Zaczynam pisać ten artykuł przed południem ale z racji, że czeka mnie cały dzień za kółkiem to może mieć formę bardziej skondensowaną. Na każdym jednak postoju postaram się napisać krótki akapit tak by z wieczorem dowieźć dla Was jednak kompletne podsumowanie. Zatem w drogę.
Nightmares as Extensions of the Waking State zbiera mieszane recenzje. U mnie jednak dominują pozytywne wrażenia. Dużo emocji, nastrojowy klimat i piękna okładka. Z zawartych na nim utworów najbardziej podoba mi się Warren ale coraz bardziej doceniam też zaśpiewany po szwedzku Efter Solen - z takim elektronicznym/r&b vibem, przywodzącym na myśl dokonania Sleep Token ale przepuszczone przez katatoniczny filtr.
Dalej mamy psychodeliczne bluesy od niemieckiego Apewards. Liminal Choices ma w sobie tę pustynną, stonerową atmosferę ale potrafi też fajnie pobujać słuchacza. W efekcie dostajemy album, który nie przytłacza tylko dodaje energii.
Pełen energii stoner to też muzyka brytyjskiego Slung. Elementy psychodelii, shoegaze'a czy alt-rocka splątane w dynamicznym i głośnym tańcu, który najlepiej brzmi w numerze Class A Cherry ale i reszta ich najnowszej płyty In Ways również jest warta uwagi. Dość powiedzieć, że została wyróżniona w najnowszym zestawieniu Doom Charts.
Przebojowe są też kompozycje amerykańskiego Bloody Hammers. Tematycznie inspirują się filmami grozy a muzycznie to podbarwiony gotykiem hard rock. I choć do Halloween jeszcze kilka miesięcy to u mnie grała namiętnie ich całą dyskografia z naciskiem na ostatni krążek pt. Washed in the Blood.
Szwedzkie Avatarium to jeden z moich ulubionych zespołów. Ostatnio wróciłem do płyty Girl in the Raven Mask, tej od której zaczęło się to całe zauroczenie. Do dziś, a od premiery minęło już prawie 10 lat, to nadal wpadam zadumę przy Pearls and Coffins a przy utworze tytułowym, rasowym metalowym bangerze no cóż, bang my head!
Chwilę oddechu od mrocznych ale jednocześnie dynamicznych dźwięków zapewniły mi
warszawskie Mlecze. Ich debiut, wydany przed kilkoma dniami Maruda to rozmarzony, eteryczny dreampop. Muzyka, której słucham rzadko a jeśli już to musi być wysokiej klasy. Mlecze takie są i polecam Waszym uszom takie numery jak
Polny Kwiat i Minie Jesień.
Z polskich artystów zrobiłem sobie mały comeback do płyty Horyzonty zespołu Resoraki. Panowie szykują się do premiery najnowszego albumu i mam nadzieję, że będzie równie udany jak poprzednik, którego najmocniejszym punktem jest niezaprzeczalnie refleksyjna ballada Obcy w obcym kraju, idealnie oddająca emocje dzieci lat 90-ych, które wracając w rodzinne strony czują się w nich naprawdę obco.
Jednym z moich najświeższych odkryć jest śląskie The Süns. Ich vintage'owe połączenie blues rocka i proto-metalu ubrane w psychodeliczne teksty brzmi, jak na nasze muzyczne podwórko zaskakująco świeżo. Czuć tu echa Breakoutu, pierwszej Budki czy zagranicznych kapel w stylu chociażby Dust, Lucifer Was czy Bloodrock, jednak są to tylko jak najbardziej słuszne inspiracje. Polecam Waszej uwadze album O miastach i uczuciach, nie traćcie też czujności, bowiem następca prawdopodobnie jest już w drodze.
Pozostając przy odkryciach i rodzimej scenie muzycznej napiszę kilka słów o krakowskim Postmortem. Jest to ekipa grająca powolny, przytłaczający funeral doom metal. Jest gęsto od mroku, tłusto od melancholii i grobowo od atmosfery. Ale czyż nie tak właśnie powinien brzmieć funeral doom? Ja jestem jak najbardziej na tak i tego też Wam, moi drodzy życzę.
Zmieńmy może nieco natężenie ciężaru. Moja drugi tydzień moich wypraw po dyskografii kanadyjskiego Mystery. Tym razem na tapet wziąłem album One Among the Living - koncept opowiadający historię artysty. Jest to ciekawe wydawnictwo, pełne refleksji i tak potrzebnej na płytach tego typu dramaturgii. Na dzisiejszą playlistę wrzucam Wam mój ulubiony Between Love and Hate. Mam jednocześnie świadomość że wyciąganie jednego kawałka z kontekstu może nieco osłabić jego odbiór, to jednak jest to jeden z tych utworów, któremu zawdzięczam poznanie kanadyjskich neo-progowców.
Dalej Ameryka i klasyka klasyk - Twisted Sister w jednym z największych hitów - We're Not Gonna Take It - mogę tego słuchać na okrągło!
Do łask wraca u mnie power metal, zwłaszcza w symfonicznym wydaniu. Wszystko za sprawą dwóch bardzo interesujących premier. Mowa o The Great Apocalypse szwedzkiej Insanii i The Story Remains francuskiego Fairyland. Zwłaszcza na tę drugą płytę czekałem z wielką ciekawością, gdyż to pierwszy longplay zespołu nagrany bez Philippe'a Giordana'y, jednego z dwóch głównych kompozytorów. Na szczęście obawy były nieuzasadnione ale muzycy tym krążkiem oddają piękny hołd zmarłemu w 2022 roku koledze.
Jak power metal to obowiązkowo Niemcy i po raz n-ty w ostatnich tygodniach Freedom Call. Tym razem dużo słuchałem płyt Crystal Empire i Master of Light. Ma to też swoje odzwierciedlenie na playliście, gdzie znajdziecie zarówno mój absolutnie ulubiony utwór kapeli - Kings Rise and Fall jak i pierwszy, który kiedykolwiek od nich usłyszałem, czyli Pharao.
Na koniec jeszcze trzy bandy ze Skandynawii. Duński Volbeat znów pokazuje nam jak grać soczysty i ostry rock'n'roll. God of Angels Trust to album skoczny, dynamiczny i przebojowy, czyli taki jaki powinien być. Na playlistę wskakują dziś aż trzy utwory z tego krążka.
Dalej szwedzkie In Flames i album Battles. Na Metal Archives ma średnią ocen 25% co wg mnie jest mocno krzywdzące. Nie jest to krążek wybitny ale na takie mocne 3 z plusem w skali szkolnej zasługuje.
I ostatni z wymienionych dziś bandów - szwedzki duet Call the Fraud. Na najnowszym albumie pt. V ponownie znajdziemy dużą dawkę zróżnicowanej metalowej muzyki, którą łączy w jedno po prostu "dobry groove".
I tak kilka minut po 21 udaje mi się i bezpiecznie dojechać do domu i dokończyć dzisiejsze podsumowanie. Na resztę wieczoru zostawiam Wam też playlistę i życzę miłego odsłuchu. Dobrej nocy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz