo jakbym odczuwał innymi zmysłami barwy jego okładki. W tym przypadku czernie i szarości pasują idealnie do takich kompozycji jak Bridge of Death, Xenon Gods, Dystopian Wasteland czy utworu tytułowego, który był też najczęściej odsłuchiwanym przeze mnie w tym okresie kawałkiem. 

Wszystkich fanów progresywnego rocka zaciekawić powinna premierowa kompozycja brytyjskiego Big Big Train. Zespół zapowiedział właśnie nowy album, pierwszy z nowym wokalistą - Alberto Bravinem, który zastąpił na tym stanowisku tragicznie zmarłego Davida Longdona. Nowy utwór Brytyjczyków (i Włocha) zatytułowany Oblivion jest zaskakująco ciężki, niemalże metalowy, o bardziej ponurym wydźwięku. Niemniej jednak nadal jest to porcja solidnego proga i sprawia, że apetyt na więcej rośnie.

Na dzisiejszej playliście znalazło się też miejsce dla innego prog-rockowego zespołu. Supergrupa Flying Colors powstała jako próba utworzenia klasycznego rockowego zespołu złożonego z progresywnych muzyków. Efektem takiej współpracy są (jak dotąd) trzy ciekawe płyty, pełne eklektycznej, nieszablonowej muzyki. Nie może być jednak inaczej gdy w gronie tworzących ten projekt artystów są m.in. Neil Morse czy Mike Portnoy. Jako próbkę ich twórczości wrzucam mój ulubiony Mask Machine, pochodzący z ich drugiej płyty zatytułowanej Second Nature.

Czwartym progresywnym (tym razem metalowym) zespołem jest włoski DGM. Kapela ta od lat łączy progresję z tak popularnym na Płw. Apenińskim power metalem, czerpiąc z twórczości m.in. Symphony X. Na kolejnej, jedenastej już płycie Life mamy 10 udanych,ambitnych ale jednocześnie wciągających kompozycji. Czasem jest szybciej, czasem bardziej wyrafinowanie. Nie zmienia to jednak faktu, że DGM udowadnia, że należy mu się co najmniej tyle samo uznania, co bardziej znanym tuzom gatunku.

W tym momencie możemy łagodnie przejść do power metalu, gdzie dużo ciepłych słów kieruję do szwedzkiego Axenstar. Płyta Chapter VIII to solidna dawka europejskiego powera i kontynuacja wysokiej formy zapoczątkowanej na poprzedniej płycie. Kompozycje są szybkie i melodyjne, nie pozwalają nam się nawet na chwilę ponudzić. Zespół ma swój rozpoznawalny styl i nie czuje potrzeby zmian by podporządkować się aktutalnym trendom. No Surrender, The Flame of Victory, Through the Fire and the Brimstone - to tylko kilka z ciekawszych kompozycji zawartych na krążku. Dla każdego fana euro-powera pozycja obowiązkowa!

O Tales and Legends pisałem już tydzień temu. Czy w tym mam coś do dodania? Może tylko tyle, że apetyt na taki tradycyjny, niemalże oldschoolowy power metal nigdy mi nie minie i zawsze będę chciał więcej i więcej. Jeżeli jesteście zainteresowani (tak jak ja) mniej znanymi power-metalowymi perełkami polecam mój artykuł Power Metal - Nieznane i Niedoceniane i dołączoną do niego playlistę. To właśnie dzięki niej pierwszy raz trafiłem na tę kapelę. Myślę, że było warto.

W ten piątek premierę miała też debiutancka płyta fińskiego ChamelionZ racji różnych dodatkowych, niemuzycznych obowiązków nie mogłem poświęcić jej zbyt wiele czasu. Na playlistę wrzucam więc singlowy The Shadowleader, będący adekwatną próbką działalności tego symfoniczno-powerowego kwintetu. Za tydzień postaram się być bardziej szczegółowy.

Jeżeli interesuje Was miks folku z power metalem, zespół Skiltron jest dla Was stworzony. W swojej muzyce Argentyńczycy mocno inspirują się szkocką muzyką ludową, wplatając ją w typowe powerowe galopady. Efekt jest naprawdę porządny, a co ważne, nie ma tu miejsca na pastisz tylko poważne podejście do tematu. Jako przykład działalności kapeli wrzucam dwa utwory z ich najnowszej płyty - rozpędzony As We Fight i bardziej hard-rockowy Where the Heart Is.

Nie można zapomnieć o nowym singlu, zapowiadającym nadchodzący album absolutnego klasyka gatunku - Sonaty Arctici. Po oszałamiającym First In Line wielu osobom wróciła wiara w ekipę Tony'ego Kakko, osłabioną po dziwnym i trudnym w odbiorze Talviyo. Drugi singiel, A Monster Only You Can't See może na pierwszy rzut oka budzić uśpione demony ale jednak mimo bardziej progresywnego brzmienia, jest to naprawdę strawny kawałek. W mojej opinii jest to piosenka w stylu albumu The Days of Grays, najlepiej chyba łączącego (jak do tej pory) oba oblicza zespołu. Także fałszywy alarm i czekamy na trzeci singiel.

Wielbiciele melodyjnej ale jednak mniej metalowej muzyki dziś nie będą zbytnio zadowoleni. Mam dla nich tylko dwa aor-owe kawałki. Melanie Care of Night już jest Wam na pewno znane, natomiast warto zwrócić uwagę na Cassidy Paris - Australijkę, którą pod swe skrzydła wzięła wytwórnia Frontiers Records. Wydany w ten weekend debiutancki album zatytułowany New Sensation to energetyczna i przebojowa płyta. Włosi z Frontiers mają ogólnie szczęście do solistek - wystarczy wspomnieć choćby Chez Kane, jedno z moich największych muzycznych odkryć zeszłego roku. Czy Cassidy powtórzy ten efekt? Przekonamy się w najbliższych tygodniach. Póki co łapcie jeden z singli - dynamiczny Danger a jeśli przypadnie Wam do gustu to zapoznajcie się z resztą albumu. Nie zawiedziecie się.

Kanadyjska formacja Moxy to znowu nieco inna para kaloszy. Można ją uznać za przedstawiciela ciężkiego rocka z lat 70-ych, może nawet proto-metalu choć muzycznie leży gdzieś pomiędzy UFO a AC/DC. Natrafiłem na ten zespół na blogu Rockowy Zawrót Głowy, o którym będę Wam chciał kiedyś coś więcej napisać. Wracając do meritum, macie tu ostre gitary, lekko ochrypły wokal i wpadające w ucho melodie. I żal tylko, że kapela nie osiągnęła takiego sukcesu, na jaki z taką muzyką na pewno zasługiwała.

Na zakończenie jeszcze wizyta w krainie doom metalu. W tym miejscu muszę Wam się przyznać, że do polskiego Metallusa robiłem już kilka podejść, zaintrygowany ilością pozytywnych recenzji i opinii innych słuchaczy. Jakoś jednak nie potrafiłem się dać mu ponieść. Czy to kwestia braku czasu by odpowiednio skonsumować prawie 1,5h muzyki zamieszczonej na debiutanckiej płycie, czy inne przyczyny. Trudno powiedzieć. Jednak nadszedł grudzień i jakoś tak może z nudy puściłem sobie Beyond Light and Darkness i odpłynąłem. Klimatyczna, nastrojowa, nostalgiczna kompozycja idealnie wpasowała się w mój ówczesny nastrój. I tak po nitce do kłębka odsłuchałem całą Funeral of the Sun. Teraz nie wyobrażam sobie rodzimej sceny metalowej bez tych epickich doomsterów. Na playlistę oprócz wspomnianego Beyond... dodałem też kapitalną Demonicę, przywodzącą na myśl najlepsze kompozycje Candlemass. Brawo panowie i bądźcie pewni, że napiszę o Was jeszcze nieraz.

Narbo Dacal gości na łamach mojego bloga już od pewnego czasu i to też się pewnie prędko nie zmieni. Jeżeli ktoś nie zapoznał się jeszcze z nowym dziełem krakowian to zachęcam - Elysium Now spodoba się każdemu fanowi Windhand, Frayle czy choćby Acid King - dużo tu doomu, stonera i sludge'u okraszonego mocnym damskim głosem.

Heavy/doom metalowy Lucifer również ma za mikrofonem charyzmatyczną wokalistkę. Ekipa dowodzona przez Joannę Sadonis w styczniu wydaje swój piąty album a tymczasem do sieci trafił trzeci promujący go singiel. Slow Dance in a Crypt to nomen omen, powolny, quasi balladowy utwór utrzymany w melancholijnym klimacie. Tak jak i poprzednie, opublikowane wcześniej utwory rozbudza oczekiwania na naprawdę wyśmienity krążek.

Tyle o singlach i zapowiedziach, czas jeszcze napisać o najbardziej znanym w świecie doom metalu re-recordingu, czyli o płycie Icon 30 - ponownie nagranym czwartym albumie Paradise Lost. Albumie przełomowym tak dla rozwoju doom jak i gothic metalu. O tej płycie krążą różne opinie, ja uważam, że kapeli udało się oddać klimat lat 90-tych przy zdecydowanie lepszej jakości i czystości dźwięku. Aktualnie dość często słucham tej nowej wersji i przyznam się, że odnajduję w niej jeszcze więcej ciekawych brzmień, dźwięków etc niż na oryginale. Gdyby tylko inne re-recordingi i remastery trzymały taki poziom...

Uff, opisałem się. Jak widać, ten tydzień obfitował w dużo ważnych muzycznych wydarzeń. Mam nadzieję, że playlista, którą przygotowałem odda to w jak największym stopniu. Zachęcam więc do odsłuchu i komentowania. Miłego tygodnia!

Playlista: 10.12.2023

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze