piątek, 27 września 2024

4x4 - Playlista Tematyczna

 


Cześć wszystkim! Dziś mam dla Was playlistę, na którą trafiły cztery albumy czterech różnych zespołów, których łączy jedna cecha - na każdym z nich znajdziecie tylko 4 utwory (nie licząc ewentualnych bonusów, ale o nich nie dziś). Są to albumy, które darzę dużym sentymentem i spędziłem przy nich niejeden długi jesienny wieczór. Gdyż, tak, pomimo tego że ich tracklisty są dość krótkie, znajdziecie na nich kilkadziesiąt minut najlepszej muzyki. A oto i bohaterowie dzisiejszego artykułu:

1. Capilla Ardiente - The Siege (2019)

Położone wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej Chile można uznać za najbardziej epic doom metalowy kraj kontynentu. Dość wymienić choćby Procession, debiutujący w zeszłym roku BlackFlow czy właśnie szykujący się do premiery swojego trzeciego długograja Capilla Ardiente. My dziś skupimy się na ich drugim krążku, liczącym już sobie 5 lat. Zespół być może nie wydaje albumów w jakimś zawrotnym tempie ale zwykle jest to rekompensowane ich jakością. Tak też sytuacja ma się z The Siege. Mamy tu cztery trwające plus minus 10-minut kompozycje, utrzymane głównie w średnich tempach i pełne podniosłej atmosfery. Niemniej jednak każda z nich zapada w pamięć i nie ma nawet krótkiej chwili znużenia. Kapela dba o to, by zawsze coś się w tych utworach działo - są i zmiany tempa i melodii, choć co najważniejsze bez utraty pewnej spójności. Dużą rolę gra tu masywna i wgniatająca w fotel sekcja rytmiczna a także wokal Felipe Plaza Kutzbacha, idealnie nadający się do tego rodzaju muzyki (co muzyk pokazał stojąc za drążkiem wspomnianego wcześniej Procession czy na naprawdę udanym, tegorocznym krążku SCALD). Jeśli chodzi o mnie to najczęściej wracam do drugiego na płycie, nieco bardziej kompaktowego jak na standardy zespołu The Crimson Fortress ale nie oszukujmy się, każdy z pozostałych trzech to małe arcydzieło epickiego doom metalu.

2. King Buffalo - Acheron (2021)

W 2021 roku amarykański zespół zapowiedział premierę nie jednego, nie dwóch ale trzech nowych albumów. Każdy z nich miał być nagrany w nieco innym stylu, adekwatnym do okresu pandemii, który miał wpływ na powstające kompozycje. Drugą częścią tej swoistej trylogii był wydany pod koniec tamtego roku Acheron. W przeciwieństwie do poprzednika jak i następcy, ten krążek charakteryzował się długimi, skomplikowanymi formami muzycznymi. Śmiało można powiedzieć, że jest to najbardziej progresywny punkt w dyskografii kapeli. Każdy instrument odgrywa tu ważną rolę, jest miejsce i na dużo basowych zagrywek, magicznie hypnotyzujące gitary jak i perkusję, która dopełnia pełnego psychodelii klimatu. I choć od premiery albumu minęło już 3 lata, cały czas mam wrażenie, że każdy kolejny odsłuch zawartych na nim utworów pozwala mi odkryć w nich coś dotychczas nieznanego. Myślę, że to najlepsza laurka jaką mogę wystawić tak niezwykłej i intrygującej płycie.

3. The Tangent - Songs from the Hard Shoulder (2022)

Tego zespołu fanom progresywnego rocka nie trzeba przedstawiać. Każdy inny powinien wiedzieć, że solowy (mniej lub bardziej) projekt Andy'ego Tillsona obecny jest na scenie od 2002 roku a opisywany dziś przeze mnie krążek to już 12e dzieło w jego długiej karierze. Mamy tu cztery premierowe utwory (w streamingach jest jeszcze bonus ale to taki reprise utworów z poprzednich albumów), z czego trzy to rozbudowane kilkunastominutowe suity a czwarta to swingująca, prowadzona przez dęciaki blues rockowa "piosenka". W tych dłuższych kompozycjach dostajemy za to całe bogactwo klawiszowych zagrywek ale i elektryczne gitary nie pozostają za bardzo w cieniu. Nie są to jednak typowe dla choćby power metalu pojedynki keyboardu z gitarą ale raczej coś na kształt filozoficznego dialogu. Instrumenty nie rywalizują ze sobą a raczej dopełniają się, można by rzec - kończą za siebie zdania. Nad tym wszystkim unosi się łagodny wokal Tillsona, który z charakterystycznym brytyjskim akcentem snuje nam swoje opowieści. Jest to też, jak to w prog-rocku powinno bywać, bardzo dopieszczony i starannie nagrany album, nie znajdziemy tu jednego zbędnego dźwięku ani jednej fałszywej nuty. Jeżeli jednak tak długie kompozycje są dla Was trudne do przełknięcia, możecie przesłuchać singlowych wersji niektórych utworów, zedytowanych do mniej więcej pięciu minut. Czy jednak jest sens odzierać tak niezwykłe suity z całej ich złożoności i aranżacyjnego bogactwa? Nie sądzę...

4. Tet - Tet (2024)

Ulubionym polskim poetą metalowców jest na pewno Tadeusz Miciński. Po wiersze tego tworzącego na przełomie XIX i XX wieku artysty sięgał już i Behemoth jak i folkowy Radogost. Są jednak zespoły, które zamiast czerpać ze spuścizny dawno zmarłych poetów, sami zaklinają w swoich tekstach ten młodopolski symbolizm. Jednym z nich jest debiutujący w tym roku zespół Tet, odwołujący się w swojej muzyce do stonera, doom metalu, psychodelii czy nawet kraut-rocka. Efektem tego jest niezwykle intrygująca, przejmująca i zmuszająca do myślenia muzyka. Eteryczne dźwięki, podkreślone aksamitnym, sennym wokalem dodają całości magicznego charakteru. Obcowanie z tak delikatną a jednocześnie złożoną twórczością to coś, co na długo zostaje w pamięci. Na self-tittled debiucie znajdują się, zgadnijcie, cztery utwory - trzy pierwsze z poetyckimi tekstami a ostatni na liście Włóczykije daje pole do popisu intstrumentalistom. Każdy z nich to minimum 10 emocjonujących, psychodelicznych minut do zanurzenia się w które gorąco wszystkich zachęcam.

Podsumowując, na dzisiejszej playliście znajdziecie tylko 16 utworów ale składają się one na nieco ponad 3 godziny przemyślanej i emocjonującej muzyki. Mam nadzieję, że zdecydujecie się ruszyć ze mną w tę niezwykle wciągającą i pełną niepowtarzalnych doznań muzyczną podróż. Wystarczy wcisnąć play...

Playlista: 4x4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze