Typowy kwiecień, nic dodać nic ująć. W ciagu zaledwie siedmiu dni przeszliśmy od porannego zeskrobywania lodu z szyb do wieczornych posiadówek na otwartym tarasie. Czy muzycznie też była taka przeplatanka stylów i nastrojów?
Myślę, że tak. Spójrzmy bowiem na playlistę dołączoną do dzisiejszego podsumowania. Mamy tam aż 19 różnych artystów. Z tej dużej grupy najczęściej słuchałem AOR-owej supergrupy o wdzięcznej nazwie W.E.T. Jak już Wam pewnie pisałem, jest to anagram od pierwszych liter zespołów, w których udzielała się bądź nadal aktywnie się udziela trójka liderów - Robert Sall (Work of Art), Erik Martensson (Eclipse) i Jeff Scott Soto (Talisman). Już same te nazwy informują nas, że możemy się spodziewać soczystego gitarowo, tłustego perkusyjnie i ultramelodyjnego wokalnie materiału. I choć Apex, najnowsze dzieło grupy nie jest aż tak przebojowe jak poprzednie Retransmission, to i tak mamy tu mnóstwo chwytliwych kompozycji. Dziś na playlistę trafiły trzy, w tym wybijające się pomału na mój numer jeden Breaking Up, z naprawdę wyśmienitym bridgem między zwrotką a refrenem.
Jeśli już jesteśmy przy takim melodyjnym, hard'n'heavy to wspomnieć wypada o nowym krążku amerykańskiego L.A. Guns. Jest to zespół, który po połączeniu z Hollywood Roses dał początek kapeli, znanej dziś jako Guns'n'Roses. Niemniej ta unia nie trwała długo i już po chwili ekipa Tracila Gunsa odzyskała niepodległość i do dziś dzień regularnie wydaje nowe albumy. Ja z ich muzyką na poważnie zetknąłem się w 2017 roku po premierze naprawdę udanego Missing Peace. Od tego czasu do gustu przypadała mi zwykle co druga ich płyta. Wydana dwa lata temu Black Diamonds trafiła do mojego podsumowania Wiosny 2023 jako jedno z większych rozczarowań, stąd miałem nadzieję, że z Leopard Skin będę się znacznie lepiej bawił. Póki co jest ok, fajny klimat, nieco westernowo-bluesowy ale i bardziej heavy metalowe grania się tu znajdzie. Zobaczymy jak będzie za jakieś 2-3 miesiące, czy plyta wytrzyma tę próbę czasu. Na razie bawię się dobrze i zapraszam też Was do tego, wrzucając na playlistę dwa utwory z tej płyty.
Do heavy metalowej tradycji nawiązuje też mocno projekt Elle Tea, choć wg zapowiedzi najnowsza epka Into the Fall miała być bardziej zróżnicowana. I czuć to już w otwierającym minialbum utworze tytułowym, gdzie czuć również inspiracje rockiem progresywnym. Warto rzucić uchem i na ten, jak i pozostałe 4 numery.
Dużo czasu spędzam nadal przy majestatycznych dźwiękach epic doomowego Metallusa. We're All Doomed to solidna dawka ciężkiego, ponurego grania. Na szczególną uwagę zasługują też teksty, inspirowane zarówno fantastyką jak i wątkami biblijnymi, czy nawet (w świetnym Guardian of the Arrow) legendą o Robin Hoodzie.
W końcu miałem też okazję na dłużej przysiąść do dwóch ciekawych heavy/doomowych płyt, na które brakło mi czasu i przestrzeni w okolicach ich premiery. Po kilku miesiącach wróciłem do Katabasis into the Abaton romansującej również z folkiem Grendel's Syster a także do wydanej stosunkowo niedawno ale przytłoczonej przez mnogość innych wydawnictw The Ichor of Chimaera autorstwa amerykańskiego (i wplatającego właśnie w muzykę elementy US powera) Serpent Rider.
Regularnie też puszczam sobie najnowsze single trzech, bardzo ważnych dla mnie zespołów z szeroko pojętej sceny doom metalowej. Black Star to klasyczny już przykład utworu Candlemass z Langquistem za mikrofonem, Cryptids to bardziej eksperymentalne, industrialne oblicze Froglorda a Lilac był bodajże najbardziej wyczekiwanym i chyba najbardziej ocenianym utworem Katatonii w ostatnich latach. Nie ma co się jednak dziwić, skoro jest to singiel zapowiadający pierwszą płytę zespołu nagraną bez jednego z założycieli, Andersa Nystroma. Mnie osobiście Lilac się podoba, widać, że Jonas konsekwentnie prowadzi zespół w stronę takiego refleksyjnego prog-metalu a więc kierunku, który częśto pojawia się w moich głośnikach.
Ciekawym odkryciem, gdzieś na pograniczu doom metalu, post-blacka i shoegazu jest zespół wazzara, dowodzony przez charyzmatyczną wokalistkę Barbarę Brawand. Na ich jedynym jak do tej pory długogrającym albumie - Cycles z 2021 roku, mamy zarówno przestrzenne, eteryczne pejzaże jak i iście black metalowe przyspieszenia w postaci perkusyjnych blastów i harsch wokali. Co ważne, oba te elementy płynnie w siebie przechodzą i nie ma się wrażenia, że jakiś z nich jest tu nie na miejscu. Gorąco polecam ten album zarówno miłośnikom różnej maści -gaze'ów jak i tym, którzy w black metalu szukają czegoś nieoczywistego.
Jak zawsze ciekawą i niełatwą w odbiorze płytę zaserwowała nam włoska Messa. Tak jak starsze o 3 lata Close było bardzo progresywne tak czuję, że na The Spin zespół kieruje się bardziej w kierunku gotycko-stonerowym. Mam jednak świadomość, że po trzech dniach od premiery każda opinia może być jedynie przypuszczeniem bądź tak zwanym "pierwszym wrażeniem". W niektórych jednak utworach czuć pewne podobieństwo do, choćby tytułującego się doom-grungem niemieckiego Daevar. Utwory obu grup znajdziecie na playliścię więc czekam na Wasze impresje.
A propos, jeśli miałbym twórczość jakiegoś zespołu określić mianem muzycznego impresjonizmu to byłoby to na pewno szwajcarskie Last Leaf Down. Ta zamglona, eteryczna muzyka o zatartych konturach, osadzona w shoegazie czy atmosferycznym post-rocku wywiera na mnie takie samo wrażenie jak, domyślam się, twórczość Moneta na XIX-wiecznych paryżanach. Cieszę, się, że po długiej przerwie muzycy oddali w nasze ręce nową, trzecią już płytę o wiele mówiącym tytule Weight of Silence.
Ile było tego doomu (i pokrewnych)! Czas trochę zmienić klimat. Power metal trzyma się u mnie dobrze, głównie za sprawą albumu Concord amerykańskiego Judicator. Płyta zróżnicowana, pełna ciekawych melodii, zaskakujących rozwiązań dźwiękowych a przede wszystkim zachęcająca do odtwarzania jej w kółko. Co też czynię regularnie.
Tego trochę brakuje mi w nowej Avantasii, choć aktualnie stałe i pewne miejsce w moich playlistach ma rozpędzony, metalowy manifest w postaci nagranego wspólnie z Kennym Leckremo Against the Wind. Jak na projekt tej klasy to jednak trochę mało.
Nowy album wydała tez inna power metalowa firma - włoski Elvenking. Na Lunie, trzecim albumie z cyklu Reader of the Runes mamy ponownie, tak charakterystyczny miks folk i power metalu, przejawiający się szybką pracą perkusji i dużą rolą skrzypiec. Utwory jednak są bardziej skomplikowane niż zwykła jazda do przodu na podwójnej stopie. Dobrym przykładem są, póki co moje ulubione Season of the Owl czy pierwszy z singli zapowiadających album Thrones of Atonement. Przyznam się, że początkowo jakoś ten utwór mnie nie przekonywał ale teraz udało mi się dostzec w nim to "coś".
Podobnie nie przekonywały mnie single zapowiadające nowy krążek Epici. Okazuje się jednak, że legenda symfonicznego metalu najlepsze smaczki zostawiła na koniec. I tak, po kilku odsłuchach mogę powiedzieć, że Aspiral jako całość słucha się bardzo ale to bardzo dobrze, nawet te nieszczęsne single jakoś odzyskały trochę magii. Najbardziej jednak do gustu przypadł mi Fight to Survive - The Overview Effect - będący jednym z najlepszych power metalowych utworów nagranych przez zespól niepower-metalowy [sic!]
Na koniec jeszcze dwa zespoły z całkiem innych gatunków. Neo-progowe IQ z najnowszym krążkiem pt. Dominion, czyli uczta dla nawet najbardziej wybrednych uszu oraz podróż w czasie do końcówki lat 60-ych i miks barokowego popu z soft rockiem i muśnięciem beatlesowskiej psychodelii - zespół Grapefruit.
Finito, moi mili. Poniżej jak zwykle playlista z najczęściej słuchanymi przeze mnie utworami w tym tygodniiu. Mam nadzieję, że każdy z Was znajdzie tu coś dla siebie. Niezmiennie również czekam na Wasze podsumowania, komentarze i polecajki. Miłego tygodnia i nie zapomnijcie umyć okien ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz