piątek, 13 czerwca 2025

Mój Top 30 Ulubionych Zespołów Black Metalowych - Top Lista

 


W dzisiejszym artykule chciałbym podzielić się moimi ulubionymi płytami z gatunku, który kiedyś (dobre 14-15 lat) był dla mnie ważny, lecz z czasem ograniczył się do zaledwie kilku artystów, których działania regularnie śledzę. Co jakiś czas trafia się jeszcze jakiś ciekawy debiut, odkrycie czy sentymentalny powrót, nie ma jednak tego aż tak dużo jak choćby w przypadku doom, power czy nawet, wspominanego niedawno w podobnym zresztą artykule, thrash metalu. 

Black metal - ten najbardziej obrazoburczy, antyklerykalny czy też antyestablishmentowy styl muzyki metalowej - był dla mnie właśnie rodzajem młodzieńczego buntu. Nic więc dziwnego, że okres największej fascynacji tą muzyką, zwłaszcza w wydaniu klasycznym, "raw", przypadł na czasy szkoły średniej. Czy później wyrosłem z blacka? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, zwłaszcza, że są chwile, gdy ironia czy pogarda wobec codziennego życia, wobec świata skupionego wokół wartości materialnych, społecznych konwenansów i pracy w budżetówce (choć nie tylko), którego częścią chcąc nie chcąc się stałem woła o dźwięki i teksty, w których to wszystko mogę zamknąć by osiągnąć swoiste katharsis. I tu pojawia się miejsce na black metal.

Zbierając materiały na dzisiejszą playlistę i artykuł miałem też niewątpliwie przyjemność przypomnieć sobie, dzięki nieśmiertelnemu last.fm niejednego artystę, który nie gościł w moich głośnikach od kilkunastu lat. I była to naprawdę zróżnicowana grupa, bo tak, bm jest gatunkiem, który w swoich ramach jest nadzwyczaj pojemny a kolejne pokolenia muzyków coraz bardziej poszerzają, utrwalone zdawałoby się około 1993 roku granice. Zobaczmy więc, jakie zespoły i projekty przewijały się przez moją bibliotekę na przestrzeni tych ostatnich kilkunastu lat.

30. Bathory - choć najczęściej kojarzony z viking metalem, nie zapominajmy, że pierwsze płyty Quorthona to klasyka pierwszej fali bm

29. Limbonic Art - symfoniczny black metal, mocno inspirowany muzyką klasyczną i operową

28. Dark Funeral - jeden z głównych przedstawicieli szwedzkiej sceny black metalowej, szybki, brutalny i anty-chrześcijański

27. Setherial - obecnie nieaktywny szwedzki zespół, z którym warto zapoznać się ze względu na progresywne zapędy i bardzo dobrą, prawdopodobnie ostatnią płytę Ekpyrosis

26. Summoning - tolkien black metal - brzmi dziwnie? A co jeśli powiem, że część utworów napisana jest w Ciemnej Mowie Mordoru? Krótko mówiąc - jest epicko i ciekawie

25. Biesy - typowy dla sceny krakowskiej, miejski, dekadencki i rozseksualizowany black metal

24. Malfeitor - włoska kapela, która nagrała tylko dwa longplaye ale znajdziecie na nich takie perełki jak choćby Dark Saturnian Chaos - polecam!

23. Carpathian Forest - kultowa kapela z Norwegii, pionierzy black'n'rolla, zafascynowani tak Szatanem jak i śmiercią czy dewiacjami

22. Ragnarok - kolejna norweska kapela z tnącymi niczym żyletka gitarami, szybką perkusją i zaskakującą melodyką

21. Ov Hell - wspólny projekt King ov Hell (ex-Gorgoroth) i Shagratha z Dimmu Borgir - ciekawostka, która skończyła się na przyzwoitym debiucie

20. Mayhem - legenda i jeden z prekursorów norweskiej sceny. The Freezing Moon zawsze i wszędzie

19. Watain - szwedzka ekipa grająca melodyjny black metal, wielokrotnie nagradzana w muzycznych plebiscytach

18. Vehemence - połączenie black metalu z chanson de geste - średniowieczne instrumenty, teksty po francusku i podniosła atmosfera - drugiego takiego blacku próżno szukać

17. Mary - rodzima kapela łącząca w swojej twórczości elementy black metalowe z punk rockiem. Efektem jest dynamiczna, wciągająca muzyka, w której dużą rolę grają nieco stylizowane na ludową grozę teksty

16. Lifelover - bardzo niezwykły zespół dsbm, wychodzący poza utarte ramy gatunkowe. Niestety śmierć B - głównego kompozytora doprowadziła do zakończenia działalności tej jakże oryginalnej grupy

15. Zmarłym - black metal dość mocno romansujący z zimną falą, nawiązania do Siekiery, surrealistyczne teksty i dobry warsztat instrumentalny sprawiają, że jest to u mnie jedno z ciekawszych odkryć tego roku 

14. Nachtmystium - pierwszy w tym zestawieniu przedstawiciel amerykańskiej sceny, znany niestety nie tylko z nastrojowego dsbm-u lecz również z przekrętów finansowych lidera 

13. Dom Zły - depresyjny post-black metal z Polski. Poetyckie, pełne smutku ale i rozpaczliwej złości teksty trafiają prosto w serce i zostają na długo

12. Odraza - i znów Kraków i znów dekadencki, opowiadający o nocnym życiu, nowoczesny black metal. 

11. Impaled Nazarene - fiński black metal z dużymi wpływami punk rocka i klasycznego heavy metalu. Grają szybkie, intensywne i krótkie numery, które kopią prosto w twarz, nie biorąc jeńców

10. Stworz - polski pagan black metal. Piękne, poetyckie teksty są znakiem rozpoznawczym tego projektu, za którym stoi znany z wielu innych projektów Wojsław

9. Apati - szwedzka kapela grająca muzykę z pogranicza depresyjnego black metalu i post-rocka. Swego czasu płyta Morgondagen inställd i brist på intresse dość częso u mnie gościła, będąc pewnym powiewem świeżości w okresie, gdy nasze drogi z black metalem powoli zaczęły się rozchodzić. Niestety rok po premierze krążka zespół zakończył działalność

8. Furia - opus magnum Nihila, chyba najbardziej kreatywnego i pracowitego polskiego muzyka bm, który pokazuje, że nie ma w tym gatunku takiej granicy, której razem z Furią nie byłby w stanie przekroczyć

7. Kres - i tu mamy właśnie kolejny projekt Wojsława (innym znanym jest jeszcze atmospheric bm'owy Wędrujący Wiatr). Tym razem stylistyka dsbm, mroczna, melancholijna i z dużym udziałem czystych wokali

6. Burzum - projekt, którego nazwy nie wolno wymawiać. Chyba najbardziej znany black metalowy muzyk, niestety niekoniecznie tylko ze względu na działalność muzyczną. Niemniej jednak jest to nazwa kultowa, której zabraknąć tu nie mogło i która swego czasu trafiała do mnie mocno swoją surowością i dungeon synthowymi eskapadami

5. Semargl - ukraińska kapela, która przez lata aktywnośći przesła długą drogę od surowego black metalu przez tzw. satanic pop metal po czystą muzykę elektroniczną. Ja najbardziej lubię okres Ordo Bellictum Satanas, gdzie proporcje wyżej wymienionych elementów były jeszcze dość równomiernie rozłożone 

4. Gorgoroth - bluźnierczy, surowy i przy tym wszystkim niezmiernie sugestywny bleczur. Również jeden z pierwszych zespołów z gatunku, jakich zacząłem słuchać. Znany w naszym kraju z afery jaka rozpętała się po koncercie w Studiu Radia Kraków w 2004 roku. Zapis tej "czarnej mszy" znalazł się na DVD i płycie koncertowej pt. Black Mass Krakow 2004 

3. Secrets of the Moon - niemiecki zespół, który od progresywnego black metalu stopniowo przeszedł w post-rockowe, melancholijne rewiry nie tracąc przy tym nic ze swej niezwykłości. Mimo, że zakończyli już działalność ja chętnie wracam do majestatycznego Privilegivm jak i znacznie lżejszego Black House.

2. Marduk - najbardziej znana szwedzka kapela grająca black metal, obecna na scenie od 1990 i stale dostarczająca nam gitarowo-perkusyjnych łomotów z intensywnością szarżującej dywizji pancernej 

1. Darkthrone - Fenriz i Nocturno Culto to duet wręcz legendarny. Debiutując dopracowanym progresywnym death metalem przeszli do brudnego i surowego blacka, następnie black/crust punku by aktualnie zatrzymać się na pod schoolowym heavy/doomie. Jakiejkolwiek muzyki by jednak nie grali biorę to w ciemno!

Podobnie jak w przypadku artykułu o thrash metalu, macie do obczajenia playlistę z 50-oma utworami wyżej wymienionych artystów. W zależności od pozycji na liście są to 3, 2 bądź jedna kompozycja. Jestem ciekaw Waszej opinii i Waszych ulubionych twórców black-metalowych. Zapraszam do lektury/odsłuchu/dyskusji. Ave!

poniedziałek, 9 czerwca 2025

02.06-08.06.2025

 


Przystępując do pisania dzisiejszego podsumowania zauważyłem, że wiele moich artykułów rozpoczyna się od nawiązania do pogody. Tak się jednak składa, że po raz kolejny to co za oknem w jakiś sposób koresponduje z tym, co akurat leci z głośników. Zeszły tydzień był pochmurny, deszczowy, pasujący dobrze pod melancholijną i refleksyjną muzykę. I takie też będzie dzisiejsze podsumowanie, choć w tym wszystkim znajdą się też przebłyski bardziej energicznych, "słonecznych" dźwięków.

Ciężko się jednak dziwić, gdyż był to tydzień, w którym premierę miała najnowsza płyta Katatonii. Nightmares as Extensions of the Waking State, nagrana bez wieloletniego gitarzysty i założyciela zespołu, Andersa Nystroma była dla fanów wielką niewiadomą. Na szczęście Jonas i jego ekipa stanęli na wysokości zadania. Album kontynuuje zwrot Katatonii w stronę rocka/metalu progresywnego, nie zapominając jednak o charakterystycznej melancholijnej atmosferze. Są naprawdę ciężkie momenty przywodzące na myśli Night is the New Day, jest trochę nowoczesnych elementów, nawet dość zaskakujących. Finalnie jednak od razu czuć, że jest to album Katatonii. Po pierwszych kilku odsłuchach najbardziej w pamięci utkwiły mi kawałki z pierwszej połowy płyty, szczególnie Wind of No Change, The Liquid Eye i Lilac. Każde wydawnictwo tego zespołu jednak wymaga powolnego odkrywania i wierzę, że w kolejnych tygodnaich zestaw utworów, które wrzucę na cotygodniową playlistę będzie się zmieniał. 

Miłośnicy progresywnej muzyki powinni też zwrócić uwagę na kilka innych zespołów, które wpadły mi ostatnio w ucho. Otóż, odświeżyłem sobie moje ulubione albumy naszej rodzimej Andaredy - W pobliżu rzeczywistości i Eksperyment człowiek. Dopracowana i zróżnicowana muzyka, charakterystyczny głos Piotra Skałki i inteligentne teksty sprawiają, że takie powroty to naprawdę mile spędzony czas. Dziś zostawiam Wam do obczajenia dwa świetne utwory, po jednym z każdej wspomnianej plyty - odpowiednio epickie Serce smoka i Fałszywy cel, jednocześnie dynamiczny i releksyjny, z rewelacyjnie wyszeptanym refrenem.

Polska prog-rockiem stoi - fakt, nie opinia. Oprócz Andaredy warto też dać szansę projektowi Glass Island. Pisałem o nim już w zeszłym tygodniu i nadal chętnie sięgam po ich czwarty album Shallow Graves for Shallow People. Moim ulubionym numerem jest na pewno zagrany i zaśpiewany z wyczuwalną złością (bo i o gniewie traktujący) Stupid. Mam nadzieję, że Wam też się spodoba. 

W dalszym ciągu wędruję po krainach kanadyjskiego neo-proga. Odwiedzam zarówno debiutantów - bardzo tradycyjny i równie przyjemny w odbiorze Hope zespołu bySomethingELSE jak i artystów z dużo dłuższym stażem. Tu mowa o dowodzonym przez Michele'a St-Pere Mystery i ich płycie nr 3 - Beneath the Veil od the Winter's Face. Według Wikipedii nie jest to concept album, choć dwie najlepsze kompozycje - The Sailor and The Mermaid i Snowhite łączy nawiązanie do legend i baśni. 

Jeżeli chodzi o doom metal, którego reprezentantem w sumie można uznać też Katatonię to mamy prawdziwy urodzaj. Ktoś kiedyś powiedział, że aktualnie jest to jeden z najbardziej pojemnych podgatunków metalu. Trudno się nie zgodzić, gdyż w gronie tym znajdziemy zarówno stoner/doomowe Crystal Spiders (fajna nowa płyta z rock'n'rollowym vibem) jak i psych doom popowy Turtle Skull (refren Into the Sun nucę pod nosem co najmniej raz na godzinę). Mamy też artystów, którzy nie boją się wplatać w doom metalową tkaninę syntezatorowych nici. Najlepszy przykład - Lord Vigo, który już na drugim krążku z kolei zaskakuje synthwave'wym epic doomem. Niemniej oryginalnie brzmi, wyszperany na kanale 666MrDoom kanadyjski The Love Is Drone. Ich instrumentalny stoner dzięki bogatym wstawkom klawiszowym zyskuje niezwykłego, kosmicznego brzmienia. I jest to brzmienie, od którego można się uzależnić!

Waszej uwadze polecam również niemieckie Apewards, grające połączenie psychodelicznego bluesa ze stoner rockiem. Liminal Choices to ich czwarty album długogrający (nie licząc koncertówki z 2018r.) i doceniony został m.in. przez dziennikarzy DoomCharts, którzy umieścili go na 2gim miejscu ich majowej listy. Zupełnie zasłużenie, bo tak przyjemnie bujających pustynnych kawałków jak choćby Red Mountains dawno nie słyszałem.

Po kilku miesiącach spędzonych przy najnowszej płycie szwedzkiego Avatarium (jeden z mocnych kandydatów do tytułu płyty roku) wzięło mnie na krążek, od którego zaczęła się moja przygoda z tym zespołem. Mowa o wydanej w 2015 roku The Girl With the Raven Mask. Czuć tu jeszcze mocne wpływy Leifa Edlinga choć chociażby w długiej (choć nigdy nie-dłużącej się) psychodelicznej balladzie Pearls and Coffins słychać echa tego, co stanie się znakiem rozpoznawczym kapeli na kolejnych wydawnictwach. Jest to równocześnie (od dnia premiery) jedna z moich ulubionych kompozycji szwedzkich doom-metalowców.

Pozostając w melancholijnych klimatach ponownie przypominam o projekcie, który nazywa się bez|kres. Jest to naprawdę udany miks post-punku, cold i darkwave'u z post-blackiem. Mimo, że tożsamość autora i wykonawcy muzyki pozostaje nieznana, wielu fanów domyśla się, że jest to nowa inkarnacja świętkorzyskich Kłów. Czy to jednak aż tak istotne? Ważne, że możemy zanurzyć się w lodowatych, dekadenckich dźwiękach takich utworów jak choćby śródgłos czy wygłos. I te dwa numery znajdziecie na playliście.

Zmierzam powoli do wspomnianych na początku bardziej pozytywnych dźwięków. Nim jednak to nastąpi kilka krótkich wrzutek nt gatunków nie pasujących dziś do żadnej większej grupy.

Po pierwsze In Flames i dość mocno zjechany przez krytykę i fanów album Battles. W roku premiery - 2016 - przeszedł mi zupełnie bez echa. Minęło 9 lat i postanowiłem dać mu szansę. Kurcze, nie jest źle. Wiadomo, że to już jest mocno alt-rockowe/metalcore'owe granie, nadmiernie wygładzone i sterylne brzmienie ale naprawdę da się tego słuchać i jescze czerpać przyjemność. Trochę na minus jednak liczba utworów. Jeżeli dwa najlepsze - The End i Us Against the World to numer 2 i 14 to jednak z tych 11 pomiędzy można byłoby ze 2 lub 3 przeznaczyć na jakiś Deluxe. W pewnym momencie Battles zaczynają się niestety dłużyć i wierzę, że chęć wciśnięcia skip może być zbyt silna.

Następnie V - nowy krążek duetu Call the Fraud, który gra ogólnie pojęty metal. Ogólnie pojęty, bo mamy tu miks różnych stylów - od heavy po groove, elementy ekstremy czy nawet jeden utwór bardziej speed/power metalowy. Co ważne mimo takiej różnorodności płyta zachowuje spójność i słucha się jej bardzo dobrze. W niektórych utworach panów Svedlunda i Janssona wspierają zaprzyjaźnieni muzycy i to właśnie numery z udziałem Johanny Rapp wyszły im najlepiej. Dwa z nich - Lay it on the Line i Set us free macie do odsłuchu na dzisiejszej playliście.

Pozostał nam jeszcze elektroniczny metal jaki serwuje Słoweniec Wulf w swoim projekcie Neurotech. Można potraktować to jako taką muzyczną ciekawostkę, choć myślę, że wydany niedawno Exo Escapism może być dla niejednego muzycznego poszukiwacza tylko pierwszym krokiem w eksploracji bogatej, bo liczącej 13 pozycji dyskografii.

Dobra, zgodnie z obietnicą czas na hard rock i power metal - gatunki na pewno "gorętsze" od doomu, progu i stonera. Tu również jedna ważna premiera - God of Angels Trust duńskiego Volbeat. Nowoczesny hard rock a może nawet hard rock'n'roll, gdyż utwory Duńczyków mają w sobie ten charakterystyczny vibe. Niemniej jednak po pierwszych podejściach do płyty na pierwsze miejsce wysuwa mi się rozpędzony, dynamiczny Demonic Depression, niosący ważne dla muzyków przesłanie. 

Na drugim biegunie hard rocka czas na klasykę - Twisted fakin' Sister - i legendarna płyta Stay Hungry. Dużo by o niej opowiadać ale na pewno każdy zna prześmiewcze, bunotwnicze teledyski powstałe jako odpowiedź na protesty rodziców, chcących zakazać dzieciom dostępu do muzyki heavy metalowej. Na szczęście, jak stoi w tytule jednej z ich największych przebojów - we're not gonna take it! 

W power metalu na dzień dobry wielkie, pozytywne zaskoczenie. Jest nim singiel Hordes of Khan zespołu Sabaton. Cóż, po premierze generycznego i nudnego Templars przyszedł czas na prawdziwy metalowy ogień. Klasyczna powerowa galopada z Joakimem śpiewającym lekko i niewymuszenie wchodzi do głowy już od pierwszego odsłuchu. Chciałbym bardzo, by nowy album był pełen takich właśnie utworów, choć z drugiej strony mam swiadomość, że Hordes of Khan może być tylko pewnym wyjątkiem od reguły. Ale warto mieć marzenia, prawda?

Tydzień po tygodniu oddaję się swoim ulubionym utworom niemieckiego Freedom Call. Tym razem kolej na absolutnie naj naj najulubieńszy Kings Rise and Fall (z oczywiście najulubieńszej Master of Light) i szybki, zadziorny Ronin z następnego (trochę jednak nierównego) albumu M.E.T.A.L. Oba utwory to zdecydowanie bardziej metal niż happy i w takiej właśnie odsłonie chciałbym ich słyszeć jak najczęściej.

Na koniec jeszcze powrót do wydanego w październiku albumu The Final Element szwedzkiego Veonity. Jest to jedna z płyt, która przy dużym wysypie jesiennych premier trochę mi umknęła a znajdziemy tu kawał naprawdę solidnego power metalu. Szybkość, melodyjność i taki optymistyczny vibe to jest coś, czego trzeba nam zwłaszcza w pochmurne, wilgotne czerwcowe dni.

I tą właśnie, już naprawdę ostatnią wzmianką o pogodzie kończy się dzisiejsze podsumowanie. Zapraszam do dyskusji i dzielenia się Waszymi topkami a playlista z najczęściej słuchanymi przeze mnie utworami w tygodniu poleca się do odsłuchu. Pa!

Playlista: 08.06.2025 


piątek, 6 czerwca 2025

Muzyczna Mapa Krakowa

 


W dniu wczorajszym obchodziliśmy Święto Miasta Krakowa, ustanowione na pamiątek przywileju lokacyjnego, otrzymanego w 1257 roku. Czuję się mocno związany z tym miastem, bo choć nie jestem rodowitym Krakusem to z przerwami spędziłem tu prawie 16 lar życia a i aktualnie bywam niemal codziennie od 7:30 do 15;05, czasem nawet i do samego wieczora. Dziś, 768 lat i jeden dzień od tamtego wydarzenia przychodzę do Was z nowym artykułem z serii Muzyczna Mapa Świata, poświęconym własnie krakowskim muzykom. Jest ich 18 - liczba nieprzypadkowa, bo tyle dzielnic wg obecnego podziału administracyjnego liczy sobie Stołeczne Królewskie Miasto Kraków. Artyści jednak nie są podzieleni wg miejsca zamieszkania, aż takimi dokładnymi danymi nie dysponuję. Ale to tyle tematem wstępu, czas skupić się na konkretach i podróży po najciekawszych moim zdaniem przedstawicielach krakowskiej sceny muzycznej.

18. Crystalis - melodyjny metalcore w sam raz dla miłośników choćby BFMV. Na streamingach od dwóch miesięcy krąży ich pierwszy singiel Till We Are Young i brzmi to naprawdę obiecująco!

17. Skullptor - dynamiczne, gitarowe granie w staroszkolnym stylu. Na koncie póki co pojedyncze single i demówki, pokazujące duży potencjał. Liczę na szybkie rozwiązanie problemów z obsadą wokalu i kolejne solidne nagrania

16. Ariadne's Thread - folk-metalowa kapela dowodzona przez wokalistkę i multiinstrumentalistkę Adriannę Zborowską. Elementy muzyki sredniowiecznej, renensansowej, folkloru tak słowiańskiego jak i skandynawskiego pięknie współgrają z nowoczesnym, nie tylko "ciężkim" brzmieniem

15. Hańba! - jeżeli kiedyś zastanawialiście się jak wyglądałby punk rock, gdyby grały go uliczne zespoły z czasów dwudziestolecia międzywojennego - macie odpowiedź. Niecodzienny koncept, świetnie oddające realia tamtych czasów teksty i adekwatne instrumentarium potrafią zaciekawić na dłużej

14. Albion - jeden z najbardziej znanych polskich zespołó neo-prog-rockowych. Spokojne, refleksyjne i rozbudowane kompozycje ozdobione łagodnym, kobiecym wokalem. W ostatnich tygodniach szczególnie często zanurzam się w ich trzeci album Wabiąc Cienie, który gorąco polecam

13. Żmij - folk-rockowy projekt Jakuba "Żmija" Zieliny, doceniony m.in. w prestiżowym plebiscycie Wirtualne Gęśle, gdzie ich eponimiczny album znalazł się w pierwszej 10-tce najlepszych folkowych albumów 2024 roku. 

12. Cemetery of Scream - legenda polskiego doom metalu. Zespół aktywny nieprzerwanie od 1993 roku. Początkowo klasyczny death/doom, stopniowo ewoluujący (jak chyba cała scena) w stronę bardziej gotyckiego brzmienia. Tak czy siak, w każdej odsłonie wart uwagi

11. YENISEi - instrumentalny (z małymi wyjątkami) post-rock, potrafiący dźwiękami malować tak sugestywne (ale i niepokojące) obrazy, że wokal nie jest tu wcale potrzebny

10. Biesy - black metalowy projekt muzyka o pseudonimie IHS, który w okresie nagrywania epatującego szokującym erotyzmem albumu Transsatanizm występował jako swoje alter ego - drag queen Faustyna IHS Moreau. Każdy szanujący się fan polskiego blacka powinien się z nim zapoznać

9. Wąż - instrumentalne trio, łączące ze sobą stoner rock z rockiem progresywnym a psychodeliczną atmosferę z ambientowym chłodem. Miałem okazję zobaczyć ich na żywo i było to naprawdę ciekawe doświadczenie

8. Śmiertelnik - gotyckie klimaty, dekadenckie liryki i umiejętność pogodzenia death-metalowego growlingu z czystym wokalem i niemalże hard-rockową przebojowością sprawiają, że Wielka Farma, ich drugi długograj wciąga na długo

7. Manaam - pisząc o krakowskich zespołach rockowych nie sposób nie wspomnieć o ekipie Kory i Marka Jackowskich, która była bezpośrednio odpowiedzialna za wielki rockowy boom lat 80-ych a w kolejnej dekadzie potrafiła odnaleźć swoje drugie ja w bardziej lirycznych, osobistych piosenkach

6. Marek Grechuta - kolejna legenda polskiej muzyki, autor nieśmiertelnych przebojów a z zespołem Anawa jeden z pionierów progresywnego rocka nad Wisłą

5. Narbo Dacal - kapela łącząca w sobie elementy doom, sludge i stoner metalu z mocnym, kobiecym wokalem. Misterne kompozycje, pełne melancholijnych pasaży przeplatanych z mocniejszymi momentami, perkusyjnymi blastami czy krzyczanymi fragmentami.

4. Odraza - nowoczesny, "miejski" black metal, pełen opowieści o nocnym życiu Krakowa i jakże typowej dla tego miasta dekadencji. Aktualnie, jeden z moich ulubionych przedstawicieli tego gatunku

3. Lor - czteroosobowy zespół wokalno-instrumentalny, inspirujący się zarówno muzyką folkową jak i alternatywną. Dziewczyny grają może i  zahaczają o mainstream ale nie można ich muzyce odmówić walorów artystycznych i przede wszystkim "duszy"

2. Jerna - krakowski zespół folk-metalowy, w którym ludowe melodie przeplatają się z ciężkimi dźwiękami a liryczny wokal Hanny z głębokim growlingiem Ivana. W 2022 roku wydali świetny krążek pt. Ćmy a ptaszki ćwierkają, że prace nad nowym materiałem idą pełna parą

1. Szlugazer - zespół, który w maju zeszłego roku spadł na mnie niczym grom z jasnego nieba, niszcząc wszelkie (niesprawiedliwe wszak) uprzedzenia jakie żywiłem wobec shoegaze'u. Odkąd usłyszałem po raz pierwszy ich nagraną z Jaśkiem Ostrowskim EP-kę poczułem, że rodzi się tu coś niezwykłego a wydany kilka miesięcy później longplay Domki z Azbestu ugruntował pozycję Szlugazera jako wykonawcy, którego karierę należy śledzić z wielkim zainteresowaniem.

 I tak oto nasza muzyczna podroż po Grodzie Kraka dobiega końca. Jako soundtrack proponuję playlistę, na której umieściłem utwory wszystkich wyżej wymienionych artystów. Zdaję sobie sprawę, że pewnie pominąłem niejednego zdolnego i sławnego muzyka ale cóż, Kronika od zawsze była jak najbardziej subiektywnym zapiskiem. Jestem jednak jak zawsze otwarty na Wasze polecajki. Tymczasem, miłej lektury, odsłuchu a przede wszytkim udanego weekendu!

Playlista: Muzyczna Mapa Krakowa 

poniedziałek, 2 czerwca 2025

26.05-01.06.2025

 


Moi drodzy! Witam Was w ten czerwcowy poniedziałek. Dla jednych słodki, dla innych pełen goryczy. Jakiejkolwiek byśmy nie byli orientacji politycznej, wierzę, że połączyć nas może miłość do dobrej muzyki. A tej było w zeszłym tygodniu naprawdę sporo. Zerknijmy.

Był to niewątpliwie czas dominacji rocka neo-progresywnego. Szczególnie chętnie sięgałem po nowy krążek norweskiego Magic Pie, na którym w mistrzowski (nomen omen tytuł płyty to Maestro) łączą hard rock lat 70-ych z klasycznym, hammondowskim prog-rockiem. W wielu kompozycjach doświadczymy gitarowo-klawiszowych pojedynków ale mojemu sercu najbliższa pozostaje ballada By the smokers pole, gdzie jednak klawisze są tyłko tłem dla rzewnej, zamyślonej gitary. 

W świecie neo-proga ważne miejsce zajmuje Kanada, która jest ojczyzną i dobrze już znanego w tych kręgach Huis jak i dopiero debiutującego bySomethingELSE. Oba zespoły wpisują się mniej więcej w podobny schemat, stawiając na wolnopłynące, refleksyjne kompozycje, w których instrumenty zamiast szaleć w kolejnych łamiących palce popisach starają się raczej oddać jak najwięcej emocji. I to udaje się znakomicie zarówno w The Last Journey (mój ulubiony utwór Huis ever) jak i na Hope, pierwszym krążku drugiego z wymienionych zespołów. 

Polacy nie gęsi lecz swój prog-rock mają, parafrazując klasyka. Dziś mam na myśli szczególnie krakowski Albion, zespół o długim stażu choć ostatnio niestety milczący. Wabiąc Cienie to trzecia płyta w ich dyskografii, pełna rozbudowanych, lirycznych kompozycji. Nastrojowa, nieco melancholijna, taka właśnie jakby zanurzona w tytułowych cieniach. Nowy album wydał też projekt multiinstrumentalisty Wojciecha Pielużka - Glass Island. Rok temu chwaliłem jego album Lost Media, w tym roku również wypada parę dobrych słów poświęcić jego następcy - Shallow Graves for Shallow People. Muzyka przyjemna, łatwo wpadająca w ucho i zmuszająca do refleksji. Po kilku odsłuchach w pamięć szczególnie zapadł mi drugi na trackliście utwór Stupid ale uwierzcie, to tylko jeden z wielu solidnych numerów.

To jeszcze nie koniec polskich artystów na dziś. Polecam Waszej uwadze m.in. nowoczesny hard rock w wykonaniu tarnowskiego Carriona. Płyta Sarita to w mojej opinii opus magnum kapeli, wszystko tu siadło idealnie - od kompozycji po gorzkie teksty po najwyższą jakość wykonania. 

Polecam też nowe wydanie klasyka z lat 80-ych. Pewnie domyślacie się już że chodzi o debiut Bandy i Wandy. Cóż, ten album ma w sobie to coś a jeden z największych przebojów zespołu, Nie będę Julią po latach brzmi zaskakująco drapieżnie.

Na koniec tego polskiego bloku coś nieoczywistego - premiera pierwszej płyty zespołu/projektu? bezIkres, łączącego w sobie tak zimną falę jak i post-punk z black metalem. Surrealistyczne teksty, surowa, zimna atmosfera i wokal wahający się od melorecytacji po growling - kolejna w ostatnich tygodniach pozycja dla wielbicieli nieszablonowej muzyki.

Jedyną w swoim rodzaju muzykę gra też zespół Turtle Skull. Sami siebie określają jako indie psych doom pop i kurcze mogą mieć rację. Na dzisiejszej playliście znajdziecie jeden ich utwór - Into the Sun, w którym mamy właśnie i psychodeliczny klimat, stoner/doomowy fuzz jak i niemalże popową melodię. A to tylko jedna kompozycja. Zachęcam gorąco do sięgnięcia po cały album Being Here.

Doom generalnie był właśnie obok neo-progu drugim najczęściej słuchanym przeze mnie w tym tygodniu gatunkiem. Do znanych Wam już wcześniej Froglorda i Cavern Deep dołączył kolejny stoner/doomowy gracz - amerykańskie Crystal Spiders. Metanoia to mój drugi kontakt z twórczością tej formacji po pochodzącym sprzed czterech lat Morieris. W stosunku do tamtego albumu tym razem mamy więcej rock'n'rollowego vibe'u i naprawdę wychodzi to kapeli na zdrowie. Utwory zyskują więcej przestrzeni a przed wszystkim szybciej wpadają w ucho, jak choćby moje ulubione Ignite czy wydane wcześniej na singlu Torche. Wiem, że ten album kręci się u kilku moich internetowych znajomych, więc ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat.

Mamy też bardziej klasyczny death/gothic/doom, czyli Opia i ich poetycki debiut I Welcome Thee, Eternal Sleep. Jest to naprawdę niezwykłe urocza choć melancholijna muzyka.

Ciekawą propozycją jest Walk the Shadows, najnowszy album epic doom metalowego Lord Vigo. Choć w sumie dużo bardziej adekwatne byłoby określenie synthwave doom metal. Syntezatory bowiem i to w mocno inspirowanym latami 80-ymi stylu grają tu ważną rolę. Brzmi to zaskakująco świeżo i przyjemnie i coś czuję, że jeszcze niejeden tydzień spędzę z tym zespołem.

Syntezatory są też podstawą brzmienia słoweńskiego projektu Neurotech. Wulf, kompozytor i producent od lat tworzy bardzo zaskakujący intrygujący miks metalu i elektroniki. Od dłuższego czasu planowałem poświęcić mu więcej czasu ale dopiero premiera Exo Escapism, trzynastego albumu artysty zmotywowała mnie do tego. Jedyne czego żałuję to tego, że tak długo zwlekałem. Jest to fajna muzyka, czerpiąca to co najlepsze z obu gatunkowych składowych.

Z pozostałych gatunków nadal mocno jara mnie AOR-owy Giant i album Stand and Deliver, pełny przebojowych, gitarowych numerów, z których aż trzy lądują dziś na playliście.

Przebojowo aczkolwiek bardziej rock 'n'rollowo i z przymrużeniem oka grają Eagles of Death Metal. Ekipa Jesse'a Hughesa i Josha Homme'a potrafi dać do pieca i stworzyć takie skoczne bangery jak Cherry Cola czy chyba najbardziej znany I Want You Do Hard.

Wiem, że trochę zaniedbuję ostatnio power metal ale podrzucę Wam, jak to już ostatnio robię regularnie, kolejny fajny utwór Freedom Call. Tym razem jest nim Innocent World z trochę niedocenianej płyty Dimensions. Można wiele o niej jako o całości pisać ale otwarcie (po dwuminutowym intro) w postaci wspomnianego wyżej numeru jest kapitalne. 

Nie sposób nie wspomnieć też o nowym singlu kapeli Grailknights. Necronomicon to typowy dla tych zamaskowanych muzyków miks przebojowego power z melodic death metalem, choć tak jak już od kilku dobrych lat, przeważa jednak ten pierwszy element. 

A skoro już przy melodeathie jestem, to po raz kolejny polecam mój ulubiony utwór jednego z klasyków gatunku, choć w danym okresie czerpiąca już mocno ze stylistyki nu metalowej - In Flames i Cloud Connected z płyty Reroute to Remain.

I tak oto prezentuje się podsumowanie ostatniego tygodnia. Ciekawe co Wam pokaże generator kolaży. Tradycyjnie również polecam podsumowującą playlistę. Liczę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Trzymajcie się!

Playlista: 01.06.2025

piątek, 30 maja 2025

Maj 2025 - Podsumowanie Miesiąca

 


Ani się człowiek obejrzał a już upłynęło 30 dni maja. Jescze tylko jutro ostatni akord i cyk, witamy czerwiec na pokładzie. Myślę, że to odpowiedni moment, by podzielić się z Wami moimi muzyką, której w tym okresie najczęściej i najchętniej słuchałem. Oto ona:

1. Froglord - żabi kult rośnie w siłę z każdym kolejnym wydawnictwem a tegoroczna Metamorphosis to kwintesencja stylu tej brytyjskiej grupy zamknięta w 8 ciekawych i zróżnicowanych kompozycjach. Stoner i slugde, psychodela i doom, harmonijka i elektronika - wszystko to zebrane razem sprawia, że z miejsca wskakuje do grona kandydatów na miano płyty roku

2. Harem Scarem - kanadyjscy weterani melodyjnego hard rocka nie myślą wcale o emeryturze. Przeciwnie, Chasing Euphoria to kolejna solidna przebojowo-gitarowa płyta i potwierdzenie, że od reaktywacji w 2013 roku panowie przeżywają drugą młodość a wydane w tym czasie albumy dorównują klasykom w postaci debiutu czy Mood Swings 

3. Trick or Treat - mimo, że od premiery Ghosted minął już ponad miesiąc do dziś nie udało mi się wyłapać wszystkich pop-kulturowych nawiązań zawartych w tekstach piosenek. Ale to nie tylko dla nich warto sięgnąć po tę płytę. Jest tu też 46 minut wysokiej klasy europejskiego power metalu i od tego bym zaczął :)

4. Wij - czy ktoś spodziewał się, że na nowej EP-ce ekipa Tui Szmaragd skręci w stronę podszytego black metalem hardcore'a? Ja na pewno nie. Niemniej jednak rzucam się na Bluzg jak dzik na żołędzie

5. Flower Kings - dystyngowany i elegancki to nie są przymiotniki, którymi zwykle opisuje się rockowe albumy. Co innego w przypadku rocka progresywnego. Tu są jak najbardziej na miejscu i w przypadku płyty Love szwedzkich weteranów gatunku idealnie podkreślają kunszt i dźwiękowe bogactwo zawartych na niej kompozycji

6. Cavern Deep - w maju światło dzienne ujrzała ostatnia część zaplanowanej przez szwedzkich muzyków trylogii - The Bodiless. Ponownie mamy tu ciężką i powolną muzykę, zanurzoną w smoliście mrocznej, psychodelicznej atmosferze choć nie brak też bardziej melodyjnych fragmentów nadających całości odpowiedniej głębi

7. Magic Pie - norwescy prog-rockowcy wracają po kilku latach z nowym materiałem, dość odważnie zatytułowanym Maestro. Nie ma w tym jednak zbędnej przesady, bo panowie udowadniają, że swoje rzemiosło opanowali na jak najbardziej mistrzowskim poziomie. Jeśli lubicie hammondowo-gitarowe popisy, niebanalne melodie i inspiracje tak progiem jak i hard-rockiem z lat 70-ych zanurzycie się w te dźwięki na długo

8. Ols - niezwykły projekt muzyczny, łączący w sobie folk, dark-wave czy nawet pewne elementy post-bm a wszystko to dzieło jednej osoby, utalentowanej artystki Anny Marii Olchawy. Jej nowy krążek Poświaty to duchowa podróż w krainę emocji, wspomnień i lęków, na końcu której czeka upragnione katharsis

9. Wanda i Banda - najbardziej nieoczekiwana pozycja w dzisiejszym zestawieniu. Wydana niedawno reedycja pierwszej płyty zespołu trafiła mnie jak grom z jasnego nieba. Przebojowe, gitarowe granie, momentami zahaczające o hard rock i wysoki, zadziorny wokal Wandy Kwietniewskiej na długi długi czas wbijają się do głowy

10. GIANT - tylko 3 lata kazał nam czekać na nowy krążek ten amerykański zespół (poprzednia przerwa trwała bagatela 12 lat!). Na Stand and Deliver nie czuć jednak tego [sic!] pośpiechu. Jest za to dopracowana i udana artystycznie płyta, na której prócz ballad czy przebojowych, gitarowych numerów znajdziecie także rozpędzony, wręcz heavy metalowy Beggars Can't Be Choosers. Jest moc!

11. Behölder - epickie połączenie amrykańskiego powera z doom metalem. Podniosłe, utrzymane w średnich tempach utwory, tematyka fantasy i niesamowity John Yelland za mikrofonem. Aż korci, by w końcu przysiąść do tego całego Baldur's Gate

12. Red Moon Architect - melancholijny death/doom metal z klasycznym damsko/męskim duetem wokalnym. October Decay premierę miało w połowie kwietnia ale wówczas nie poświęciłem jej odpowiednio dużo czasu. Cieszę się, że w maju sumiennie to nadrobiłem i dziś mogę Wam wrzucić na playlistę pełen emocji, majestatyczny i monumentalny bo aż 12-minutowy Decay of Emotions.

Wyżej wymieniona dwunastka to oczywiście nie wszyscy artyści, którzy towarzyszyli mi w tym miesiącu. Nadal dość często sięgałem po najnowsze albumy folk/power metalowego Elvenking i symfoniczno metalowej Epici. Zrobiłem sobie też dłuższą wycieczkę przez dyskografię ikony goteborskiego metalu - In Flames, by na koniec utwierdzić się w przekonaniu, że jednak to Reroute to Remain wielbię najmocniej. 

A jak Wam minął ten miesiąc? Jakie były Wasze odkrycia, oczarowania i (oby jak najmniej) rozczarowania. Piszcie śmiało! I oczywiście zachęcam do odsłuchu playlisty!

poniedziałek, 26 maja 2025

19.05-25.05.2025

 


To już czwarte majowe podsumowanie miesiąca i tak się dziwnie składa, że każde z nich jest inne. Tym razem wyszło chyba najdziwniej, gdyż mamy tu zebrane razem tak polski pop/hard rock (a może nawet i hair metal?) jak i francuski epicki black. A pomiędzy nimi jescze więcej zróżnicowanej i nierzadko zaskakującej muzyki. Jesteście gotowi na taką jazdę bez trzymanki? Cyk, uwaga, zaczynamy!

Skoro juz poniekąd wspomnialem o tym w pierwszym akapicie, zacznijmy od zespołu, którego, jak zakładam, niewielu z Was spodziewało się na moich playlistach. Wanda i Banda kilka dni temu wypuściła do serwisów streamingowych swój debiut z 1984 i kurcze, powiem Wam, że między nami zaiskrzyło. Jest to bowiem płyta bardzo udana, zarówno przebojowa (Nie będę Julią), liryczna (Chcę zapomnieć) jak i miejscami niemalże hard rockowa (niepublikowane dotąd Muchołapki). Wysoki, ostry głos Wandy Kwietniewskiej idealnie pasuje do gitarowych kompozycji, których ozdobą są popisy dwóch utalentowanych "wioślarzy" - Marka Raduliego i Jacka Krzaklewskiego. Wierzcie lub nie ale mam poczucie, że gdyby ten album ukazał się na Zachodzie (zwłaszcza okolice Sunset Strip) to Wanda i Banda byłaby dziś wymieniana w jednym rzędzie z Litą Ford, Lee Aaron czy zespołem Vixen.

Zbliżoną stylistycznie muzykę, choć może jednak nieco ostrzejszą grają zespoły zaliczane do dość szerokeigo nurtu AOR. W dzisiejszym podsumowaniu reprezentują go dwa zespoły z Ameryki Północnej - Harem Scarem z Kanady i Giant z USA. O tych pierwszych pisałem już kilka razy w ostatnich artykułach, więc może skupmy się na drugiej kapeli, która przed tygodniem wydała swój nowy album, zatytułowany Stand and Deliver. Mamy tu wysokiej jakości melodyjne, gitarowe granie. Wśród 11 utworów szczególnie wyróżnia się jeden - Beggars Can't Be Choosers - kawał dynamicznego, iście heavy metalowego killera. Cieszy mnie, że grupa dowodzona przez Danna Huffa wróciła do regularnej działalności wydawniczej, bo to już ich drugie solidne wydawnictwo w ciągu ostatnich trzech lat.

Ostatnio wydane single zespołu Lost in You przypomniały mi o zespole, który kiedyś mogłem słuchać na okrągło. To oczywiście poprzednia kapela Kulavika - Carrion. I choć uwielniam zarówno anty-religijny El Meddah jak i nagrany już z Hansem za mikrofonem, bardziej osobiste Dla Idei to jednak zaangażowana społecznie Sarita pozostaje dla mnie numerem jeden w ich dyskografii. W tym tygodniu najczęściej grała u mnie kompozycja, która jak żadna inna idealnie opisuje problem uzależnienia od alkoholu. Mowa oczywiście o utworze Absinth. Polecam, jeżeli lubicie mocne hard-rockowe granie z dużą dawką elektroniki.

Z drugiej strony macie dziś na playliście też trochę "brudnego" rock'n'rolla w wykonaniu kapeli dość przewrotnie nazwanej Eagles of Death Metal. Lata temu, jeszcze w czsach liceum mocno jarałem się ich płytą Death by Sexy a zwłaszcza teledyskiem do I Want You So Hard (Boys Bad News). Postanowiłem więc wskrzesić w sobie trochę tego ognia i cóż, efekt jest taki, że teraz mój 6-letni syn chodzi po domu i powtarza "boys bad news!". 

Trochę amerykańskiego feelingu i "brudu" czuć w muzyce polskiej grupy Yardburn, która miesiąc temu wydała swój debiutancki album pt. Junk. Ja sięgnąłem po niego z pewnym opóźnieniem ale lepiej późno niż wcale. Mamy tu bowiem mieszaninę punku, stonera i americany, co fajnie słychać w takich  kawałkach jak Rodeo czy Yardburn. Jeśli szukacie czegoś nowego a nuty zapożyczone z country&western zamiast razić, rozpalają Wasz apetyt to Yardburn aż prosi się o uwagę.

A co powiecie na połączenie artpopu, psychodelii i doom rocka jakim raczy nas australijski Turtle Skull? Na Being Here, swoim drugim albumie ta pochodząca z Antypodów grupa nie ogranicza niczym swojej kreatywności, gwarantując nam mnóstwo skrajnych nieraz emocji, transowych tripów i przebojowych melodii, z którym najczęściej zdarza mi się nucić tę z refrenu Into the Sun. Ciekaw jestem, czy Wam też się spodoba.

Zupełnie inne oblicze muzyki gitarowej prezentują muzycy spod szandaru rocka progresywnego. Jak już wielokrotnie pisałem, szczególnie bliski jest mi nurt neo-proga, skupiający zespoły debiutujące w latach 80-ych i później, stawiający na rozbudowane ale jednak melodyjne i bardziej refleksyjne kompozycje. Dziś mam dla Was aż trzech wykonawców tworzących w tym stylu. Po pierwsze domknąłem sobie dyskografię kanadyjskiego Huis, sięgając po wydany rok temu In the Face of the Unknown. Jak pewnie pamiętacie trafił on do mojej zeszłorocznej topki i nadal wracam do niego z przyjemnością. Z niecierpliwością czekałem też na nowy album norweskiego Magic Pie. Już zapowiadające Maestro single były bardzo obiecujące ale po premierze najbardziej w pamięc zapadł mi balladowy By the smokers pole, w którym gitary pięknie uzupełniają się z dyskretnymi klawiszami. Kolejny zespół wpadł mi w ucho dość przypadkiem, podlinkowany na grupie RMP z komentarzem "śliczne, nowe neonutki" i flagą Kanady. Cóż, nie mogłem tego przegapić i tak trafiłem w świat malowany dźwiękami przez zespół bySomethingELSE a są to dźwięki naprawdę urocze i nastrojowe. Po prostu idealna muzyka by się wyciszyć i ukoić zszargane nerwy. 

Jeśli mówimy o muzyce refleksyjnej i wyciszającej to nie sposób nie wspomnieć o Poświatach folkowego projektu Ols, choć Matka krew, której najczęściej w tym tygodniu słuchałem zamiast koić budzi raczej pewien niepokój. I w tym kryje się właśnie cała magia tego utworu. Zdecydowanie nie jest to utwór na Dzień Matki (ale na długi wieczór przy świecy i lampce wina już jak najbardziej tak).

Cały czas piszę o rocku, może już czas przejść do metalu? OK, więc zróbmy to z przytupem bo właśnie tak wyglądała premiera nowej EP-ki Wija. Nikt nie spodziewał się tego, co znajdziemy na Bluzgu. Mnie się jednak taka hard-corowo/blackrockowa stylizacja podoba choć trochę tęsknię za czystym śpiewem Tui. Jednak rozp**ol jaki niosą w sobie numery pokroju Cała wstecz czy Śmierć jest nie w humorze pozwala mi tę tęsknotę wsadzić "z powrotem do...".

Dwa tygodnie temu poznaliśmy laureatów tegorocznej edycji plebiscytu Wirtualne Gęśle. Mój faworyt, Pogorzelisko folk-metalowego zespołu Velesar zajął w nim drugie miejsce, ustępując tylko wspólnemu dziełu Kapeli ze Wsi Warszawa i Bassałyków. Z tej okazji postanowiłem odświeżyć sobie Pogorzelisko i stąd na playliście znalazły się moje dwa ulubione utwory z płyty - Kamienny Tron (Vol.2) i Czas Sabatu, łączące elementy folkowe z bardzo maidenowskim heavy metalem. 

Nieco szybciej niż Velesar grają Włosi z Trick or Treat na swojej ósmej płycie. Ghosted pełna jest klasycznych power metalowych galopad takich jak choćby Evil Dead Never Sleep czy wzbogacona o szantowe wstawki i głos kapitana Bowesa Return to the Monkey Island. Polecam każdemu miłośnikowi klasycznego, helloweenowego powera.

Drugi tydzień z rzędu wracam sobie do konkretnej piosenki niemieckiego Freedom Call. W tym padło na Paladin z wydanego w 2014 roku albumu Beyond. Był to krążek, na którym FC wrócił do bardziej symfonicznego fantasy-powera co widać między innymi właśnie w epickim refrenie rzeczonego utworu. Stand tall and believe in the light of the day... aż chce się nucić w kółko.

Jeżeli lubicie natomiast miks powera i metalu progresywnego nie możecie przegapić albumu The Time of the Dragon amerykańskiej kapeli Echosoul. Muzycy od roku przygotowywali nas na premierę swojego drugiego krążka, wypuszczając po drodze kilka ciekawych singli. Jednym z nich było Die Demon Die, które aktualnie uważam za najlepszy numer na płycie. 

Mamy też przedstawiciela sceny goteborskiej melodyjnego death metalu - In Flames i mój ulubiony utwór tej kapeli - Cloud Connected, pochodzący z kontrowersyjnego ale chyba najbardziej znanego albumu Reroute to Remain.

Rok 2025 należy jak dotąd zdecydowanie do Johna Yellanda. Pod koniec marca jego Judicator wydał album Concord, będący jak dotąd najlepszą tegoroczną płytą power metalową (sorry Tobi, nie tym razem) a już miesiąc później zaatakował nas epickim, inspirowanym "lochami i smokami" doom metalem jaki serwuje nam Behölder na swym debiucie zatytułowanym In the Temple of the Tyrant. Utwory z obu tych wydawnict znajdziecie oczywiście na playliście. 

Doom niejedną ma twarz. Ostatnie lata to zdecydowana dominacja stoner/doomu. U mnie też ten podgatunek pojawia się dość regularnie. Tym razem prócz kosmiczno-bagiennego Froglorda (epickie Emergence of the Toad) dużo czasu spędziłem przy nowym albumie Crystal Spiders. Metanoia to już trzecia płyta tego amerykańskiego tria i tak ja pozostałem pełna jest psychodelicznego klimatu, przesterowanych, fuzzujących gitar i jakże sugestywnego głosu Brenny Leath

Nieco inaczej rzecz się ma z klasycznym gothic/death/doomem. Przez lata moje zainteresowania w tym temacie ograniczały sie do kilku "głównych graczy" a ciężko mi było trafić na coś nowego. Ten rok jednak zaowocował już drugim (po Angellore) odkryciem. Jest nim brytyjsko-hiszpańska Opia, która na swoim debiucie - I Welcome Thee, Eternal Sleep łączy gotycką melancholię i doomowe cierpienie z brutalnością typową dla death czy black metalu. Klasyczny podział na czysty damski wokal i męski growl sprawdza się bardzo dobrze i jeszcze bardziej pogłębia tę atmosferę smutku. Podsumowując jest to naprawdę przejmująco piękna muzyka, którą pokochają fani wspomnianego powyżej Angellore czy dość często goszczącego u mnie ostatnio Red Moon Architect. 

Na koniec zostawiłem sobie najbardziej ekstremalnego wykonawcę. Jest to Vehemence, czyli właśnie ten francuski epic black metal, o którym wspomniałem na wstępie. Jak pewnie wiecie po black metal sięgam nieczęsto (ostatnio nasze polskie Zmarłym) ale gdy już się to dzieje to zwykle nie jest to taki zwyczajny bleczur. I tu jest tak samo, gdyż muzykę tej grupy najlepiej opisać jako połączenie melodyjnego blacka z chanson de geste. Zaiste, mamy tu trochę starodawnej muzyki dworskiej, odpowiednie do epoki instrumentarium i teksty (po francusku - czuwaj Strefa rokendrola wolna od angola!) nawiązujące do średniowiecznych sag czy wątków fantastycznych. Jest to muzyka, która wciąga już od pierwszych dźwięków i stąd właśnie na dzisiejszej playliście możecie usłyszeć De feu et d'acier - kawałek otwierający Ordalies, trzecią płytę francuskiego trio. Dzięki Jakubie za polecenie!

Ależ to był ciekawy i różnorodny tydzień. Zwróćcie uwagę, że na playliście (link poniżej) zawierającej 30 utworów jest aż 23 wykonawców! Mam nadzieje, że tym bardziej jej odsłuch będzie dla Was czymś niezwykle przyjemnym i wciągającym. Niezmiennie czekam też na Wasze podsumowania, czy i u Was trafiło się aż tylu artystów? Zaskoczcie mnie!

piątek, 23 maja 2025

Herbie Langhans - Playlista Tematyczna

 


Dwa dni temu swoje 50-e urodziny obchodził niezwykle utalentowany niemiecki wokalista Herbie Langhans. Z tej okazji, a także biorąc pod uwagę, że jego głos słyszymy w wielu bardzo lubianych przeze mnie zespołach, dzisiejszy artykuł postanowiłem właśnie poświęcić jemu. Na początek, już tradycyjnie, krótka notka biograficzna.

Herbie Langhans urodził się 21 maja 1975 roku w mieście Gifhorn w Dolnej Saksonii. Muzyką interesował się już od dziecka. Mając 14 lat dołączył w roli gitarzysty rytmicznego do zespołu The Preachers, działającego w Wolfsburgu. W 1990 roku nagrał z nimi swój pierwszy długogrający album. Dwa lata później zespół zmienił nazwę na Seventh Avenue a Herbie zadebiutował w roli wokalisty. W latach 1995-2012 wydali wspólnie 6 albumów studyjnych, niestety zespół zawiesił działalność. Na szczęście od kilku lat działa złożona z byłych członków wspomnianej wyżej kapeli grupa Radiant obracająca się w klimatach melodyjnego metalu/hard rocka.

W 2005 roku Herbie dołączył do power metalowego zespołu Sinbreed (wtedy jeszcze pod nazwą Neoshine), założonego m.in. przez perkusistę Blind Guardian - Frederika Ehmke. Nagrał z nimi trzy płyty, z czego druga - Shadows - była moim pierwszym spotkaniem z artystą i do dziś pozostaje jednym z ulubionych power metalowych albumów drugiej dekady XXI wieku. 

W 2010 roku został członkiem prog-metalowego Beyond the Bridge, którego debiut, wydany dwa lata później The Old Man and the Spirit zdobył uznanie prasy i słuchaczy. Niestety nagła śmierć klawiszowca Simona Oberendera postawiła przyszłość zespołu pod znakiem zapytania. Mimo deklaracji o chęci dalszego grania grupa aktualnie jest w zawieszeniu.

W 2015 roku Tobias Sammet zaprosił Herbiego do udziału w nagraniach nowego albumu Avantasii, zatytułowanego Ghostlights. Wystąpili razem w utworze Draconian Love, w którym zamiast swojego charakterystycznego zachrypłego falsetu, Herbie śpiewa wręcz aksamitnie. Powiem Wam, że gdybym nie spojrzał w creditsy, nigdy bym nie zgadł że to nasz dzisiejszy bohater. Do współpracy z Sammetem powrócił po kilku latach i dziś jest jednym z etatowych członków koncertowego cyrku Avantasii.

W latach 2017-20 zastępował Davida Readmana w roli wokalisty heavy/power/hard rockowego zespołu Voodoo Circle. Jego głos możemy usłyszeć na pochodzącej z 2018 roku płycie Raised on Rock.

Wszystkich tęskniących za Sinbreedem z Langhansem za mikrofonem na pewno ucieszył jego angaż do szwedzkiego zespołu The Lightbringer of Sweden. Oba wydane do tej pory albumy (a w drodze już trzeci) to wysokiej jakości, szybki i drapieżny power metal.

Dużym wydarzeniem na power metalowej scenie było też ogłoszenie Herbiego Langhansa nowym wokalistą greckiego Firewind. Z ekipą dowodzoną przez znanego gitarzystę Gusa G. wokalista współpracuje po dziś dzień a wspólnie mają na koncie już dwa albumy studyjne - Firewind i Stand United.

Oprócz wspomnianych powyżej kapel, Herbie jest również wokalistą power metalowego Sonic Haven i Ryffhuntr, będącego coverbandem grającym przeboje z lat 80-ych.

Jak to bywa w przypadku większości artystów, którym poświęcam osobne wpisy, także i Herbie Langhans ma na koncie wiele występów gościnnych. Z irańskim Whispers in Crimson nagrał nawet cały album - Suicide in B Minor. Warto zapamiętać tę nazwę (choć grupa prawdopodobnie zawiesiła swoją działalność), gdyż jest to chyba jeden z niewielu, jak nie jedyny, prog/power metalowy zespół z tego kraju.

Bardzo często wokalista angażuje się w power metalowe opery. Poza najbardziej znaną, wspomnianą już wyżej Avantasią, warto wymienić uwielbianą przeze mnie Marius Danielsen's Legend of Valley Doom czy projekt holenderskiego klawiszowca, Gideona Ricardo - Woods of Wonders, gdzie na jednej płycie zebrana jest cała śmietanka europejskiego power metalu (i nie tylko).

Podsumowując, Herbie Langhans to niezwykle utalentowany i ceniony wokalista. Zachęcam do zapoznania się z sylwetką artysty jak i współtworzoną przez niego muzyką. Do artykułu jak zwykle dołączam playlistę, na której znajdziecie wszystkie gościnne występy wokalisty a także subiektywnie wybrane, najlepsze utwory zespołów, z którymi współpracuje lub kiedyś współpracował. Dla fanów hard rocka, power/heavy i symfonicznego metalu powinna to być nie lada gratka. Link poniżej a ja życzę udanego weekendu!

Playlista: The Best of Herbie Langhans


 

Najpopularniejsze