poniedziałek, 9 września 2024

02.09.-08.09.2024


Za nami bardzo interesujący muzycznie tydzień. Sporo ciekawych singli i albumów miało swoje premiery, wybrałem się też w kilka krótszych lub dalszych podróży w czasie. Wszystkiego dowiecie się z poniższego artykułu. A więc w drogę!

Zacznijmy od polskiej sceny alternatywnej. Swoimi post-punkowymi dźwiękami nadal chłodzili mnie warszawiacy z Dead Tahiti. Tahiti, Kolaże, Miastożercy - te utwory naprawdę potrafią uzależnić. Niemniej jednak stopniowo muszą ustąpić "czasu antenowemu" ekipie z poprzedniej stolicy Polski. Mowa o shoegazowym Szlugazerze. W zeszły piątek miała miejsce premiera ich pierwszego pełnometrażowego albumu zatytułowanego Domki z Azbestu. W stosunku do poprzedniej, bardzo udanej EP-ki mamy tu kilka istotnych zmian. Przede wszystkim pełen ekspresji damski wokal Gosi Karczewskiej, nadający zawartym na płycie utworom charakteru. Same kompozycje również są bardziej urozmaicone, raz senne i liryczne, czasem bardziej przebojowe a innym razem zespół nie boi się eksperymentować, co super widać w moich ulubionych Kotach Dachowcach..., gdzie grę gitar można (bez negatywnych skojarzeń) określić mianem kociej muzyki. Na uwagę zasługuje też fakt, że lirycznie płyta jest w pewien sposób concept albumem - teksty krążą wokół różnych spraw związanych z domem, ubranych oczywiście w intrygujące, miejscami surrealistyczne barwy. Serdecznie polecam ten album a na playlistę trafiają 3 utwory Szlugazera.

Polską sekcję dzisiejszego artykułu zamyka jeszcze jeden niezwykły zespół, który niespodziewanie zawładnął moim odtwarzaczem. Bostone to nowa nazwa na polskiej scenie metalowej. Grają stoner/sludge a ich debiut - Dark Times to niezwykle wciągające 40 minut najlepszego "gruzu". Utwory mają typowo stonerowy, duszny klimat, wokalista dysponuje mocnym wokalem, potrafi polecieć growlem, ale i w melodyjnych rejestrach brzmi bardzo dobrze. Całości dopełniają tłuste riffy i soczysta perkusja. Liczę, że kapeli uda się dotrzeć do szerszego grona odbiorców i w tym celu wrzucam Wam do odsłuchu aż 4 utwory. Enjoy!

A co mają do zaoferowania zagraniczni artyści? O Bonsai Kitten pisałem już tydzień temu. Jest to kapela, która wywodzi się z popularnego zwłaszcza w drugiej dekadzie XXI wieku nurtu psychobilly - łączącego typowe dla rockabilly instrumentarium z bardziej psychodelicznym czy horrorowym klimatem. W tym stylu utrzymane były pierwsze płyty niemieckiej ekipy. Niestety czas pokazał, że formuła psychobilly dość szybko się wyczerpała. Część zespołów zakończyła karierę a część zmodyfikowała swoje brzmienie. Bonsai Kitten należy właśnie do tej drugiej grupy, stopniowo kierując się coraz bardziej w stronę mieszanki punku, bluesa czy nawet psychodelicznego proto-metalu. Na najnowszym krążku Let it Burn możecie usłyszeć każdą z wymienionych powyżej inspiracji. Mnie najbardziej kręci szybki utwór tytułowy, polecam też znane z singli I Wonder i I Love That You Hate Me. Jeśli lubicie taką głośną i energiczną muzykę z drapieżnym damskim wokalem (a Tiger Lilly to prawdziwa muzyczna predatorka), nie czekajcie dłużej tylko odpalajcie playlistę, którą przygotowałem.

Następnie zapraszam do zapoznania się z muzyką kilku grup, które w obranym przez siebie gatunku stawiają na bardziej progresywne podejście do tematu. Ritual łączy prog z folkiem, Mammoth Volume ze stoner rockiem a Black Sites z nowoczesnym metalem. Generalnie trudno doprecyzować jaką muzykę gra ta ostatnia kapela, jedno jest pewne - nie brak tu mrocznych klimatów, dynamicznych rytmów i ciekawych gitarowych zagrywek. 

Wielbicieli epickiego, tradycyjnego metalu powinna zaciekawić grupa Grendel's Syster. Ich płyty wydaje nie kto inny jak Cruz del Sur, możecie się więc spodziewać, że jest patos, ostre gitary i wpadające w ucho, potężne melodie, nierzadko inspirowane lokalnym folklorem. Świetna jest też wokalistka Caro, bez której kompozycje nie miałyby takiego magicznego klimatu. Jako ciekawostkę dodam, że nowy album został nagrany w dwóch wersjach językowych - po angielsku i po niemiecku. Jeśli więc chcecie podszlifować swój germański, macie taką sposobność. Tylko niech Was za mocno nie wchłonie, bo to kolejna już dziś pozycja, która uzależnia!

Wspomniałem na wstępie o muzycznych podróżach w czasie. Pierwsza, nie tak odległa to debiut włoskiego Elettra Storm. Powerlords to jeden z ciekawszych power metalowych albumów wydanych w tym roku. Bardzo często do niego wracam i nucę refreny wespół z krystalicznie (nomen omen) czystym głosem Crystal Emiliani. Nieco dalej, a dokładnie do 1998 roku cofnąłem się wraz z legendą death/doom metalu spod znaku My Dying Bride. Wydany wtedy album 34,788%... Complete był dla fanów niemałym szokiem. I nie chodzi tylko o brak skrzypiec, które do tej pory odpowiadały za charakterystyczne brzmienie kapeli. Pojawiły się sample, przesterowane wokale a nawet próba rapowania! Odbiór był tak negatywny, że na kolejnym albumie kapela wróciła do poprzedniego brzmienia. Ja jednak bardzo cenię tę płytę i jestem ciekaw, jak rozwinęłaby się muzyka MDB, gdyby zespół poszedł dalej tą drogą. Czy podzieliłby los Anathemy? Ciężko powiedzieć. W sumie cieszę się, że działają do dziś i nadal nagrywają solidne albumy a do tego "przeklętego" wracam co jakiś czas z przyjemnością. Kto jeszcze nie miał z nim do czynienia, zachęcam a jako apetizer wrzucam na playlistę kapitalny utwór Apocalypse Woman

Najstarszą piosenką na płycie jest wydana w 1985 Miss Mystery. Nagrał ją zespół Black'n'Blue, który podobnie jak wzmiankowany kilka tyg. temu Kix był zarówno jednym z mniej znanych przedstawicieli typowego dla lat 80-ych glam metalu jak i grającym nieco ostrzej i mniej cukierkowo niż tuzy tej sceny. Można potraktować ten utwór jako ciekawostkę ale warto też dać im szansę i zapoznać się z innymi piosenkami czy nawet całą (nie tak znów obszerną) dyskografią.

Chciałbym też zwrócić Waszą uwagę na kilka nowych płyt, którym w zeszłym tygodniu poświęciłem mniej czasu. Chodzi o upamiętniającą 10-lecie zespołu nową EP-kę stonerowego Elephant Tree (jeden z moich ulubionych zespołów w gatunku) jak i najnowszy krążek włoskich power-metalowców z Drakkar. Tu zdziwicie się, ale nie jest to typowy dla Płw. Apenińskiego melodyjny, symfoniczny power tylko bardziej agresywna i surowa wersja, przywodząca na myśl choćby niemieckie Wizard czy Stormwarrior. 

Listę dzisiejszym utworów zamykają natomiast doomgaze'owa Iress Lovely (Forget Me Not), kosmiczny power metal od Keldian (The Last Frontier) i utwór, od którego nie umiem odpocząć - The Best is Yet to Come niemieckich heavy-metalowców z Kissin' Dynamite.

 Jak widzicie, dużo ciekawej muzy przewinęło się przez moje odtwarzacze w tym tygodniu. A jak było u Was? Czekam na Wasze podsumowania. A poniżej, oczywiście, link do playlisty. Miłego odsłuchu!

Playlista: 08.09.2024

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze