Pierwsze podsumowanie tygodnia w nowym roku zawsze jest dość szczególne. Przeplatają się w nim zazwyczaj ulubione utwory z całego roku, odkrycia z topek innych blogerów czy albumy, które przegapiłem a, korzystając z niewielkiej ilości premier w okresie okołosylwestrowym, na które mam wreszcie trochę więcej czasu. Jest to więc naprawdę bogate stylistycznie towarzystwo. Zobaczmy, czy w tym roku udało się zachować tę prawidłowość.
W top 30 moich ulubionych płyt wydanych w 2024 roku znalazła się Mysteria niemieckiego zespołu Violet. Od utworu Angelina (Talk to me), będącego kwintesencją ich aorowego stylu już chyba się uzależniłem.
Bardzo ciekawe zestawienie ulubionych albumów zaprezentował fanpage Nadajnik. W tym jakże typowym dla niego miksie gatunków szczególnie upodobałem sobie avant-folkowe Tuleje. Puste Ulice to płyta w przedziwny sposób łącząca surrealizm z nowoczesną, "miejską" ludowością. Dwa utwory z tego albumu, hipnotyzująca Warząchew i stonowana Żaluzja dołączają do dark-kołofolkowych misteriów serwowanych przez DYM i wspólnie dodają do mojej power-hard rockowej playlisty mocny, folklorystyczny pierwiastek.
Z tą power-hard rockową playlistą jest dziś trochę jak z tymi rowerami na Placu Czerwonym. Hard-rock to tylko wspomniana na początku Angelina a i power metal nie ma jakiejś pokaźnej reprezentacji.
Najważniejszy w tym gronie jest Knightfall, projekt amerykańskiego muzyka Keitha Dombrowskiego, do którego współtworzenia zaprosił wielu zaprzyjaźnionych muzyków tworząc coś na kształt metalowej opery. Od kilku miesięcy byliśmy teasowani kolejnymi singlami zapowiadającymi debiutancki album aż w końcu w Wigilię w streamingach pojawiła się Destiny Calling, którą, co tu dużo ukrywać, jestem oczarowany. Muzycznie brzmi to trochę jak połączenie przebojowości Avantasii (ultramelodyjne Waiting For You) z epickością Rhapsody (rycerskie Warcries). Myślę, że taka charakterystyka każdemu miłośnikowi gatunku wystarczy za rekomendację.
Poza tym na playliście znajdziecie dziś też utwory niekatywnego już niestety niemieckiego Domain i mistrzów power-proga w postaci Symphony X.
W ogóle dzisiejsze podsumowanie ma zdecydowanie mocno progresywne oblicze.
O polsko-boliwijskim ATAN słyszałem od dawna i zamierzałem przysiąść do ich muzyki. Nigdy jakoś jednak nie było ku temu odpowiedniego momentu. Okazja przydarzyła się sama, gdy wygrałem ich płytę Ugly Monsters w głosowaniu na album miesiąca fanpage'a Polska Muzyka Alternatywna. Cóż, pretensję mogę mieć tylko do siebie, że tak długo zwlekałem ponieważ jest to niezwykle interesująca muzyka, balansująca pomiędzy rockiem a metalem progresywnym. Po kilku pierwszych odsłuchach już zawładnęły mną powoli przyspieszające Protected czy lekko orientalna melodia utworu Faces. Jest to jednak tylko wierzchołek góry lodowej i każdego wahającego się zachęcam do podjęcia jedynej słusznej decyzji i wsłuchaniu się w tę dopracowaną do najdrobniejszych szczegółów paletę dźwięków.
Następnie kilka słów o albumie z kategorii "nadrabiam zaległości płytowe". Lee Abraham to basista brytyjskiego zespołu neo-progowego Galahad, jednego z moich ulubionych w tym gatunku. Od wielu lat muzyk rozwija też karierę solową. W zeszłym roku ukazała się jego jedenasty krążek zatytułowany Origin of the Storm. Jest to spokojna, refleksyjna płyta pełna misternych prog-rockowych ballad. Gdzieś w tle pojawiają się gitary elektryczne ale pierwsze skrzypce grają zwykle pianino i akustyki. Wśród 7 obecnych na niej utworów szczególnie upodobałem sobie trzy - rozmarzony Chalk Hill, emocjonalny When I Need a Friend i przede wszystkim zmuszający do zastanowienia Hole In the Sky.
Ciekawy motyw przewodni ma też wydawnictwo, które powinniście znać z ostatniego podsumowania tygodnia. Brytyjski projekt Age of Distraction w swoim debiucie zatytułowanym A Game of Whispers skupia się na różnych, nierzadko trudnych ludzkich emocjach. Doskonale pasuje to do zapewniającej całą gamę intensywnych przeżyć muzyki. Na dzisiejszej playliście meldują się trzy pochodzące z tego albumu utwory.
Sylwestrowy post Połamane dźwięki zainspirował mnie do powrotu, po naprawdę długiej przerwie do mojego własnego funeral doomowego ideału jakim jest fiński Shape of Despair. Ich drugi album Angels of Distress był, obok Like Gods of the Sun MDB moim pierwszym kontaktem z ogólnie pojętą muzyką doom metalową. Teraz powróciłem właśnie do tytułowego utworu z tej płyty, majestatycznego i prowadzonego piękną grą iście pogrzebowych klawiszy.
Nie brakło też w moich głośnikach lżejszych odmian tego najsmutniejszego gatunku metalu. Za przykład niech posłuży brudny, stonerowy Bulldozer and the Machine Guns, którego utwory mają w sobie jednak coś niezwykle wciągającego, zwłaszcza kamieniarska ballada Reveal the Power czy hipnotyzujący głębokim basem Woke up.
Nowy singiel wydała też łącząca occult rock z tradycyjnym doomem Lady Luna and the Devil. Under the Crimson Moon to ciężki, psychodeliczny i utrzymany w klimacie horroru kawałek, który budzi apetyt na więcej. Czekamy więc.
Brazylijski Isaurian to znowu przedstawiciel bardziej peryferyjnego w stosunku do doom metalu gatunku jakim jest doomgaze. Ich muzyka zgrabnie łączy w sobie elementy doom i post-metalu z shoegaze'm. Wychodzi z tego bardzo eteryczna i melancholijna całość. Na szczególną uwagę zasługuje wydany w tym roku album The Pulsing Rush, na którym mamy świetny opener w postaci Heart Like a Curse czy niemalże ambientowy Pale Blue Dot. A to tylko 2 z 7 utworów, potencjał jest więc duży.
Na koniec zostawiłem sobie najdalszy w dzisiejszym artykule skok w czasie jakim jest wydana w 1999 roku Endorama jednego z wielkiej trójki niemieckiego thrash metalu - Kreatora. Ostatnia dekada XX wieku jak ogólnie wiadomo była chudymi latami w historii tego gatunku. Jednak albumy, które wtedy nagrały niejednokrotnie charakteryzowały się szukaniem nowych, nietypowych dla danego zespołu brzmień. Raz wychodziło to lepiej, raz gorzej. W tym okresie Kreator wydał aż cztery takie "niekanoniczne" krążki, z których moim ulubionym jest właśnie ta mocno romansująca z metalem gotyckim Endorama. Jest to też pierwszy album tego zespołu, jaki w ogóle słyszałem więc ma to pewnie duży wpływ na moją opinię. Będę jednak stały w uczuciach i naprawdę, pomimo wydania wcześniej i później wielu świetnych krążków, uważam że Endorama zasługuje na miejsce w pierwszej trójce albumów Kreatora. A moje słowa niech potwierdzą cztery utwory, z którymi zapoznać możecie się na dzisiejszej playliście.
Tym gotycko-thrashowym akcentem zamykam już dzisiejszy artykuł. Dołączam do niego, jak zwykle 30-utworową playlistę, na której znajdziecie najczęściej słuchane w ostatnim tygodniu przeze mnie utwory. Mam nadzieję, że w tym tyglu gatunków i stylów znajdziecie coś dla siebie. Liczę też na jakieś ciekawe polecenia z Waszej strony. Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz