Przede wszystkim do głosu powoli ponownie dochodzi power metal. Wszystko za sprawą nowego albumu austriackiego Dragony. Tak jak poprzednik, Hic Svnt Dracones to concept album rozgrywający się w alternatywnej, magicznej rzeczywistości. Muzycznie jest również magicznie i morsko, wszak to przygody Wikingów są tematem opowieści. Mamy tu sporo melodii, jest szybka perkusja i budujące atmosferę klawisze. Myślę, że w swojej kategorii to jedna z najlepszych premier października. Poza tym nadal często sięgam po włoskie Timeless Fairytale, utwory z ich debiutu A Story to Tell a zwłaszcza ten tytułowy słuchają się naprawdę dobrze. Nie sposób też nie wspomnieć o szwedzkim Krilloan. Atlantean Sword, otwierający ich drugi krążek to prawdziwy power metalowy, rozpędzony dynamit. Utwór, który za nic w świecie nie chce wyjść z głowy już od pierwszego odsłuchu.
Fani nieco bardziej surowego power metalu na pewno znają niemiecki Stormwarrior. Ich najbardziej znanym albumem jest liczący już sobie 16 wiosen Heading Northe, który swoją energią i szybkimi tempami uderza już od pierwszych dźwięków tytułowego utworu. Rzeczone Heading Northe jest zresztą moim ulubionym utworem tej kapeli, choć cała płyta skrywa niejeden skarb. Na dzisiejszej playliście macie ich dwa.
Jeśli lubicie power metal w tak ciężkiej, jak i folkowej odsłonie polecam włoskich krasnoludów z Wind Rose. Jestem pewien, że ich nowy album Trollslayer Was zaciekawi. Dla mnie największym plusem tego wydawnictwa jest jego równość. W przeszłości zdarzało się bowiem, że płyty zespołu zawierały 1-2 bardzo udane kompozycje i spore grono "średniaków". Tu na pewno więcej jest tych pierwszych. Kilka z nich ląduje na playliście.
W tym tygodniu dołączyłem też do grona muzycznych blogerów, wielbiących nowy album londyńskiego Lowen. To połączenie doom metalu z progresją i elementami muzyki perskiej powala na kolana. Dodajcie do tego ciężkie gitary i wgniatającą w fotel perkusję i macie przepis na arcyciekawą i pełną emocji płytę.
Niezwykła jest też nowa Psychlona, również dość często pojawiająca się w muzycznych podsumowaniach moich kolegów po fachu. Album ten można odkrywać na nowo przy każdym odsłuchu, tyle się na nim dzieję. Mnie w tym tygodniu skusił na ten przykład pominięty w poprzednim artykule Kaleidoscope, zwłaszcza przez ten swój psychodeliczny groove.
Jak już pewnie wiecie z Facebooka, ostatnio sporo czasu poświęcam płycie The Neonai francuskiego Lake of Tears. Jest to chyba najbardziej elektroniczna płyta tej gothic/doomowej ekipy. Nie brak tu jednak romantycznej atmosfery i tego melancholijnego klimatu, z którego ekipa Davida Brennare jest znana. Podobną rewizytę zrobiłem niedawno amerykańskiemu Khemmis. Tym razem skupiłem się na nowszych albumach, takich jak wydany w 2018r Desolation czy zeszłorocznym singlu In the Pines. Fajnie pokazują drogę jaką przechodzi zespół, od ciężkiego doomu z elementami death metalu czy stonera do bardziej tradycyjnego, doomed heavy metalu. Ciekawi mnie jaki kierunek przyjmą na nowym albumie, nad którym aktualnie pracują.
Ponownie jak tydzień temu na playliście znalazło się miejsce dla niezwykłej Sian Blu Greenaway. Tym razem macie jeden utwór Alunah i dwa z jej solowej płyty, wydanej niedawno jako Bobbie Dazzle. Choć obie inkarnacje muzycznie są nieco inne (stoner/doom i progresywny glam-rock) to słucha się ich równie przyjemnie.
Moja bardziej melancholijna strona nieodmiennie od kilkunastu dni nuci gotyckie, pełne smutku i nostalgii melodie wyśpiewywane ponurym głosem Petra Stepana. Tak, Noc Vlku - nowy album XIII. Stoleti to dla mnie prawdziwe objawienie tej jesieni. Można powiedzieć, że to wydawnictwo nieprzypadkowo ujrzało światło dzienne pod koniec września, idealnie budując nastrój przed nadchodzącą wielkimi krokami (a już na pewno temperaturami) trzecią porą roku. Posmutkujcie ze mną, bo wrzucam dziś 4 utwory naszych południowych sąsiadów.
Mamy dziś też dwa utwory prog-rockowego Castle Mountain Moon, w których klawisze grają pierwsze skrzypce [sic!] i dosłownie rozwalają system. Taki refleksyjny neo-prog to jest coś, co biore w ciemno. Z drugiej strony nie odpuszczam też hard-rockowemu Eclipse. Megalomanium II nie ma może aż takiej przebojowości jak pierwsza odsłona, wydana rok temu ale i tak broni się wieloma wpadającymi w ucho, dynamicznymi piosenkami. Jest to nowoczesne granie choć przyznać muszę, że i w latach 80-ych ta szwedzka kapela byłaby w czołówce aor-owych i hair-metalowych bandów.
Na sam koniec jeszcze słów kilka o krakowskim Lor, folk-popowej grupie, która od czasu do czasu pojawiała się w moich głośnikach, choć chyba jeszcze nie na tyle by trafić na łamy Kroniki. W piątek te utalentowane dziewczyny wydały swój drugi album, zatytułowany przewrotnie Żony Hollywood - pełen delikatnych melodii, magicznych skrzypiec i harmonii wokalnych. Jest tu co prawda więcej popu niż folku, jest to jednak taki naprawdę solidny i ambitny pop. Na dzisiejszą playliste wybrałem utwór fanfiction, mający w sobie coś bardzo wciągającego. Być może dzięki charakterystycznemu układowi rymów, a może za sprawą hipnotyzującej melodii bądź trochę nieśmiałemu aczkolwiek bardzo nastrojowemu wokalowi? Posłuchajcie i zdecydujcie sami.
Ok, miało być na szybko ale i tak się rozpisałem. Cóż, tak bywa. Łapcie link do playlisty i miłego odsłuchu. A z racji późnej pory też dobrej nocy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz