Ten post miał być kolejnym z serii "Polecam" - czyli piszę krótko o jakiejś ważnej dla mnie stronie internetowej i wrzucam link do playlisty z zespołami, które dzięki niej odkryłem. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy nawiązałem mailowy kontakt ze Zbyszkiem Sz., autorem bloga Rockowy Zawrót Głowy. Jest to strona internetowa, na której aż roi się od niezwykłej ale i naprawdę nieznanej muzyki. Zbyszek sam siebie nazywa muzycznym archeologiem i trudno się z tym nie zgodzić. W jego artykułach bardzo często goszczą prawdziwe białe kruki lat 60-ych i 70-ych, niezwykle trudne do zdobycia czy nawet posłuchania w popularnych obecnie serwisach (YouTube, streamingi). Jest to niewątpliwie gratka dla każdego muzycznego poszukiwacza, dla którego lata 70-e nie kończą się na Black Sabbath czy Led Zeppelin. W mojej bibliotece również zagościł niejeden ze wzmiankowanych na łamach RZG zespołów, dość choćby wspomnieć ogrywane ostatnio Moxy czy Josefus.
Wracając do tematu konwersacji ze Zbyszkiem. W mojej głowie zrodziła się wtedy myśl o zdecydowanie ściślejszej współpracy. Poprosiłem Zbyszka o polecenie mi, jak i czytelnikom Mojej Muzycznej Kroniki, najciekawszych jego zdaniem wydawnictw muzycznych z "dawnych lat". Biorąc pod uwagę tematykę mojego bloga podzieliliśmy te rekomendacje na trzy grupy - hard-rock, rock progresywny i psychodelia. Do każdego z albumów Zbyszek dołączył krótką notkę informacyjną, które postanowiłem zostawić w oryginale. Moim wkładem było natomiast przygotowanie playlist z polecanymi dziś krążkami. Niestety nie wszystkie dostępne są na Spotify ale jestem pewien, że wytrwali poszukiwacze odnajdą je chociażby na YouTubie. Linki do odpowiednich playlist znajdziecie na końcu każdej sekcji, poświęconej odpowiedniemu gatunkowi muzycznemu.
Tyle tytułem wstępu. Oddajmy głos naszemu gościowi.
HARD ROCK
Christmas - Heritage (1970) - Kanadyjski kwartet Christmas założył wokalista, multiinstrumentalista i kompozytor Bob Bryder w (nomen omen) Boże Narodzenie, czyli 25 grudnia 1969. Aż do pojawienia się Rush był to wyjątkowo rzadki okaz tamtejszego, wcześniejszego hard-rocka. Smaczku dodaje fakt, że kwartet, w którym grali młodzi muzycy (najmłodszy Richie Richter miał 16 lat, pozostała trójka nieukończone 18) stworzył surowe brzmienie oparte na mocnych gitarowych riffach z tendencją do muzycznej, proto progowej ewolucji
Christopher - Christopher (1969) - Wyśmienity i jedyny album amerykańskiego power tria z przestrzenną, dynamiczną i wysmakowaną gitarową muzyką. Jak dla mnie jeden z najlepszych nieznanych albumów tamtych lat
Josefus - Dead Man (1970) - Zespół założony przez perkusistę wspomnianego wyżej tria z genialnym albumem, którego okrasą jest 17-minutowy utwór tytułowy zagrany wolnym tempem. Kawał autentycznego, gitarowego heavy rocka podlanego psychodelicznym sosem
Dias De Blues - Dias De Blues (1973) - Urugwajski zespół z jedyną płytą z bardzo ciężkim, jamującym graniem z bluesowymi elementami w stylu Led Zeppelin, Cactus, Cream. Okładka może nie za ciekawa ale muzyka kapitalna!
Grupa 220 - Slike (1974) - Zespół z byłej Jugosławii bijący na głowę tak bardzo popularnego w naszym kraju Biljego Dugme. Coś dla fanów improwizowanej, ciężkiej odmiany gitarowego rocka w stylu starego Wishbone Ash
Estus - Estus (1973) - Amerykański kwartet z byłym perkusistą Dust i późniejszym członkiem The Ramones, Markiem Bellem. Ciężkie granie, mnóstwo gitar i fajne, wpadające w ucho melodie bez żadnego kombinowania, czyli coś, co zdecydowanie większość fanów uwielbia w tego rodzaju muzyce
Funny Adams - Funny Adams (1971) - Jedno z moich dawnych, archeologicznych odkryć, które znalazło się potem na moim blogu. Krótko mówiąc, płyta dla fanów grup spod znaku Sir Lord Baltimore z klimatami Led Zeppelin
Flea - Topi O Uomini (1972) - Kolejne moje odkrycie, tym razem z Włoch. O ile włoska scena rockowa kojarzy się raczej z rockiem progresywnym, Flea jest jednym z przedstawicieli zespołów grających ciężką odmianę rocka. Na płycie znalazły się tylko cztery nagrania a 20-minutowa, tytułowa suita pełna połamanych rytmów, świetnych riffów i brawurowych solówek to potęga! Pozostałym trzem utworom też niczego nie brakuje. Całość utrzymana w stylu Black Sabbath z Cream i Budgie z Deep Purple!
Barnabus - Begining to Unwind (1971) - Sensacyjny materiał z niewydanej w epoce płyty, która ukazała się dopiero w 2020 roku, zawierający m.in. fantastyczny proto doomowy The War Drags On, "ołowiany" do utraty tchu Apocalypse, czy blisko 11-minutowy cover Leonarda Bernsteina Americana pełen gitarowych riffów i solówek z soczyście brzmiącą sekcją rytmiczną opartą na pulsującym basie i potwornie ciężkiej perkusji (o zespole i płycie więcej na blogu)
Short Crossing - Arising (1972) - Płyta nagrana w Boże Narodzenie 1970 roku ukazała się na rynku trzy miesiące później. Jest tu trochę blues rocka nie mniej takie hard rockowe Wastin' Time podszyty organami czy toczący się jak walec Suicide Blues po prostu zwalają z nóg
Frost - Frost (1969) - Na tej płycie nie ma ani jednego słabego utworu! Amerykański zespół dowodzony przez gitarzystę Dicka Wagnera (potem w zespołach Alice Coopera, Lou Reeda, Petera Gabriela) nagrał znakomity materiał z chwytliwymi melodiami łącząc go z klasycznym ciężkim rockiem z wszechobecnymi partiami znakomitej gitary spod znaku Grand Funk i Amboy Dukes
Yesterday's Children - Yesterday's Children (1969) - Kolejny zespół zza oceanu założony przez braci Croce w 1966r grający na początku garage rocka. Płyta z humorystyczną okładką zawiera dawkę bardzo ciężkiego, dynamicznego rocka (dużo fuzzu, dwie stopy). No cóż, wszak to był ten magiczny 1969 rok!
Truth and Janey - No Rest for the Wicked (1976) - Absolutna rewelacja! Totalna gratka dla miłośników wybuchowego ciężkiego rocka spod znaku Monrose, Budgie czy późniejszych UFO. Aż trudno uwierzyć, że ta znakomita płyta była nagrana na głębokiej, amerykańskiej prowincji i wydana w niewielkim nakładzie, stając się dziś łakomym kąskiem poważnych kolekcjonerów winyli. Kryminalnie przeoczony muzyczny rarytas.
ROCK PROGRESYWNY
Darxtar - Darxtar (1991); Daybreak (1994) - Szwedzki, neoprogresywny zespół penetrujący muzyczny obszar space rocka z lat 70-tych. Pierwsza płyta nagrana przez dwóch muzyków (gitara i syntezator), ale już druga w kwartecie (skrzypce plus perkusja). Oba krążki zawierają długie, hipnotyzujące utwory z ciężkim brzmieniem gitary, kosmicznymi dźwiękami klawiszy i wyraźną linią basu. Fani starego Hawkwind będą zachwyceni.
In The Labyrinth - The Garden Of Mysteries (1996) - Całkiem oryginalna, nawet jak na Szwecję grupa proponująca fascynujące połączenie muzyki progresywnej z elementami etnicznymi, głównie orientalnymi. Album oferuje całą gamę klimatów i melodii - muzyczna podróż przez baśniowe krainy. Można pokusić się o pewne porównania do Dead Can Dance i Petera Gabriela ery Passion.
Pulsar - Halloween (1977) - Pretendent do najwspanialszego francuskiego zespołu progresywnego. Halloween to ich trzecia płyta i prawdziwe arcydzieło. W całości wypełnia ją tylko jedna, długa kompozycja przykuwająca uwagę od pierwszego do ostatniego dźwięku.
Pentacle - La Clef Des Songes (1975) - Pentacle to swego rodzaju francuski odpowiednik King Crimson z okresu dwóch pierwszych płyt. Melancholijne melodie, powolne rytmy, wyrafinowane brzmienie gitary, subtelne dźwięki klawiszy. Muzyczne marzenie i prawdziwe dzieło sztuki.
Halloween - Merlin (1994) - Brzmienie grupy charakteryzują fantastyczne partie skrzypiec i klawiszy wzbogacone o znakomity żeński wokal. Kapitalne połączenie muzyki progresywnej i klasycznej.
Isopoda - Acrostichion (1978) - Według mnie najlepszy, belgijski zespół progresywny lat 70-tych. Z jubilerską precyzją Isopoda tworzyła kompozycje o rzadkiej doskonałości wzbogacone przez znakomity wokal i aranżacje bliskie Genesis z tego okresu.
Neuschwanstein - Battlement (1979) - Mityczny krążek nagrany przez mało znanych muzyków. Perfekcyjne dzieło w stylu "starego" Genesis z wokalistą brzmiącym jak Peter Gabriel. Muzyka o tej samej mocy i gęstości. Prawdziwy klejnot, który powinien znaleźć się w każdej kolekcji fana gatunku!
Junipher Green - Friendship (1971) - Kultowy album legendarnej norweskiej grupy ostrym brzmieniu z Hammondem, dwiema gitarami, saksofonem i fletem. Rzecz obligatoryjna dla wszystkich wielbicieli Procol Harum, Birth Control, Rare Birth, Cressida, Beggars Opera...
Pinnacle - Assasin (1974) - O tej mało znanej brytyjskiej grupie mówi się, że to "Hawkwind bez syntezatorów" tyle, że dziesięć razy mocniejszy niż Hawkwind. Ta płyta to arcydzieło mrocznego i ciężkiego progresywnego rocka chwilami przekształcający się w proto-speed metal podlany space rockiem. Nie bez kozery swój artykuł w RZG zatytułowałem "Muzyka, która zbiera sadzę z zębów"
Ragnarok - Nooks (1976) - Trudno uwierzyć, że na świecie powstało tak wiele dobrych, dziś prawie nieznanych płyt. Nooks to kolejna zapomniana perełka tamtych lat nagrana przez zespół pochodzący z Nowej Zelandii. Z jednej strony mamy tu muzykę kojarzącą się z Pink Floyd z okresu Medle, z drugiej z zespołami takimi jak Fantasy czy Spring, a więc długie, rozbudowane kompozycje z bardzo ładnymi harmoniami wokalnymi i bogatym instrumentarium (fortepian, organy Hammonda, melotron, gitary). Znakomita i naprawdę ciekawa płyta.
Osiris - Myths And Legends (1984) - Trudno uwierzyć, że w krajach arabskich grało się rock progresywny. A jednak! Zespół z egzotycznego dla nas Bahrajnu - jednego z emiratów nad Zatoką Perską zaprezentował na swojej płycie melodyjny soft progressive z angielskimi wokalami i wpływami tradycyjnej muzyki wschodniej. Co prawda słychać echa Camel i Genesis, ale nie są one aż tak nachalne. Naprawdę warto zapoznać się z tą uroczą pozycją!
PSYCHODELIA
27$ Snap of Face - Heterodyne State Hospital (1977) - Jedno z moich ostatnich odkryć. Samodzielnie wyprodukowany album przez szalonych amerykańskich muzyków, nagrany w ...szpitalu psychiatrycznym. Ten psychodeliczny krążek z Zachodniego Wybrzeża z kilkoma odniesieniami do prog-rocka jest pozycją z gatunku "posłuchasz i nie zapomnisz". Mimo, że wydanywydany w drugiej połowie lat 70-tych brzmi jak wczesny zespół hipisowski z San Francisco na czele którego mógłby stać Frank Zappa. Polecam!
David - David (1969) - Czarujący, pop-psychodeliczny kanadyjski zespół z damsko-męskimi wokalami, wspaniałymi aranżacjami i momentami ostro grającej, przesterowanej gitary. Swego czasu długo nie wyjmowałem tego krążka z odtwarzacza.
Boudewijn de Groot - Picnic (1967) - W rodzimej Holandii kultowa płyta zawierająca post-beatlesowską psychodelię z wpływami folku z fantastyczną, psychodeliczną okładką. Teksty śpiewane w ojczystym języku, ale o dziwo słucha się tego znakomicie!
Food - Forever Is A Dream (1969) - Pop-psych rockowy majstersztyk i pierwsza piątka amerykańskiej psychodelii końca ówczesnej dekady. Płyta jest w każdym elemencie DOSKONAŁA. Uroczo, bogato zaaranżowane melodie wspierane są przez fajne partie przesterowanych gitar i odrealnionych melodii. No i ta psychodeliczna aura unosząca nad całością... Ach, dlaczego dziś nikt już tak nie gra?!
Ford Theatre - Trilogy For The Masses (1968) - Kolejne moje odkrycie sprzed kilku lat. W zasadzie powinna ona znaleźć się w kategorii "rock progresywny", ale płyta układająca się w formę długiej suity podzielonej na kilka części zawiera instrumentalne, pełne improwizacje psychodeliczne granie oparte na niespokojnej sekcji rytmicznej, świetnych organów Hammonda, fajnego wokalu.
Freeborn - Peak Impressions (1968) - Jeśli ktoś lubi wczesne klimaty Pink Floyd, zauroczyły go takie grupy jak Gandalf, Group 1850 i Pussy to ta pozycja powinna go zadowolić. Ten zapomniany amerykański album pełen jest kombinowanej, ale dość melodyjnej muzyki, po wysłuchaniu którego chce się posłuchać kolejny raz, a potem następny, itd...
Zodiac - Cosmic Sound (1967) - Klasyk ambitnej, amerykańskiej pop-rockowej psychodelii u nas kompletnie nieznanej. A szkoda. Warto się z nią zapoznać!
The Red Crayola With The Familiar Ugly - The Parable Of Arable Land (1967) - Jeśli ktoś uważa Zappę za największego muzycznego "szaleńca, prowokatora i awangardzistę" w historii rocka to zmieni zdanie po wysłuchaniu nieobliczalnego zespołu Red Crayola. Nie da się tej płyty pełnej szaleństw i muzycznych zwrotów akcji opisać w kilku słowach. Ja takie dziwadła w swobodnej formie uwielbiam. I nie jest to awangarda dla awangardy. Muzycy stworzyli tak niezwykłą atmosferę, że kiedy z bagna wyłonił się utwór Hurrican Fighter Plane byłem gotów uznać go za najpiękniejszą piosenkę wszech czasów (ha,ha,ha).
The Mops - Psychodelic Sound Of Japan (1968) - Legendarny album japońskiego zespołu, którego nie powinno się przegapić. Trzy lata później wydali (nomen omen) trzeci album Iianaika utrzymany już w heavy rockowej stylistyce kapitalnych Blues Creation, Flower Travellin Band, Strawbery Path. Gorąco polecam obie pozycje!
Second Hand - Reality (1968) - Moim skromnym zdaniem jeden z najciekawszych i najbardziej poruszających mało znanych albumów brytyjskiej psychodelii łączący uroczy psycho-pop, hendrixowskie gitary z mrocznymi klimatami. Powalający, 9-minutowy Mailiner wart jest każdych pieniędzy!
Quintessence - Cosmic Energy: Live at San Pancras (1970) i Infinity Live: Live at Elizabeth Hall (1971). Coś dla miłośników improwizowanego, hipnotycznego grania z górnej półki. Zespół wplatal do swojej muzyki orientalne dźwięki, od których można się uzależnić. Fantastyczna rzecz!
Shag - Shag (1969) - Ciężka psychodelia plus proto-prog z kapitalnymi partiami przesterowanej gitary, świetnej sekcji rytmicznej i okazjonalnym saksofonem i fletem (Gypsies in the Forest). Wszystkie nagrania trzymają równy, wysoki poziom. Jedyna wada tej płyty? Zdecydowanie za krótka!
Tak jak wspomniałem na wstępie, nie wszystkie polecane przez Zbyszka albumy znajdziecie w streamingach. Mam nadzieję jednak, że przygotowane przeze mnie playlisty na długo zagoszczą w Waszych odtwarzaczach. Zachęcam do śledzenia bloga Rockowy Zawrót Głowy i strony na Facebooku - jest to naprawdę niezwykła strona jeśli chodzi o muzyczne "wykopaliska"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz