piątek, 20 września 2024

Lato 2024 - Podsumowanie Kwartału

 


Lato 2024 roku słoneczne i upalne zakończyło się pod znakiem masywnych opadów deszczu. Rzeki wystąpiły z brzegów i niejedna rodzina straciła przez powódź dobytek życia. Była to też jednak pora roku naprawdę urodzajna jeśli chodzi o dobrą i wartościową muzykę. Czy jednak ma to jakieś znaczenie w tak trudnych dla wielu okolicznościach? Z własnego doświadczenia powiem Wam, że sam na przełomie wiosny i lata mierzyłem się z nagłymi i niespodziewanymi problemami zdrowotnymi i wtedy muzyka bardzo pomogła mi odreagować ten cały stres i napięcie. Nie zastąpi oczywiście pomocy medycznej czy materialnej ale jakoś tak nieco lżej na duszy, gdy jest się z nią za pan brat. Zajmijmy się więc dzisiejszym podsumowaniem.


NAJCZĘŚCIEJ SŁUCHANY UTWÓR

Axxis - Legend of Phantasia - niemiecka kapela świetnie czuje się zarówno w repertuarze hard rockowym, heavy metalowych balladach jak i powerowych galopadach. Wybrany przeze mnie utwór należy do tej ostatniej kategorii i jest to kompozycja, którą mogłaby bez problemu znaleźć się na najlepszej power metalowej płycie tej formacji, wydanej w 2006r Doom of Destiny. I byłaby jedną z lepszych w tym zestawieniu a to naprawdę spore wyróżnienie.


NAJLEPSZE ALBUMY KWARTAŁU

Zaczniemy tę sekcję od power metalu, gdyż w pierwszej piątce moich ulubionych albumów wydanych w ostatnim kwartale znajdują się aż trzy krążki z tej kategorii. Najlepszym z nich jest na pewno nowy krążek wspomnianego powyżej Axxis. Coming Home to prawdziwy powrót do domu dla niemieckich muzyków. Potrafili bowiem połączyć w jedno spójne dzieło elementy z niemal każdego (poza tym alt/grunge'owym) okresu swojej działalności. W konsekwencji dostajemy świetny aor/heavy/power metal, który słucha się szybko i bez chwili znudzenia. Solidny poziom udało się też uzyskać na nowych wydawnictwach dwóm innym klasykom heavt/powera - Powerwolf i Hammerfall. Odpowiednio Wake up the Wicked i Avenge the Fallen mogą pochwalić się wysokim muzycznym warsztatem, odpowiednią chwytliwością i przyjemnością płynącą ze słuchania. Nie są to jednak najlepsze propozycje w ich dyskografii i trochę może czuć zmęczenie materiału ale nie wpływa to jeszcze na całościową ocenę tych płyt.

Bardzo ważną dla mnie płytą jest też wydana w lipcu Back with the Bang niemieckich heavy metalowców z Kissin' Dynamite, szczególnie dzięki utworowi The Best is Yet to Come, który mógłby być hymnem mojego życia, a przynajmniej jego ostatniego pólrocza. Reszta albumu też jest jednak warta zainteresowania. zwłaszcza jeśli lubicie melodyny, przebojowy heavy metal.

A jak wygląda sytuacja w bardziej ponurych rejonach? Tu moje serce najmocniej biło do piątego albumu amerykańskiego Mountaineer. Na Dawn and All That Follows mamy świetne połączenie post metalu i doomgaze'u. Niezwykła atmosfera, emocjonalne wokale i hipnotyzujące ściany dźwięku. Muzyczna poezja. Na pewno na wzmiankę zasługuje nasza polska TOŃ, której Korzenie co prawda ujrzały światło dzienne jeszcze kalendarzową (i astronomiczną) wiosną, ale przez wiele letnich dni dotrzymywały mi towarzystwa swoimi niebanalnymi dźwiękami.

Nie mogę zapomnieć też o Sommargryningsljus szwedzkiego zespołu Kaipa (świetny prog-rock z elementami folkowymi, ujawniający całe swoje bogactwo zwłaszcza w dłuższych formach), naładowanym punkową energią, metalowym ciężarem i typowym dla rockabilly luzem Let it Burn Niemców z Bonsai Kitten pełnowymiarowym debiucie krakowskiego Szlugazera, któy na Domkach z Azbestu prezentuje nam odważny, nieco przewrotny a przede wszystkim bardzo refleksyjny (no, zgadnijcie...) shoegaze.

Lato było też okresem, gdzie trafiłem na kilka bardzo interesujących płyt, wydanych zdecydowanie wcześniej. Słuchałem ich teraz bardzo często, więc postanowiłem włączyć je do dzisiejszego podsumowania. Są to Raise the Flag of Green brytyjskiego pagan-folkowego pieśniarza, kryjącego się pod imieniem Damh the Bard (maj 2024), epicki aor od Neverending John's Dream (Coming Back to Paradise) i wydany w zeszłym roku debiut folk-rockowego Kruczego Snu - Pierwszy Lot.


NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE

Tym razem zaskoczę Was i zaskoczeniem nie będzie wcale konkretny zespół czy krążek. Moim największym zaskoczeniem tego kwartału jestem dla siebie ja sam, a właściwie to, że z takim zapałem wziąłem się za słuchanie coldwave'u i shoegaze'a - gatunków do których do tej pory miałem neutralny albo wręcz nieco negatywny stosunek. Na szczęście, dzięki podszeptom i poleceniom czytelników bloga, tudzież prowadzącej "taką jedną dość chłodną audycję radiową" dałem szansę tej muzyce i naprawdę nie żałuję. Warto czasem zrobić sobie przerwę o powerowych galopad czy doomowego gruzu kamieniarza i zanurzyć się w toni chłodnych i dreamy dźwięków


NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE

Cóż, nie spodziewałem się, że będę wspominał ten album w tym miejscu ale Vermillion, solowy album niesamowicie utalentowanej wokalistki Simone Simons nagrany wspólnie z równie utalentowanym gitarzystą i kompozytorem Arjenem Lucassenem po prostu do mnie nie przemówił. Ani to Epica ani Ayreon. I rozumiem, że dobry album solowy to taki, który oferuje coś innego niż macierzysta kapela artysty ale dobrze, by to "coś innego" było też "czymś fascynującym" a nie tylko "czymś poprawnym". Tak niestety odbieram ten krążek i po premierze dość szybko o nim zapomniałem. A szkoda, bo potencjał był naprawdę duży...


NAJWIĘKSZE ODKRYCIA

Część z nich już została wymieniona wyżej - A Neverending John's Dream i Kruczy Sen. Wspomniałem też o zwiększonym zainteresowaniu muzyką coldwave. Do tej kategorii można włączyć dwie rodzime kapele - post-punkowe Dead Tahiti i bardziej elektroniczny widmoid - obie odkryte dzięki tej "pewnej chłodnej audycji radiowej". Jak widzicie sami, ostatnie trzy miesiące były w moim wykonaniu bardzo patriotyczne. Jeśli miałbym jednak wskazać jeszcze jakieś ciekawe odkrycie spoza zlewiska Odry i Wisły to będzie to na pewno grający klimatyczny i oniryczny doomgaze amerykańskie Iress oraz legenda szwedzkiej sceny progresywnej, powracający po dłuuższej nieobecności Ritual.


OCZEKIWANIA NA PRZYSZŁOŚĆ

Po wakacjach i sezonie festiwalowym na ostatni kwartał 2024 roku przypada prawdziwy wysyp interesujących premier. Z tego grona najbardziej czekam na poniższe krążki:

Dragony - Hic Svnt Dracones - 11.10

Frozen Crown - War Hearts - 18.10

Swallow the Sun - Shinig  - 18.10

Cats in Space - Time Machine - 25.10

VOLA  - Friend of a Phantom - 01.11

The Foreshadowing - New Wave Order - 15.11

Fellowship - The Skies of Eternity - 22.11

Dawn of Destiny - IX - 25.11


PODSUMOWANIE

Zgodnie z tradycją, podsumowanie kwartału jest ujęte w playlistę zawierającą aż 40 najczęściej słuchanych przeze mnie w tym okresie utworów. Jestem ciekaw, czy wśród nich znajdują się też te, które towarzyszyły Wam w ostatnim czasie. Mam też nadzieję, że sytuacja meteorologiczna ustabilizuje się i czeka nas ta przysłowiowa złota, polska a przede wszystkim spokojna i bezpieczna jesień. Trzymajcie się cieplutko!


Playlista: VII, VIII, IX 2024

poniedziałek, 16 września 2024

09.09-15.09.2024

 

Piszę ten post w nieciekawych czasach. Za oknem deszcz, część kraju walczy z żywiołem, internet zasypuje nagraniami szalejącej po ulicach wody. Choć w moich stronach zagrożenia nie ma, ciężko tak całkiem nie myśleć o tym. Oddaję więc w Wasze ręce dzisiejsze podsumowanie i playlistę z taką myślą, że jeżeli choć trochę poprawi Wam to nastrój, to będę szczęśliwy.

A więc zacznijmy tradycyjnie od zespołów, których w zeszłym tygodniu słuchałem najczęściej. Krakowski Szlugazer już jest Wam znany. Bardzo ciekawy, inteligentny shoegaze ale myślę, że i fani bardziej klasycznego rocka dobrze odnajdą się w ich muzyce. Nowy album, wydane jakiś czas temu Domki z Azbestu, to jedna z lepszych premier ostatniego miesiąca. 

Zza naszej zachodniej granicy nachodzi inny przedstawiciel alterantywnej sceny. Let it Burn to kolejna świetna pozycja w dyskografii Bonsai Kitten, coraz mocniej zazanczająca odejście od psychobilli w kierunku cięższych, hard rockowych a nawet metalowych brzmień. W tle dodatkowo dostajemy sporo bleusowego feelingu i punkowej żywiołowości. 

Następnie warto wspomnieć o amerykańskim Black'n'Blue. Lata 80-e i hair metal są bliskie memu sercu, choć sam jestem dzieckiem kolejnej dekady. Niemniej jednak swego czasu bardzo interesowała mnie tworzona w drugiej połowie tamtej dekady muzyka, ciężka i gitarowa ale też bardzo melodyjna i przebojowa. Jak gąbka chłonąłem kolejnych przedstawicieli tej sceny, także tych mniej znanych. Co ciekawe, właśnie wśród tej grupy trafiłem na kilka perełek. Jedną z nich jest właśnie Black'n'Blue, który nigdy nie osiągnął sławy i rozpoznawalności, na jaką zasługiwał. Mam nadzieję, że te trzy utwory, które dziś wrzucam na playlistę (zarówno dwa z lat 80ych i jeden z "powrotnej" płyty z 2011roku) przybliżą Wam ich twórczość.

Trzy utwory na playliście otrzymał dziś też zespół Black Sites, grający dość mroczną wersję progresywnego metalu/hard rocka. Nowa płyta amerykańskiej kapeli, The Promised Land to 44 minutowa uczta dla ucha, która zaspokoi nawet najbardziej wysmakowane gusta. Jeśli dorzucimy do tego jeszcze odpowiedni klimat i wokal Marka Sugara to macie zapewniony soundtrack na niejeden melancholijny, jesienny wieczór.

Użyłem właśnie słowa melancholijny. To najlepszy moment by wprowadzić na scenę My Dying Bride. Jak już pisałem tydzień temu, mam teraz dość mocną fazę na ich najbardziej eksperymentalną a zarazem najmniej docenianą płytę - 34,788% Complete. Szkoda, że publiczność w latach 90-ych nie była gotowa na taką rewolucję brzmienia zespołu i niejako wymogła na niej powrót do klasycznego brzmienia (też zresztą kapitalnego). Na pocieszenie pozostaje mi raz na jakiś czas odpalać sobie Apocalypse Woman lub jakiś inny niezwykły utwór. 

Klimat melancholii i przytłoczenia tworzy też Mountaineer w kapitalnym Dawn and All That Follows. Jest to niewątpliwie jeden z najpiękniejszych utworów nagranych w tym roku. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji go posłuchać, czas najwyższy nadrobić zaległości. 

W zeszłym tygodniu ukazała się nowa lista Doom Charts. Jak co miesiąc musiałem sobie z niej coś uszczknąć dla siebie. Tym razem padło na desert rock z Ohio, czyli zespół Valley of the Sun. W sierpniu panowie wydali nowy album zatytułowany Quintessence, który redaktor wspomnianej powyżej strony określił jako muzyczną podróż przez niezmierzone przestrzenie wszechświata. Trudno się z nim nie zgodzić. A ta wędrówka zaczyna się od świetnego Terra Luna Sol, który wrzucam na dzisiejszą playlistę. 

Tematykę kosmiczną podejmuje też norweski duet Keldian. Ja kolejny tydzień z rzędu wracam do pierwszych płyt projektu a zwłaszcza Journey of Souls. Z niej właśnie pochodzi utwór The Last Frontier, będący chyba najczęściej słuchanym przeze mnie utworem Norwegów w tym roku. 

Co jakiś czas lubię też wrócić do albumów wydanych kilka miesięcy temu, które są mocnymi kandydatami tytułu płyta roku w różnych kategoriach. W tym tygodniu nieco więcej czasu poświęciłem dwóm zespołom o podobnej nazwie, lecz całkiem innej stylistyce. Mowa francuskim Unleash the Tapir, grającym bardzo eklektyczny prog-metal i klasykach power metalu z Unleash the Archers

Bardzo specyficznym powrotem było natomiast sięgnięcie po płytę Radium Round fińskiego zespołu Waltari. Trafiłem na nią pierwszy raz około 2009 roku i po dwóch utworach odłożyłem, myślałem wtedy, że na zawsze. To szalone połączenie metalu z elektroniką, dyskotekowe bity i pokręcone wokale były dla mnie zbyt awangardowe (i mało trve). Przez lata dojrzałem muzycznie (podobno) i widząc konkurs Puszka FM na najbardziej szaloną płytę przypomniałem sobie o tym wydawnictwie i dałem mu ponownie szansę. Powiem Wam, że całkiem inaczej spojrzałem teraz na tę muzykę. Fakt jest pokręcona ale nadzwyczaj świeża i Back to the Bottom, który wrzucam na dzisiejszą playlistę na pewno będzie tu miłą odmianą od tego stoner/doom/powerowego kociołka. 

Pozostałe utwory, z którymi możecie się dziś zapoznać to nowości, tak jeśli chodzi o datę wydania jak i obecność w mojej bibliotece. Najważniejszym z nich jest na pewno długo wyczekiwana przeze mnie premiera pierwszego długograja Wciórności. Poetycki dark folk to chyba najbardziej skondensowane określenie jakim mógłbym opisać Upiory. W żaden sposób jednak nie oddaje w pełni tego bogactwa dźwiękowego i emocjonalnego. Tekstowo też utwory stoją na wysokim poziomie, zwłaszcza uwagę przykuwają muzyczna próba spojrzenia na los przydrożnego krzyża w Litanii i dość przewrotna (choć w inny sposób niż choćby w klasyku Stonesów) Z sympatią o diable. 

Zainteresował mnie też nowy album Flotsam and Jetsam. Wiecie dobrze, że nie jestem wielkim znawcą thrash metalu i ograniczam się zaledwie do kilku tworzących w tym nurcie kapel. Z Flotsam mam natomiast tak, że lubię ich debiut - Doomsday for the Deceiver ale późniejsze albumy kompletnie jakoś zignorowałem. Tym razem postanowiłem dać szansę szesnastej pozycji w ich pokaźnej dyskografii. Nie żałuję. Nie jest to już może typowy thrash tylko raczej taki agresywny speed/power metal ale jedno jest pewne - dobrze się tego słucha. 

Bardzo udaną EPką przypomina o sobie stonerowy Elephant Tree. Oprócz kilku rerecordingów znajdziemy tam 3 premierowe utwory. Od jednego z nich, Sunday naprawdę ciężko się oderwać i słucham go codziennie, nie tylko w niedzielę i święta ;)

Grendel's Syster to natomiast bardzo klasyczny epic heavy metal. Podniosła atmosfera i charakterystyczny wokal sprawiają że słuchacz czuje się jak Conan przemierzający stepy dawno zapomnianych krain.

Ostatnie dni to też kilka świetnych singli, zapowiadających nowe albumy. Włosi z Frozen Crown od lat udowadniają, że są jedną z najjaśniejszych gwiazd nowej fali power metalu. Utwór War Hearts tylko potwierdza tę tezę. Jednak najważniejszym dla mnie singlem września jest premierowy utwór czeskich mistrzów gotyckiego rocka - XIII Stoleti. Ze stromu listi uz pada to ponure i liryczne cudo zamknięte w kilku minutach powolnego, gitarowego grania. Co ważne, jest to zapowiedź pierwszego od dobrych kilku lat albumu. Będę czekał na niego z prawdziwym utęsknieniem.

Nowością w mojej bibliotece jest obecność dwóch powermetalowych zespołów. Pierwszy z nich, hiszpański Theragon to pokłosie ostatniej audycji Epoki Żelaza. Drugi to pokłosie pokłosia, gdyż to pierwsze odkrycie obudziło we mnie po tygodniach uśpienia głód nowego, świeżego powera. Przypomniałem sobie wtedy recenzje jakie czytałem nt płyty Key to the Kingdom włoskiego Tezza F i sprawdziłem czy redaktorzy wydali trafny osąd. Myślę, że pozytywne oceny nie wzięły się z Księżyca, bo mamy tu bardzo klasyczny, mocno odwołujący się do tradycji gatunku, power. Wystarczy posłuchać tytułowego utworu a ma się wrażenie, że ponownie jest rok 2000, powstaje pierwsza Avantasia a Rhapsody szykuje się do wydania Dawn of Victory. Jest super.

Tym pozytywnym akcentem kończę dzisiejszy artykuł. Link do playlisty jak zwykle poniżej. Dużo zdrowia i siły dla was wszystkich, niech dobra muzyka pomaga Wam przetrwać te najgorsze chwile.


Playlista: 15.09.2024


piątek, 13 września 2024

Symphonic Metal - Nieznane i Niedoceniane

 


Po 4 miesiącach przerwy czas wrócić do artykułów z cyklu Nieznane i Niedoceniane. W końcu jednym z celów tego bloga jest stałe poznawanie nowej muzyki i poszerzanie swoich horyzontów a co nam w tym lepiej pomoże niż potężna playlista pełna mniej znanych a zasługujących na większe uznanie utworów. Dziś postanowiłem skupić się na metalu symfonicznym, gatunku dość zróżnicowanym wewnętrznie a co za tym idzie kryjącym w sobie niejedną perełkę.

Na początku krótki rys historyczny. Początków gatunku należy doszukiwać się w latach 80-ych, gdy część zespołów metalowych zaczęło nieśmiało romansować z elementami muzyki klasycznej. Celtic Frost użył rogu na swej klasycznej płycie To Mega Therion, thrashowcy z Believer i Mekong Delta wykorzystywali symfoniczne sample a inne znowu zespoły podjęły próby koncertowania z towarzystwem orkiestry symfonicznej. Przełomem była jednak działalność grupy Therion, która po pierwszy typowo death metalowym albumie zaczęła coraz odważniej stosować operowe wokale i symfoniczne instrumentarium, by w 1996 roky wydać Theli, album który położył podwalinę pod to, co dziś nazywamy metalem symfonicznym. Rok później zadebiutowali Nightwish i Rhapsody of Fire i nic już nie było takie samo. Zaczęła się moda na symfoniczny power metal, inspirowany magią, ludowymi opowieściami czy literaturą fantasy. Niedługo potem głośno zrobiło się o dwóch holenderskich kapelach - Within Temptation i Epice a w kolejnych latach liczba zespołów grających tę odmianę metalu zaczęła rosnąć w postępie wykładniczym. Lata 2000-e były złotym okresem dla fanów tego rodzaju muzyki. W świadomości słuchaczy uformował się klasyczny obraz zespołu symfoniczno-metalowego na który składały się wokalistka (98% przypadków) o klasycznym wykształceniu muzycznym, łącząca nieraz swój operowy głos z niskim męskim growlingiem (ale niekoniecznie) i melodyjna, nieco gotycka muzyka z koniecznym wsparciem instrumentów symfonicznych (często w postaci keyboardowych sampli). 

Przez pewien okres niektóre ekipy przebijały się nawet do muzycznego mainstreamu, co cieszyło niektórych metalowców, stało się jednak też pewnym przekleństwem. Niestety niektóre ze sztandarowych przedstawicieli tego nurtu wraz ze wzrostem popularności coraz bardziej kierowali się w stronę muzyki popularnej, łagodząc swoje brzmienie czy tak jak w przypadku Nightwisha rezygnując z power metalowych nawiązań. Po pewnym czasie taki klasyczny symfoniczny metal zaczął być coraz bardziej powtarzalny i po prostu "przejadł" się słuchaczom. Lepiej poradzili sobie na pewno symfoniczny powerowcy, choć i oni nie uniknęli pewnego kryzysu, który dotknął ten podgatunek w latach 2006-10. Natura nie zna jednak próżni i w miejsce klasycznych zespołów pojawiły się nowe, rozszerzając znacznie klasyczne ramy gatunku, flirtując tak z death czy black metalem jak i nawet z nieuznawanym przez niektórych purytsów za metal, deathcorem. Po pewnym czasie także i tradycyjny, operowy metal symfoniczny zaczął pomału wracać do łask i obecnie ponownie notujemy wzrost zainteresowania tą muzyką. Przekłada się to na większą ilość nowopowstających zespołów, z którymi naprawdę warto się zapoznać.

Na dzisiejszej playliście znajdziecie 300 symfoniczno-metalowych utworów od nieco ponad 100 wykonawców. Są tam i przedstwiciele klasycznego symfo-metalu jak i bardziej ekstremalnych odmian. Zespoły z początku tego wieku jak i będące dopiero u progu kariery, z damskim i męskim wokalem. Kryterium wyboru była liczba słuchaczy w Spotify (<2500 miesięcznie). Mam nadzieję, że wśród nich znajdzie się też "Wasz nowy ulubiony zespół". Życzę Wam tego z całego serca! Miłego, symfonicznego weekendu!

Playlista: Symphonic Metal - Unknown & Underrated

poniedziałek, 9 września 2024

02.09.-08.09.2024


Za nami bardzo interesujący muzycznie tydzień. Sporo ciekawych singli i albumów miało swoje premiery, wybrałem się też w kilka krótszych lub dalszych podróży w czasie. Wszystkiego dowiecie się z poniższego artykułu. A więc w drogę!

Zacznijmy od polskiej sceny alternatywnej. Swoimi post-punkowymi dźwiękami nadal chłodzili mnie warszawiacy z Dead Tahiti. Tahiti, Kolaże, Miastożercy - te utwory naprawdę potrafią uzależnić. Niemniej jednak stopniowo muszą ustąpić "czasu antenowemu" ekipie z poprzedniej stolicy Polski. Mowa o shoegazowym Szlugazerze. W zeszły piątek miała miejsce premiera ich pierwszego pełnometrażowego albumu zatytułowanego Domki z Azbestu. W stosunku do poprzedniej, bardzo udanej EP-ki mamy tu kilka istotnych zmian. Przede wszystkim pełen ekspresji damski wokal Gosi Karczewskiej, nadający zawartym na płycie utworom charakteru. Same kompozycje również są bardziej urozmaicone, raz senne i liryczne, czasem bardziej przebojowe a innym razem zespół nie boi się eksperymentować, co super widać w moich ulubionych Kotach Dachowcach..., gdzie grę gitar można (bez negatywnych skojarzeń) określić mianem kociej muzyki. Na uwagę zasługuje też fakt, że lirycznie płyta jest w pewien sposób concept albumem - teksty krążą wokół różnych spraw związanych z domem, ubranych oczywiście w intrygujące, miejscami surrealistyczne barwy. Serdecznie polecam ten album a na playlistę trafiają 3 utwory Szlugazera.

Polską sekcję dzisiejszego artykułu zamyka jeszcze jeden niezwykły zespół, który niespodziewanie zawładnął moim odtwarzaczem. Bostone to nowa nazwa na polskiej scenie metalowej. Grają stoner/sludge a ich debiut - Dark Times to niezwykle wciągające 40 minut najlepszego "gruzu". Utwory mają typowo stonerowy, duszny klimat, wokalista dysponuje mocnym wokalem, potrafi polecieć growlem, ale i w melodyjnych rejestrach brzmi bardzo dobrze. Całości dopełniają tłuste riffy i soczysta perkusja. Liczę, że kapeli uda się dotrzeć do szerszego grona odbiorców i w tym celu wrzucam Wam do odsłuchu aż 4 utwory. Enjoy!

A co mają do zaoferowania zagraniczni artyści? O Bonsai Kitten pisałem już tydzień temu. Jest to kapela, która wywodzi się z popularnego zwłaszcza w drugiej dekadzie XXI wieku nurtu psychobilly - łączącego typowe dla rockabilly instrumentarium z bardziej psychodelicznym czy horrorowym klimatem. W tym stylu utrzymane były pierwsze płyty niemieckiej ekipy. Niestety czas pokazał, że formuła psychobilly dość szybko się wyczerpała. Część zespołów zakończyła karierę a część zmodyfikowała swoje brzmienie. Bonsai Kitten należy właśnie do tej drugiej grupy, stopniowo kierując się coraz bardziej w stronę mieszanki punku, bluesa czy nawet psychodelicznego proto-metalu. Na najnowszym krążku Let it Burn możecie usłyszeć każdą z wymienionych powyżej inspiracji. Mnie najbardziej kręci szybki utwór tytułowy, polecam też znane z singli I Wonder i I Love That You Hate Me. Jeśli lubicie taką głośną i energiczną muzykę z drapieżnym damskim wokalem (a Tiger Lilly to prawdziwa muzyczna predatorka), nie czekajcie dłużej tylko odpalajcie playlistę, którą przygotowałem.

Następnie zapraszam do zapoznania się z muzyką kilku grup, które w obranym przez siebie gatunku stawiają na bardziej progresywne podejście do tematu. Ritual łączy prog z folkiem, Mammoth Volume ze stoner rockiem a Black Sites z nowoczesnym metalem. Generalnie trudno doprecyzować jaką muzykę gra ta ostatnia kapela, jedno jest pewne - nie brak tu mrocznych klimatów, dynamicznych rytmów i ciekawych gitarowych zagrywek. 

Wielbicieli epickiego, tradycyjnego metalu powinna zaciekawić grupa Grendel's Syster. Ich płyty wydaje nie kto inny jak Cruz del Sur, możecie się więc spodziewać, że jest patos, ostre gitary i wpadające w ucho, potężne melodie, nierzadko inspirowane lokalnym folklorem. Świetna jest też wokalistka Caro, bez której kompozycje nie miałyby takiego magicznego klimatu. Jako ciekawostkę dodam, że nowy album został nagrany w dwóch wersjach językowych - po angielsku i po niemiecku. Jeśli więc chcecie podszlifować swój germański, macie taką sposobność. Tylko niech Was za mocno nie wchłonie, bo to kolejna już dziś pozycja, która uzależnia!

Wspomniałem na wstępie o muzycznych podróżach w czasie. Pierwsza, nie tak odległa to debiut włoskiego Elettra Storm. Powerlords to jeden z ciekawszych power metalowych albumów wydanych w tym roku. Bardzo często do niego wracam i nucę refreny wespół z krystalicznie (nomen omen) czystym głosem Crystal Emiliani. Nieco dalej, a dokładnie do 1998 roku cofnąłem się wraz z legendą death/doom metalu spod znaku My Dying Bride. Wydany wtedy album 34,788%... Complete był dla fanów niemałym szokiem. I nie chodzi tylko o brak skrzypiec, które do tej pory odpowiadały za charakterystyczne brzmienie kapeli. Pojawiły się sample, przesterowane wokale a nawet próba rapowania! Odbiór był tak negatywny, że na kolejnym albumie kapela wróciła do poprzedniego brzmienia. Ja jednak bardzo cenię tę płytę i jestem ciekaw, jak rozwinęłaby się muzyka MDB, gdyby zespół poszedł dalej tą drogą. Czy podzieliłby los Anathemy? Ciężko powiedzieć. W sumie cieszę się, że działają do dziś i nadal nagrywają solidne albumy a do tego "przeklętego" wracam co jakiś czas z przyjemnością. Kto jeszcze nie miał z nim do czynienia, zachęcam a jako apetizer wrzucam na playlistę kapitalny utwór Apocalypse Woman

Najstarszą piosenką na płycie jest wydana w 1985 Miss Mystery. Nagrał ją zespół Black'n'Blue, który podobnie jak wzmiankowany kilka tyg. temu Kix był zarówno jednym z mniej znanych przedstawicieli typowego dla lat 80-ych glam metalu jak i grającym nieco ostrzej i mniej cukierkowo niż tuzy tej sceny. Można potraktować ten utwór jako ciekawostkę ale warto też dać im szansę i zapoznać się z innymi piosenkami czy nawet całą (nie tak znów obszerną) dyskografią.

Chciałbym też zwrócić Waszą uwagę na kilka nowych płyt, którym w zeszłym tygodniu poświęciłem mniej czasu. Chodzi o upamiętniającą 10-lecie zespołu nową EP-kę stonerowego Elephant Tree (jeden z moich ulubionych zespołów w gatunku) jak i najnowszy krążek włoskich power-metalowców z Drakkar. Tu zdziwicie się, ale nie jest to typowy dla Płw. Apenińskiego melodyjny, symfoniczny power tylko bardziej agresywna i surowa wersja, przywodząca na myśl choćby niemieckie Wizard czy Stormwarrior. 

Listę dzisiejszym utworów zamykają natomiast doomgaze'owa Iress Lovely (Forget Me Not), kosmiczny power metal od Keldian (The Last Frontier) i utwór, od którego nie umiem odpocząć - The Best is Yet to Come niemieckich heavy-metalowców z Kissin' Dynamite.

 Jak widzicie, dużo ciekawej muzy przewinęło się przez moje odtwarzacze w tym tygodniu. A jak było u Was? Czekam na Wasze podsumowania. A poniżej, oczywiście, link do playlisty. Miłego odsłuchu!

Playlista: 08.09.2024

piątek, 6 września 2024

Audycje Radiowe, które Polecam

 


Muzyka towarzyszyła mi od najmłodszych lat. W domu tata puszczał z winyli klasykę polskiego rocka a w aucie z kaset leciały m.in. Budka Suflera, Perfect, Hey czy później choćby Łzy. Często podróże umilało nam stare dobre Radio Małopolska Fun, z okresu, gdy w czołówce wykorzystywano refren Twojego Radia. Później niestety wraz z komercjalizacją rynku muzycznego i rozszerzeniem zasięgu na całą Polskę RMF (bo to o nim oczywiście mowa) straciło dla mnie dużo pod względem artystycznym. Nadal była to dobra muzyka do jazdy autem ale gdy na dobre wsiąknąłem w rockowo-metalowe klimaty potrzebowałem czegoś więcej. Przejściowo w okresie liceum lukę tę wypełniała poświęcona cięższym brzmieniom audycja w Radiu Rzeszów ew Lublin - ważne, że fale docierały do Sandomierza, w którym wtedy mieszkałem. Po 23-ej, przy zgaszonym świetle na Nokii 5310 ExpressMusic usłyszałem po raz pierwszy House of Sleep Amorphis czy muzykę kanadyjskiego Voivod. Był to jednak krótki okres a pojawienie się wrzuty, rozwój YouTube'a czy wreszcie platformy streamingowe na zawsze zmieniły sposób słuchania i odkrywania muzyki. Na szczęście po wielu latach wróciła mi wiara w artystyczną wartość XI muzy. A wszystko dzięki czterem audycjom radiowym, które chciałbym Wam przedstawić.


Kołowrót - Radio Lublin wtorki 19-21

W swoim muzycznym życiu miałem kilka faz na folk metal. Pierwsza na przełomie pierwszej i drugiej dekady obecnego wieku. Byłem wtedy w okresie fanatycznej fascynacji wszystkim co metalowe, chciałem poznać każdy podgatunek tej najlepszej (i jedynej prawdziwej jak wtedy uważałem) muzyki. Dzięki takim zespołom jak Korpiklaani, Mago de Oz czy nasz rodzimy Radogost wszedłem w świat folk metalu. Po kilku latach, w trakcie których poznałem też m.in. Folkearth czy nieodżałowaną Vecordię mój muzyczny gust skrystalizował się głównie wokół doom, glam i power metalu. Z folku śledziłem w zasadzie tylko te trzy wspomniane na wstępie kapele. To zmieniło się w 2019 roku, gdy Spotify podsunęło mi do odsłuchu Cronicę. I znów zaczęła się folkowa mania, tymr razem ograniczona do polskich artystów. W ciągu roku pochłonąłem wszystko prawie, co było w streamingach i bum, jakbym się wypalił. Pojawiła się przerażająca myśl, że pewna formuła się wyczerpała a zespoły, które pokochałem przez pewien czas przystopowały z premierowymi nagraniami. Taki stan rzeczy trwał do momentu. gdy natrafiłem na fanpejdż Kołowrót FM i post, w którym redaktor Marcin Puszka mierzył się z podobnym problemem co ja. On jednak znalazł na ro remedium - 8 czy 9 premierowych krążków z rodzimym folk metalem. Wśród nich były Ćmy krakowskiej Jerny. W ten sposób zyskałem kolejną świetną płytę do kolekcji a przede wszystkim niesłabnące źródło nowych dźwięków. Na łamach kołowrotu znajdziemy głównie muzykę folk-rockową i folk-metalową, tak w klasycznym wydaniu jak i pod postacią hiszpańskiego folk-hardcore'a czy cyt. "tajwański elektro-metalcore". Nie brak jednak też muzycznych podróży po innych "strefach klimatycznych" jak choćby stoner czy epic metal. Jeżeli miałbym wybrać trzy najciekawsze odkrycia jakie zawdzięczam Kołowrotowi będą to na pewno: Jerna, Grand Magus i Arandu Arakuaa


Epoka Żelaza - Rockserwis.FM poniedziałki 19:00

Historia tej znajomości jest chyba typowo facebookowa - polubienie postu i follow za follow. Może i brak tej opowieści większej dozy epickości, ważne, że nie brakuje jej w puszczanej przez red. Julię Miodyńską muzyce. Audycja koncentruje się głównie wokół tradycyjnego, tudzież odwołującego się do tradycji hard rocka i heavy metalu. Jeśli chodzi o konkretne gatunki to oczywiście na pierwszym miejscu warto wymienić nwobhm i epic metal, czy to w wydaniu doom czy us power metalowym. Fani europejskiego powera też znajdą tu coś dla siebie tak jak i wielbiciele bardziej pustynnych i kamiennych brzmień. Ja osobiście zawsze mocniej nastawiam ucha, gdy red. Julia prezentuje epic metalowe kapele z kobiecym wokalem. Ma naprawdę niezwykły talent do wyszukiwania prawdziwych muzycznych perełek. Bardzo ciekawe są też audycje tematyczne poświęcane m.in. muzyce z jakiejś konkretnej części świata czy jak w przypadku jednego z ostatnich spotkań re-recordingom klasycznych płyt. Po każdej audycji na fanpage'u Epoki ląduje lista prezentowanych utworów, tak więc nawet gdy zdarzy nam się przegapić poniedziałkowe wydanie, zawsze możemy odsłuchać sobie ją na własną rękę. Podsumowując, jeśli kręci Was epicki metal, lubicie klasykę gatunku jak i muzyczne poszukiwania to przy Epoce Żelaza nie będziecie się nudzić. A oto moje trzy najważniejsze odkrycia, do których red. Julia przyłożyła swą "żelazną" rękę - Dolmen Gate, Icy Steel i Grendel's Syster.


W Zimnej Toni - Radio ProRock czwartki 20:00

Czytelnicy mojeg bloga wiedzą zapewne, że za jeden z najlepszych debiutów tego roku niepodzielnie uważam Korzenie polskiego Alternative/Doom/Folk/Psychedelic/Stonerowego zespołu TOŃ. Wokalistką tego niezwykłego ansamblu jest Monika Adamska-Guzikowska, która nie tak dawno dołączyła do ekipy redakcyjnej Radia ProRock, jednej z najciekawszych internetowych rozgłośni muzycznych. Jej autorska audycja nosi nazwę W zimnej toni i jak się już pewnie domyślacie skupia się głównie na zimnej fali et al. Przez lata coldwave była dla mnie muzyką, o której gdzieś tam słyszałem ale nigdy się w nią nie zagłębiałem. Tym razem, biorąc pod uwagę jak wielkie wrażenie wywarła na mnie muzyka TONi udzieliłem Pani Redaktor dużego kredytu zaufania. I co? Już w pierwsza odsłona audycji zapoznała mnie z twórczością zespołu widmoid, który od tego czasu wielokrotnie gościł na łamach Muzycznej Kroniki. Te ich elektroniczno-rockowe dźwięki kapitalnie chłodziły moją głowę w okresie największych letnich upałów. Bo i takie jest hasło Pani Redaktor, przyjemnie chłodzić muzyką. Jak na razie wychodzi to bardzo dobrze i liczę, że audycja zagości w ramówce stacji na długo. Gdzie indziej będę mógl tak poszerzyć swoje muzyczne horyzonty? Oprócz coldwave'u Zimna Toń serwuje też dużo post-punku, gotyku i psychodelii, zapuszczając się czasem nawet w rejony ekstremalnego metalu. Oprócz wspomnianego wyżej widmoida, inne moje zimnotoniowe odkrycia to właśnie post-punkowe Dead Tahiti i gothic-rockowy anglo-hiszpańskojężyczny OK Doomer. A myślę, że na tym licznik się nie zatrzyma. 


Mały Leksykon Wielkich Zespołów - Rockserwis.FM środy 21-23

Liczne odnośniki do MLWZ znajdowałem często na facebookowych grupach poświęconych muzyce progresywnej. Przez długi czas traktowałem to jednak raczej jako pewną ciekawostkę aż do momentu, gdy przeczytałem recenzję najnowszej płyty zespołu Resoraki. Artykuł napisany przez Jacka Kurka tak mnie zaintrygował, że wyszukałem w streamingach album Horyzonty, usiadłem wygodnie w fotelu mojego kombi i ruszyłem w podróż, tak malowniczymi trasami Pogórza Wielickiego jak i ścieżkami dźwiękowymi niezwykle inteligentnego i pełnego emocji rocka. To jedno popołudnie sprawiło, że zacząłem regularnie śledzić stronę Leksykonu jak i słuchać audycji (czy to na żywo czy wg playlist z wydań, które przegapiłem). Warto wspomnieć, że MLWZ urzęduje w eterze od 1994 roku, co czyni go jedną z nadłużej funkcjonujacych audycji w kraju. Obok samego radia, na leksykonowym portalu znajdziecie mnóstwo recenzji, wywiadów i innych artykułów poświęconych muzyce prog-rockowej i prog-metalowej. Co szczególnie ważne dla nas, muzycznych odkrywców, Leksykon skupia się głównie dla młodych (stosunkowo) i mniej znanych zespołach, okazując oczywiście odpowiedni szacunek ojcom gatunku z rodzaju Yes, Genesis, Rush czy King Crimson. Dzięki takiemu podjeściui właśnie mogłem dotrzeć do wzmiankowanych już wcześniej Resoraków a także psychodeliczno-progrockowego Francesco and the Black Swans czy bardziej metalicznego, argentyńskiego Fughu.


Jak widzicie, jeżeli macie czas i przestrzeń, to każdy wieczór w dni powszednie (z wyjątkiem piątku, ale to wiecie, piąteczek, piątunio itd) umili Wam jedna z powyższych audycji. Zachęcam do słuchania i śledzenia w mediach społecznościowych poświęconych im fanpage'ów, bo to naprawdę nieprzebrane źródło nowych muzycznych doznań. Na zakończenie chcę Wam zaprezentować dzisiejszą playlistę, na którą wybrałem po 3 zespoły odkryte dzięki każdemu z opisywanych dziś programów. Jest tam dużo zróżnicowanej stylistycznie muzyki ale łączy je jedno - po włączeniu play nie będziecie chcieli się zatrzymać. Gwarantuję!

Playlista: My Radio Shows Discoveries 

poniedziałek, 2 września 2024

26.08-01.09.2024

 


Ostatni tydzień wakacji za nami. Pogoda za oknem i muzyka w głośnikach dopisały i choć piątek nie obfitował w jakąś dużą ilość ciekawych premier, udało mi się to zrekompensować wydanymi przed laty albumami, do których wróciłem lub odkryłem na nowo. O wszystkim ze szczegółami dowiecie się z dzisiejszego artykułu.

Zaczniemy od zespołu Dead Tahiti. Dawno nie zdarzyło się, by trzy najczęściej słuchane przeze mnie w danym okresie utwory pochodziły z tej samej płyty. Fala to debiutancki krążek tej post-punkowej formacji. Wbrew nazwie, zamiast egzotyki dostajemy tu wysokiej klasy zimno-falowe dźwięki, ciekawe teskty i podstępnie sączące się do ucha melodie. Piszę "podstępnie", bo gdy posłucha się kilka razy Tahiti, Kolaży lub Miastożerców ciężko się od nich potem uwolnić. Jeżeli interesują Was takie klimaty (lub dopiero zainteresują po odpaleniu dzisiejszej playlisty) polecam audycję W zimnej toni na antenie Radia Pro-Rock, gdzie po raz pierwszy miałem przyjemność zapoznać się z twórczością tego zespołu.

Ten rok jest generalnie bardzo udany dla naszej rodzimej, psychodelicznej sceny. W tym tygodniu wróciłem do debiutanckiego albumu gdańskiego Tet. Ileż tam jest poezji, ile emocji i dźwiękowej przestrzeni. Mimo, że każdy utwór z tej płyty trwa blisko 10-minut, kompozycje są tak skonstruowane, że w żaden sposób się nie dłużą a moją ulubioną Wiosnę czy Dom w cieniu gruszy można zapętlać w nieskończoność. 

W pierwszym akapicie pisałem o małej ilości ciekawych premier, jednak te płyty, które ujrzały światło dzienne w ostatnich dniach to prawdziwe perełki. Na playliście znajdziecie utwór Ściany, pochodzący z debiutanckiego albumu krakowskiego Szlugazera. Stali czytelnicy bloga pewnie kojarzą ich za sprawą wydanej na wiosnę EP-ki Pierwszy Moment w którym zapomniałem, że tu jesteś. Na long-playu Domki z Azbestu widzimy dalszą ewolucję brzmienia formacji, w stronę, którą nazwałbym bardziej eksperymentalnym shoegaze'm. Tych, którzy nie lubią udziwnień uspokoję - to nadal jest pełna emocji i przestrzeni muzyka, z którą naprawdę warto się zapoznać.

Z polskich artystów został mi jeszcze wokalista, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Krzysztof Cugowski szykuje się do premiery nowego solowego albumu, zatytułowanego dość znacząco Wiek to tylko liczba. Przyznam, że przegapiłem promujący to wydawnictwo singiel. A szkoda, bo Co za nami, co przed nami to kawał dobrego rocka, z lekko bluesowym swingiem. Intryguje też tekst, w którym atomowe gardło polskiego rocka stwierdza, że czas nareszcie przestać karmić się iluzjami. Czy jest to jakaś aluzja do reaktywacji Budki Suflera, w której wokalista nie wziął udziału i niezmiennie ocenia dość jednoznacznie? Nie wiem. Osobiście słucham zarówno "nowej Budki" jak i solowych dzieł Pana Krzysztofa, wychodząc z założenia, że muzyka powinna bronić się sama. I tak jest moim zdaniem w obu przypadkach. 

Obok Szlugazera, z premierowym materiałem mamy też do czynienia na płycie Let it Burn niemieckiej grupy Bonsai Kitten. Jest to już szósty album ekipy, która początkowo grała bardzo dynamiczne psychobilly by z czasem zwrócić się bardziej w kierunku punku czy, jak to zespół sam określa - heavy metal bluesa. Jak to brzmi na nowej płycie? Na pewno są szybkie i melodyjne utwory, jest nieco psychodeliczny klimat ale artystycznie mamy do czynienia z bardziej bogatymi kompozycjami niż na, jakkolwiek genialnej w swej prostocie, Occypy Yourself! z 2014 roku. Czuję, że z muzyką Niemców spędzę jeszcze niejeden fajny tydzień, na dziś wrzucam na playlistę dwa utwory. Liczę, że też Wam się spodobają.

Instrumentalny kunszt pokazuje też legenda szwedzkiego stoner-proga. Mammoth Volume po wydaniu kilku plyt na przełomie mileniów zamilkł na kilka lub nawet kilkanaście lat. Na szczęście od 2022 roku znów regularnie komponuje nowe piosenki. Płyta Raised Up By Witches miała swoją premierę 23 sierpnia ale dopiero zeszły tydzień pozwolił mi na dobre zanurzyć się w te pustynne dźwięki. Efekt jest taki, że dziś prezentuję Wam cztery utwory z tego wydawnictwa a i tak mam poczucie, że mógłbym wybrać jeszcze kilka wcale nie gorszych numerów. To co się w nich dzieje to prawdziwy kociołek Panoramiksa - elementy folkowe, organy Hammonda, syntezatory, stonerowy fuzz i  duszny klimat, a to dopiero początek listy. Jeśli lubicie muzykę, którą można odkrywać na nowo po n-tym przesłuchaniu, Raised Up By Witches zgłasza się!

Szwecja to też ojczyzna zespołu, o którym pisałem już tydzień temu. Ritual reprezentuje typowy dla tego kraju miks rocka progresywnego z elementami folkowymi. Dziś na playliście obecny jest tylko jeden ale za to idealnie oddający twórczość tej formacji utwór - Chichikov Bogd. Posłuchajcie a zapewniam, że już po chwili odpalicie całą The Story of Mr. Bogd, Pt.1.

Czy można łączyć AOR z prog-rockiem? Można. Gdyby to było złe to Bóg by inaczej świat stworzył. Odłóżmy na bok heheszki a przejdźmy do anonsowanej już tydzień temu płyty Destiny Stone amerykańskiego projektu Pride of Lions. Jest to moja ulubiona pozycja z ich dość obszernej zresztą dyskografii, od której zaczęła się moja fascynacja muzyką panów Peterik/Hitchcock. Cenię ją przede wszystkim za tę atmosferę tajemnicy i podniosły ton a także gitarową finezję, w które potrafili ubrać melodyjne i przystępne AOR-owe przeboje. Nie ma tu jednak tylko samych radio-friendly piosenek o miłości, gdyż warstwa liryczna również jest dojrzała i refleksyjna a przede wszystkim niezwykle spójna. Polecam ten album nie tylko miłośnikom melodyjnego rocka spod znaku Survivor czy Talisman ale i bardziej wymagającym prog-rockmanom.

Innym przykładem epickiego AOR-a jest goszczący na łamach Kroniki po raz kolejny A Neverending John's Dream a jeśli szukać czegoś mocniejszego, to polecam włoski Icy Steel i płytę The Wait, The Choice and the Bravery - jedna z ciekawszych epic metalowych premier tego roku. 

Pisałem tydzień temu, że kosmiczni power metalowcy z Keldian na ostatnim krążku poszli bardziej w stronę AORa. Fakt, ale jest to (ponownie w tym artykule) AOR progresywny. Mam dziś dla Was dwa utwory z The Bloodwater Rebellion - szybszy, choć nie jak na powerowe standardy, Ghost and a Promise i bardziej rytmiczny, okraszony mocno wciągającym refrenem Tundra. Ja osobiście bardzo lubię ten album, choć niestety dla części fanów przyniósł on zbyt dużą rewolucję brzmienia tego zasłużonego, norweskiego duetu. Jeżeli należycie do tej właśnie grupy, nie narzekajcie - wrzuciłem też trzy typowo power-metalowe hity z poprzednich płyt - Kepler and the 100 000 Stars, Life and Death Under Strange New Sun i trochę tylko spokojniejszy The Last Frontier. 

Na koniec skromny akcent thrash metalowy (Death Angel), trochę heavy metalowych hymnów (Kissin' Dynamite)i odrobina doomgaze'u w wersji z damskim (Iress) i męskim (Mountaineer) wokalem. Muszę przyznać, że to ciężkie, ponure ale i niesamowicie senne granie coraz bardziej mnie wciąga. Swego czasu, przy premierze poprzedniej płyty Mountaineera miałem krótkotrwałą fazę na doomgaze ale coś czuję, że tym razem zanurzę się w to na dłużej. 

I to już wszystko na dziś. Jestem ciekaw, jakiej muzyki Wy słuchaliście w tym czasie. Piszcie tu lub na FB a ja zostawiam jeszcze link do playlisty z 30-oma najczęściej słuchanymi przeze mnie utworami tego tygodnia. Bywajcie!

Playlista: 01.09.2024

Najpopularniejsze