piątek, 31 stycznia 2025

Styczeń 2025 - Podsumowanie Miesiąca

 


Ale ten czas leci. Jeszcze nie tak dawno ekscytowaliśmy się wzajemnie swoimi podsumowaniami roku a przed nami już podsumowanie stycznia. Czas więc się przyznać jakich zespołów i artystów w tym okresie słuchałem najczęściej i przygotować dla Was playlistę z utworami, które mam nadzieję wejdą na dłużej do Waszych odtwarzaczy. A oto 12-tka wykonawców, którym chciałbym za ten miesiąc szczególnje podziękować:

Avatarium - czy to możliwe, żeby pod koniec stycznia pojawiła się płyta, godna tytułu albumu roku? W przypadku tej szwedzkiej ekipy jak najbardziej. Tu, gdzie psychodeliczny blues spotyka się z epickim doom metalem efekt może być tylko i wyłącznie najwyższych lotów 

Shedfromthebody - zaklęte w rozmarzonej, delikatnej ale i pełnej melancholii muzyce emocje wyszeptywane są przez Suvi Savikko jakby prosto do duszy słuchającego. Trudno chyba o lepszą rekomendację dla tak urzekającej płyty jak Whisper and Wane

Lady Beast - ponownie zespół z wokalistką za mikrofonem, tym razem jednak w bardzo tradycyjnie heavy metalowym wydaniu. Maidenowskie galopady i epickość Manowaru podane jednak w na tyle zręczny sposób, że trudno kapelę posądzać o wtórność. Styczeń spędziłem głównie z ich czwartą płytą The Vulture's Amulet ale na horyzoncie już majaczy kolejna, zapowiedziana przez dwa solidne single

Lee Abraham - gitarzysta Galahad na swoich solowych albumach prezentuje spokojniejszą, bardziej refleksyjną i akustyczną formę rocka progresywnego. Nie inaczej rzecz ma się na wydanej w 2024 roku Origin of the Storm - płycie, która przez wielu fanów prog-rocka była uznana za jedną z najlepszych w tym roku a którą ja poznałem dopiero pod koniec grudnia. 

The Ocean - napisać, że zespół ten cenię za całokształt to jak nic nie napisać. Post-metalu sludge, post-hc czy atmospheric doom a nawet elementy elektroniki - brzmienie tego kolektywu mimo upływu lat nie przestaje zaskakiwać. Z ich bogatej dyskografii w styczniu najczęściej słuchałem tych należących do "cyklu geologicznego" - Phanerozoic I i Precambrian

Fuzz Sagrado - tym razem Doom Charts pomogło mi odkryć nie album długogrający a bardzo przyjemną i wciągającą EP-kę. Liczę jednak że w nowym roku brazylijska kapela powstała na gruzach słynnego Samsara Blues Experiment zaprezentuje nam swoje trzeci longplay

TOŃ - tej ekipie chcę podziękować za świetny singiel Wszyscy Toniemy, którego odsłuch za każdym razem (a było ich już że czterdzieści) przyprawia mnie o ciarki. Nie mogę się doczekać gdy usłyszę go na żywo!

Dragonknight - były wokalista Metal de Facto powraca w nowym wydaniu, przynosząc nam dynamiczny i melodyjny power metal. Jest to muzyka, która podnosi na duchu i dodaje energii nieważne w jak głębokim dole byśmy się znaleźli

Paragon - grudzień spędziłem przy ich najnowszym albumie zatytułowanym Metaliation, w styczniu natomiast sięgnąłem po klasyka, którego przez lata jakoś nie potrafiłem docenić. Na szczęście tym razem między mną a Force of Destruction naprawdę zaiskrzyło 

ATAN - polscy instrumentaliści i pochodząca z Boliwii wokalistka - to połączenie jest źródłem nieszablonowej, ciężkiej ale i niosącej ze sobą wiele emocji muzyki. Cieszę się, że drogi moja i zespołu w końcu się zeszły (dzięki stronie Polska Muzyka Alternatywna) i czekam z niecierpliwością na nowy album kapeli. Jeżeli będzie co najmniej tak dobry jak Ugly Monster to sukces murowany

Knightfall - Keitha Dombrowskiego można z czystym sumieniem nazwać czlowiekiem-orkiestrą, i to dosłownie bo jego projekt Knightfall gra wysokiej klasy symfoniczny power metal a liczba gości specjalnych biorących udział w nagraniu debiutanckiego albumu pozwala zaliczyć Destiny Calling do jakże popularnej w XXI wieku kategorii metalowej opery

DYM - dark folk, folk-rock a może progresywny folk? Myślę, że w przypadku DYMu ciężko o jakąkolwiek kategoryzację. Ich muzyka to zapis leków, nadziei i wielu innych uczuć z jakimi na różnych etapach życia mierzy się każdy z nas. Zapis pełen poezji i niezwykłych dźwięków.

Co poza tym? Na pewno styczeń otworzył mnie na folk nie-rockowo/metalowy o czym mogą zaświadczyć chociażby avant-folkowe Tuleje. Zanurzałem się też w ejtisowe granie niemieckiego Violet czy kanadyjskiego Dagger. Polską scenę metalową reprezentowali też świętujące 40-lecie Kawalerii Turbo i trzymający się grobowych klimatów krakowski Śmiertelnik. Ekscytowałem się też nowym singlem Avantasii i moim ulubionym coverem House of the Rising Sun w wykonaniu nieaktywnego już niemieckiego Evereve. W krainę pustynnego fuzzu wprowadzali mnie również (poza wspomnianym powyżej Fuzz Sagrado) greckie Fuzzing Nation i belgijskie Bulldozer and the Machine Guns a jeżeli miałem ochotę na coś łagodniejszego to w sukurs przybywały alt-rockowy Snailgaze i progresywne Age of Distraction

Jak widzicie był to bardzo ciekawy muzycznie okres. Mam nadzieję, że Wam też udało się spędzić go z najlepszą muzyką. Chętnie dowiem się jaką. Piszcie swoje podsumowania w komentarzach a ja zapraszam do odsłuchu "miesięcznej playlisty". Link poniżej:



poniedziałek, 27 stycznia 2025

20.01-26.01.2025

 


W ten niezwykle ciepły, styczniowy poniedziałek zapraszam na ostatnie już w tym miesiącu podsumowanie tygodnia. Ale ten czas leci. Rok 2025 rozgościł się w mojej bibliotece na dobre, choć jak zaraz zobaczycie, jego poprzednik nie zamierza odpuszczać. Nie zapominam też o rockowo-metalowej klasyce - 30 czy nawet 40-letniej. 

Ostatni tydzień to bez wątpienia czas dominacji kobiet w doom metalu. Przede wszystkim wielkim muzycznym wydarzeniem była premiera nowego utworu zespołu TOŃ. Wszyscy toniemy znajdzie się na splicie wydanym z okazji wspólnej trasy koncertowej, w jaką zespół wyrusza w towrzystwie innego przedstawiciela polskiej stoner/doomowej sceny - instrumnetalnego Weedcraft. Rzeczony utwór to ponad 9-minutowy, psychodeliczny walec. Powolny, melancholijny, z przejmującym tekstem i świetnym wokalem Moniki Adamskiej, od którego aż ciary przechodzą po plecach. Zastanawiałem się, czy muzykom uda się utrzymać wysoki poziom jaki zaprezentowali na debiutanckich Korzeniach ale myślę, że udało im się coś znacznie trudniejszego - jeszcze wyżej zawiesili poprzeczkę. A same Korzenie też sobie w sumie odświeżyłem, zwłaszcza mój ulubiony ...A dom niewoli zniszcz i spal. Miło było znów uTOŃąć w tych dźwiękach!

Jeżeli mam podać zespół, który w jakiś sposób przypomina mi TOŃ na pewno będzie to szwedzkie Avatarium. Mamy tu charyzmatyczny kobiecy wokal, psychodeliczno-doomowy klimat i hipnotyzujące, na długo zapadające w pamięć utwory. Tam jednak, gdzie TOŃ nabiera stonerowo/folkowych barw, Avatarium kieruje się w stronę bluesa lub hard rocka rodem z lat 70-ych. Taka mieszanka stylów zawarta jest również na wydanej w piątek szóstej płycie kwartetu, Between You, God, the Devil and the Dead. Jest to płyta niesamowicie łącząca wszystko to, co kocham w Avatarium. Od psychodelicznego bluesa w utworze tytułowym, po bardziej przebojowy, rockowy I See You Better in the Dark czy stonowany, ciężki Until Forever and Again a to tylko kilka przykładów. Każdego zachęcam do zapoznania się z całą płytą, na której zespół po raz kolejny na swoją kreatywność nie nakłada żadnych ograniczeń. Dziękuję Avatarium za te 40 minut prawdziwej uczty dla zmysłów.

Kolejna niezwykła artystka to pochodząca z Finlandii Suvi Savikko, tworząca pod nazwą shedfromthebody. Na łamach Muzycznej Kroniki pojawiła się już w zeszłym tygodniu tak za sprawą artykułu nt doomgaze'u jak i dzięki singlowemu Mooring, będącemu zapowiedzią wydanego w zeszły piątek długograja pt. Whisper and Wane. Dziś przychodzę do Was z trzema pochodzącymi z niego utworami, pełnymi eterycznych, urzekających dźwięków zilustrowanych subtelnymi, nieraz szeptanymi wokalami. Już w XIX wieku Schopenhauer mawiał, że muzyka jest pokarmem dla duszy. Myślę, że w przypadku shedfromthebody jest to niezwykle trafne określenie.

Jak jest doom to nie może zabraknąć tez fuzzu. W tej krainie królują jednak mężczyźni. Niezmiennie polecam Wam ep-ki Fuzz Sagrado i Fuzzing Nation, pustynne, duszne ale i niezwykle melodyjne.

Niemiecki The Ocean to kolejny w dzisiejszym zestawieniu zespół, którego kreatywność wydaje się nieograniczona. Jest to jeden z moich ulubionych przedstawicieli szeroko pojętego progresywnego metalu, choć w ich brzmieniu znajdziemy też trochę sludge, doom, post-metalu a nawet post-hc czy jak w przypadku ostatnich albumów dark ambientu. Moje ulubione płyty z ich dyskografii to obie części Phanerozoicu ale ostatnio coraz bardziej wkręcam się w nieco starszy, bardziej surowy i brutalny Precambrian. W takich utworach jak Rhyacian czy Tonian (TOŃan?) mamy prawdziwy dźwiękowy rollercoaster, od jazzowych wstawek po niemal brutal death metalowe kanonady. Nie wierzycie? Posłuchajcie sami!

O glam metalowym Dagger z Kanady pisałem już tydzień temu. W tym również dość często sięgałem po ich jedyny album Not Afraid of the Night. Jest to kawał dobrego, melodyjnego grania i dobry przykład na to, że kanadyjska scena w latach 80-ych pod względem jakości niewiele ustępowała amerykańskiej. Swojego glam metalowego przedstawiciela ma także Walia a jest nim Tigertailz. Osiągająca największe sukcesy na przełomie lat 80-ych i 90-ych kapela była niemałym szokiem dla osadzonej w nwobhm Wielkiej Brytanii, głównie za sprawą swojego kolorowego wizerunku, hedonistycznych tekstów i bombastycznej muzyki. Ok, a gdzie wady? Ja takich raczej nie znajduję i chętnie wracam zwłaszcza do najbardziej znanego albumu Bezerk, na którym mamy zarówno megaprzebojowe Love Bomb Baby jak i dynamiczne, galopujące wręcz Call of the Wild

Na pograniczu takiego właśnie melodyjnego metalu a powera tworzy międzynarodowe trio The Ferrymen, którego wokalistą jest bardzo rozchwytywany obecnie Hiszpan, Ronnie Romero. Nic jednak dziwnego, gdyż jego barwa głosu i style śpiewania, tak podobne do Dio, zjednują mu rzesze fanów. Nowy album The Ferrymen dopiero otwiera przede mną swe skarby ale po kilku odsłuchach w pamięć zapadła mi ballada Dreams and Destiny, którą wrzucam na dzisiejsza playlistę.

Legenda niemieckiego heavy/speed/powera Grave Digger wydał niedawno swój dwudziesty drugi album Bone Collector. Czego możemy się po nim spodziewać? Raczej klasycznego Grave Diggera, który choć solidny i poniżej pewnego poziomu nie schodzi to jednak brakuje mu takiego elementu "wow". Niemniej jednak słucham od lat i raczej nie przestanę.

Przejdźmy teraz już do pełnokrwistego power metalu. Tu oczywiście nie mogło zabraknąć nowego singla Avantasii - Against the Wind, w którym Tobias Sammet śpiewa o tym, że "ludziom na przekór, piekłu wbrew" (ups, nie ta piosenka) ma zamiar robić wszystko po swojemu. Na razie udało mu się napisać najbardziej edguyową piosenkę w historii Avantasii. Ok, a gdzie wady? (tak wiem, powtarzam się). 

Udany debiut zaliczył fiński Dragonknight za sprawą albumu Legions. Epickie melodie, szybka perkusja i ostro tnące gitary to wszystko to, za co najbardziej kocham power metal. A przy takich utworach jak Defender of Dragons czy Storm Bringer nie sposób się nudzić. 

W styczniu chyba połowa polskiego metalowego internetu świętuje 40-lecie wydania Kawalerii Szatana. Druga połowa nadal zajęta jest, niesłusznym moim zdaniem, jeżdżeniem po NamoRze. Ja na szczęście należę do tej pierwszej grupy i nucę wraz z Grzegorzem Kupczykiem takie niezapomniane metalowe hity jak Dłoń Potwora, Sztuczne Oddychanie czy druga Kawaleria. Swoją drogą bardzo cenię obecnego frontmana Turbo ale jednak Kupczyk na Kawalerii to zupełnie inna liga, głos spoza, nomen omen, bram galaktyk.

Polskiej muzyki ciąg dalszy. Kraków zazwyczaj kojarzony jest z oryginalną, miejską sceną black metalową. Wart uwagi jest też jednak grający mniej ekstremalną odmianę metalu Śmiertelnik. I choć mamy tu zarówno gotyckie, grobowe klimaty i gdzieniegdzie głęboki, deathowy growl to jednak cały album Wielka Farma (drugi w ich karierze a pierwszy z obecnym, męskim wokalem) utrzymany jest raczej w hard rockowo/heavy metalowej stylistyce. Mnie taka muzyka przypadła do gustu i długie godziny spędziłem przy tym albumie, że szczególnym naciskiem na wkręcające się w mózg swoim rytmem i melodią Rytuał i Krwawą Hrabinę.

Na zakończenie artykułu i zamknięcie playlisty jeszcze mały folk-rockowy akcent. O grupie Żmij pisałem w piątek i muszę Wam powiedzieć, że ich Epka z 2015 roku to bardzo fajna odskocznia od cięższych brzmień. Zwłaszcza pierwsza na trackliście Podolanka szybko wpada w ucho, chyba dzięki temu wokalnemu dialogowi. 

I to już wszystko. Jestem ciekaw jaka muzyka grała u Was w tym okresie. Czekam na ciekawe polecenia i zapraszam do odsłuchu playlisty. 

Playlista: 26.01.2025

 

piątek, 24 stycznia 2025

4x4 - EPki z Polską Muzyką

 


Po dłuższej przerwie postanowiłem wrócić do formatu 4x4, głównie dlatego, że nagromadziło się w mojej bibliotece ciekawych tytułów, które można by w takim artykule wykorzystać. Za pierwszym razem prezentowałem cztery albumy długogrające, głównie prog-rockowe i doom metalowe, na których znalazły się po 4 utwory. Dziś przyszła kolej na minialbumy popularnie nazywane EP-kami. Żeby osiągnąć pewną spójność materiału, choć jak mówią in variete unitas, zdecydowałem się na muzykę śpiewaną w naszym ojczystym języku. Kolejnym elementem łączącym wszystkich wykonawców jest ich pochodzenie z południowej Polski a konkretnie województw śląskiego i małopolskiego. Patrząc na mapę najbardziej skrajnie zlokalizowane kapele dzieli od siebie około godzina jazdy samochodem. Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, tu dopiero mamy wspomnianą wcześniej różnorodność - od shoegaze'a stopniowo będziemy kierować się w stronę (nie żartuję) słowiańskiego grunge'u. Minirecenzje każdego z tych czterech minialbumów znajdziecie poniżej, ułożone w kolejności alfabetycznej.

Szlugazer - Pierwszy moment w którym zapomniałem, że tu jesteś - 2024 - shoegaze

Ten wydany w kwietniu zeszłego roku minialbum stał się dla mnie furtką, przez którą zacząłem nieśmiało eksplorować shoegaze'owe rejony. Wcześniej miałem pewną awersję do tego typu muzyki. Na Pierwszym momencie najbardziej spodobała mi się atmosfera budowana przez ciekawe teksty, subtelne linie melodyczne i wszechobecne muzyczne dysonanse. Najlepiej widoczne to jest w drugich na liście Kamienicach, gdzie zwrotki wypełnione pastelowymi wręcz gitarami przechodzą w hałaśliwe, piszczące aż ściany dźwięku w refrenie. Nim jednak dotrzemy do tego numeru, musimy zaliczyć rytmiczne i melodyjne Inne Miejsce, chyba najbardziej przebojowy utwór na Ep-ce i jeden z moich ulubionych. Jako trzecia na trackliście jest również hałaśliwa, choć niżej zagrana Jesień, w której oprócz rozmarzonego wokalu Jaśka Ostrowskiego możemy uslyszeć znacznie niższy głos Szymona Szweda - mózgu całego przedsięwzięcia. W ostatnim, tytulowym utworze na wokalu zostaje już sam szef i radzi sobie bardzo dobrze. Ta refleksyjna, eteryczna wręcz kompozycja pięknie opowiadająca o tęsknocie i poczuciu straty stanowi idealne zamknięcie tego naprawdę udanego wydawnictwa. Patrząc retrospektywnie, już tu było czuć potencjał jaki drzemie w ekipie Szymona, który w pełni objawił się nam na ambitnych i bezkompromisowych Domkach z Azbestu. Według dostępnych w internecie informacji projekt jest aktualnie w trakcie przebudowy ale wierzę, że wróci niedługo i to jeszcze mocniejszy!

