Zacznijmy może od gotyckiego doom metalu jaki prezentują Włosi z The Foreshadowing, gdyż to tej kapeli słuchałem w ostatnim tygodniu chyba najczęściej. Wszystko za sprawą wydanego niedawno albumu New Wave Order. Jest to pierwsza (nie licząc zeszłorocznej EP-ki Forsaken Songs) płyta zespołu z nowym materiałem od 2016 roku. Mimo tak długiej przerwy, muzycznie jest to naturalna kontynuacja świetnej Seven Heads Ten Horns. Mamy tu dziewięć przyjemnie melancholijnych a zarazem bardzo melodyjnych kompozycji utrzymanych przeważnie w średnich tempach. Można powiedzieć, że utwory płyną majestatycznie z głośników, pogrążając słuchacza w mroku i zadumie. Gdy trzeba jednak, muzycy potrafią zagrać ostrzej i dynamiczniej, nie wychodząc jednak poza standardowe doom metalowe ramy. Moim ulubionym utworem jest otwierające album, podniosłe Vox Populi ale i subtelne Our Nightmares Call, przebojowe Judas Had a Friend czy bardziej energiczny Heraclitus to kawałki, od których ciężko się oderwać. Z całą czwórką możecie zapoznać się na playliscie dołączonej do artykułu.
Gothic doomowym odkryciem tego miesiąca jest też dla mnie debiut niemieckiego Aiwaz. Tu również gotycki mrok przeplata się z epickim, podniosłym klimatem i doomowym ciężarem. Siedmiominutowy, poetycki Garden of Despair jest jednym z faworytów do tytułu ulubionej piosenki miesiąca. Jeśli jeszcze go nie poznaliście zachęcam do nadrobienia zaległości.
W kategorii doom metal słuchałem ostatnio też stonerowego Ghost Frog, o którym szerzej rozpisywałem się w zeszłym tygodniu. Nadal też przenoszę się w czasie i odświeżam stare albumy Tiamat. Tym razem wybór padł na jeden z klasyków gatunku - wydany w 1994 roku Wildhoney. Widać już na nim odejście od death/doomowych korzeni w stronę bardziej depresyjno-rockowego grania, choć kompozycje zachowują jeszcze swój metalowy ciężar. Na plylistę trafia utwór Gaia, do dziś jeden z najbardziej znanych w dorobku zespołu.
W piątkowej relacji z koncertu Lucifer wspomniałem, że najmniej znaną mi pozycją w ich dyskografii jest liczący sobie już 9 lat debiut. W tym tygodniu postanowiłem nadrobić zaległości i zaprzyjaźnić się z tą płytą. Muszę przyznać, że jest to chyba ich najcięższe dzieło, bardziej jeszcze doomowe niż occult rockowe i ma to swój urok. Z drugiej strony po kilku odsłuchach w pamięć najmocniej zapadł mi przebojowy Izrael. Cóż, bywa i tak.
W dalszym ciągu mocno chodzą za mną skandynawskie progi - i bardziej metalowa VOLA i rockowy Isbjorg. Obie ekipy oprócz instrumentalnego kunsztu potrafią zadbać o atmosferę, co sprawia, że odsłuch ich utworów nabiera cech synestezji. A oto chyba w muzyce chodzi, by poruszać wszystkie zmysły. Ciekaw jestem czy i Wy też to czujecie.
Zaanonsowałem ten power już na wstępie a nadal jeszcze do niego nie dobrnąłem. Ale czy znacie może norweski Zeromancer? Jest to industrial-rockowa kapela z długim, bo już ponad 20-letnim stażem i siedmioma pozycjami w dyskografii. Od pewnego jednak czasu jest o nich dość cicho, w związku z problemami zdrowotnymi jednego z muzyków. Miejmy jednak nadzieję, że wszystko skończy się dobrze a póki co, zanurzmy się w ich muzykę. Na dzisiejszej playliście możecie zapoznać się z utworami pochodzącymi z dwóch pierwszych płyt - mrocznego, rockowego debiutu Clone Your Lover i następującego po nim, trochę bardziej synthpopowego Eurotrash.
Dalej jeszcze słów kilka o AOR-ze, reprezentowanym przez szwedzki Seventh Crystal i włoskie Lionville. Oba zespoły wydały niedawno swoje nowe albumy, pełne melodyjnego, gitarowego grania. Są to bardzo solidne pozycje, choć przyznam się, że w dyskografii każdego z nich znalazłyby się wyżej oceniane przeze mnie krążki. Niemniej jednak dla każdego fana gatunku tak Entity jak i Supernatural to pozycje obowiązkowe. Podobnie rzecz ma się z brytyjskim Cats in Space - Time Machine to płyta udana ale raczej albumem roku nie zostanie.
Ta sztuka może udać się za to hiszpańskiemu projektowi A Neverending John's Dream. Do wydanego w kwietniu Coming Back to Paradise powracam regularnie i nigdy się nie nudzę. Jest to zasługa dopracowanych, kunsztownych, ocierających się nawet o prog-rock utworów, które przy tym wszystkim nie tracą na melodyjności. Szczególnie dobrym przykładem jest mocny i podniosły If We Stand United, który wrzucam na playlistę.
Przebojowość i melodyjność to też jedne ze znaków szczególnych takiego mało znanego zespołu, zwanego... Motley Crue. Niestety nie znajdziecie na liście ich powrotnych piosenek, jest tam za to utwór tytułowy z albumu Girls, Girls, Girls. Na tej płycie mocniej czuć bluesowe nuty i w wielu zestawieniach przegrywa z takimi hitami jak Shout at the Devil czy Dr. Feelgood, jest to jednak pierwszy album kapeli, który słyszałem i z tego też, sentymentalnego powodu czasem do niego wracam i razem z Vincem nucę sobie to nieco szowinistyczny i mało inkluzywny utwór tytułowy.
Ok, czas więc na tę zapowiedzianą na początku ofensywę. InnerWish nadal dość często leci u mnie z głośników. Ich nowy album ma coś, co nie pozwala o sobie zapomnieć. Szybkość i ciężar, tłuste i małocukierkowe brzmienie to cechy typowe dla greckiej scecny power metalowej. Po dodaniu do tego blindguardianowej melodyki wychodzą tak udane kawałki jak chociażby Forevermore czy I Walk Alone.
W podobnym tonie utrzymana jest nowa, trzecia już płyta francuskiego Kingcrown. Zespół powołany w 2018 roku przez braci Amore, po ich odejściu z Nightmare na każdym kolejnym wydawnictwie trzyma równy, wysoki poziom. Ważnym punktem jest mocny, ochrypły głos Joe świetnie sprawdzający się zarówno w heavy metalowych marszach jak i powerowych galopadach. Podsumowując tę krótką wzmiankę, Nova Atlantis to album, który na pewno dość często będzie słuchany.
Z Francji przez kanał La Manche przepływamy do Anglii, miejsca poza pewnymi wyjątkami, mało power metalowego. Stamtąd pochodzi jedno z najciekawszych odkryć 2022 roku - zespół Fellowship. Ich debiut zatytułowany The Saberlight Chronicles dosłownie rozłożył mnie na łopatki. Z dużą ekscytacją czekałem więc na kontynuację. The Skies Above Eternity po kilku pierwszych odsłuchach aż takiego wrażenia na mnie nie robi, nadal jest to jednak kawał pysznego symfonicznego powera. Liczę też, że z każdym kolejnym spinem będę odkrywał kolejne smaczki i w końcu dokopię się choć do części tego geniuszu, który czułem na debiucie.
Niemieckie Dawn of Destiny to zespół obecny na scenie od niespełna 20 lat. Ja jego losy śledzę od 2009 roku i wydania trzeciej płyty pt. Human Fragility, czyli prawie całe moje metalowe życie. Jest to jedna z tych kapel, których płyt nie mogę się doczekać i która zazwyczaj nie zawodzi. IX miało premierę w piątek i z tej powerowej ofensywy jest płytą, której słucham najczęściej. Nic jednak dziwnego, bo mamy tu i zapadające w ucho melodie i dużo elementów symfonicznych, są i galopady, są bardziej liryczne utwory a wokalnie jak zwykle dobrze wypada miks rockowo-operowo-growlingowy jaki serwują nam Jeanette i Jens. Jeśli chodzi o ulubione utwory to brylują tu oba zapowiadające płytę single - A Child's Hand i Alive - rzecz w ostatnich miesiącach w power metalu rzadko spotykana. Tak się bowiem składało, że czy to Powerwolf, HammerFall czy Axxis - w każdym przypadku serce najmocniej biło do innych niż singlowe kawałków.
W Niemczech działa też zespół Aeon Gods, debiutujący właśnie albumem King of Gods. Mamy tu symfoniczny power tematycznie poświęcony babilońskiej mitologii. Kapela wpisuje się w popularny w powerze trend łączenia tematyki utworów ze stylizacjami muzyków ale nie bójcie się. Nie ma tu przerostu formy nad treścią. Utwory takie jak Aeon Gods czy Monsters of Tiamat to jak najbardziej soczyście metalowe i powerowo melodyjne kawałki.
Na koniec jeszcze słówko o fińsko-szwajcarskim projekcie Synthwailer. Pisałem już o nim tydzień temu. Dziś po 10 dniach od wydania Cruciform mogę powiedzieć, że album dobrze się broni nawet przy takim nawale innych symfo-powerowych krążków. Nie jest to więc kolejna "female fronted" efemeryda tylko metal z krwi i kości. I oto chodzi!
Sześć akapitów o power metalu, dziewięć o innych gatunkach. Czy ofensywa się udała? Uznajmy, że jeszcze trwa przygotowanie artyleryjskie. Zobaczymy jak będzie za tydzień. A tymczasem łapcie playlistę i jak zwykle, zapraszam do odsłuchu i dyskusji a także dzielenia się swoimi podsumowaniami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz