Rok temu pierwsze wiosenne podsumowanie tygodnia zdominowane było przez power metal i hard rock. Dwa lata temu akcenty rozkładały się bardziej równomiernie między power i doom metal, hard i prog-rock. A jak sytuacja wygląda w Roku Pańskim 2025? Sprawdźmy.
Tym razem gatunkiem najczęściej przeze mnie słuchanym okazał się rock progresywny a w zasadzie jego podgatunek zwany neo-progiem. Stało się tak za sprawą kilku bardzo ciekawych wykonawców, z których w pierwszej kolejności chcę wyróżnić wspólny projekt Michała i Ryszarda Kramarskich, działających pod szyldem Fatherson. Wydany niedawno debiutancki krążek, zatytułowany po prostu fatherson to kolekcja 10 subtelnych i dopracowanych kompozycji, nieatakujących słuchacza częstymi zmianami metrum, kakofonią łamiących palce riffów a wręcz przeciwnie, zachęcających do zadumy i refleksji. Po prostu piękna muzyka.
Kolejny warty szerszego opisania krażek, na który trafiłem zupełnym przypadkiem, to concept album włoskiego projektu Avocado Moon Experiment zatytułowany Darrel's Journal 2116. Jest to zamknięta w pięciu rozdziałach opowieść sci-fi o losach ludzkiego miasta na Księżycu. Jak to zwykle bywa, snutą na płycie opowieść należy rozpatrywać w dwóch płaszczyznach, tej dosłownej, space-operowej i głębszej, analizującej emocje i pragnienia, które rządzą każdym z nas. Muzycznie mamy tu prawdziwe bogactwo - flet, klarnet, skrzypce w połączeniu z bardziej rockowym instrumentarium dbają o to, by dźwięki nie były tylko tłem opisywanej historii tylko idealnie dopełniają się z nią, dając słuchaczowi wrażenie prawidziwej synestezji. Jeśli miałbym wskazać jedną, jedyną wadę tego wydawnictwa to jest nią jego długość - 32 minuty to jak na rock progresywny niemalże singlowa długość. A biorąc pod uwagę, że póki co nie ma żadnych informacji o przygotowywanej kontynuacji, to tym większy niedosyt czujemy/
O Transmutation, nowej płycie Karmakanic pisałem już tydzień temu. Tym razem słuchałem jej nieco rzadziej ale np. taki Cosmic Love nadal często gościł w moich głośnikach.
Poza nim sięgnąłem też po mniej mi znane albumy z repertuaru RPWL i Knight Area - zespołów będących w moim top 5 jeśli chodzi o progresywne grania. Tym razem do odsłuchu wybrałem odpowiednio World Through My Eyes (z chyba najsłynniejszym utworem RPWL, czyli Roses, gdzie gościnnie za mikrofonem stanął znany ze współpracy z Genesis Ray Wilson) i The Sun Also Rises, jeden z mroczniejszych albumów w dyskografii Knight Area. Reprezentanci obu tych wydawnictw w solidarnej liczbie dwóch utworów są do odsłuchu na dzisiejszej playliście. Polecam, bo to prog-rock najwyższej klasy.
Bardzo często sięgałem też po muzykę zespołów heavy metalowych i hard-rockowych. Do pierwszej grupy nalezy oczywiście nasze polskie Turbo i coraz bardziej zyskujący u mnie najnowszy album pt. Blizny. Czuć w nim tę heavy metalową energię, czuć też bunt przeciwko rządzących naszym światem mechanizmom, jest też i miejsce na niejedną gorzką refleksję. Teksty utworów można powiedzieć, że są społecznie zaangażowane i choć może czasem wydadzą się infantylne, czasem może zbyt dosłowne to mają w sobie przekaz, który trafia prosto w sedno sprawy. Tak jak i sama muzyka, która na długo zapada w pamięć. Jeśli miałbym wybrać swoje ulubione utwory z tego krażka to na pewno będą to mocne i bezpośrednie Na dno i Zwyczajnie nie, bardziej poetycki Magnetyczny sen czy nagrane w duecie z Wojtkiem Cugowskim Do domu. Ciężko jednak na tym krążku znaleźć słaby utwór, więc może być tak, że gdy zapytacie mnie za miesiąc o moich faworytów to podam Wam całkiem inny zestaw. I w tym też widzę dużą zaletę płyty, na którą jak sami widzicie (i słyszycie) warto było czekać te 12(!) lat.
