Przed nami ostatnie kwietniowe podsumowanie tygodnia. Za klika dni wrzucę jeszcze podsumowanie miesiąca i pełną parą wejdziemy w, mam nadzieję, słoneczny i spokojny maj. Zapowiada się nie najgorzej, zwłaszcza, że ostatnio dominuje u mnie właśnie ta pogodna i melodyjna strona muzycznego spektrum. Są oczywiście wyjątki ale jak wiadomo, one tylko potwierdzają regułę.
Czas więc skupić się na muzyce a tu najwięcej czasu zajęły mi albumy power metalowe. Od Concord amerykańskiego Judicator nie mogę oderwać się juz kolejny tydzień. Uwielbiam to połączenie elementów melodyjnych, progresywnych i rasowo metalowych. Pochodzący z tego albumu Sawtooth po krótkiej przerwie znów jest najczęściej słuchanym przeze mnie utworem a nie można też zapominać o Miracle of Life z zaskakującą solową partią saksofonu. Świetna płyta bez dwóch zdań.
Fani power metalu w ten weekend mieli zresztą niejeden powód do radości. Swoje premiery miały co najmniej trzy ciekawe albumy. Pierwszy z nich to Ghosted włoskiego Trick or Treat. Zespół będący początkowo cover bandem Helloween od lat buduje swoją własną markę i nowe wydawnictwo jest kolejną solidną propozycją. Szybki, melodyjny power z wieloma popkulturowymi odnośnikami a do tego ten jakże charakterystyczny falset Alessandro Contiego - razem mamy płytę, z którą na pewno spędzę niejeden tydzień.
Dalej mamy dwa krążki osadzone mocno w wykreowanych przez muzyków światach fantasy. Ancient Bards kontynuuje swoją historię o czarnym, kryształowym mieczu na krążku Artifex, który pełen jest bogatych orkiestracji i, może trochę za bardzo, przywodzących na myśl swym klimatem filmy Disneya ballad. Są tu jednak też rasowo metalowe numery, jak szybki iagresywny The Empire of Black Death, który wrzucam na playlistę. The Legend of the Oakensource to debiut szwedzkiego projektu Hans & Valter, którego założeniem jest grać power metalową muzykę filmową. Mnie osobiście bardziej kojarzy się to z sesjami RPG w klimatach D&D ale to przecież nie wada? Muzycznie jest to bardzo przyjemny euro-power z symfonicznymi elementami. Polecam każdemu fanowi gatunku.
Poza tym w dalszym ciągu chętnie zasłuchuję sie w trzecią część serii Reader of the Runes włoskich folk-power metalowców z Elvenking. Na Lunie bardzo fajnie udało się połączyć wszystkie charakterystyczne dla zespołu elementy, bez nadmiernego faworyzowania żadnego z nich. Otrzymujemy w efekcie płytę ciekawą, zróżnicowaną a przede wszystkim, bardzo dobrze się słuchającą. Na dzisiejszej playliście znajdziecie m.in. utwór Stormcarrier nagrany z gościnnym udziałem znanego chociażby z Finntroll wokalisty Mathiasa Lilmana.
Jeśli już wspominam o folk/powerze to też odświeżyłem sobie dyskografię farerskiego Tyra, a zwłaszcza liczącą sobie już 16 lat By the Light of the Northern Star, na której mamy jeden z najbardziej znanych hymnów zespołu - epicki By the Sword in My Hand.
Nie była to jednak jedyna płyta, do której wróciłem po dłuższym czasie. Dość często sięgałem też po twórczość dwóch innych przedstawicieli europejskiego powera - bardzo melodyjną francuską Galderię i szwedzkich symfonicznych cosplayerów z Twilight Force. Jak widać, power metal to muzyka, która chyba nigdy mi się nie znudzi.
Pewne wpływy power metalowe można dostrzec też na trzecim albumie niemieckiej Visionatici, zwłaszcza w rozpędzonym Super Masochistic so Sadistic Feministic. Większość jednak utworów, z bardzo orientalną Scheherezade to już klasyczny symfoniczny metal z kobiecym wokalem w stylu, również często słuchanej przeze mnie za sprawą nowego albumu Epici.
Innym bardzo lubianym przeze mnie gatunkiem z rodzaju tych pogodnych i melodyjnych jest na pewno AOR, który w skrócie można nazwać też melodyjnym hard rockiem. W tej kategorii również obrodziło kilkoma udanymi krążkami, a w zasadzie EP-kami. Mowa o Leftovers, vol. 1 szwedzkiego Degreed i Number One fińskiego Brother Firetribe. Mamy tu dużo przebojowego, gitarowego grania, które na długo zostaje w pamięci. Na osobne zdanie zasługuje utwór Wildchild pierwszej z wyżej wymienionych kapel, nagrany w hołdzie zmarłemu przed kilku laty frontmanowi Children of Bodom, Alexiemu Laiho.
Kwintesencją AOR jest na pewno super-grupa W.E.T. złozona z członków kilku zasłużonych dla tego stylu kapel. O ich najnowszym krążku zatytułowanym Apex piszę już od kilku tygodni ale cóż, jest tak dobry, że nie ma dnia, bym nie puszczał sobie Breaking up, What Are We Fighting For czy jakiegoś innego z dziewięciu pozostałych utworów.
Jeżeli szukacie jakiegoś bardziej epickiego, rycerskiego wręcz hard rocka to polecam brytyjski Ten, którego EP-ka The Dragon and Saint George po 10 latach od wydania pojawiła się w końcu w streamingach. Musketeers Soldiers of the Kings, Albion Born czy utwór tytułowy - same nazwy mówią nam jakiego klimatu możemy tu się spodziewać. A ja taki klimat lubię bardzo, bardzo ;)
Teraz słów kilka o nowym albumie "satanistycznego Bon Jovi" jak złosliwi określają kilka ostatnich płyt zespołu Ghost. Ja ich muzyki słucham od czasów premiery Infestissumam i do każdej kolejnej pozycji podchodzę z nieukrywanym zainteresowaniem. Do tej pory się nie zawiodłem. A jak jest ze Skeletą? Cóż, po raz pierwszy chyba dostałem płytę Ghosta, która nie wzbudziła we mnie żadnych emocji po pierwszym przesłuchaniu. Włączyłem ja więc drugi, trzeci, czwarty i w końcu coś zaiskrzyło. Nie jest to jednak jakiś mocny płomień, natomiast nie można powiedzieć by był to zły album. Jest dopracowany, przemyślany, są ciekawe momenty jak choćby De Profundis Borealis ale brak w tym wszystkim jakiejś "iskry Bożej". Niemniej jednak można przy Skelecie spędzić niejedną fajną chwilę i w żaden sposób nie zamierzam skreślać tego albumu. Ciekaw jestem natomiast Waszych opinii, gdyż jest to zespół, który od lat wzbudza naprawdę skrajne emocje.
W tym tygodniu moja muzyczna biblioteka wzbogaciła się tez o kolejny ciekawy zespół z kategorii new wave of traditional heavy metal. Jest nim szwedzki duet Severe Overbite, złożony z multiinstrumentalisty Jonasa Ohlunda i wokalisty Hakana Martenssona. Ich zeszłoroczny, eponimiczny debiut to kawał klasycznego heavy, surowego i majestatycznego niczym, swoją drogą najlepszy utwór na płycie, The Mountain.
Wspomniałem na wstępie o wyjątkach od tej ciepłej i pogodnej muzyki. Oto i one. Oczywiście włsoka Messa ze swoim czwartym albumem The Spin. Psychodeliczny doom metal z, tym razem, gotyckimi i cold wave'owymi inspiracjami. Płyta, która przyjemnie chłodzi, wycisza ale i skłania do refleksji. W zeszłym tygodniu szczególnie upodobałem sobie otwierający płytę niczym wstęp do jakiejś gotyckiej powieści grozy Void Meridian.
Przygnębiający i ponury jest też nowy album fińskiego Red Moon Architect. Mamy tu ponure, powolne tempa z głębokim growlingiem w iście funeral doomowym stylu, przeplatane z krystalicznie czystym, pełnym smutku wokalem Anni Viljanen. Za oknem słonecznie i ciepło a tu October Decay sprawia, że czujemy się jak w samym środku deszczowej, melancholijnej jesieni.
Jak jesień to i spadające liście z drzew, jak chłód to i chłód serca, czyli w skrócie - shoegaze'wy Last Leaf Down i utwór Cold Heart z płyty Weight of Silence. Na wyciszenie, na zadumę i poczucie eterycznej delikatności jaką niesie ze sobą muzyka tej szwajcarskiej formacji.
Na koniec coś najcięższego i najmroczniejszego. Album Wielkie zanikanie pochodzącego z Końskich zespołu Zmarłym. Psychodeliczny, apokaliptyczny black metal nagrany z pasją i pomysłem, niestroniący od progresywnych zagrywek, elektronicznych wstawek czy też, niezwykle klimatycznych czystych wokali. Świetnie słychać to w znanym już z singli utworze Ludzie schronu (2034), który znajdziecie na playliście. Zachęcam jednak do zapoznania się z całym krążkiem. Stosunkowo rzadko sięgam po black metal ale uwierzcie, przy Wielkim zanikaniu nie mam wątpliwości, jest to płyta wybitna.
I tak tym najbardziej charakterystycznym wyjątkiem potwierdzającym regułę zamykam dzisiejsze podsumowanie. Tradycyjnie zapraszam do zapoznania się playlistą zawierającą 30 najczęściej słuchanych przeze mnie w zeszłym tygodniu utworów i dzielenie się swoimi przemyśleniami, podsumowaniami i aktualnie ulubionymi kawałkami. Miłego tygodnia!