Zaułek - Zaułek - 2024 - rock alternatywny

Przenosimy się teraz kilkadziesiąt kilometrów na zachód do Grodu Kraka, by posłuchać reprezentantów dwóch sąsiednich powiatów - chrzanowskiego i oświęcimskiego. Zespół Zaułek tworzy rodzeństwo Boińskich - Nika i Miłosz oraz ich przyjaciele basista Witold Maciejczyk i perkusista Wiktor Palka. Muzycznie mamy tu alternatywne, indie rockowe granie upiększone poetyckimi, niebanalnymi tekstami. Wydana w październiku EP-ka jest ich fonograficznym debiutem i już na tym etapie kapela pokazuje się z bardzo dobrej strony. Otwierający album kawałek Kapitanie Mój (Koniec Zabawy) wyróżnia się podziałem na dłuższą refleksyjną i krótszą, bardziej rytmiczną część. Bardzo podoba mi się tekst tego numeru i to jak swobodnie płyną kolejne wersy, jakby słowa te były gdzieś już zapisane a Nika w jakiś niezwykły sposób wydobyła je na świat już połączone ze sobą w jednym przebłysku natchnienia. Następnie mamy znany już wcześniej z singla i zilustrowany teledyskiem Dywan, będący jedną z dwóch najcięższych kompozycji na płytce. Choć ten ciężar nie bierzę się raczej z brutalnej gry gitar i sekcji rytmicznej a raczej z dosadnego, solidnego przekazu jaki niesie ze sobą ta piosenka. Jakby dla wytchnienia na trzecim miejscu stoi refleksyjny, idealny na wieczorne wyciszenie 32-590, w którym oprócz rozważań nad przemijaniem i kolejnymi szansami jakie niesie los sportretowano miasto Libiąż, którego kod pozctowy to właśnie tytułowy numer. I na koniec pojawiają się Oczy ze szkła - absolutnie wspaniała piosenka, bardzo sugestywny, pełen zaskakujących środków stylistycznych tekst i muzyka, balansująca między delikatnością zwrotek i podniosłą ciężkością refrenu, którego tekst wchodzi do głowy na długi, długi czas. Według statystyk z mojego profilu na last.fm, w ciągu niespełna dwóch miesięcy odtwarzałem ten numer już ponad 50-razy! Podsumowując, EP-ka Zaułka to co prawda tylko niespełna 14 minut muzyki ale za to niosącej ze sobą tyle emocji i zaspokajającej potrzeby nawet najbardziej wymagających intelektualnie słuchaczy. 

Zdrawica - Rok - 2017 - folk rock

Czas na jedynego w dzisiejszym zestawieniu reprezentanta województwa śląskiego, choć pod względem kulturowym i etnicznym Jaworzno należy do ziemi krakowskiej i jest częścią Małopolski. Tu właśnie w 2013 roku rozpoczęła swoją działalność grupa Zdrawica, grająca żwawy i dynamiczny folk-rock. W 2015 roku wydali pierwszą, króciutką ep-kę Przedwiośnie a dwa lata później wrócili z dłuzszym wydawnictwem - Rokiem, na którym zaprezentowali już swój własny styl.  Czym się on wyróżnia? Mamy tu muzykę mocno nawiązującą do słowiańskiego folku ale podaną w solidny, rockowy sposób. Dźwięki instrumentów ludowych, głównie fletu i skrzypiec uzupełniane są przez mocną sekcję rytmiczną, mocno zaakcentowaną gitarę elektryczną i zróżnicowane wykorzystanie klawiszy. Muzycznie na Roku mamy raczej typowo rockowe kawałki, czasem spokojniejsze jak utwór tytułowy a czasem żywsze, utrzymane w klimacie ludowego tańca jak Noc Kupały. Ciekawym pomysłem było też wprowadzenie dźwięku cymbałek (czy wygenerowanego przez keyboard czy przez żywy ksylofon, tego nie jestem w stanie wysłuchać) prowadzących główną linię melodyczną w trzecim na ep-ce Wędrowcu. W warstwie tekstowej zespół unika odtwarzania ludowych pieśni, skupiając się na autorskich numerach, których głównymi tematami są przede wszystkim miłość do natury, ludowych zwyczajów czy też baśni, jak w zamykającej płytce Królowej Śniegu, będącej wg mnie najlepszą muzyczną interpretacją baśni Andersena jaką kiedykolwiek słyszałem. Cały ten minialbum pokazuje Zdrawicę jako zespół w pełni uformowany, który znalazł swoją niszę, gdzieś w połowie drogi między muzyką ludową a folk metalem i się w niej bardzo fajnie urządza, co potwierdziła również wydana w 2022 roku pierwsza płyta długogrająca - Tak o rzece.  

Żmij - Żmij E.P. - 2017 - folk/słowiański grunge

Pora zatoczyć krąg, niczym Słońce wędrujące po niebie i wrócić do starego, dobrego Krakowa, gdzie swoją muzykę tworzy Jakub "Żmij" Zielina z zespołem. Muzykę tego krakowskiego kwintetu można określać różnie - jako folk czy też folk-rock, choć w opisie tej ep-ki, którą dziś dla Was recenzuję znalazło się też określenie słowiański grunge! Generalnie jednak Żmij to kapela tworząca własne interpretację tradycyjnych pieśni i przyśpiewek a także własne, w pełni autorskie numery, w których muzyka ludowa prezentowana jest w nieco bardziej alternatywny, podchodzący pod stylistykę rockową sposób. Przyznam się jednak, że na wydanej w 2017 roku EP-ce ten pierwiastek rockowy jest dość subtelnie zaznaczony. Nie jest to bynajmniej wada, bo każdy z czterech utworów ma do zaoferowania coś ciekawego. Np. Podolanka, będąca dialogiem dwojga zakochanych, których miłość prowadzi do nieszczęścia. Z drugiej strony Do Ciebie Kasiuniu bardziej przypomina piosenki śpiewane przy tzw. wykupinach panny młodej a Stoi Lipka charakteryzuje się użyciem ludowej gwary, z typowym nie tylko dla Mazur, mazurzeniem. Ostatnim i zarazem moim ulubionym utworem na tym minialbumie (co jest kolejną wspólną cechą każdej z tych czterech EPek) jest Z drugiej strony jeziora, będące bardzo energiczną i (wreszcie) mocniej rockową interpretacją ludowej pieśni Stoi Lipka Zielona (nie mylić z poprzednim numerem na trackliście!). Taka dynamiczna, gitarowa muzyka w folkowej stylizacji to coś, co trafia do mnie już od pierwszego odsłuchu! Trochę muszę tutaj posypać głowę popiołem, bo pierwszy kontakt z tym albumem miałem już kilka lat temu ale dopiero jakoś ten folkowy renesans jaki nastąpił w mojej bibliotece w ostatnich dwóch miesiącach pomógł mi tu powrócić. Nie żałuję i powoli zabieram się także do wydanej w 2024 roku długograja. Czas najwyższy nadrobić zaległości!

Wraz ze Żmijem wróciliśmy do Krakowa i ja również, w tym właśnie mieście kładę ostatnie szlify pod ten artykuł przed jego publikacją. Mam nadzieję, że te krótkie opisy czy też minirecenzje jak je szumnie nazwałem zachęcą Was do zapoznania się z twórczością wymienionych w tekście artystów. Naprawdę warto! A poniżej, jak przystało na "codzienną playlistę" cóż, playlista ;)

poniedziałek, 20 stycznia 2025

13.01-19.01.2025


Podobno dziś mamy Blue Monday, najbardziej depresyjny dzień w roku. Bez zbędnych wstępów sprawdźmy więc, czy dzisiejsze podsumowanie też będzie utrzymane w takich klimatach, czy uda się mi jednak wykrzesać w sobie, i w Was mam nadzieję, odrobinę energii i radości.

Najczęściej słuchanym przeze mnie w tym tygodniu utworem był nowy singiel szwedzkiego Avatarium - przejmujący, psychodeliczny blues My Hair Is On Fire (But I'll Take My Hand). Z niecierpliwością czekam na nowy album tej formacji, premiera zbliża się wielkimi krokami. Równie często sięgałem po utwór Mooring z wydanej w piątek płyty Whisper and Wane doomgaze'owego projektu Shedfromthebody. Pewnie pamiętacie, że pisałem o nich w piątkowym artykule. Cóż, póki co mamy rozmarzone, melancholijne klimaty. 

Co dalej? Pozostańmy może jeszcze w szeroko pojętym doom metalu. O niemieckim Evereve pisałem już w zeszłym tygodniu. Tym razem, prócz własnej interpretacji nieśmiertelnego House of a Rising Sun polecam Wam ich autorski numer zatytułowany Kolyma - melodyjne i sentymentalne, gotycko-doomowe granie, niosące ze sobą chłód północno-wschodniej Syberii.

Dość często sięgałem też po kamieniarskie odmiany doomu i rocka, głównie za sprawą dwóch zespołów, którym nie trzeba tłumaczyć czym jest fuzz. Brazylijskie Fuzz Sagrado i greckie Fuzzing Nation to przykład niesamowicie wciągającego, dusznego i pustynnego grania. W przypadku obu kapel mam tylko jedno zastrzeżenie. Po 4 utwory umieszczone na ich ostatnich EP-kach to zdecydowanie za mało. Do grupy kamieniarzy należy też, choć jego muzyka jest moim zdaniem nieco bardziej progresywna, belgijski Bulldozer and the Machine Guns. Ich utwór Woke up ma w sobie niesamowitą, bluesową atmosferę i idealnie nadaje się do tego, by z odpowiednim flow zaczynać każdy kolejny dzień.

Po raz pierwszy w tym artykule padło przed chwilą słowo progresywny. Czas więc na kilka zespołów z tej kategorii. Tu mamy ciekawą sytuację, gdyż sięgnąłem ostatnio do solowych projektów muzyków związanych z zespołami, będącymi w moim indywidualnym TOP 5 rocka neo-progresywnego. Kalle Walner, gitarzysta RPWL pod szyldem Blind Ego gra nieco cięższą muzykę niż jego macierzysta kapela, natomiast dla odmiany, basista brytyjskiego Galahad, Lee Abraham kieruje się bardziej w stronę refleksyjnego, akustyczno-klawiszowego grania. Oba projekty jednak wydały w zeszłym roku bardzo dobrze oceniane, tak przez krytyków jak i niżej podpisanego płyty i jeżeli nieobce Wam progresywne rewiry to zachęcam do zapoznania się z takimi albumami jak odpowiednio The Haunting Party i Origin of the Storm.

Zdecydowanie brutalniejszą ale nadal nieszablonową i kunsztowną muzykę gra niemiecki kolektyw The Ocean, znany przede wszystkim z concept albumów poświęconych różnym erom w geologicznej historii ziemi. Ich kompozycje łączą w sobie elementy metalu progresywnego, sludge'u a nawet post-hc. Z płyty na płytę pojawia się również coraz więcej czystych wokali i większy nacisk na budowanie odpowiedniej atmosfery. Dziś chciałbym podzielić się z Wami ciężkim, dusznym i gwałtownym jak pierwotna atmosfera Ziemi utworem Rhyacian z wydanej w 2007 roku Precambrian i zróżnicowanym, dynamicznym i melodyjnym Cambrian II: Eternal Recurrence, znajdującym się na 11 lat młodszej Phanerozoik I: Paleozoic. Tylko ostrzegam, w tej muzyce można zatonąć na dobre.

OK, czas teraz na bardziej energiczne i soczyste brzmienia. Na pierwszy rzut idzie kanadyjski Dagger ze swoją jedyną długogrającą płytą Not Afraid of the Night, wydaną w 1985 roku. Muzyka dynamiczna, głośna i przebojowa, nieustępująca w niczym hair-metalowym hitom szturmującym w tym czasie listy przebojów w położonym bardziej na południe kraju. Dziękuję Epoce Żelaza za kolejne interesujące odkrycie.

Następnie przenieśmy się właśnie do USA i czasów współczesnych, choć muzycznie nadal zatrzymamy się w tradycyjnie heavy metalowych terenach. Pochodząca z Bostonu Lady Beast ma na koncie cztery solidne albumy a niedługo premiera piątego. Ja aktualnie zasłuchuję się w (jeszcze) najnowszej The Vulture's Amulet, pełnej dynamicznych, gitarowych kawałków. Podobną muzykę grają też ich krajanie z Północne Karoliny - zespół Mega Colossus, którzy na swojej ostatniej płycie Showdown ocierają się nawet o typowo power metalową przebojowość. Lubię wracać do tego albumu, gdy mam ochotę na bardziej tradycyjne granie.
 
Rok 2025 wiąże się też z jubileuszem 40-lecia wydania jednej z najważniejszych w historii polskiego metalu płyty. Kawaleria Szatana Turbo to heavy/speed metalowa jazda bez trzymanki, przeplatana niekiedy, dla złapania oddechu bardziej stonowanym, marszowym numerem. Ja jednak najmocniej szaleję za tymi galopadami, takimi jak Dłoń potwora czy druga część Kawalerii. Oba te utwory wrzucam na playlistę ale powiedzcie szczerze, czy jest to dla Was jakaś nowość? Kawalerię moim zdaniem powinien znać każdy fan polskiego metalu!

Heavy/speed/power metal to też określenia pasujące do muzyki niemieckiego Paragon. Od wydania ich najświeższego krążka, Metaliation minęło może kilka tygodni, ja jednak, zainspirowany dyskusją jaka toczyła się na fanpejdżu zespołu postanowiłem sięgnąć w końcu po najlepiej oceniany a jakoś omijany przeze mnie krążek Force of Destruction. I co? Zaczynam pomału rozumieć tę fascynację fanów i krytyków, dostajemy bowiem dynamiczne, mocno gitarowe i zapadające w pamięć granie. Elementów speed i power metalowych mamy sporo ale kapela nie traci nic ze swojej surowości. Moje ulubione, na ten moment, numery to dwie perkusyjne galopady zatytułowane Tornado i Bullerstorm. Gorąco polecam!

Fani czystego power metalu również mogą zacierać ręce. Bardzo dobry debiut stał się udziałem fińskiego Dragonknight. Za mikrofonem stoi tam Mikael Salo, którego głos słychać też na świetnym krążku Imperium Romanum autorstwa Metal de Facto. No i mamy też Against the Wind - drugi z kolei singiel promujący nową płytę Avantasii. Po hardrockowym Creepshow dostajemy wreszcie soczysty power metal, który bez problemu mógłby trafić na tak klasyczne albumy Egduya jak Hellfire Club czy Mandrake. I nie odstawałby pod żadnym względem. Tobias Sammet po raz kolejny pokazuje, że potrafi zadowolić każdą grupę wśród swoich fanów. A tak naprawdę pisze to co ma w swym sercu i fajnie, że pokrywa się to w dużej mierze z zawartość mojego.
 
Na koniec coś z całkiem innej beczki. Surrealistyczna poezja ubrana w folkowe szaty, jaka raczą nas Tuleje w utworze Miąższ, w oryginalny sposób wykorzystującym dodatek w postaci dziecięcych wokali. 

I jak ten Niebieski Poniedziałek? Jak to zwykle na moich playlistach, trochę melancholii, trochę hedonizmu ale przede wszystkim, mam nadzieję, dużo dobrej muzyki. Dajcie znać co gra lub grało w tym czasie w Waszych sercach. Łapcie link do playlisty i trzymajcie się mocno!


piątek, 17 stycznia 2025

Doomgaze - Playlista Tematyczna

 


Metal jako gatunek stale ewoluuje, zmienia się, kształtuje pod wpływem różnych inspiracji, korzystając też z dorobku innych stylów muzyki alternatywnej czy też aktualnie obowiązujących trendów. Jest to dla nas, muzycznych poszukiwaczy bardzo dobra sytuacja, gdyż w swym nienasyceniu możemy eksplorować kolejne niezbadane terytoria. Pokazuje to też dobitnie, wszystkim malkontentom i gatekeeperom, że ta muzyka żyje, ma się dobrze i świetnie sobie radzi w coraz bardziej awangardowych szatach.

Jednym z takich gatunków fuzyjnych, jak je nazywam, jest niewątpliwie doomgaze. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że jest to proste połączenie doom metalu i shoegaze'a, stworzone troszkę na podobieństwo blackgaze'a. Nie wszyscy jednak wiedzą, że komponując materiał na Le Secret, Neige - ojciec tego ostatniego stylu, nie wiedział w ogóle, że istnieje coś takiego jak shoegaze. Podobnie jak Justin Broderick, gdy po odejściu z industrial metalowego Godflesh zaczynał pracę na debiutancką płytą projektu Jesu, nie spodziewał się, że przyczynia się do powstania nowego stylu, który z czasem zaczął zyskiwać coraz większą popularność.

Czym więc charakteryzuje się doomgaze? Mamy tu jednocześnie, choć w różnych proporcjach, obecne eteryczne, senne brzmienia i częste stosowanie masywnej gitarowej ściany dźwięku z charakterystycznymi dla doom metalu ciężarem i powolnym tempem utworów. Kompozycje płyną lub suną majestatycznie roztaczając wokół siebie atmosferę tajemnicy, niepokoju czy grozy. W warstwie wokalnej dominuje czysty śpiew, często cichy, szepczący i hipnotyzująco melodyjny, choć zdarza się też użycie hardcorowego krzyku czy death/doomowych growli. W muzyce części wykonawców zaznaczają się też właśnie wpływy post-hc czy ogólnie pojętego post-rocka/post-metalu. 

Tematyka utworów jest zazwyczaj poświęcona emocjom, przeżyciom wewnętrznym, przemijaniu czy samotności i ma bardzo instrospekcyjny charakter. 

Tyle tytułem wstępu. Poniżej chciałbym zaprezentować Wam krótkie sylwetki 13 artystów, wśród których są zarówno typowi przedstawiciele tego nurtu jak i ci, w których muzyce mozna odnaleźć pokrewne doomgaze'owi cechy. Jest to oczywiście wybór jak najbardziej subiektywny ale mam nadzieję, że po lekturze artykułu i odsłuchu dołączonej do niego playlisty podzielicie się ze mną swoimi doomgaze'owymi faworytami.

1. Jesu - początkowo jednoosobowy projekt, później pełnoprawny zespół muzyczny założony w 2003 roku przez Justina Brodericka, byłego muzyka m.in. Napalm Death czy Godflesh. Ich drugi długogrający album - Conqueror jest jednym z pierwszych przykładów doomgaze'a. Muzyka Jesu skupia się na wolnych tempach, potężnych riffach i emocjonalnych wokalizach. Można usłyszeć też echa takich gatunków jak post-rock, ambient czy industrial

2. Mountaineer - amerykański zespół doomgaze'owy/post-metalowy z wpływami m.in. sludge metalu. Ich znakiem rozpoznawczym są atmosferyczne, epickie i przesycone gwałtownymi emocjami kompozycje. Ich ostatni album, wydany w lipcu 2024 roku Dawn And All That Follows powinniście kojarzyć z moich playlist a przede wszystkim z podsumowania roku, gdzie uplasował się dość wysoko w rankingu

3. Frayle - ciężar, smutek i zapadające na długo w pamięć melodie - to mój opis muzyki, którą gra ten amerykański zespół. Sami muzycy zaś w bardzo poetycki sposób mówią, że jest to muzyka nocnego nieba. Opis równie adekwatny. A nad tym wszystkim unosi się nieziemsko urzekający głos Gwynn Strang - to trzeba usłyszeć na własne uszy!

4. SOM - amerykańska ekipa, która łączy w sobie wiele elementów doom metalu, shoegaze'a czy dream popu, przez co bywa nieraz określona mianem doom popowej. Jest to jednak jak najbardziej pozytywne określenie na tę przejmującą i piękną w swej melancholii muzykę

5. Spotlights - płynąca prosto z serca muzyka pełna onirycznej atmosfery, silnych emocji i zaklętego w dźwiękach piękna. Doomgaze, sludge i post-rock złączone w idealnych proporcjach

6. Breaths - amerykański projekt, w przypadku którego ciężko ograniczyć się do jednego konkretnego gatunku, czerpie bowiem garściami z tak różnych stylów jak doomgaze, black, post a nawet nu metal aż po dark ambient . Każde ich wydawnictwo to eteryczna, melancholijna podróż okraszona poetyckimi tekstami, delikatnym wokalem i gitarowymi ścianami dźwięku

7. Iress - ekipa ze słonecznego Los Angeles grająca mroczną i powolną muzykę. Piękno i smutek, ciężar i subtelność - ta muzyka pełna jest sprzeczności ale odkrywanie ich to prawdziwa przyjemność 

8. PIA ISA - solowy projekt wokalistki heavy psychowego Superlynx. Ciężkie, powolne i rozmarzone dźwięki określane nieraz nawet mianem dronegaze'u

9. Torche - kolejny w tym zestawieniu przedstawiciel amerykańskiej sceny muzycznej. Przestrzenne, wielowarstwowe kompozycje zbudowane są na potężnych gitarowych riffach i subtelnych wokalnych harmoniach. Niestety, ich najlepsze do tej pory dzieło, Admission z 2019 roku okazało się być ostatnim

10. Shedfromthebody - jednoosobowy projekt fińskiej artystki Suvi Savikko. Eteryczne krajobrazy muzyczne pełne nawiązań do klasycznego doom metalu, folku czy alternatywy lat 90-ych wciągają na długie godziny. Dokładnie dziś premierę miał jej kolejny krążek, Whisper and Wane, w który pomału się właśnie zanurzam

11. Isaurian - ponownie Ameryka, tym razem Południowa. Brazylijski zespół tworzący ciężką, intensywną i pełną złożonych emocji mieszaninę doomgaze'a i post-metalu. Dość często goszczą u mnie ostatnio i przyznam się, że to ich odkrycie popchnęło mnie do przygotowania dzisiejszego wpisu

12. Latitudes - brytyjska kapela tworząca szeroko pojęty metal eksperymentalny. Początkowo w pełni instrumentalna zaczęła coraz śmielej korzystać z delikatnych, rozmarzonych wokali> Ich brzmienie ewoluuje z albumu na album zbliżając się na ostatnich dwóch (zresztą moich ulubionych) do pokrewnej doomgaze'owi estetyki

13. Remina - Heike Langhans nie trzeba chyba przedstawiać żadnemu miłośnikowi metalowej melancholii. Choć Remina najczęściej bywa określana mianem gotyckiego lub atmosferycznego doom metalu w eterycznym wokalu Heike i ciężkich, powolnych tempach nie da się nie odnaleźć jakiegoś pierwiastka doomgaze'u.

Poniżej oczywiście playlista - po 3 utwory każdego z wykonwaców. Zachęcam do odsłuchu i zanurzenia się w te eteryczne, melancholijne dźwięki. Dajcie znać, który artysta najbardziej Wam się spodobał i jak zwykle czekam na polecenia z Waszej strony. Stay Doom... gaze!

Playlista: The Best of Doomgaze

poniedziałek, 13 stycznia 2025

06.01-12.01.2025

 

Cześć wszystkim. Zapraszam na tradycyjne, poniedziałkowe podsumowanie ostatniego tygodnia. Kontynuowałem w nim wątki progresywno-psychodeliczne ale i sporo miejsca zyskały inne gatunki. Mimo braku ciekawych premier moja muzyczna kronika wzbogaciła się również o kilka ciekawych nowości. O wszystkim poniżej.

Nie ustaje moje zauroczenie płytą Origin of the Storm autorstwa Lee Abrahama, na co dzień basisty neo-progresywnego Galahad. W swojej solowej twórczości również trzyma się szeroko pojętej muzyki progresywnej, jednak w zdecydowanie bardziej balladowo-refleksyjnym tonie. Wychodzi mu to świetnie a takich utworów jak Hole in the Sky czy Chalk Hill słucha się z prawdziwą przyjemnością.

Wielu muzycznych doznań dostarcza też płyta Ugly Monsters, polsko-boliwijskiego ATAN. Zróżnicowana i nieszablonowa prezentuje różne odcienie progresywnego metalu. Moim ulubionym utworem jest bez wątpienia Protected i to ten numer wrzucam na dzisiejszą playlistę.

Od kilku dobrych lat jestem wielkim fanem niemieckiego kolektywu The Ocean. Każda ich płyta jest pełna niebanalnych dźwięków i intensywnych emocji. Najbliżej mi jednak do pierwszej części dyptyku Phanerozoic, czyli : Paleozoic. Nie dość, że była to płyta od której zacząłem swoją przygodę z tym projektem to znajduje się tam jedna z najlepszych kompozycji w ich całej dyskografii, czyli Cambrian II: Eternal Recurrence, gdzie niemal hard-corowy growling przeplata się z lirycznymi, refleksyjnymi partiami. Coś niesamowitego od pierwszej do ostatniej minuty. 

Progresywny rock grała też w pierwszych latach swego istnienia lubelska Budka Suflera. Potem bywało różnie ale mimo to, w jej dyskografii nadal pojawiały się płyty z ambitną muzyką. Jedną z nich jest bardzo elektroniczny a przy tym pełny psychodelicznej atmosfery Czas czekania, czas olśnienia. Niedawno w internecie pojawiła się pierwsza wersja tytułowego utworu, nagrana jeszcze z Felicjanem Andrzejczakiem i całkiem innym tekstem. Pisałem o niej w niedzielę na Facebooku. Odsłuch tego utworu sprawił, że postanowiłem odświeżyć sobie cały Czas... w ostatecznej formie, z Krzysztofem Cugowskim na wokalu. Muszę przyznać, że zarówno finalna wersja jak i dwie poprzednie (w YouTube jest też piosenka Luty śpiewana przez Cugowskiego) mają w sobie coś niezwykłego. Zachęcam do sprawdzenia ich w internecie a na playlistę wrzucam ponad 9-minutową, albumową aranżację tego utworu. 

W kategorii psychodelia czas na stoner/doomowe brzmienia. O Bulldozer and the Machine Guns piszę od kilku tygodni w kontekście zeszłorocznej płyty pt. PSILO. Nadal często płynie ona z moich głośników ale postanowiłem też zapoznać się z poprzednimi dziełami belgijskie kapeli. Tak trafiłem na utwór Thunderhead z wydanej w 2023 roku EP-ki Ballads in drop C, pełen brudnej, fuzzowej energii.

Grudniowa lista Doom Charts odpowiada za jedno z moich ciekawszych odkryć tego tygodnia. Mowa o brazylijskim Fuzz Sagrado i ich najnowszej, czteroutworowej EP-ce Cold Remains. Dynamiczne toner rockowe dźwięki z odrobiną latynoskiego vibe'u sprawiają że na dzisiejszej playliście lądują aż trzy utwory z tej mini płyty.

Gothic/doom metalowy Aiwaz jest z kolei, jak już pewnie wiecie, największym odkryciem ostatniego kwartału. Często wracam do ich debiutanckiej płyty a utwór Garden of Despair trafił na podsumowującą cały 2024 rok playlistę. 

The Foreshadowing również wydało w zeszłym roku nowy album - New Wave Order, któremu brakło naprawdę niewiele by znaleźć się w mojej rocznej topce. Szczególnie do gustu przypadł mi utwór Vox Populi, melancholijnie majestatyczny.

W podobnym klimacie tworzyło kiedyś niemieckie Evereve. Zaczynając od ciężkiego i brutalnego death/doomu z płyty na płytę grali coraz łagodniej, kończąc swoją karierę bardzo elektronicznym Emisson. Ja najczęściej wracam do gotyckiego The Regret, na którym umieścili moim zdaniem najlepszy cover nieśmiertelnego House of the Rising Sun. Polecam!

Miłośnicy doom metalu powinni też zainteresować się nowym singlem szwedzkiego Avatarium. My Hair Is on Fire (But I'll Take Your Hand) to przejmujący psychodeliczny blues. Nie pierwszy zresztą w ich karierze. 

Kolejne ważne odkrycie z mijającego tygodnia to dream rockowe Snailgaze. Ich debiutancki album to zbiór wielu eterycznych, nastrojowych kawałków, które na długo zostają w pamięci. Nieczęsto sięgam po taką muzykę ale gdy już się przekonam to na całego.

Eteryczne, shoegaze'owr brzmienia to z kolei znak rozpoznawczy oświęcimskiego Zachwytu. Ich drugi album, Wolniej pomimo świetnych recenzji jakoś nie może mnie w pełni do siebie przekonać. Jest na nim jednak kilka utworach, które potrafią mnie nomen omen zachwycić. Są to Strych i Prześwit, które niniejszym trafiają na dzisiejszą playlistę.

Z innych polskich wykonawców nadal zachwycam się dark folkowym Dymem, tym razem za sprawą kompozycji pod tytułem Bairka, pełnej subtelnego mistycyzmu.

Jeszcze moment na wspomnienie o aorowej Angelinie i niemieckim Violet - dla nich czas zatrzymał się koło 1986 roku. 

...I przechodzimy do ostatniego, dość pokaźnego fragmentu artykułu, poświęconego bardziej tradycyjnym gatunkom metalu. Tu jako pierwszy przykład podam pochodząca z Pensylwanii kapelę o jakże klasycznej nazwie Lady Beast. Co my tu mamy? Epicka nwothm z mocnym, żeńskim wokalem i wpływami amerykańskiego power metalu. Ogólnie dużo krwi, ognia i stali. Jeśli lubicie nasz polski Crystal Viper to gwarantuję, że jego odpowiednik zza wielkiej wody na pewno przypadnie Wam do gustu.

Kolejny amerykański zespół, tym razem bardziej powerowy choć nadal z dużym pierwiastkiem solidnego heavy to bostoński Owlbear. Przy okazji premiery zapowiadającego nowy album singla As Arrows Hail odświeżyłem sobie trochę utworów z ich debiutu, Chaos to the Realm a zwłaszcza miażdżący swoją szybkością i melodią Bastard Sons

Zza oceanu pochodzi też Knightfall, power metalowy projekt Keitha Dombrowskiego. Stylizowany na metalową operę urzeka melodiami i bogatymi symfonicznymi aranżacjami.

Stawkę zamykają jeszcze niemieccy superbohaterzy z Grailknights, tu w postaci utworu Anna Lee - rzewnej ballady o miłości, tęsknocie i stracie.

I to już wszystko. Na koniec jak zwykle tygodniowa playlista. Miłego odsłuchu i przyjemnego wieczoru! Dajcie też znać, czego aktualnie najchętniej słuchacie!

Playlista: 12.01.2025

piątek, 10 stycznia 2025

Snails & Slugs - Playlista Tematyczna

 


Czas na kolejną odsłonę naszego "zwierzęcego cyklu". Pomysł na ten artykuł powstał niemalże równolegle z poprzednim, poświęconym wielkim kotom, czyli na przełomie września i października, jednak w tym przypadku zdecydowanie więcej czasu zajęło mi skompletowanie odpowiedniej listy wykonawców. Potrzebowałem też pewnej odmiany stylistycznej więc utrzymane w konwencji glam i heavy metalowej lwy i tygrysy dobrze kontrastowały ze stoner/doomowymi trąbowcami i płazami. Dziś jednak pora wrócić do bardziej klimatycznej i wolniejszej muzyki a czy jest ku temu lepszy powód niż playlista z utworami wykonawców mającyh w swej nazwie to nienależące do najszybszych zwierzę?

Chciałem tu napisać, że ślimaki są symbolem powolności i ociężałości ale gdy zagłębiłem się mocniej w temat okazuje się, że ich symbolika jest znacznie bogatsza. Między innymi ślimaki symbolizują cierpliwość i wytrwałość ale także spokój, tolerancję i, jak na przykład w Mezopotamii, wieczność. W języku angielskim na określenie ślimaka funkcjonują dwa określenia, w zależności od jego wyglądu zewnętrznego. 

Słowo snail - oznacza "klasyczną" postać ślimaka, czyli krótko mówiąc ślimaka posiadającego muszlę, natomiast slug obejmuje ślimaki nagie, zwane w Polsce pomrowami. Stąd też taki a nie inny tytuł dzisiejszego artykułu i wybór odpowiednich wykonawców do playlisty. Ale to tyle tytułem wstępu. Czas przyjrzeć się zawartości muzycznej.

1. Snailgaze - odkrycie tej niemieckiej kapeli przyspieszyło decyzję o przygotowaniu dzisiejszego artykułu. Mamy tutaj do czynienia z przestrzennym, atmosferycznym dream rockiem, w którym pastelowe gitary mieszają się też z typowymi dla shoegaze'u ścianami dźwięku. Ja od kilku dni jestem dosłownie zauroczony tą muzyką

2. Spaceslug - wrocławskie trio można już śmiało nazwać "instytucją" na rodzimej stoner/doomowej scenie. Każde nowe wydawnictwo stanowi prawdziwą dźwiękową i emocjonalną ucztą a ich psychodeliczne granie może stanowić wzór dla calej rzeszy młodych artystów

3. Snails to Space - dla odmiany bardziej energetyczna muzyka, zawierająca w sobie elementy industrialu, funku i rocka alternatywna. A to wszystko skąpane w mrocznej, futurystycznej atmosferze. Na swoim koncie mają tylko wydaną w zeszłym roku EP-kę ale mam nadzieję, że na tym nie poprzestaną

4. Motherslug - ciężki i tłusty stoner/doom z dalekiej Australii. Ich debiut, Electric Dunes of Titan zrobił na mnie niemałe wrażenie, będąc razem ze wspomnianym wyżej Spaceslugiem swoistym drogowskazem pchającym mnie w stronę kamieniarskiego grania. 

5. Snailface - ciężki rock progresywny ze stonerowymi wpływami, założony przez muzyków grających na codzień w sludge/noise rockowym Kowloon Walled City. Głównym konceptem, wokół którego kręci się ich twórczość w tym projekcie są poszukiwania Wielkiej Stopy i biwakowanie. Brzmi ciekawie? A jak!

6. Iron Slug - pochodzące z Kentu w południowo-wschodniej Anglii sludge/doom metalowe trio wydało w 2024 roku swoje dwie debiutanckie EP-ki docenione przez krytyków jak i słuchaczy, m.in. trafiając na grudniową listę Doom Charts, co dla czytelników tej strony powinno być już mocną rekomendacją, by zapoznać się z ich twórczością

7. SnailGardN - jak sami mówią o sobie, są jedynym zespołem na świecie grającym snailmetal. A z czym to się je? Generalnie węgierskiej kapeli najbliżej stylistycznie do nu metalu, choć nie brak tu nawiązań i inspiracji innymi podgatunkami ciężkiego grania

8. Slug Mammoth - zespół, który dzięki swojej nazwie mógłby trafić jednocześnie na dwie z moich "zwierzęcych" playlist. Jednak jest tu coś więcej niż tylko charakterystyczna nazwa. Tym czymś jest niezwykle klimatyczny psychodeliczny doom, który zabierze Was w niejeden przesycony basowym terrorem bad trip. Wchodzicie na własną odpowiedzialność!

Na zakończenie łapcie link do playlisty, zawierającej po 4 utwory z dyskografii każdego wymienionego powyżej zespołu. Mam nadzieję, że przy tych dźwiękach spędzicie przyjemne, leniwe [sic!] popołudnie i często będziecie do nich wracać. Może to będzie początek jakiejś nowej wielkiej przyjaźni jak ta, która połączyła Froglorda z jednym z gruzowych blogerów? A jeżeli znacie jeszcze jakieś inne "ślimacze" zespoły to dajcie znać, chętnie posłucham :) 

Playlista: Snails & Slugs

poniedziałek, 6 stycznia 2025

30.12.2024-05.01.2025

 


Pierwsze podsumowanie tygodnia w nowym roku zawsze jest dość szczególne. Przeplatają się w nim zazwyczaj ulubione utwory z całego roku, odkrycia z topek innych blogerów czy albumy, które przegapiłem a, korzystając z niewielkiej ilości premier w okresie okołosylwestrowym, na które mam wreszcie trochę więcej czasu. Jest to więc naprawdę bogate stylistycznie towarzystwo. Zobaczmy, czy w tym roku udało się zachować tę prawidłowość.

W top 30 moich ulubionych płyt wydanych w 2024 roku znalazła się Mysteria niemieckiego zespołu Violet. Od utworu Angelina (Talk to me), będącego kwintesencją ich aorowego stylu już chyba się uzależniłem. 

Bardzo ciekawe zestawienie ulubionych albumów zaprezentował fanpage Nadajnik. W tym jakże typowym dla niego miksie gatunków szczególnie upodobałem sobie avant-folkowe Tuleje. Puste Ulice to płyta w przedziwny sposób łącząca surrealizm z nowoczesną, "miejską" ludowością. Dwa utwory z tego albumu, hipnotyzująca Warząchew i stonowana Żaluzja dołączają do dark-kołofolkowych misteriów serwowanych przez DYM i wspólnie dodają do mojej power-hard rockowej playlisty mocny, folklorystyczny pierwiastek.

Z tą power-hard rockową playlistą jest dziś trochę jak z tymi rowerami na Placu Czerwonym. Hard-rock to tylko wspomniana na początku Angelina a i power metal nie ma jakiejś pokaźnej reprezentacji.

Najważniejszy w tym gronie jest Knightfall, projekt amerykańskiego muzyka Keitha Dombrowskiego, do którego współtworzenia zaprosił wielu zaprzyjaźnionych muzyków tworząc coś na kształt metalowej opery. Od kilku miesięcy byliśmy teasowani kolejnymi singlami zapowiadającymi debiutancki album aż w końcu w Wigilię w streamingach pojawiła się Destiny Calling, którą, co tu dużo ukrywać, jestem oczarowany. Muzycznie brzmi to trochę jak połączenie przebojowości Avantasii (ultramelodyjne Waiting For You) z epickością Rhapsody (rycerskie Warcries). Myślę, że taka charakterystyka każdemu miłośnikowi gatunku wystarczy za rekomendację.

Poza tym na playliście znajdziecie dziś też utwory niekatywnego już niestety niemieckiego Domain i mistrzów power-proga w postaci Symphony X.

W ogóle dzisiejsze podsumowanie ma zdecydowanie mocno progresywne oblicze. 

O polsko-boliwijskim ATAN słyszałem od dawna i zamierzałem przysiąść do ich muzyki. Nigdy jakoś jednak nie było ku temu odpowiedniego momentu. Okazja przydarzyła się sama, gdy wygrałem ich płytę Ugly Monsters w głosowaniu na album miesiąca fanpage'a Polska Muzyka Alternatywna. Cóż, pretensję mogę mieć tylko do siebie, że tak długo zwlekałem ponieważ jest to niezwykle interesująca muzyka, balansująca pomiędzy rockiem a metalem progresywnym. Po kilku pierwszych odsłuchach już zawładnęły mną powoli przyspieszające Protected czy lekko orientalna melodia utworu Faces. Jest to jednak tylko wierzchołek góry lodowej i każdego wahającego się zachęcam do podjęcia jedynej słusznej decyzji i wsłuchaniu się w tę dopracowaną do najdrobniejszych szczegółów paletę dźwięków.

Następnie kilka słów o albumie z kategorii "nadrabiam zaległości płytowe". Lee Abraham to basista brytyjskiego zespołu neo-progowego Galahad, jednego z moich ulubionych w tym gatunku. Od wielu lat muzyk rozwija też karierę solową. W zeszłym roku ukazała się jego jedenasty krążek zatytułowany Origin of the Storm. Jest to spokojna, refleksyjna płyta pełna misternych prog-rockowych ballad. Gdzieś w tle pojawiają się gitary elektryczne ale pierwsze skrzypce grają zwykle pianino i akustyki. Wśród 7 obecnych na niej utworów szczególnie upodobałem sobie trzy - rozmarzony Chalk Hill, emocjonalny When I Need a Friend i przede wszystkim zmuszający do zastanowienia Hole In the Sky

Ciekawy motyw przewodni ma też wydawnictwo, które powinniście znać z ostatniego podsumowania tygodnia. Brytyjski projekt Age of Distraction w swoim debiucie zatytułowanym A Game of Whispers skupia się na różnych, nierzadko trudnych ludzkich emocjach. Doskonale pasuje to do zapewniającej całą gamę intensywnych przeżyć muzyki. Na dzisiejszej playliście meldują się trzy pochodzące z tego albumu utwory.

Sylwestrowy post Połamane dźwięki zainspirował mnie do powrotu, po naprawdę długiej przerwie do mojego własnego funeral doomowego ideału jakim jest fiński Shape of Despair. Ich drugi album Angels of Distress był, obok Like Gods of the Sun MDB moim pierwszym kontaktem z ogólnie pojętą muzyką doom metalową. Teraz powróciłem właśnie do tytułowego utworu z tej płyty, majestatycznego i prowadzonego piękną grą iście pogrzebowych klawiszy.

Nie brakło też w moich głośnikach lżejszych odmian tego najsmutniejszego gatunku metalu. Za przykład niech posłuży brudny, stonerowy Bulldozer and the Machine Guns, którego utwory mają w sobie jednak coś niezwykle wciągającego, zwłaszcza kamieniarska ballada Reveal the Power czy hipnotyzujący głębokim basem Woke up

Nowy singiel wydała też łącząca occult rock z tradycyjnym doomem Lady Luna and the Devil. Under the Crimson Moon to ciężki, psychodeliczny i utrzymany w klimacie horroru kawałek, który budzi apetyt na więcej. Czekamy więc.

Brazylijski Isaurian to znowu przedstawiciel bardziej peryferyjnego w stosunku do doom metalu gatunku jakim jest doomgaze. Ich muzyka zgrabnie łączy w sobie elementy doom i post-metalu z shoegaze'm. Wychodzi z tego bardzo eteryczna i melancholijna całość. Na szczególną uwagę zasługuje wydany w tym roku album The Pulsing Rush, na którym mamy świetny opener w postaci Heart Like a Curse czy niemalże ambientowy Pale Blue Dot. A to tylko 2 z 7 utworów, potencjał jest więc duży.

Na koniec zostawiłem sobie najdalszy w dzisiejszym artykule skok w czasie jakim jest wydana w 1999 roku Endorama jednego z wielkiej trójki niemieckiego thrash metalu - Kreatora. Ostatnia dekada XX wieku jak ogólnie wiadomo była chudymi latami w historii tego gatunku. Jednak albumy, które wtedy nagrały niejednokrotnie charakteryzowały się szukaniem nowych, nietypowych dla danego zespołu brzmień. Raz wychodziło to lepiej, raz gorzej. W tym okresie Kreator wydał aż cztery takie "niekanoniczne" krążki, z których moim ulubionym jest właśnie ta mocno romansująca z metalem gotyckim Endorama. Jest to też pierwszy album tego zespołu, jaki w ogóle słyszałem więc ma to pewnie duży wpływ na moją opinię. Będę jednak stały w uczuciach i naprawdę, pomimo wydania wcześniej i później wielu świetnych krążków, uważam że Endorama zasługuje na miejsce w pierwszej trójce albumów Kreatora. A moje słowa niech potwierdzą cztery utwory, z którymi zapoznać możecie się na dzisiejszej playliście. 

Tym gotycko-thrashowym akcentem zamykam już dzisiejszy artykuł. Dołączam do niego, jak zwykle 30-utworową playlistę, na której znajdziecie najczęściej słuchane w ostatnim tygodniu przeze mnie utwory. Mam nadzieję, że w tym tyglu gatunków i stylów znajdziecie coś dla siebie. Liczę też na jakieś ciekawe polecenia z Waszej strony. Trzymajcie się!

Playlista: 05.01.2025

czwartek, 2 stycznia 2025

The Best of 2024 - Podsumowanie Roku

 


Witajcie w 2025 roku! Najwyższy czas bym i ja, wzorem moich kolegów blogerów muzycznych zaprezentował Wam moje podsumowanie Roku Pańskiego 2024-ego. Był to czas wielu wspaniałych krążków, zarówno debiutów jak i kolejnych pozycji w dyskografii uznanych rockowo-metalowych firm. Pojawiło się też kilka do tej pory pomijanych przeze mnie gatunków. Według last.fm w 2024 roku przesłuchałem co najmniej jedną piosenkę z oszałamiającej liczby 4191 albumów. Dziś ograniczę się tylko do tych, które polubiłem najbardziej i spędziłem przy nich najwięcej czasu. 

1, Rhapsody of Fire - Challenge the Wind - król symfonicznego power metalu jest tylko jeden. Choć z płyty na płytę coraz więcej czuć tu progresywnych naleciałości to ekipa pod wodzą Alexa Staropoli z podniesioną głową kontynuuje legendę Rhapsody dopisując do niej kolejne piękne rozdziały!

2. TOŃ - Korzenie - muzyczne objawienie roku! Stoner, doom, psychodelia i delikatne odcienie folku - od tego połączenia nie sposób się oderwać.

3. Sonata Arctica - Clear Cold Beyond - triumfalny powrót do power metalowych korzeni po mniej lub bardziej udanych eksperymentach muzycznych. Jest to co prawda, power metal po przejściach ale w tym dojrzałym, wzbogaconym ale nie przeciążonym innymi inspiracjami brzmieniu kryje się klucz do sukcesu

4. Mago de Oz - Alicia en el Metalverso - pierwszy album z Rafą Biasem na wokalu, w którym elementy folkowe i metalowe w końcu udało się wyważyć niemal idealnie

5. Acid Mammoth - Supersonic Megafauna Collision - po raz kolejny włoscy stoner/doomerzy serwują nam hipnotyzująco-przebojowe melodie wgniatające słuchacza w fotel niczym stado rozpędzonych mamutów

6. Powerwolf - Wake Up the Wicked - niemiecka ekipa trzyma się mocno wypracowanego przez lata stylu, póki jednak ich muzyka przynosi tyle dobrej energii i rozrywki nie zamierzam posądzać ich o wtórność

7. Elettra Storm - Powerlords - najważniejszy power metalowy debiut tego roku. Szybkie, łatwo wpadające w ucho utwory, elementy symfoniczne i fajne połączenie głosów Crystal i Francisa potrafią wciągnąć na długo

8. Big Big Train - The Likes of Us - pierwsza płyta Brytyjczyków od tragicznej śmierci wieloletniego wokalisty Davida Longdona. Na szczęście, udało im się z tym jakże niewdzięcznym i trudnym zadaniem uporać niespodziewanie dobrze, oddając tym samym hołd zmarłemu koledze

9. Lucifer - Lucifer V - kolejna bardzo dobra pozycja w dyskografii tej szwedzkiej grupy. Jeśli łączyć hard rock z doom metalem to tylko w ten sposób!

10. Alterium - Of War and Flames - debiut nowego zespołu znanej z Kalidii Nicoletty Rosellini i zarazem kolejny przedstawiciel włoskiej szkoły power metalu. Album pełen dynamicznych i zagranych z pasją symfoniczno-powerowych kompozycji

11. Mountaineer - Dawn and All That Follows - doomgaze'owa płyta roku. Przestrzenne, eteryczne dźwięki nasycone doom metalową melancholią i ciężarem

12. Konstelacje - Zenit - niebanalny rock alternatywny, gdzie na jednej płycie sąsiadują ze sobą rap z iście death-metalowym growlingiem

13. My Dying Bride - A Mortal Binding - smutek, rozpacz i żal wyrażone poprzez wierny tradycji, wykwintny death/doom metal

14. Axxis - Coming Home - niemieckiej kapeli na jednym albumie udało się zmieścić niemal wszystkie inspiracje i style, z jakich byli znani przez ponad 35 lat działalności. Dla fanów tak hard rocka jak power metalu pozycja obowiązkowa!

15. Freedom Call - Silver Romance - kolejna płyta niemieckich "happy metalowców" jest taka jaka miała być - szybka, melodyjna i pełna pozytywnej energii

16. XIII. Stoleti - Noc vlku - warto było czekać te 8 lat na kolejny krążek czeskich mistrzów gotyckiego rocka, jest to bowiem płyta kompletna od startu po zakończenie, zróżnicowana ale nie tracąca nic z typowego "trzynastkowego" klimatu

17. Kaipa - Sommargryningsljus - kolejna magiczna muzyczna podróż z legendą progresywnego folk-rocka. Gitary i skrzypce, klawisze i flety zamknięte w ośmiu kunsztownie skonstruowanych kompozycjach 

18. Cruzh - The Jungle Revolution - jeśli najlepszy utwór na płycie to FL88 (Feels Like '88) już wiesz, że możesz się spodziewać energetycznego i melodyjnego hard rocka, czerpiącego garściami ze spuścizny sceny hair metalowej

19. Aiwaz - Darrkh... It is! - gothic/doom metalowa poezja, dekadencka i pełna melancholii. Jedno z moich najważniejszych odkryć mijającego roku

20. Unleash the Tapir - Hope - prog-rockowy debiut roku. Muzyka niebanalna, zróżnicowana a przy tym wszystkim trafiająca prosto w serce

21. Metalite - Expedition One - bombastyczny, naładowany elektroniką power metal z niesamowitą Eriką Ohlsson na wokalu

22. Kissin' Dynamite - Back with A Bang - przebojowe melodie, soczyste gitary i energiczne rytmy - to nie Sunset Strip pod koniec lat 80-ych, to niemiecka kapela w XXI wieku!

23. Huis - In the Face of the Unknown - osiem muzycznych perełek utkanych z emocji i tego niezwykłego uczucia tajemnicy jakie przynosi nam stawianie czoła nieznanemu. Kanada po raz kolejny udowadnia, że w świecie rocka progresywnego to światowa czołówka

24. Jim Peterik and World Stage - Roots & Shoots Vol.1 - legendarny założyciel i gitarzysta Survivor w towarzystwie utalentowanych wokalistów nowego i starszego pokolenia. Uczta dla każdego miłośnika AOR

25. Lords of Black - Mechanics of Predacity - Ronnie Romero to taki nowy Jorn Lande, wszędzie go pełno, wszędzie jednak staje na wysokości zadania. Tu w swoim macierzystym zespole z solidnym i ciężkim heavy/power metalem

26. Violet - Mysteria - album, który zawładnął mną w ostatnim miesiącu i szturmem wdarł się do dzisiejszego rankingu - zmysłowy i przebojowy AOR w mocno 80-owym stylu

27. Dragony - Hic Svnt Dracones - Wikingowie i smoki spotykają się w Nowym Świecie a to wszystko opowiedziane przy pomocy melodyjnego i energicznego symfonicznego power metalu

28. A Neverending John's Dream - Coming Back to Paradise - jeśli ktoś kiedyś spyta, jak mógłby wyglądać epicki i progresywny AOR polećcie mu tę płytę, kawał melodyjnego ale i nieszablonowego zarazem gitarowego grania

29. Damh the Bard - Raise the Flag of Green - angielski bard z gitarą zamiast lutni przekazuje nam swoją miłość do dziewiczej natury, zanurzcie się w te dźwięki i wspólnie wznieśmy flagę Zieleni!

30. Dawn of Destiny - IX - słucham tego niemieckiego zespołu od 15-16 lat i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Solidny symfoniczny power z mocnym, kobiecym wokalem.

To jednak nie wszystkie z najczęściej słuchanych w tym roku przeze mnie albumów. Chciałbym jeszcze wspomnieć o kilku, wydanych w poprzednich latach, w którym zawdzięczam wiele niezwykłych muzycznych przeżyć. 

Wij - Przestwór - przełom 23/24 należał z pewnością do tej trójgłowej, sześcionogiej bestii. Ich muzykę określa się jako połączenie stonera doomu i proto-metalu, jednak podobnie jak w przypadku Toni, żadne szufladkowanie nie ma tu racji bytu. Trzeba po prostu posłuchać.

ShadowStrike - Traveler's Tales - uważany przez wielu za jeden z najlepszych power metalowych albumów 2023 roku do mnie trafił nieco później, gdy jak to zwykle w styczniu nadrabiałem płytowe zaległości z poprzednich 12 miesięcy. Trafił i rozgościł się na dłużej, bo to bardzo udana, bogata w symfoniczne aranże płyta. Warto śledzić dalszy rozwój tej nowojorskiej formacji

 Alice Cooper - Trash i Brutal Planet - pierwsza to klasyka, do której często wracam, z drugą zapoznałem się bliżej dopiero w tym roku i jestem pod wrażeniem jak można fajnie wykorzystać elementy jakże popularnego w 2000 roku nu metalu a mimo wszystko nadal pozostać tym samym starym, dobrym Alice Cooperem 

Poniżej licząca sobie aż 50 pozycji playlista, na której znajdziecie najczęściej słuchane przeze mnie w 2024 roku utwory. Mam nadzieję, że dzięki niej uda Wam się dokonać przynajmniej kilku ciekawych muzycznych odkryć. Miłej lektury i owocnego odsłuchu! A przede wszystkim, już oficjalnie, wszystkiego co najlepsze w Nowym 2025 Roku!

Playlista: The Best of 2024


Najpopularniejsze