Trochę jednak na przekór nowości zostawię na koniec. Najpierw skupię się na albumach najczęściej słuchanych w perspektywie całego tygodnia. Tu dominują dwa krążki. W Blasku Księżyca Czarnego Bzu i Heretics & Lullabies Frayle. Ten pierwszy to jedyna w swoim rodzaju synteza industrialnego metalu z muzyką ludową a drugi miesza ze sobą to co najlepsze w death/doom metalu i pokrewnym mu, choć bardziej eterycznym doomgaze'ie. Pierwszy wciąga mechanicznym rytmem i zgrabnymi melodiami, drugi przygniata mroczną i duszną atmosferą. Oba zaś łączy jedna, chyba najważniejsza cecha, już po pierwszym odsłuchu ciężko się od nich oderwać.
W końcu przekonałem się też do nowego Testamentu. Para Bellum jawi się jako album zróżnicowany, nawiązujący tak do początkowego okresu jak i złagodzonego The Ritual czy zahaczającego o death metal The Gathering. Ekipa Chucka Billy'ego nie stawia sobie żadnych ograniczeń, łącząc siarczyście mocne thrashowe bangery (High Noon) ze smakowitą power balladą (Meant to You). Takiej muzyki nam potrzeba i czuję, że będzie się tu ją długo jeszcze grało.
Rzadko natomiast słucham pop punku. Z tego gatunku, niegdyś bardzo popularnego w rockowym mainstreamie mam może 2-3 wykonawców, których szczerze lubię. O Good Charlotte pisałem przy okazji ich nowej płyty w wakacje. Tym razem za to sięgnąłem po starsze kawałki kanadyjskiego Billy Talent. Fallen Leaves znają chyba wszyscy, ja jednak nieco bardziej preferuję ich trzecią płytę i znajdujący się na niej Pocketful of Dreams, zadziorny i wpadający w ucho.
Odświeżyłem sobie też jedną z lepszych stoner/psychowych płyt tego roku. Sub Rosa niemieckiego Daevar zachwyca mnie swoją melodyjnością tak kontrastującą z dusznymi, nieco przybrudzonymi gitarami. Szczególnie dobrze widać to w Siren Song, mojej ulubionej kompozycji z całej dyskografii tego doom grunge'owego trio.
W ostatnich tygodniach pisałem też o Silent Revenge, czwartej płycie power metalowej Hibrii. Jest to dobry album ale jednak sercem i duszą do dziś (a to już 17 lat) jestem za ich "dwójką", rozpędzonym i rozgrzewającym do czerwoności intensywnością dźwięków The Skull Collectors. To tu znajdziecie takie petardy jak choćby Devoted to Your Fear czy bijący po pysku od pierwszych taktów Tiger Punch.
Dla przeciwwagi mam natomiast kompozycję The House of the Setting House, pochodzącą z Illwill, przedostatniej jak do tej pory płyty zespołu (a w zasadzie projektu) Lake of Tears. Sam album, poza wydanym w 1994 roku debiutem, to chyba najcięższy punkt dyskografii legendarnych już gothic/doom metalowców. Wspomniany utwór to jednak łagodniejsza, melancholijna kompozycja, z których zresztą David Brennare i co. jest najbardziej znany.
Miłośnicy zarówno melancholijnego jak i ciężkiego grania ogólnie nie mogą w październiku narzekać. Poza wyróżnionym na wstępie Frayle, świetne krążki wydali też weterani amerykańskiego death/doomu z Novembers Doom jak i niezwykle oryginalny, bardzo nastrojowo grający projekt The Answer Lies in the Black Void, nazywający swoją muzykę transcedentalnym doom metalem. I choć na playliście znajdziecie dziś tylko po 1 kompozycji obu wykonawców, to zachęcam do zapoznania się z pełnymi płytami. Z poprzedniego tygodnia zaś przypominam o bloom metalowym Sunbreather, który każdy miłośnik Elephant Tree znać powinien.
Było trochę o doomie, teraz może power? Tu mamy kilka mocnym punktów. Symfoniczno-metalowe Aedan Sky, morsko, oceaniczno, karaibska Terra Atlantica i szybkie, ostre jak brzytwa, niemal thrashowe Rage. Każda z tych kapel nagrała płytę, która ma duże szanse znaleźć się w mojej całorocznej topce.
Zgodnie z planem eksploruję dalej dyskografię gothic rockowej legendy zza południowej granicy. Ten tydzień spędziłem więc z albumem Nosferatu, trzecią pozycją w dyskografii XIII. Stoleti. Już sam tytuł nawiązuje do zawartej na płycie tematyki, dobrze wpisującej się w ramy gatunkowe. Jest to jeden z najlepiej ocenianych przez fanów albumów zespołu i cóż, coś w tym jest. Mamy tu pięknie pogrzebowo brzmiące syntezatory, soczyste gitary, hipnotyzujące rytmy i górujący nad wszystkim, charakterystyczny wokal Petra Stepana. Gdy już przyzwyczaicie się do uroków czeskiego języka to jestem pewien, że opowiedziane przez zespół historie wciągną Was na długo.
Ok, czas na nowości. Na pierwszy ogień idzie album, który liczy już sobie ponad 3 tygodnie ale na łamach Kroniki występuje po raz pierwszy. Xo.eN tworzą dwie intrygujące muzyczne osobowości. Agata Pawłowicz wokalistka i autorka tekstów najbardziej znana chyba z działalności w dark alternatywnej Desdemonie i Marek Noski, kompozytor i multiinstrumentalista. Wydany pod koniec września Nic to już ich druga wspólna płyta, pełna podniosłych i wzruszających dźwięków, emocjonalnych, osobistych tekstów i niepowtarzalnego klimatu. Można co prawda powiedzieć, że duch starego The Gathering nawiedza dość często tę płytę ale nie sposób docenić też, że dwójka artystów zostawia w niej też swoje własne, oryginalne piętno. Mnie najmocniej za serce chwyciły dwie kompozycje, przejmujący Owoc przegniły i również dramatyczne ale jednak pełne wewnętrznej siły Drzewo, co nie rzuca cienia.
Trochę na przekór aktualnej modzie, nie w piątek ale środę, 15 października światło dziennej ujrzało nowe dzieło grupy Closterkeller. Argento kończy trwającą 8 lat, najdłuższą w dziejach kapeli ciszę wydawniczą. Czy zespół dobrze wykorzystał ten czas? Myślę, że tak. Mamy tu bowiem dość zróżnicowany materiał, są i łagodne, quasiballadowe kompozycje, pełne mistycznego nastroju ale i trafi się niejeden ostrzejszy numer. Na mnie największe wrażenie, i to od pierwszego odsłuchu (tuż po północy z wtorku na środę) zrobił Mój sen srebrny, buntowniczy i z odpowiednią ironią opisujący aktualną sytuację w kraju.
A w naszym kraju dzieje się też sporo dobrego. Kolejnym, czwartym już rodzimym wykonawcą, o ktróym wspominam jest podkarpacki Iron Head, którego można opisać jako melodyjny metalcore. Teraz albo Nigdy to ich drugi krążek i czuć, że muzycy mają już więcej doświadczenia. Utwory są bardziej dopracowane choć nie tracą nic ze swojego dynamizmu i tego buntowniczego ognia. Teksty są bezpośrednie, bez niepotrzebnych alegorii i metafor ale trafiają w sedno, jak choćby traktująca o codziennych zmaganiach z rzeczywistością i swoimi własnymi wymaganiami Nieustanna walka. Mam nadzieję, że zespół wie dobrze, za czym goni i będzie to realizował dalej z taką samą konsekwencją, nie bacząc na "szczekanie psów".
Zostały nam jescze okołopowermetalowe premiery. Chyba do każdej z nich podchodziłem jednocześnie z niecierpliwością ale i dystansem. Czy to Battle Beast, Sabaton czy może nieco mniej znany od nich Human Fortress obdarowywali nas singlami, z których jedne były lepsze a drugie, cóż takie "meh". Ostatecznie jednak muszę powiedzieć, że każdemu z tej trójki udało się moje obawy rozwiać. Steelbound, Legends i Stronghold to albumy solidne, które każdy miłośnik gatunku polubi. Równocześnie nie są to jednak płyty przełomowe ale cóż, takie trafiają się może raz czy dwa w życiu. Pojedyncze próbki każdej płyty macie na playliście, ciekawi mnie Wasze zdanie na ten temat.
Na koniec muzyka z nieco innej beczki. Multivariate Outliers to niemieckie trio, którego muzykę można zaliczyć do szeroko pojętego alternatywnego rocka. Ja, po odsłuchu All the Colors in Display, drugiej płyty zespołu, mogę pokusić się nawet o określenie sentymentalny rock. Delikatne gitary, łagodne brzmienie i właśnie ta sentymentalność (rozumiana jako nurt w poezji końca XVIII wieku) w poruszaniu tematyki miłosnej była dla mnie miłą odskocznią od cięższej muzyki, choć nie powiem, potrafiła chwycić za serce równie mocno jak niejedna z wyżej wymienionych kapel.
Na dziś już wszystko. Poniżej obowiązkowy kolaż i playlista z najchętniej słuchanymi w ostatnim tygodniu utworami. Może znajdą się wśród nich też takie, które Was zaciekawiły lub dopiero zaciekawią. Zapraszam do dyskusji i jestem ciekaw, co u Was było najczęściej grane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz