poniedziałek, 7 lipca 2025

30.06-06.07.2025

 


W poprzednim podsumowaniu tygodnia wymieniłem spore grono - 21 artystów. Dziś, gdy siadam do pisania nowego artykułu i podliczam, z kim spędziłem najwięcej czasu w tym tygodniu, znów wypada tzw. "oczko". Cóż, nie będę narzekał tylko do razu przejdę do sedna.

Zespół Ich Troje narobił mi sporo zamieszania bardzo niespodziewaną zawartością Wybiła jedenasta, swojej nomen omen jedenastej płyty. Mniej więcej w połowie długości albumu miejsce spokojnych, radiowych ballad zajmuje pełna energii, prawie że hard rockowa naparzanka. Jest to tak niespodziewane, że chyba tu należy upatrywać źródeł sukcesu, jaki ten krążek osiągnął w moich prywatnych chartsach. Nadal jestem w niemałym szoku i fascynacją sięgam po miejscami autoironiczny Supeł (w którym m.in. powraca legendarny sęp miłości), gorzką ale i dość przewrotną rozmowę z Bogiem w Vater Unser czy naładowne punkową energią Siódme Niebo. A to tylko 3 z 9 ostrzejszych numerów na płycie. Innym też warto dać szansę, nie tylko z ciekawości jak Michał Wiśniewski i spółka radzą sobie w rasowo rockowym repertuarze.

W latach największej świetności Ich Troje sukces komercyjny odnosiła również lubelska Budka Suflera. Legenda polskiego rocka coraz bardziej odchodziła jednak w stronę lekkiego pop-rocka, co dobrze ilustruje piosenka Bal Wszystkich Świętych. Przez pryzmat tego utworu, wydana w 2000 roku płyta o takim samym tytule jest głównie pamiętana właśnie jako takie łagodne, radiowe granie. A trzeba pamiętać, że już drugi na płycie Nawiedzony Dom to kawał soczystego, ciężkiego rocka. I właśnie z tą kompozycją minęło mi w tym tygodniu niejedno miłe 5 minut.

Echa pierwszej Budki z połowy lat 70-ych rezonowały mi dość mocno (obok m.in.Breakoutu) na pierwszej płycie blues-rockowo/proto-metalowego The Süns. Kilka dni temu swoją premierę miał nowy album zespołu, zatytułowany Sunsets. Ponownie mamy tu sporo takiego vintage'owego grania okraszonego lekką nutą psychodelii. Z różnic w oczy najbardziej rzucają się anglojęzyczne teksty i choć trochę brak mi tej naszej słowiańskiej melodyki to na pewno jest to szansą dla zespołu na trafienie do większego grona słuchaczy. Kto wie, może za miesiąc Sunsets zostanie wyróżniona na liście Doom Charts? Trzymam kciuki.

A skoro juz wspomniałem o tym, to czerwcowe notowanie Doom Charts przyniosło mi w prezencie płytę Faceless Man duńskiego zespołu Fusskalt. Jest to album dość zwarty i konkretny, zawierający pół godziny trochę dusznego i surowego stoner metalu. Jakby to powiedział mój kolega po fachu jest gruz i fuzz.

Ten kolega, to nie kto inny jak Marek alias Gruz Culture Propaganda, spełniający sie również w roli basisty w zespole Kanalia. Cieszę się, że w końcu znalazłem więcej czasu by posłuchać pierwszej nagranej z nim płyty. Nosi ona tytuł Pato Blues Propaganda a przepełniona jest gęstym i ciężkim sludge'm pierwszej jakości. Jeśli miałbym wymyślić jakąś sentencję, która nasuwa mi się po odsłuchu krążka to ujałbym ją w następujący sposób - jeżeli tak ma brzmieć pato blues, to nazywajcie mnie od dziś pato bluesmanem :) 

Po tym sucharze przejdźmy do czegoś ciężkiego, przytłaczającego i dusznego, a zarazem jednak maksymalnie atmosferycznego. Ci, którzy śledzą mnie na FB już się pewnie domyślają, że chodzi o nowy singiel amerykańskiego Frayle. Walking Wounded zmiażdżyło mnie emocjonalnie już od pierwszego odsłuchu i jeśli w tym schemacie utrzyma się cała nadchodząca (mam nadzieję) płyta to będziemy mieli bardzo mocnego kandydata do tytułu albumu roku. 

W takich bardziej doomgaze'owych klimatach tworzy też jednoosobowy projekt breaths. Jak wspominałem tydzień tematu, najnowszy album pana Robertsa ma w sobie dużo więcej agresji, black metalowego skrzeku. Tak jak breaths było bardziej eteryczne i refleksyjne, tak Death Can Wait przytłacza smutkiem i rezygnacją. Jest to prawdziwa uczta dla ducha i mocno polecam ją wszystkim miłośnikom pełnej emocji muzyki - od shoegaze'a po dsbm.

Są też artyści, którzy grają bardziej tradycyjny doom metal, mocno inspirowany heavy metalowymi korzeniami. Taka metalowa energia przepełnia trzeci album brytyjskiego King Witch. Jest tu też trochę bluesa, trochę grunge'owej estetyki ale przede wszystkim najważniejszy jest hałas. A za ten w dużej mierze odpowiada mocny wokal Laury Donelli, która równie umiejętnie miażdży krzykiem, urzeka zawodzeniem i potrafi też ukoić wchodząc w spokojniejsze, liryczne tony. 

Na granicy tradycyjnego doomu i jego epickiej odsłony tworzą panowie z Fer de Lance. Drugi album amerykańskiego kwartetu, Fires on the Mountainside przynosi nam jeszcze więcej niż debiut podniosłych melodii, opowieści w klimatach magii i miecza a także, może nawet przede wszystkim, gitarowo-perkusyjnych marszów. Dzięki lepszemu, bardziej wyrazistemu brzmieniu jestem pewien, że płyta ta zrobi na Was jeszcze większe wrażenie niż dobrze oceniany, choć nie przez wszystkich (w tym niżej podpisanego) odpowiednio doceniony debiut.

Rok temu w październiku ukazało się sporo ciekawych płyt, które z ograniczeń czasowych nie dostały tyle uwagi na ile zasługiwały. Wśród nich było Shinig fińskiego Swallow the Sun - płyta liryczna, melancholijna ale potrafiąca też wejść na zdecydowanie death/doomowe terytoria. Po prawie roku od premiery chętnie do niej wracam a zwłaszcza do refleksyjnego Innocence Was Lost Forgotten. A jak Wy oceniacie ostatni album fińskiej kapeli?

Kończąc stonerowo/doomowo/depresyjno rockową sekcję napiszę tylko tyle, że nadal sięgam po nową Katatonię i za każdym razem czuję coś więcej niz tylko satysfakcjonującą obojętność a to chyba dość pozytywne wrażenia, nie sądzicie?

Przed nami power metal, co by trochę przeskoczyć na drugą stronę emocjonalnego spektrum. Tu najważniejszą premierą tygodnia był niewątpliwie nowy krążek Warkings zatytułowany Armageddon. Od poprzednika dzieli go 3 lata, jest to więc najdłuższa przerwa wydawnicza w historii kapeli. Czy wpłynęło to na jakość zaprezentowanych kompozycji? Z jednej strony muzycy nadal trzymają się charakterystycznego heavy/powerowego brzmienia z podniosłymi refrenami, z drugiej strony nie czuć zmęczenia materiału (co czasem miało miejsce w przeszłości). Po pierwszych kilku odsłuchach zdecydowanie wpadł mi w ucho utwór nt 6 - Circle of Witches, najszybszy i najbardziej wierny power metalowym pryncypiom na płycie.

Miesiąc temu premierę miał drugi album francuskiego Livin' Evil, zespołu założonego w 1992 roku ale później przez wiele lat nieaktywnego. Muzycy zebrali się ponownie dopiero około 2022 roku celem uhonorowania pamięci oryginalnego wokalisty, zmarłego w 2018 roku Patricka Pairona. Od tego czasu są nieprzerwanie aktywni a obowiązki wokalne przejął znany z kilku innych projektów Grek Tasos Lazaris. Wspólna gra wychodzi im dobrze a The Warrior of the Kings spoboba się każdemu miłośnikowi cięższej, niewypolerowanej odmiany power metalu.

Poza tym często sięgałem po moje dwa ulubione power metalowe albumy czerwca - The Great Apocalypse Insanii i The Story Remains Fairylanda. Oba dynamiczne, melodyjne i bogate w symfoniczne aranże. Polecam też debiut tajskiego CresentieRa a zwłaszcza utwór Look to the Mirror, którego zwrotki szczególnie wkręciły mi się w aparat słuchowy. 

Teraz słów kilka o Defenders of the Faith, kolejnym po bardzo lubianej przeze mnie Luciferian Light Orchestra side projekcie Christofera Jonsona. Tym razem lider Theriona zabiera nas w świat tradycyjnego heavy metalu, choć czuć tu mimowolnie tez echa macierzystej kapeli muzyka. Niemniej jednak Odes to the Gods to przyjemna płyta a taki I'm In Love With My Tank to fajny, wpadający w ucho kawałek.

Nie jestem i nie byłem nigdy wielkim miłośnikiem Roba Zombie, jednak swego czasu, tak z 15-16 lat temu w ręce wpadła mi płyta The Sinister Urge. W tamtym czasie chłonąłem wszystko, co choć trochę z metalem związane a ta jakże bujająca, industrial metalowa płyta z miejsca przypadła mi do gustu. Co mocno płonie, szybko gaśnie tak i potem przez lata bardzo rzadko sięgałem po twórczość tego artysty. Niedawno jednak postanowiłem sobie ją odświeżyć i sprawdzić, czy tamte emocje przeżywałem szczerze czy był to tylko słomiany zapał metalowego neofity. Spieszę z odpowiedzią - jednak to pierwsze. Teraz Demon Speeding wierci mi się w korze słuchowej niemiłosiernie i jest to naprawdę perwersyjnie przyjemne uczucie. 

Jeśli puściliscie sobie ten numer i teraz potrzebujecie czegoś bardziej refleksyjnego i uspokajającego to spieszę z pomocą. W mojej podróży przez dyskografią kanadyjskich mistrzów neo-proga dotarłem już do roku 2018 i albumu Lies and Butterflies. Jest to bardzo udany album, na którym Mystery łączy ze sobą elementy symfoniczo, hard i prog-rockowe. Album jest, niczym klamrą, spięty dwoma monumentalnymi ponad 15-minutowymi suitami, między które włożono pięć bardziej kompaktowych, zwięzłych kompozycji. Właśnie wśród tej piątki znajduja się moi dwaj faworyci, jak zwykle wyzwalające wiele emocji - How Do You Feel? i Come to Me. Obie oczywiście do odsłuchu na dzisiejszej playliscie.

O płycie Olympus Mons jednosobowego projektu Book of Revelations mogę napisać to, co i tydzień temu. Kunsztowna, melodyjna a przede wszystkim świetnie ilustrująca opowiadane historie. Jeżeli tak jak ja, cenicie sobie muzykę narracyjną zamiast audiobooków, bez obaw możecie sięgnąć po nowe dzieło Gerarda Freemana.

Na koniec teutoński thrash metal w całej okazałości, czyli Sodom. The Arsonist to już siedemnasty album tej niemieckiej grupy i aż się wierzyć nie chce, że jest ona na scenie już przeszło 40 lat. Nowy krążek to takie Sodom, które lubię - szybkie, agresywne ale i, w odpowiednich oczywiście granicach, melodyjne. Jest w "podpalaczu" też coś, czego zabrakło mi na dwóch poprzednich płytach - taka lekkość a w zasadzie łatwość z jaką utwory się rozwijają. Nie czuć przeciążenia, robienia czegoś na siłę tylko czysta płynąca z wnętrza muzyka. A to się wbrew pozorom czuje. I ja tak właśnie mam z The Arsonist, które patrząc na ostatni tydzień było jedną z dwóch najczęściej słuchanych przeze mnie płyt. Na playlistę trafiają trzy pochodzące z niego utwory ale liczę, że będzie to dla Was tylko pierwszy krok do zapoznania się z całym wydawnictwe. Bo warto, naprawdę!

I tak oto, od Polski do Niemiec, po drodze zahaczając o prawie pół świata, dotarliśmy do końca dzisiejszego podsumowania. Na szczęście muzyka nie zna granic, bo w realnym świecie od dziś już sama podróż do naszego zachodniego sąsiada robi się coraz trudniejsza. Tak więc póki muzyka nam to umożliwia piszcie w jakie dźwiękowe rewiry zapuszczaliście się w zeszłym tygodniu a ja jak zawsze zapraszam do odsłuchu playlisty z 30-oma najczęściej słuchanymi przeze mnie utworami. Miłego dnia!

Playlista: 06.07.2025




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze