poniedziałek, 29 lipca 2024

22.07-28.07.2024

 


Lubię czasem spojrzeć na przygotowywane do artykułów playlisty pod innym kątem, mogę dzięki temu wyłapać pewne przegapione początkowo prawidłowości. Jeśli chodzi o dzisiejsze podsumowanie, to wart uwagi jest fakt, że piszę w nim o utworach pochodzących z czterech kolejnych dekad - od lat 90-ych po lata 20-te XXI wieku. Jaskier miał swoje Pół wieku poezji, ja zapraszam zaś na Cztery dekady muzyki. A skoro już przywołaliśmy kalendarzową tematykę, idźmy od najnowszych do najstarszych wydawnictw. 

2024 - Ostatni piątek obfitował w wiele ciekawych premier. Najmocniej moje metalowe serce biło na pewno w oczekiwaniu na najnowszy krążek niemieckiego Powerwolf. I choć nie da się ukryć, że panowie kolejny raz obracają się w sprawdzonej formule, nie szukając zbyt wielu rewolucyjnych zmian, to nadal wychodzi im to naprawdę solidnie. Wake up the Wicked po pierwszych kilku odsłuchach nie działa może tak na słuchacza jak choćby klasyczne Blood of the Saints to jednak można je postawić w jednym szeregu z dwoma poprzednimi longplayami. Formuła jest mniej więcej ta sama ale nie powiedziałbym, że takie numery jak otwierający płytę ultraszybki Bless'em with a Blade, dynamiczny utwór tytułowy czy znany już z singla Sinners of the Seven Seas "trącą myszką". Każdy fan zespołu będzie je wielbił ponad wszystko, a ktoś bardziej krytyczny na pewno doceni energię i łatwość z jaką ta muzyka trafia do słuchacza.

Szwedzki Dream Evil od zawsze grał muzykę z pogranicza heavy i power metalu, z naciskiem na ten pierwszy. Ich najbardziej znana płyta to niezaprzeczalnie The Book of Heavy Metal z 2004 roku. W późniejszych latach nowe albumy grupy pojawiały się  raz na kilka długich lat. Na szczęście w tym roku ukazało się ich kolejne dzieło - Metal Gods, a na nim znajdziecie przede wszystkim kapitalny Tyrant Dies At Dawn - najszybszy utwór kapeli od wydanego w 2002 roku debiutu. Na taki utwór warto było czekać te wszystkie lata. A reszta utworów? Trzyma poziom a gdy się w nie mocniej wsłucham na pewno znajdzie się dla nich miejsce w Kronice.

W piątek premierę miały także pierwszy od 17 lat krążek epic doom metalowej legendy SCALD - Ancient Doom Metal i balansującego pomiędzy post-rockiem, doom metalem a shoegazem Mountaineer (Dawn and All That Follows). Oba zasługują na uwagę i myślę, że w przyszłym tygodniu dostaną ode mnie więcej "czasu antenowego".

Cofnijmy się teraz w czasie o jeden tydzień, do 19 lipca. To tego dnia ukazał się Science, Not Fiction - dziesiąty album kultowego Orange Goblin. Przyznam się, że do tej pory nie byłem jakoś bliżej zaznajomiony z dyskografią kapeli. Owszem, wiedziałem, że taki zespół istnieje i jest jedną z legend stoner metalu ale nigdy nie było nam jakoś po drodze. To zmieniło się za sprawą pewnego śmiesznego fanpejdża o Pomarańczowym Goblinie, którego entuzjazm i oddanie dla tej muzyki nie pozostały obojętne dla mojego metalowego (a może kamiennego?) serca. Przełamałem się, przesłuchałem i ok, wzięło mnie mocno. Dynamiczne, agresywne a przy okazji mocno duszne numery, bezpośrednie melodie czy naprawdę potężne riffy - to trzeba poczuć na własnej skórze. Na playlistę wrzucam dziś 3 ulubione utwory z tej płyty, ale serio, pozostałe 6 w niczym im nie ustępuje. 

O drugim wydanym tego dnia albumie pisałem już ostatnio. Breaths zabiera nas w eteryczne, melancholijne wyprawy po świecie doomgaze'u. Poetyckie teksty, delikatny wokal i te gitarowe ściany dźwięku - coś pięknego. Gorąco polecam, zwłaszcza na wyciszenie po takim dynamicznym Pomarańczowym Goblinie.

Z pozostałych lipcowych albumów najważniejszy pozostaje dla mnie Coming Home niemieckiego Axxis. Idealne wyważenie między hard-rockowymi a power metalowymi inspiracjami to wielki atut tego wydawnictwa. Pozostałe to przede wszystkim energiczne kompozycje, łatwo wpadające w ucho melodie i ten niepodrabialny głos Berniego Weissa. W tym tygodniu szczególnie polecam Wam utwór Lord of Darkness z ciekawymi wstawkami symfonicznymi. 

The Best is Yet to Come innego niemieckiego zespołu, Kissin' Dynamite to natomiast jeden z najbardziej podbudowujących i niosących mocne, pozytywne przesłanie kawałków, jakie ostatnio słyszałem. I może motyw dwójki młodych ludzi, którzy próbują ułożyć sobie życie razem wbrew przeciwnościom losu jest już wielokrotnie wykorzystany (chociażby nieśmiertelny Livin on a Prayer), to takiej energii i siły, jakiej niesie piosenka Kissin' Dynamite dawno nie słyszałem, a nie jest to wcale epicki power tylko przebojowy heavy.

Rok 2024 reprezentuje jeszcze jeden wykonawca - dronegaze'owa perełka w postaci utworu One Above Ten Below pochodzącego z wydanej pod koniec czerwca płyty Dissolve szwedzkiego projektu PIA ISA. Jest to solowa działalność wokalistki Superlynx, Pii Isaksen, minimalistyczna i niezwykle atmosferyczna. Polecam ten utwór jak i całą dyskografię artystki każdemu fanowi psychodelicznej i melancholijnej muzyki.

2023 - W tym roku światło dzienne ujrzały dwie ciekawe płyty, z których piosenki trafiły dziś na playlistę. Pierwsza, z listopada, to tak samo zatytułowany, debiut zespołu Dogma. Wzorem Ghosta, niewiele wiadomo na temat tego złożonego z samych kobiet składu, choć najpopularniejsza teoria lokuje ich pochodzenie w Ameryce Południowej. Muzycznie też jest tak trochę ghostowo, choć jednak więcej tu metalowych gitar i szybkości. Nie brak jednak typowej dla ich męskiego odpowiednika przebojowości, którą dobrze widać chociażby w będącym na dzisiejszej liście utworze Father I Have Sinned.

Druga płyta to w zasadzie EPka, gdyż znajduje się na niej tylko pięć utworów. Nie przeszkadza mi to jednak w nazwaniu 404 jednym z moich najciekawszych odkryć ostatnich tygodni. Dziękuję z miejsca redaktor Adamskiej i jej audycji W zimnej toni, która otworzyła mnie na muzykę widmoida. Ta niezwykle chłodna, nieludzka wręcz muzyka okraszona świetną elektroniką, mechaniczną perkusją i niezwykłym wokalem Julii Stelmaszczuk (przywodzącym na myśl miks Kory i Anji Orthodox) wnika w umysł i serce człowieka, jak nie przymierzając, okruch lodu. Zostaje na długo, zmusza do myślenia za sprawą pełnych metafor i gier słownych tekstów a na koniec zostawia z poczuciem nienasycenia, że to tylko 21 minut i 51 sekund muzyki. Na playliście macie 3 utwory z tej epki, ale nie oszukujmy się, gdybym wrzucił wszystkie 5 to nie miałbym wyrzutów sumienia.

2020 - Tu mamy trzy utwory z jednego albumu - A New Kind of Sideways brytyjskiego Kepler Ten, a w nich dużo progresywnego heavy metalu, czasem lirycznego i delikatnego jak w Icarus Eyes, innym razem dynamicznego i cięższego (utwór tytułowy) a jeszcze innym hymnicznego z dużym udziałem syntezatora (Falling Down)

2019 - Nie jestem jakimś wielkim znawcą thrashu. Generalnie z tego gatunku mam swoją ulubioną piątkę czy szóstkę zespołów, do których czasem wracam. Jednym z nich jest Death Angel, na którego jakoś mnie w ostatnim mieisącu mocniej wzięło. Odsłuchiwałem sobie ich nowsze jak i bardziej klasyczne albumy. Na rok 2019 datowany jest jak na razie ostatni studyjny krążek kapeli - Humanicide, z którego pochodzi I Came for Blood - mój absolutny numer jeden jeśli chodzi o DA - agresywny, szybki i zapadający w pamięć na długo.

00s - pierwsza dekada XXI wieku to był czas, gdy pojawiło się u mnie zainteresowanie cięższą muzyką. Tę przygodę zacząłem od power metalu i na dzisiejszej liście pojawiło się kilka utrzymanych w tym stylu utworów. Przede wszystkim daw numery z płyty Hellfire Club Edguya, mojego ulubionego krążka niemieckiego zespołu. Jeśli spojrzymy na całą dyskografię ekipy z Fuldy, jak i dokonania Avantasii (side project, a może właściwie już main project frontmana Tobiasa Sammeta) to nie ma dla mnie płyty bardziej kompletnej, zbalansowanej pod kątem proporcji hard rocka i power metalu jak i równie przyjemnie słuchającej się. Szkoda, że zespół nie poszedł dalej tym torem, szkoda, że aktualnie nie funckjonuje, można by tak w nieskończoność gdybać. Nam, wiernym fanom, Edguya pozostaje tylko wracać do klasycznych płyt i wierzyć, że drogi szkolnych kumpli jeszcze kiedyś zejdą się na dłużej. 

Drugi zespół to brazylijska Aquaria, zasługująca na uwagę choć od zawsze pozostająca w cieniu bardziej znanej Angry. Moim zdaniem niesłusznie, gdyż albumy Aquarii to kawał świetnego, symfonicznego power metalu, chętnie sięgającego też po brazylijską muzykę ludową. Magiczna i przebojowa Iara pochodzi z albumu Shambala, który premierę miał w 2007 roku. Później ze względu na wewnętrzne tarcia kariera zespołu wyhamowała ale na szczęście chłopakom udało się dogadać i w 2020 roku wrócić z bardzo dobrym albumem Aletea. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś Wam o nim poopowiadam.

90s - Ciężko uwierzyć, że lata 90-e to już 20-30 lat temu. Świat się mocno zmienił, tak samo muzyka. Nie każda zniosła próbę czasu. Warto jednak wracać też do tych mniej znanych a naprawdę wartościowych kompozycji. Takim niezwykłym krążkiem był The Garden of Mysteries szwedzkiego prog-folkowego projektu In the Labirynth. Wydane w 1996 roku dzieło Petera Lindahla zniewala bliskowschodnimi inspiracjami, bogactwem dźwięków a przede wszystkim niezwykłym klimatem, mnie przyjamniej, mocno kojarzącym się z Księgą Tysiąca i Jednej Nocy. Na playlistę wybrałem utwór, który zauroczył mnie od pierwszego odsłuchu - Ali Hasan. W tym miejscu pragnę też podziękować Zbyszkowi z bloga Rockowy Zawrót Głowy, dzięki któremu poznałem ten wybitny album. 

Na koniec przenieśmy się na sam początek dekady, choć rok 1990 niektórzy zaliczają jeszcze do ejtisów. Był to rock przełomowy dla muzyki metalowej, gdy wiele uznanych kapel, czy to hair czy thrash metalowych notowało albo szczyt popularności albo pojawiały się pierwsze sygnały nadchodzącego kryzysu, który jeszcze pogłębiła w kolejnych latach eksplozja grunge'u. Wiele thrash metalowych instytucji wydało wtedy dość kontrowersyjne krążki, na których odchodziły od założeń gatunku, które same kilka lat wcześniej uformowało. I tu wracamy do wspomnianego wyżej Death Angel i krążka Act III - po latach uważanego za jeden z najwybitniejszych w całej ich dyskografii, wówczas lekceważonego przez trve metalowców za eksplorację innych gatunków muzycznych. No bo co można powiedzieć o takim akustycznym A Room With a View? Ja powiem, że to świetny, przejmujący w swej aranżacyjnej prostocie numer, będący zaraz za ww I Came for Blood, moim ulubionym utworem zespołu. Jak widać, naprawdę nie jestem "die hard" fanem thrashu, może to i lepiej?

Z tym pytaniem retorycznym i playlistą zostawiam Was, przynajmniej na blogu, do piątku i kolejnego artykułu. A na Facebooku zapraszam jutro do komentowania i podrzucania utworów w ramach kolejnego You Tube Tuesday. Liczę, że się tam spotkamy!

Playlista: 28.07.2024

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze