Ani się człowiek obejrzał a już upłynęło 30 dni maja. Jescze tylko jutro ostatni akord i cyk, witamy czerwiec na pokładzie. Myślę, że to odpowiedni moment, by podzielić się z Wami moimi muzyką, której w tym okresie najczęściej i najchętniej słuchałem. Oto ona:
1. Froglord - żabi kult rośnie w siłę z każdym kolejnym wydawnictwem a tegoroczna Metamorphosis to kwintesencja stylu tej brytyjskiej grupy zamknięta w 8 ciekawych i zróżnicowanych kompozycjach. Stoner i slugde, psychodela i doom, harmonijka i elektronika - wszystko to zebrane razem sprawia, że z miejsca wskakuje do grona kandydatów na miano płyty roku
2. Harem Scarem - kanadyjscy weterani melodyjnego hard rocka nie myślą wcale o emeryturze. Przeciwnie, Chasing Euphoria to kolejna solidna przebojowo-gitarowa płyta i potwierdzenie, że od reaktywacji w 2013 roku panowie przeżywają drugą młodość a wydane w tym czasie albumy dorównują klasykom w postaci debiutu czy Mood Swings
3. Trick or Treat - mimo, że od premiery Ghosted minął już ponad miesiąc do dziś nie udało mi się wyłapać wszystkich pop-kulturowych nawiązań zawartych w tekstach piosenek. Ale to nie tylko dla nich warto sięgnąć po tę płytę. Jest tu też 46 minut wysokiej klasy europejskiego power metalu i od tego bym zaczął :)
4. Wij - czy ktoś spodziewał się, że na nowej EP-ce ekipa Tui Szmaragd skręci w stronę podszytego black metalem hardcore'a? Ja na pewno nie. Niemniej jednak rzucam się na Bluzg jak dzik na żołędzie
5. Flower Kings - dystyngowany i elegancki to nie są przymiotniki, którymi zwykle opisuje się rockowe albumy. Co innego w przypadku rocka progresywnego. Tu są jak najbardziej na miejscu i w przypadku płyty Love szwedzkich weteranów gatunku idealnie podkreślają kunszt i dźwiękowe bogactwo zawartych na niej kompozycji
6. Cavern Deep - w maju światło dzienne ujrzała ostatnia część zaplanowanej przez szwedzkich muzyków trylogii - The Bodiless. Ponownie mamy tu ciężką i powolną muzykę, zanurzoną w smoliście mrocznej, psychodelicznej atmosferze choć nie brak też bardziej melodyjnych fragmentów nadających całości odpowiedniej głębi
7. Magic Pie - norwescy prog-rockowcy wracają po kilku latach z nowym materiałem, dość odważnie zatytułowanym Maestro. Nie ma w tym jednak zbędnej przesady, bo panowie udowadniają, że swoje rzemiosło opanowali na jak najbardziej mistrzowskim poziomie. Jeśli lubicie hammondowo-gitarowe popisy, niebanalne melodie i inspiracje tak progiem jak i hard-rockiem z lat 70-ych zanurzycie się w te dźwięki na długo
8. Ols - niezwykły projekt muzyczny, łączący w sobie folk, dark-wave czy nawet pewne elementy post-bm a wszystko to dzieło jednej osoby, utalentowanej artystki Anny Marii Olchawy. Jej nowy krążek Poświaty to duchowa podróż w krainę emocji, wspomnień i lęków, na końcu której czeka upragnione katharsis
9. Wanda i Banda - najbardziej nieoczekiwana pozycja w dzisiejszym zestawieniu. Wydana niedawno reedycja pierwszej płyty zespołu trafiła mnie jak grom z jasnego nieba. Przebojowe, gitarowe granie, momentami zahaczające o hard rock i wysoki, zadziorny wokal Wandy Kwietniewskiej na długi długi czas wbijają się do głowy
10. GIANT - tylko 3 lata kazał nam czekać na nowy krążek ten amerykański zespół (poprzednia przerwa trwała bagatela 12 lat!). Na Stand and Deliver nie czuć jednak tego [sic!] pośpiechu. Jest za to dopracowana i udana artystycznie płyta, na której prócz ballad czy przebojowych, gitarowych numerów znajdziecie także rozpędzony, wręcz heavy metalowy Beggars Can't Be Choosers. Jest moc!
11. Behölder - epickie połączenie amrykańskiego powera z doom metalem. Podniosłe, utrzymane w średnich tempach utwory, tematyka fantasy i niesamowity John Yelland za mikrofonem. Aż korci, by w końcu przysiąść do tego całego Baldur's Gate
12. Red Moon Architect - melancholijny death/doom metal z klasycznym damsko/męskim duetem wokalnym. October Decay premierę miało w połowie kwietnia ale wówczas nie poświęciłem jej odpowiednio dużo czasu. Cieszę się, że w maju sumiennie to nadrobiłem i dziś mogę Wam wrzucić na playlistę pełen emocji, majestatyczny i monumentalny bo aż 12-minutowy Decay of Emotions.
Wyżej wymieniona dwunastka to oczywiście nie wszyscy artyści, którzy towarzyszyli mi w tym miesiącu. Nadal dość często sięgałem po najnowsze albumy folk/power metalowego Elvenking i symfoniczno metalowej Epici. Zrobiłem sobie też dłuższą wycieczkę przez dyskografię ikony goteborskiego metalu - In Flames, by na koniec utwierdzić się w przekonaniu, że jednak to Reroute to Remain wielbię najmocniej.
A jak Wam minął ten miesiąc? Jakie były Wasze odkrycia, oczarowania i (oby jak najmniej) rozczarowania. Piszcie śmiało! I oczywiście zachęcam do odsłuchu playlisty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz