piątek, 26 września 2025

Lato 2025 - Podsumowanie Kwartału

 

Lato w tym roku nas nie rozpieszczało słoneczną pogodą. Dopiero na sam koniec się postarało i mogliśmy pożegnać się z nim prawdziwie wakacyjnymi upałami. To aspekt meteorologiczny. A jak było z muzyką? Czy też raczej leniwie i dopiero we wrześniu, gdy sezon ogórkowy był już za nami, mogliśmy się cieszyć wysypem naprawdę solidnych albumów? Zaraz zobaczymy.


NAJCZĘŚCIEJ SŁUCHANY UTWÓR

Alice Cooper powrócił po 2 latach z nową płytą i jednocześnie Alice Cooper nagrał pierwszą od 50 lat płytę. Czuć nonsens? I tak i nie, pierwszy bowiem Alice to solista a drugi to zespół, od którego pochodzi obecne imię i nazwisko Vincenta Damona Furiera. Tak więc, Alice Cooper z zespołem nagrali świetny krążek, którego ukoronowaniem jest utwór What Happened To You, w którym mamy i rock'n'rollowy rytm, i jazzujące klawisze i przede wszystkim hard rockowe, soczyste gitary. Do tego melodia wyśpiewywana przez Alice'a z nutą ironii i szyderstwa. Czego chcieć więcej? 


NAJLEPSZE ALBUMY KWARTAŁU

Przyzwyczaiłem Was już zapewne, że w tej części zazwyczaj pojawiają się reprezentanci jednego z trzech gatunków - power metalu, doom metalu i rocka progresywnego. Tym razem przełamuję rutynę i zacznę od prawidziwe symfoniczno-metalowej perełkę. A Thousand Little Deaths to trzeci album holenderskiego Blackbriar. Początkowo jego nadchodząca premiera była przeze mnie traktowana neutralnie, ot kolejny "diva metal". Gdy jednak usłyszałem piąty singiel - The Last Sigh of Bliss oniemiałem. Dawno nie słyszałem tak subtelnego, romantycznego i pełnego emocji symfonicznego metalu. Był to też jeden z powodów, dla których wróciło mi szersze zainteresowanie tym gatunkiem w jego klasycznej, żeńskiej postaci. Dzięki temu trafiłem też na wydany rok temu debiut włoskiego Lay of the Autumn zatytułowany Of Love and Sorrow, przy którym również spędziłem niejedną miłą chwilę.

Kolejny rzadziej goszczący u mnie gatunek, thrash metal również może poszczycić się solidnym albumem. Jego autorem jest klasyk teutońskiej sceny - Sodom. Po dwóch mniej moim zdaniem udanych krążkach ekipa z Zagłębia Ruhry wraca z The Arsonist i co tu dużo mówić - niszczy, roz***ala i pali. Agresja, dynamika i ta umiejętność wplecenia do tego wszystkiego zaskakująco dobrej melodii to coś, czego nie słyszałem tu od dobrych 10-12 lat. Zaintrygował mnie też najbardziej chyba kontrowersyjny album Slayera - Diabolus in Musica i cóż, będę go bronił, bo to nadal "Pogromca" tylko trochę inny, może właśnie dlatego ciekawszy?

A spodziewaliście się u mnie pop-punku? Cóż, mam kilka ciepłych słów dla Good Charlotte za płytę Motel du Cap. Jest tu dużo luzu, prostych ale i przyjemnych dla ucha melodii i to jest coś, czego brakowało tej kapeli od czasu ostatniego udanego wg krążka - Cardiology z 2010 roku. 

W pierwszej trójce moich ulubionych albumów jest też wspomniany powyżej powrotny album zespołu Alice Cooper zatytułowany dość znacząco - The Revenge of Alice Cooper. To co pisałem w przypadku What Happened to You można w zasadzie ekstrapolować na cały krążek. Połączenie hard rocka, jazzu i rock'n'rolla w najlepszym wydaniu. Czuć, że płyta była nagrywana dla samej radości ze wspólnego muzykowania a nie z kalkulacji "co i jak zrobić, by się to dobrze sprzedało". I myślę, że właśnie dlatego sprzedało sie tak dobrze ;) Melodyjnym hard rockiem, i to nie są żarty, można nazwać też drugą połowę albumu Wybiła jedenasta takiego bardzo popularnego kiedyś, polskiego zespołu... Ich Troje. W ogóle ostatnie lata to dobry czas dla kapeli, która z mainstreamu przeszła do bardziej ambitnej, rockowej działalności. Dwa występu na Pol'and'Rocku nie są przypadkiem a jak widać po nich, młodzież potrafi się bawić do przebojów Wiśni i spółki bez poczucia cringe'u. Trzymam kciuki za dalszy rozwój i jeszcze więcej takich hard rockowych bangerów jak Vater Unser czy Supeł.

Ok, wyjątki od reguły mamy za sobą. Teraz przejdźmy do wielkiej trójki. W świecie power metalu lato obfitowało w naprawdę dużą ilość nowości, zwłaszcza ze strony tych największych firm. Czy udało im się utrzymać wysoki poziom czy to już raczej odcinanie kuponów? Trochę i jedno i drugie. Najlepszym absolutnie wydawnictwem ostatnich trzech miesięcy jest dla mnie Armageddon zespołu Warkings. Kapelę tę tworzą muzycy znani z wielu innych, bardzo dobrych powerowych składów, więc to doświadczenie na pewno pomogło im w nagraniu płyty ciężkiej i przebojowej, dynamicznej i agresywnej, bezpośredniej a zarazem epickiej. Właśnie w tej róznorodności (zaraz po uzależniających melodiach oczywiście) kryje się siła tego wydawnictwa. Jeśli chodzi o niemieckie zespoły z dłuższym stażem, zdecydowanie najbardziej spodobała mi się propozycja Mob Rules, zatytułowana Rise of the Ruler. Jest tu odpowiednia dynamika i melodyjność a także ciekawy klimat bez zbędnych ozdobników. Po prostu pędzący naprzód power metal a taki tygrysy lubią najbardziej. Jeżeli jednak łakniecie czegoś bardziej symfonicznego, epickiego a może i kosmicznego to w sukurs przyjdzie Wam debiut projektu Aedan Sky, o którym wspominam od kilku dni. The Universal Realm to muzyczna space opera, która spodoba się zarówno fanom niemieckiego grania spod szyldu Gamma Ray jak i miłośnikom symfonicznej epickości typowej dla włoskiej sceny muzycznej. Śledźcie mój profil, bo Aedan i Sky będą pojawiać się tu jeszcze przez długi, długi czas.

Dobra, teraz doom. Tu trochę dziwnie, bo z nowowści wciągnął mnie tylko drugi krążek epic/heavy/doomowego Fer de Lance. Fires on the Mountainside ma w sobie coś, co niezwykle przypomina mi geniuszy gatunku z Atlantean Kodex, tylko podanego w bardziej surowo metalowej formie. Album jest trochę przytłaczający ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ma też sporo podniosłych melodii, dzięki czemu odsłuch całości przypomina lekturę dobrego, batalistycznego fantasy. Zdecydowanie za to chętniej siegałem po starsze albumy. Przede wszystkim muszę wspomnieć o The Gathering, który dopiero teraz, posypuję głowę popiołem, tak naprawdę odkryłem. I na tyle na ile zdążyłem już poznać ich dyskografię, mogę powiedzieć, że to Nighttime Birds uważam za szczytowe osiągnięcie w ich karierze, lączące pierwsze krążki z Mandylionem na czele z alternatywą, w którą dopiero mieli stopniowo przejść. Innym klasycznym już albumem jest Turning Season Within, czwarta pozycja w dyskografii Draconian, będąca pięknym przykładem gotyckiego death/doomu. Nie można też zapomnieć, że w lecie straciliśmy absolutną legendę metalu - Ozzy'ego Osbourne'a. Jak każdy zapewne, odświeżyłem sobie nagrane z nim albumy Black Sabbath i tu naprawdę polubiłem chyba najbardziej odsądzany od czci i wiary Technical Ecstasy

Pozostaje nam jeszcze akapit poświęcony muzyce progresywnej, zarówno rockowej i metalowej. Zacznijmy od tej drugiej, bo debiutanckiej płycie gdańskiego Cobalt Wave bliżej zdecydowanie do cięższych brzmień. Men.Mind.Machine to świetna płyta, której koncept oscyluje wokół tematyki człowieczeństwa, rozwoju AI i emocji, które to wszystko w nas budzi. Emocji, które budzą się też w słuchaczu, zostając z nim jeszcze długo po wyłączeniu odtwarzacza. A to jest chyba najmocniejszą z możliwych rekomendacji. Polska ziemia wydała także inny ciekawy projekt. Dumb Moon czyli moi małopolscy krajanie tworzą mroczną, gotycką odmianę art rocka i ten klimat jest bardzo ważną częścią ich kompozycji. W tym roku mają już na konice EP-kę Szepty Mroku i dwa kolejne single a ja czekam na pełnoprawny debiut płytowy. Z zagranicznych wydawnictw natomiast mocno zanurzyłem się w historie opowiadane na płycie Olympus Mons, jednoosobowego projektu The Book of Revelation.


NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE

Cóż, nie będzie zaskoczeniem, jeśli napiszę, że największym zaskoczeniem (ale piękny pleonazm) była płyta Wybiła jedenasta, a w zasadzie utwory od numeru 9 wzwyż. Szybkie, gitarowe, intensywne granie, cudownie patetyczne ale też i autoironiczne teksty i solidna forma wokalna całej trójki sprawia, że niejeden wyjściowo rockowy czy hard rockowy zespół mógłby im pozazdrościć. 


NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE

Pisząc o ulubionych albumach wspomniałem, że kilka uznanych, niemieckich power metalowych kapel wydało w tym czasie swoje nowe albumy. Wyróżniłem Mob Rules ale w tym gronie pojawiły się też krążki, może nie najgorsze, ale zdecydowanie nie na poziomie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Największy problem mam z Giants and Monsters Helloweenu, drugiej płycie nagranej w poszerzonych, reunionowym składzie z wszystkimi trzema wokalistami za mikrofonem. Po mega-super-zajefajnym-over-the-top Helloween byłem przygotowany, że tegoroczny album może nie być aż tak udany ale hype i tak miałem spory. Wyszła płyta, która w dyskografii przeciętnego zespołu power metalowego byłaby na pewno mocnym punktem ale po legendzie i jednym z wynalazców gatunku spodziewałem się więcej. Nieco podobnie mam z Domination Primal Fear, choć ten krążek akurat stopniowo zyskuje mój szacunek. Nie jest to jednak tak udana płyta jak Metal Commando czy Delivering the Black (nie mówiąc o starszych, klasycznych pozycjach).

NAJWIĘKSZE ODKRYCIA

Tę sekcję pozwolę sobie podzielić na trzy podkategorie. Pierwsza to debiuty i tu zdecydowanie odkryciem tego roku jeśli chodzi o polską muzykę progresywną jest wspomniane już Men.Mind.Machine zespołu Cobalt Wave. Druga to zespół, który aktywny jest już od pewnego czasu ale odkryłem go przez ich najnowszy album. Mowa jak się pewnie domyślacie o Blackbriar i płycie A Thousand Little Deaths. Na koniec zaś The Gathering, legenda metalu, którą przez tyle lat może nie ignorowałem ale jakoś nigdy nie wpadła w orbitę moich zainteresowań. Na szczęście w tym roku to się zmieniło a ja mogłem się cieszyć ich albumami od nr 3 do 5, ze wskazaniem na czwórkę, czyli chwalone już powyżej Nighttime Birds.

OCZEKIWANA NA PRZYSZŁOŚĆ

Lato skończyło się we wtorek a już kilka dni wcześniej swoje premiery miało kilka wspaniałych płyt, o których już pisałem przy okazji podsumowań tygodnia albo na pewno pisać będę. A na jakie płyty zaplanowane na jesień czekam najbardziej? Spójrzmy:

Testament - Para Bellum - 10.10

Frayle - Heretics & Lullabies - 10.10

Grailknights - Forever - 17.10

Shiraz Lane - In Vertigo - 24.10

Remina - Silver Sea - 24.10

Elettra Storm - Evertale - 24.10

Mago de Oz - Malicia (La Noche de las Brujas) - 31.10

Novembre - Words of Indigo - 07.11

BloodBound - Fields of Swords - 21.11

Treat - The Wild Card - 21.11

Spock's Beard - The Archeoptymist - 21.11


PODSUMOWANIE

Czy lato było piękne tego roku? Cóż, może nie najpiękniejsze ale niejedna solidna kompozycja po nim pozostała. Czterdzieści najczęściej przeze mnie słuchanych znajduje się oczywiście na podlinkowanej poniżej playliście. Ja tradycyjnie zapraszam Was do dyskusji, czekam na Wasze podsumowania ostatnich trzech miesięcy i polecenie mi ciekawych płyt - tych już wydanych i tych, na które czekacie najmocniej. 

Playlista: Lato 2025

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze