To już czwarte majowe podsumowanie miesiąca i tak się dziwnie składa, że każde z nich jest inne. Tym razem wyszło chyba najdziwniej, gdyż mamy tu zebrane razem tak polski pop/hard rock (a może nawet i hair metal?) jak i francuski epicki black. A pomiędzy nimi jescze więcej zróżnicowanej i nierzadko zaskakującej muzyki. Jesteście gotowi na taką jazdę bez trzymanki? Cyk, uwaga, zaczynamy!
Skoro juz poniekąd wspomnialem o tym w pierwszym akapicie, zacznijmy od zespołu, którego, jak zakładam, niewielu z Was spodziewało się na moich playlistach. Wanda i Banda kilka dni temu wypuściła do serwisów streamingowych swój debiut z 1984 i kurcze, powiem Wam, że między nami zaiskrzyło. Jest to bowiem płyta bardzo udana, zarówno przebojowa (Nie będę Julią), liryczna (Chcę zapomnieć) jak i miejscami niemalże hard rockowa (niepublikowane dotąd Muchołapki). Wysoki, ostry głos Wandy Kwietniewskiej idealnie pasuje do gitarowych kompozycji, których ozdobą są popisy dwóch utalentowanych "wioślarzy" - Marka Raduliego i Jacka Krzaklewskiego. Wierzcie lub nie ale mam poczucie, że gdyby ten album ukazał się na Zachodzie (zwłaszcza okolice Sunset Strip) to Wanda i Banda byłaby dziś wymieniana w jednym rzędzie z Litą Ford, Lee Aaron czy zespołem Vixen.
Zbliżoną stylistycznie muzykę, choć może jednak nieco ostrzejszą grają zespoły zaliczane do dość szerokeigo nurtu AOR. W dzisiejszym podsumowaniu reprezentują go dwa zespoły z Ameryki Północnej - Harem Scarem z Kanady i Giant z USA. O tych pierwszych pisałem już kilka razy w ostatnich artykułach, więc może skupmy się na drugiej kapeli, która przed tygodniem wydała swój nowy album, zatytułowany Stand and Deliver. Mamy tu wysokiej jakości melodyjne, gitarowe granie. Wśród 11 utworów szczególnie wyróżnia się jeden - Beggars Can't Be Choosers - kawał dynamicznego, iście heavy metalowego killera. Cieszy mnie, że grupa dowodzona przez Danna Huffa wróciła do regularnej działalności wydawniczej, bo to już ich drugie solidne wydawnictwo w ciągu ostatnich trzech lat.
Ostatnio wydane single zespołu Lost in You przypomniały mi o zespole, który kiedyś mogłem słuchać na okrągło. To oczywiście poprzednia kapela Kulavika - Carrion. I choć uwielniam zarówno anty-religijny El Meddah jak i nagrany już z Hansem za mikrofonem, bardziej osobiste Dla Idei to jednak zaangażowana społecznie Sarita pozostaje dla mnie numerem jeden w ich dyskografii. W tym tygodniu najczęściej grała u mnie kompozycja, która jak żadna inna idealnie opisuje problem uzależnienia od alkoholu. Mowa oczywiście o utworze Absinth. Polecam, jeżeli lubicie mocne hard-rockowe granie z dużą dawką elektroniki.
Z drugiej strony macie dziś na playliście też trochę "brudnego" rock'n'rolla w wykonaniu kapeli dość przewrotnie nazwanej Eagles of Death Metal. Lata temu, jeszcze w czsach liceum mocno jarałem się ich płytą Death by Sexy a zwłaszcza teledyskiem do I Want You So Hard (Boys Bad News). Postanowiłem więc wskrzesić w sobie trochę tego ognia i cóż, efekt jest taki, że teraz mój 6-letni syn chodzi po domu i powtarza "boys bad news!".
Trochę amerykańskiego feelingu i "brudu" czuć w muzyce polskiej grupy Yardburn, która miesiąc temu wydała swój debiutancki album pt. Junk. Ja sięgnąłem po niego z pewnym opóźnieniem ale lepiej późno niż wcale. Mamy tu bowiem mieszaninę punku, stonera i americany, co fajnie słychać w takich kawałkach jak Rodeo czy Yardburn. Jeśli szukacie czegoś nowego a nuty zapożyczone z country&western zamiast razić, rozpalają Wasz apetyt to Yardburn aż prosi się o uwagę.
A co powiecie na połączenie artpopu, psychodelii i doom rocka jakim raczy nas australijski Turtle Skull? Na Being Here, swoim drugim albumie ta pochodząca z Antypodów grupa nie ogranicza niczym swojej kreatywności, gwarantując nam mnóstwo skrajnych nieraz emocji, transowych tripów i przebojowych melodii, z którym najczęściej zdarza mi się nucić tę z refrenu Into the Sun. Ciekaw jestem, czy Wam też się spodoba.
Zupełnie inne oblicze muzyki gitarowej prezentują muzycy spod szandaru rocka progresywnego. Jak już wielokrotnie pisałem, szczególnie bliski jest mi nurt neo-proga, skupiający zespoły debiutujące w latach 80-ych i później, stawiający na rozbudowane ale jednak melodyjne i bardziej refleksyjne kompozycje. Dziś mam dla Was aż trzech wykonawców tworzących w tym stylu. Po pierwsze domknąłem sobie dyskografię kanadyjskiego Huis, sięgając po wydany rok temu In the Face of the Unknown. Jak pewnie pamiętacie trafił on do mojej zeszłorocznej topki i nadal wracam do niego z przyjemnością. Z niecierpliwością czekałem też na nowy album norweskiego Magic Pie. Już zapowiadające Maestro single były bardzo obiecujące ale po premierze najbardziej w pamięc zapadł mi balladowy By the smokers pole, w którym gitary pięknie uzupełniają się z dyskretnymi klawiszami. Kolejny zespół wpadł mi w ucho dość przypadkiem, podlinkowany na grupie RMP z komentarzem "śliczne, nowe neonutki" i flagą Kanady. Cóż, nie mogłem tego przegapić i tak trafiłem w świat malowany dźwiękami przez zespół bySomethingELSE a są to dźwięki naprawdę urocze i nastrojowe. Po prostu idealna muzyka by się wyciszyć i ukoić zszargane nerwy.
Jeśli mówimy o muzyce refleksyjnej i wyciszającej to nie sposób nie wspomnieć o Poświatach folkowego projektu Ols, choć Matka krew, której najczęściej w tym tygodniu słuchałem zamiast koić budzi raczej pewien niepokój. I w tym kryje się właśnie cała magia tego utworu. Zdecydowanie nie jest to utwór na Dzień Matki (ale na długi wieczór przy świecy i lampce wina już jak najbardziej tak).
Cały czas piszę o rocku, może już czas przejść do metalu? OK, więc zróbmy to z przytupem bo właśnie tak wyglądała premiera nowej EP-ki Wija. Nikt nie spodziewał się tego, co znajdziemy na Bluzgu. Mnie się jednak taka hard-corowo/blackrockowa stylizacja podoba choć trochę tęsknię za czystym śpiewem Tui. Jednak rozp**ol jaki niosą w sobie numery pokroju Cała wstecz czy Śmierć jest nie w humorze pozwala mi tę tęsknotę wsadzić "z powrotem do...".
Dwa tygodnie temu poznaliśmy laureatów tegorocznej edycji plebiscytu Wirtualne Gęśle. Mój faworyt, Pogorzelisko folk-metalowego zespołu Velesar zajął w nim drugie miejsce, ustępując tylko wspólnemu dziełu Kapeli ze Wsi Warszawa i Bassałyków. Z tej okazji postanowiłem odświeżyć sobie Pogorzelisko i stąd na playliście znalazły się moje dwa ulubione utwory z płyty - Kamienny Tron (Vol.2) i Czas Sabatu, łączące elementy folkowe z bardzo maidenowskim heavy metalem.
Nieco szybciej niż Velesar grają Włosi z Trick or Treat na swojej ósmej płycie. Ghosted pełna jest klasycznych power metalowych galopad takich jak choćby Evil Dead Never Sleep czy wzbogacona o szantowe wstawki i głos kapitana Bowesa Return to the Monkey Island. Polecam każdemu miłośnikowi klasycznego, helloweenowego powera.
Drugi tydzień z rzędu wracam sobie do konkretnej piosenki niemieckiego Freedom Call. W tym padło na Paladin z wydanego w 2014 roku albumu Beyond. Był to krążek, na którym FC wrócił do bardziej symfonicznego fantasy-powera co widać między innymi właśnie w epickim refrenie rzeczonego utworu. Stand tall and believe in the light of the day... aż chce się nucić w kółko.
Jeżeli lubicie natomiast miks powera i metalu progresywnego nie możecie przegapić albumu The Time of the Dragon amerykańskiej kapeli Echosoul. Muzycy od roku przygotowywali nas na premierę swojego drugiego krążka, wypuszczając po drodze kilka ciekawych singli. Jednym z nich było Die Demon Die, które aktualnie uważam za najlepszy numer na płycie.
Mamy też przedstawiciela sceny goteborskiej melodyjnego death metalu - In Flames i mój ulubiony utwór tej kapeli - Cloud Connected, pochodzący z kontrowersyjnego ale chyba najbardziej znanego albumu Reroute to Remain.
Rok 2025 należy jak dotąd zdecydowanie do Johna Yellanda. Pod koniec marca jego Judicator wydał album Concord, będący jak dotąd najlepszą tegoroczną płytą power metalową (sorry Tobi, nie tym razem) a już miesiąc później zaatakował nas epickim, inspirowanym "lochami i smokami" doom metalem jaki serwuje nam Behölder na swym debiucie zatytułowanym In the Temple of the Tyrant. Utwory z obu tych wydawnict znajdziecie oczywiście na playliście.
Doom niejedną ma twarz. Ostatnie lata to zdecydowana dominacja stoner/doomu. U mnie też ten podgatunek pojawia się dość regularnie. Tym razem prócz kosmiczno-bagiennego Froglorda (epickie Emergence of the Toad) dużo czasu spędziłem przy nowym albumie Crystal Spiders. Metanoia to już trzecia płyta tego amerykańskiego tria i tak ja pozostałem pełna jest psychodelicznego klimatu, przesterowanych, fuzzujących gitar i jakże sugestywnego głosu Brenny Leath.
Nieco inaczej rzecz się ma z klasycznym gothic/death/doomem. Przez lata moje zainteresowania w tym temacie ograniczały sie do kilku "głównych graczy" a ciężko mi było trafić na coś nowego. Ten rok jednak zaowocował już drugim (po Angellore) odkryciem. Jest nim brytyjsko-hiszpańska Opia, która na swoim debiucie - I Welcome Thee, Eternal Sleep łączy gotycką melancholię i doomowe cierpienie z brutalnością typową dla death czy black metalu. Klasyczny podział na czysty damski wokal i męski growl sprawdza się bardzo dobrze i jeszcze bardziej pogłębia tę atmosferę smutku. Podsumowując jest to naprawdę przejmująco piękna muzyka, którą pokochają fani wspomnianego powyżej Angellore czy dość często goszczącego u mnie ostatnio Red Moon Architect.
Na koniec zostawiłem sobie najbardziej ekstremalnego wykonawcę. Jest to Vehemence, czyli właśnie ten francuski epic black metal, o którym wspomniałem na wstępie. Jak pewnie wiecie po black metal sięgam nieczęsto (ostatnio nasze polskie Zmarłym) ale gdy już się to dzieje to zwykle nie jest to taki zwyczajny bleczur. I tu jest tak samo, gdyż muzykę tej grupy najlepiej opisać jako połączenie melodyjnego blacka z chanson de geste. Zaiste, mamy tu trochę starodawnej muzyki dworskiej, odpowiednie do epoki instrumentarium i teksty (po francusku - czuwaj Strefa rokendrola wolna od angola!) nawiązujące do średniowiecznych sag czy wątków fantastycznych. Jest to muzyka, która wciąga już od pierwszych dźwięków i stąd właśnie na dzisiejszej playliście możecie usłyszeć De feu et d'acier - kawałek otwierający Ordalies, trzecią płytę francuskiego trio. Dzięki Jakubie za polecenie!
Ależ to był ciekawy i różnorodny tydzień. Zwróćcie uwagę, że na playliście (link poniżej) zawierającej 30 utworów jest aż 23 wykonawców! Mam nadzieje, że tym bardziej jej odsłuch będzie dla Was czymś niezwykle przyjemnym i wciągającym. Niezmiennie czekam też na Wasze podsumowania, czy i u Was trafiło się aż tylu artystów? Zaskoczcie mnie!