poniedziałek, 13 października 2025

06.10-12.10.2025

 


Cóż, moi drodzy. Bez zbędnych wstępów powiem, że nadszedł wreszcie tydzień, na który od dawna czekałem. Nadszedł i pozamiatał a po obcowaniu z niektórymi premierami do dziś zbieram zęby z podłogi. Lecimy więc z tym koksem.

Polski folk metal to gatunek z którym mam długą historię, pełną okresów fascynacji jak i cichych dni (a nawet lat). Na szczęście od początku trzeciej dekady obecnego stulecia widać, że nurt ten ma się dobrze i stale rozszerza zakres swojego repertuaru. W 2022 roku płyta Ludzie, Duchy, Bogi zadebiutował skarżyski Czarny Bez, z miejsca robiąc furorę miksem słowiańskosci z elektroniczno/industrialnym metalem. Od razu było też wiadomo, że przy produkcji drugiej płyty poprzeczka będzie zawieszona bardzo wysoko a słuchaczy nie zainteresuje "drugi raz to samo". Jak więc na tle debiutu wypada wydane w czwartek W Blasku Księżyca? Jak najbardziej na plus. Oczywiście trzon i dusza muzyki została zachowana ale pojawiło się więcej urozmaiceń, w tym m.in. akustyczne pasaże, odważniejsze sięganie po gotyckie czy space rockowe wątki a nawet odważna zabawa z groteską (a raczej makabreską). Również teksty utworów są bardziej różnorodne, poza ludową i pogańską tematyką mamy trochę historii, w tym tej najdawniejszej jak w jednej z najlepszych na krążku Bitwie nad Tollense  czy przepuszczonego oczywiście pzrez słowiański filtr postapo w Słońca bogach. Nie można też zapomnieć, że całość zagrana jest na wysokim poziomie, z dbałością o szczegóły i przede wszystkim niezwykłą przebojowością co widać już było w singlowej Południcy a po premierze chyba jeszcze mocniej wybrzmiewa w bardzo piosenkowej (ale to żadna wada) Nawce. Czarny bzie, ja dziękuję za ten krążek ale obawiam się, że inni artyści mogą mieć Wam za złe, że pochłonięty blaskiem księżyca rzadziej będę zerkał w stronę ich muzyki.

A tej, i to absolutnie pierwszoligowej jest więcej. Folk metalowcy lubią śpiewać o wiedźmach a amerykański Frayle prawdziwą wiedźmę ma za mikrofonem. Jak inaczej bowiem określić eteryczny, mistyczny wręcz głos Gwyn Strang, urzekający, rozdzierający duszę i hipnotyzujący szept? Śledzę losy tego zespołu od czasu debiutanckiego 1692 i zapowiadany od kilku miesięcy Heretics & Lullabies był jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier drugiej połowy roku. I jak najbardziej to czekanie zostało wynagrodzone. Dostajemy bowiem płytę piękną, rozmarzoną ale i z intensywnie metalowymi momentami (których trochę mi brakowało na eterycznej, doomgaze'owej Skin & Sorrow). W kilku utworach pojawiają się partie growlingu, wzbogacając przekaz i ładunek emocjonalny jaki ta muzyka ze sobą niesie. Słychać też, że konstruując utwory, muzycy nie ograniczali niczym swojej kreatywności co najlepiej wybrzmiewa w wypuszczonym kilka dni przed premierą płyty singlu Boo. A czemu? Posłuchajcie to zrozumiecie. Prócz niego, na playlistę wrzucam Wam jeszcze dwa kawałki, znany już od lipca Walking Wounded i coraz mocniej władający moją jaźnią Souvenirs of Your Betrayal. Mam nadzieję, że i Wy zanurzycie się w to muzyczne misterium bez reszty.

Wśród grona świetnych premier, o których pisałem na wstępie mamy też jeden debiut. Sunbreather to kapela identyfikująca się jako bloom metalowa. A z czym to się je? Podając za oficjalnym kontem zespolu - mieszanka psychodelii, stonera, grunge'u i doomu. Muszę przyznać, że każdą z tych czterech składowych da się usłyszeć w zawartych na eponimicznej płycie kompozycjach, choć przeważa jednak trzon stoner/doomowy w stylu pokrewnym chociażby ich krajanom z Elephant Tree. Jeśli więc szalejecie za twórczością londyńskiego kwartetu, dźwięki serwowane przez trio z Leeds również znajdą drogę do Waszej duszy.

Niektórzy twierdzą, że stoner/doom ma w sobie więcej z kultu niż z tradycyjnej muzyki. Ja zgodzić się z tym mogę tylko w przypadku jednego kultu, Żabiego Lorda. Kto raz zetknie się z muzyką Froglorda a każdą środę zaczyna od hasła "it's wednesday dudes" ten wie, że nawet po dłuższej abstynencji, głód tych mistycznych dźwięków jest tak duży, że wraca się do nałogu. A najbardziej chyba mistyczną płytą brytyjskich kultystów jest nomen omen The Mystic Toad, pełna psychodelicznych inkantacji, stoner/sludge'owego brudu i transowych melodii. I ona właśnie przez ostatnie siedem dni dość często mi towarzyszyła.

Mamy październik, więc jest to idealny miesiąc do kontemplacji innej legendy gatunku (tak, jak dla mnie Froglord za życia stał się już legendarny). Pewnie domyślacie się, że chodzi o zespół mający na koncie płytę October Rust. Owszem, sięgnąłem ponownie (przerwa była dość długa) po twórczość nieodżałowanego Petera Steele'a i zespołu Type O Negative, brodząc w ponurych dźwiękach niczym w zielonej mgle, w tym charakterystycznym odcieniu zieleni jaki emanował zawsze z okładek ich płyt. I choć wspomnianą wyżej październikową rdzę wielbię najmocniej, aktualnie częściej sięgam po ich ostatni album, Dead Again i utwór [sic!] September Sun.

Ogólnie minione tygodnie to czas częstej zadoomy. Nowości od Paradise Lost, Novembers Doom i The Answer Lies in the Black Void to albumy od solidne po wyśmienite i czuję, że będą u mnie jeszcze często grane. Kto jeszcze ich nie słuchał, polecam nadrobić zaległości. Taka "smutna" z definicji muzyka potrafi pomóc (ale specjalisty niestety nie zastąpi) wyregulować własne emocje czy zredukować napięcie psychiczne. 

Zgodnie z zapowiedzią z zeszłego tygodnia, zacząłem po kolei odsłuchiwać dyskografię XIII. Stoleti. W tym tygodniu przyszedł czas na jedną z moich ulubionych płyt. Wydana w 1994 roku Gotika bywa czasem krytykowana za nierówność i bardziej popowe brzmienie, choć osobiscie uważam, że to tu poraz pierwszy gotycka dusza zespołu objawiła się światu w pełni a taka Markyza z obrazu, może i jest trochę pop-rockowa ale ten teskt, klimat i saksofon tworzą niezwykły efekt. Świetny jest też zaśpiewany w formie dialogu Mistr a marketka z kapitalną pracą basu czy przejmująca, chyba najlepsza w dorobku zespołu, zagrana na pianinie ballada Ten stary dum se rozpada.  Liczę, że choć jeden z nich usłyszę na sobotnim koncercie.

Wyjdźmy może jednak w końcu na bardziej słoneczny brzeg muzyki metalowej. Power metal ogólnie jest postrzegany jako pozytywna muzyka i wielu artystów przekazuje za jej pośrednictwem dużo dobrych emocji, nadziei i wiary w zwycięstwo dobra nad złem. Jedny z nich jest Terra Atlantica, która jak już zapewne wiecie dodatkowo wplotła do tego karaibskie motywy. Dzięki temu otrzymaliśmy utwór Carribean Shores, który cytując klasyka "wziął mnie z zaskoczenia" i teraz leci z głośników po kilka razy dziennie. 

W powera można jednak też bardziej agresywnie i z większą złością. Dobrym przykładem jest działający na scenie od lat 80-ych zespół Rage. A New World Rising to wg rachuby kapeli ich 27 album a muzyka jaką na nim znajdziemy to właśnie szybki, techniczny i agresywny heavy/speed/power metal. Na uwagę zasługuje różnorodność wokalna, Peavy Wagner przechodzi bowiem płynnie od wysokich rejestrów przez thrashową chrypę i szorstkość po niemal death metalowe growle a wszystko to zgrabnie zgrywa się z warstwą instrumnetalną. 

Taki agresywny power tworzy też brazylijska Hibria. Jak już pisałem w osobnym poście, znam dobrze ich kilka krążków ale ostatnio Mar Boro zasugerował mi odsłuch pochodzącej z 2013 roku Silent Revenge. Mniej więcej w tym okresie straciłem zainteresowanie kapelą a po części też i szersze zamiłowanie do muzyki, skupiając się tylko na kilku, kilkunastu najbardziej lubianych wykonawcach. Postanowiłem więc rzetelnie odrobić pracę domową i muszę pochwalić panów zza Oceanu, bo słucha się tego dobrze, album nagrany jest z werwą choć może trochę mniejszy nacisk położono na melodie. Fajny jest utwór tytułowy, przyjemnie się słucha też ballady Shall I Keep on Burning więc myślę, że fani takiego szorstkiego powera znajdą tu coś dla siebie.

Od dwóch tygodni zasłuchuję się też w drugi krążek portugalskiego Dolmen Gate, pełen epickiego heavy metalu. Jest to muzyka, która śmiało mogłaby służyć za podkład muzyczny do opowieści o kolejnych przygodach Conana barbarzyńcy, nieśmiertelnego Kane'a czy innych bohaterów pulpowych opowiadań. Jest w tej muzyce coś, co do takiego bezrefleksyjnego miłośnika fantastyki jak ja trafia od razu i naprawdę uprzyjemnia dzień.

Przenieśmy się jeszcze na chwilę w lata 90-e, zwłaszcza w Ameryce trudne dla fanów klasycznych odmian metalu. To jednak czas, gdy powtórnie narodziła się Pantera, tym razem jako reformator thrashu i apostoł nowego gatunku znanego dziś jako groove metal. Jak już pisałem tydzień temu, wzięło mnie na nią po wielu wielu latach przerwy a tym razem, prócz Cowboys From Hell sięgnąłem po inny z ich ikonicznych albumów, dwa lata młodszy Vulgar Display of Power. W tym samym okresie (mowa o całej dekadzie) trzy albumy z autorskim materiałem wydała Metallica i tu napiszę może coś, co wielu uzna za herezję ale z nich moim ulubionym jest nie czarny album ale trochę lekceważone jako leftover z sesji nagraniowej niezby udanej poprzedniczki, Reload. Jest tu i trochę starego ognia w otwierającym krążek Fuel, trudnych emocji w przejmującym The Unforgiven II (wg mnie najlepszej z całej trójki tak zatytułowanych utworów) a nawet typowe dla późniejszej Mety, marszowe kompozycje mają sens i jakiś konkretny kierunek. Nie jest to oczywiście poziom klasycznych albumów ale uważam, że niesłusznie wrzuca się Reload do jednego worka z dużo słabszym Load.

Na koniec jeszcze pragnę polecić Wam utwór The Hanging Tree brytyjskiego zespołu Arena. Jest to ponad 7 minut misternie utkanych dźwięków, emocji i świetnie operującego głosem i jego ekspresją wokalu. Utwór pochodzi z 1998 roku a lata 90-e w świecie rocka neo-progresywnego akurat były bardzo, bardzo udane. 

Wymienione wyżej krążki i pojedyncze utwory były dla mnie źródłem wielu niezapomnianych wrażeń i silnych emocji, tak że nawet teraz, gdy choć ułamek tych uczuć ubierałem w słowa czuję, jakbym je nadal przeżywał. I mam nadzieję, że podobnie będziecie się czuć, słuchając dołączonej do artykułu playlisty. Czekam też na Wasze podsumowanie, zdradźcie proszę, jaka muzyka skradła Wam serca i dusze w ostatnim tygoniu...

Playlista: 12.10.2025

piątek, 10 października 2025

Rekomendacje Muzycznej Kroniki #7

 


Podobno najtrudniej zarobić pierwszy milion a potem już idzie z górki. Niektórzy mówią też, że tę pierwszą bańkę trzeba po prostu ukraść, inni znowu zdobywają ją ciężką pracą swoich rodziców. I to właśnie starsze pokolenia jeszcze przez długi czas po denominacji milionami nazywały sto złotych. Czemu o tym mówię? Otóż facebookowy fanpage Muzycznej Kroniki przekroczył kolejną setkę polubień. Od kilku dni jest Was już ponad 600 i jak się okazuje, dużo łatwiej jednak było dobić do setki niż osiągnąć i utrzymać "szóstkę" z przodu. Wśród kolejnej centurii obserwujących znalazły się dwadzieścia dwa zespoły muzyczne i to tradycyjnie już, dzisiejszy artykuł chciałbym poświęcić na krótką prezentację każdego z nich. Mam nadzieję, że dzięki temu dotrą do szerszego i stale rosnącego grona słuchaczy. 

A oto i oni, uszeregowani w kolejności polubienia mojej strony:

1. Optical Sun - pochodząca z Lublina ekipa obracająca się w estetyce sludge, stoner i doom metalowej. Kilka tygodni temu światło dzienne ujrzała ich druga płyta zatytułowana Diabeł, na której wspomniane powyżej elementy wzbogacono o poezję i cytaty z filmu Andrzeja Żuławskiego tworząc prawdziwie wielowymiarowe dzieło

2. Severe Overbite - pod tą nazwą kryje się szwedzki duet grający wierny tradycji, klasyczny heavy metal. Jest surowo, jest old schoolowo i jest fajnie, a o to w muzyce chodzi.

3. Yardburn - warszawska kapela, którą ciężko przypisać do konkretnego stylu muzycznego. W ich utworach grunge sąsiaduje z thrash czy nawet death metalem a skoczne nuty a la country&western z iście hardcore'owym naparzaniem po garach

4. Become Ethereal - symfoniczny metal z kobiecym wokalem rodem z dobrze znanego miłośnikom skoków narciarskich Salt Lake City. Na koncie póki co kilkanaście dobrze rokujących singli, czekamy więc na pierwszą LP

5. P.I.O. - bardzo interesujący duet z Warszawy, inspirujący się mocno sceną cold wave, post-punk czy new romantic. Wydane do tej pory single są nie powiem, dość intrygujące tym bardziej więc jestem ciekaw zapowiadanej przez zespół Ep-ki

6. Lazersleep - wydany w czerwcu debiutancki krążek tej fińskiej formacji nosi tytuł Gravity. Muzyka na nim zawarta jest jednak na tyle hipnotyzująca, że wcale nie czuć tej siły przyciągania a zamiast tego wpadamy w trans unosząc się coraz wyżej i wyżej wprost w ramiona psychodelicznej nirwany

7. Aeveris - belgijska kapela grająca nowoczesny metal, oparty o melodyjne riffy, intensywną sekcję rytmiczną i zróżnicowane techniki wokalne. Pozycja obowiązkowa dla fanów Trivium, Lamb of God czy At the Gates

8. Cobalt Wave - jedno z objawień rodzimej sceny prog metalowej. Debiut gdańskiej formacji, Men.Mind.Machine to niezwykły miks psychodelii, klasycznego art-rocka i nowoczesnego prog-metalu. Nic dziwnego, że wśród krytyków i słuchaczy cieszy się bardzo dobrą opinią

9. Fusskalt - chłodny i surowy niczym duńskie powietrze stoner rock. Na koncie mają dwie płyty, z któtych ostatnia - eponimiczna i nagrana z nowym wokalistą została doceniona przez redaktorów skupionych wokół Doom Charts, i to dwukrotnie!

10. Villain In Me - Finów i Estończyków łączy bardzo dużo, lecz do tej pory ci drudzy nie mogli poszczycić się porządną power metalową ekipą (których po drugiej stronie Zatoki Fińskiej mamy na pęczki). Na szczęście od kilku lat w Tallinie działa zespół, który ma szansę zmienić ten stan rzeczy. I trzymam za nich kciuki!

11. This Love is Drone - stonerowy fuzz i kosmiczne syntezatory to dość niecodzienne połączenie ale w wykonaniu tej kanadyjskiej kapeli brzm to niezwykle intrygująco. Polecam zarówno niemal w pełni instrumentalny debiut jak i wydaną wczoraj Ep-kę, na której obok remiksów trafia się też pełnoprawny, wokalny utwór

12. Buffalo - australijska kapela, której album Volcanic Rock można śmiało zaliczyć do grono proto-metalowych wydawnictw. Z czasem panowie skręcili bardziej w stronę southern rocka (co też im zgrabnie wychodziło - patrz album Mother). Aktualnie działa pod szyldem Revisited i przewodnictwem wokalisty Dave'a Tice'a

13. Dumb Moon - mroczny, gotycki art-rock coraz mocniej skręcający w stronę metalowej estetyki a to wszystko na małopolskiej ziemi. Gorąco polecam każdemu miłośnikowi nastrojowej ale też intensywnej muzyki, której nie tylko się słucha ale przede wszystkim przeżywa każdą cząstką swojej duszy

14. Czarny Bez - jeden z najoryginalniejszych zespołów folk metalowych. Połączenie muzyki ludowej z elektroniką i mechaniczną grą perkusji rozwaliło system trzy lata temu za sprawą debiutu a od wczoraj mamy już płytę numer dwa, która nie tylko konsoliduje wątki znane z jedynki wzbogacając się o kolejne inspiracje 

15. Loftpeople - belgijski duet (a prywatnie małżeństwo) grający muzykę mocno zakorzenioną w latach 90-ych. Trochę tu popu, trochę rocka i piosenki autorskiej co w połączeniu daje przyjemne i odprężające dźwięki 

16. Jarzmo - czy zastanawialiście się kiedyś, jak brzmiałby stoner rock grany na średniowiecznych instrumentach? Już nie musicie, bo ten krakowski duet przychodzi nam w sukurs swoimi niezwykłymi kompozycjami

17. 13 Piętro - opolski zespół balansujący na pograniczy hard rocka i heavy metalu z dość wyraźnym kamieniarskim pierwiastkiem. Założony w 2007 roku, powraca po długiej przerwie z nowym, obiecująco brzmiącym materiałem

18. Szczeciński Zespół Dupa - alternatywne, intensywne granie, mające dużo wspólnego z dawnym punkiem choć nie tylko. Ciekawym, co jeszcze kryje się pod tą jakże antysystemową nazwą odsyłam do twórczości zepsołu

19. Falanster - antycywilizacyjny projekt muzyczny Cypriana Kraszewskiego, trochę tu punkowej antystemowości ale i industrialnego chłodu i bardziej psychodelicznych klimatów. Muzyka niełatwa przy pierwszym ale z każdym kolejnym odsłuchem docenia się jej oryginalność

20. Hemiboreal - mroźny, atmosferyczny black metal niosący w sobie ducha minnesockich lasów. W drugiej połowie września ukazał się pierwszy singiel projektu zatytułowany po prostu Hemiboreal (The Forest Is Home)

21. Pinn Dropp - warszawska grupa prog-rockowa założona w 2015 roku przez Piotra Syma, do którego dołączył utalentowany multiinstrumentalista i wokalista Mateusz Jagiełło. Muzyka zespołu powinna być Wam znana, gdyż o ich najnowszym krążku, For the Love of Drama na łamach Kroniki wspominałem już wielokrotnie

22. The Answer Lies In the Black Void - kolejny w tym zestawieniu duet, tym razem węgiersko-holenderski złożony z wokalistki Martiny Horvath i multiinstrumentalisty Jasona Köhnena. Wspólnie tworzą niezwykły, eteryczny i pełen dramaturgii doom metal, który pochłania bez reszty na długie, długie godziny

Utwory wszystkich wyżej wymienionych wykonawców trafiają oczywiście na dołączoną do artykułu playlistę. Łącznie macie tam około 5 godzin muzyki, oscylującej od lekkiego pop-rocka po mizantropijne, black-metalowe tonacje. Jest to zarówno wyraz uznania dla muzyków jak i drobny upominek dla Was, w podziękowaniu za to, że wspólnie - słuchacze i artyści, piszemy tę Naszą Muzyczną Kronikę. 

Kłaniam się w pas, 
Wasz Kronikarz



poniedziałek, 6 października 2025

29.09-05.10.2025

 


Kolejny tydzień skąpał się w odmętach historii. Tydzień wakacyjny, tydzień cypryjski jakby to powiedzieli w Lidlu ;) Cóż więc pozostaje mi w ten deszczowy, mglisty poniedziałek jak przedstawić Wam muzyczne podsumowanie tego okresu.

Tym razem muszę powiedzieć, że jestem zadowolony z power metalowej strony mojej biblioteki. Coraz bardziej doceniam bowiem nowy album Rage. Po dwupłytowym Aftrelifelines, który był dobrym wydawnictwem choć nie uniknął pułapki zwanej stosunkiem ilości do jakości dostajemy A New World Rising, który zaciekawił mnie dopiero trzecim singlem, agresywnym Innovation. Teraz widzę, że na albumie mamy więcej dynamicznego grania w duchu niemieckiego speed/power metalu. 

Inną z nowości, o której nie wspomniałem poprzednim razem jest wydany pod koniec września krążek Oceans, czwarty w dyskografii zespołu Terra Atlantica. Ekipa Tristana Hardensa porzuca tu już całkiem steampunkową tematykę na rzecz marynistycznej. I wychodzi im to bardzo fajnie, zwłaszcza w rewelacyjnym karaibsko brzmiącym Carribean Shores. Warty polecenia jest też utrzymany w średnim tempie, melodyjny Raven in the Dark. 

Ciekawych płyt jest więcej. Pochodzące z Portugalii Dolmen Gate w piątek zaprezentowało swoje drugie wydawnictwo, zatytułowane Echoes of Ancient Tales. Jest tu może mniej powera a więcej epickiego grania w stylu nwothm ale każdy fan podniosłego i melodyjnego grania powinien być ukontentowany. Mnie jak do tej pory najbardziej spodobał się utwór Rising Whispers i to on znajduje się na dzisiejszej playliście. 

Poza tym sporo słuchałem wydanych we wrześniu symfoniczno-powerowych Aedan Sky z Francji i włoskiego Tezza F. Są to płyty szanujące klasyczne ramy gatunku ale potrafiące bardzo dobrze w nich się odnaleźć i wykrzesać tyle łatwo wpadających w ucho nut, że chapeaus bas.

W dalszym ciągu też zasłuchuję się w brazylijską GaiaBeta, będącą nieco surowszą wariacją na temat power metalu. Trochę surowo brzmi też debiut kanadyjskiego Tales of Destiny. Na Ashes of Destiny dostajemy kawał żywiołowego, nieoszlifowanego powera a wokalista, choć wchodzi często w typowe dla gatunku falsety, zdecydowanie lepiej radzi sobie w szorstkim, agresywniejszym wydaniu. Niemniej można na to przymknąć oko i chłonąć autentyczną energię, którą aż kipi od tego krążka.

Tydzień cypryjski więc nie omieszkałem pominąć mojego ulubionego zespołu pochodzącego z wyspy Afrodyty. I choć moje ulubione płyty z dyskografii Arrayan Path noszą numery 4, 7 i 9 to nie można zapomnieć o "dwójce" czyli wydanej w 2010 roku Terra Incognita. Nie jest może tak bogato aranżowana jak jej młodsze siostry ale poziom kompozycji już wtedy był wysoki. Posłuchajcie choćby epickiego The Blood Remains on the Believer. Jest ogień i stal!

Cypr miał też swojego reprezentanta w serwisie Doom Charts. To tam znalazłem pierwszą wzmiankę o stoner rockowym Mental Soup. Wyszukałem ich w streamingach i mocno wkręciłem się zwłaszcza w rock'n'rollowy Come a a Little Closer, który towarzyszył mi często w trakcie wakacji.

A więc przeszliśmy do doomu. Cóż, jest kilka wrześniowych płyt, które mogą trafić do całorocznych topek. Mamy tu eklektyczne o przejmujące Ascension legendarnego Paradise Lost i Major Arcana - mroczną i przytłaczającą nową płytę Novembers Doom. Dwie bardzo udane o pełne emocji płyty, które po prostu trzeba znać!

Jeśli chcecie zaś jeszcze więcej emocji, polecam najnowszy krążek The Answer Lies in the Black Void. Jest na nim kompozycja Sine Morbo, przy której odsłuchu zawsze mam ciarki. Polecam to piękno każdej wrażliwej, niekoniecznie tylko metalowej duszy. 

Na playliście znajdziecie też utwór, od którego nie umiem się uwolnić - The Last Sigh of Bliss holenderskiego Blackbriar czyli symfoniczno-metalowa perełka.

Z drugiej strony, bardziej brutalnej bo i tematyka Lasu Trumien to nie rurka z kremem tylko makabryczne historię kryminalne. Całkiem niespodziewanie, przynajmniej dla mnie polscy sludge'owym wypuścili EPke Breslau Spleen, z której szczególnie w pamięć zapadł mi Strzelec Wyborowy. 

Następny akapit zacznę wątkiem autobiograficznym. W latach 2000-10 mieszkałem w Sandomierzu i wówczas gdzieś obiła mi się o uszy nazwa Corruption, jako najsłynniejszego lokalnego zespołu metalowego. Nigdy jakoś nasze drogi się nie przecięły aż do tego roku. Sięgnąłem bowiem po nowe wydawnictwo zespołu, Tequila Songs and Desert Winds i kurka, dobre to. Czuć meksykański vibe ale czego oczekiwać po zespole założonym w "Sandomingo"?

Gdy we wrześniu wspominałem o zespole IRA pisałem, że u nas nie ma zbyt wielu kapel inspirowanych sceną hair metalową. W latach 90ych była IRA, Zanderhaus, potem koło 2010 przez chwilę Silver Samurai i dopiero od niedawna coś się w temacie ruszyło. W lecie debiut zaliczył June 66 a niedawno inna młoda kapela – Sleazy Sweet. I to ich płyta, Sleazy Party grała u mnie dość często w ostatnim czasie. Muszę przyznać, że to porządna robota a power ballada It's Nothing w niczym nie ustępuje amerykańskim pierwowzorom. Ja do fascynacji hair metalem przyznaję się otwarcie i na pewno będę śledził dalszy rozwój tej i innych rodzimych kapel.

Od hair metalu zaczynała też Pantera, jeden z symboli groove metalu. Nie jestem jakimś jej psychofanem ale płytę Cowboys From Hell od czasu do czasu sobie lubię przypomnieć. Choćby dla kapitalnego utworu tytułowego czy szybkiego Primal Concrete Sledge.

Ok, mieliśmy już i power i doom i nawet hair metal a co słychać w prog rocku? Tu przyznaję się, trochę mniej było słuchane. W zasadzie tylko nowa EPka Kepler Ten, zatytułowana Random Number Generator: Episode 1 gościła u mnie regularnie. Jest to fajna, ambitna muzyka, tym razem mocniej wysycona elektroniką i w nieco zdehumanizonym, chłodnym klimacie. 

W związku ze zbliżającym się koncertem XIII.Stoleti w Krakowie, gdzie planuję się pojawić, rozpocząłem kolejny dyskografiowy challenge. Tym razem tydzień po tygodniu, album po albumie odsłuchuje dyskografię czeskiej legendy gotyckiego rocka. Pierwszy na liście jest Amulet, z którego do tej pory kojarzyłem głównie utwór Justina - jeden z największych "przebojów" grupy, która powstała z punk rockowego HNF. I trochę tego brudnego punku, a momentami i zimnego post punku czuć na tej płycie. Jest na pewno bardziej surowa niż późniejsze dokonania ale po tych kilku dniach spędzonych z Amuletem nauczyłem się to doceniać. Poza tym najfajniejsze w tym całym odsłuchiwaniu dyskografii jest właśnie obserwacja ewolucji brzmienia danego zespołu. A Amulet to dobry punkt wyjścia do dalszej eksploracji popularnych "trzynastek".

Trzynastki trzynastkami, dziś mamy jednak 6 października, poniedziałek godziny wieczorne, wypada więc by w końcu podsumowanie znalazło się w internecie. Niniejszym rzucam więc link to cotygodniowej playlisty I wciskam przycisk opublikuj. A Wy piszcie w komentarzach co u was najczęściej grało w tym tygodniu.

Playlista: 05.10.2025

czwartek, 2 października 2025

Wrzesień 2025 - Podsumowanie Miesiąca

 


Mijają dni a Kraków robi się coraz mniej przejezdny. Po wakacyjnej lanie wrócili do szkół uczniowie i już dojazd do pracy z Wieliczki na 7:30 staje się tym trudniejszy im więcej drzemek wynegocjuję od swojego budzika. Teraz nadchodzi kolejny armageddon - powrót studentów. Tak, właśnie zaczął się październik. Nim jednak w pełni wejdziemy w studencki sezon i polskie temperatury, przesyłam Wam odrobinę cypryjskiego słońca i podsumowanie miesiąca. A tu jak zwykle lista zespołów, które szczególnie zasługują na wyróżnienie:

IRA - od kilku lat bez nowego materiału ale ten stary słucha się aż miło - czy to liczący sobie już ponad 30 lat Mój Dom czy nowszy o ponad dekadę Ogień. I za ten całokształt polecam tego użytkownika 

Blackbriar - za symfoniczno-gotycki metal który prócz diwy za mikrofonem (tu urocza i utalentowana Zora Cock) potrafi urzec również muzyką, emocjonalną i liryczną 

Aedan Sky - za power metalową space operę, która nie jest co prawda nową Galderią ale godnie ją zastępuje jako zdecydowanie jedna z najbardziej udanych płyt jakie ten gatunek zrodził w ostatnich kilku miesiącach 

Axxis - za obchodzącą w przyszłym roku 20-lecie wydania płytę Doom of Destiny, najlepszą w dyskografii tej niemieckiej kapeli i jedną z najlepszych w power metalu w ogóle 

38 Special - za pokazanie, że jubileusz 50-lecia istnienia zespołu można uczcić nie tylko sentymentalnym "world tourem", składanką greatest hits w oryginalnych bądź nowych aranżacjach ale można też nagrać kompletnie nowy album, pełen energii, świeżości i przebojowości. Taki jest właśnie Milestone - czapki z głów panowie!

Primal Fear - za to, że choć trochę marudziłem i narzekałem to polubiłem Domination i chętnie do niego wracam, co nie spotkało kilku innych uznanych, niemieckich firm

Kaipa - za niejeden a prawie trzy miesiące spędzone na stopniowym odkrywaniu dyskografii tej legendarnej progresywnej grupy. A że gra ona w sposób niezwykle piękny i kunsztowny, ten czas to była czysta przyjemność

Pinn Dropp - za nowy album, jak przystało na prog-rock dość mocno zróżnicowany, pełny mocniejszych akcentów i refleksyjnej zadumy a przede wszystkim wysokiego poziomu nagrywających go muzyków, którzy tchnęli w For the Love Of Drama odrobinę magii

Mob Rules - za najlepszą powerową płytę przełomu sierpnia i września, agresywną i dynamiczną, surową na niemiecką modłę a melodyjną na modłę europejską 

Paradise Lost - za to, że na Ascension potrafili ze sobą połączyć elementy z prawie każdego okresu swej działalności (no może bez ery Hosta), twierdząc wg mojego własnego paradajsometru najlepszy album od wydanego w 2009 roku Faith Divides Us...

Novembers Doom - za powrót po kilku latach z nowym materiałem, który brzmi jak Novembers Doom ale zwłaszcza w rodzajach ekspresji wokalnej potrafi zaproponować coś nowego

Castle Rat - za pokazanie, że epicko doom metal potrafią nie tylko epigoni Candlemass ale można też tę podniosłość i zamiłowanie do fantastyki zaszczepić na bardziej kamienistej glebie 

Villain In Me - za udowodnienie światu, że w Estonii też można grać power metal na wysokim, nie ustępującym niczym większym kuzynom z północy, poziomie

Tierramystica - za powrót w chwale po 12 latach jakie upłynęły od premiery poprzedniej płyty Brazylijczyków, powrót który przez swoje indiańskie motywy okazał się bodaj najbardziej oryginalną power metalową płytą w tym roku

Oczywiście powyższa czternastka nie wyczerpuje w całości tematu. Inni artyści jednak, chociażby hair metalowy Cats In Boots, occult-rockowy Year od the Goat, weterani AOR-a z FM czy jedna z najlepszych płyt szwedzkiego Draconian - Turning Season Within równie zapewniły mi solidną dawkę muzycznych wrażeń. Nie były to jednak aż tak intensywne doznania. Niemniej jednak każdy z wymienionych w tekście zespołów trafił na dzisiejszą playlistę z przynajmniej jednym utworem. Zachęcam do odsłuchu - łącze tam gdzie zawsze i oczywiście piszcie jak u Was wyglądał wrzesień. Trzymajcie się!

Playlista: Wrzesień 2025

Najpopularniejsze