Myślą przewodnią bloga jest dzielenie się moimi gustami muzycznymi z innymi, w duchu starego dobrego last.fm. Prezentuję na nim krótkie, cotygodniowe podsumowania aktualnie słuchanej muzyki, rankingi i zestawienia połączone jakimś tematem przewodnim. Do każdego postu staram się dołączyć link do dedykowanej mu playlisty na Spotify. Zapraszam do lektury szczególnie miłośników ciężkich brzmień - rocka i metalu.
piątek, 30 maja 2025
Maj 2025 - Podsumowanie Miesiąca
poniedziałek, 26 maja 2025
19.05-25.05.2025
piątek, 23 maja 2025
Herbie Langhans - Playlista Tematyczna
Dwa dni temu swoje 50-e urodziny obchodził niezwykle utalentowany niemiecki wokalista Herbie Langhans. Z tej okazji, a także biorąc pod uwagę, że jego głos słyszymy w wielu bardzo lubianych przeze mnie zespołach, dzisiejszy artykuł postanowiłem właśnie poświęcić jemu. Na początek, już tradycyjnie, krótka notka biograficzna.
Herbie Langhans urodził się 21 maja 1975 roku w mieście Gifhorn w Dolnej Saksonii. Muzyką interesował się już od dziecka. Mając 14 lat dołączył w roli gitarzysty rytmicznego do zespołu The Preachers, działającego w Wolfsburgu. W 1990 roku nagrał z nimi swój pierwszy długogrający album. Dwa lata później zespół zmienił nazwę na Seventh Avenue a Herbie zadebiutował w roli wokalisty. W latach 1995-2012 wydali wspólnie 6 albumów studyjnych, niestety zespół zawiesił działalność. Na szczęście od kilku lat działa złożona z byłych członków wspomnianej wyżej kapeli grupa Radiant obracająca się w klimatach melodyjnego metalu/hard rocka.
W 2005 roku Herbie dołączył do power metalowego zespołu Sinbreed (wtedy jeszcze pod nazwą Neoshine), założonego m.in. przez perkusistę Blind Guardian - Frederika Ehmke. Nagrał z nimi trzy płyty, z czego druga - Shadows - była moim pierwszym spotkaniem z artystą i do dziś pozostaje jednym z ulubionych power metalowych albumów drugiej dekady XXI wieku.
W 2010 roku został członkiem prog-metalowego Beyond the Bridge, którego debiut, wydany dwa lata później The Old Man and the Spirit zdobył uznanie prasy i słuchaczy. Niestety nagła śmierć klawiszowca Simona Oberendera postawiła przyszłość zespołu pod znakiem zapytania. Mimo deklaracji o chęci dalszego grania grupa aktualnie jest w zawieszeniu.
W 2015 roku Tobias Sammet zaprosił Herbiego do udziału w nagraniach nowego albumu Avantasii, zatytułowanego Ghostlights. Wystąpili razem w utworze Draconian Love, w którym zamiast swojego charakterystycznego zachrypłego falsetu, Herbie śpiewa wręcz aksamitnie. Powiem Wam, że gdybym nie spojrzał w creditsy, nigdy bym nie zgadł że to nasz dzisiejszy bohater. Do współpracy z Sammetem powrócił po kilku latach i dziś jest jednym z etatowych członków koncertowego cyrku Avantasii.
W latach 2017-20 zastępował Davida Readmana w roli wokalisty heavy/power/hard rockowego zespołu Voodoo Circle. Jego głos możemy usłyszeć na pochodzącej z 2018 roku płycie Raised on Rock.
Wszystkich tęskniących za Sinbreedem z Langhansem za mikrofonem na pewno ucieszył jego angaż do szwedzkiego zespołu The Lightbringer of Sweden. Oba wydane do tej pory albumy (a w drodze już trzeci) to wysokiej jakości, szybki i drapieżny power metal.
Dużym wydarzeniem na power metalowej scenie było też ogłoszenie Herbiego Langhansa nowym wokalistą greckiego Firewind. Z ekipą dowodzoną przez znanego gitarzystę Gusa G. wokalista współpracuje po dziś dzień a wspólnie mają na koncie już dwa albumy studyjne - Firewind i Stand United.
Oprócz wspomnianych powyżej kapel, Herbie jest również wokalistą power metalowego Sonic Haven i Ryffhuntr, będącego coverbandem grającym przeboje z lat 80-ych.
Jak to bywa w przypadku większości artystów, którym poświęcam osobne wpisy, także i Herbie Langhans ma na koncie wiele występów gościnnych. Z irańskim Whispers in Crimson nagrał nawet cały album - Suicide in B Minor. Warto zapamiętać tę nazwę (choć grupa prawdopodobnie zawiesiła swoją działalność), gdyż jest to chyba jeden z niewielu, jak nie jedyny, prog/power metalowy zespół z tego kraju.
Bardzo często wokalista angażuje się w power metalowe opery. Poza najbardziej znaną, wspomnianą już wyżej Avantasią, warto wymienić uwielbianą przeze mnie Marius Danielsen's Legend of Valley Doom czy projekt holenderskiego klawiszowca, Gideona Ricardo - Woods of Wonders, gdzie na jednej płycie zebrana jest cała śmietanka europejskiego power metalu (i nie tylko).
Podsumowując, Herbie Langhans to niezwykle utalentowany i ceniony wokalista. Zachęcam do zapoznania się z sylwetką artysty jak i współtworzoną przez niego muzyką. Do artykułu jak zwykle dołączam playlistę, na której znajdziecie wszystkie gościnne występy wokalisty a także subiektywnie wybrane, najlepsze utwory zespołów, z którymi współpracuje lub kiedyś współpracował. Dla fanów hard rocka, power/heavy i symfonicznego metalu powinna to być nie lada gratka. Link poniżej a ja życzę udanego weekendu!
Playlista: The Best of Herbie Langhans
poniedziałek, 19 maja 2025
12.05-18.05.2025
piątek, 16 maja 2025
Cobras & Vipers - Playlista Tematyczna
Czy ktoś z Was zastanawiał się kto będzie bohaterem kolejnego artykułu z mojej "zwierzęcej" serii? Już spieszę z odpowiedzią. Mieliśmy już przedstawicieli ssaków, płazów i mięczaków, czas więc skupić się na kolejnej gromadzie, tym razem gadach. A jakie inne gady (poza dinozaurami) oczywiście wzbudzają tyle emocji co węże? Quetzalcoatl. Jormungand, Apophis... Długo by wymieniać wszystkich bogów, którzy przyjmowali wężowe postaci. Wśród rockowych i metalowych muzyków zwierzęta te również cieszą się sporą popularnością, nic więc dziwnego że znajdziemy ich w nazwie niejednej kapeli. Dziś skupimy się na dwóch konkretnych gatunkach - kobrach i żmijach. A oto sylwetki ośmiu interesujących zespołów, które w nazwie mają właśnie słowo "cobra" bądź "viper".
1. King Kobra - amerykański zespół heavy/glam metalowy, najbardziej znany z hitu Iron Eagle (Never Say Die) nagranego na potrzeby filmu o tym samym tytule. Przez lata skład zespołu zmieniał się wielokrotnie ale nie miało to większego wpływu na jakość muzyki, która tak w latach 80-ych jak i 20-ych XXI wieku jest zarówno melodyjna i przebojowa jak i soczyście gitarowa
2. Crystal Viper - jeden z naszych hitów eksportowych i aktualnie chyba najlepsza rodzima kapela obracająca się w estetyce heavy/power metalowej. Charakterystyczna chrypa świetnej Marty Gabriel, szybkie i zadziorne numery i osadzone w literaturze sci-fi, horror, fantasy teksty spodobają się każdemu miłośnikowi klasycznego grania w stylu Accept, Helloween czy Running Wild.
3. Year of the Cobra - psychodeliczno/stonerowo doom metalowy duet złożony ze śpiewającej basistki i perkusistki. Niech Was jednak nie zwiedzie ten instrumentalny minimalizm, Państwo Barrysmith potrafią z niego wycisnąć mnóstwo przejmująco pięknej i melancholijnej muzyki, którą znajdziecie m.in. na trzech dotychczas wydanych albumach studyjnych, z czego ostatni, zatytułowany po prostu Year of the Cobra jest jednym z moich ulubionych krążków pierwszej połowy tego roku
4. Deadly Vipers - fuzz/desert rockowy kwartet z południa Francji. W ich muzyce czuć wręcz namacalnie duszne, gorące wiatry smagające suche i piaszczyste zbocza pirenejskich szczytów.
5. Cobra Spell - hard-rockowo/metalowa bestia założona w 2019 roku w Holandii przez byłą gitarzystkę m.in. Burning Witches i Crypta - Sonię Anubis. Aktualnie dziewczyny (i jeden rodzynek w postaci gitarzysty Adriego Funeraillesa) rezydują w Hiszpanii skąd wysyłają w świat drapieżne i przebojowe dźwięki pełne tekstów o miłości, seksie, buncie i pożądaniu. Jest ogień!
6. Viper - legenda brazylijskiego metalu, działająca z przerwami od 1985 roku, jeden z pierwszych w Ameryce Południowej zespołów speed/power metalowych. To właśnie tu swoje pierwsze kroki w muzycznym biznesie stawiał nieodżałowany Andre Matos, znany wszystkim jako pierwszy wokalista Angry. Jego głos możemy usłyszeć na dwóch pierwszych płytach kapeli
7. Kobra and the Lotus - kanadyjski zespół heavy metalowy dowodzony przez utalentowaną wokalistkę i autorkę muzyki Kobrę Paige, ogłoszony w 2012 roku na gali Metal Hammera jednym z najlepszych młodych zespołów heavy metalowych. Na koncie mają sześć dobrze przyjętych przez słuchaczy i krytyków albumów, aktualnie jednak liderka kapeli skupia się na karierze solowej, wydając w 2024 roku swój debiutancki krążek Like No Other
8. Viperwitch - post apokaliptyczny oldschoolowy heavy metal rodem prosto Denver w stanie Colorado. Szybkie, surowe kawałki, dynamiczne wokalne duety Danici "Lynx the Hunter" Minor i Devina Reicha przeplatane instrumentalnymi przerywnikami to znak rozpoznawczy ich debiutanckiego concept albumu pt. Witch Hunt - Road to Vengeance.
Jak patrzę na sylwetki tych ośmiu wykonawców dopiero teraz uderzyła mnie przewaga kobiet za mikrofonem. Cóż, w języku polskim tak kobra jak i żmija są rodzaju żeńskiego, może to jakaś koincydencja? Abstrachując już od płci wokalistów, najważniejsze są i tak emocje, które dana muzyka w nas wzbudza i tu mam nadzieję, że odsłuch przygotowanej przeze mnie playlisty będzie źródłem wielu mocnych i niezapomnianych wrażeń. Dajcie też znać, który z wyżej wymienionych zespołów jest Wam najbliższy i dlaczego?
Z wężowym pozdrowieniem!
poniedziałek, 12 maja 2025
05.05-11.05.2025
W jednym z podręczników do psychiatrii można przeczytać, że afekt jest jak pogoda a nastrój jak klimat. Można to chyba także podciągnąć pod gusta muzyczne. Jeszcze dwa tygodnie temu pisałem, że słucham bardziej "słonecznej i pogodnej" muzyki. Minęło 14 dni a moje muzyczne niebo się zachmurzyło, sposępniało i gdzieniegdzie tylko przymglony blask refleksyjnie muska moją twarz. Jak przekłada się to na podsumowanie tygodnia, zaraz się przekonacie.
Za to zachmurzenie odpowiada przede wszystkim Froglord za sprawą swojej nowej płyty pt. Metamorphosis. Jest to krążek, z którym wiązałem duże nadzieje i w żadnym calu się nie zawiodłem. Gęste i duszne dźwięki, pełne ciekawych i odważnych efektów (harmonijka w Herman, odgłosy przyrody na końcu Emergence of the Toad) wciągają w swój świat niczym bagno (również świetny The Swamp) nieostrożnego podróżnika. I choć ten cały "płazi sztafaż" może komuś wydać się cringe'owy, z minuty na minutę pragniesz pogrążyć się w nim jeszcze i jeszcze głębiej. Także moi drodzy, na okładce Metamorphosis (jak i poprzednich krażków zespołu) powinno pojawić się ostrzeżenie - produkt silnie uzależniający!
Doom metal w różnych odcieniach pojawia się na dzisiejszej playliście niejeden raz. Legenda epickiego doom metalu, szwedzki Candlemass swoje 40-e urodziny postanowiła uczcić okolicznościową EP-ką. Na Black Star mamy 4 utwory, z czego dwa to nowe kompozycje a dwa to covery innych mistrzów gatunku. Może trochę i mało ale broni się jakością. Covery coverami ale bardzo spodobały mi się nowe kawałki - znany już z singla utwór tytułowy i instrumentalny Corridors of Chaos. Często goszczą w moich głośnikach i nie ma póki co widoków, by się to miało zmienić. A jakie są Wasze odczucia na temat tego minialbumu?
Ich rodacy z Cavern Deep w ten piątek również opublikowali nowy album. Na Bodiless (Pt. III) mamy jednak bardziej psychodeliczne podejście do doom metalu, momentami zbliżone do tego znanego choćby z płyt Ahab, choć w znacznie bardziej kompaktowej wersji. Po kilku pierwszych odsłuchach szczególnie zapadł mi w pamięć utwór tytułowy ale pozostałe pięć kompozycji to również "gruz prima sort". Polecam!
Teraz dwoje przedstawicieli atmosferycznego doom metalu bo tak chyba najlepiej określić muzykę prezentowaną przez fiński Red Moon Architect i francuskie Angellore. W przypadku pierwszej kapeli po krótkiej przerwie znów nurzam się w ich najnowszym krążku - October Decay, głównie za sprawą majestatycznego, aż 12-minutowego Decay of Emotions, który wbrew swojej nazwie aż kipi od intensywnych, mrocznych emocji. Co ciekawe, przy pierwszym podejściu do albumu, utwór ten jakoś przeszedł mi bokiem i dopiero teraz odkrywam pełnię zawartego w nim piękna. Angellore również opiera się na tzw systemie pięknej i bestii (czysty śpiew kobiecy i męski growling) i mieszance gothic, death i doom metalu i zamiłowaniu do dłuższych form. Na dzisiejsza playlistę trafił 10-minutowy Still Glowing Ashes, w którym te wszystkie elementy współgrają niemal idealnie tworząc melancholijną, romantyczną całość.
Romantyczność i melancholia to też cechy, którymi można określić muzykę projektu Ols, za którym stoi Anna Maria Olchawa. Poświaty to już trzeci album tej utalentowanej artystki, która w swej twórczości łączy ze sobą różne gatunki, od neo i dark-folku po atmosferyczny post-black metal. Bardzo ważną rolę odgrywaja również poetyckie teksty jak choćby ten z neo-folkowego proch kość liść - mojego absolutnie ulubionego utworu z tej płyty.
Pozostając w refleksyjnych klimatach, choć już bardziej rockowych niż metalowych słów kilka o Love, siedemnastym albumie szwedzkich weteranów progresywnego grania z The Flower Kings. Już tydzień temu pisałem, że to muzyka stworzona do kontemplacji i zdania nie zmieniam. Bogato zaaranżowane, miejscami jazzujące, innym razem ostrzejsze utwory, rozbudowane ale nie ponad potrzebę, korzystające również z dość szerokiego isntrumentarium, spuentowane wokalnym duetem Roine Stolta i Hasse Froberga. Takie muzyczne kolaże to ja rozumiem.
Kontynuuję również podróż przez dyskografię kanadyjskiego Huis, trochę niedocenianego a zdolnego zespołu grającego rock neoprogresywny. Po debiutanckim Despire Guardian Angel przeskoczyłem do płyty numer trzy - wydanej w 2019 roku Abandoned. Mamy tu dziewięć leniwie toczących się, refleksyjnych kawałków wśród których wybijają się na pewno pełen optymizmu We Are Not Alone i bardzo gitarowy, dość ostry jak na standardy zespołu The Giant Awakens. Cała płyta trwa ponad 70 minut ale jest tak umiejętnie zbalansowana, że czas ten mija bardzo szybko i niezwykle przyjemnie.
Ostatnie kilka tygodni dość często gościła u mnie symfoniczna odmiana metalu, pewnie pamietacie wzmianki o Katrze, Epice czy Visionatice. Ta tendencja się utrzymała choć zmienili się główni aktorzy. Tym razem byli nimi Therion i Haggard. Pierwsi to absolutni twórcy gatunku mający na koncie kilkanaście dobrze przyjętych albumów. Spośród nich jednak najmocniej uwielbiam i najczęściej wracam do Lemurii, za jej eklektyczność, przebojowość ale i atmosferę tajemnicy. Drugi zespół to już niemalże mini orkiestra, liczy bowiem sobie ponad dwudziestu członków. Muzycznie mamy tu mieszankę stylów i gatunków, dosłuchując się nawet w jednym utworze elementów tak chamber folku jak i death metalu. Moim ulubionym albumem tej niemieckiej orkiestry jest, jak na razie ostatni a minęło już 17(!) lat Tales of Ithiria, z którego pochodzą epicki Chapter I i piękna aranżacja synth popowego przeboju Hijo de la luna, pierwotnie wykonywanego przez hiszpański zespół Mecano.
Trochę słabiej było z power metalem, gdyż tylko włoski Elvenking z otwierającym ich najnowszą płytę utworem Season of the Owl przebił się na dzisiejszą playlistę. Polecam, jeśli lubicie klimaty fantasy i mieszankę folku z powerem.
Coraz bardziej natomiast podoba mi się nowy krążek kanadyjskiego Harem Scarem. Chasing Euphoria to solidna dawka melodyjnego hard rocka, przy ktorej dobrze bawić się będą tak miłośnicy hair metalu jak i koneserzy AOR-a. Na playliście znajdziecie aż 3 utwory, w tym przebojowy Gotta Keep Your Head Up, który dość niespodziewanie wyrasta na mój ulubiony numer z tej płyty.
Inni przedstawiciele tego typu muzyki w dzisiejszym podsumowaniu to bardziej progresywny Ten z niezwykle charakterystycznym, aksamitnym wokalem Gary'ego Hughesa (Albion Born) i mroczny, satanistyczny, plugawy, przebojowy, teatralny (niepotrzebne skreślić) Ghost, którego reprezentuje chyba najbardziej dynamiczny utwór z nowej płyty - De Profundis Borealis.
Następnie ikona goteborskiej sceny - In Flames i ich najbardziej znany (i zarazem chyba najlepszy z tego bardziej komercyjnego okresu) album Reroute to Remain, na którym znajduje się jedna z moich ulubionych kompozycji zespołu, synth-metalowe Cloud Connected.
Był melodeath, może czas na odrobinę thrashu? Metal Boomer w komentarzu do poprzedniego podsumowania przypomniał mi o albumie Reli XIV mojej ulubionej thrash-metalowej kapeli, nowojorskiego Overkill. W moim prywatnym rankingu plasuje się on gdzieś pośrodku, solidny ale jako całość nigdy mnie nie porywał. Zainspirowany odświeżyłem go sobie i uświadomiłem, że jednak ma kilka bardzo jasnych punktów, jak choćby mocno groove'owy Bats in the Belfry czy nomen omen, oldschoolowo hard-rockowy Oldskool.
Kolejny zespół, Propaghandii to znowu odkrycie ze strony Stoner & Co., gdzie ich najnowsza płyta At Peace trafiła do majowej topki. Zaciekawiony i nazwą i okładką wrzuciłem dodałem ten krążek do kolejki i jakie było moje zaskoczenie, gdy zamiast dusznego stonera dostałem lekko przybrudzony ale jednak rasowy, lewicujący punk rock. I to taki mocno zadziorny. Jak widać pozory mylą a ja takie pomyłki wręcz uwielbiam.
I na koniec, jeszcze jeden gatunek z grona tych, które u mnie ostatnio rzadziej się pojawiają. Tym razem jest to psychobilly i podpatrzeni u Nadajnika Coffinshakers. Od lat w tym gatunku jakoś bliżej mi do zespołów z żeńskim wokalem ale panowie ze Szwecji swoją jakże klimatyczną mieszaniną country rocka, rockabilly i gotycko-horrorowej tematyki pomogli mi przełamać moje płciowe uprzedzenia. Tak przy okazji oznaczania kolejnego już dziś fanpeja naszła mnie pewna refleksja. Czuję, że parafrazując jednego z nas, my "mało bądź średnio-poczytni" blogerzy muzyczni tworzymy pewną charakterystyczną subkulturę ale każdy z nas ogarnia nieco inne spektrum muzyczne i dzięki temu możemy stale inspirować się i odkrywać dziesiątki wspaniałych aczkolwiek mało jeszcze znanych artystów. A wszystko z korzyścią dla naszego stale rosnącego grona czytelników.
Dobra, dość złotych myśli. Czas na muzykę. Wiecie gdzie znaleźć playlistę, życzę miłego odsłuchu i oczywiście zachęcam do dzielenia się swoimi podsumowaniami i poleceniami.
piątek, 9 maja 2025
Rockowe i Metalowe Liturgie Muzyczne - Playlista Tematyczna
Pomysł na ten artykuł chodził za mną już od dawna. Powoli gromadziłem pasujących do koncepcji artystów ale jakoś nigdy nie było odpowiedniego momentu na publikację. W końcu jednak ten dzień nadszedł, bo czy można sobie wyobrazić bardziej adekwatną chwilę niż konklawe i wybór nowego biskupa Rzymu? Tak więc macie przed sobą zestawienie 8 zespołów/projektów muzycznych, które łączą w sobie elementy kościelne i liturgiczne z różnymi odcieniami muzyki rockowo-metalowej. Te inspiracje widoczne są też nie tylko w warstwie dźwiękowej ale też wizualnej, gdyż muzycy występują w strojach wzorowanych na osobach duchownych różnych odłamów religii chrześcijańskiej, często przybierając też pochodzące z łaciny bądź greki przydomki. Wszystkich spodziewających się tu tzw. christian czy white metalu pragnę uspokoić - będzie plugawo, wyuzdanie i jak najbardziej obrazoburczo. A więc jak to mówią, Alleluja i do przodu!
Ghost - nie sposób nie rozpocząć tego zestawienia od światowego fenomenu jakim jest projekt Tobiasa Forge, wcielającego się w kolejne inkarnacji Papy Emeritusa (i pokrewnych), któremu towarzyszy grono Bezimiennych Ghuli. Otoczony aurą tajemniczości, misternie konstruujący swoje własne uniwersum zespół był swego czasu czymś niezwykle świeżym i szokującym i w tym właśnie upatrywałbym źródeł międzynarodowego sukcesu jaki udało im się odnieść. Ja osobiście ich poczynania śledzę już od premiery drugiego albumu, wydanego w 2013 roku Infestissumam i pomimo stopniowego łagodzenia brzmienia (tak, uważam, że swego czasu Ghost grał jednak metal) nadal potrafię znaleźć w tej muzyce coś pociągającego. Co prawda najnowszy album jako całość nie porwał ale, jak już pewnie wiecie z tygodniowych podsumowań, ma też swoje mocne strony
Dogma - jeżeli nazywamy Ghosta "satanistycznym Bon Jovi, to tu mamy do czynienia z równie heretycką odmianą Vixen. Jest to bowiem meksykański girl-band, którego członkinie występują w kostiumach demonicznych zakonnic. Gatunkowo dużo tu bombastycznego, melodyjnego hard rocka czy glam metalu, choć zdarzają się nawet niemalże powerowe galopady (świetny Made Her Mine). Z Ghostem łączy ich też ukrywanie swoich tożsamości pod maskami i pseudonimami a z kilkoma kolejnymi artystami na liście często obecne podteksty seksualne
Powerwolf - aktualnie jeden z najpopularniejszych zespołów power metalowych na świecie, choć ta popularność sprawiła, że rasowych powerowych kilerów na ostatnich płytach jest nieco mniej. Przez kilkanaście lat swojej działalności niemiecki zespół wypracował swój unikalny styl, łącząc melodyjne gitary i perkusyjne galopady z brzmieniem kościelnych organów (nagrywanych w autentycznym kościele), historie o wilkołakach i wampirach z tematyką religijną i, począwszy od klasycznego już bangera jakim jest Resurrection by Errection, seksualną. A wszystko to ubrane w liturgiczne szaty. Duzą zaletą kapeli są też emocjonujące wytępy na żywo. Kto jeszcze nie miał okazji zachęcam do wzięcia udziału w kolejnej metalowej mszy. Ja byłem dwukrotnie i z każdego koncertu mam świetne wspomnienia
Apostolica - drugi w tym zestawieniu power-metalowy zespół z kościelnymi organami, tym razem z Wloch. W warstwie muzycznej nie sposób uciec od mocnych inspiracji Powerwolfem (kościelne organy, chóralne zaśpiewy, przebojowość) ale warstwa tekstowa jest jednak bardziej poważna. Na swoich dwóch wydanych jak dotąd albumach Apostolica odwołuje się do losów Apostołów czy historii, tak Kościoła jak i powszechnej. Tożsamość muzyków natomiast jest ukryta za bogatymi, liturgicznymi szatami kapłanów, wiemy jednak, że w powstanie muzyki zaangażowany jest jeden z najbardziej pracowitych włoskich muzyków, znany m.in. z Temperance czy (ostatnio) Serenity Marco Pastorino (o którym artykuł tez mam w planach). A to już samo w sobie brzmi jak najlepszy znak jakości
Fvneral Fvkk - czego można się spodziewać, po tak brzmiącej nazwie zespołu? Na pewno nie epickiego doom metalu. Ale spokojnie, jeśli liczycie na herezje i wszeteczeństwa - dostaniecie je, bo powolnej, majestatycznej, liturgicznej muzyce towarzyszą teksty pełne bluźnierczych perwersji. Poor Sisters of Nazareth, Alone with the Cross, Chapel of Abuse... Czy mam wymieniać dalej? Jest to mieszanka, która prawdziwie wodzi na pokuszenie i angielski neologizm, na określenie euforycznej przyjemności płynącej ze słuchania muzyki - eargasm - jest tu jak najbardziej na miejscu. Niemieccy muzycy o zaczerpniętych z łaciny mianach na swym koncie mają jedną EP-kę i jedną płytę długogrającą, które gorąco polecam ale jednocześnie mocno wierzę, że płyta numer 2 gdzieś tam pomału powstaje
Ecclesia - czyli po grecku "kościół" - francuski zespół grający klasyczny heavy/doom metal. Kolejna ekipa występująca w szatach duchownych, tym razem w kolorze czerwonym i złotych maskach. Imiona muzyków również (z małymi wyjątkami) owiane są tajemnicą a tematyka utworów dotyczy m.in. polowań na czarownice, inkwizycji czy szeroko pojętej herezji. Ich drugi krążek, wydana rok temu Ecclesia Militans był dla mnie bardzo ciekawym odkryciem i od tamtej pory co jakiś czas wracam sobie do tej muzyki, do czego i Was zachęcam
Na koniec nasz polski, podlaski akcent. Od razu informuję, że pozwoliłem sobie nie oznaczać fanpejdżów tych arystów, bo choć wierze mocno w rolę dialogu ekumenicznego, schizma jaka powstała między panami Krysiukiem i Drabikowskim jest na tyle głęboka, że wolę nie ryzykować wybuchem na swoim, spokojnym jednak, fanpage'u jakiejś prawosławnej świętej wojny. Ale przejdźmy do sedna - Batushka w momencie powstania była czymś niezwykle oryginalnym, black metalu połączonego z prawosławną muzyką religijną chyba nikt wcześniej nie grał. Tak jednak jak mocno rozbłysła ich gwiazda, tak szybko przygasła na skutek waśni pomiędzy dwoma liderami zespołu. Przez długi czas mieliśmy dwie równoległe (a w zasadzie chyba i 72) różne Batushki, przez co poważny jednak projekt stał się internetowym memem. Konflikt rozstrzygnięto na drodze sądowej i aktualnie istnieje już tylko jedna Batushka (Drabushka) a zespół Bartłomieja Krysiuka zmienił nazwę na Patriarch. Muzycznie zbliżone do siebie, choć pewnie każdy z Was ma swoje zdanie na temat, która inkarnacja jest lepsza. Ja nie jestem psychofanem żadnej ale raz na jakiś czas lubię sobie posłuchać tak Bartushki jak i Drabushki.
Ok, miało być poważnie a na koniec zacząłem trochę śmieszkować. Także za grzechy bardzo żałuję a Wam, drodzy czytelnicy podrzucam playlistę z moimi ulubionymi utworami każdego z ośmiu wymienionych zespołów. Ciekaw też jestem Waszego zdania na temat łączenia muzyki sakralnej z rockiem czy metalem a także, jak zwykle, czekam na jakieś intrygujące polecajki. Ave!
poniedziałek, 5 maja 2025
28.04-04.05.2025
To już ostatni wieczór tego przedłużonego majowego weekendu a ja dopiero teraz mam chwilę czasu by przygotować muzyczne podsumowanie ostatniego tygodnia. Jak już się zdążyłem kilkukrotnie pochwalić, był to dla mnie tydzień intensywny. Podróże, muzea i odpoczynek od spraw dnia codziennego a wszystko przy dźwiękach ulubionej muzyki.
Najważniejszą premierą tego weekendu było na pewno Metamorphosis brytyjskiego Froglorda. Zespół, który w naszym kraju (a przynajmniej wśród muzycznych blogerów) dorobił się już statusu kultowego nie zawodzi. Osiem zawartych na płycie utworów to kwintesencja stonera, sludge'u i doomu w tak charakterystycznym "żabim" sztafażu. Co więcej, widać że zespół nie zamyka się w swojej bagiennej bańce tylko wciąż włącza nowe inspiracje, takie jak choćby elektronika w Cryptids. Prócz tego utworu i drugiego singlowego Hermana moją uwagę najbardziej zwróciły The Swamp i Emergence of the Toad, pełne tłustego brzmienia i hipnotyzujących melodii.
Nową płytę zaprezentowali też szwedzcy weterani rocka progresywnego z The Flower Kings. Love to kolejny krążek pełny bogato aranżowanych, przemyślanych kompozycji, raczej subtelnych niż ciężkich. Jest to muzyka do której nie będziemy machać głową tylko rozsiądziemy się wygodnie w fotelu by z pietyzmem analizować każdy nagrany dźwięk. Na playlistę trafiają dziś tylko singlowe utwory ale myślę że za tydzień, jak już właśnie sobie wszystko przeanalizuję, będzie ich więcej.
Pora na kolejną nowość w mojej bibliotece, choć opisywany właśnie przeze mnie zespół ma już prawie 50 lat na karku. Po ostatniej audycji Epoki Żelaza zapowiedziałem, że zabieram Quartz na majówkę i słowa dotrzymałem. Tegoroczny album, legendy brytyjskiej sceny to kawał klasycznego heavy metalu, nagranego z pasją i wiernego tradycji nwobhm. Wstyd się przyznać, że nie znałem wcześniej tego zespołu. Dzięki Epoka Żelaza za to odkrycie a Wam, moi czytelnicy podrzucam dwa utwory z płyty Six, które polubiłem najbardziej.
Co dalej? Na przykład garść podszytego zimną falą post-apokaliptycznego black metalu, jakim na płycie Wielkie Zanikanie raczy nas Zmarłym. Mocną stroną zespołu są dekadenckie, miejscami surrealistyczne teksty. Pozwolę sobie zacytować bodajże najlepszą frazę pochodząca z utworu Sny o Lataniu: nie umiesz latać to chociaż się naucz pełzać z godnością...
Dużo grało u mnie też powera z miłośnikami horrorów i opowieści grozy z włoskiego Trick or Treat. Nową płyta tej kapeli zatytułowana Ghosted kryje w sobie niejednego rozpędzonego killera z Wbił Dead Never Sleeps na czele. Nie można też zapomnieć o śpiewanym z Christopherem Bowesem w duecie "pirackim" Return to the Monkey Island, który również dobrze mógłby się znaleźć na krążku sygnowanym nazwą Alestorm. I patrząc na ostatnie ich wydawnictwa byłby jednym z najlepszych.
Pora na Gloryhammer z Linköping, jak ostatnio nazwano zespół Hans&Valter. Coś w tym jest, obie kapele bowiem grają melodyjny power metal osadzony w wymyślonym przez siebie świecie fantasy. W przypadku autorów Legend of the Oakensource więcej jest tu jednak elementów symfonicznych niż elektroniki a ten saksofon użyty pod koniec The Endless Night to mistrzostwo świata.
Z racji mojej podróży do Francji do odtwarzacza wskoczyła na dłużej moja ulubiona francuska power metalowa kapela - pochodząca z Marsylii Galderia. Ich muzyka to połączenie melodyjności, elektroniki i elementów symfonicznych. Łatwo wpadających w ucho, nieraz niebezpiecznie aż przebojowych numerów można słuchać w nieskończoność. To właśnie dopadło mnie w tym tygodniu i stąd na playliście meldują się aż 4 pochodzące z różnych albumów piosenki.
Niemiecki Powerwolf to dziś gwiazda pierwszej wielkości, nie tylko na powerowym polu. Ja przeniosłem się jednak w czasie do początków ich kariery i drugiego krążka, legendarnego już Lupus Dei. Utwór tytułowy to moim zdaniem do dziś niedościgniony majstersztyk jeśli chodzi o klimat, melodię i cały ten wilczo-religijny sztafaż. A Wy co o nim sądzicie?
Listę power metalowych ekip zamyka Twilight Force z najlepszym utworem ze swojej the debiutanckiej (i chyba jednak też najlepszej) płyty. Dorzućcie sobie do playlisty i wspólnie poczujmy The Power of the Ancient Force!
Symfoniczny metal z damskim wokalem dziś w wydaniu podwójnym - tym bardziej (Epica) i mniej znanym (Visionatica). Zapewniam jednak, że obie kapele gwarantują nam dużo solidnego grania. Cieszy zwłaszcza dobra forma Visionatica, której Harrowing Insight wydany po dłuższej przerwie zaskakuje świeżością i wieloma ciekawymi rozwiązaniami stylistycznymi. A Epica? Cóż, utrzymuje swoją pozycję światowego lidera w tej kategorii.
Niedawno natrafiłem na ciekawy artykuł o Anne Frank, której pamiętnik jest przejmującym zapisem czasów II Wojny Światowej. Od razu przypomniał mi się równie emocjonalny utwór Little Anne neo-progowego Huis. O Kanadyjczykach pisałem dużo na jesieni przy okazji premiery albumu In the Face of the Unknown. Tym razem zapraszam do odsłuchu starszego o 10 lat Despite Guardian Angel, na którym prócz Little Anne znajduje się też inny z moich ulubionych kawałków Huis - The Last Journey, pięknie opowiadający o przemijaniu.
Nie zapominam też o włoskiej Messie i ich czwartym albumie, The Spin. Szczególnie upodobałem sobie dość kompaktowy, singlowy At the Races, który charakteryzuje się świetną melodią, dość delikatną warstwą muzyczną ale typowo messowym, refleksyjnym klimatem.
Miłośnikom hard rocka natomiast polecam dwa ostatnie z wymienionych dziś w artykule zespołów. Harem Scarem to legenda kanadyjskiego hair metalu, która nadal jest aktywna a ich ostatnie krążki jak dla mnie dorównują tym z przełomu lat 80 i 90. I choć może Chasing Euphoria nie zrobiła na mnie w dniu premiery takiego wrażenia jak poprzedniczka to jednak z tygodnia na tydzień, z odsłuchu na odsłuch zyskuje coraz bardziej, co potwierdza m.in. obecność dynamicznego A Falling Knife na dzisiejszej playliście.
Drugi krążek budzi kontrowersje, jak zresztą co najmniej dwa poprzednie tego wykonawcy. Jest nim oczywiście Skeleta szwedzkiego projektu Ghost. Jak widzicie zaliczyłem ją do hard rocka, bo to co tworzy Tobias Forge od kilku lat ciężko już nazwać metalem. Inna rzecz, że artysta nie kryje się z tym, że mocno inspiruje się muzyką lat 80-ych. Zwał jak zwał, do tej pory wychodziło mu to co najmniej solidnie. Ale Skeleta cóż, jest poprawna, przyzwoita ot w skali szkolnej taka 3 z plusem. Są momenty kapitalne jak De Profundis Borealis, są takie, które można spokojnie pominąć. I zdaję sobie sprawę, że zdania na temat tego krążka są mocno podzielone to jednak też w tym tkwi niepodważalne osiągnięcie Ghosta - każda nowość z ich obozu to niezwykle ważne wydarzenie w świecie wspołczesnej muzyki.
I to już koniec, i podsumowania i urlopu. Jutro trzeba wcześnie wstać i walczyć o zdrowie psychiczne narodu. A dziś można zadbać o własne, usiąść wygodnie w fotelu i posłuchać najlepszej muzyki. A badania dowiodły, że muzyka rockowa i metalowa na to zdrowie psychiczne wpływa bardzo pozytywnie. Poniżej więc link do playlisty a ja zapraszam do dyskusji ;)
czwartek, 1 maja 2025
Kwiecień 2025 - Podsumowanie Miesiąca
Cześć kochani! Jak Wam mija majówka? Mam nadzieję, że wypoczywacie przy dźwiękach najlepszej muzyki :) Może więc znajdziecie czas na playlistowe podsumowanie kwietnia? W nim traficie na, tradycyjnie już, krótki opis najczęściej słuchanych w tym miesiącu zespołów. A były nimi:
Judicator - Concord to niezaprzeczalnie jedna z najlepszych power metalowych płyt wydanych jak dotąd w tym roku. Po bardzo progresywnym The Majesty of Decay przyszedł czas na krążek, na którym prog-rockowe inspiracje i znana z wcześniejszych płyt powerowa dynamika osiągnęły w końcu złotą proporcję. Od otwierającego krążek, szybkiego Sawtooth po ostatni na liście, epicki Blood Meridian słucha się tego z wielką przyjemnością
Elvenking - włoscy folk/power metalowcy albumem Luna wieńczą trylogię Reader of the Runes i jest to naprawdę godny finał. Ekipa Damnagorasa zręcznie porusza się między folk, symphonic i power metalem, dowożąc naprawdę dużo bogatych aranżacyjnie, zapadających w pamięć utworów
Epica - od zespołu tej klasy zawsze wymaga się dużo a gdy pierwsze single zapowiadające nowy album nie są w stanie sprostać tym zawyżonym wymaganiom pojawia się pewien niepokój. Na szczęście Aspiral jako całość okazał się spójnym i udanym dziełem a rzeczone single nagle stały się dużo bardziej enjoyable.
W.E.T. - jeszcze pod koniec marca narzekałem trochę, że w tym roku nie trafiłem na żaden wybitny AOR-owy album. Na szczęście wtedy (28.03) pojawił się Apex, pełen melodyjnego, przebojowego i soczyście gitarowego hard rocka. Ale powiedzcie sami, czego można się spodziewać po supergrupie złożonej z mistrzów gatunku?
IQ - brytyjski zespół neo-progowy przyzwyczaił nas już do długich, rozbudowanych albumów, tymczasem w 2025 roku wypuścił Dominion - 53 minuty zamknięte w 5 kompozycjach. Jedno jednak się nie zmienia - na pierwszym miejscu nadal stawiają jakość - czy to w warstwie muzycznej, wokalnej (ten pełen melancholii tembr głosu Petera Nichollsa) jak i tekstowej (refleksje na temat przemijania). I za to ich uwielbiam!
L.A. Guns - od niespełna 10-u lat mam tak z tą kapelą, że porywa mnie co druga ich płyta. Na szczęście Leopard Skin jest tą "co drugą". Mamy tu dużo wpadającego w ucho, lekko bluesowego, trochę westernowego hard rocka, który, co najważniejsze w przypadku zespołu z tak długim stażem, nie brzmi jak nagrywany na siłę. Dobra robota Gunsi (ale bez Roses)
Last Leaf Down - muzyczni impresjoniści prosto z zamglonej, górzystej Szwajcarii powrócili po latach z trzecim krążkiem, zatytułowanym dość znacząco Weight of Silence. Senne, rozmyte dźwięki połączone z rozmarzonym, delikatnym wokalem sprawiają, że gdy widzę tag #dreamgaze, nie mogę się z nim nie zgodzić.
Visionatica - niemiecki zespół potrzebował aż 6 lat by nagrać swój trzeci album. I dobrze, bo okazuje się, że Harrowing Insight to najlepsze wydawnictwo tej symfoniczno metalowej kapeli. Orkiestracje, orientalne wstawki i bardziej agresywne momenty, wszystko w końcu zagrało ze sobą tak jak powinno.
Daevar - do grunge'u mam dość ambiwalentny stosunek. Co innego grunge/doom prezentowany przez tę niemiecką kapelę. Tu tonę aż po czubek głowy w tych brudnych, onirycznych ale zaskakująco melodyjnych dźwiękach.
Messa - muzyka włoskiej kapeli jest unikatowa na tle innych psychodeliczno-doom metalowych artystów. Najnowszy krążek The Spin tylko potwierdza tę regułę. Jedni słyszą tu echa rocka gotyckiego, inni zimnej fali a jeszcze inni nawet stonera. Ja słyszę piękną, tajemniczą i melancholijną muzykę. I na tym poprzestanę.
Metallus - mocarne, epickie granie jednego z Apostołów nowej fali polskiego doom metalu. We're All Doomed jest bardziej kompaktowy niż debiut ale przez to jego intensywność jest jeszcze mocniej zaakcentowana
Paula Szczyt - w internetach ta dysponująca świetnym głosem wokalistka opisuje swoją twórczość jako blues-rockową. Ja jednak słyszę w Nie mam racji rasową, hard rockową złość. Do tego utworu powracam najczęściej ale zachęcam do zapoznania się z całą zawartością debiutanckiej EPki pt. Therapy vol.1. I czekam oczywiście na Vol. 2, bo będzie, będzie prawda?
Tyr - kwiecień był miesiącem, w którym odświeżałem sobie dyskografię tego farmerskiego bandu. I choć mają w swoim katalogu dużo dobrych płyt to jednak serce nadal najmocniej bije przy wydanej w 2009r By the Light of the Northern Star
Wspomniana powyżej 13-tka to oczywiście nie wszyscy wykonawcy, jacy przewinęli się przez playlistowe głośniki. Na wzmiankę zasługują choćby heavy/power metalowcy z Dream Evil, psychodeliczni pop-rockowcy z końca lat 60-ych (Grapefruit) czy łącząca elementy black i post-metalu z shoegazem wazzara. Utwory wszystkich artystów trafiły oczywiście na kwietniową playlistę, do której link wrzucam poniżej. Czekam też z niecierpliwością na Wasze podsumowania. Zaskoczcie mnie czymś niespotykanym ;)
Najpopularniejsze
-
Zgodnie ze złożoną dwa tygodnie temu obietnicą, prezentuję dziś kolejnych artystów, którzy zdecydowali się obserwować mój facebookowy fan...
-
Jednym z pierwszych artykułów na tym blogu, był ten poświęcony zespołom posiadającym w nazwie słowa Mammoth i Elephant ( tu ). Dziś po pra...
-
Po 4 miesiącach przerwy czas wrócić do artykułów z cyklu Nieznane i Niedoceniane. W końcu jednym z celów tego bloga jest stałe poznawanie ...