Teraz czas na coś hard-rockowego, choć szwedzki Alien określa się nieraz mianem zespołu AOR-owego, lub z drugiej strony, glam metalowego. Kapela ta najbardziej znana jest z wydanego w 1988 roku debiutanckiego albumu, pełnego gitarowych, hair-metalowych wręcz przebojów. Przez następne lata grupa wydawała nowe płyty z różną częstotliwością i różnym szczęściem, trzymając się ogólnie przyjętej hard-rockowej stylistyki. W ten piątek premierę miała kolejna już płyta, When Yesterday Comes Around, ochrzczona już przez wielu muzycznych blogerów "powrotem do korzeni". Czy tak jest w rzeczywistości? Cóż, trudno się nie zgodzić, słuchając takich utworów jak chociażby If Love Is War czy Aiming High, rytmicznych, przebojowych i przyjemnie gitarowych. Dla miłośników stylistyki lat 80-ych jest to pozycja obowiązkowa.
Amerykańskie Disturbed to z kolei jeden ze sztandarowych przedstawicieli popularnej na początku wieku sceny nu metalowej, choć lider grupy, David Draiman kiedyś się wypowiadał, że ich muzyka jest bardziej hard rockowa niż metalowa. Myślę, że jakby ich nie szufladkować, prawdą jest, że mają na koncie kilka naprawdę solidnych, mocnych płyt, z których moja ulubioną niezmiennie pozostaje Indestructible, na której mamy m.in. epicko brzmiący utwór The Night, który trafia na dzisiejszą playlistę.
Przejdźmy teraz do doom metalu, gdyż tu też dużo się działo w ostatnim tygodniu. Był to na pewno najbardziej zróżnicowany gatunek jaki przewijał się przez moje listy odtwarzania. Psychodeliczny doom rock Year of the Cobra, doomgaze'owy (a czasem zwany też doompopowym przez swoje nawiązania do dreampopu) SOM czy death/doomowy Hanging Garden to wszystko nastrojowa i melancholija muzyka, choć każdy z wymienionych artystów inaczej nieco do tej melancholii podchodzi. I to jest w tym wszystkim najlepsze, bo sprawia że słuchacz nie ma prawa się nudzić. Dodajmy jeszcze do tego jeden z nowych singli epickiego Metallusa i mamy naprawdę ładunek wybuchowy!
Epicki jest też grecki Achelous, choć zdecydowanie bardziej osadzony w power metalowym rdzeniu. Tower of High Sorcery wydana w zeszłym roku to bardzo dobrze oceniana płyta i kolejne potwierdzenie, że grecka scena power metalowa coraz śmielej sięga po miejse w panteonie europejskiego powera, obok Niemiec, Włoch i Finlandii.
Melancholia z drugiej strony to jedna z cech, który opisac można muzykę Sirenii. Zespół założony przez Mortema Velanda, byłego gitarzystę Tristanii działa z sukcesami już 24-lata, podczas gdy macierzysta kapela muzyka uległa samorozwiązaniu 3 lata temu. Przez ten czas Sirenia wydała już 11 albumów studyjnych, nagranych z różnymi artystkami. Najdłużej w zespole utryzmała się aktualna frontwoman, Emanuelle Zoldan, którą usłyszeć możemy m.in. na mojej ulubionej płycie kapeli - Dim Days of Dolor. Warta wspomnienia jest też Monika Pedersen, która użyczyła swojego głosu na wydanej w 2007 roku Nine Destinies and a Downfall, którą na nowo odkryłem kilka dni temu. Na dzisiejszej playliście znajdziecie po jednym utworze z obu wspomnianych powyżej albumów. Warto rzucić uchem, choć tego typu symfoniczny metal nie jest już tak popularny jak te kilkanaście lat temu. A szkoda.
Tak już bywa, że pewne gatunki zyskują i tracą okresowo na popularności. Nu metal. symfonic/gothic to tylko dwa przykłady. Kolejnym jest thrash metal lat 90-tych, stylistycznie dość oddalony od swoich korzeni aczkolwiek jestem ostatnim, który by rzucał kamieniem na ówczesnie wydawane krążki klasyków gatunku. I tak na przykład Set the World on Fire pozostaje moim ulubionym albumem Annihilatora a ulubioną piosenką jest jak najbardziej nietrashowe Sounds Good To Me.
I tak oto tym jakże mocnym stanowiskiem kończę pierwsze wiosenne podsumowanie tygodnia. Czekam też oczywiście na Wasze podsumowania i zachęcam do odsłuchu przygotowanej na tę okoliczność playlisty. Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz