poniedziałek, 29 lipca 2024

22.07-28.07.2024

 


Lubię czasem spojrzeć na przygotowywane do artykułów playlisty pod innym kątem, mogę dzięki temu wyłapać pewne przegapione początkowo prawidłowości. Jeśli chodzi o dzisiejsze podsumowanie, to wart uwagi jest fakt, że piszę w nim o utworach pochodzących z czterech kolejnych dekad - od lat 90-ych po lata 20-te XXI wieku. Jaskier miał swoje Pół wieku poezji, ja zapraszam zaś na Cztery dekady muzyki. A skoro już przywołaliśmy kalendarzową tematykę, idźmy od najnowszych do najstarszych wydawnictw. 

2024 - Ostatni piątek obfitował w wiele ciekawych premier. Najmocniej moje metalowe serce biło na pewno w oczekiwaniu na najnowszy krążek niemieckiego Powerwolf. I choć nie da się ukryć, że panowie kolejny raz obracają się w sprawdzonej formule, nie szukając zbyt wielu rewolucyjnych zmian, to nadal wychodzi im to naprawdę solidnie. Wake up the Wicked po pierwszych kilku odsłuchach nie działa może tak na słuchacza jak choćby klasyczne Blood of the Saints to jednak można je postawić w jednym szeregu z dwoma poprzednimi longplayami. Formuła jest mniej więcej ta sama ale nie powiedziałbym, że takie numery jak otwierający płytę ultraszybki Bless'em with a Blade, dynamiczny utwór tytułowy czy znany już z singla Sinners of the Seven Seas "trącą myszką". Każdy fan zespołu będzie je wielbił ponad wszystko, a ktoś bardziej krytyczny na pewno doceni energię i łatwość z jaką ta muzyka trafia do słuchacza.

Szwedzki Dream Evil od zawsze grał muzykę z pogranicza heavy i power metalu, z naciskiem na ten pierwszy. Ich najbardziej znana płyta to niezaprzeczalnie The Book of Heavy Metal z 2004 roku. W późniejszych latach nowe albumy grupy pojawiały się  raz na kilka długich lat. Na szczęście w tym roku ukazało się ich kolejne dzieło - Metal Gods, a na nim znajdziecie przede wszystkim kapitalny Tyrant Dies At Dawn - najszybszy utwór kapeli od wydanego w 2002 roku debiutu. Na taki utwór warto było czekać te wszystkie lata. A reszta utworów? Trzyma poziom a gdy się w nie mocniej wsłucham na pewno znajdzie się dla nich miejsce w Kronice.

W piątek premierę miały także pierwszy od 17 lat krążek epic doom metalowej legendy SCALD - Ancient Doom Metal i balansującego pomiędzy post-rockiem, doom metalem a shoegazem Mountaineer (Dawn and All That Follows). Oba zasługują na uwagę i myślę, że w przyszłym tygodniu dostaną ode mnie więcej "czasu antenowego".

Cofnijmy się teraz w czasie o jeden tydzień, do 19 lipca. To tego dnia ukazał się Science, Not Fiction - dziesiąty album kultowego Orange Goblin. Przyznam się, że do tej pory nie byłem jakoś bliżej zaznajomiony z dyskografią kapeli. Owszem, wiedziałem, że taki zespół istnieje i jest jedną z legend stoner metalu ale nigdy nie było nam jakoś po drodze. To zmieniło się za sprawą pewnego śmiesznego fanpejdża o Pomarańczowym Goblinie, którego entuzjazm i oddanie dla tej muzyki nie pozostały obojętne dla mojego metalowego (a może kamiennego?) serca. Przełamałem się, przesłuchałem i ok, wzięło mnie mocno. Dynamiczne, agresywne a przy okazji mocno duszne numery, bezpośrednie melodie czy naprawdę potężne riffy - to trzeba poczuć na własnej skórze. Na playlistę wrzucam dziś 3 ulubione utwory z tej płyty, ale serio, pozostałe 6 w niczym im nie ustępuje. 

O drugim wydanym tego dnia albumie pisałem już ostatnio. Breaths zabiera nas w eteryczne, melancholijne wyprawy po świecie doomgaze'u. Poetyckie teksty, delikatny wokal i te gitarowe ściany dźwięku - coś pięknego. Gorąco polecam, zwłaszcza na wyciszenie po takim dynamicznym Pomarańczowym Goblinie.

Z pozostałych lipcowych albumów najważniejszy pozostaje dla mnie Coming Home niemieckiego Axxis. Idealne wyważenie między hard-rockowymi a power metalowymi inspiracjami to wielki atut tego wydawnictwa. Pozostałe to przede wszystkim energiczne kompozycje, łatwo wpadające w ucho melodie i ten niepodrabialny głos Berniego Weissa. W tym tygodniu szczególnie polecam Wam utwór Lord of Darkness z ciekawymi wstawkami symfonicznymi. 

The Best is Yet to Come innego niemieckiego zespołu, Kissin' Dynamite to natomiast jeden z najbardziej podbudowujących i niosących mocne, pozytywne przesłanie kawałków, jakie ostatnio słyszałem. I może motyw dwójki młodych ludzi, którzy próbują ułożyć sobie życie razem wbrew przeciwnościom losu jest już wielokrotnie wykorzystany (chociażby nieśmiertelny Livin on a Prayer), to takiej energii i siły, jakiej niesie piosenka Kissin' Dynamite dawno nie słyszałem, a nie jest to wcale epicki power tylko przebojowy heavy.

Rok 2024 reprezentuje jeszcze jeden wykonawca - dronegaze'owa perełka w postaci utworu One Above Ten Below pochodzącego z wydanej pod koniec czerwca płyty Dissolve szwedzkiego projektu PIA ISA. Jest to solowa działalność wokalistki Superlynx, Pii Isaksen, minimalistyczna i niezwykle atmosferyczna. Polecam ten utwór jak i całą dyskografię artystki każdemu fanowi psychodelicznej i melancholijnej muzyki.

2023 - W tym roku światło dzienne ujrzały dwie ciekawe płyty, z których piosenki trafiły dziś na playlistę. Pierwsza, z listopada, to tak samo zatytułowany, debiut zespołu Dogma. Wzorem Ghosta, niewiele wiadomo na temat tego złożonego z samych kobiet składu, choć najpopularniejsza teoria lokuje ich pochodzenie w Ameryce Południowej. Muzycznie też jest tak trochę ghostowo, choć jednak więcej tu metalowych gitar i szybkości. Nie brak jednak typowej dla ich męskiego odpowiednika przebojowości, którą dobrze widać chociażby w będącym na dzisiejszej liście utworze Father I Have Sinned.

Druga płyta to w zasadzie EPka, gdyż znajduje się na niej tylko pięć utworów. Nie przeszkadza mi to jednak w nazwaniu 404 jednym z moich najciekawszych odkryć ostatnich tygodni. Dziękuję z miejsca redaktor Adamskiej i jej audycji W zimnej toni, która otworzyła mnie na muzykę widmoida. Ta niezwykle chłodna, nieludzka wręcz muzyka okraszona świetną elektroniką, mechaniczną perkusją i niezwykłym wokalem Julii Stelmaszczuk (przywodzącym na myśl miks Kory i Anji Orthodox) wnika w umysł i serce człowieka, jak nie przymierzając, okruch lodu. Zostaje na długo, zmusza do myślenia za sprawą pełnych metafor i gier słownych tekstów a na koniec zostawia z poczuciem nienasycenia, że to tylko 21 minut i 51 sekund muzyki. Na playliście macie 3 utwory z tej epki, ale nie oszukujmy się, gdybym wrzucił wszystkie 5 to nie miałbym wyrzutów sumienia.

2020 - Tu mamy trzy utwory z jednego albumu - A New Kind of Sideways brytyjskiego Kepler Ten, a w nich dużo progresywnego heavy metalu, czasem lirycznego i delikatnego jak w Icarus Eyes, innym razem dynamicznego i cięższego (utwór tytułowy) a jeszcze innym hymnicznego z dużym udziałem syntezatora (Falling Down)

2019 - Nie jestem jakimś wielkim znawcą thrashu. Generalnie z tego gatunku mam swoją ulubioną piątkę czy szóstkę zespołów, do których czasem wracam. Jednym z nich jest Death Angel, na którego jakoś mnie w ostatnim mieisącu mocniej wzięło. Odsłuchiwałem sobie ich nowsze jak i bardziej klasyczne albumy. Na rok 2019 datowany jest jak na razie ostatni studyjny krążek kapeli - Humanicide, z którego pochodzi I Came for Blood - mój absolutny numer jeden jeśli chodzi o DA - agresywny, szybki i zapadający w pamięć na długo.

00s - pierwsza dekada XXI wieku to był czas, gdy pojawiło się u mnie zainteresowanie cięższą muzyką. Tę przygodę zacząłem od power metalu i na dzisiejszej liście pojawiło się kilka utrzymanych w tym stylu utworów. Przede wszystkim daw numery z płyty Hellfire Club Edguya, mojego ulubionego krążka niemieckiego zespołu. Jeśli spojrzymy na całą dyskografię ekipy z Fuldy, jak i dokonania Avantasii (side project, a może właściwie już main project frontmana Tobiasa Sammeta) to nie ma dla mnie płyty bardziej kompletnej, zbalansowanej pod kątem proporcji hard rocka i power metalu jak i równie przyjemnie słuchającej się. Szkoda, że zespół nie poszedł dalej tym torem, szkoda, że aktualnie nie funckjonuje, można by tak w nieskończoność gdybać. Nam, wiernym fanom, Edguya pozostaje tylko wracać do klasycznych płyt i wierzyć, że drogi szkolnych kumpli jeszcze kiedyś zejdą się na dłużej. 

Drugi zespół to brazylijska Aquaria, zasługująca na uwagę choć od zawsze pozostająca w cieniu bardziej znanej Angry. Moim zdaniem niesłusznie, gdyż albumy Aquarii to kawał świetnego, symfonicznego power metalu, chętnie sięgającego też po brazylijską muzykę ludową. Magiczna i przebojowa Iara pochodzi z albumu Shambala, który premierę miał w 2007 roku. Później ze względu na wewnętrzne tarcia kariera zespołu wyhamowała ale na szczęście chłopakom udało się dogadać i w 2020 roku wrócić z bardzo dobrym albumem Aletea. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś Wam o nim poopowiadam.

90s - Ciężko uwierzyć, że lata 90-e to już 20-30 lat temu. Świat się mocno zmienił, tak samo muzyka. Nie każda zniosła próbę czasu. Warto jednak wracać też do tych mniej znanych a naprawdę wartościowych kompozycji. Takim niezwykłym krążkiem był The Garden of Mysteries szwedzkiego prog-folkowego projektu In the Labirynth. Wydane w 1996 roku dzieło Petera Lindahla zniewala bliskowschodnimi inspiracjami, bogactwem dźwięków a przede wszystkim niezwykłym klimatem, mnie przyjamniej, mocno kojarzącym się z Księgą Tysiąca i Jednej Nocy. Na playlistę wybrałem utwór, który zauroczył mnie od pierwszego odsłuchu - Ali Hasan. W tym miejscu pragnę też podziękować Zbyszkowi z bloga Rockowy Zawrót Głowy, dzięki któremu poznałem ten wybitny album. 

Na koniec przenieśmy się na sam początek dekady, choć rok 1990 niektórzy zaliczają jeszcze do ejtisów. Był to rock przełomowy dla muzyki metalowej, gdy wiele uznanych kapel, czy to hair czy thrash metalowych notowało albo szczyt popularności albo pojawiały się pierwsze sygnały nadchodzącego kryzysu, który jeszcze pogłębiła w kolejnych latach eksplozja grunge'u. Wiele thrash metalowych instytucji wydało wtedy dość kontrowersyjne krążki, na których odchodziły od założeń gatunku, które same kilka lat wcześniej uformowało. I tu wracamy do wspomnianego wyżej Death Angel i krążka Act III - po latach uważanego za jeden z najwybitniejszych w całej ich dyskografii, wówczas lekceważonego przez trve metalowców za eksplorację innych gatunków muzycznych. No bo co można powiedzieć o takim akustycznym A Room With a View? Ja powiem, że to świetny, przejmujący w swej aranżacyjnej prostocie numer, będący zaraz za ww I Came for Blood, moim ulubionym utworem zespołu. Jak widać, naprawdę nie jestem "die hard" fanem thrashu, może to i lepiej?

Z tym pytaniem retorycznym i playlistą zostawiam Was, przynajmniej na blogu, do piątku i kolejnego artykułu. A na Facebooku zapraszam jutro do komentowania i podrzucania utworów w ramach kolejnego You Tube Tuesday. Liczę, że się tam spotkamy!

Playlista: 28.07.2024

piątek, 26 lipca 2024

Polecam: Frontiers Music

 


Czołem! Po dość długiej przerwie jaka upłynęła od ostatniego takiego polecajkowego artykułu powracam do tematu i chciałbym Wam pokrótce zaprezentować kolejną wytwórnię płytową, po której podopiecznych sięgam dość regularnie. Tym razem mój wybór padł na mocnego gracza w postaci Frontiers Music. 

Ta włoska wytwórnia została założona w 1996 roku w Neapolu z inicjatywy Serafino Perugino, który początkowo zajmował się dystrybucją we Włoszech albumów klasycznych rockowych artystów. Dzięki tym działaniom wyrobił sobie solidną markę w środowisku muzycznym, co pozwoliło mu na uruchomienie własnej wytwórni płytowej, początkowo pod nazwą Frontiers Records. Nazwę dla swojej kompanii Stefano zaczerpnął od tytułu jednej z najlepszych płyt w dyskografii legendarnej amerykańskiej grupy Journey. Pierwszym wydawnictwem nowo powstałej wytwórnii był album Never Say Goodbye zespołu Ten. 

Przez niemal 20 lat istnienia, wytwórnia Frontiers z małej lokalnej firmy przeobraziła się w docierającą w najdalsze rejony globu instytucją muzyczną. Najbardziej znana jest jako jeden z filarów muzycznego odrodzenia klasycznego rocka i melodyjnego hard rocka. Pod jej skrzydłami odrodziły się takie znane w latach 80-ych i wcześniejszych zespoły jak choćby Winger, Boston czy Quiet Riot. Dzięki mecenatowi pana Perugino zadebiutowało też sporo młodych artystów muzycznie nawiązujących do melodyjnego, gitarowego grania typowego dla lat 80-ych - tu na szczególne wyróżniene zasługują Eclipse i niesamowita Chez Kane.

 Charakterystyczne dla Frontiers są też ich autorskie muzyczne projekty z udziałem znanych na scenie hard-rockowej czy metalowej muzyków. Dobrym przykładem są tu m.in. Allen/Olzon, W.E.T. czy też mój absolutny numer jeden z tej stajni - Pride of Lions. Oprócz klasycznego hard-rocka czy glam metalu w katalogu tej włoskiej stajni znaleźć możemy też sporo power czy prog-metalu. Przez wiele lat jednym z głównych kompozytorów i producentów albumów dla Frontiers był znany włoski multi-instrumentalista Alessandro del Vecchio. Niestety w marcu tego roku muzyk ogłosił, że drogi jego i kompanii rozeszły się. Na szczęście jak widać po kalendarzu wydawniczym, nie wpłynęło to znacząco na aktywność wytwórni.

Przygotowując playlistę do dzisiejszego artykułu byłem zmuszony do pewnej selekcji. Przez katalog wydawniczy Frontiers Records przewinęło się lekko licząc kilkadziesiąt interesujących mnie wykonwaców. Część z nich opuściła już tę stajnię, inni pozostają z nią w stałej współpracy. Biorąc pod uwagę częściowo reklamowy charakter tego artykułu (spokojnie, żadnej współpracy nie podpisywałem :P ) postanowiłem skupić się na tych artystach, którzy aktualnie pozostają w roosterze wytwórni i wybrać spośród nich 15-tkę tych najulubieńszych. Dało to ostatecznie plejkę liczącą 60 (!) naprawdę solidnych kawałków. Liczę, że przypadną Wam one do gustu.

Na zakończenie mam jeszcze krótkie pytanie. Co Wy, moi drodzy czytelnicy, sądzicie o Frontiers Music i reprezentujących ją artystach? Czekam na komentarze.

Playlista: My Frontiers Music Recmmendations


poniedziałek, 22 lipca 2024

15.07-21.07.2024

 


Słońce za oknem a Ty znów słuchasz tej grobowej muzyki! - mawia czasem moja żona. Ja jej spokojnie tłumaczę, że to tylko pewien wycinek mojego gustu muzycznego i często sięgam po bardziej energiczne i pozytywne gatunki metalu. A jak było w zeszłym tygodniu? Przekonajcie się sami.

Skoro już w pierwszym zdaniu wprowadziłem "grobową muzykę" to zacznijmy od tych melancholijnych i przygnębiających dźwięków. Tu wyróżnić chciałbym na pewno teksański Duel, sprawnie łączący doom metalowy ciężar mocno inspirowany dokonaniami Black Sabbath z rock'n'rollowymi rytmami. Z tego połączenia wychodzi nam psychodeliczny stoner, z ochrypłym wokalem i bardzo przebojowymi melodiami, jak choćby w Satan's Invention, Greet the Dead czy Tigers of Destruction, które odnajdziecie na dzisiejszej playliście.

Psychodeliczno-hard rockowe granie to też domena włoskiego Desert Twelve, która najlepiej widoczna jest w świetnej kompozycji The Moon. Szwedzi z Avatarium też dość często łączą hard-rockowe melodie z doom metalową atmosferą, choć na nowym singlu Long Black Waves zdecydowanie dominuje ten drugi element. 

Ostatni tydzień to w mojej bibliotece większy zwrot w kierunku doomgaze'a, dość młodego nurtu łączącego jak sama nazwa wskazuje doom metal z shoegazem. Do tej kategorii na pewno zaliczyć można Breaths, solowy projekt multiinstrumentalisty Jasona Robertsa. Jego najnowsze dzieło, zatytułowane po prostu Breaths to duża dawka ponurej, melancholijnej a zarazem delikatnej muzyki, okraszonej lekkimi, śpiewnymi wokalami przywodzącymi na myśl głos Neige'a z Alcest. Myślę, że to już jest odpowiednia rekomendacja a nieprzekonanych odsyłam do kilku utworów artysty, jakie wrzuciłem na playlistę.

PIA ISA to szyld, pod którym swój solowy album wydała Pia Isakssen, wokalistka norweskiego heavy psych/doom metalowego zespołu Superlynx. W swojej muzyce poszła jeszcze dalej w kierunku minimalizacji formy niż z macierzystą kapelą, oferując na Dissolve muzykę zahaczającą o drone-doom czy dronegaze (kolejny z shoegazowych mariaży z różnymi podgatunkami metalu). Brzmi to bardzo zimno i surowo w takim robotycznym znaczeniu tego słowa. Moim ulubionym utworem z tej płyty jest hipnotyzujący One Above Ten Below. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i zachęci do zapoznania z innymi utworami z krążka.

Jeśli już w przypadku poprzedniej artystki użyłem określenia "zimny" to czas na przedstawicieli nurtu, który zdecydowanie rzadko przewija się na moich playlistach. Widmoid to warszawski kwartet muzyczny, złożony z artystów mających w portfolio współpracę z tuzami polskiej sceny rockowej, brzmieniowo obracający się jednak raczej w klimatach alternatywy, nowej czy właśnie zimnej fali (coldwave). Psychodeliczne teksty, chłodny wokal, oszczędne aranżacje, transowe rytmy i senne brzmienie syntezatora - to jest coś, za co pokochałem takie utwory jak Tysięczny Stycznia czy Duch. Zespół jakiś czas temu zapowiedział wydanie nowego minialbumu ale wskutek problemów zdrowotnych jego dalsza działalność stanęła pod znakiem zapytania. Miejmy nadzieję, że uda się im wyjść z tego obronną ręką i zaprezentują nam więcej niż te sześć dotychczasowych (aczkolwiek świetnych) kompozycji. Byłoby po prostu szkoda zmarnować taki potencjał.

Niemiecki zespół Orden Ogan dość często określany jest mianem dark power metalu. Coś w tym jest, gdyż nie znajdziemy tu tej dawki pozytywnej bombastyczności jak choćby u ich krajanów z Freedom Call. Z drugiej strony ta muzyka ma w sobie coś takiego, co rzeczywiście nieco przygnębia ale płynąca z niej moc sprawia, że nie staczamy się całkiem w otchłań beznadziei. Nowy album kapeli The Order of Fear kontynuuje dotychczasowe brzmienia, choc muszę przyznać, że tak jak w przypadku poprzednika (Final Days z 2021 roku) nie zbliża się do perfekcji, jaką zaprezentowano na Gunmen. Nadal jednak jest to solidna porcja mocnego, przejmującego w swoim nastroju ale jednak power metalu. 

Bardziej pozytywny jest w swoim przekazie inny niemiecki zespół. Axxis obecny jest na scenie od ponad 30 lat, wydając przez ten czas wiele naprawdę świetnych albumów. Muzycznie zawsze balansował pomiędzy hard rockiem a power metalem, ostatecznie na poprzedniej płycie Monster Hero znajdując złoty środek. Podobnie rzecz ma się z najnowszym krażkiem grupy. Coming Home jest jeszcze bardziej wyważony i dobracowany od poprzednika, utwory mają jeszcze więcej życia a przede wszystkim lekkości - nie brzmią jak komponowane na siłę tylko płyną same z siebie. Dynamiczna perkusja, odpowiedni miks gitar z syntezatorami a przede wszystkim bardzo charakterystyczny, nosowy falser Berniego Weissa - to przepis na sukces. Ja z racji swoich powerowych korzeni na playlistę wrzuciłem same dynamiczne numery, z czego Legends of Phantasia to kapitalna galopada a nieco wolniejszy Tears of a Clown zaskakuje nie takim znów optymistycznym przesłaniem. Niemniej jednak bardziej hard-rockowe/aorowe utwory z tej płyty również zasługują na uwagę i do zapoznania się z całą tracklistą gorąco zachęcam.

Co my tu mamy jeszcze z powera? Pirackie przygody jakie po raz drugi z kolei serwuje nam Visions of Atlantis. Przyznam, że zakochałem się bez pamięci w zamykającym ich nową płytę utworze Where the Sky and Ocean Blend ale i bojowy Hellfire to świetny numer. Cały krążek zresztą też na wysokim poziomie. 

Z innych gatunków muzycznych na pewno dłuższy akapit poświęcę meksykańskiej Dogmie. Jest to zespół, który określono mianem żeńskiej wersji Ghosta - głównie ze względu na outfit artystek (demoniczne zakonnice). Sam kiedyś nazwałem ich satanistyczną Litą Ford (przez analogię do niepochlebnych opinii o zespole pana Forge'a), niemiej jednak muzyka, jaką gra grupa to ciężki i przebojowy heavy metal z krwi i kości, okresowo zbliżający się do powera (jak choćby w szybkim Made Her Mine). Generalnie muzyka niezwykle zaraźliwa a takie numery jak Father I Have Sinned, Feal the Zeal czy wspomniany wyżej długo siedzą w pamięci po wyłączeniu odtwarzacza. Mam nadzieję, że na kolejnych albumach dziewczyny będą trzymać się tego kierunku i nie pójdą w kierunku bardziej radiowego grania.

W podobnym stylu, choć w bardziej klasycznym (albo ejtisowym) stylu gra niemiecki Kissin' Dynamite, który dziś reprezentuje dynamiczny, zadziorny The Best is Yet to Come.

W kategorii rock progresywny natomiast macie dwa już dobrze (mam nadzieję Wam znane utwory symfoniczno-folkowego zespołu Kaipa i jedną nowość a mianowicie bardzo przyjemną, refleksyjną kompozycję Icarus Eyes brytyjskiego Kepler Ten - bandu, którego twórczość zamierzam w najbliższych dniach intensywnie eksplorować.

Na zakończenie jeszcze ukłon w stronę fanów pagan folku - Damh the Bard. Piszę o jego muzyce od kilku tygodni ale tym razem wkręciłem się nią na maksa i na playliście macie aż 4 utwory tego niesamowitego artysty. Moją szczególną uwagę zwrócił ostatnio utwór How Can We Believe (That We Own It All)?  będący dość gorzką refleksją na temat tego, jak ludzie traktują środowisko naturalne. Właśnie teksty są mocną stroną twórczości tego brytyjskiego barda, bardzo refleksyjne i pełne emocji. Niby ani rock ani metal ale nie potrzeba elektrycznych gitar i soczystej perkusji by trafić do mojego serca.

Tym stwierdzeniem pozwolę sobie zakończyć dzisiejszy wpis. Łapcie link do playlisty i miłego odsłuchu. Bywajcie.

Playlista: 21.07.2024

piątek, 19 lipca 2024

Frogs&Toads - Playlista Tematyczna

 


Jednym z pierwszych artykułów na tym blogu, był ten poświęcony zespołom posiadającym w nazwie słowa Mammoth i Elephant (tu). Dziś po prawie 1,5 roku od tamtego dnia, wracam z podobnym postem. Tym razem na tapetę wziąłem inny ciekawy zestaw kapel - te nazwane na cześć żab (Toad) i ropuch (Toad). Efektem moich poszukiwań jest licząca 33 utwory playlista, nieco bardziej zróżnicowana stylistycznie niż za pierwszym razem. A oto wybrani przeze mnie artyści:

1. Froglord - hipnotyzujące połączenie bagiennych riffów, brzęczących gitar i chrypy w głosie wokalisty. Muzycznie mamy tu do czynienia ze stoner/doomem, coraz bardziej oddalającym się w psychodeliczne rejony. Na 4 albumach długogrających i licznych singlach czy EPkach dostajemy opowieść o Froglordzie, niezwykłym stworzeniu strzelającym laserami z oczu. Czy taki opis zachęci Was do zapoznania się z tą muzyką? Mam nieśmiałą pewność, że tak :) 

2. Toad - legenda szwajcarskiego ciężkiego grania. Założony w początkach lat 70-ych hard rockowy zespół można śmiało uznać za przedstawiciela tzw proto-metalu. Ciężkie, brudne gitary, mocny wokal, psychodeliczny nastrój a w późniejszym okresie działalności coraz więcej bluesowych nawiązań - to wszystko sprawia, że obcowanie z tą muzyką jest prawdziwą gratką dla każdego badacza początków muzyki metalowej.

3. The Kings of Frog Island - angielskie stoner rockowe trio, znane z ciężkich riffów i zamiłowania do sountracków z filmów grozy. Pomimo wielu przetasowań w składzie, zespół jest nadal aktywny a każdy kolejny album to kawał dobrego, psychodelicznego grania

4. Toad Planet - alt-rockowo/psychodeliczna kapela zza naszej południowej granicy. Na wydanym niedawno debiutanckim albumie Bloudim, oprócz mrocznych, rockowych dźwięków odnaleźć możemy również inspiracje hip-hopem, funkiem czy noisem. A to wszystko po czesku. Brzmi intrygująco?

5. Acid Frog - włoska kapela, tworząca niezależny, garażowy, psychodeliczny stoner. W 2017 roku Włosi wydali swoją pierwszą EP-kę zatytułowaną po prostu Acid Frog. Niestety, na obecną chwilę brak informacji o możliwej kontynuacji. Pozostaje więc jedynie zapoznać się z tym dość ciekawym wydawnictwem a zespół potraktować jako muzyczną ciekawostkę

6. Toadliquor - zespół z bardzo długim stażem a tylko dwoma płytami długogrającymi, których wydanie dzieli od siebie, uwaga, 21 lat. Na obu płytach pochodzący z Kalifornii muzycy proponują ciężki i przygnębiający doom metal, często zahaczający o sludge'owe brzmienia. Coś dla fanów bardziej ekstremalnych odmian heavy psychu

7. FrogSword - dla odmiany coś lżejszego. Epicki folk metal opowiadający o dziejach Żabiego Królestwa. Można potraktować z lekkim przymrużeniem oka ale muzyka sama w sobie broni się bardzo dobrze

8. Toadeater - niemiecki atmosferyczny post-black metal. Długie, ponure kompozycje niosące ze sobą taki ładunek emocjonalny, że obcowanie z tą muzyką to niemałe przeżycie. Niestety w tym roku zespół ogłosił, że kończy działalność. Szkoda, bo byłem ciekaw ich dalszego rozwoju.

9. Frogge - na zakończenie pewien muzyczny żart. Christopher Bowes i Alessandro Conti w utworze będącym pierwszym przedstawicielem froggresywnego slime metalu. Póki co nie wiadomo, czy to taki jednorazowy żart, czy będzie planowany pełny album. Jeśli lubicie Gloryhammer czy Trick or Treat będziecie się dobrze bawić. 

Poniżej znajdziecie link do wspomnianej na wstępie playlisty. Zachęcam do zapoznania się z twórczością tych wszystkich zespołów. Miłego weekendu i May the Frog be with You!

Playlista: Frogs&Toads

poniedziałek, 15 lipca 2024

08.07-14.07.2024

 


Cóż to był za tydzień! Nie dość, że jeszcze nie osłuchałem się wystarczająco z zeszłotygodniowymi premierami, to w piątek ukazały się kolejne ciekawe wydawnictwa, z których jedno dość mocno zdominowało mój muzyczny weekend. O wszystkim dowiecie się poniżej, przechodzę więc już do głównej części podsumowania.

Zacznijmy od dynamicznego i przebojowego heavy metalu, jaki tworzy niemiecki Kissin' Dynamite. Panowie są już obecni na rynku od kilkunastu lat i z każdym kolejnym albumem dostarczają dużej dawki chwytliwych melodii, nie zapominając o odpowiednim gitarowym ciężarze. Nie inaczej jest na Back with a Bang, który choć może nie ma aż takiej mocy jak wydany dwa lata temu Not the End of the Road, nadal jednak pełen jest energicznych kawałków, takich jak choćby Raise your Glass, The Best is Yet to Come czy utwór tytułowy. Jeśli lubicie melodyjne granie w stylu lat 80-ych to na pewno znajdziecie tu coś dla siebie. 

Nawiązania do melodyjnego heavy metalu czy hard rocka znajdziemy też w muzyce włoskiego Desert Twelve, choć klimat ich utworów jest zdecydowanie bardziej psychodeliczny. Nic dziwnego, że ich drugi album, zatytułowany The Last Dark Wood znalazł się na czerwcowej liście Doom Charts. Na dzisiejszej playliście znajdziecie aż cztery utwory tej kapeli. Mam nadzieję, że taki miks hard rocka ze stonerem i psychodelą, okraszony mocnym głosem Vittorii Ipri przypadnie Wam do gustu. Jak zwykle zachęcam też do śledzenia strony Doom Charts, najlepszego źródła ponurych brzmień w dzisiejszym internecie.

Skoro już jesteśmy przy takich klimatach, to czy zastanawialiście się jak brzmiałby Black Sabbath grający rock'n'rolla? Jeśli tak, to zapoznajcie się z twórczością grupy Duel, która niedawno wydała nowy krążek zatytułowany Breakfast (with) Death. Choć w porównaniu do poprzednich wydawnictw kapeli, teraz potrzebowałem nieco więcej czasu by się odpowiednio wkręcić w tę muzykę, to nadal jest to kawał solidnego, mrocznego choć niezwykle "swingującego" grania, jak choćby w mocno zapadającym w pamięć Satan's Invention.

Ponury hard rock z delikatnymi doom metalowymi akcentam - tak swój nowy singiel scharakteryzowało szwedzkie Avatarium, które dość niespodziewanie ogłosiło wydanie nowego albumu. Przyznam, że jak dla mnie Long Black Waves to pełnokrwisty, melancholijny doom metal ale ciężko wmawiać autorowi, co tak naprawedę autor miał na myśli. Ważna jest sama muzyka a ta jest naprawdę niezwykła. Jak zresztą zawsze w przypadku tego zespołu. Nie mogę się już doczekać kolejnych singli i premiery całego longplaya.

Mroczna, psychodeliczna muzyka i kobiecy wokal, choć urozmaicone folkowymi elementami to z kolei znaki rozpoznawcze naszej rodzimej TONi, której utwór A dom niewoli zniszcz i spal od kilku tygodni regularnie pojawia się w moich podsumowaniach. Jest to ten rodzaj muzyki, od której nie sposób się oderwać.

Podobnie oddziałuje na mnie muzyka zespołu Kruczy Cień, w którym przebojowy folk-rock łączy się z psychodelicznymi klimatem. Podobnie jak w zeszłym tygodniu, dzisiejsza playlista obfituje w muzykę tej kapeli. Liczę, że dzięki temu choć w niewielkim stopniu przyczynię się do zwiększenia jej popularności, bo to naprawdę muzyka, którą warto znać i śledzić dalszy rozwój zespołu. 

Z folkowego grania ponownie wrzucam kilka utworów Bathory z płyty Nordland I. Pomyśleć, że lata temu, gdy pierwszy raz jej słuchałem wydawała mi się "przefolkowana". Czasy się zmieniają, człowiek również.

Lata temu, gdy czułem się prawdziwym trve metalowcem nie zwróciłbym też uwagi na muzykę typowo folkową, jaką tworzy chociażby Damh the Bard. Te ballady śpiewane przy akompaniamencie gitary akustycznej, fletu czy innego ludowego instrumentarium są tak niesamowicie klimatyczne i przepojone pewną magią, że można ich słuchać godzinami. Najnowsza płyta muzyka, Raise the Flag of Green już od pierwszych dźwięków zapewnia nam prawdziwą muzyczną ucztę. Nic dziwnego, że utwór tytułowy był najczęściej słuchaną przeze mnie piosenką tego tygodnia.

Nawiązania do muzyki ludowej odgrywają też dużą rolę w twórczości szwedzkiej Kaipy. Ta progrockowa ekipa z wieloletnim stażem słynie z rozbudowanych, skomplikowanych ale niesamowicie trafiających do ucha i serducha słuchacza. Nie inaczej sprawa ma się z najnowszą płytą, Sommargryningsljus, na której znajdziemy takie arcydzieła symfonicznego prog-rocka jak A Spiderweb Train, Songs in Our Hands czy nieco bardziej kompaktowy (tylko 9 min z hakiem), mój absolutnie ulubiony Seven Birds. Jeśli interesują Was takie klimaty a nie mieliście jeszcze do czynienia z twórczością Kaipy to radzę szybko nadrabiać zaległości. Nie pożałujecie.

Przejdźmy teraz do strefy heavy/power metalu, gdzie znajdziemy nawiązujący do mitologii Cthulhu i innych opowieści Lovecrafta polski zespół Crystal Viper, niemiecki dark power metalowy Orden Ogan czy śpiewające o piratach, symfoniczno-powerowe Visions of Atlantis, którego ostatni album z odsłuchu na odsłuch coraz bardziej zyskuje mój szacunek. W tym tygodniu wrzucam Wam już trzy utwory kapeli a kto wie, ile ich będzie w następny poniedziałek? 

Na pograniczu hard rocka, heavy i power metalu utrzymywał się zawsze niemiecki Axxis, zespół, który miał zadatki na naprawdę wielką karierę ale w latach 90-ych (jak wiele bardziej znanych kapel) nieco się pogubił. Wraz z nowym stuleciem ich muzyka wróciła na właściwe tory (po kilku niezbyt udanych eksperymentach) ale tego wow, jakie nastąpiło po wydaniu debiutu nie udało się już powtórzyć. Dla mnie jednak jest to bardzo ważny zespół i nie przymierzając, chyba jeden z trzech ulubionych. Tak więc z niecierpliwością czekałem na nową płytę Axxisa i powiem Wam, że po trzech dniach spędzonych z Coming Home jestem zachwycony. Berniemu i spółce udało się na jednej płycie zebrać wszystkie mocne punkty i style, jakie przez lata reprezentowali, mamy więc i typową power metalową galopadę w Legends of Phantasia i również szybką ale bardziej hard-rockową Atlanticę. Genrealnie jednak, nie ważne jaki jest styl danej piosenki, ważne że słuchacz nadal czuje, że to po prostu Axxis. I to jest chyba najważniejsze. 

Na zakończenie jeszcze jeden utwór, którego może się po mnie nie spodziewaliście ale raz na jakiś czas lubię wracać do twórczości Stana Borysa. Artysta znany jest zarówno z gatunku poezji śpiewanej, gdzie w bardzo ekspresyjny sposób interpretuje utwory klasyków polskiej literatury jak i współpracy chociażby z bigbitowym zespołem Bizony. W latach 60-ych i 70-ych był jednym z najciekawszych wokalistów na polskiej scenie muzycznej a wykonanie w 1973 roku na Festiwalu w Opolu utworu Jaskółka Uwięziona zapewniło mu nieśmiertelną sławę. Stan Borys nigdy nie ukrywał smykałki do muzyki rockowej i wiele z jego piosenek doczekało się bardziej energicznych, gitarowych wersji. Tak stało się też ze wspomnianą wcześniej Jaskółką, która w rockowym antruażu nabiera jeszcze więcej mocy, muzycznie zbliżając się nawet do estetyki gotyckiej. I ja tę właśnie wersję uwielbiam i dziś dzielę się nią z Wami. 

I tu kończy się dzisiejsze podsumowanie. Zapraszam do odsłuchu playlisty i komentowania, czekam też na jakieś ciekawe polecenia z Waszej strony. Pozdrawiam!

Playlista: 14.07.2024

piątek, 12 lipca 2024

Muzyczna Mapa Świata - Ameryka Południowa

 


W Europie wszyscy emocjonują się nadchodzącym finałem mistrzostw Starego Kontynentu. Fani piłki nożnej wiedzą jednak, że równolegle odbywa się czempionat w innej części świata. Mowa oczywiście o Copa America, w finale którego (również w niedzielę) zmierzą się Argentyna z Kolumbią. Korzystając z okazji chciałbym przyjrzeć się bliżej rockowo-metalowej scenie tego kontynentu. Podobnie jak w przypadku dwóch poprzednich artykułów z tej kategorii, każdy kraj reprezentuje jeden wykonawca, nie zawsze najbardziej kojarzący się z danym państwem. 

Jak zobaczycie poniżej, ważną rolę w muzyce Ameryki Południowej odgrywają elementy miejscowego folkloru, ubrane czy to w szaty power czy doom metalowe. Jest to dość często powtarzający się motyw, który znamy choćby z muzyki pominiętej w tym zestawieniu (dość świadomie) Sepultury. Jeśli jednak myślicie, że na dzisiejszej playliście królują same folk/power metalowe galopady to jesteście w błędzie. Mamy tu bowiem i symfoniczny prog-rock rodem z lat 70-ych jak i przedstawicieli nowoczesnych odmian metalu. Liczę, że docenicie tę różnorodność i będziecie wracać często do wybranych przeze mnie artystów. 

A oto lista utworów. Jest i 13, zgodnie z geopolitycznym podziałem, który do Ameryki Południowej zalicza również wyspiarskie państwo Trynidadu i Tobago


Argentyna - Skiltron - folk/power metal

Boliwia - Godless in Grace - alt-metal

Brazylia - Aquaria - symphonic power metal

Chile - Blackflow - epic doom metal

Ekwador - Black Sun - power metal

Gujana - Feed the Flames - groove metal

Kolumbia - Aura Ignis - power metal

Paragwaj - Flou - alt-metal

Peru - Kranium - folk/doom metal

Surinam - Asylum - groove metal/metalcore

Urugwaj - DRAMA - symphonic prog-rock

Trynidad i Tobago - Orange Sky - reggae metal 

Wenezuela - Arkangel - hard rock/heavy metal


Poniże jak zwykle link do playlisty. Miłego odsłuchu i niezwykłych piłkarskich emocji w weekend, tak dla fanów Euro jak i Copa America. 

Playlista: Musical World Atlas - South America


poniedziałek, 8 lipca 2024

01.07-07.07.2024

 

Jak co poniedziałek czas na muzyczne podsumowanie tygodnia. Na dzisiejszej playliście znajdziecie zarówno znane od dłuższego czasu utwory jak i sporo nowości. Liczę, że uda mi się Was zaciekawić a może i nawet zaskoczyć. Zaczynajmy.

Na początek może w skrócie, to co mi w duszy gra nieprzerwanie od paru tygodni, czyli power metalowe Rhapsody of Fire i niezwykła, psychodeliczna, trudna do sklasyfikowania TOŃ, tradycyjny heavy w wykonaniu projektu Elle Tea i symfoniczny rock progresywny od Amerykanów z IZZ. Myślę, że o tych artystach napisałem już wszystkie dobre słowa jakie miałem w arsenale, natomiast chyba najlepszą rekomendacją jest to, że mimo upływającego czasu (i wielu świetnych premier po drodze), nadal bardzo chętnie do nich wracam. 

No dobrze, padło już stwierdzenie wiele świetnych premier, co więc konkretnie mam na myśli? Zacznijmy od epickiego doom metalu i duńskiego Altar of Oblivion. Panowie już w zeszłym roku na EP-ce Burning Memories pokazali, że mimo kilkuletniej przerwy wydawniczej nie zapomnieli jak się pisze podniosłe, pełne patosu i zadumy dźwięki. W tym roku na pełnoprawnym longplayu, zatytułowanym In the Cesspit of Divine Decay pokazują, że tradycyjny doom metal w najlepszym wydaniu można grać po obu stronach "cieśnin duńskich". Fani Candlemass i powolnych galopad (kradnę to określenie pani redaktor z Epoki Żelaza) będą zadowoleni. Na playliście macie aż 4 utwory kwintetu, więc będziecie mogli wyrobić sobie swoje własne zdanie na ten temat.

Ci, którzy wolą szybsze galopady powinni zaciekawić się nowym krążkiem polskiego Crystal Viper. The Silver Key to głównie szybkie, balansujące na granicy heavy i power metalu kompozycje, osadzone w świecie opowiadań Lovercrafta. Takie połączenia lubię, co potwierdza fakt, że najczęściej słuchanym przeze mnie utworem w zeszłym tygodniu było Heading Kaddath, inspirowane moim ulubione dziełem samotnika z Providence

Power metal to też Visions of Atlantis, grupa na czele której stoi dwójka wokalistów - Clementine Delauney i Michele Guaiatoli po raz drugi zabiera nas w świat pirackich opowieści. Przyznam, że pierwsze single zapowiadające Pirates II - Armada nie były jakoś mocno przekonywujące, ale gdy niedawno ukazała się bardziej balladowa Tonight I'm Alive odzyskałem wiarę w tej projekt. Dziś, gdy jestem już po kilku odsłuchach całego albumu mogę powiedzieć, że jest to bardzo solidne wydawnictwo i powinno spodobać się każdemu fanowi czy to power czy pirate metalu.

Z drugiej strony mamy też trochę eterycznej, psychodelicznej muzyki, tak polskiej jak i zagranicznej. Z tej pierwszej grupy w dalszym ciągu namawiam Was na zapoznanie się z twórczością Traces to Nowhere, gdzie znajdziecie ponure, dźwiękowe pasaże, przejmujące saksofonowe wstawki czy ocierające się nieraz o szept wokale. Podobnie rzecz ma się na nowej EP-ce Reminy. Side-projekt znanej choćby z współpracy z szwedzką ikoną doom metalu Draconian, Heike Langhans to ciężka, przytłaczająca swoją melancholią muzyka, w której wisienką na torcie jest niezwykły, można by rzec magiczny wokal Heike, okazjonalnie wspierany tłustym, męskim growlingiem. Z trzech dostępnych na Erebus utworów szczególnie do serca trafiły mi Cinderfall i Siren's Sleep, dostępne na dzisiejszej playliście. 

Jak już wspomniałem tu i ówdzie na Facebooku, stosunkowo sporo w dzisiejszym podsumowaniu jest elementów folkowych, przetwarzanych i interpretowanych na różne sposoby. Po pierwsze szwedzka Kaipa, inkorporująca elementy ludowe i symfoniczne do swojego prog-rockowego rdzenia. Pod koniec czerwca zespół wydał swój nowy, piętnasty już album Sommargryningsljus, na którym kontynuuje obraną lata temu strategię. Zawarte na płycie utwory, nieraz długie, ponad dziesięcio-minutowe malują piękne, północne pejzaże co w połączeniu z tekstami, nieraz bajkowymi lub nieco surrealistycznymi sprawia, że odsłuch tego albumu to uczta dla wielu zmysłów. Nic dziwnego, że odkąd poznałem ich muzykę, Kaipa jest jedną z moich ulubionych prog-rockowych ekip. 

Następnie mamy legendę viking metalu Bathory i utwory z pierwszej części Nordland i niemiecki country metal (jak to brzmi) Dezperadoz (nowy album Moonshiner) a także coś zupełnie z innej beczki - Damh the Bard. Muszę przyznać, że dawno nie słuchałem tego brytyjskiego, nomen omen barda, snującego swoje prastare opowieści przy akompaniamencie gitary akustycznej. Tak dawno, że umknęła mi wiadomość, że w maju tego roku ukazała się jego nowa płyta. W tym tygodniu więc na pewno zasiądę do odsłuchu Raise the Flag of Green, zanim jednak to polecam Wam starszy utwór, pochodzący z 2008 roku Pagan Ways, dobrze ilustrujący tak filozofię samego Damha jak i stan współczesnego społeczeństwa i budzącą się w nas tęsknotę za czymś prastarym, autentycznym.

Na koniec zaś zostawiłem sobie moje najciekawsze, od czasów Toni, muzyczne odkrycie. Chodzi o Kruczy Sen, zespół, który podobnie jak wspomniana wcześniej Toń, łączy elementy folkowe z chociażby stonerowymi. Co prawda, ten pierwszy zespół obraca się bardziej w doomowych, psychodelicznych rejonach, natomiast największy atut Kruczego Snu to jego melodie, chwytliwe, zapadające na długo w pamięć. Poza tym duży szacunek dla wokalistki, która bardzo dobrze operuje głosem, czasem lirycznym a czasem, jak choćby w Odrodzeniu, nadając mu drapieżnego, szalonego wręcz klimatu. Odkrycie, jak to większość odkryć, dokonane przez przypadek ale już od pierwszego odsłuchu ich debiutanckiego albumu - Pierwszy lot,  nie mogłem oderwać się od tej muzyki. Tego życzę też i Wam, umieszczając na liście aż 4 utwory zespołu.

Ok, chyba nikogo nie pominąłem. Mam nadzieję, że wybrane przeze mnie utwory Wam się spodobają i przez kolejny tydzień będziecie się zasłuchiwać, czy to w folkowych czy psychodelicznych dźwiękach. Poniżej link do playlisty, czekam na Wasze komentarze i polecajki. Bywajcie!

Playlista: 07.07.2024

piątek, 5 lipca 2024

Czerwiec 2024 - Podsumowanie Miesiąca

 


Minęło już pół 2024 roku, przesilenie letnie za nami, dzień choć nadal długi powoli zaczyna się skracać. Nie skraca się natomiast czas, jaki można poświęcić na słuchanie dobrej i wartościowej muzyki. Mam też nadzieje, że i Wy wygospodarujecie trochę czasu by zapoznać się z zespołami, które były minw czerwcu najbliższe. A chciałbym wyróżnić następujących wykonawców:

Rhapsody of Fire - za to, że nigdy mnie nie zawodzi a najnowszy album zespołu Challenge the Wind to świetny przykład zarówno wierności tradycji symfonicznego epic power metalu jak i otwarcia się na nowe, bardziej progresywne inspiracje

Bathory - za całokształt twórczości i wpływ, jaki twórczość Quorthona wywarła na szeroko pojętą muzykę metalową, i tę ekstremalną i tę folkową

Barock Project - za rock progresywny wierny klasycznym (a w zasadzie barokowym) regułom kompozycyjnym, za szantowe elementy w Lost Ship Tavern i ważne przesłanie Propagandy. A to tylko dwa z dwunastu niezwykłych utworów z płyty Time Voyager

TOŃ - za niezwykle muzyczne fuzje, psychodeliczny klimat, dekadenckie teksty i hipnotyzujące melodie. Wszystko to sprawia, że premiera Korzeni to jedno z najważniejszych wydarzeń na polskiej scenie muzycznej

Konstelacje - za świetny album Zenit, na którym jest miejsce i na cięższe brzmienia i eteryczne pasaże, i na growling i na rap a przede wszystkim na wysokiej klasy muzykę rockową 

IZZ - za wielowarstwową, ambitną symfoniczno-progresywną muzykę jaką znajdziemy na Collapse the Wave, nowym albumie amerykańskiej grupy, której premiery zupełnie się nie spodziewałem a z miejsca porwała mnie na długie godziny

Evergrey - za kolejny album, który udowadnia, że mimo zmieniających się mod, szwedzka ekipa nadal mocno trzyma się w ścisłej czołówce metalu progresywnego. I oczywiście za Jonasa w Cold Dreams - naprawdę przyjemne zaskoczenie

Moonspell - za Irreligious, album którego piękno dostrzegłem dopiero 28 lat po premierze (i 14 lat po pierwszym kontakcie z muzyką kapeli). Shame on me...

DreamGate - za solidny debiutancki album pełen melodyjnego power metalu. Włosi co prawda Ameryki nie odkryli ale w granicach gatunku poruszają się bardzo sprawnie i z sercem a to przecież najważniejsze 

Nestor - za bezkompromisowy, energiczny i przebojowy hard rock. Chciałem napisać coś więcej ale chyba w tym pierwszym zdaniu zawarta jest najlepsza rekomendacja tej szwedzkiej kapeli

Elle Tea - za wierne odtwarzanie ducha tradycyjnego heavy metalu lat 80-ych. The Past From Which I Ran wbrew nazwie nie ucieka od przeszłości ale pokazuje zarazem świeżość i energię, która potrafi być bardzo zaraźliwa 

Crypt Sermon - za powrót z nowym albumem po kilku latach ciszy. The Stygian Rose to epicki doom metal, który polecam każdemu fanowi choćby Candlemass. Ja się do tej grupy zaliczam i często zanurzam w te podniosłe dzwięki 

Francesco and the Black Swans - za oryginalny, psychodeliczny prog-rock, poruszający w warstwie tekstowej problemy społeczne, psychiczne czy polityczne. Jeżeli szukacie płyty, która poruszy Was do głębi to zwróćcie swą uwagę na La Vie En Rose, będziecie zadowoleni

Sleep - za stoner/doom, gdyż gdyby nie Sleep, gatunek ten nie miałby takiego kształtu jaki ma dziś 

Utwory tych wymienionych powyżej 14 zespołów znajdziecie na playliście, do której link jak zwykle znajdziecie poniżej. Mam nadzieję, że któryś z nich wejdzie na stałe do Waszych playlist. A jeśli Wy chcecie mi polecić jakiś niezwykły kawałek, czekam na polecenia i komentarze. Udanego weekendu, trzymajcie się!


poniedziałek, 1 lipca 2024

24.06-30.06.2024

 


Pierwszy dzień lipca i nowego tygodnia zarazem. Nim przystąpię do podsumowania całego czerwca, dziś czeka nas zwyczajny, cotygodniowy raport. W nim muzyka zarówno epicka i energiczna, ekspresyjna jak i eteryczna. O wszystkim opowiem Wam po kolei. 

Zacznijmy od tych bardziej dynamicznych dźwięków, czyli bardzo mocno zakorzenionego w tradycji heavy metalowego projektu Elle Tea. Na swojej drugiej płycie Leonardo Trevisan zawarł to co w gatunku najlepsze, gitarowe tremolo, szybkie tempa i zapadające na długo w pamięć melodie. A wszystko nagrane jakby na żywo, bez przesterów i dopieszczania brzmień - czuć ten naturalizm i jest to jak najbardziej pozytywną cechą. Dziś na playliście znajdziecie aż pięć numerów z The Past From Which I Ran,  z czego najbardziej polecam utwór tytułowy, śpiewany zarówno po włosku jak i angielsku In Memories I Roam czy akustyczny, magiczny Paper Sailed Ship. Jeżeli jeszcze nie słuchaliście tej płyty ani wydanego rok temu debiutu, radzę szybko nadrabiać zaległości. Naprawdę warto.

Włochy to również ojczyzna mojego ulubionego zespołu Rhapsody of Fire. Grupa, funkcjonująca w pierwszej lidze power metalu od prawie 30 lat nie zawodzi i na najnowszym albumie Challenge the Wind prezentuje wysoką formę, momentami zbliżając się coraz bardziej do progresywnych brzmień ale nie tracąc nic ze swojej magii i przebojowości. I choć od premiery minęło już kilka tygodni, to album ten nadal często gości w moich głośnikach.

Jeśli jesteśmy już przy epickiej muzyce to jak najbardziej należy wspomnieć o Bathory, zespole który przecierał szlaki wielu folk czy viking metalowym zespołom. Ostatnio dość często zasłuchiwałem się w kilku albumach szwedzkiego projektu, zwłaszcza moim ulubionym Blood on Ice ale musze przyznać, że również rzadziej słuchany przeze mnie Hammerheart to kawał dobrej, klimatycznej muzyki.

Ciekawą muzykę tworzy niemieckie Dezperadoz, do tradycyjnego heavy metalu wplatając elementy stylów country&western. Moonshiner, nowa płyta zespołu utrzymana jest w typowym dla niego stylu, jest melodyjnie, jest skocznie i czuć ten klimat Dzikiego Zachodu. Dziś możecie zapoznać się z trzema utworami z tego krążka, jestem ciekaw czy taki miks gatunków Wam odpowiada.


Warta uwagi premierą jest też The Silver Key polskiej grupy Crystal Viper. Ten łączący szybki heavy metal z elementami powera skład po raz drugi zabiera już nas w świat opowiadań H.P. Lovecrafta. Jestem póki co po kilku jedynie odsłuchach ale już czuję, że krążek ten ma naprawdę duży potencjał. 

Z innych nowości warto wspomnieć o Harpazo, nowej metalowej operze, w której słyszymy m.in. DC Coopera czy Christiana Liljegrena z grupy Narnia. Nowy krążek w piątek wydała też szwedzka Kaipa, która wraz z wspominanymi już kilkukrotnie w ostatnich artykułach IZZ i Barock Project stanowi dziś niewielką reprezentację progresywnego rocka.

Podobnie jest z doom metalem, gdyż tu mamy świeżutki album Altar of Oblivion jak i nieco starszy (dwa tygodnie ;) ) trzeci krążek Crypt Sermon.

Nowością na mojej playliście jest też utwór pochodzący z nowej płyty stoner rockowego Greenleaf. The Head & the Habbit premierę miało tydzień temu ale z powodu różnych niezależnych ode mnie czynników nie mogłem poświęcić mu zbyt wiele czasu. Tym razem udało się nadrobić te zaległości i mogę Wam z czystym sercem polecić tak cały krążek jak i najbardziej przemawiający do mnie Oh Dandelion.


Wspominałem na początku że w dzisiejszym podsumowaniu znajdzie się też miejsce dla muzyki ekspresyjnej i eterycznej. Oba te warunki spełnia nasza rodzima TOŃ, której debiut Korzenie robi prawdziwą furorę w polskim internecie. Niezwykły miks gatunków, gdzie obok stonera i psychodelii mamy elementy folkowe i progresywne robi na słuchaczu naprawdę wielkie wrażenie. 

Dzisiejsza playlista generalnie jest dość bogata w utwory polskich wykonawców - znajdziecie na niej i alt-rockowe Konstelacje, art-rockowe RSC czy post-rockowe Traces to Nowhere

Na zakończenie jeszcze jeden bardzo eteryczny i przejmujący utwór - Darker than Black zespołu Frayle, którego wokalistka Gwyn Strange swym głosem potrafi stworzyć niezwykły, oniryczny i ponury klimat. Jeśli szukacie dobrego doomgaze'u to z całego serca polecam Wam tę ekipę, która aktualnie wytrwale pracuje nad swoim trzecim albumem.

I to już wszystko na dziś. Mam nadzieję, że w wybranych przeze mnie utworach znajdziecie i energię i eteryczny klimat, miło spędzając czas na ich odsłuchu. Poniżej link do playlisty. Trzymajcie się mocno!




Najpopularniejsze