Bez zbędnych wstępów zapraszam na ostatnie we wrześniu podsumowanie tygodnia.
Zaczynamy podobnie jak w zeszłym tygodniu. Wiek to tylko liczba jest solową płytą Krzysztofa Cugowskiego. Były frontman Budki Suflera stawia na niej na solidną porcję bluesowo-rockowego grania. Utwory są zróżnicowane, od dynamicznych i niemalże hard rockowych po klasyczne ballady rockowe. Towarzyszą im często refleksyjne teksty, pasujące do kogoś kto dźwiga na karku te 70-parę lat ale w dalszym ciągu ma coś do przekazania tak młodszym jak i równym sobie wiekiem słuchaczom. Ja oczywiście zaliczam się do tej pierwszej grupy ale czuję, że przesłanie Pana Krzysztofa trafia też do mojej własnej podświadomości. A o to chyba w muzyce chodzi. Ambitne teksty przez długi czas były jednym ze znaków rozpoznawczych macierzystej kapeli wokalisty. Z repertuaru Budki Suflera wróciłem ostatnio do mojej ulubionej płyty z późniejszego okresu działalności grupy. Cisza to płyta kompletna, z pazurem i z refleksją, a głos Cugowskiego jest tu w szczytowej formie. Posłuchajcie zresztą sami. Na playliście znajdziecie 4 utwory z solowego albumu piosenkarza i trzy pochodzące ze wspomnianej przed chwilą płyty.
Wokalistą nieco innego pokroju, choć też obdarzonym bardzo dobrym głosem jest Marcin "Velesar" Wieczorek. Swego czasu był frontmanem legendarnej już polskiej formacji folk metalowej - Radogosta. Niestety nagrana z nim płyta The Dark Side of the Forest z angielskimi tekstami budziła mieszane uczucia. Rozstanie, które nastąpiło jakiś czas później wyszło na dobre obu stronom. Velesar ze swoim własnym zespołem wydał już trzy świetne płyty, pełne szybkiego i dynamicznego folk metalu. Ostatnia z nich, Pogorzelisko ujrzała światło dzienne w zeszłą niedzielę i od tego czasu nie ma dnia, bym jej nie słuchał. Mamy tu chwytliwe melodie, udane połączenie gitar, rozpędzonej perkusji z szaleńczą grą skrzypiec i fletu a każdy z utworów opowiada interesującą historię. Moim ulubionym jest Kamienny Tron ale pozostałe trzy, które wrzucam na playlistę ustępują mu tylko nieznacznie. Nie zapominajcie też, że album składa się z 10 kompozycji a gdybym nie ograniczał się do tradycyjnej 30-tki to i kilka z nich też bym wyróżnił. Naprawdę, w kategorii folk metal Pogorzelisko jest jedną z kandydatek do tytułu płyty roku, i to nie tylko wśród rodzimych wykonawców. Brawo!
Nieco bardziej na południe znajduje się kraj, którego mieszkańcy mówią zbliżonym językiem do Polaków. W tej krainie, zwanej niekiedy Bohemą lata temu powstał zespół, który złotymi zgłoskami zapisał się w historii gotyckiego rocka, zdobywając popularność na całym świecie mimo trzymania się kurczowo strefy wolnej od angola. Pewnie się już domyślacie, że chodzi o XIII. Stoleti. Ta czeska formacja powraca w tym roku z pierwszym krążkiem z premierowym materiałem od wydanego w 2016 roku Intacto. Czy tak długa przerwa wyszła Czechom na dobre? Jak najbardziej. Na poprzednim krążku czuć było już pewne zmęczenie materiału a Noc vlku ponownie brzmi świeżo. Zespół czerpie pełnymi garściami z własnych doświadczeń (ponad 30 lat na scenie to niemało), dzięki czemu kompozycje są zróżnicowane i naprawdę dopracowane do ostatniej nuty. Mamy tu momenty wolniejsze, bliskie nawet epic doom metalowi (Pan havranu), spokojne ballady z pięknymi klawiszami (Cerna kocka) czy też utwory osobiste i pełne refleksji, utrzymane w średnim tempie Moj bratre moj. Jest to płyta, którą można zapętlać w nieskończoność. Gorąco polecam!
Kolejnym albumem, który słucha się bardzo fajnie, dzięki dynamicznym, wpadającym w ucho utworom jest druga część Megalomanium szwedzkiego Eclipse. Zespół Erika Martenssona po raz kolejnu udowadnia, że tradycje melodyjnego i przebojowego heavy metalu w najwierniejszej formie przetrwały właśnie w Skandynawii. Takie utwory jak The Spark, Falling to My Knees czy przejmujący Still My Hero to prawdziwe muzyczne petardy. Dynamiczne melodie, pełne energii gitary, doniosła sekcja rytmiczna, fragmenty śpiewane wspólnie przez wszystkich członków zespołu (tzw gang vocals) - nie powstydziłby się tego żaden amerykański band z Zachodniego Wybrzeża. Co ważne, Szwedzi nie tyle kopiują opracowane przez innych wzorce co rozwijają w sposób jak najbardziej twórczy.
Jeśli już przy melodyjnym rocku jesteśmy to warto zwrócić uwagę na niemiecką kapelę Violet, grającą mocno inspirowany latami 80-ymi aor. Niedawno ukazał się pierwszy singiel zapowiadający ich drugi album. Angelina (Talk to Me) z miejsca stała się jendym z częściej słuchanych przeze mnie numerów. Wszystko przez zaraźliwą melodię, ciekawy bridge z wstawkami wokalnymi gitarzysty i ogólnie bardzo ejtisowy klimat. I tak jak przy poprzedniej kapeli, ciężko posądzić Niemców o ślepe naśladownictwo. Czekam z niecierpliwością na więcej.
Ważną dla mnie premierą, jaka miała miejsce w piątek był album Warped Vision angielskiej Psychlony. Ta grająca neopsychodeliczny hard rock kapela trafiła do mnie dwa lata temu za sprawą Doom Charts. Jej poprzedni długograj, Palo Verde został zasłużenie wybrany albumem miesiąca. Teraz, gdy w moje ręce trafiło kolejne wydawnictwo kapeli oczekiwania miałem spore. I muszę przyznać, że Psychlona w pełni je spełniła. Otrzymujemy tu kawał naprawdę solidnego, urozmaiconego stonerowo/psychodelicznego grania. Muzycy nie boją się przesterowywać swoich gitar czy bawić się brzmieniem wokalu, tworząc w efekcie parny i duszny klimat. Już tytuł jednego z utworów, który wybrałem na playlistę (Smoke) obrazuje nam z czym będziemy mieć tu do czynienia. Ja jestem jak najbardziej na tak i czuję, że kolejne podsumowanie będzie w dużej mierze zdominowane przez Psychlonę.
Dzięki Doom Charts miałem też po raz pierwszy styczność z twórczością londyńskiego The Lunar Effect. W kwietniowym zestawieniu ich drugi album Sounds of Green and Blue zajął drugie miejsce, ustępując tylko greckim miłośnikom trębaczy z Acid Mammoth. Mnie w tamtym czasie jednak na tyle zdominował debiut polskiego Tet, że na resztę wartościowej muzyki brakło po prostu czasu. Na szczęście w zeszłym tygodniu na jednej z zaprzyjaźnionych grup na Facebooku pojawił się pochodzący ze wspomnianej wyżej płyty utwór Ocean Queen a ja, korzystając z przymusowego odpoczynku od pracy (opieka nad przeziębionym dzieckiem, lecz czy to odpoczynek sami oceńcie ;) ) mogłem dać Brytyjczykom jeszcze jedną szansę. I dobrze się stało, bo The Lunar Effect to prawdziwa uczta dla każdego miłośnika progresywnego stonera, zahaczającego czasem o blues czy nadal dość kontrowersyjny grunge. A samo Ocean Queen ląduje na dzisiejszej playliście. Mam nadzieję, że tak jak w moim przypadku, będzie to dla Was tylko punkt wyjśćia do głębszego zanurzenia się w te psychodeliczne i niezwykle ambitne dźwięki.
A skoro było coś o progresji to nie sposób nie wspomnieć o dwóch niezwykle utalentowanych zespołach. Castle Mountain Moon to tegoroczny debiutant ale już wydane w lipcu Six Tales of Perception pokazuje, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Ja osobiście dopiero zaczynam przygodę z tą płytą ale już po kilku odsłuchach mogę Wam polecić refleksyjną i pełną emocji kompozycję Who. Drugim zespołem zaś jest Barock Project, o którym dość często pisałem czerwcu przy okazji premiery albumu Time Voyager. W tym tygodniu wróciłem na dłużej do tego krążka i dzięki temu odkryłem na nowo utwór Shibuya 3 A.M., który poprzednio nieco skrył się w cieniu bardziej "popularnych" kawałków. Teraz jednak dostrzegam pełnię artyzmu z jakim skomponowano i dopieszczono tę kompozycję i śmiało mogę ją uznać, za jeden z najciekawszych momentów na płycie. Jestem ciekaw Waszego zdania.
Co tu jeszcze mamy. Jak od miesiąca klika utworów holenderskiej Epici, trochę power metalu (Krilloan, Vision Divine, Tezza F i Eagleheart) a także jedną kompozycję z najnowszego albumu stoner/doomowej Alunah.
I to już wszystko. Jak zwykle 30 utworów na playliście, do której link znajdziecie poniżej. Miłej lektury i odsłuchu a ja czekam na Wasze chartsy i polecajki. Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz