Mijający tydzień upłynął mi pod znakiem oczekiwania na koncert Lucifer, The Night Eternal i Tanith w krakowskim HypeParku. Zbieram się pomału do napisania relacji z niego. Póki co jednak, tradycyjnie w poniedziałek czas na podsumowanie ostatnich siedmiu dni.
Wspomniałem już o piątkowym koncercie. Muszę jednak dodać, że z największym zniecierpliwieniem czekałem nie na występ headlinera a na otwierająca koncert amerykańską Tanith. Jestem fanem tej kapeli od czasu wydania ich debiutanckiej płyty i nie spodziewałem się, że kiedykolwiek zobaczę ich na żywo. Od ponad tygodnia każdego dnia włączałem sobie swoje ulubione utwory z ich, niezbyt jeszcze obszernej, dyskografii. Efektem tego jest tak duża obecność tej hard rockowo-heavy metalowej ekipy na dzisiejszej playliście. Liczę, że zaciekawicie się ich surowym i naturalnym brzmieniem tak jak ja te kilka dobrych lat temu.
Bardzo mocno ostatnio wchodzę w rejony progresywne. Tak prog-rock jak i prog-metal mają dość szerokie ramy gatunkowe i dzięki temu można cały czas odnajdywać zaskakującą i nieszablonową muzykę. Skandynawska VOLA jest dobrym przykładem łączenia metalu progresywnego z post-rockowymi elementami, umiejętnego łączenia nowoczesnych klawiszy z djentowymi gitarami. Zespołowi udało się wypracować swój własny, unikalny styl który idealnie przemawia do mojej wrażliwości muzycznej.
Ciekawym zespołem jest inny przedstawiciel skandynawskiej sceny progresywnej - Isbjorg. Mamy tu bardzo wyeksponowane pianino, uzupełniane gitarami czy saksofonem. Muzycy balansują między progresywnymi, nawet math-rockowymi klimatami a bardziej przebojowymi, szybko wpadającymi w ucho melodiami. Dziś możecie zapoznać się z utworami reprezentującymi obie te grupy - melodyjnym Solitaire i kunsztownym Dressed In White Lies.
Jak zawsze w moim sercu jest miejsce na rock neo-progresywny. Dziś ten nurt reprezentuje kanadyjskie Mystery (Snowhite) i szwedzki Beardfish (Ecotone). Ta delikatniejsza od dwóch wcześniej wspomnianych ekip muzyka wprowadza słuchacza w refleksyjny nastrój, w sam raz na długie jesienne wieczory.
Na tego typu okazje dobrze sprawdza się też mariaż gothic i doom metalu. W ostatnich tygodniach przodują w tym niemiecki Aiwaz, którego debiut jest jedną z moich ulubionych płyt listopada i wracający z pełnym albumem po dłuższej przerwie włoski The Foreshadowing. W przypadku tego drugiego dopiero wsłuchuję się w premierowy New Wave Order ale już mogę powiedzieć, że kryje się w nim naprawdę spory potencjał.
Podobnie zaszufladkować możemy też legendę ponurego grania - szwedzką Tiamat. W toku swojej ponad 30-letniej kariery przeszła długą drogę od death/doomu w kierunku bardziej gotyckiego grania, często będąc bliżej rocka niż metalu. Tak było choćby na wydanej w 2003 roku płycie Prey. Odświeżam sobie ostatnio dyskografię zespołu i właśnie otwierającego ten album Cain słucham bardzo często. Może posłuchamy razem?
Doom metal niejedno ma jednak imię. Przekonuje nas o tym chociażby prowadzący psychodeliczną audycję Grzybo Branie w Radiu Centrum. To nie tylko jedyny w swoim rodzaju znawca najnowszych trendów w pieczarcore czy post-fungu ale w bardziej tradycyjnym stoner/doomie też orientuje się znakomicie. To dzięki tej audycji do mojej biblioteki trafił amerykański Ghost Frog, zasilając nie tylko grupę płazolubnego kamieniarza ale i zajmując bardzo duży procent mojego czasu w zeszłym tygodniu. Panowie grają muzykę szorstką, psychodeliczną a przy tym niezwykle intrygującą i hipnotyzującą. Na dzisiejszą playlistę wrzucam trzy utwory pochodzące z ich najnowszej płyty Galactic Mini Golf, mam nadzieję, że Was też zahipnotyzują tak jak mnie.
Dobra, zmieńmy może klimat na coś lżejszego. Warty uwagi jest aor-owy Seventh Crystal. Niedawno premierę miał ich kolejny krążek zatytułowany Entity. Tak jak do tej pory, Szwedzi dostarczają nam dość tradycyjną ale niepozbawioną też niespodzianek, melodyjną, gitarową muzykę. Moją ulubioną piosenką jest pierwszy zapowiadający ją singiel - Path of the Absurd z przebojowym refrenem i zaskakującą, mówioną a w zasadzie skandowaną partią. Utwór ten, obok również melodyjnego Siren Song znajdziecie na playliście.
O Cats in Space pisałem już nieraz. Nie będę się więc powtarzał. Napiszę tylko, że nadal chętnie wracam do ich najnowszej płyty, Time Machine.
Teraz czas na power metal. Tu polecam nowy album greckiego InnerWish. Choć panowie na Ash of Eternal Flame ognia nie wynajdują, jest to jednak kawał solidnego grania, łaczącego nowe trendy w powerze z klasyką spod znaku chociażby Blind Guardian. Mamy też nową EP-kę amerykańskiego Seven Kingdoms i jeden utwór z kilkunastoletniego już Norther Rage, autorstwa speed/power metalowych wikingów ze Stormwarrior.
Dłuższą chwilę spędźmy przy nowym albumie fińsko/szwajcarskiego duetu Synthwailer. Przyznam się, że ostatnio bardzo rzadko trafiam na nowe symfoniczno-metalowe zespoły, które nie brzmią jak legion im podobnych. Na Cruciform mamy szybkie, melodyjne utwory z wiodącą rolą syntezatorów. Już pierwsze dźwięki otwierającego album Dea Tacita pokazują nam, że to nie będzie kolejna miła dla ucha mainstreamowego słuchacza pop-metalina tylko ciekawa i ostra dawka symfo-powera. Polecam każdemu znudzonemu kolejnym, takim samym "gothic" metalowym zespołem.
Na koniec jeszcze kilku przedstawicieli innych gatunków, w tym takich, które nie goszczą u mnie zbyt często. Pierwszy przykład - industrial rockowy Zeromancer. Odgrzebałem go sobie ostatnio i na nowo zaprzyjaźniłem zwłaszcza z tytułowym utworem z debiutanckiego albumu Clone Your Lover. Fajne nieco cyberpunkowe granie z podtekstami. Dalej, romantyczna ballada Wołanie Przez Ciszę nieodżałowanego Mirosława Breguły i zespołu Universe. Utwór, z którym mam bardzo dużo miłych, prywatnych wspomnień. Jest też jeszcze coś undergroundowego, i to dosłownie, tak brzmi bowiem tytuł kompilacyjnego albumu Budki Suflera, zawierającego mniej znane utwory nagrane w latach 1970-75. Wśród nich jest nieco pokręcona, psychodeliczna Piosenka, którą być może napisałby Artur Rimbaud, będąca w warstwie tekstowej swobodną wariacją nt poematu Statek szalony rzeczonego francuskiego poety. Jest to prawdziwa perełka, którą powinien znać każdy fan muzyki lat 70-ych.
Tą psychodeliczną podróżą w czasie kończymy dzisiejszy wpis. Zapraszam do dyskusji i odsłuchu playlisty, na której najstarszą i najmłodszą piosenkę dzieli coś koło 50 lat!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz