poniedziałek, 30 czerwca 2025

23.06-29.06.2025

 


W różnorodności siła. Nie sposób się nie zgodzić, zwłaszcza, że wg last.fm w ostatnim tygodniu słuchałem łącznie aż 102 wykonawców, z czego 21 tak często, by trafiły na podsumowującą playlistę. Dlatego też nie przedłużam wstępu, tylko zabieram się za wspominki by nie daj Boże Metalu nikogo nie pominąć.

Największe zaskoczenie tego tygodnia to płyta Wybiła jedenasta zespołu... Ich Troje. Pierwsza połowa krążka to same ballady, jedne ciekawsze inne raczj mniej, natomiast od utworu numer 9 (z 16) robi się ostro, dynamicznie ale i przebojowo - normalnie hard rockowa jazda bez trzymanki. Najlepiej to ilustruje Najpiękniejszy Festiwal Świata (Supeł) poświęcony występowi zespołu na zeszłorocznym Pol'and'Rocku. Nie piszę nic więcej by nie spoilować - to trzeba usłyszeć samemu, wczoraj wrzucałem link na stronę FB. Poza tym ciekawy jest też Vater Unser, zaczynający się modlitwą po niemiecku i bliskowschodnimi akcentami, prowadzony soczystą gitarą i z dość przewrotnym ale i boleśnie autentycznym tekstem. Z tego wszystkiego zostaja myśl, że biorąc pod uwagę ich zdolności do pisania świetnych rockowych numerów (czy tu czy na pierwszych 2-3 płytach) i barwny, nieraz kontrowersyjny wizerunek, gdyby tylko dokonywali innych zawodowych wyborów to mogliśmy mieć na słowiańskiej ziemi własną glam-rockową legendę.

Miłą niespodziankę zrobili mi też epic metalowcy z chicagowskiego Fer de Lance. Ich wydany trzy lata temu debiut jakoś nie mógł w pełni do mnie trafić, natomiast płyta numer dwa - Fires on the Mountainside urzekła mnie już od pierwszego, tytułowego zresztą singla. Jest tu i odpowiednio podniosła atmosfera, marszowe tempa, solidne gitary i melodie, od których trudno się oderwać. Szczególnie mocno w pamięć zapadły mi bardziej dynamiczny Death Thrives (Where Walls Divide) i majestatyczny Children of the Sky and Sea.

Zaskoczenia nie było za to przy nowym albumi SODOM. Weterani teutońskiego thrashu na The Arsonist zagrali swoje ale z taką lekkością i polotem, jakiego od kilku albumów u nich nie słyszałem. Sekcja rytmiczna siecze niczym seria z karabinu maszynowego, gitary tną jak ostrze gilotyny a Tom Angelripper cóż, im starszy tym lepszy. I choć ma się wrażenie, że "gdzieś już to słyszałem" (jak np Twilight Void mocno przypomina Napalm in the Morning z M-16) to jednak w moim własnym rankingu jest to ich najlepsza płyta od czasu wydania Epitome of Torture.

Z innych nowości na pewno warto wspomnieć o Death Can Wait, najnowszym wydawnictwie francuskiego doomgaze'owego projektu Breaths. Jest ono zdecydowanie cięższe, poprzez duży udział harsh wokali zbliżające się bardziej w kierunku blackgaze'a niż zeszłoroczny, eteryczny krążek. Po pierwszych kilku odsłuchach najmocniej zanurzyłem się w zamykający album Because I Could Not Stop for Death, He Kindly Stopped For Me

Wszystkich miłośników death/doomu ucieszy na pewno singiel Major Arcana, zapowiadający nową płytę (o tym samym tytule) amerykańskiego Novembers Doom. Mimo, że ich styl od dawna ma w sobie więcej gothic czy dark metalu to ekipa Paula Kuhra nie zawodzi, oddając w nasze ręce mocny, klimatyczny i zróżnicowany wokalnie utwór. 

Nowa Katatonia nadal się u mnie kręci, choć nieco rzadziej niż w poprzednich dniach. Nadal jednak na dzisiejszej playliście znajdzie się miejsce na odrobinę Nightmares as Extensions of the Waking State. Tym razem jest nim Wind of No Change, singiel który początkowo mnie nie porwał by teraz okupować mój umysł i serce. A to jest chyba najlepszy miernik wielkości dzieła.

Trochę nagle ale może to był jakiś znak, wskoczyła mi do odtwarzacza A Dreadful Hours - pierwsza płyta My Dying Bride, jaką mialem na CD. Album bardzo mroczny, ciężki, wręcz przytłaczający a jednak mający w sobie to "coś". Co o nim sądziecie i jakie są Wasze ulubione kompozycje? U mnie numer jeden to bez wątpienia Black Heart Romance.

Od niedawna na streamingach możecie odnaleźć też debiut (bardzo możliwe, że jedynego) tajskiego zespołu power metalowego. Ci, którzy są ze mną od dawna wiedzą, że mocno wspierałem CresentieR już od premiery pierwszego singla i mam przyjemność napisać dziś, że Consonance of Life to płyta warta uwagi, nagrana z pasją i choć zespołowi nie udało się uniknąć pewnych mankamentów technicznych i artystycznych to, po akceptacji tego surowego, trochę szorstkiego ale autentycznego brzmienia, można się przy niej dobrze bawić.

Dzięki recenzji znalezionej na Małym Leksykonie Wielkich Zespołów, a przede wszystkim chyba dzięki przedstawiającej Marsa okładce, sięgnąłem po płytę Olympus Mons prog-rockowego projektu The Book of Revelations. Jest to pełna pięknych muzycznych pasaży, symfoniczno prog-rockowa opowieść, składająca się głównie z dwóch, podzielonych na kilka utworów historii. Jedna oparta jest o komedię Arystofanesa Żaby a druga to przewrotna adaptacja mitu o Tezeuszu i Ariadnie. Jeśli lubicie takie narracyjne klimaty to jest to zdecydowanie muzyka dla Was.

Trochę przypadkiem natomiast natrafiłem na dwa kolejne prog-rockowe zespoły. Ulysses to legenda niemieckiej sceny neo-progowej, która rozkwitła w pełni we wczesnych latach 90-ych. I choć ich dyskografia póki co (i to pod różnymi nazwami) zamyka się na dwóch albumach studyjnych to zachęcam szczególnie do zapoznania się z debiutem - wydaną w 1993 roku Neronią, epicką, refleksyjną i kunsztownie ozdobioną klawiszowo-gitarowymi ornamentami.

Drugi natomiast to solowy projekt Franka Altpetera, muzyka znanego dotąd z tribute bandu Gary'ego Moora. Niemiecki multiinstrumentalista wydał w styczniu pierwszy album sygnowany nazwą Red Lloyd a zatytułowany Duke. Jest to jego własna wariacja na temat historii opowiedzianej przez Genesis na podobnie zatytułowanym albumie (z 1980r). Jest to przyznam się, trochę nierówny krążek, niewychodzący poza ramy generycznego neo-progu. Wszystko zagrane jest poprawnie, koncept ciekawy, zabrakło jednak pewnej magii. Z tego wszystkiego mocno wybija się jednak City of Broken Toys - kompozycja, która swoim muzycznym urokiem rekompensuje niedoskonałości pozostałych. I ten utwór wrzucam dziś na playlistę.

Półtora tygodnia jest juz "na świecie" album Monumentata autorstwa brytyjskiego muzyka Nada Sylvana. Tydzień temu jakoś przepadła wśród innych premier, tym razem udało się poświęcić jej więcej czasu i to był czas bardzo miło spędzony. Bardzo osobisty, bardziej może nawet AOR-owy niż progresywny rock i ten charakterystyczny, nieco kojarzący się Roine Stoltem wokal robią dobrą robotę. Generalnie to moja pierwsza w całości przesłuchana płyta kalifornijskiego muzyka i myślę, że będzie dobrym punktem startowym do eksploracji poprzednich.

Jeżeli czekaliście na wzmiankę o kolejnej płycie z dyskografii kanadyjskiego Mystery, oto jest. Delussion Rain - pierwszy krążek z Jeanem Pageau na wokalu i pierwszy, którego miałem przyjemność posłuchać. Dla mnie jest to płyta pełna emocjonalnej wirtuozerii od przejmującego, dziesięciominutowego utworu tytułowego przez wzruszający i podnoszący na duchu If You See Her po zamykający tracklistę skomplikowany A Song for You. Te dwa pierwsze utwory to jedne z moich ulubionych w całej dyskografii zespołu i z radością dzielę się nimi z Wami na playliście.

Na dłużej w moich głośnikach zagościli jak już pewnie wiecie mili i uroczy panowie z Twisted Sister. Album Stay Hungry co roku notuje u mnie po kilka, kilkanaście odtworzeń ale w ostatnim miesiącu było ich zdecydowanie najwięcej. Ale jak nie oszaleć na punkcie takich muzycznych hymnów jak I Wanna Rock czy We're Not Gonna Take It? 

Na sam koniec zostawiłem sobie power metal ale nie dlatego, że mało go słuchałem. Słuchany był i chętnie i dość często i przede wszystkim dość różnorodnie. Mamy tu na przykład australijskie Black Majesty i ich "powrotny" album Oceans of Black - nagrany nowocześnie i intensywnie bez wchodzenia w typowo euro-powerową "bombastykę" czy cukierkowatość. Bardzo podoba mi się też wydany w połowie czerwca album The Great Apocalypse szwedzkiej Insanii i tu już mamy więcej tej europejskiej powerowej symfonii. Są też moje ulubione utwory nieodżałowanego, węgierskiego Wisdom - pochodzący z debiutu przebojowy Holy Vagabond i młodsza o 5 lat pół-ballada Heaven and Hell, oba dość depresyjne jak na standardy gatunku. Odpowiednio agresywne i rozpędzone jest za to Bleed niemieckiego Sinbreed, które było moim pierwszym kontaktem z wokalem Herbiego Langhansa. Od tego momentu śledzę uważnie każda jego aktywność. 

Z zeszłego roku pochodzi natomiast album The Skies Above Eternity angielskiego Fellowship. Ich debiut, wydany dwa lata wcześniej był jednym z najlepszych debiutów w power metalu ostatnich kilku-kilkunastu lat. Album numer dwa może nie zrobił aż takiego wrażenia, a i u mnie przez nawał świetnych premier w październiku '24 trochę zniknął, to jednak powrót do niego po dłuższym czasie pozwala na nowo wykrzesać ten power metalowo-symfoniczny ogień. 

Położona na północ od Anglii Szkocja to znowu ojczyzna pirate metalowego Alestorma - zespołu, który w muzyce łączy i power i folk metal dorzucając do tego odrobinę, wróć... solidną furę nie zawsze wysokiego (ale śmiesznego) humoru. Tak też jest w przypadku nowego albumu, na którym znajdziemy utwór Mountains of the Deep, poświęcony cóż, kobiecym, a w zasadzie, syrenim piersiom. 

Swego czasu prog z power metalem próbowała łączyć natomiast fińska Sonata Arctica. Wychodziło jej różnie, raz lepiej, raz gorzej. Jednym z krążków wydanych w tym okresie było The Days of Greys z 2009 roku, album, który lubię tym bardziej im więcej czasu mija od dnia premiery. Wtedy, te 16 lat temu doceniałem głównie typowo power metalowe elementy (świetny Flag in the Ground). Po latach doceniłem również progresywną stronę Dni Szarości a w zeszły tygodniu najczęściej sięgałem po utwór, który stoi gdzieś pośrodku - wydany jako pierwszy singiel - The Last Amazing Greys.

Od Ich Troje po Sodom, od Twisted Sister po My Dying Bride - to był dla niezwykle ciekawy i urozmaicony muzycznie czas. Zapraszam do odsłuchu playlisty i dzielenia ze mną tych wszystkich emocji. I oczywiście do podrzucenia mi swoich refleksji, kolaży etc etc. Czekam z niecierpliwością :)

Playlista: 29.06.2025 




piątek, 27 czerwca 2025

Wiosna 2025 - Podsumowanie Kwartału

 


Minęły kolejne trzy miesiące, Ziemia w tym czasie wykonała przeszło 90 obrotów wokół własnej osi a od dwóch dni obraca się wraz z nią (choć jednak dużo szybciej) nasz rodak Sławosz Uznański-Wiśniewski. Świat idzie do przodu a u mnie, jak co trzy miesiące muzyczne podsumowanie kolejnego kwartału. Zobaczmy zatem, przy jakiej muzyce najchętniej spędzałem czas.


NAJCZĘŚCIEJ SŁUCHANY UTWÓR

Czy znacie drugi taki zespół, zdolny do nagrania kawałka, który przez ponad 7 minut toczy się psychodeliczno-stonerowym walcem, wgniatając w fotel ciężarem gitar i hipnotyzującym łomotem sekcji rytmicznej po to tylko, by na zakończenie przejść w uspokajające dźwięki natury z dominującym kumkaniem żab (albo raczej ropuch)? Only Froglord can do that. I zrobił to naprawdę genialnie a The Emergence of the Toad jest u mnie nie tylko ulubioną kompozycją z ich najnowszej płyty Metamorphosis ale jedną z najlepszych w tym roku w ogóle. Amphibious blessing my friend!


NAJLEPSZE ALBUMY KWARTAŁU

Ciężko wybrać jedną, ba nawet ciężko wybrać po jednej z każdego słuchanego przeze mnie gatunku. Spróbujmy jednak a zaczniemy od power metalu, bo tu tych świetnych krążków było naprawdę sporo. Przede wszystkim Concorde amerykańskiego Judicatora. Ciężki ale zarazem melodyjny power metal z elementami progresywnymi osadzony do tego w westernowej stylizacji - takie połączenie nie miało prawa się nie udać. Wisienką na torcie jest charakterystyczny głos Johna Yellanda, mogący nasuwać skojarzenia z Hansi Kurschem, idealnie prowadzący linie melodyczne i sprawiający, że stylu kapeli nie da pomylić się z żadną inną. Czy to będzie power metalowa płyta roku? Poczekajmy do grudnia ale na pewno jest jednym z faworytów. Równie udana, choć w nieco innym klimacie, jest Ghosted zespołu Trick of Treat. Bardzo europejski power z symfonicznymi wstawkami i charakterystycznymi popkulturowymi nawiązaniami w tekstach. I ten Alessandro Conti! Bardzo spodobała mi się tez trzecia część trylogii Reader of the Runes innej włoskiej kapeli. Na Lunie Elvenking pokazuje jak łączyć power metal z folkiem by brzmieć i poważnie i jednocześnie dać słuchaczowi sporo radości z obcowania z muzyką. 

A jak w doom metalu? Padła już w tym artykule nazwa Froglord i tytuł płyty Metamorphosis. W cotygodniowych podsumowaniach wielokrotnie pisałem o niej w superlatywach. Czy mogę dodać coś więcej? Ciężka, mroczna ale i hipnotyzująca, zróżnicowana a w pewnych momentach nawet odważnie eksplorująca nowe terytoria a przy tym wszystkim nie tracąca nic z typowego dla Żebiego Pana klimatu. Spędziłem przy niej długie godziny i będę sięgał jeszcze nie raz. Nie była to jednak jedyna warta uwagi płyta z kręgu doom/psychedelic/stoner. Warto wymieć choćby gotycko-zimnofalowo-psychodeliczną Messę i album The Spin, ciężki i powolny, bardziej klasyczny death/doom jaki prezentują na October Decay Finowie z Red Moon Architect, synthwave'owy epic doom od Lord Vigo (Walk the Shadows), jubileuszową EP-kę Candlemass czy psychodeliczny blues-rock niemieckiego Apewards (Liminal Choices). To wszystko pokazuje jak szerokim gatunkiem jest doom metal i tym bardziej się cieszę, że lata temu sięgnąłem z ciekawości po Like Gods of the Sun My Dying Bride a potem już poooszło. A na pograniczu doom metalu, prog-metalu i depresyjnego rocka swoją niszę znalazła Katatonia i najnowsze wydawnictwo szwedzkich weteranów ponurego grania - Nightmares as Extensions of the Waking State tylko potwierdza, że czuja się w niej znakomicie. Wymagająca ale dająca cierpliwemu słuchaczowi dużo wrażeń muzyka to coś, czym z przyjemnością zamykam mą muzyczną wiosnę, choć w upalne letnie dni będę zapewne się schładzał niejedną pochodzącą z tego albumu kompozycją.  

Skoro juz zahaczyliśmy o progresywne elementy to tu szczególnie ujęły mnie za serce (i za uszy) dwie płyty - jedna to debiut a drugą wydała kapela obecna na scenie od dawna. Hope kanadyjskiego bySomethingELSE to klasyczny neo-prog, wyraźnie ispirowany dokonaniami takich grup jak Marillion, IQ czy Mystery. Norwedzy z Magic Pie zaprezentowali nam natomiast płytę numer sześć, zatytułowaną Maestro. Jak sama nazwa sugeruje, mamy tu symfoniczny prog na mistrzowskim poziomie a gitarowo klawiszowe duety to jego znak rozpoznawczy. 

Melodyjny hard-rock to również jeden z gatunków, od których jestem uzależniony. Niestety pierwszy kwartał tego roku nie przyniósł mi żadnego powalającego na kolana albumy. Na szczęście wraz z przyjściem wiosny na rynku ukazały się dwie kapitalne płyty - Apex aor-owej supergrupy W.E.T. i Chasing Euphoria kanadyjskiego Harem Scarem - obie pełne soczystych gitar, łatwo wpadających w ucho melodii i charyzmatycznych wokali odpowiednio Jeffa Scotta Soto i Hary'ego Hessa. Przyjemnie słucha się też nowego krążka Giant - Stand and Deliver a zwłaszcza rozpędzonego, ostrego Beggars Can't Be Choosers.

Miłośnicy symfonicznego/gothic metalu powinni mieć w tym roku dobry humor. Otóż mamy kolejny świetny album od weteranów gatunku - zespołu Epica. Co ciekawe, moja przygoda z Aspiral przebiegła podobnie jak z ostatnią płytką Lacuna Coil - single nie porwały by krążek po odsłuchaniu w całości przywrócił mi nadzieję, umocnił w wierze i rozpalił na nowo miłość jaką od lat darzę ekipę Simone Simons. Bogate symfoniczne aranżacje, naprawdę ciężkie metalowe zagrania i świetna forma wokalna obojga wokalistów sprawiają, że to album, od którego ciężko się oderwać.

Po dłuższej przerwie wrócił do mnie black metal. To zasługa świętokrzyskiego Zmarłym i albumu Wielkie Zanikanie, na którym black przeplata się z coldwave'm i industrialnymi wstawkami. No i jest jeszcze Wij, który w nowych utworach zahacza tez o tę estetykę.

Przez moje głośniki przewinęło się też sporo albumów wydanych w poprzednich latach, nieraz nawet bardzo wiekowych (jeśli liczyć do tej kategorii lata 80-te). In Flames, Twisted Sister, Freedom Call - to wszystko zespoły, które swego czasu były dla mnie bardzo ważne i obcowanie z ich muzyką sprawia mi nadal niemałą przyjemność.


NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE

Myślę, że nie tylko mnie jednego bardzo zaskoczyła nowa EP-ka Wija pt. Bluzg. Biorąc pod uwagę dotychczasową twórczość grupy, na hard-corowo-black metalowo-punkowy łomot nie byliśmy gotowi. Ja jednak kupuję takie właśnie krótkie, bezpośrednie utwory kopiące słuchacza po pysku a tekst do Cała wstecz do dziś kotłuje mi się między neuronami.  


NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE

Tu muszę wspomnieć o dwóch zespołach. Po pierwsze Ghost, obecnie gwiazda pierwszej wielkości, przez wielu (raczej słusznie) nie uważana za kapelę metalową. Gatunek, gatunkiem ale póki tworzy solidną, wciągającą muzykę to nie jest aż tak ważne. No właśnie, bo poza małymi, malutkimi wyjątkami Skeleta nie potrafiła mnie wciągnąć nawet na chwilę. A szkoda, bo jej poprzedniczę - Imperę tłukłem notorycznie przez wiele tygodni. 

Druga ekipa to włoskie Ancient Bards, W tym roku wrócili z pierwszym od 6-u lat nowym materiałem i cóż, Artifex brzmi jak "mokry sen Luci Turill'ego". Prawdziwy film score metal. Tylko, że od płyty włoskiego zespołu symphonic power metalowego oczekiwałbym innych proporcji niż 80% soundtracku i 20% muzyki. Pomysł był fajny ale coś tu wyraźnie nie zadziałało. 

NAJWIĘKSZE ODKRYCIA

Zdecydowanie do tej kategorii zaliczyłbym trzy wspomniane już powyżej zespoły. Po pierwsze zimnofalowych black metalowców ze Zmarłym - brawa za klimat, teksty i te nawiązanie do Siekiery. Po drugie psychodeliczne trio z Niemiec - Apewards, które pokazuje jak grać mocno bujającego kamieniarskiego bluesa. Po trzecie zaś kanadyjski (no bo skąd) neo-prog w wykonaniu bySomethingELSE. W tym podgatunku rocka progresywnego ciekawe debiuty nie zdarzają się zbyt często i dlatego tym bardziej warto celebrować takie perełki jak Hope.


OCZEKIWANA NA PRZYSZŁOŚĆ

Po intensywnej muzycznie i bardzo wartościowej artystycznie wiośnie mam nadzieję, że lato przyniesie nam równie dużo emocjonujących wydawnictw. Oto te, na które czekam najmocniej:

Warkings - Armageddon - 04.07

Styx - Circling From Above - 18.07

Alice Cooper - The Revenge of Alice Cooper - 25.07

Alterium - Stormrage - 25.07

Crypt Sermon - Saturnian Appendices - 08.08

Helloween - Giants and Monsters - 29.08

Primal Fear - Domination - 05.09

Paradise Lost - Ascension - 19.09

Castle Rat - The Bestiary - 19.09

Novembers Doom - Major Arcana - 19.09

Rage - A New World Rising - 26.09

Amorphis - Borderland - 26.09


PODSUMOWANIE

I to już wszystko co mam dziś do powiedzenia. Wam zostawiam natomiast - playlistę do odsłuchu i pole do popisu w komentarzach. Piszcie jak u Was minęły te ostatnie trzy miesiące, co Was zachwyciło, co rozczarowało i na jakie premiery czekacie z niecierpliwością. Miłego weekendu!

Playlista: IV, V, VI 2025

poniedziałek, 23 czerwca 2025

16.06-22.06.2025

 


Stan wyrównanego nastroju nazywamy eutymią, tymoleptykami określa się (choć rzadko) leki stabilizujące nastrój. Jeśli więc chcielibyśmy wymyślić nazwę dla przyrządu mierzącego nastrój mógłby to być właśnie "tymometr". Z racji, że dziś mamy poniedziałek to warto sprawdzić, jakie wyniki pokaże nam mój prywatny, muzyczny "tymometr".

Na pewno stopniowo coraz więcej jest radosnej i pozytywnej muzyki, którą gwarantują nam twórcy power i hair metalowi. To właśnie od nich pozwolę sobie zacząć dzisiejszy artykuł. Najchętniej słuchanym przeze mnie utworem zeszłego tygodnia był To Stars and Beyond francuskiego Fairyland - szybka ale i subtelna kompozycja, będąca jedną z ostatnich dzieł nieodżałowanego Phila Giordana. Cały album zatytułowany dość znacznąco The Story Remains można uznać za pożegnalną, pośmiertną płytę klawiszowca i jednego z liderów zespołu. Spośród wszystkich kawałków na plycie tylko trzy nie noszą w sobie jego śladu. Jednym z nich jest zamykający płytę Suffering Ages, śpiewany przez Elisę C. Martin, współpracującą już z zespołem przy okazji ich debiutanckiej płyty. Elisa współpracuje z Wildriciem Lievinem (ostatnim oryginalnym członkiem zespołu) w ramach projektu Hamka i to pod tym szyldem rzeczony utwór po raz pierwszy ujrzał światło dzienne.

Symfoniczny power metal na soldinym poziomie dowiozła też szwedzka Insania na swoim szóstym albumie studyjnym - The Great Apocalypse. Na szczególną uwagę zasługuje antywojenny No One's Hero, w którym, przynajmniej ja, słyszę temat muzyczny zaczerpnięty z radzieckiej piosenki żołnierskiej Katiusza. Nie muszę już mówić przeciw jakiej wojnie protestują muzycy, choć sens tego numeru jest tez bardziej uniwersalny. Co ważne, zespół mimo dośc bogatego użycia klawiszy i aranżacji symfonicznych unika tzw. "cukierkowego brzmienia". To nadal muzyka metalowa tylko odpowiednio wzbogacona. Na playliście umieściłem jeszcze dwa inne kawałki z "Wielkiej Apokalipsy" więc będziecie mogli sobie sami wyrobić zdanie.

Jedną z piątkowych premier był też krążek Oceans of Deep australijskiego Black Majesty. Tym albumem muzycy przerywają najdłuższą w swojej karierze, bo aż 7-letnią przerwę wydawniczą. Jak na kilka pierwszych odsłuchów sądzę, że warto było czekać, bo mamy tu przemyślane, wciągające kompozycje - począwszy od rozpoczynającego album z rozmachem, znanego już z singli Dragon Lord.

W szerokich ramach power metalu obracał się od zawsze Alestorm, choć sami muzycy swój styl określali dość przekornie trve scottish pirate metalem. Na ósmym krążku pt. The Thunderfist Chronicles ekipa kapitana Bowesa podjęła nieśmiałą próbę odświeżenie brzmienia, m.in. przez większe użycie agresywnych wokali czy zmierzenie się z ponad 17-minutową epicką suitą. Nadal jednak jest to typowy folk/pirate/power, choć jak ktos mógłby spytać, gdzie wady? Dla mnie to sympatyczna dawka wesołej muzyki a za linię banjo w, chyba moim ulubionym, Mountains of the Deep należy im się kufel porządnego ale :)

Wśród tych powerowych nowości pojawiła się tez u mnie chęć na odświeżenie niektórych nieco zapomnianych kapel/utworów. Po pierwsze węgierskie Wisdom - swego czasu jedna ze wschodzących gwiazd gatunku, mająca na koncie kilka bardzo dobrych albumów i występy u boku gwiazd pokroju chociażby Sabatonu. To właśnie na krakowskim koncercie tego ostatniego w 2013 roku dane było mi usłyszec na żywo tak kapitalne kawałki jak choćby epicki Heaven and Hell, który odnajdziecie na dzisiejszej playliście. Niestety w prima aprilis roku 2018 roku panowie podjęli decyzję o zakończeniu działalności. Dziś niektórych muzyków spotkać możecie w składzie m.in. Beast in Black czy Grymheart ale cóż, dla mnie to jednak nie to samo.

Następnie niemiecki Sinbreed i ich drugi album pt. Shadows - wg mnie najlepsza pozycja w dyskografii zespołu. Jeśli Overkill zaczałby grać power metal to własnie tak by brzmiał. Drapieżne, szybkie granie i ten szalony wokal Herbiego Langhansa sprawiają, że Shadows można zapętlać w nieskończoność. Bleed, Reborn czy wiele jeszcze innych numerów to prawdziwe maszynki do miażdżenia uszu słuchaczy swoją intensywnością. Sprawdźcie sami!

I na koniec Tornado - pierwszy singiel zapowiadający moją ulubioną płytę włoskich tytanów symfonicznego powera - Rhapsody of Fire. Utwór, który ma w sobie i agresywne partie wokalne Fabio Lione i bogate symfoniczne aranżacje a przede wszystkim niezwykle pomysłowe przejścia wokalne jakoś przepadł w odmętach historii. Trochę w tym wina pamiętnego friendly splitu między Lucą a Alexem, trochę też obecnością innych kapitalnych numerów na From Chaos to Eternity. Przyczyn można szukać w nieskończoność, ja polecam tylko dać szansę piosence, liczę, że się spodoba.

Teraz słów kilka o zespole, który odkrywałem dwukrotnie. Pierwszy raz jeszcze w podstawówce, grając w GTA Vice City. Jadąc autem można było słuchać audycji stacji Vrock a wśród nich najbardziej podobała mi się piosenka I Wanna Rock. Minęło parę dobrych lat, zacząłem słuchać cięższego rocka i metalu i na VH1 obejrzałem dokument poświęcony historii heavy metalu. Tam po raz drugi trafiłem na Twisted Sister i już ze mną zostali do dziś. Od czasu do czasu, gdy mam ochotę naprawdę dobrze bawić się przy muzyce właczam ich największe hity i razem z Dee Sniderem krzyczę I Wanna Rock, We're Not Gonna Take It i wiele wiele innych. Wy też macie takie zespoły?

Siłą hair metalu czy AOR-a była zawsze prostota i moc, z jaką muzyka trafiała do słuchacza. Są jednak gatunki, gdzie dopiero spokojna kontemplacja pozwala odkryć kryjącą się w dźwiękach magię. Wiecie już pewnie, że przechodzimy do sekcji prog-rockowej. Tu nadal idę płyta po płycie przez dyskografię kanadyjskiego Mystery. The World Is a Game, wydana w 2012 roku to ostatnia, i moja ulubiona, płyta nagrana z wokalistą Benoit Davidem - pełna gorzkich refleksji ale zaraz pięknych melodii. Najbardziej przejmujący wydźwięk mają ballada Dear Someone i utwór tytułowy będący dość stanowczym protest-songiem. To wszystko - tekst i muzyka mocno działa na wyobraźnię słuchacza a słowa Benoita - don't do the same mistakes we made na długo zostaja w pamięci.

Delikatna, subtelna muzyka płynie również z pierwszej płyty warszawskich Mleczy. Mimo, że nosi ona tytuł Maruda zamiast marudzenia mamy na niej niejedno trafne spostrzeżenie na otaczający nas świat i na przeżycia wewnętrzne żyjących w nim ludzi. Muzycznie mamy tu trochę dreampopu, trochę shoegaze'a i innych nurtów z szeroko pojętego indie (jak choćby bedroom-pop) - jakby tego nie zaszufladkować, ważne, że przy takich dźwiękach człowiek może się zatrzymać na chwilę i zwyczajnie wyciszyć. I za to Wam Mlecze dziękuję!

Przejdźmy teraz powoli na drugi koniec wskazówki tymometru. Na początek odrobina psychodelicznego rocka jaki serwuje nam tegoroczny debiutant - pochodząca z Finladnii grupa Lazersleep. Na Gravity mamy tylko 4 kompozycje, z czego ostatnia, tytułowa, liczy sobie aż 25 minut. W trakcie odsłuchu nie czuć jednak tej długości a to za sprawą umiejętnego operowania dźwiękiem. Muzyka potrafi wprowadzić słuchacza w trans, z którego nie sposób się wyrwać. W tle bardzo sugestywny wokal idealnie pasujący do hipnotyzujących linii melodycznych. Momentami pojawia się bardziej skoczna, przebojowa nuta jak choćby w Hot Stones ale ten zabieg zamiast rozpraszać, zagęscza jeszcze tę fińską, psychodeliczną mgłę.

Depresyjnym rockiem przez lata określano szwdzką Katatonię. Obecnie od kilku dobrych lat punkt cięzkości przesuwa się bardziej w kierunku rocka progresywnego. Widać to dobrze na nowym krążku Jonasa i spółki. Nightmares as Extensions Of The Waking State to nie jest płyta łatwa w odbiorze, nie wystarczy kilka odsłuchów by z czystym sumieniem móc ocenić jej poziom. To swego rodzaju kompozycja szkatułowa, mająca wiele warstw, wiele ukrytych przestrzeni, których eksploracja sprawia prawdziwą przyjemność. Nie każdy jednak trafi przy tej eksploracji na właściwe drzwi, znajdzie ten jeden konkretny klucz i stąd zapewne dość rozbieżne opinie wśród fanów. Ja to wydawnictwo naprawdę polubiłem i spędzam przy nim czas z rozmarzeniem - czy leci Warden, Wind of No Chance, The Liquid Eye czy jakikolwiek inny numer. 

Brytyjski Slung to znów mieszanka shoegaze'a ze stonerem i psychodelą. Na In Ways pokazują, że potrafią z każdego z tych gatunków wyciągnąć to co najlepsze, grając z polotem i luzem. Dużo tu alr-rockowego vibe'u, szczególnie w moim ulubionym Class a Cherry, jest tez przestrzeń na bardziej stonowane dźwięki (Heavy Duty) czy post-rockowe zapędy (Limassol). Polecam wszystkim miłośnikom bardziej eterycznych dźwięków.

O funeral doomowym Postmortal pisałem też w zeszłym tygodniu. Ostatnie dni to jednak u mnie zdecydowanie głębsze zanurzenie sie w ten ocean tłustej i gęstej jak smoła, ponurej jak stypa i klimatycznej jak cmentarze 1 listopada muzyki. Z sześciu znajdujących się na Omnis Profundis - debiucie krakowskiego zespołu, na dzisiejszą playlistę trafiają dwie kompozycje - Darkest Desires i Decay of Paradise - obie obowiązkowo powolne i pełne melancholii. Mam nadzieję, że przytłoczą Was tak jak przytłoczyły mnie - aż po kres duszy.

W smutku i cierpieniu kryje się jakieś niewypowiedziane piękno. Tak ponoć sądzą poeci. Nie sposób się z nimi nie zgodzić gdy się jest miłośnikiem gothic/doom metalu. Takie piękno ja odnalazłem m.in. rok temu w postaci projektu Aiwaz. Ich debiut - Darrkh...It is! był jednym z moich ulubionych albumów 2024 roku i w zeszłym tygodniu, po kilku miesiącach powróciłem do niego, by zobaczyć, czy nadal wzbudzi we mnie tyle emocji. I co? Nie zawiodłem się. Piękne, melancholijne melodie, jakże charakterystyczny i charyzmatyczny wokal Arkadiusa Kurka i ta romantyczna atmosfera ujęły mnie za serce równie mocno jak na jesieni. Będę wracał jescze nieraz!

I tak muzyczny tymometr zatoczył koło. Przeszliśmy razem przez wszystkie stany emocjonalne, jakie zapewniała mi przez ostatni tydzień moja ulubiona muzyka. Mam nadzieję, że odsłuch przygotowanej przeze mnie playlisty przyniesie Wam równie dużo intensywnych wrażeń. Jak zawsze też jestem ciekaw wskazań Waszych własnych tymometrów! Miłego dnia!

Playlista: 22.06.2025

piątek, 20 czerwca 2025

Gościnnie: Playlista Mojego Taty

 


Z okazji nadchodzącego wielkimi krokami Dnia Ojca postanowiłem oddać stery swojemu własnemu tacie. Stąd dziś prezentujemy Wam jego ulubione utwory.

Nie ukrywam, że tata miał duży wpływ na rozwój mojego gustu muzycznego. Odkąd pamiętam w domu dużo było klasycznego, polskiego rocka. W naszym starym Fordzie Escorcie z kaset grała Budka Suflera, Lady Pank, Perfect, trafiał się też Hey czy później pierwszy album Łez. Z kompaktów poznałem też starą, dobrą IRA, z czasów Mojego Domu czy 1993 roku. Z tamtych lat szczególnej zazdroszczę mu obecności na koncercie Scorpionsów na podkrakowskim lotnisku Pobiednik - jednym z największych w historii. Gdy szedłem na studia i ogarnąłem sobie nieużywany w domu gramofon uzyskałem dostęp do pokaźnej kolekcji winyli, gdzie obok Madonny trafiało się i Genesis i takie perełki jak The Dark Side of the Moon, Live After Death Ironów czy 666 naszego Kata. 

Później, gdy sam już rozwijałem swoje muzyczne preferencje niektórych zespołów słuchaliśmy razem. Tata polubił głównie power metal, zwłaszcza Rhapsody, Edguy czy Blind Guardian. Zaciekawiło go też m.in. My Dying Bride, o którym zawsze (przez wzgląd na wokal Aarona) mówi per "płaczek" ;) Najważniejszą jednak kapelą, którą u mnie podpatrzył było i jest czeskie XIII. Stoleti, który znalazł się właśnie na przygotowanej przez niego playliście. 

Tyle tematem wstępu a poniżej znajdziecie wybrane przez tatę 30 ulubionych utworów:

1. Led Zeppelin - Stairway to heaven

2. Perfect - Autobiografia

3. Deep Purple - Smoke on the water

4. Budka Suflera - Jolka Jolka pamiętasz

5. Lady Pank - Zabić strach

6. TSA - Massmedia

7. The Rolling Stones - I Can't Gry No (Satisfaction)

8. Black Sabath - Paranoid

9. Scorpions - When the smoke is going down

10. Republika  -Biała Flaga

11. Czesław Niemen - Dziwny Jest Ten Świat

12. Krzysztof Klenczon i Trzy Korony - 10 w skali Beauforta

13. Budka Suflera - Cień Wielkiej Góry 

14. Perfect - Czytanka Dla Janka

15. Turbo - Dorosłe dzieci

16. Prince - Purpe Rain

17. T-rex - Children of the revolution

18. Pink Floyd - Money

19. Lombard - Kto mi zapłaci za łzy

20. XIII stoleti - Transylvanian werewolf

21. AC/DC -Highway to hell

22. The Beatles - It's only love

23. Dire Straits - Money for nothing

24. The Rolling Stones - Like a rolling stone

25. Louis Amstrong - What a wonderful world

26. Smokie- Living next door to Alice

27. Genesis - I can't dance

28. Tsa - Alien

29. Klincz - Nie ma ucieczki

30. Guns N"Roses - Knockin' On Heaven's Door

Jak widzicie, część z tych utworów przewijała się i mnie na stronie już wcześniej. Tego też w sumie pragnąłbym dla swoich dzieci. Dać im jakąś wartościową bazę, od której mogliby zacząć swoje własne muzyczne podróże. A może kiedyś, któreś z nich podrzuci mi zespół, który na stałe wejdzie do Muzycznej Kroniki :) 

Do artykułu dołączam oczywiście link do "Playlisty Mojego Taty" i zdjęcie mojego staruszka z wnukami, wśród których dwójka "mojego autorstwa". Z racji RODO i ochrony wizerunku nieletnich "ghiblizowane" :p Miłego weekendu i dużo zdrowia dla Waszych rodziców!

Playlista: Playlista Mojego Taty





poniedziałek, 16 czerwca 2025

09.06-15.06.2025


 

Zaczynam pisać ten artykuł przed południem ale z racji, że czeka mnie cały dzień za kółkiem to może mieć formę bardziej skondensowaną. Na każdym jednak postoju postaram się napisać krótki akapit tak by z wieczorem dowieźć dla Was jednak kompletne podsumowanie. Zatem w drogę.

Nightmares as Extensions of the Waking State zbiera mieszane recenzje. U mnie jednak dominują pozytywne wrażenia. Dużo emocji, nastrojowy klimat i piękna okładka. Z zawartych na nim utworów najbardziej podoba mi się Warren ale coraz bardziej doceniam też zaśpiewany po szwedzku Efter Solen - z takim elektronicznym/r&b vibem, przywodzącym na myśl dokonania Sleep Token ale przepuszczone przez katatoniczny filtr.

Dalej mamy psychodeliczne bluesy od niemieckiego Apewards. Liminal Choices ma w sobie tę pustynną, stonerową atmosferę ale potrafi też fajnie pobujać słuchacza. W efekcie dostajemy album, który nie przytłacza tylko dodaje energii.

Pełen energii stoner to też muzyka brytyjskiego Slung. Elementy psychodelii, shoegaze'a czy alt-rocka splątane w dynamicznym i głośnym tańcu, który najlepiej brzmi w numerze Class A Cherry ale i reszta ich najnowszej płyty In Ways również jest warta uwagi. Dość powiedzieć, że została wyróżniona w najnowszym zestawieniu Doom Charts.

Przebojowe są też kompozycje amerykańskiego Bloody Hammers. Tematycznie inspirują się filmami grozy a muzycznie to podbarwiony gotykiem hard rock. I choć do Halloween jeszcze kilka miesięcy to u mnie grała namiętnie ich całą dyskografia z naciskiem na ostatni krążek pt. Washed in the Blood. 

Szwedzkie Avatarium to jeden z moich ulubionych zespołów. Ostatnio wróciłem do płyty Girl in the Raven Mask, tej od której zaczęło się to całe zauroczenie. Do dziś, a od premiery minęło już prawie 10 lat, to nadal wpadam zadumę przy Pearls and Coffins a przy utworze tytułowym, rasowym metalowym bangerze no cóż, bang my head!

Chwilę oddechu od mrocznych ale jednocześnie dynamicznych dźwięków zapewniły mi 
warszawskie Mlecze. Ich debiut, wydany przed kilkoma dniami Maruda to rozmarzony, eteryczny dreampop. Muzyka, której słucham rzadko a jeśli już to musi być wysokiej klasy. Mlecze takie są i polecam Waszym uszom takie numery jak 
Polny Kwiat i Minie Jesień. 

Z polskich artystów zrobiłem sobie mały comeback do płyty Horyzonty zespołu Resoraki. Panowie szykują się do premiery najnowszego albumu i mam nadzieję, że będzie równie udany jak poprzednik, którego najmocniejszym punktem jest niezaprzeczalnie refleksyjna ballada Obcy w obcym kraju, idealnie oddająca emocje dzieci lat 90-ych, które wracając w rodzinne strony czują się w nich naprawdę obco.

Jednym z moich najświeższych odkryć jest śląskie The Süns. Ich vintage'owe połączenie blues rocka i proto-metalu ubrane w psychodeliczne teksty brzmi, jak na nasze muzyczne podwórko zaskakująco świeżo. Czuć tu echa Breakoutu, pierwszej Budki czy zagranicznych kapel w stylu chociażby Dust, Lucifer Was czy Bloodrock, jednak są to tylko jak najbardziej słuszne inspiracje. Polecam Waszej uwadze album O miastach i uczuciach, nie traćcie też czujności, bowiem następca prawdopodobnie jest już w drodze. 

Pozostając przy odkryciach i rodzimej scenie muzycznej napiszę kilka słów o krakowskim Postmortem. Jest to ekipa grająca powolny, przytłaczający funeral doom metal. Jest gęsto od mroku, tłusto od melancholii i grobowo od atmosfery. Ale czyż nie tak właśnie powinien brzmieć funeral doom? Ja jestem jak najbardziej na tak i tego też Wam, moi drodzy życzę.

Zmieńmy może nieco natężenie ciężaru. Moja drugi tydzień moich wypraw po dyskografii kanadyjskiego Mystery. Tym razem na tapet wziąłem album One Among the Living - koncept opowiadający historię artysty. Jest to ciekawe wydawnictwo, pełne refleksji i tak potrzebnej na płytach tego typu dramaturgii. Na dzisiejszą playlistę wrzucam Wam mój ulubiony Between Love and Hate. Mam jednocześnie świadomość że wyciąganie jednego kawałka z kontekstu może nieco osłabić jego odbiór, to jednak jest to jeden z tych utworów, któremu zawdzięczam poznanie kanadyjskich neo-progowców. 

Dalej Ameryka i klasyka klasyk - Twisted Sister w jednym z największych hitów - We're Not Gonna Take It - mogę tego słuchać na okrągło!

Do łask wraca u mnie power metal, zwłaszcza w symfonicznym wydaniu. Wszystko za sprawą dwóch bardzo interesujących premier. Mowa o The Great Apocalypse szwedzkiej Insanii i The Story Remains francuskiego Fairyland. Zwłaszcza na tę drugą płytę czekałem z wielką ciekawością, gdyż to pierwszy longplay zespołu nagrany bez Philippe'a Giordana'y, jednego z dwóch głównych kompozytorów. Na szczęście obawy były nieuzasadnione ale muzycy tym krążkiem oddają piękny hołd zmarłemu w 2022 roku koledze.

Jak power metal to obowiązkowo Niemcy i po raz n-ty w ostatnich tygodniach Freedom Call. Tym razem dużo słuchałem płyt Crystal Empire i Master of Light. Ma to też swoje odzwierciedlenie na playliście, gdzie znajdziecie zarówno mój absolutnie ulubiony utwór kapeli - Kings Rise and Fall jak i pierwszy, który kiedykolwiek od nich usłyszałem, czyli Pharao. 

Na koniec jeszcze trzy bandy ze Skandynawii. Duński Volbeat znów pokazuje nam jak grać soczysty i ostry rock'n'roll. God of Angels Trust to album skoczny, dynamiczny i przebojowy, czyli taki jaki powinien być. Na playlistę wskakują dziś aż trzy utwory z tego krążka.

Dalej szwedzkie In Flames i album Battles. Na Metal Archives ma średnią ocen 25% co wg mnie jest mocno krzywdzące. Nie jest to krążek wybitny ale na takie mocne 3 z plusem w skali szkolnej zasługuje. 

I ostatni z wymienionych dziś bandów - szwedzki duet Call the Fraud. Na najnowszym albumie pt. V ponownie znajdziemy dużą dawkę zróżnicowanej metalowej muzyki, którą łączy w jedno po prostu "dobry groove".

I tak kilka minut po 21 udaje mi się i bezpiecznie dojechać do domu i dokończyć dzisiejsze podsumowanie. Na resztę wieczoru zostawiam Wam też playlistę i życzę miłego odsłuchu. Dobrej nocy!

piątek, 13 czerwca 2025

Mój Top 30 Ulubionych Zespołów Black Metalowych - Top Lista

 


W dzisiejszym artykule chciałbym podzielić się moimi ulubionymi płytami z gatunku, który kiedyś (dobre 14-15 lat) był dla mnie ważny, lecz z czasem ograniczył się do zaledwie kilku artystów, których działania regularnie śledzę. Co jakiś czas trafia się jeszcze jakiś ciekawy debiut, odkrycie czy sentymentalny powrót, nie ma jednak tego aż tak dużo jak choćby w przypadku doom, power czy nawet, wspominanego niedawno w podobnym zresztą artykule, thrash metalu. 

Black metal - ten najbardziej obrazoburczy, antyklerykalny czy też antyestablishmentowy styl muzyki metalowej - był dla mnie właśnie rodzajem młodzieńczego buntu. Nic więc dziwnego, że okres największej fascynacji tą muzyką, zwłaszcza w wydaniu klasycznym, "raw", przypadł na czasy szkoły średniej. Czy później wyrosłem z blacka? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, zwłaszcza, że są chwile, gdy ironia czy pogarda wobec codziennego życia, wobec świata skupionego wokół wartości materialnych, społecznych konwenansów i pracy w budżetówce (choć nie tylko), którego częścią chcąc nie chcąc się stałem woła o dźwięki i teksty, w których to wszystko mogę zamknąć by osiągnąć swoiste katharsis. I tu pojawia się miejsce na black metal.

Zbierając materiały na dzisiejszą playlistę i artykuł miałem też niewątpliwie przyjemność przypomnieć sobie, dzięki nieśmiertelnemu last.fm niejednego artystę, który nie gościł w moich głośnikach od kilkunastu lat. I była to naprawdę zróżnicowana grupa, bo tak, bm jest gatunkiem, który w swoich ramach jest nadzwyczaj pojemny a kolejne pokolenia muzyków coraz bardziej poszerzają, utrwalone zdawałoby się około 1993 roku granice. Zobaczmy więc, jakie zespoły i projekty przewijały się przez moją bibliotekę na przestrzeni tych ostatnich kilkunastu lat.

30. Bathory - choć najczęściej kojarzony z viking metalem, nie zapominajmy, że pierwsze płyty Quorthona to klasyka pierwszej fali bm

29. Limbonic Art - symfoniczny black metal, mocno inspirowany muzyką klasyczną i operową

28. Dark Funeral - jeden z głównych przedstawicieli szwedzkiej sceny black metalowej, szybki, brutalny i anty-chrześcijański

27. Setherial - obecnie nieaktywny szwedzki zespół, z którym warto zapoznać się ze względu na progresywne zapędy i bardzo dobrą, prawdopodobnie ostatnią płytę Ekpyrosis

26. Summoning - tolkien black metal - brzmi dziwnie? A co jeśli powiem, że część utworów napisana jest w Ciemnej Mowie Mordoru? Krótko mówiąc - jest epicko i ciekawie

25. Biesy - typowy dla sceny krakowskiej, miejski, dekadencki i rozseksualizowany black metal

24. Malfeitor - włoska kapela, która nagrała tylko dwa longplaye ale znajdziecie na nich takie perełki jak choćby Dark Saturnian Chaos - polecam!

23. Carpathian Forest - kultowa kapela z Norwegii, pionierzy black'n'rolla, zafascynowani tak Szatanem jak i śmiercią czy dewiacjami

22. Ragnarok - kolejna norweska kapela z tnącymi niczym żyletka gitarami, szybką perkusją i zaskakującą melodyką

21. Ov Hell - wspólny projekt King ov Hell (ex-Gorgoroth) i Shagratha z Dimmu Borgir - ciekawostka, która skończyła się na przyzwoitym debiucie

20. Mayhem - legenda i jeden z prekursorów norweskiej sceny. The Freezing Moon zawsze i wszędzie

19. Watain - szwedzka ekipa grająca melodyjny black metal, wielokrotnie nagradzana w muzycznych plebiscytach

18. Vehemence - połączenie black metalu z chanson de geste - średniowieczne instrumenty, teksty po francusku i podniosła atmosfera - drugiego takiego blacku próżno szukać

17. Mary - rodzima kapela łącząca w swojej twórczości elementy black metalowe z punk rockiem. Efektem jest dynamiczna, wciągająca muzyka, w której dużą rolę grają nieco stylizowane na ludową grozę teksty

16. Lifelover - bardzo niezwykły zespół dsbm, wychodzący poza utarte ramy gatunkowe. Niestety śmierć B - głównego kompozytora doprowadziła do zakończenia działalności tej jakże oryginalnej grupy

15. Zmarłym - black metal dość mocno romansujący z zimną falą, nawiązania do Siekiery, surrealistyczne teksty i dobry warsztat instrumentalny sprawiają, że jest to u mnie jedno z ciekawszych odkryć tego roku 

14. Nachtmystium - pierwszy w tym zestawieniu przedstawiciel amerykańskiej sceny, znany niestety nie tylko z nastrojowego dsbm-u lecz również z przekrętów finansowych lidera 

13. Dom Zły - depresyjny post-black metal z Polski. Poetyckie, pełne smutku ale i rozpaczliwej złości teksty trafiają prosto w serce i zostają na długo

12. Odraza - i znów Kraków i znów dekadencki, opowiadający o nocnym życiu, nowoczesny black metal. 

11. Impaled Nazarene - fiński black metal z dużymi wpływami punk rocka i klasycznego heavy metalu. Grają szybkie, intensywne i krótkie numery, które kopią prosto w twarz, nie biorąc jeńców

10. Stworz - polski pagan black metal. Piękne, poetyckie teksty są znakiem rozpoznawczym tego projektu, za którym stoi znany z wielu innych projektów Wojsław

9. Apati - szwedzka kapela grająca muzykę z pogranicza depresyjnego black metalu i post-rocka. Swego czasu płyta Morgondagen inställd i brist på intresse dość częso u mnie gościła, będąc pewnym powiewem świeżości w okresie, gdy nasze drogi z black metalem powoli zaczęły się rozchodzić. Niestety rok po premierze krążka zespół zakończył działalność

8. Furia - opus magnum Nihila, chyba najbardziej kreatywnego i pracowitego polskiego muzyka bm, który pokazuje, że nie ma w tym gatunku takiej granicy, której razem z Furią nie byłby w stanie przekroczyć

7. Kres - i tu mamy właśnie kolejny projekt Wojsława (innym znanym jest jeszcze atmospheric bm'owy Wędrujący Wiatr). Tym razem stylistyka dsbm, mroczna, melancholijna i z dużym udziałem czystych wokali

6. Burzum - projekt, którego nazwy nie wolno wymawiać. Chyba najbardziej znany black metalowy muzyk, niestety niekoniecznie tylko ze względu na działalność muzyczną. Niemniej jednak jest to nazwa kultowa, której zabraknąć tu nie mogło i która swego czasu trafiała do mnie mocno swoją surowością i dungeon synthowymi eskapadami

5. Semargl - ukraińska kapela, która przez lata aktywnośći przesła długą drogę od surowego black metalu przez tzw. satanic pop metal po czystą muzykę elektroniczną. Ja najbardziej lubię okres Ordo Bellictum Satanas, gdzie proporcje wyżej wymienionych elementów były jeszcze dość równomiernie rozłożone 

4. Gorgoroth - bluźnierczy, surowy i przy tym wszystkim niezmiernie sugestywny bleczur. Również jeden z pierwszych zespołów z gatunku, jakich zacząłem słuchać. Znany w naszym kraju z afery jaka rozpętała się po koncercie w Studiu Radia Kraków w 2004 roku. Zapis tej "czarnej mszy" znalazł się na DVD i płycie koncertowej pt. Black Mass Krakow 2004 

3. Secrets of the Moon - niemiecki zespół, który od progresywnego black metalu stopniowo przeszedł w post-rockowe, melancholijne rewiry nie tracąc przy tym nic ze swej niezwykłości. Mimo, że zakończyli już działalność ja chętnie wracam do majestatycznego Privilegivm jak i znacznie lżejszego Black House.

2. Marduk - najbardziej znana szwedzka kapela grająca black metal, obecna na scenie od 1990 i stale dostarczająca nam gitarowo-perkusyjnych łomotów z intensywnością szarżującej dywizji pancernej 

1. Darkthrone - Fenriz i Nocturno Culto to duet wręcz legendarny. Debiutując dopracowanym progresywnym death metalem przeszli do brudnego i surowego blacka, następnie black/crust punku by aktualnie zatrzymać się na pod schoolowym heavy/doomie. Jakiejkolwiek muzyki by jednak nie grali biorę to w ciemno!

Podobnie jak w przypadku artykułu o thrash metalu, macie do obczajenia playlistę z 50-oma utworami wyżej wymienionych artystów. W zależności od pozycji na liście są to 3, 2 bądź jedna kompozycja. Jestem ciekaw Waszej opinii i Waszych ulubionych twórców black-metalowych. Zapraszam do lektury/odsłuchu/dyskusji. Ave!

poniedziałek, 9 czerwca 2025

02.06-08.06.2025

 


Przystępując do pisania dzisiejszego podsumowania zauważyłem, że wiele moich artykułów rozpoczyna się od nawiązania do pogody. Tak się jednak składa, że po raz kolejny to co za oknem w jakiś sposób koresponduje z tym, co akurat leci z głośników. Zeszły tydzień był pochmurny, deszczowy, pasujący dobrze pod melancholijną i refleksyjną muzykę. I takie też będzie dzisiejsze podsumowanie, choć w tym wszystkim znajdą się też przebłyski bardziej energicznych, "słonecznych" dźwięków.

Ciężko się jednak dziwić, gdyż był to tydzień, w którym premierę miała najnowsza płyta Katatonii. Nightmares as Extensions of the Waking State, nagrana bez wieloletniego gitarzysty i założyciela zespołu, Andersa Nystroma była dla fanów wielką niewiadomą. Na szczęście Jonas i jego ekipa stanęli na wysokości zadania. Album kontynuuje zwrot Katatonii w stronę rocka/metalu progresywnego, nie zapominając jednak o charakterystycznej melancholijnej atmosferze. Są naprawdę ciężkie momenty przywodzące na myśli Night is the New Day, jest trochę nowoczesnych elementów, nawet dość zaskakujących. Finalnie jednak od razu czuć, że jest to album Katatonii. Po pierwszych kilku odsłuchach najbardziej w pamięci utkwiły mi kawałki z pierwszej połowy płyty, szczególnie Wind of No Change, The Liquid Eye i Lilac. Każde wydawnictwo tego zespołu jednak wymaga powolnego odkrywania i wierzę, że w kolejnych tygodnaich zestaw utworów, które wrzucę na cotygodniową playlistę będzie się zmieniał. 

Miłośnicy progresywnej muzyki powinni też zwrócić uwagę na kilka innych zespołów, które wpadły mi ostatnio w ucho. Otóż, odświeżyłem sobie moje ulubione albumy naszej rodzimej Andaredy - W pobliżu rzeczywistości i Eksperyment człowiek. Dopracowana i zróżnicowana muzyka, charakterystyczny głos Piotra Skałki i inteligentne teksty sprawiają, że takie powroty to naprawdę mile spędzony czas. Dziś zostawiam Wam do obczajenia dwa świetne utwory, po jednym z każdej wspomnianej plyty - odpowiednio epickie Serce smoka i Fałszywy cel, jednocześnie dynamiczny i releksyjny, z rewelacyjnie wyszeptanym refrenem.

Polska prog-rockiem stoi - fakt, nie opinia. Oprócz Andaredy warto też dać szansę projektowi Glass Island. Pisałem o nim już w zeszłym tygodniu i nadal chętnie sięgam po ich czwarty album Shallow Graves for Shallow People. Moim ulubionym numerem jest na pewno zagrany i zaśpiewany z wyczuwalną złością (bo i o gniewie traktujący) Stupid. Mam nadzieję, że Wam też się spodoba. 

W dalszym ciągu wędruję po krainach kanadyjskiego neo-proga. Odwiedzam zarówno debiutantów - bardzo tradycyjny i równie przyjemny w odbiorze Hope zespołu bySomethingELSE jak i artystów z dużo dłuższym stażem. Tu mowa o dowodzonym przez Michele'a St-Pere Mystery i ich płycie nr 3 - Beneath the Veil od the Winter's Face. Według Wikipedii nie jest to concept album, choć dwie najlepsze kompozycje - The Sailor and The Mermaid i Snowhite łączy nawiązanie do legend i baśni. 

Jeżeli chodzi o doom metal, którego reprezentantem w sumie można uznać też Katatonię to mamy prawdziwy urodzaj. Ktoś kiedyś powiedział, że aktualnie jest to jeden z najbardziej pojemnych podgatunków metalu. Trudno się nie zgodzić, gdyż w gronie tym znajdziemy zarówno stoner/doomowe Crystal Spiders (fajna nowa płyta z rock'n'rollowym vibem) jak i psych doom popowy Turtle Skull (refren Into the Sun nucę pod nosem co najmniej raz na godzinę). Mamy też artystów, którzy nie boją się wplatać w doom metalową tkaninę syntezatorowych nici. Najlepszy przykład - Lord Vigo, który już na drugim krążku z kolei zaskakuje synthwave'wym epic doomem. Niemniej oryginalnie brzmi, wyszperany na kanale 666MrDoom kanadyjski The Love Is Drone. Ich instrumentalny stoner dzięki bogatym wstawkom klawiszowym zyskuje niezwykłego, kosmicznego brzmienia. I jest to brzmienie, od którego można się uzależnić!

Waszej uwadze polecam również niemieckie Apewards, grające połączenie psychodelicznego bluesa ze stoner rockiem. Liminal Choices to ich czwarty album długogrający (nie licząc koncertówki z 2018r.) i doceniony został m.in. przez dziennikarzy DoomCharts, którzy umieścili go na 2gim miejscu ich majowej listy. Zupełnie zasłużenie, bo tak przyjemnie bujających pustynnych kawałków jak choćby Red Mountains dawno nie słyszałem.

Po kilku miesiącach spędzonych przy najnowszej płycie szwedzkiego Avatarium (jeden z mocnych kandydatów do tytułu płyty roku) wzięło mnie na krążek, od którego zaczęła się moja przygoda z tym zespołem. Mowa o wydanej w 2015 roku The Girl With the Raven Mask. Czuć tu jeszcze mocne wpływy Leifa Edlinga choć chociażby w długiej (choć nigdy nie-dłużącej się) psychodelicznej balladzie Pearls and Coffins słychać echa tego, co stanie się znakiem rozpoznawczym kapeli na kolejnych wydawnictwach. Jest to równocześnie (od dnia premiery) jedna z moich ulubionych kompozycji szwedzkich doom-metalowców.

Pozostając w melancholijnych klimatach ponownie przypominam o projekcie, który nazywa się bez|kres. Jest to naprawdę udany miks post-punku, cold i darkwave'u z post-blackiem. Mimo, że tożsamość autora i wykonawcy muzyki pozostaje nieznana, wielu fanów domyśla się, że jest to nowa inkarnacja świętkorzyskich Kłów. Czy to jednak aż tak istotne? Ważne, że możemy zanurzyć się w lodowatych, dekadenckich dźwiękach takich utworów jak choćby śródgłos czy wygłos. I te dwa numery znajdziecie na playliście.

Zmierzam powoli do wspomnianych na początku bardziej pozytywnych dźwięków. Nim jednak to nastąpi kilka krótkich wrzutek nt gatunków nie pasujących dziś do żadnej większej grupy.

Po pierwsze In Flames i dość mocno zjechany przez krytykę i fanów album Battles. W roku premiery - 2016 - przeszedł mi zupełnie bez echa. Minęło 9 lat i postanowiłem dać mu szansę. Kurcze, nie jest źle. Wiadomo, że to już jest mocno alt-rockowe/metalcore'owe granie, nadmiernie wygładzone i sterylne brzmienie ale naprawdę da się tego słuchać i jescze czerpać przyjemność. Trochę na minus jednak liczba utworów. Jeżeli dwa najlepsze - The End i Us Against the World to numer 2 i 14 to jednak z tych 11 pomiędzy można byłoby ze 2 lub 3 przeznaczyć na jakiś Deluxe. W pewnym momencie Battles zaczynają się niestety dłużyć i wierzę, że chęć wciśnięcia skip może być zbyt silna.

Następnie V - nowy krążek duetu Call the Fraud, który gra ogólnie pojęty metal. Ogólnie pojęty, bo mamy tu miks różnych stylów - od heavy po groove, elementy ekstremy czy nawet jeden utwór bardziej speed/power metalowy. Co ważne mimo takiej różnorodności płyta zachowuje spójność i słucha się jej bardzo dobrze. W niektórych utworach panów Svedlunda i Janssona wspierają zaprzyjaźnieni muzycy i to właśnie numery z udziałem Johanny Rapp wyszły im najlepiej. Dwa z nich - Lay it on the Line i Set us free macie do odsłuchu na dzisiejszej playliście.

Pozostał nam jeszcze elektroniczny metal jaki serwuje Słoweniec Wulf w swoim projekcie Neurotech. Można potraktować to jako taką muzyczną ciekawostkę, choć myślę, że wydany niedawno Exo Escapism może być dla niejednego muzycznego poszukiwacza tylko pierwszym krokiem w eksploracji bogatej, bo liczącej 13 pozycji dyskografii.

Dobra, zgodnie z obietnicą czas na hard rock i power metal - gatunki na pewno "gorętsze" od doomu, progu i stonera. Tu również jedna ważna premiera - God of Angels Trust duńskiego Volbeat. Nowoczesny hard rock a może nawet hard rock'n'roll, gdyż utwory Duńczyków mają w sobie ten charakterystyczny vibe. Niemniej jednak po pierwszych podejściach do płyty na pierwsze miejsce wysuwa mi się rozpędzony, dynamiczny Demonic Depression, niosący ważne dla muzyków przesłanie. 

Na drugim biegunie hard rocka czas na klasykę - Twisted fakin' Sister - i legendarna płyta Stay Hungry. Dużo by o niej opowiadać ale na pewno każdy zna prześmiewcze, bunotwnicze teledyski powstałe jako odpowiedź na protesty rodziców, chcących zakazać dzieciom dostępu do muzyki heavy metalowej. Na szczęście, jak stoi w tytule jednej z ich największych przebojów - we're not gonna take it! 

W power metalu na dzień dobry wielkie, pozytywne zaskoczenie. Jest nim singiel Hordes of Khan zespołu Sabaton. Cóż, po premierze generycznego i nudnego Templars przyszedł czas na prawdziwy metalowy ogień. Klasyczna powerowa galopada z Joakimem śpiewającym lekko i niewymuszenie wchodzi do głowy już od pierwszego odsłuchu. Chciałbym bardzo, by nowy album był pełen takich właśnie utworów, choć z drugiej strony mam swiadomość, że Hordes of Khan może być tylko pewnym wyjątkiem od reguły. Ale warto mieć marzenia, prawda?

Tydzień po tygodniu oddaję się swoim ulubionym utworom niemieckiego Freedom Call. Tym razem kolej na absolutnie naj naj najulubieńszy Kings Rise and Fall (z oczywiście najulubieńszej Master of Light) i szybki, zadziorny Ronin z następnego (trochę jednak nierównego) albumu M.E.T.A.L. Oba utwory to zdecydowanie bardziej metal niż happy i w takiej właśnie odsłonie chciałbym ich słyszeć jak najczęściej.

Na koniec jeszcze powrót do wydanego w październiku albumu The Final Element szwedzkiego Veonity. Jest to jedna z płyt, która przy dużym wysypie jesiennych premier trochę mi umknęła a znajdziemy tu kawał naprawdę solidnego power metalu. Szybkość, melodyjność i taki optymistyczny vibe to jest coś, czego trzeba nam zwłaszcza w pochmurne, wilgotne czerwcowe dni.

I tą właśnie, już naprawdę ostatnią wzmianką o pogodzie kończy się dzisiejsze podsumowanie. Zapraszam do dyskusji i dzielenia się Waszymi topkami a playlista z najczęściej słuchanymi przeze mnie utworami w tygodniu poleca się do odsłuchu. Pa!

Playlista: 08.06.2025 


piątek, 6 czerwca 2025

Muzyczna Mapa Krakowa

 


W dniu wczorajszym obchodziliśmy Święto Miasta Krakowa, ustanowione na pamiątek przywileju lokacyjnego, otrzymanego w 1257 roku. Czuję się mocno związany z tym miastem, bo choć nie jestem rodowitym Krakusem to z przerwami spędziłem tu prawie 16 lar życia a i aktualnie bywam niemal codziennie od 7:30 do 15;05, czasem nawet i do samego wieczora. Dziś, 768 lat i jeden dzień od tamtego wydarzenia przychodzę do Was z nowym artykułem z serii Muzyczna Mapa Świata, poświęconym własnie krakowskim muzykom. Jest ich 18 - liczba nieprzypadkowa, bo tyle dzielnic wg obecnego podziału administracyjnego liczy sobie Stołeczne Królewskie Miasto Kraków. Artyści jednak nie są podzieleni wg miejsca zamieszkania, aż takimi dokładnymi danymi nie dysponuję. Ale to tyle tematem wstępu, czas skupić się na konkretach i podróży po najciekawszych moim zdaniem przedstawicielach krakowskiej sceny muzycznej.

18. Crystalis - melodyjny metalcore w sam raz dla miłośników choćby BFMV. Na streamingach od dwóch miesięcy krąży ich pierwszy singiel Till We Are Young i brzmi to naprawdę obiecująco!

17. Skullptor - dynamiczne, gitarowe granie w staroszkolnym stylu. Na koncie póki co pojedyncze single i demówki, pokazujące duży potencjał. Liczę na szybkie rozwiązanie problemów z obsadą wokalu i kolejne solidne nagrania

16. Ariadne's Thread - folk-metalowa kapela dowodzona przez wokalistkę i multiinstrumentalistkę Adriannę Zborowską. Elementy muzyki sredniowiecznej, renensansowej, folkloru tak słowiańskiego jak i skandynawskiego pięknie współgrają z nowoczesnym, nie tylko "ciężkim" brzmieniem

15. Hańba! - jeżeli kiedyś zastanawialiście się jak wyglądałby punk rock, gdyby grały go uliczne zespoły z czasów dwudziestolecia międzywojennego - macie odpowiedź. Niecodzienny koncept, świetnie oddające realia tamtych czasów teksty i adekwatne instrumentarium potrafią zaciekawić na dłużej

14. Albion - jeden z najbardziej znanych polskich zespołó neo-prog-rockowych. Spokojne, refleksyjne i rozbudowane kompozycje ozdobione łagodnym, kobiecym wokalem. W ostatnich tygodniach szczególnie często zanurzam się w ich trzeci album Wabiąc Cienie, który gorąco polecam

13. Żmij - folk-rockowy projekt Jakuba "Żmija" Zieliny, doceniony m.in. w prestiżowym plebiscycie Wirtualne Gęśle, gdzie ich eponimiczny album znalazł się w pierwszej 10-tce najlepszych folkowych albumów 2024 roku. 

12. Cemetery of Scream - legenda polskiego doom metalu. Zespół aktywny nieprzerwanie od 1993 roku. Początkowo klasyczny death/doom, stopniowo ewoluujący (jak chyba cała scena) w stronę bardziej gotyckiego brzmienia. Tak czy siak, w każdej odsłonie wart uwagi

11. YENISEi - instrumentalny (z małymi wyjątkami) post-rock, potrafiący dźwiękami malować tak sugestywne (ale i niepokojące) obrazy, że wokal nie jest tu wcale potrzebny

10. Biesy - black metalowy projekt muzyka o pseudonimie IHS, który w okresie nagrywania epatującego szokującym erotyzmem albumu Transsatanizm występował jako swoje alter ego - drag queen Faustyna IHS Moreau. Każdy szanujący się fan polskiego blacka powinien się z nim zapoznać

9. Wąż - instrumentalne trio, łączące ze sobą stoner rock z rockiem progresywnym a psychodeliczną atmosferę z ambientowym chłodem. Miałem okazję zobaczyć ich na żywo i było to naprawdę ciekawe doświadczenie

8. Śmiertelnik - gotyckie klimaty, dekadenckie liryki i umiejętność pogodzenia death-metalowego growlingu z czystym wokalem i niemalże hard-rockową przebojowością sprawiają, że Wielka Farma, ich drugi długograj wciąga na długo

7. Manaam - pisząc o krakowskich zespołach rockowych nie sposób nie wspomnieć o ekipie Kory i Marka Jackowskich, która była bezpośrednio odpowiedzialna za wielki rockowy boom lat 80-ych a w kolejnej dekadzie potrafiła odnaleźć swoje drugie ja w bardziej lirycznych, osobistych piosenkach

6. Marek Grechuta - kolejna legenda polskiej muzyki, autor nieśmiertelnych przebojów a z zespołem Anawa jeden z pionierów progresywnego rocka nad Wisłą

5. Narbo Dacal - kapela łącząca w sobie elementy doom, sludge i stoner metalu z mocnym, kobiecym wokalem. Misterne kompozycje, pełne melancholijnych pasaży przeplatanych z mocniejszymi momentami, perkusyjnymi blastami czy krzyczanymi fragmentami.

4. Odraza - nowoczesny, "miejski" black metal, pełen opowieści o nocnym życiu Krakowa i jakże typowej dla tego miasta dekadencji. Aktualnie, jeden z moich ulubionych przedstawicieli tego gatunku

3. Lor - czteroosobowy zespół wokalno-instrumentalny, inspirujący się zarówno muzyką folkową jak i alternatywną. Dziewczyny grają może i  zahaczają o mainstream ale nie można ich muzyce odmówić walorów artystycznych i przede wszystkim "duszy"

2. Jerna - krakowski zespół folk-metalowy, w którym ludowe melodie przeplatają się z ciężkimi dźwiękami a liryczny wokal Hanny z głębokim growlingiem Ivana. W 2022 roku wydali świetny krążek pt. Ćmy a ptaszki ćwierkają, że prace nad nowym materiałem idą pełna parą

1. Szlugazer - zespół, który w maju zeszłego roku spadł na mnie niczym grom z jasnego nieba, niszcząc wszelkie (niesprawiedliwe wszak) uprzedzenia jakie żywiłem wobec shoegaze'u. Odkąd usłyszałem po raz pierwszy ich nagraną z Jaśkiem Ostrowskim EP-kę poczułem, że rodzi się tu coś niezwykłego a wydany kilka miesięcy później longplay Domki z Azbestu ugruntował pozycję Szlugazera jako wykonawcy, którego karierę należy śledzić z wielkim zainteresowaniem.

 I tak oto nasza muzyczna podroż po Grodzie Kraka dobiega końca. Jako soundtrack proponuję playlistę, na której umieściłem utwory wszystkich wyżej wymienionych artystów. Zdaję sobie sprawę, że pewnie pominąłem niejednego zdolnego i sławnego muzyka ale cóż, Kronika od zawsze była jak najbardziej subiektywnym zapiskiem. Jestem jednak jak zawsze otwarty na Wasze polecajki. Tymczasem, miłej lektury, odsłuchu a przede wszytkim udanego weekendu!

Playlista: Muzyczna Mapa Krakowa 

poniedziałek, 2 czerwca 2025

26.05-01.06.2025

 


Moi drodzy! Witam Was w ten czerwcowy poniedziałek. Dla jednych słodki, dla innych pełen goryczy. Jakiejkolwiek byśmy nie byli orientacji politycznej, wierzę, że połączyć nas może miłość do dobrej muzyki. A tej było w zeszłym tygodniu naprawdę sporo. Zerknijmy.

Był to niewątpliwie czas dominacji rocka neo-progresywnego. Szczególnie chętnie sięgałem po nowy krążek norweskiego Magic Pie, na którym w mistrzowski (nomen omen tytuł płyty to Maestro) łączą hard rock lat 70-ych z klasycznym, hammondowskim prog-rockiem. W wielu kompozycjach doświadczymy gitarowo-klawiszowych pojedynków ale mojemu sercu najbliższa pozostaje ballada By the smokers pole, gdzie jednak klawisze są tyłko tłem dla rzewnej, zamyślonej gitary. 

W świecie neo-proga ważne miejsce zajmuje Kanada, która jest ojczyzną i dobrze już znanego w tych kręgach Huis jak i dopiero debiutującego bySomethingELSE. Oba zespoły wpisują się mniej więcej w podobny schemat, stawiając na wolnopłynące, refleksyjne kompozycje, w których instrumenty zamiast szaleć w kolejnych łamiących palce popisach starają się raczej oddać jak najwięcej emocji. I to udaje się znakomicie zarówno w The Last Journey (mój ulubiony utwór Huis ever) jak i na Hope, pierwszym krążku drugiego z wymienionych zespołów. 

Polacy nie gęsi lecz swój prog-rock mają, parafrazując klasyka. Dziś mam na myśli szczególnie krakowski Albion, zespół o długim stażu choć ostatnio niestety milczący. Wabiąc Cienie to trzecia płyta w ich dyskografii, pełna rozbudowanych, lirycznych kompozycji. Nastrojowa, nieco melancholijna, taka właśnie jakby zanurzona w tytułowych cieniach. Nowy album wydał też projekt multiinstrumentalisty Wojciecha Pielużka - Glass Island. Rok temu chwaliłem jego album Lost Media, w tym roku również wypada parę dobrych słów poświęcić jego następcy - Shallow Graves for Shallow People. Muzyka przyjemna, łatwo wpadająca w ucho i zmuszająca do refleksji. Po kilku odsłuchach w pamięć szczególnie zapadł mi drugi na trackliście utwór Stupid ale uwierzcie, to tylko jeden z wielu solidnych numerów.

To jeszcze nie koniec polskich artystów na dziś. Polecam Waszej uwadze m.in. nowoczesny hard rock w wykonaniu tarnowskiego Carriona. Płyta Sarita to w mojej opinii opus magnum kapeli, wszystko tu siadło idealnie - od kompozycji po gorzkie teksty po najwyższą jakość wykonania. 

Polecam też nowe wydanie klasyka z lat 80-ych. Pewnie domyślacie się już że chodzi o debiut Bandy i Wandy. Cóż, ten album ma w sobie to coś a jeden z największych przebojów zespołu, Nie będę Julią po latach brzmi zaskakująco drapieżnie.

Na koniec tego polskiego bloku coś nieoczywistego - premiera pierwszej płyty zespołu/projektu? bezIkres, łączącego w sobie tak zimną falę jak i post-punk z black metalem. Surrealistyczne teksty, surowa, zimna atmosfera i wokal wahający się od melorecytacji po growling - kolejna w ostatnich tygodniach pozycja dla wielbicieli nieszablonowej muzyki.

Jedyną w swoim rodzaju muzykę gra też zespół Turtle Skull. Sami siebie określają jako indie psych doom pop i kurcze mogą mieć rację. Na dzisiejszej playliście znajdziecie jeden ich utwór - Into the Sun, w którym mamy właśnie i psychodeliczny klimat, stoner/doomowy fuzz jak i niemalże popową melodię. A to tylko jedna kompozycja. Zachęcam gorąco do sięgnięcia po cały album Being Here.

Doom generalnie był właśnie obok neo-progu drugim najczęściej słuchanym przeze mnie w tym tygodniu gatunkiem. Do znanych Wam już wcześniej Froglorda i Cavern Deep dołączył kolejny stoner/doomowy gracz - amerykańskie Crystal Spiders. Metanoia to mój drugi kontakt z twórczością tej formacji po pochodzącym sprzed czterech lat Morieris. W stosunku do tamtego albumu tym razem mamy więcej rock'n'rollowego vibe'u i naprawdę wychodzi to kapeli na zdrowie. Utwory zyskują więcej przestrzeni a przed wszystkim szybciej wpadają w ucho, jak choćby moje ulubione Ignite czy wydane wcześniej na singlu Torche. Wiem, że ten album kręci się u kilku moich internetowych znajomych, więc ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat.

Mamy też bardziej klasyczny death/gothic/doom, czyli Opia i ich poetycki debiut I Welcome Thee, Eternal Sleep. Jest to naprawdę niezwykłe urocza choć melancholijna muzyka.

Ciekawą propozycją jest Walk the Shadows, najnowszy album epic doom metalowego Lord Vigo. Choć w sumie dużo bardziej adekwatne byłoby określenie synthwave doom metal. Syntezatory bowiem i to w mocno inspirowanym latami 80-ymi stylu grają tu ważną rolę. Brzmi to zaskakująco świeżo i przyjemnie i coś czuję, że jeszcze niejeden tydzień spędzę z tym zespołem.

Syntezatory są też podstawą brzmienia słoweńskiego projektu Neurotech. Wulf, kompozytor i producent od lat tworzy bardzo zaskakujący intrygujący miks metalu i elektroniki. Od dłuższego czasu planowałem poświęcić mu więcej czasu ale dopiero premiera Exo Escapism, trzynastego albumu artysty zmotywowała mnie do tego. Jedyne czego żałuję to tego, że tak długo zwlekałem. Jest to fajna muzyka, czerpiąca to co najlepsze z obu gatunkowych składowych.

Z pozostałych gatunków nadal mocno jara mnie AOR-owy Giant i album Stand and Deliver, pełny przebojowych, gitarowych numerów, z których aż trzy lądują dziś na playliście.

Przebojowo aczkolwiek bardziej rock 'n'rollowo i z przymrużeniem oka grają Eagles of Death Metal. Ekipa Jesse'a Hughesa i Josha Homme'a potrafi dać do pieca i stworzyć takie skoczne bangery jak Cherry Cola czy chyba najbardziej znany I Want You Do Hard.

Wiem, że trochę zaniedbuję ostatnio power metal ale podrzucę Wam, jak to już ostatnio robię regularnie, kolejny fajny utwór Freedom Call. Tym razem jest nim Innocent World z trochę niedocenianej płyty Dimensions. Można wiele o niej jako o całości pisać ale otwarcie (po dwuminutowym intro) w postaci wspomnianego wyżej numeru jest kapitalne. 

Nie sposób nie wspomnieć też o nowym singlu kapeli Grailknights. Necronomicon to typowy dla tych zamaskowanych muzyków miks przebojowego power z melodic death metalem, choć tak jak już od kilku dobrych lat, przeważa jednak ten pierwszy element. 

A skoro już przy melodeathie jestem, to po raz kolejny polecam mój ulubiony utwór jednego z klasyków gatunku, choć w danym okresie czerpiąca już mocno ze stylistyki nu metalowej - In Flames i Cloud Connected z płyty Reroute to Remain.

I tak oto prezentuje się podsumowanie ostatniego tygodnia. Ciekawe co Wam pokaże generator kolaży. Tradycyjnie również polecam podsumowującą playlistę. Liczę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Trzymajcie się!

Playlista: 01.06.2025

Najpopularniejsze