poniedziałek, 16 września 2024

09.09-15.09.2024

 

Piszę ten post w nieciekawych czasach. Za oknem deszcz, część kraju walczy z żywiołem, internet zasypuje nagraniami szalejącej po ulicach wody. Choć w moich stronach zagrożenia nie ma, ciężko tak całkiem nie myśleć o tym. Oddaję więc w Wasze ręce dzisiejsze podsumowanie i playlistę z taką myślą, że jeżeli choć trochę poprawi Wam to nastrój, to będę szczęśliwy.

A więc zacznijmy tradycyjnie od zespołów, których w zeszłym tygodniu słuchałem najczęściej. Krakowski Szlugazer już jest Wam znany. Bardzo ciekawy, inteligentny shoegaze ale myślę, że i fani bardziej klasycznego rocka dobrze odnajdą się w ich muzyce. Nowy album, wydane jakiś czas temu Domki z Azbestu, to jedna z lepszych premier ostatniego miesiąca. 

Zza naszej zachodniej granicy nachodzi inny przedstawiciel alterantywnej sceny. Let it Burn to kolejna świetna pozycja w dyskografii Bonsai Kitten, coraz mocniej zazanczająca odejście od psychobilli w kierunku cięższych, hard rockowych a nawet metalowych brzmień. W tle dodatkowo dostajemy sporo bleusowego feelingu i punkowej żywiołowości. 

Następnie warto wspomnieć o amerykańskim Black'n'Blue. Lata 80-e i hair metal są bliskie memu sercu, choć sam jestem dzieckiem kolejnej dekady. Niemniej jednak swego czasu bardzo interesowała mnie tworzona w drugiej połowie tamtej dekady muzyka, ciężka i gitarowa ale też bardzo melodyjna i przebojowa. Jak gąbka chłonąłem kolejnych przedstawicieli tej sceny, także tych mniej znanych. Co ciekawe, właśnie wśród tej grupy trafiłem na kilka perełek. Jedną z nich jest właśnie Black'n'Blue, który nigdy nie osiągnął sławy i rozpoznawalności, na jaką zasługiwał. Mam nadzieję, że te trzy utwory, które dziś wrzucam na playlistę (zarówno dwa z lat 80ych i jeden z "powrotnej" płyty z 2011roku) przybliżą Wam ich twórczość.

Trzy utwory na playliście otrzymał dziś też zespół Black Sites, grający dość mroczną wersję progresywnego metalu/hard rocka. Nowa płyta amerykańskiej kapeli, The Promised Land to 44 minutowa uczta dla ucha, która zaspokoi nawet najbardziej wysmakowane gusta. Jeśli dorzucimy do tego jeszcze odpowiedni klimat i wokal Marka Sugara to macie zapewniony soundtrack na niejeden melancholijny, jesienny wieczór.

Użyłem właśnie słowa melancholijny. To najlepszy moment by wprowadzić na scenę My Dying Bride. Jak już pisałem tydzień temu, mam teraz dość mocną fazę na ich najbardziej eksperymentalną a zarazem najmniej docenianą płytę - 34,788% Complete. Szkoda, że publiczność w latach 90-ych nie była gotowa na taką rewolucję brzmienia zespołu i niejako wymogła na niej powrót do klasycznego brzmienia (też zresztą kapitalnego). Na pocieszenie pozostaje mi raz na jakiś czas odpalać sobie Apocalypse Woman lub jakiś inny niezwykły utwór. 

Klimat melancholii i przytłoczenia tworzy też Mountaineer w kapitalnym Dawn and All That Follows. Jest to niewątpliwie jeden z najpiękniejszych utworów nagranych w tym roku. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji go posłuchać, czas najwyższy nadrobić zaległości. 

W zeszłym tygodniu ukazała się nowa lista Doom Charts. Jak co miesiąc musiałem sobie z niej coś uszczknąć dla siebie. Tym razem padło na desert rock z Ohio, czyli zespół Valley of the Sun. W sierpniu panowie wydali nowy album zatytułowany Quintessence, który redaktor wspomnianej powyżej strony określił jako muzyczną podróż przez niezmierzone przestrzenie wszechświata. Trudno się z nim nie zgodzić. A ta wędrówka zaczyna się od świetnego Terra Luna Sol, który wrzucam na dzisiejszą playlistę. 

Tematykę kosmiczną podejmuje też norweski duet Keldian. Ja kolejny tydzień z rzędu wracam do pierwszych płyt projektu a zwłaszcza Journey of Souls. Z niej właśnie pochodzi utwór The Last Frontier, będący chyba najczęściej słuchanym przeze mnie utworem Norwegów w tym roku. 

Co jakiś czas lubię też wrócić do albumów wydanych kilka miesięcy temu, które są mocnymi kandydatami tytułu płyta roku w różnych kategoriach. W tym tygodniu nieco więcej czasu poświęciłem dwóm zespołom o podobnej nazwie, lecz całkiem innej stylistyce. Mowa francuskim Unleash the Tapir, grającym bardzo eklektyczny prog-metal i klasykach power metalu z Unleash the Archers

Bardzo specyficznym powrotem było natomiast sięgnięcie po płytę Radium Round fińskiego zespołu Waltari. Trafiłem na nią pierwszy raz około 2009 roku i po dwóch utworach odłożyłem, myślałem wtedy, że na zawsze. To szalone połączenie metalu z elektroniką, dyskotekowe bity i pokręcone wokale były dla mnie zbyt awangardowe (i mało trve). Przez lata dojrzałem muzycznie (podobno) i widząc konkurs Puszka FM na najbardziej szaloną płytę przypomniałem sobie o tym wydawnictwie i dałem mu ponownie szansę. Powiem Wam, że całkiem inaczej spojrzałem teraz na tę muzykę. Fakt jest pokręcona ale nadzwyczaj świeża i Back to the Bottom, który wrzucam na dzisiejszą playlistę na pewno będzie tu miłą odmianą od tego stoner/doom/powerowego kociołka. 

Pozostałe utwory, z którymi możecie się dziś zapoznać to nowości, tak jeśli chodzi o datę wydania jak i obecność w mojej bibliotece. Najważniejszym z nich jest na pewno długo wyczekiwana przeze mnie premiera pierwszego długograja Wciórności. Poetycki dark folk to chyba najbardziej skondensowane określenie jakim mógłbym opisać Upiory. W żaden sposób jednak nie oddaje w pełni tego bogactwa dźwiękowego i emocjonalnego. Tekstowo też utwory stoją na wysokim poziomie, zwłaszcza uwagę przykuwają muzyczna próba spojrzenia na los przydrożnego krzyża w Litanii i dość przewrotna (choć w inny sposób niż choćby w klasyku Stonesów) Z sympatią o diable. 

Zainteresował mnie też nowy album Flotsam and Jetsam. Wiecie dobrze, że nie jestem wielkim znawcą thrash metalu i ograniczam się zaledwie do kilku tworzących w tym nurcie kapel. Z Flotsam mam natomiast tak, że lubię ich debiut - Doomsday for the Deceiver ale późniejsze albumy kompletnie jakoś zignorowałem. Tym razem postanowiłem dać szansę szesnastej pozycji w ich pokaźnej dyskografii. Nie żałuję. Nie jest to już może typowy thrash tylko raczej taki agresywny speed/power metal ale jedno jest pewne - dobrze się tego słucha. 

Bardzo udaną EPką przypomina o sobie stonerowy Elephant Tree. Oprócz kilku rerecordingów znajdziemy tam 3 premierowe utwory. Od jednego z nich, Sunday naprawdę ciężko się oderwać i słucham go codziennie, nie tylko w niedzielę i święta ;)

Grendel's Syster to natomiast bardzo klasyczny epic heavy metal. Podniosła atmosfera i charakterystyczny wokal sprawiają że słuchacz czuje się jak Conan przemierzający stepy dawno zapomnianych krain.

Ostatnie dni to też kilka świetnych singli, zapowiadających nowe albumy. Włosi z Frozen Crown od lat udowadniają, że są jedną z najjaśniejszych gwiazd nowej fali power metalu. Utwór War Hearts tylko potwierdza tę tezę. Jednak najważniejszym dla mnie singlem września jest premierowy utwór czeskich mistrzów gotyckiego rocka - XIII Stoleti. Ze stromu listi uz pada to ponure i liryczne cudo zamknięte w kilku minutach powolnego, gitarowego grania. Co ważne, jest to zapowiedź pierwszego od dobrych kilku lat albumu. Będę czekał na niego z prawdziwym utęsknieniem.

Nowością w mojej bibliotece jest obecność dwóch powermetalowych zespołów. Pierwszy z nich, hiszpański Theragon to pokłosie ostatniej audycji Epoki Żelaza. Drugi to pokłosie pokłosia, gdyż to pierwsze odkrycie obudziło we mnie po tygodniach uśpienia głód nowego, świeżego powera. Przypomniałem sobie wtedy recenzje jakie czytałem nt płyty Key to the Kingdom włoskiego Tezza F i sprawdziłem czy redaktorzy wydali trafny osąd. Myślę, że pozytywne oceny nie wzięły się z Księżyca, bo mamy tu bardzo klasyczny, mocno odwołujący się do tradycji gatunku, power. Wystarczy posłuchać tytułowego utworu a ma się wrażenie, że ponownie jest rok 2000, powstaje pierwsza Avantasia a Rhapsody szykuje się do wydania Dawn of Victory. Jest super.

Tym pozytywnym akcentem kończę dzisiejszy artykuł. Link do playlisty jak zwykle poniżej. Dużo zdrowia i siły dla was wszystkich, niech dobra muzyka pomaga Wam przetrwać te najgorsze chwile.


Playlista: 15.09.2024


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze