poniedziałek, 8 września 2025

01.09-07.09.2025

 


Pierwszy tydzień września tradycyjnie już obfitował w dużo premier, choć przyznam się, że zdecydowanie ciekawsze były te singlowe niż pełne albumy. Być może będę musiał poświęcić więcej czasu wydanym w weekend longplayom i kto wie, następne podsumowanie będzie bardziej im poświęcone? Pożyjemy, zobaczymy w tymczasem skupmy się na ostatnich 7 dniach.

Najczęściej słucham w dalszym ciągu symfoniczno metalowego Blackbriar. Jego wokalistka, Zora Cock ma w swoim głosie zarówno uroczą łagodność jak i niezwykłą siłę w wyrażaniu emocji, które w tego typu muzyce odgrywają bardzo ważną rolę. Szczególnie dobrze brzmi to w najlepszym na płycie The Last Sigh of Bliss ale i tajemniczy Bluebeard's Chamber czy przejmujący My Lonely Crusade mają w sobie coś pięknego. 

Podobnie dużo intensywnych, mrocznych emocji daje odsłuch albumu Turning Season Within szwedzkiego Draconian. W ich muzyce łączą się gotycki nastrój, doomowy smutek i odrobina death metalowej ciężkości, które przypadną do gustu każdemu miłośnikowi nastrojowego metalu. Jest to zarazem mój ulubiony krążek z Lisą Johansson na wokalu i liczę, że po niedawnym powrocie artystki w szeregi kapeli nie będziemy czekać zbyt długo na nowy materiał. 

Wspominałem na wstępie o singlowych premierach. W kategorii doom metal tą najważniejszą i najmocniej na mnie oddziałującą był trzeci singiel promujący trzeci długograj zespołu Frayle. W Heretic po raz pierwszy od debiutu słyszymy growling a jego użycie w refrenie, którego nie powstydziliby się współcześni artyści r&b to artystyczny majstersztyk. W zwrotkach zaś totalną miazgę z serca i duszy słuchacza robi swoim śpiewnym szeptem nieziemska Gwynn Strang. Czy muszę pisać coś więcej? Musicie koniecznie tego posłuchać.

Elementy doom metalu i doomgaze'u łączą się również w muzyce amerykańskiego girlsbandu Faetooth, określanego przez członkinie zespołu mianem fairy doom. W piątek premierę miała ich drugą płyta Labyrinthine i przyznam się, że czuć tu sporo tej "wróżkowej magii". Ja dopiero wnikam pomału w ten dźwiękowy labirynt choć już teraz mogę polecić utwór October. 

Jedyną w swoim rodzaju mieszankę doomu, sludge'u i absolutnie kosmicznych syntezatorów tworzy zespół o jakże oryginalnej nazwie Mammoth Weed Wizard Bastard. W tym tygodniu wróciłem do ich muzyki i ponownie unosiłem się na tych mistycznych dźwiękach jakie znajdziemy na moich ulubionych albumach kapeli - Yn Ol I Annwn z 2019 roku i ostatnim jak do tej pory, liczącym sobie już trzy lata The Harvest. Zespół ten polecam wszystkim szukającym nowych, nieznanych wcześniej brzmień.

Wielbiciele klasyki zaś na pewno zgodzą się ze mną, że Nighttime Birds to przepiękny album i coraz bardziej czuję, że bardziej nawet podoba mi się od legendarnego Mandyliona. 

Przejdźmy teraz do power metalu. Ten gatunek w ostatnich tygodniach nie może narzekać na brak głośnych premier ale szczerze mówiąc, nie są to w większości albumy wpadające w ucho już od pierwszego podejścia. Najlepiej na tym polu niezmiennie prezentuje się Mob Rules i ich Rise of the Ruler. Ta szybkość, intensywność, melodie - wszystko to, za co kochamy power metal. 

Do płyty Giants and Monstera zespołu Helloween muszę się właśnie powoli przyzwyczajać, choć otwarcie w postaci szybkiego Giants on the Run jest zacne. Fajnie słyszeć duet Hansena z Derisem, gdyż do tej pory okazję mieliśmy tylko w jednym z bonus tracków do poprzednie albumu. A jeśli chodzi o duet Hansena i Kiske to nic nie przebije utworu All You Need to Know z albumu To The Metal, wydanego przez Gamma Ray w 2010 roku. Trochę zawiedziony nowym Helloweenem postanowilem odświeżyć starsze płyty, w których Kai Hansen maczał swoje palce.

Niemiecki power metal to też znacznie cięższy i "szorstki" Grave Digger, który w tym roku również zaserwował nam nowe wydawnictwo. Bone Collector świeżo po premierze nie zachwycił mnie jakoś bardzo ale teraz, gdy już minęło kilka miesięcy okazuje się, że słucha się go nadzwyczaj dobrze. Są tu i szybkie galopady i ciężkie, soczyste heavy metalowe marsze a głosowo Chrisa Boltendhala nie można nic zarzucić. Nadal nie jest to poziom Excalibura, Tunes of War czy Clash of the Gods ale do posłuchania raz na jakiś czas nadaje się bardzo dobrze.

W ostatnich dwudziestu latach do czołówki power metalu dobiła też włoska scena, która stale produkuje nam rzesze zdolnych zespołów. Rok temu debiutowała Elettra Storm i z miejsca chwyciła mnie za serce. Teraz światło dzienne ujrzał pierwszy singiel z ich drugiej płyty i moje uczucia raczej się nie zmieniły. Blue Phoenix słucha się z niezmierną przyjemnością i tego samego oczekuję od całości zaplanowanej na październik Evertale. 

Z drugiej strony, ciężkiego i surowego grania stoi prawdziwy potwór teutońskiego thrashu czyli Sodom. W 1992 roku czyli okresie, gdy za oceanem thrash wszedł w fazę upadku grupa Toma Angelrippera nagrała brutalny, zahaczający o death metal krążek. I choć death to podgatunek metalu, który gości u mnie od wielkiego dzwonu, to w tym sodomowym wydaniu da się go słuchać i czerpać z tego nie lada przyjemność. 

W dzisiejszym artykule przyszedł czas na rock i metal progresywny. W tym drugim solidne wydawnictwo stało się udziałem Brytyjczyków z Ihlo. Legacy to ich drugi album, na którym udowadniają, że są ekipą z którą należy się liczyć. Nieszablonowe rozwiązania, ciekawe melodie i fajny, trochę chłodny klimat mówią same za siebie. A jeśli łaknienie przykładów to polecam chociaż y znane już wcześniej z singli Empire.

Doczekaliśmy się też drugiego albumu naszego rodzimego Pinn Dropp. Na For the Love of Drama styka się wiele różnych inspiracji, zagranych z pomysłem i pasją. Panowie nie boją się i szybszych, metalowych dźwięków (Logismoi) jak i bardziej neo-progowych, klimatycznych kompozycji (Recycled Feelings). Bardzo cieszy też fakt, że to kolejne udane progresywne wydawnictwo polskiego zespołu w tym roku. Oby więcej takich.

Jeśli chodzi o Kaipę, bo pewnie czekacie na poświęcony jej akapit. Po świetnym, pełnym dramaturgii Sattygu przyszła kolej na Children of the Sounds. Zespół dla odmiany przygotował tu tylko pięć ale za to przeważnie rozbudowanych kompozycji, w których mocno zaakcentował swój folkowy pierwiastek. Jeśli mielibyśmy porównać tę muzykę do malarstwa to najlepiej pasowałyby tu naturalistyczne, rustykalne pejzaże. Na dzisiejszą playlistę trafiły dwa utwory z tego albumu i liczę, że podejdziecie do nich z równym zauroczeniem jak ja.

Glam metal, hard rock czy AOR też mają dziś swoich przedstawicieli. Po pierwsze niemiecki Kissin' Dynamite przebojowy, melodyjny ale i soczyście gitarowy niczym kolorowa scena z LA końca lat 80-ych. Rok temu wydali bardzo dobry album Back with the Bang! a ja rok później wróciłem do niego, by sprawdzić ile z tego "Bangu" zostało. Odpowiedź brzmi: sporo bo do tak energetycznej i pozytywnej muzyki po prostu chce się wracać. 

Jedni wracają do płyt sprzed roku, inni do kolegów z zespołu sprzed lat 50-u. Już się chyba domyślacie, że nowy Alice Cooper nadal dość często gości u mnie w głośnikach.

A czy zastanawialiście się kiedyś czy jakieś polskie kapele pragnęły przenieść na nasz siermiężny, wczesno kapitalistyczny grunt idee amerykańskiego hair metalu. Ja znam kilka takich a wśród nich największą popularność zdobyła (i utrzymuje do dziś) IRA. W tym tygodniu złapała mnie mocno faza na muzykę zespołu Artura Gadomskiego a przede wszystkim na ich najlepszy ever Mój Dom i najostrzejszy po reaktywacji zespołu Ogień. Po jednym utworze z każdego krążka, odpowiednio "pościelowy" choć niebędący na pewno balladą Bierz Mnie jaki epicki, nowocześnie rockowy Ikar. Jeśli miałbym nazwać jakąś kapelę mianem polskiego Bon Jovi, IRA jako pierwsza przyszłaby mi do głowy. 

To już wszystko na dziś. A Wam jak upłynął ten tydzień? Bardziej singlowo czy albumowo, premierowo czy wspominkowo? Piszcie w komentarzach i oczywiście obczajcie najnowszą playlistę :)

Playlista: 07.09.2025


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze