Zapraszam na podsumowanie mikołajkowego tygodnia. Nie przyniósł on jednak zbyt wielu ciekawych premier. W moich odtwarzaczach królowały albo albumy z poprzednich tygodni albo nawet sprzed kilku czy kilkunastu lat.
I właśnie najczęściej chyba słuchanym przeze mnie w tym czasie albumem była IV: Stigmata cypryjskiego Arrayan Path. I choć ekipa dowodzona przez świetnego wokalistę Nikolasa Leptosa ma na koncie już dziewięc co najmniej solidnych krążków, to jednak najbliższy mojemu metalowemu sercu jest właśnie ten z 2013 roku. Nie wiem, czy przez to, że od niego zaczęła się moja fascynacja tym zespołem, czy dlatego, że idealnie łączy w sobie power metalową melodykę z elementami symfonicznymi czy odpowiednim ciężarem, wzmacniającym ogólne wrażenie patosu i epickości. Polecam tę, jeszcze niezbyt dobrze znaną w naszym kraju muzykę każdemu miłośnikowi power, symphonic czy epic metalu.
Drugim zespołem z tego gatunku, który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł jest niemieckie Dawn of Destiny. Ich najnowsze wydawnictwo, IX to album pełen melodyjnych, gitarowych kompozycji. Co ważne, zespół pokazuje, że dobrze radzi sobie tak w szybkich (Alive) jak i średnich tempach (Through this Nightmare).
Psioczyłem trochę ostatnio na drugi krążek brytyjskiego Fellowship, muszę jednak powiedzieć, że jest na nim co najmniej jeden świetny utwór (The Bitter Winds) a całość, choć nie tak zaskakująca jak na debiucie, umacnia pozycję Fellowship wśród młodej gwardii power metalu.
Jeśli o młodą gwardię chodzi, to polecam debiutancki album francuskiego Calypsian. Frozen Firestorm to naprawdę fajny, utrzymany w klimatach fantasy symfoniczny power metal. Niby nihil novi sub sole ale warsztat muzyków i ich zdolności kompozytorskie sprawiają, że wśród wielu im podobnych, tegorocznych nowicjuszy, to oni zwrócili na siebie moją uwagę. Trzeba uważnie śledzić ich rozwój i liczyć, że z płyty na płytę będą dostarczać jeszcze lepszą i bogatszą aranżacyjnie muzykę.
Będąc przy Francji nie sposób nie wspomnieć jeszcze o złożonym z weteranów tamtejszej sceny Kingcrown. Piszę o nich już trzeci czy czwarty tydzień z rzędu ale bardzo podoba mi się ich trzecie dzieło, z którego w ostatnich dniach najchętniej słuchałem dynamicznego i mega intensywnego When Stars Are Aligned.
Nieco z opóźnieniem dotarła do mnie wieść o premierze nowego krążka niemieckiego Paragon. Sumiennie jednak nadrobiłem zaległości i zasłuchałem się w te surowe, heavy/powerowe brzmienia. Co mogę napisać o Metaliation? Jest to klasyczny Paragon, ciężki i agresywny ale niepozbawiony też powerowej melodyki. Niemiecka scena słynie zresztą z takiego brzmienia, więc jeśli lubicie Grave Digger, Running Wild czy Rebellion powinniście zapoznać się z wyżej wymienioną płytą. Jako pomoc naukową podrzucam na playlistę aż trzy kawałki.
Jedyną nowością płytową w tym stylu jest debiut a w zasadzie płyta powrotna pod nieco zmienionym szyldem - Atheny XIX. Dla niewtajemniczonych, Athena była prog/powerowym zespołem, w którym pierwsze kroki w swojej muzycznej karierze stawiał Fabio Lione. W 1998 nagrali razem bardzo udany album A New Religion? po czym wokalista skupił się już całkiem na grze z Rhapsody. Wszycy wiemy jak potoczyła się historia tego zespołu z wszystkimi jego crossoverami. Teraz, gdy pewne ścieżki się już całkiem zamknęły, Fabio ze starymi kolegami reaktywowali Athenę i przystąpili do nagrania nowych utworów. Jak im wypadło? Przyznam się, że oczekiwania miałem spore i póki co spełnione są tylko połowicznie. Jednak Everflow pt.I: Frames of Humanity nie jest płytą łatwą (i bardzo dobrze), mam więc nadzieję, że jak wciągnę się w nią głębiej to poczuję to, co 12 lat temu, gdy po pierwszym friendly splicie w RoF wygrzebałem płyty nagrane przez Fabio z innymi kapelami i zakochałem się w Soul Savior i innych kawałkach z 1998 roku. Póki co, zapadł mi w pamięć najbardziej nieco elektroniczny Tha Calm Before the Storm, zobaczymy czy dołączą do niego inne kompozycje.
Jest też nowy singiel, i to nie byle jakiego autorstwa. Avantasia w czwartek zaprezentowała światu piosenkę pt. Creepshow. I cóż, narobiła w ten sposób sporego zamieszania. Wszyscy, którzy oczekiwali epickiego numeru na miarę Metal Opery, po raz n-ty poczuli się zawiedzeni. Zawiedli się też miłośnicy power metalu i miłośnicy lirycznych ballad. Creepshow jest powiem rasowym, hard-rockowym, jeśli by nie rzec hair metalowym przebojem. Fakt, że może bardziej pasowałby do Edguya z lat 2006-2012 ale wiadomo, że na powrót innego zespołu Tobiasa Sammeta nie ma co liczyć w najbliższej przyszłości. Ucieszmy się więc tą bardziej zedguycyzowaną Avantasią i czekajmy na kolejne single, które pewnie spełnią oczekiwania innych grup fanów, ale pozostałych i tak zostawią w rozczarowaniu. Tak to już jest, Tobias robi to co kocha i tak jak sam chce a w tej całej różnorodności tkwi poniekąd siła Avantasii. Amen.
Nowy utwór zaprezentował też projekt W.E.T. Muzycy znani z Talisman, Eclipse i Work of Art pozostają wierni swoim korzeniom i stąd też Believer to klasyczny, mocno gitarowy i głośny AOR. Ja osobiście traktuję go jako apetizer przed pełnym albumem a zadanie przed muzykami dość trudne. Poprzedni krążek, Retransmission to było aorowe mistrzostwo świata i jeśli nowe dzieło będzie choć w połowie tak udane to śmiało będzie się mogło ubiegać o tytuł AOTY w 2025 roku. Jestem na tak!
Podobną muzykę gra brytyjski Cats in Space. I to też kapela, o której u mnie czytaliście nie raz. Dziś również bez zaskoczenia. My Father's Eyes to mój ulubiony numer z Time Machine i pewnie będę jeszcze nieraz do niego wracał.
Stoner/doom reprezentowany jest dziś przez tzw nurt amfibijny. Froglord to niekwestionowany lider tego ruchu, niektórzy kultyści słuchają go co środę. Ja może aż takim fanatykiem nie jestem ale doceniam ten psychodeliczny, nieco kosmiczny klimat. W zeszłym tygodniu na tapetę wziąłem wydany w 2022 roku Army of Frogs, na którym prócz sladżu, doomu i kamieniarza pojawia się też sporo hipnotyzujących melodii. Prócz utworu tytułowego warte polecenia są też miażdżący Funeral Rite czy otwierająca krążek Dystopia. Polecam wszystkim, nie tylko miłośnikom płazów.
Jeżeli natomiast lubicie doom bardziej wpadający w sidła occult rocka to znacie zapewne Lucifera. Ja dziś podrzucam Wam Total Eclipse, z debiutu, który bardzo wpadającego w ucho refrenu zaskakuje ciężarem w powolnym, transowym intrze.
Klasyką doom metalu jest album Wildhoney szwedzkiej grupy Tiamat, znaczący jej odejście od death metalowych wpływów w kierunku bardziej heavy metalowego czy wręcz rockowego grania. Z tej płyty pochodzi m.in. tak przejmująca kompozycja jak Do You Dream of Me? którą znajdziecie na playliście.
To wszystko byli zagraniczni artyści. Nie brakowało u mnie jednak polskiej muzyki. Dość często zanurzałem się tak w pokręcony klimat black punkowych Mar jak i poetyckie, muzyczne pejzaże malowane przez alt-rockowy Zaułek. Szklane oczy tego ostatniego były zresztą jednym z najczęściej słuchanym przeze mnie w zeszłym tygodniu utworem.
Zainspirowany wpisami kolegów blogerów muzycznych i audycjami radiowymi znajomych redaktorów sięgnąłem w końcu po album Poświaty zespołu Kryształ. Muszę przyznać, że ten senny, romantyczny wręcz cold wave mocno wrył się mi w duszę. Stał się świetną odskocznią tak od szybkiego power metalu jak i domowo sludge'owego ciężaru. Te delikatne wokale, ściany rozmarzonych gitar i emocjonalne teksty potrafią wciągnąć na dłużej. Spośród 8 utworów na płycie szczególnie przemawiają do mnie Złote Rybki i Strefa Ciekawości ale zapewniam, że każdy z pozostałych też ma w sobie to "coś".
W zeszłym tygodniu znalazło się też u mnie miejsce na rodzimy thrash metal. O debiucie formacji NamoR pisałem już ostatnio. Moim zdaniem Ofiary pustki to bardzo dobra płyta, w udany sposób nawiązująca do twórczości Kat & Roman Kostrzewski, zwłaszcza do Czarno-białej. Podobnie jak tam mamy do czynienia z połamanymi rytmami, przewrotnymi tekstami, operującymi dosłownością i pewnym naturalizmem tak charakterystycznym dla pióra Kostrzewskiego. Wbrew hejterom, którzy ostatnio wyrośli jak grzyby po deszczu, czuję że panowie Laksa i Pistelok nie żerują na spuściźnie mistrza tylko w twórczy sposób oddają mu hołd. Na playlistę wrzucam trzy dosadne i ciężkie utwory - Włosek jaj cz.2, Anioł Tchórz i Jeśli nigdy nic.
Warto też zwrócić uwagę na toruński Fantom, który jakiś czas temu wydał EP-kę Regime of Chaos. Jest to szybki i agresywny, old schoolowy thrash, jeszcze bez goteburskich naleciałości. Najbardziej kojarzy mi się zwłaszcza z Testamentem z okresu Practice What You Preach. Posłuchajcie utworu tytułowego jeśli nie wierzycie.
I tym old schoolowym akcentem kończynie dzisiejsze podsumowanie. Liczę, że polecane przeze mnie kawałki Wam się spodobają. Jak zawsze czekam też na Wasze podsumowania i rekomendacje.
Playlista: 08.12.2024