poniedziałek, 30 grudnia 2024

23.12-29.12.2024

 



Tydzień okołoświąteczny minął dość szybko. Udało się wrócić od teściów z niewielkim tylko naddatkiem masy ciała więc można ogłosić sukces. Wiadomo, że w rodzinnym gronie ciężko znaleźć trochę czasu dla muzyki ale w pozostałe dni udało się nadrobić zaległości i mam dziś dla Was dość ciekawy zestaw utworów. Zacznijmy więc to ostatnie w tym roku podsumowanie. 

Absolutnie największym hitem ostatnich tygodni jest u mnie album Mysteria niemieckiego zespołu Violet. Dynamiczne a jednocześnie zmysłowe piosenki o miłości podane w najlepszym, wzorowanym na latach 80-ych stylu. Jeśli lubicie AOR lub bardziej melodyjne odsłony hard-rocka nie możecie przegapić takich przebojów jak choćby Angelina, Eighteen in Love czy utwór tytułowy będący prawdziwym rockowym hymnem. 

Doświadczenie w muzyce glam rockowej czy hair metalowej ma też na pewno Lee Small. Wokalista znany z występów z takimi grupami jak choćby SHY, Lionhear czy Sweet. Tego samego stylu trzyma się także na swojej solowej płycie The Last Man on Earth wydanej w 2023 roku. Na album ten natrafiłem przypadkiem w Święta i przyznam się, że przyjemnie się go słucha, szczególnie utworu Neon Heartbeat, który wrzucam na playlistę.

Axel Ritt to gitarzysta znany w ostatnich latach z gry w legendarnym heavy/power metalowym zespole Grave Digger, z którego odszedł po 14 latach w zeszłym roku. Wcześniej przewodził power metalowemu Domain a teraz działa w hard-rockowym/heavy metalowym JAST. Obie kapele są warte sprawdzenia więc mam nadzieję, że dzisiejsze podsumowanie zachęci Was do tego. Ja przy ich muzyce spędziłem kilka fajnych chwil w tym tygodniu.

W poprzednim akapicie pojawiła się już nazwa power metal, czy więc coś jeszcze z tego gatunku leciało u mnie ostatnio? Ależ tak. Nadal chętnie puszczam sobie nowy album belgijskiego Magic Kingdom - Blaze of Rage, który coraz bardziej przypomina mi płyty Iron Mask - innego projektu Dusana Petrosiego niż pierwsze, nagrywane jeszcze z Olafem Hayerem wydawnictwa Magicznego Królestwa. Często wracam też do utworu Alive pochodzącego z najnowszej płyty symfoniczno-powerowego Dawn of Destiny, która urasta pomału do jednej z moich ulubionych pozycji ostatniego kwartału roku. 

Swój wielki comeback (niestety tylko do moich głośników a nie z nowym materiałem) kontynuuje amerykańskie Symphony X. Jeden ze sztandarowych przedstawicieli progresywnego power metalu wraca do mnie co jakiś czas, głównie za sprawą najlepszego wg mnie albumu Paradise Lost. Tym razem jednak dałem szansę dotychczas pomijanej piątej płycie kapeli V: The New Mythology Suite. Jest to bardzo udane wydawnictwo, pełne instrumentalnych przerywników, szybkich, dopracowanych kompozycji domkniętych epicką 12-minutową suitą. Z tego zestawu polecam szczególnie dwa utwory - Evolution i Absence of Light

Koniec roku to czas niezbyt obfity jeżeli chodzi o premiery płytowe. Wśród tych artystów, którzy się na taki krok zdecydowali wybija się szczególnie nowa EP-ka i najprawdopodobniej ostatnie dzieło projektu Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi. Droga do domu po raz kolejny udowadnia, że dla Stawrogina i Sarsa granice stylistyczne nie istnieją. Połączenie elektroniki, alternatywnego rocka czy black metalowych blastów podlane surrealistycznym sosem to recepta na muzykę, w której szaleństwie raz zanurzywszy nie da się odnaleźć drogi na powierzchnię. Nie da lub nie chce. Chyba raczej to drugie.

13 grudnia premierę miała płyta Þiudos Diuza zespołu DYM. Jest to druga płyta tego dark folkowego projektu. Jeszcze rok temu pewnie nie zwróciłbym większej uwagi na tego typu muzykę, jednak mówi się, że tylko świnia nie zmienia poglądów. Trafiłem dzięki temu do świata magicznej, klimatycznej i niezwykle sensualnej muzyki. Klasą samą w sobie jest zwłaszcza utwór Kochankowie Traw, któremu misternej konstrukcji pozazdrościć może niejeden prog-rockowa artysta.

Z polskich wykonawców warto jeszcze wspomnieć dwa przykłady alternatywnego rocka, tego bliższego bo z Małopolski w postaci Zaułka i tego o francuskich korzeniach, czyli dobrze już, mam nadzieję, Wam znanego duetu Stefski & Hutch

W związku ze wspomnianym powyżej niedostatkiem ciekawych premier postanowiłem uzupełnić swoje braki płytowe. W ten sposób trafiłem na zespół Age of Distraction, którego debiut A Game of Whispers uważany jest w gronie znawców prog-rocka za jedną z lepszych tegorocznych pozycji. Nie sposób się z nimi nie zgodzić. Złożona, pełna harmonii ale i nagłych zwrotów akcji muzyka idealnie nadaje się na długie grudniowe wieczory. Na dzisiejszej playliście znajdziecie 3 pochodzące z niego utwory, z przejmującym Break My Bones na czele.

Na jednym ze stonerowych fanpejdżów moją uwagę przykuła intrygująca okładka - Saturn i astronauta na bladym, zgniłozielonym tle. Ciekawe brzmiała też nazwa zespołu - Bulldozer and the Machine Guns. Czym prędzej odnalazłem ich w streamingach i od razu zanurzyłem się w stonerowo-psychodeliczne dźwięki, jakie ta belgijska ekipa serwuje na PSILO. Czuć tu też trochę bluesa, progresji - jednym słowem - taki stoner jaki lubię najbardziej. Coś czuję, że w Sylwestra zamiast grać w grę będę słuchał muzyki. Jakiej? Bulldozer!

Prócz kamieniarskiego doom metalu na dzisiejszej playliście nie mogło zabraknąć też bardziej tradycyjnego, epickiego doomu. Tę lukę wypełnia w 100% zespół The Crypt, kolejny w bogatym port-folio Leifa Edlinga. Pisałem już o nich kilka razy więc nie zamierzam się powtarzać, ale jeżeli chcecie posłuchać jak brzmiałoby Candlemass z żeńskim wokalem to tu znajdziecie odpowiedź.

W ten sposób dotarliśmy do końca tego wyjątkowego, ostatniego w 2024 roku podsumowania. Miłej lektury, odsłuchu playlisty i przede wszystkim udanej zabawy Sylwestrowej. A ja czekam na Wasze podsumowania!


sobota, 28 grudnia 2024

Grudzień 2024 - Podsumowanie Miesiąca

 


Nasze sobotnie odliczanie dobiega końca. Przed nami ostatnie 4 dni 2024 roku. Są to równocześnie ostatnie dni grudnia a tego miesiąca brakuje nam jeszcze by domknąć zapoczątkowany 11 tygodni temu cykl. Przed Wami więc muzyczne podsumowanie grudnia. A oto lista zespołów, z którymi najczęściej spędzałem te mroźne choć niestety szaro-bure (z wyjątkiem weekendu w Zakopanem) dni.

1. Violet - AOR-owa bomba prosto ze Stuttgartu, od dnia premiery ich drugiego krążka - Mysteria dosłownie rozsadza moje głośniki codziennie. Chwytliwe melodie, soczyste gitary, ejtisowe klawisze i wstawki saksofonu sprawiają, że ten wydany pod sam koniec roku krążek automatycznie wskakuje do grona kandydatów do tytułu płyty roku

2. Calypsian - francuski projekt grający symfoniczny power metal. Jeden z ciekawszych tegorocznych debiutów w tym gatunku. Co ciekawe w nagraniu Frozen Firestorm uczestniczyło kilku muzyków sesyjnych, w tym dwóch wokalistów. W dalszym ciągu formuje się pełny skład zespołu i mam nadzieję, że w przyszłości przyniesie nam dużo tak dobrej a nawet lepszej muzyki niż na debiucie

3. Athena XIX - gdy pogrzebane w pyle historii zespoły reaktywują się po latach i wracają z nowym materiałem zawsze jest ryzyko, że będzie to żerowanie na nostalgii fanów i odcinanie kuponów od dawnej chwały. W przypadku tych włoskich prog-powerowców tak się jednak nie stało. Everflow Pt.1 to naprawdę soldna płyta, która wnosi sporo nowego do brzmienia kapeli 

4. Symphony X - legenda progresywnego powera. Dowodzona przez charyzmatycznego wokalistę Russella Allena i utalentowanego gitarzystę Michaela Romeo grupa nie ma słabych punktów w swojej dyskografii. Ja grudzień spędzałem w gronie nieco starszych albumów - V: The New Mythology Suite z 2000 i Paradise Lost z 2007 roku. Szkoda tylko, że mimo regularnego koncertowania panowie nie przygotowują nowego materiału...

5. Magic Kingdom - belgijscy power metalowcy wydali w grudniu swój szósty album - Blaze of Rage, na którym nie schodzą poniżej pewnego ustalonego przez lata poziomu a mózg całego przedsięwzięcia, gitarzysta Dushan Petrosi po raz kolejny udowadnia, że jest jednym ze zdolniejszych kompozytorów w gatunku  

6. Paragon - niemiecka kapela pokazuje na Metaliation, że powinno się ją stawiać na równi z Grave Diggerem czy Running Wildem jeśli chodzi o czołowych przedstawicieli niemieckiego speed/power metalu. Kto jeszcze nie zna a ma słabość do surowego, niemieckiego powera niech nie traci czasu tylko wrzuca na ruszt dyskografię zespołu

7. Arena - zespół, dzięki któremu trafiłem do wielkiego i ciekawego świata rocka progresywnego. Ale to już chyba wiecie ;)

8. Froglord - Army of Frogs to my. Korzystając z okazji oświadczam też, że biorę pełną odpowiedzialność za odkrycie tej muzyki przez Gruz Culture Propaganda i w związku z tym za wszystkie jego środowe wpisy. Jednak cytując klasyka - Marku, you bow to no one

9. Dawn of Destiny - dziewiąty album niemieckich symfonic-power metalowców to płyta, której można słuchać bez końca a trzeci na liście Alive to uczta dla uszu każdego miłośnika dynamicznego, melodyjnego grania

10. Tiamat - jak już pisałem w poprzednich artykułach, nadrobiłem ostatnio moje braki jeśli chodzi o dyskografię tego uznanego dla rozwoju doom metalu zespołu. Najbardziej mnie cieszy, że w końcu dałem szansę płycie Wildhoney, którą zarówno pod kątem stylu i daty wydania może śmiało stawać w jednym szeregu z takimi tytułami jak Icon Paradise Lost czy Headstones Lake of Tears

11. Kryształ - wydane pod koniec listopada Poświaty to świetny przykład tego, że eteryczny coldwave potrafi przemówić do serca nawet najbardziej zatwardziałego power/doom metalowca (jakkolwiek to brzmi ale chyba już przyzwyczaiłem Was do tej dwubiegunowości)

12. Zaułek - młoda kapela z okolic Oświęcimia, który tym samym urasta do miana jednego z najważniejszych alt-rockowych scen Małopolski. Poetyckie, nieco pokręcone teksty, ciekawa muzyka i przenikliwy głos Niki Boińskiej - gorąco polecam!

Prócz tej szczególnie wyróżnionej przeze mnie dwunastki w moich głośnikach pojawiała się też taka muzyka jak chociażby stoner/doomowe Elephant Tree i Starmonger, epic/power metalowe Arrayan Path czy przedstawiciele polskiego rocka i metalu różne maści - m.in. Mary, NamoR czy polsko-francuski duet Stefski & Hutch. Tradycyjnie utwory wszystkich wymienionych w tekście projektów znajdziecie na mojej grudniowej playliście. Mam nadzieję, że Wam się spodobają. Dajcie też znać, jakich zespołów Wy najchętniej słuchaliście w grudniu :)

Playlista: Grudzień 2024

poniedziałek, 23 grudnia 2024

16.12-22.12.2024

 


Święta coraz bliżej, atmosferę czuć już wszędzie tylko nie w moim odtwarzaczu. Choć przyznam się, że i ja się przemogłem i Last Christmas włączyłem ten jeden czy drugi raz. Niemniej jednak podsumowanie mijającego tygodnia wygląda następująco.

Najczęściej słuchałem młodego, niemieckiego zespołu Violet, grającego mocno inspirowany latami 80-ymi AOR. Ich muzyka to bardzo melodyjne, wpadające w ucho kawałki, udane połączenia gitar z bardzo ejtisowymi klawiszami a do tego okazjonalnie solówki na saksofonie. Na dzisiejszą playlistę trafia 5 utworów z wydanej przed tygodniem płyty Mysteria. Wśród nich jest Angelina (Talk to Me), której potrafię słuchać po kilka razy dziennie. Jest to piosenka, która z każdą kolejną sekundą wciąga coraz mocniej aż człowiek zaczyna ją nucić niemalże co chwilę. Inne kompozycje, choć nieco w cieniu Angeliny, też potrafią porwać swoją energią i łatwymi do zapamiętania refrenami. Coś czuję, że w świecie melodyjnego rocka rośnie nam nowa gwiazda. A to dopiero ich drugi krążek!

Dla pewnej przeciwwagi, żebyście nie myśleli, że hair metalu czy AORa nie da się zagrać w sposób uznawany za "ekstremalny", przedstawiam Wam zespól Nitro. Ten działający przez krótki okres czasu, na przełomie lat 80-ych i 90-ych zespół hair-metalowe kryteria wyniósł do bardzo ekstremalnego, wręcz przerysowanego poziomu. Maksymalnie wytapirowane włosy, cztero-gryfowa gitara Michalea Angelo Batio czy tak wysokie piski Jim Gillete, że pękały szklanki a do tego naprawdę ciekawe kompozycje - to wszystko sprawiło, że był to zespół prawdziwie wyjątkowy. Pozostawił po sobie dwa krążki i to właśnie z debiutu (O.F.R. - 1989 rok) pochodzi numer Double Trouble, który znajdziecie na playliście. Mam świadomość, że dla niektórych z Was te brzmienia mogą być trudne do strawienia ale warto pamiętać, że taka instytucja jak Nitro kiedyś istniała.

Bardzo chętnie tej jesieni (i od soboty w zimie) sięgam po muzykę power metalową. Jest to zresztą styl od którego zaczęła się moja przygoda z metalem. Cieszy mnie, że nadal odnajduję w niej tę samą radość i energię jaka zachwyciła mnie w 2007 roku. Cieszą też nowe płyty, utrzymujące odpowiedni poziom. Jedną z nich jest chociażby Blaze of Rage belgijskiego Magic Kingdom. Co prawda potrzebowałem nieco więcej czasu by się w pełni do niej przekonać ale czuję, że było warto. Mamy tu sporo ciekawych kompozycji, tak w wyższych jak i średnich tempach, które umiejętnie podkreśla mocny, nieco ochrypły wokal Michaela Vescera. Moje ulubione to Undead at the Gates, o którym pisałem już tydzień temu i szybki, klasycznie powerowy Blaze of Storming Rage ale i pozostałe dwa, które znalazły się na playliście to naprawdę solidne pozycje.

Po raz kolejny muszę też pochwalić francuski Calypsian za ich udany debiut. Frozen Firestorm to przykład klasycznego symfonicznego powera, który mimo lat mijających od premiery Legendary Tales Rhapsody, nie umarł a wręcz przeciwnie, kwitnie i wydaje przepyszne owoce. Podobnie rzecz się ma z angielskim Fellowship - nowy album, choć nieco słabszy od debiutu, wciąż do mnie powraca za sprawą utworu The Bitter Winds - szybkiej, intensywnej i bogatej w elementy symfoniczne.

W ostatnim czasie postanowiłem wrócić do muzyki amerykańskiego Symphony X - niekwestionowanej legendy progresywnego powera. Niestety ich dyskografia póki co kończy się na wydanym w 2015 roku Underworld. Oczekiwanie na coś nowego może umilić rewizyta starszych albumów, co też z wielką przyjemnością czynię. Stąd też obecność w dzisiejszym podsumowaniu takich utworów jak Eve of Seduction z mojej ulubionej płyty Paradise Lost i Evolution (Grand Design) z wydanej w 2000 roku V: New Mythology Suite. Oba utwory pokazują zarówno techniczne umiejętności muzyków jak i zdolność pisania naprawdę zapadających w pamięć kompozycji.

Legendą muzyki progresywnej, choć bardziej rockowej niż metalowej jest brytyjska Arena. Wspominam o nich już chyba po raz trzeci w ciągu ostatniego tygodnia ale wybaczcie. The Visitor to tak niezwykły album, że ile by nie pisać i tak będzie mało. Urozmaicone, nieszablonowe kompozycje, popisy gitarzystów i klimatyczne klawisze, pełen ekspresji wokal - to tylko kilka z mocnych stron tego wydawnictwa. Sprawdźcie zresztą sami, na playliście meldują się aż 4 utwory.

Nie braknie też na niej innych przedstawicieli prog-rocka i prog-metalu. Niemiecki Castle Mountain Moon to tegoroczny debiutant i warto zapoznać się z ich twórczością, dość mocno osadzoną w neo-progowej stylistyce. Prog-metalowców z VOLA raczej przedstawiać nie muszę - Friend of a Phantom to album kompletny i każdy miłośnik tej muzyki powinien go znać.

O polsko-francuskim duecie rockowym Stefski & Hutch wspominałem też tydzień temu. Tym razem oprócz własnej interpretacji utworu Leonarda Cohena Who By Fire polecam też ich autorską kompozycję, tytułowy utwór z płyty Selling Lies wydanej w kwietniu tego roku, pełnej niczym nieskrępowanego gitarowego grania.

Na koniec jeszcze doom metalowe odkrycie tygodnia, za które dziękuję niezastąpionej Epoce Żelaza. The Crypt to kolejne dziecko epic-doomowej instytucji jaką niewątpliwie jest Leif Edling. Redaktor Julia w swoim poście zasugerowała podobieństwo do Avatarium, które uwielbiam, więc musiałem koniecznie obczaić. Cóż, osobiście rzekłbym, że więcej widzę tam post-(i pre)-Messiahowego  Candlemass ale jak dla mnie nie jest to żadna wada. Kompozycje są mocno gitarowe, mają typowy edlingowski klimat i wbijają sie do głowy z siłą kafara. Duża w tym zasługa też wokalistki Pepper Potemkin, której głos dodaje utworom jeszcze więcej drapieżności. Na pewno będę dość często wracał do tego albumu a Wy, jeśli jeszcze nie mieliście okazji się z nim zapoznać, szybko nadrabiajcie zaległości!

Kolejny akapit należy do stoner/doomowego Elephant Tree, choć w przypadku tej kapeli żadne szufladkowanie nie ma racji bytu. W ich utworach są i elementy bluesowe i post-rockowe - zdaje się, że wyobraźni muzyków nie da się w żaden sposób ograniczyć. I bardzo dobrze. Jako przykład podaję moje ulubione Echoes z 2016 roku i 4 for 2 z tegorocznego splitu z Lowriderem - The Long Forever, docenionego przez m.in. Doom Charts, które wyróżniło ich pierwszym miejscem w swoim październikowym zestawieniu. 

I jeszcze słowem przypomnienia, jeśli lubicie folk metal z mocnym, czystym wokalem, bardziej metalowy niż skoczny to posłuchajcie sobie Velesara. Mają na koncie trzy udane albumy i mnóstwo fajnych utworów. Jednym z nich jest Kamienny Tron, który co jakiś czas wpada do mego odtwarzacza na dłużej.

To już całe podsumowanie. Jak zwykle zapraszam do odsłuchu podlinkowanej poniżej playlisty. I dajcie znać, czego Wy ostatnio najczęściej słuchacie!

Playlista: 22.12.2024   

piątek, 20 grudnia 2024

Jesień 2024 - Podsumowanie Kwartału

 


Starkowie w Grze o Tron przez kilka sezonów notorycznie powtarzali swoje rodowe zawołanie - Winter is coming. W końcu w którymś odcinku późniejszych sezonów, nad którymi spuśćmy może zasłonę milczenia, jeden z bohaterów wypowiedział je w nieco zmienionej formie - Winter has come. Tak samo u nas, nadeszła zima (lub nadejdzie jutro ale nie badźmy drobiazgowi), czas więc na wnikliwe podsumowanie jesieni.


NAJCZĘŚCIEJ SŁUCHANY UTWÓR

Dragony - Dreamchasers - kiedy wybrzmią ostatnie dźwięki intra, w którym wykorzystano motywy z Symfonii z Nowego Świata A. Dvoraka (nie pierwszy raz w power metalu, vide The Wizard's Last Rhymes włoskiego Rhapsody) zaczyna się najlepszy moim zdaniem utwór na najnowszej płycie austriackiej kapeli. Mamy tu wszystko, co kochamy w power metalu - perkusyjną galopadę, tnące jak brzytwa gitary i budujące klimat klawisze. A przy tym wszystkim duet Siegfrieda z Ambre Vorvauhis z Xandrii, która ozdabia utwór nie tylko swym krystalicznie czystym głosem ale i agresywnym growlingiem. Świetny wstęp do naprawdę udanego albumu!


NAJLEPSZE ALBUMY KWARTAŁU

Najczęściej i zarazem najchętniej słuchanym przeze mnie albumem ostatnich trzech miesięcy było Hic Svnt Dracones power metalowego zespołu Dragony. Fajny koncept, wpadające w ucho i zostające na dłużej w pamięci utwory to najważniejsze atuty tej płyty. Panowie trzymają się wypracowanego przez lata stylu, łącząc elementy symfoniczne z odpowiednio odmierzoną ilością egzaltacji, co sprawia, że power metal w ich wykonaniu jest po prostu taki, jak trzeba. Nie oznacza to oczywiście, że w tym gatunku to już wszystko. Na uwagę zasługują takie solidne, symfoniczno-powerowe krążki jak IX od niemieckiego Dawn of Destiny, Frozen Firestorm francuskiego Calypsian czy bardziej surowa choć niezwykle intensywna Nova Atlantis autorstwa braci Amore KingCrown. Każdy z tych krążków ma w sobie dużo magicznego klimatu i przynajmniej kilka kapitalnych kompozycji. 

Jeśli chodzi o doom metal to tu ucha powinni nadstawić miłośnicy bardziej klasycznego brzmienia, bowiem moje trzy ulubione albumy ostatniego kwartału to Shining deaath/doomowej legendy Swallow the Sun i dwa krążki o stylistyce gothic/doom metalowej - New Wave Order włoskiego The Foreshadowing i Darrkh... It Is! debiutującego w tym roku projektu Aiwaz. Każdy z nich miał w sobie bardzo duży ładunek emocjonalny, sprawiając, że ich odsłuch pozostawiał po sobie wrażenie swoistego katharsis. Jeśli mówi się, że muzyka może leczyć dusze to zaprawdę powiadam Wam, w pełni się z tym zgadzam.

Będąc przy takich ponurych i melancholijnych klimatach nie sposób nie wspomnieć o płycie, której się zupełnie nie spodziewałem ale na którą fani gotyckiego rocka naprawdę zasługiwali. Mowa oczywiście o Noc vlku absolutnej legendy gotyckiej sceny - czeskiego XIII. Stoleti. Bracia Stepan przygotowali dla nas album w każdym calu kompletny, mający w sobie cząstkę każdego poprzedniego albumu a przy okazji nie zamykający się też na nowe inspiracje. O każdym z utworów można by napisać osobny esej ale i tak słowo pisane nie odda w pełni doznań, jakie ten krążek gwarantuje. Mistrzostwo świata!

Ostatnie trzy miesiące to też bardzo dobry czas dla miłośników muzyki progresywnej. Jedną z najlepszych prog-rockowych płyt tego roku nagrał kanadyjski Huis, zabierając nas w refleksyjną i pełną tajemnic podróż na In the Face of the Unknown. Po raz kolejny muzycy udowonili też, że rock neo-progresywny to dobro narodowe Kanady. Jednym z moich ciekawszych muzycznych odkryć był też duński Isbjorg, w swojej twórczości do progresywnego rdzenia dodający elementy math-rocka czy djentu ale przede wszystkim prowadzący większość utworów dźwiękami bardzo naturalnie, wręcz organicznie brzmiącego pianina. Wielkim wydarzeniem była też premiera czwartej płyty duńsko-szwedzkiej VOLA'i, która dzięki Friend of a Phantom umocniła swoją pozycję jako jednego z najlepszych prog-metalowych zespołów ostatnich lat.

W kategorii AOR też jest kilka mocnych tytułów. Pierwszy to Time Machine brytyjskiego Cats in Space, dynamiczny, gitarowo-klawiszowy, melodyjny rock, który spodoba się tak miłośnikom Survivor, Foreigner jak i Queen, po którym ekipa odziedziczyła pewną bombastyczność dodającą utworom bardziej epickiego klimatu. Drugi to natomiast wydana stosunkowo niedawno a już mocno władająca moim sercem Mysteria niemieckiego Violet. Tu też mamy porządne melodyjne granie z mocnym kobiecym wokalem, przywodzącym na myśl takie królowe rocka jak choćby Bonnie Tyler. Wydany jako jeden z promujących krążek singli, utwór Angelina od pewnego czasu gości w moich głośnikach po kilka razy dziennie!

Klimaty folk metalowe jakoś zbyt często u mnie ostatnio nie gościły, z jednym wyjątkiem. Chodzi o trzeci krążek Velesara zatytułowany Pogorzelisko. Mamy tu przykład fajnego połączenia klasycznego heavy metalu spod znaku Iron Maiden ze słowiańskim folklorem. Jest to też przynajmniej w połowie concept album, gdyż pięć (z 10) utworów na płycie tworzy jedną spójną historię.

Na koniec wspomnę jeszcze o EP-ce lokalnego małopolskiego zespołu Zaułek, z której to pochodzi utwór Oczy ze szkła z przejmującym tekstem i naprawdę wwiercającą się w umysł melodią. Jest to nieco chłodne, alt-rockowe granie, nieco w kontrze do pozostałych moich zainteresowań ale naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem i kibicuję muzykom w dalszym rozwoju. Potencjał jest naprawdę duży.

NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE

Tu sprawa jest prosta - nowy krążek XIII. Stoleti pojawił się nagle, w trzy tygodnie od pierwszego singla i 8 lat od poprzedniego wydawnictwa z premierowym materiałem. Zaskoczenie pełne ale była to jak najbardziej miła niespodzianka. I choć Czesi rozbudzili mój apetyt na kolejne płyty, jeśli mamy czekać kolejne 8 lat na tak kapitalne wydawnictwo to jest to poświęcenie, na które jestem gotów.

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE

Ostatni album Serious Black nagrany z Urbanem Breedem, Suite 226 był dość średni. Po zmianie wokalisty na Nikolę Mijića dostaliśmy naprawdę solidny Vengeance is Mine. Oczekiwania więc były dość spore, jednak Rise of Akhenaton nie potrafił im sprostać. Jedenaście niewyróżniających się, bardziej blado hard-rockowych niż krwiście powerowych kompozycji sprawiły, że przy wielu kapitalnych premierach przełomu września i października, album też po prostu przepadł. I nie zanosi się bym planował i chciał do niego wracać. Szkoda... 

NAJWIĘKSZE ODKRYCIA

W zasadzie każde z nich zostało już opisane w odpowiednim akapicie. Mamy tu power metalowy Calypsian, doomowy Aiwaz, prog-rockowy Isbjorg czy aor-owy Violet. Nie możemy też zapominać o perełce małopolskiej alternatywy w postaci Zaułka. Warto jednak pochylić się też nad coldwave'owym Kryształem, którego aksamitna, poetycka muzyka w końcu, po kilku nieudanych podejściach, w końcu mnie kupiła. Jeżeli szukacie odskoczni od metalowego łomotu, to te dźwięki będą dla Was świetnym lekarstwem na przebodźcowanie. Na zakończenie jeszcze może nie całkowite odkrycie, bo Sian Greenaway była już znana z występów w doom-rockowej Alunah ale w psychodeliczno-glam rockowym wydaniu jako Bobbie Dazzle jeszcze jej nie znaliśmy. A radzi sobie w tej roli wyśmienicie!

OCZEKIWANIA NA PRZYSZŁOŚĆ

Pod koniec roku nowych premier płytowych jak i singli (co widać przy moich ostatnich czwartkowych postach) jak na lekarstwo. Liczę jednak, że po Nowym Roku będzie w czym się zasłuchiwać. A oto wydawnictwa, na które czekam najmocniej:

Grave Digger - Bone Collector  - 17.01

Avatarium - Between You, God, The Devil and The Dead - 24.01

Inside Her - TBA - 30.01

Lacuna Coil - Sleepless Empire - 14.02

Dynazty - Game of Faces - 14.02

Avantasia - Here Be Dragons - 28.02

Year of the Cobra - Year of the Cobra - 28.02

Hanging Garden - The Unending - 14.03

PODSUMOWANIE

Za nami literackie podsumowanie jesieni, poniżej zaś podsumowanie muzyczne - w formie playlisty zawierającej 40 najczęściej słuchanych przeze mnie w tym czasie utworów. Jestem ciekaw ile z nich pokrywa się z Waszymi statystykami. Zapraszam do dyskusji i dzielenia się swoimi podsumowaniami, czy to w postaci samego kolażu czy playlisty, tudzież może krótkiego eseju. Bywajcie!


Playlista: X, XI, XII 2024

poniedziałek, 16 grudnia 2024

09.12-15.12.2024

 


Wśród ponad 400 osób obserwujących mój facebookowy profil są na pewno miłośnicy różnych odmian tzw. muzyki gitarowej. Nic dziwnego, gdyż ja sam obracam się w dość szerokim rockowo-metalowym spektrum. Ostatni tydzień był właśnie taki mocno zróżnicowany. Mam nadzieję, że z dzisiejszego podsumowania każdy z Was wybierze coś dla siebie.

Zacznijmy od power metalu, ponieważ to właśnie grajacy w tym stylu francuski Calypsian zdominował dzisiejszą playlistę. Trafiło na nią aż 5 spośród 8 utworów, jakie znajdują się na debiutanckim Frozen Firestorm. Nie ma co się jednak dziwić, gdyż jest to bardzo dynamiczny, bogaty aranżacyjnie symfoniczny power. Zespół pokazuje kunszt zarówno w powerowych galopadach jak i nieco bardziej wyważonych, metalowych marszach. Moim ulubioną kompozycją jest rozpędzony The Way of the Warrior, który był też najczęściej słuchanym przeze mnie utworem mijającego tygodnia.

Nieco bardziej na północny-wschód od Francji leży Belgia, skąd pochodzi dowodzona przez utalentowanego gitarzystę Dushana Petrossiego grupa Magic Kingdom. W piątek premierę miało ich szóste wydawnictwo zatytułowane Blaze of Rage. Z racji weekendowego wyjazdu nie miałem zbyt wiele czasu by się w nie dobrze wsłuchać ale już po kilku próbach w pamięć zapadł mi numer Undead At the Gates, z którym to dziś się dzielę z Wami. Liczę, że za tydzień tych pozycji będzie więcej, gdyż już teraz czuję, że to kawał dobrego powera.

W naszej power metalowej wędrówce palcem po mapie zahaczymy też o Niemcy z surowym heavy/powerowym Paragonem, Wielką Brytanię, w której ogień symfonicznego powera rozpalić chce Fellowship a także Cypr, będący kolebką epickiego grania spod znaku Arrayan Path

Udane połączenie metalu progresywnego z powerem serwuje reaktywowana po latach Athena (tym razem jako Athena XIX). Tydzień temu pisałem już, że Everflow Pt. 1: Frame of Humanity to płyta trudna, do której trzeba dojrzeć. Dziś bronię tego stanowiska, jestem jednak już po etapie "dojrzewania" i mogę w pełni docenić pracę, jaką muzycy włożyli w ten album. Brawa za szukanie nowych form wyrazu, nie opieranie się na tym co było modne w latach 90-ych. W efekcie mamy tu i elementy muzyki elektronicznej, połamane rytmy i taką trochę zdehumanizowaną atmosferę, do której pasuje jak ulał wyjątkowo mroczny (w tej odsłonie) wokal Fabio Lione

Na pewno zauważyliście, że jeżeli chodzi o rocka progresywnego to najczęściej na łamach Muzycznej Kroniki goszczą zespoły neo-progowe. Jest to nazwa wyróżniająca twórców, którzy zadebiutowali w latach 80-ych i późniejszych, w odróżnieniu od pierwszej fali prog-rocka spod znaku Yes czy Genesis. I choć najbardziej znaną postacią tej sceny pozostaje do dziś Marillon, ja największym sentymentem darzę artystów, od których zaczęła się moja miłość do tego gatunku. Mowa o brytyjskiej Arenie, a płytą, od której wszystko to się zaczęło jest przepiękny, wielowarstwowy The Visitor, reprezentowany na dzisiejszej plejce przez dwa utwory. Zachęcam do zapoznania się z nimi jak i całym albumem, ponieważ, jak to zwykle w prog-rocku, album należy rozpatrywać jako całość a nie tylko zbiór poszczególnych piosenek.

Przejdźmy dla odmiany do nieco mniej skomplikowanego grania. Niemiecka grupa Violet tworzy bardzo przyjemny, klawiszowo-gitarowy AOR z mocno słyszalnym wpływem lat 80-ych. W ten piątek premierę miała ich druga płyta - Mysteria, która z miejsca stała się jedną z najczęsciej przeze mnie słuchanych. Muzycy mają niesamowitą zdolność do tworzenia chwytliwych, przebojowych kawałków, które mają w sobie coś więcej, coś co sprawia, że chce się włączać repeat i repeat i repeat. Czuję, że następne podsumowanie będzie należeć do Jamie Beckham i jej kolegów.

Melodyjnie i przebojowo gra też Kissin' Dynamite a ich tegoroczny album Back with the Bang to jedna z moich ulubionych płyt tego roku. Często do niej wracam, a zwłaszcza do mega budującego The Best is Yet to Come, które śmiało można stawiać w jednym szeregu z nieśmiertelnym Livin' on a Prayer Bon Jovi.

Ok, a co mogę zaproponować miłośnikom bardziej melancholijnych, tudzież psychodelicznych brzmień? Niewątpliwie jednym z moich ostatnich odkryć jest francuski Starmonger, łączący w sobie elementy desert/stoner rocka, fuzzu i ciężkiej psychodelii. Ich nowy krążek pt. Occultation składa się z siedmiu kompozycji, które wyróżniają się hipnotyzującymi melodiami i sporą, nietypową jak na ten gatunek epickością. Mocnymi punktami albumu są niewątpliwie Mothra, Page of Swords i Serpent, które znajdziecie na playliście. Jest to też kolejna kapela odkryta, dzięki rankingom Doom Charts - dzięki!

Od czasu do czasu w tym roku sięgam po muzykę londyńskiego Elephant Tree. Poprzednio było to z okazji premiery EP-ki czy splitu z Lowriderem. Tym razem jednak wróciłem do mojego ulubionego albumu w ich dyskografii, zatytułowanego po prostu Elephant Tree. Jest na niej jedna kompozycja, którą pokochałem już od pierwszego odsłuchu. Echoes, bo o niej mowa zachwyca swoimi mocno inkrustowanymi bluesem zwrotkami by przejść do mocnego, porywającego refrenu. I jeszcze ten przejmujący teskt. Poezja!

Poza tym polecam też majestatyczne Funeral Rites od niezastąpionego Froglorda czy romantycznie melancholijne Do You Dream of Me? z jednej z najważniejszych płyt w dorobku Tiamat - Wildhoney.  

W dzisiejszym artykule znalazło się też miejsce dla rodzimej muzyki. Jest tu i thrashowy NamoR, który wzbudził wiele dyskusji swym, moim zdaniem udanym, debiutem. Mamy zimną falę pod postacią warszawskiego Kryształu i trochę również chłodnego, alternatywnego rocka z Małopolski - zespół Zaułek, od którego cztero-utworowej EP-ki nie jestem w stanie się oderwać.

Stefski&Hutch to natomiast polsko-francuski (choć z polskimi korzeniami) duet, grający szeroko pojętego rocka. Piszę szeroko pojętego, gdyż muzycy wśród swoich inspiracji wskazują tak jazz i funk jak i indie rock czy nawet thrash metal. Nie tak dawno premierę miała ich EP-ka Into the End. Znajduje się na niej klimatyczna, gitarowa kompozycja Who By Fire, którą niniejszym gorąco Wam polecam.

Do tej pory obracaliśmy się głównie po Europie, z krótką wizytą na azjatyckim geograficznie choć kulturowo europejskim Cyprze. Na koniec jednak czas na najbardziej niezwykłą podróż - w samo serce Afryki. Leży tam Zambia, kraj obecnie niewiele mówiący przeciętnemu słuchaczowi. Niegdyś jednak, początkiem lat 70-ych biło tam serce afrykańskiego rocka. Zamrock, bo tak nazwano ten ruch, inspirowany był europejskim rockiem psychodelicznym, nie stroniąc też od bardziej ciężkiego grania w stylu tzw. proto-metalu. Nad tym wszystkim unosił się jednak lokalny duch, przejawiający się w korzystaniu z ludowego instrumentarium czy wykorzystywaniu folkowych elementów w kompozycjach. Niestety przemiany polityczne i epidemia AIDS położyła kres tej niezwykłej scenie. na szczęście w ostatnich latach pojawiały się próby reaktywacji ikonicznych dla sceny zespołów, zagraniczne wytwórnie wydawały reedycje płyt - ostatecznie wszystko wskazuje, że udało się zamrock ocalić od zapomnienia. O jednej z takich reedycji, a w zasadzie ponownym wydaniu kompletnej dyskografii zespoło WITCH (We Intend to Cause Havoc) pisał jeden z najaktywniejszych muzycznych archeologów - Zbigniew z bloga Rockowy Zawrót Głowy. Jestem mu dłużny parę naprawdę niezwykłych rockowych odkryć a teraz mój dług powiększył się o kolejne. Tak się bowiem złożyło, że muzyka WITCH mnie zafascynowała i powoli, album po albumie odkrywam to hard-rockowo/psychodeliczne granie. Jako przykład posłuchajcie sobie utworu tytułowego z chyba najcięższej ich płyty - Lazy Bones

I tą krótką wycieczką na półkulę południową kończymy dzisiejsze podsumowanie. Na półkuli północnej zimno, szaro i ponuro, mam więc nadzieję, że muzyka zawarta na playliście choć trochę Was rozgrzeje. Dużo zdrowia w ten grypowy czas i oczywiście czekam na Wasze podsumowania!

Playlista: 15.12.2024

czwartek, 12 grudnia 2024

Polecam, Playlist Everyday #5




Jest mi niezmiernie miło ogłosić, że, jak już pewnie zauważyliście, liczba obserwujących fanpage Mojej Muzycznej Kroniki przekroczyła cztery setki! Dziękuję Wam wszystkim za tak fajny odbiór tego, co robię i mam nadzieję, że muzyka, którą prezentuję często leci z Waszych głośników. Liczę też, że udało mi się zainspirować Was do muzycznych poszukiwań. Wychodzę bowiem z założenia, że gdzieś tam za zakrętem czeka na odkrycie nasz kolejny "ulubiony zespół". Dziś, w ramach podziękowań i zgodnie z obowiązującą na stronie tradycją mam dla Was kolejną listę artystów, którzy zdecydowali się polubić i obserwować moją stronę. 

1. wecandividebyzero - metal progresywny prosto z Gibraltaru. Po kilkuletniej przerwie panowie wrócili do aktywności koncertowej i powoli przygotowują premierowy materiał 

2. Dead Tahiti - debiutujący w tym roku płytą pt. Fala zespół klasyfikowany jako post punk/coldwave. I rzeczywiście jest tu dużo zimnych dźwięków, melancholii i dystopijnych opisów rzeczywistości. 

3. ArcterrA - założony w 2021 roku projekt łączy w sobie elementy prog-rocka, metalu symfonicznego z charakterystycznymi dla muzyki filmowej pejzażami dźwiękowymi 

4. Embertears - jednoosobowy projekt Tamasa Alberta, którego niektórzy z Was mogą kojarzyć z Faded Rememberance. Progresywny sludge/stoner doom inspirowany historiami biblijnymi (m.in. Potop, Apokalipsa św. Jana). 

5. Fantom - młoda toruńska ekipa thrash metalowa. Oldschoolowo, bezkompromisowo i z pazurem 

6. Command-K - solowy projekt Kaliny Solarek, w którym elektronika miesza się z dźwiękami gitary elektrycznej. Niedostępna w streamingach, podrzucam link do jej bandcampa

7. Synthwailer - metal symfoniczny z damskim wokalem. Niby nic odkrywczego ale w wykonaniu Samiego i Morgane nabiera nowej jakości

8. NamoR - jeden ze spadkobierców grupy Kat&Roman Kostrzewski. Muzycznie i lirycznie wierni mistrzowi ale raczej na zasadzie twórczej interpretacji niż prostego kopiowania wzorców 

9. miligramuave - rock alternatywny prosto z Royalton w stanie Illinois. Panowie pracują nad autorskim materiałem, który mam nadzieję, niedługo ujrzymy na ich fanpage'u

10. Andareda - mocno niedoceniani weterani polskiego rocka progresywnego. Płyty wydają średnio co 10 lat ale każda z nich jest warta uwagi. Rok temu zaprezentowali nam doceniony przez krytyków Eksperyment czlowiek ale cóż, Serce smoka bije tylko na W pobliżu rzeczywistości.

11. A Neverending John's Dream - epicki AOR, melodyjny ale i z symfoniczno-progresywnym zacięciem. Coming Back to Paradise to jeden z najciekawszych debiutów tego roku

12. The Foreshadowing - włoski zespół grający gothic/doom metal. Jeden z moich ulubionych w tym gatunku. Na koncie mają cztery albumy długogrające a każdy z nich, mimo różnorodności ma trzy cechy wspólne - romantyczny, aksamitny wokal, przejmująco melancholijne melodie i odpowiednio wyważony, doom metalowy ciężar 

13. Risen Crow - włoski zespół power metalowy z gotyckimi wpływami i uzupełniającym się damsko-męskim duetem wokalnym. Na dzień dzisiejszy kapela zaprezentowała tylko jeden singiel ale uwierzcie, budzi apetyt na więcej 

14. Kamuflaże - warszawski kwintet łączący w swojej muzyce różne odcienie alternatywnego rocka. Mamy tu i coldwave i elementy bardziej melodyjnego rocka a gitary przeplatają się z syntezatorami. W streamingach dostępny jest ich pierwszy singiel, Kran, który pokazuje drzemiący w chłopakach potencjał

15. Godzilla Was Too Drunk to Destroy Tokio - kosmiczny szop, bezdomny samurai i psychodeliczne potwory - to i wiele wiele naprawdę dobrego kamieniarza znajdziecie w twórczości tej jakże oryginalnie nazwanej kapeli. Tylko ostrzegam, to granie może uzależniać!

16. Stefski & Hutch - polsko-francuski alt-rockowy duet istniejący już od 2016 roku  Panowie tworzą muzykę będąca wypadkową ich zainteresowań, stąd wśród wydanych dotychczas utworach odnaleźć można echa lat 70,80,90 czy nawet thrash metalu!

17. Cloud Blood - zaangażowany społecznie grindcore, choć muzycznie bliżej im jednak do metalcore'a. Muzycy nie boją się podejmować trudnych i kontrowersyjnych tematów, o których potrafią też pisać nieco surrealistyczne, podszyte czarnym humorem

18. Tokyo Storm - brytyjska kapela grająca rasowy, melodyjny i mocno gitarowy AOR. Punkt obowiązkowy dla fanów takich zespołów jak Talisman, Survivor czy FM.

19. inside her - mroczny miks industrialnego metalu z synthwave'em, choć to tylko wierzchołek góry lodowej jeśli chodzi o zawarte w ich muzyce inspiracje. Na pierwszy kwartał tego roku zapowiadana jest premiera ich pierwszego longplaya, promowanego przez tak niezwykłe single jak choćby mój ulubiony Noc Ogień Ty i Magia.

Poniżej wrzucam link do playlisty z utworami 17 z 19 wyżej wymienionych artystów. W przypadku dwóch pozostałych polecam zapoznać się z ich profilami na bandcampie czy Facebooku. Cieszę się, że nasza społeczność się rozwija a jej częścią jest też tak wielu naprawdę interesujących wykonawców. Dzięki raz jeszcze za Waszą obecność i wsparcie a tymczasem nie zwalniam tempa i działam dalej. A kiedy pęknie pół tysiąca? Czas pokaże :)


Playlista: Playlist Everyday Recommendations #5

poniedziałek, 9 grudnia 2024

02.12-08.12.2024

 



Zapraszam na podsumowanie mikołajkowego tygodnia. Nie przyniósł on jednak zbyt wielu ciekawych premier. W moich odtwarzaczach królowały albo albumy z poprzednich tygodni albo nawet sprzed kilku czy kilkunastu lat. 

I właśnie najczęściej chyba słuchanym przeze mnie w tym czasie albumem była IV: Stigmata cypryjskiego Arrayan Path. I choć ekipa dowodzona przez świetnego wokalistę Nikolasa Leptosa ma na koncie już dziewięc co najmniej solidnych krążków, to jednak najbliższy mojemu metalowemu sercu jest właśnie ten z 2013 roku. Nie wiem, czy przez to, że od niego zaczęła się moja fascynacja tym zespołem, czy dlatego, że idealnie łączy w sobie power metalową melodykę z elementami symfonicznymi czy odpowiednim ciężarem, wzmacniającym ogólne wrażenie patosu i epickości. Polecam tę, jeszcze niezbyt dobrze znaną w naszym kraju muzykę każdemu miłośnikowi power, symphonic czy epic metalu. 

Drugim zespołem z tego gatunku, który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł jest niemieckie Dawn of Destiny. Ich najnowsze wydawnictwo, IX to album pełen melodyjnych, gitarowych kompozycji. Co ważne, zespół pokazuje, że dobrze radzi sobie tak w szybkich (Alive) jak i średnich tempach (Through this Nightmare). 

Psioczyłem trochę ostatnio na drugi krążek brytyjskiego Fellowship, muszę jednak powiedzieć, że jest na nim co najmniej jeden świetny utwór (The Bitter Winds) a całość, choć nie tak zaskakująca jak na debiucie, umacnia pozycję Fellowship wśród młodej gwardii power metalu.

Jeśli o młodą gwardię chodzi, to polecam debiutancki album francuskiego Calypsian. Frozen Firestorm to naprawdę fajny, utrzymany w klimatach fantasy symfoniczny power metal. Niby nihil novi sub sole ale warsztat muzyków i ich zdolności kompozytorskie sprawiają, że wśród wielu im podobnych, tegorocznych nowicjuszy, to oni zwrócili na siebie moją uwagę. Trzeba uważnie śledzić ich rozwój i liczyć, że z płyty na płytę będą dostarczać jeszcze lepszą i bogatszą aranżacyjnie muzykę. 

Będąc przy Francji nie sposób nie wspomnieć jeszcze o złożonym z weteranów tamtejszej sceny Kingcrown. Piszę o nich już trzeci czy czwarty tydzień z rzędu ale bardzo podoba mi się ich trzecie dzieło, z którego w ostatnich dniach najchętniej słuchałem dynamicznego i mega intensywnego When Stars Are Aligned.

Nieco z opóźnieniem dotarła do mnie wieść o premierze nowego krążka niemieckiego Paragon. Sumiennie jednak nadrobiłem zaległości i zasłuchałem się w te surowe, heavy/powerowe brzmienia. Co mogę napisać o Metaliation? Jest to klasyczny Paragon, ciężki i agresywny ale niepozbawiony też powerowej melodyki. Niemiecka scena słynie zresztą z takiego brzmienia, więc jeśli lubicie Grave Digger, Running Wild czy Rebellion powinniście zapoznać się z wyżej wymienioną płytą. Jako pomoc naukową podrzucam na playlistę aż trzy kawałki.

Jedyną nowością płytową w tym stylu jest debiut a w zasadzie płyta powrotna pod nieco zmienionym szyldem - Atheny XIX. Dla niewtajemniczonych, Athena była prog/powerowym zespołem, w którym pierwsze kroki w swojej muzycznej karierze stawiał Fabio Lione. W 1998 nagrali razem bardzo udany album A New Religion? po czym wokalista skupił się już całkiem na grze z Rhapsody. Wszycy wiemy jak potoczyła się historia tego zespołu z wszystkimi jego crossoverami. Teraz, gdy pewne ścieżki się już całkiem zamknęły, Fabio ze starymi kolegami reaktywowali Athenę i przystąpili do nagrania nowych utworów. Jak im wypadło? Przyznam się, że oczekiwania miałem spore i póki co spełnione są tylko połowicznie. Jednak Everflow pt.I: Frames of Humanity nie jest płytą łatwą (i bardzo dobrze), mam więc nadzieję, że jak wciągnę się w nią głębiej to poczuję to, co 12 lat temu, gdy po pierwszym friendly splicie w RoF wygrzebałem płyty nagrane przez Fabio z innymi kapelami i zakochałem się w Soul Savior i innych kawałkach z 1998 roku. Póki co, zapadł mi w pamięć najbardziej nieco elektroniczny Tha Calm Before the Storm, zobaczymy czy dołączą do niego inne kompozycje.

Jest też nowy singiel, i to nie byle jakiego autorstwa. Avantasia w czwartek zaprezentowała światu piosenkę pt. Creepshow. I cóż, narobiła w ten sposób sporego zamieszania. Wszyscy, którzy oczekiwali epickiego numeru na miarę Metal Opery, po raz n-ty poczuli się zawiedzeni. Zawiedli się też miłośnicy power metalu i miłośnicy lirycznych ballad. Creepshow jest powiem rasowym, hard-rockowym, jeśli by nie rzec hair metalowym przebojem. Fakt, że może bardziej pasowałby do Edguya z lat 2006-2012 ale wiadomo, że na powrót innego zespołu Tobiasa Sammeta nie ma co liczyć w najbliższej przyszłości. Ucieszmy się więc tą bardziej zedguycyzowaną Avantasią i czekajmy na kolejne single, które pewnie spełnią oczekiwania innych grup fanów, ale pozostałych i tak zostawią w rozczarowaniu. Tak to już jest, Tobias robi to co kocha i tak jak sam chce a w tej całej różnorodności tkwi poniekąd siła Avantasii. Amen.

Nowy utwór zaprezentował też projekt W.E.T. Muzycy znani z Talisman, Eclipse i Work of Art pozostają wierni swoim korzeniom i stąd też Believer to klasyczny, mocno gitarowy i głośny AOR. Ja osobiście traktuję go jako apetizer przed pełnym albumem a zadanie przed muzykami dość trudne. Poprzedni krążek, Retransmission to było aorowe mistrzostwo świata i jeśli nowe dzieło będzie choć w połowie tak udane to śmiało będzie się mogło ubiegać o tytuł AOTY w 2025 roku. Jestem na tak!

Podobną muzykę gra brytyjski Cats in Space. I to też kapela, o której u mnie czytaliście nie raz. Dziś również bez zaskoczenia. My Father's Eyes to mój ulubiony numer z Time Machine i pewnie będę jeszcze nieraz do niego wracał.

Stoner/doom reprezentowany jest dziś przez tzw nurt amfibijny. Froglord to niekwestionowany lider tego ruchu, niektórzy kultyści słuchają go co środę. Ja może aż takim fanatykiem nie jestem ale doceniam ten psychodeliczny, nieco kosmiczny klimat. W zeszłym tygodniu na tapetę wziąłem wydany w 2022 roku Army of Frogs, na którym prócz sladżu, doomu i kamieniarza pojawia się też sporo hipnotyzujących melodii. Prócz utworu tytułowego warte polecenia są też miażdżący Funeral Rite czy otwierająca krążek Dystopia. Polecam wszystkim, nie tylko miłośnikom płazów.

Jeżeli natomiast lubicie doom bardziej wpadający w sidła occult rocka to znacie zapewne Lucifera. Ja dziś podrzucam Wam Total Eclipse, z debiutu, który bardzo wpadającego w ucho refrenu zaskakuje ciężarem w powolnym, transowym intrze.

Klasyką doom metalu jest album Wildhoney szwedzkiej grupy Tiamat, znaczący jej odejście od death metalowych wpływów w kierunku bardziej heavy metalowego czy wręcz rockowego grania. Z tej płyty pochodzi m.in. tak przejmująca kompozycja jak Do You Dream of Me? którą znajdziecie na playliście.

To wszystko byli zagraniczni artyści. Nie brakowało u mnie jednak polskiej muzyki. Dość często zanurzałem się tak w pokręcony klimat black punkowych Mar jak i poetyckie, muzyczne pejzaże malowane przez alt-rockowy Zaułek. Szklane oczy tego ostatniego były zresztą jednym z najczęściej słuchanym przeze mnie w zeszłym tygodniu utworem.

Zainspirowany wpisami kolegów  blogerów muzycznych i audycjami radiowymi znajomych redaktorów sięgnąłem w końcu po album Poświaty zespołu Kryształ. Muszę przyznać, że ten senny, romantyczny wręcz cold wave mocno wrył się mi w duszę. Stał się świetną odskocznią tak od szybkiego power metalu jak i domowo sludge'owego ciężaru. Te delikatne wokale, ściany rozmarzonych gitar i emocjonalne teksty potrafią wciągnąć na dłużej. Spośród 8 utworów na płycie szczególnie przemawiają do mnie Złote Rybki i Strefa Ciekawości ale zapewniam, że każdy z pozostałych też ma w sobie to "coś". 

W zeszłym tygodniu znalazło się też u mnie miejsce na rodzimy thrash metal. O debiucie formacji NamoR pisałem już ostatnio. Moim zdaniem Ofiary pustki to bardzo dobra płyta, w udany sposób nawiązująca do twórczości Kat & Roman Kostrzewski, zwłaszcza do Czarno-białej. Podobnie jak tam mamy do czynienia z połamanymi rytmami, przewrotnymi tekstami, operującymi dosłownością i pewnym naturalizmem tak charakterystycznym dla pióra Kostrzewskiego. Wbrew hejterom, którzy ostatnio wyrośli jak grzyby po deszczu, czuję że panowie Laksa i Pistelok nie żerują na spuściźnie mistrza tylko w twórczy sposób oddają mu hołd. Na playlistę wrzucam trzy dosadne i ciężkie utwory - Włosek jaj cz.2, Anioł Tchórz i Jeśli nigdy nic

Warto też zwrócić uwagę na toruński Fantom, który jakiś czas temu wydał EP-kę Regime of Chaos. Jest to szybki i agresywny, old schoolowy thrash, jeszcze bez goteburskich naleciałości. Najbardziej kojarzy mi się zwłaszcza z Testamentem z okresu Practice What You Preach. Posłuchajcie utworu tytułowego jeśli nie wierzycie. 

I tym old schoolowym akcentem kończynie dzisiejsze podsumowanie. Liczę, że polecane przeze mnie kawałki Wam się spodobają. Jak zawsze czekam też na Wasze podsumowania i rekomendacje. 

Playlista: 08.12.2024


piątek, 6 grudnia 2024

Supportując Katatonię - Playlista Tematyczna


 

Byliście kiedyś na koncercie szwedzkiej Katatonii? Ja byłem w 2012 roku, gdy promowali album Dead End Kings. Do dziś wspominam tę mroczną i depresyjną atmosferę. Było jednak w tym wszystkim coś jeszcze. Świetny dobór supportów. Kilka lat później, podczas trasy Fallen Hearts of Europe niestety musiałem sobie odpuścić fizyczny udział w koncercie. Obczaiłem jednak całą setlistę dostępną na setlist.fm i zapoznałem z twórczością obu, kolejny raz, niezwykle interesujących supportów, z których jeden na stałe wszedł do mojej muzycznej biblioteki. Dziś, będąc nadal pod dużym wpływem Friend of a Phantom zespołu VOLA (bo to o nim właśnie mowa) postanowiłem zebrać na jednej playliście wszystkich towarzyszących Katatonii w jej wyprawach na polskie ziemie artystów. Fanów festiwali od razu uprzedzam, skupiłem się tylko na koncertach klubowych, w których Katatonia występowała w roli headlinera, gdyż na ich skład zespól miał największy wpływ. A chciałbym, by ta lista była swoistym zbiorem muzycznych rekomendacji, od ekipy Jonasa dla nas, wiernych fanów. A oto dziesiątka wspaniałych:


Ghost of the Spring Tour - 2003 rok

To/Die/For - fiński zespół gothic metalowy, choć dużo bardziej pasowałoby do nich określenie "metal romantyczny". ze względu na podejmowaną tematykę oscylującą wokół miłości, śmierci i ogólnie pojętej melancholii. Istniejąca z przerwami od 1999 roku kapela na swoim koncie ma 7 albumów studyjnych, choć ja najcześciej wracam do kompilacyjnego Epilogues from the Past. Kilka tygodni temu z obozu Finów dobiegły złe wieści - z powodu problemów zdrowotnych ze wspólnego grania zrezygnował wieloletni wokalista Jarno "Jape" Peretalo. Dał jednak kolegom zielone światło w kwestii dalszej działalności, więc kto wie, może po blisko 10-u latach doczekamy się płyty z premierowym materiałem?

Daylight Dies - amerykański zespół grający melodyjny death/doom metal z charakterystycznym dla tego gatunku miksem growlingu z czystym wokalem. Swego czasu bardzo często słuchałem ich trzeciej płyty - Lost to the Living. Niestety dyskografia kapeli zamyka się na płycie numer 4. Aktualnie część składu angażuje się w działalność również death/doomowego MMX a na powrót do regularnej aktywności Daylight Dies perspektyw brak


New Night  over Europe Spring Tour - 2010 rok

Long Distance Calling - niemiecki post-rockowy zespół, założony w 2006 roku i aktywny po dzień dzisiejszy. W ich ciekawej i nieszablonowej muzyce odnajdziemy też echa rocka progresywnego czy avant-garde metalu. Zdecydowana większość ich utworów to kompozycje w pełni instrumentalne, choć nie stronią też od gościnnych występów uznanych na scenie rockowo/metalowej wokalistów. Jednym z nich (utwór The Nearing Grave z płyty Avoid the Light) był sam Johan Renkse

Swallow the Sun - zespół, którego przedstawiać nie trzeba. Legenda fińskiej sceny doom metalowej, przez 24 lata swojej działalności ewoluująca (jak wiele pokrewnych kapel) od brutalnego death/doomu w kierunku bardziej melancholijnej i depresyjno-rockowej twórczości. W 2010 roku byli rok po nagraniu New Moon, dobrze oddającej "przejściowy" okres w ich karierze


Dead Ends of Europe - 2012 rok

Junius - amerykański zespół post-rockowy/post-metalowy choć spotkałem się też z określaniem ich mianem metalgaze'u czy space rocka. Wiadomo, są to tylko "ogólne wskazówki". Tę muzykę trzeba poznać i poczuć po swojemu. Idąc na ten koncert byłem dość sceptycznie nastawiony do tego typu muzyki. Na szczęście moje zdanie uległo zmianie o 180 stopni, gdy usłyszałem te onirycznie, kosmiczne dźwięki. 

Alcest - zespół niezwykle istotny dla rozwoju muzyki metalowej, jeden z pierwszych, który połączył ze sobą tak różne gatunki jak black metal z shoegaze'em (choć tego drugiego Neige ponoć nie znał, gdy komponował Souvenirs d'un autre monde. Wpływ jaki na mój gust muzyczny wywarło obcowaniu z twórczością tego francuskiego projektu widoczny jest po dziś dzień w sympatii jaką zacząłem darzyć wszystkie -gaze'owe gatunki


Fallen Hearts of Europe - 2016 rok

VOLA - niezwykła jest droga, jaką pokonał ten duńsko-szwedzki zespół w ciągu zaledwie ośmu lat. Od debiutantów otwierających koncerty Katatonii po jedną z najważniejszych prog-metalowych ekip na świecie. Odkąd, nie mogąc być fizycznie na koncercie, przesłuchałem ich pierwszy krążek na każdy kolejny czekam z zapartym tchem i jak pewnie już zauważyliście, w tym roku po raz kolejny się nie zawiodłem.

Agent Fresco - jak Islandia to wiadomo, senny, alternatywny rock bądź dream pop. W twórczości tego akurat zespołu wszystkiego jest po trochu, choć na pierwszy plan wybijają się dość mocne gitary. Ich drugi album, wydany w 2016 roku Destrier pełny jest takich dźwiękowych kontrastów i różnorodnych emocji. W lutym tego roku pojawiły się pogłoski o przygotowaniach do nagrania kolejnego albumu ale póki co nie otrzymaliśmy żadnych konkretów. A szkoda, bo chłopaki mają naprawdę duży potencjał


Twilight Burials - 2023 rok

SOM - amerykańska ekipa, określana nieraz mianem doom popowej, łączy bowiem w sobie wiele elementów doom metalu, shoegaze'a czy dream popu. W efekcie otrzymujemy niezwykle przejmujące, melancholijne a przede wszystkim pełne emocji i piękna dźwięki. Zapewne zauważyliście, że dokładnie wczoraj wrzuciłem na listę singli najnowszy utwór zespołu, który zapowiada ich trzeci krążek. 

Solstafir - po części support, po części gość specjalny i co-headliner tej trasy koncertowej. Islandzki zespół, którego brzmienie przez lata ewoluowało od black metalu po bardzo atmosferyczny, rock alternatywny czy też post-rock. Dużą gratką dla miłośników skandynawskiej kultury jest język islandzki, w którym wykonywana jest większość utworów. W tym roku premierę miała najnowsza płyta zespołu - Hin Helga Kvol, zbierająca bardzo dobre opinie.


To już krótkie sylwetki wszystkich wykonawców. Jeśli chodzi o playlistę, nie chciałem wrzucać setlisty z każdego koncertu, raczej skupiłem się na najważniejszych dla danego zespołu utworach, w okresie, w którym odwiedzili Polskę w roli supporta Katatonii. Zachęcam do zapoznania się z ich muzyką, ja w ten sposób odkryłem kilka świetnych kapel, liczę, że Wam też się uda. A jeśli chodzi o przyszłość, może zastanawialiście się, kogo Wy widzicie w roli supporta Jonasa i reszty?


Playlista: Supporting Katatonia in Poland

poniedziałek, 2 grudnia 2024

25.11-01.12.2024

 


Po poprzednim weekendzie, pełnym ekscytujących power metalowych premier spodziewałem się, że dzisiejsze podsumowanie będzie zdominowane przez ten gatunek. Jak widać na powyższym kolażu sprawdziło się to tylko połowicznie. Ale po kolei.

Power metal faktycznie był chyba najczęściej słuchanym w tym tygodniu gatunkiem. Świetny jest najnowszy album niemieckiego Dawn of Destiny. Mocno okraszony elementami symfonicznymi, różnorodny wokalnie a przede wszystkim w naturalny sposób melodyjny - to cechy, które gwarantują sukces. Nie czuć tu w żaden sposób wyczerpania pewnej formuły ani przymusu, utwory płyną same z siebie a ich odsłuch to prawdziwa przyjemność. Zwłaszcza znany już z singli Alive to kompozycja zapadająca w pamięć z mocnym, budującym przekazem. Prócz niej, na playlistę wrzuciłem dwa inne, równie udane utwory. 

Francuskie KingCrown również jest reprezentowane w dzisiejszym zestawieniu przez 3 piosenki. Do znanych Wam z poprzedniego tygodnia Real of Fantasy i Nova Atlantis dołącza dynamiczne When Stars Are Aligned, w którym Jo Amore udowadnia, że wokalnie należy nadal do metalowej ekstraklasy.

Niemieccy miłośnicy babilońskich mitów z Aeon Gods albumem King of Gods zaliczyli udany choć trochę nierówny debiut. Wszystko przez to, że obok dziewięciu solidnych utworów znajdziemy tam też absolutnie kapitalny nomen omen Aeon Gods. Mógłbym słuchać go godzinami, w naturalny sposób mniej uwagi poświęcając pozostałym kawałkom. Cóż, taka jest cena stworzenia "przeboju".

Pisałem tydzień temu, że drugi album Fellowship to kawał dobrego powera, jednak nie ma tak mocnego przekazu jak debiut. Niestety nadal podtrzymuję to stanowisko, zwłaszcza, że po dwóch tygodniach od premiery stosunkowo często wracam tylko do The Bitter Winds, w którym czuć jeszcze trochę tej magii z poprzedniczki. 

Prócz tych kilku nowości, w ostatnim tygodniu odświeżyłem sobie też kilka starszych pozycji, dość przypadkowo o podobnym, hellenistycznym rodowodzie. Stąd na playliście możecie spotkać instensywny i dynamiczny We Won't Fall greckiego Emerald Sun jak i bardziej progresywny, mistyczny Judas Iscariot cypryjskiego Arrayan Path (nota bene jednego z moich ulubionych power metalowych zespołów ever). Obie kapele mają w sobie to "coś" i liczę, że do Waszych bibliotek trafi wkrótce więcej niż jeden kawałek każdej z nich.

Ok, to wszystko z powera. Czas na inne gatunki. Tu od razu wymienić muszę polski zespół Mary, którego pierwszy album - Widy styczniowe złapał mnie za gardło od pierwszego odsłuchu i nadal mocno trzyma. Nie jestem może jakimś wielkim znawcą polskiego black metalowego podwórka, ale mogę powiedzieć, że tak udanego połączenia black metalu z punkiem jeszcze w Polsce nie słyszałem. Od razu przychodzi na myśl Darkthrone z okresu The Cult is Alive, Mary jednak dodają do tego jeszcze trochę słowiańskiej folkowej skoczności i dużą dawkę czarnego humoru. Super sprawdza się to w takich killerach jak Na marach (dusza z ciała wyleciała) czy Tańcz, a gdy w Czartowym Polu wchodzi ze swoimi partiami Tuja Szmaragd to ja po prostu odlatuję. Serio, jeśli chodzi o muzykę z kręgu black metalu, ostatni raz takie wrażenie zrobiła na mnie chyba Rzeczom, krakowskiej Odrazy. Czapki z głów!

Tydzień temu zasygnalizowałem Wam, że powoli odkrywam pierwszy krążek Lucifer, który jakimś cudem do tej pory mi umykał. No więc tak, wkręciłem się mocno w to surowe, jeszcze nie tak "radiowe" połączenie occult rocka z tradycyjnym doom metalem. Szczególnie polubiłem Total Eclipse, z początku wolne i ciężkie by pod koniec uderzyć urzekającą, hipnotyzującą melodią. Jest też jeszcze Izrael czy Abrakadabra ale to już mnie zaskakujące, typowo luciferowe dark/hard rockowe kompozycje.

Nadal trzyma mnie mocno gothic/doomowe The Foreshadowing. Vox Populi, Judas Had a Friend czy Our Nightmares Call to przyjemnie melancholijne, idealne na jesienne wieczory kawałki. 

W dalszym ciągu odświeżałem sobie tez dyskografię Tiamat i cóż, wciąż były to późniejsze, dark rockowe albumy. Tym razem, z utworów, najczęściej sięgałem po przepiękne Carry Your Cross and I'll Carry Mine z Prey i bodajże największy "przebój grupy - Brighter Than the Sun z albumu Skeleton Skeletron.

Po krótkiej przerwie wróciłem też do płyty Tales from the Wasteland dark urban folkowego Sonic Wasteland. Te nagrane z wielkim luzem, psychodeliczno rock'n'rollowe kawałki, kojarzące się bardziej z dzikim zachodem niż siermięgą polskich miast potrafią niepostrzeżenie zakraść się do Waszego umysłu i tak w nim rozgościć, że nie będziecie mogli sobie wyobrazić spędzenia dnia bez choćby jednego odsłuchu Sleepless Nights czy Talisman. Trudno o lepszą rekomendację dla muzyki, niż chęć ciągłego obcowania z nią.

Jeśli chodzi o muzyczne powroty, to zagościł u mnie ponownie też największy piewca amfibijnego stoner/doomu. Pewnie domyślacie się, że chodzi o Froglorda. Przyznam się, że w momencie premiery trochę po macoszemu potraktowałem nową Ep-kę mistrza, zatytułowaną dość znacząco Live By The Fuzz or Die By the Slime. W tym tygodniu postanowiłem to naprawić i oddać honor żabiemu władcy, bo każdy z trzech utworów to małe arcydzieło kamienarz/doom/sladżu choć jednak moje czterokomorowe (w przeciwieństwie do trójkomorowego u płazów) serce najmocniej bije do trzeciego z nich i to właśnie Die By the Slime ląduje na playliście.

Jeśli lubicie takie zaskakujące tematycznie stonerowe granie to zerknijcie na Godzilla Was Too Drunk to Destroy Tokio. Ich najnowszy album to psychodeliczno-punkowo-stonerowa historia kosmicznych szopów, bezdomnych samurajów i innych dziwnych stworzeń. Ja dziś podrzucam Wam nieco pokręcony The Hidden Speach in Meaningless Life ale to tylko ułamek dobroci jaka czeka na Was na Evil Lord. Nie bójcie się zanurzyć w tę płytę - nie pożałujecie.

Kolejny ciekawy punkt dzisiejszego podsumowania to szwedzka grupa Metal of Jupiter, określająca się mianem prog-power metalu. Ja jednak czuję tu głównie mieszaninę prog-rocka lat 70-ych z new wave of british heavy metal. Jest to kapela, którą poznałem dzięki playliście z cyklu Radio Fenriz, w którym obchodzący kilka dni temu swoje 53-e urodziny legendarny perkusista Darkthrone dzieli się swoimi muzycznymi gustami, wśród których nie brak takich właśnie undergroundowych perełek.

Jak pewnie wiecie, jestem też miłośnikiem audycji W zimnej toni, w której Monika Adamska-Guzikowska, wokalistka TONi prezentuje muzykę z kręgu coldwave, psychodelia czy nawet doom metal. W ostatniej odsłonie pojawiła się oświęcimska grupa Zaułek, która od razu zwróciła moja uwagę a ich piosenka Oczy ze szkła wskakuje do mojego odtwarzacza kilka razy dziennie. Uwielbiam ten subtelny klimat, świetny tekst i niesamowity głos Weroniki Boińskiej. Jest to też kolejny przykład, że oświęcimska scena alt-rockowa urasta do jednej z najsilniejszej w całej południowej Polsce.

Na sam koniec zostawiłem grupę NamoR, która w piątek zadebiutowała albumem Ofiary Pustki. Jest to projekt powołany przez muzyków, którzy w przeszłości tworzyli zespół Kat & Roman Kostrzewski (sama zresztą nazwa sugeruje oddanie zmarłemu w 2022 roku frontmanowi). Po zakończeniu działalności wspomnianej kapeli Michał Laksa z Krzysztofem Pistelokiem założyli nowy twór, wierny thrash metalowym korzeniom Kata. Na Ofiarach Pustki mamy do czynienia z szybką, agresywną ale i miejscami bardziej refleksyjną muzyką. Artystom udało się też, zwłaszcza w warstwie lirycznej utrzymać "romanowego" ducha, jak choćby w przewrotnym, rozbitym na dwie częście Włosku jaj. Jednak mimo tego drobnego żartu, cała płyta to utrzymana serio, dość krytyczna ocena otaczającej nas rzeczywistości. Osobiście muszę też przyznać, że z dwóch kapel powstałym na gruzach Kat & RK (drugą jest Popiór) to właśnie NamoR bardziej odpowiada mojej muzycznej wrażliwości.

I to już wszystko, więcej refleksji i dygresji już nie planuję. Zachęcam jak zawsze do odsłuchu playlisty i dzielenia się swoimi własnymi podsumowaniami tygodnia. Bywajcie!

Playlista: 01.12.2024





Najpopularniejsze